Znaleziono 29 wyników

autor: Strzegący Kolec
12 mar 2017, 3:40
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Samotny pagórek
Odpowiedzi: 636
Odsłony: 85921

Właściwie to się nawet specjalnie nie nudził. Rozglądał się, spacerował, poszukiwał. Czego? Na to chyba każdy już znał odpowiedź. Niestety, nie miał szczęścia, w najbliższej okolicy nie było żadnych kamieni. Mógł zapuścić się gdzieś dalej, w końcu miał sporo czasu, ale wolał zostać w pobliżu. Na wypadek, gdyby Bzu Imiennemu zeszło na dotarcie do obozu mniej czasu lub gdyby złotołuski się zgubił i nie potrafił odnaleźć drogi do wcześniej wyznaczonego miejsca spotkania.
Wzruszył barkami.
– Nie wiem. Jak powiesz, co to za zadanie, to może będę umiał odpowiedzieć – stwierdził. Nie zamierzał bawić się w infantylne zagadki. Spotykali się tu w interesach. Nie dało się ukryć, że poza chęcią otrzymania Nauragiusa interesowało go również, co takiego morski wymyślił. Spojrzał na niego uważnym wzrokiem ametystowych ślepiów. "Chcę go najpierw zobaczyć" – zdawały się mówić.
autor: Strzegący Kolec
24 lut 2017, 20:28
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Samotny pagórek
Odpowiedzi: 636
Odsłony: 85921

Zmrużył ślepia, nie będąc do końca pewnym, czy to, co mówi Niewidoczny jest odpowiedzią na pytania postawione przez Strzegącego, czy raczej luźną myślą, która napłynęła mu do łba. Aż do momentu, w którym nie podsumował swoich rozważań. Wyglądało więc na to, że morski, jak wiele smoków, był nikim i – jak bardzo niewiele smoków – chciał być nikim. Czy dlatego nie miał imienia, a w każdym razie żadnym się nie przedstawiał? Nie miał planów, ambicji. Chciał po prostu żyć i czerpać satysfakcję z każdej rzeczy, która się wydarzy? Czy gdyby, na przykład, ktoś odrąbał mu skrzydło, ten cieszyłby się, bo tego "doświadczył"?
– No to ciekawie – odpowiedział, bo nie był właściwie pewny, co mógł więcej powiedzieć. Sposób postrzegania świata przez Cienistego był inny, a nad swoimi słowami zastanawiał się pewnie sporo czasu. Strzegący nie wiedział do końca, jak mógłby się do nich teraz odnieść. I co to właściwie miało do rzeczy? Czy próbował właśnie powiedzieć, że nie interesuje go punkt widzenia innych smoków i że woli żyć w swoim kłamstwie, niż dociekać prawdy?
– Czyli nie ma też jednej, konkretnej rzeczy, którą chciałbyś "doświadczyć" bardziej niż inne? Czegoś, co chociaż mniej więcej można nazwać celem? – kontynuował temat. Spojrzał przed siebie, chyba zbliżali się już do granicy z Cieniem. – Nikt cię nie szuka? Nikomu nie obiecałeś, że wrócisz tam, skąd przybyłeś? Czy zdążyłeś znaleźć sobie nowych przyjaciół, tutaj?
Ostatnie pytania mogły brzmieć niewinnie, ale Strzegący musiał rozważyć różne rzeczy, jeśli chodziło o kwestię tego, co z nim zrobić. Ciążył na nim wyrok śmierci, został uznany za wroga Wody. Miał przynajmniej dwa kamienie i chciał, aby złotołuski wykonał dla niego cztery zadania. Czy Cieniści traktują go jak swojego, czy raczej ich irytuje? Może dało się pójść na skróty, tak, aby rozwiązać za jednym zamachem szereg problemów?
autor: Strzegący Kolec
22 lut 2017, 19:25
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 80359

Jemu drzewo również całkiem się spodobało. Było ogromne, prawdopodobnie największe, jakie w życiu widział. Jego ogrom i starość robiła wrażenie, choć Strzegący traktował je bardziej jako miejsce, które wypada zobaczyć, ciekawostkę turystyczną, niż prawdziwy obiekt do zachwytu. Bo jednak – mimo wszystko – było to tylko drzewo... Szorstkie, brązowe, powyginane. Będzie musiał tu przyjść w zbliżającą się już Porę Kwiecistych Ziem, obejrzeć, jak Prastare Drzewo kwitnie – jeśli, oczywiście, kwitło. Nigdy nie było mu dane zobaczyć roślinność spowitą żywą zielenią. Urodził się w Porze Liściastych Dywanów; dla niego drzewa miały czerwono-złote korony lub były zupełnie nagie.
Powstrzymał się od komentarza na temat przeszłości jego matki. Może i miała swoje za uszami, ale teraz była dojrzałą smoczycą. Może zwyczajnie wyrosła z młodzieńczych szaleństw, bijatyk, prób podlizania się przywództwie lub zwyczajnego pokazania się światu? Nie chciał się też kłócić, po prostu zapamiętał sobie, że Buchający nie darzy jej zbytnią sympatią i może lepiej będzie, jeśli nie wspomni Apokalipsie o spotkaniu z nim.
– A Ogień? – spytał. – Skoro nienawidził Cienia, to czy nie mógł pójść po prostu do Ognia? Czy go tam nie przyjęli? – zdziwił się. Nathi nadal niezupełnie go interesował, choć kilka fragmentów historii Kruczopiórego zdawała się do siebie nie pasować. Głównie zagadkowe – żeby nie powiedzieć głupie – decyzje dziadka, wybranie go na przywódcę... Ale przede wszystkim w obliczu tych zdarzeń zagadkowy wydał mu się związek jej matki z Cichym. Skoro była córką Słowa, a Cichy założył Wodę dlatego, bo nie zgadzał się z nim... Cóż, może rzeczywiście każdy był sobą, a nie swoim ojcem czy matką? Być może Jeździec wcale nie popierała swojego taty, a może zwyczajnie nie przeszkodziło jej to w doborze partnera?
– Niebywałe, że chodziło kiedyś po tych ziemiach tyle niebezpiecznych smoków... A czy teraz jest ktoś taki, kogo powinno się obawiać? Jakiś szaleniec chcący władzy nad wszystkimi, ktoś nadzwyczaj agresywny? Był u nas w Wodzie taki smok, morski, nie znam jego imienia. Podobno wywalono go za obrażenia, jakie zadał Opoce Ziemi, ale on sam twierdzi, że odszedł dobrowolnie. Słyszałeś coś o nim? – spytał. Ciekawiła go sprawa Niewidocznego. Z jednej strony go nie lubił, uważał za dziwaka, ale coś go też do niego ciągnęło. Może właśnie ta obcość, aura tajemniczości, może zwykła ciekawość? W każdym razie połączyły ich interesy, wciąż jeszcze niezakończone. Może przywódca Ognia, skoro tyle o wszystkim wiedział, coś mu o nim opowie?
– Działo się – podsumował opowieść. – Przykro mi z powodu twojego ojca – powiedział szczerze. Kruczopióry miał już trochę księżyców i utrata rodziców była w tym wieku dość powszechną rzeczą. Ojciec Evarisa spłodził go także jako nie najmłodszy smok i pewnie spotka się z Ateralem dużo wcześniej, niż teraz księżyców miał jego rozmówca.
– A czy nie przeszkadza ci to, że wykonany za pomocą maddary twór jest tylko iluzją? Kolekcjonuję kamienie i mógłbym stworzyć ich na kilka chwil, z pomocą magii, setki, ale nie czułbym się spełniony. Czułbym, że nie są prawdziwe, że zaraz znikną. Dlatego tego nie robię. A marzenia to przecież nie tylko materialne przedmioty, które można utworzyć z maddary. Smoki chcą zostawać wielkimi wojownikami, zdobywać pozycje, czy wychowywać dzieci. Iluzja z maddary nie zbliży ich do tego – zerknął na Buchającego. Jakie on mógł mieć marzenia? Był potężnym czarodziejem, miłośnikiem magii. Krytycznie wypowiedział się o planach Słowa Prawdy, więc zapewne nie planował podboju pozostałych trzech stad. Może chciał walki z Równinnymi? A może nie miał już niczego konkretnego na myśli, może osiągnął to, co miał osiągnąć? A teraz po prostu podziwiał maddarę i wielkie drzewa?
– Smoczy albo jeleni– potwierdził, przechylając łeb w bok i spoglądając w dziwnie uformowaną narośl na jednej z gałęzi.
autor: Strzegący Kolec
21 lut 2017, 1:46
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 80359

Uśmiechał się delikatnie podczas rozmowy o krowie. Nie wykluczał możliwości, że przywódca Ognia go podpuszcza i cała ta historia jest zmyślona lub też po prostu przekoloryzowana, ale nie interesowało go to. Podobała mu się i go bawiła, a Kruczopióry okazał się być w porządku gościem. Choć historyjka o agresywnym bydle sprawiała wrażenie raczej zabawnej anegdotki, niż zapierającej dech w piersiach opowieści o wojnach, intrygach i bohaterach, to Strzegący był przekonany o tym, że opowiadający wiele przeżył i miał sporo do powiedzenia. Evaris jakoś nigdy nadzwyczaj nie interesował się historią, ale kto wie, może jeśli ciekawie mu się ją zaserwuje...?
– A to ciekawe – skomentował kolejne słowa czarnołuskiego. – Czy wszystkie imiona w Ogniu nadają rodzice? U nas jest tak tylko przy pisklętach, później każdy sam dobiera słowa, które go opisują... Ale to pewnie wiesz – dodał prędko. On sam nie znał zbyt dobrze tradycji praktykowanych w innych stadach, ale Kruczopióry – nawet, jeśli w Ogniu działo się inaczej – z całą pewnością wiedział, że w innych stadach każdy sam wybiera sobie imię.
To prawda, nie takiej reakcji oczekiwał po rozmówcy. Zastanowił się, czy może powiedział coś nie tak, ale nic mu nie przyszło do głowy. Chodziło więc o samych rodziców? Znali się? Nie lubili? Gdy samiec zaczął mu się przyglądać, bursztynowołuski otworzył ślepia jakby szerzej, obawiając się, że ten zdecyduje się go zaatakować. Rozluźnił się jednak szybko, w końcu nie miał powodu do niepokoju. Jeśli to rzeczywiście był przywódca Ognia, to z pewnością był dobrym smokiem i nie skrzywdzi adepta obcego stada. Nawet, jeśli ktoś z jego rodziny podpadł mu w przeszłości. Zwłaszcza, że sam przed paroma chwilami powiedział, że to czyny smoka o nim świadczą, a nie powiązania rodzinne. Evaris z kolei bez wątpienia był Evarisem, miał na to niezbite dowody. Na pewno nie Cichym Potokiem ani nie Jeździec Apokalipsy; nie był też żadnym ze swoich braci, na pewno nie Szkarłatnym i z całą pewnością nie był Wzburzonymi Wodami. Był po prostu... Strzegącym.
Zapowiadało się naprawdę przyjemnie i drzewny pożałował, że tak ochoczo wypowiedział wszystkie te imiona. Czyżby teraz Buchający miał oceniać go inaczej? Byłoby to bez wątpienia hipokryzją. Nie spodobał mu się poważny temat i wolałby powrócić do tej weselszej atmosfery, ale z drugiej strony... Nie mógł przecież tak po prostu puścić mimo uszu takich słów o jego matce!
– Ona? Torturowała? Niemożliwe. Jeździec i Cichy to najwspanialsze smoki jakie znam, zwłaszcza mama. Wychowywała mnie bardzo troskliwie i nie wyobrażam sobie, żeby mogła zrobić którąś z rzeczy, które wymieniłeś... Nie zrozum mnie źle. Nie znam kontekstu, w którym to wszystko się wydarzyło i teraz to byłyby dwa różne punkty widzenia, słowo przeciwko słowu. Być może ona przypisałaby ci równie okropne rzeczy, ale nigdy mnie przeciwko nikomu nie nastawiała. Znam ją dobrze, ciebie dopiero poznaję, ale oboje sprawiacie wrażenie prawych smoków – wyślizgnął się z niezręcznej sytuacji. Mówił prawdę; kochał matkę bezgranicznie i nie da sobie wmówić, że jest kimś, kim nie jest, ale przecież do różnych sytuacji dochodziło. Bywało tak, że smoki się ze sobą sprzeczały, walczyły, a Kruczopióry mógł znowu – tak jak w historii o krowie – nieco przekoloryzować. Nie zarzucał nikomu kłamstwa, ale postanowił podejść do podanych mu informacji z dystansem. Gdy wróci do obozu, wypyta Kiarę.
– Poznali się? To znaczy co? Nie wiem nic o dziadku, nie znałem nawet jego imienia. Wiem tylko, że dostałem po nim niewielki spadek – wyjaśnił. Właściwie to niewiele go interesowało, ten cały Słowo mógł być nawet i Królem Równin, już dawno nie żył i nikogo nie obchodził.
– Szkolę się na łowcę i chciałbym godnie reprezentować stado – przyznał. To prawda, że podczas polowań głównie rozglądał się za kamieniami szlachetnymi, ale nie był to żaden jawny spisek przeciw stadu. Evaris naprawdę chciał pomóc, dorównać braciom i zapracować sobie na szacunek. Tylko wiele rzeczy go od tego skutecznie odciągało, a on podświadomie dawał im się odciągać od obowiązków. – A poza łowcowaniem, bo przecież nie można żyć samymi obowiązkami, interesuję się kamieniami szlachetnymi. Kolekcjonuję je. Czy przyglądałeś się kiedyś jakiemuś kamieniowi naprawdę dokładnie? – zwrócił ku niemu łeb, ponownie się rozpogadzając. – Niektóre są naprawdę niesamowite, nie ma piękniejszego widoku od tańca południowego światła wewnątrz czerwonej jak krew, półprzezroczystej powierzchni rubinu... – przymknął na krótką chwilę ślepia, jakby wyobrażając sobie opisany przez siebie widok. Nagle zapragnął wrócić do domu, dotknąć i obejrzeć Ihtana, wyciągnąć go na zewnątrz i pozwolić, aby od jego ścian poodbijały się promienie Złotej Twarzy. – A ja uwielbiam piękno. Właściwie po to też szukam tego całego Prastarego Drzewa, ponoć jest bardzo ładne, chciałbym mu się przyjrzeć z bliska – przyznał, po czym spojrzał naprzód, jakby potwierdzając swoje słowa i sprawdzając, czy drzewo już widać.
autor: Strzegący Kolec
16 lut 2017, 1:44
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Parujące Źródło
Odpowiedzi: 468
Odsłony: 54789

Trudno powiedzieć, czy kąpiel przy znajdujących się na lądzie towarzyszach była wśród smoków niestosownością, ale Strzegący ani myślał rozstawać się z gorącym źródłem. Mediacja polegała w końcu przede wszystkim na mówieniu i analizie, toteż stan skupienia otaczający ciało adepta nie powinno mieć najmniejszego znaczenia. Zauważył, że Szkarłatny postanowił go opuścić, więc złotołuski, odpychając się mocno tylnymi łapami od podłoża podpłynął do brzegu. Wychylił z wody łeb i zwrócił go ku pozostałej dwójce, żeby lepiej im się rozmawiało – i uczyło.
Odetchnął z ulgą, gdy wyszło na to, że północna jest z ich stada. Mogłoby się wydawać, że na nic to nie wpływało, ale Evaris zupełnie inaczej podchodził do przedstawicieli Ognia i Cienia. Mieszkali poza granicą, daleko. Mieli inne zwyczaje, zwłaszcza ci drudzy i inaczej pachnieli. Ta inność napełniała go sporym dystansem i choć samczyk był z natury optymistyczny i otwarty, to przy nich zdarzało mu się zamykać w sobie. Nie szkodzi, że Tęczowa pochodziła spoza ich terenów; choćby dołączyła do Wody przed paroma chwilami, to była już Wodną. Należała do stada Wzburzonego, tego samego, w którym był on, jego rodzina i przyjaciele. Dodatkowo Szkarłatny szybko się z nią oswoił, co w połączeniu z pozytywną mimiką pyska adeptki rozwiało wszelkie wątpliwości drzewnego.
– Strzegący Kolec – przedstawił się, zadzierając łeb ku górze, na siedzące przy brzegu gady.
Była niezwykle kolorowa, co Evaris uznał za plus. W końcu całe jego życie było dość szare, wśród śniegu, nagich drzew i brązowych skał, burych chmur i nieciekawie umaszczonych zwierząt. To właśnie smoki i kamienie szlachetne stanowiły najczęstsze źródła barw. Niestety, zamiast pięknych i połyskujących łusek miała futro, przez co kolory nie były takie czyste i nieskazitelne jak powinny, a układały się kępami, zawijały, zniekształcało je światło i cień. Może i nazywała się Tęczową i jej wygląd mógł przywodzić na myśl to zjawisko, to daleko jej było do połysku łusek chociażby jego, nawet nie wspominając o ideale klejnotów. Korzystanie z barw, ale nie wykorzystywanie w pełni ich potencjału irytowało go wewnętrznie w dziwny sposób.
– Mediacja to metoda przekonywania innych do swoich racji samymi słowami – wyjaśnił nowej koleżance, układając prostą definicję na podstawie wiedzy, którą już posiadał.
autor: Strzegący Kolec
15 lut 2017, 2:35
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 80359

Aha, pierwsze wrażenie, jakie Buchający na nim wywarł nie mijało się z prawdą. Strzegący poznał szereg osiągnięć Ognistego nim ten zdążył się przedstawić! I rzeczywiście były to całkiem imponujące wyczyny. Na szczęście jego postawa, ton i otwartość, z jaką o tym mówił, sprawiły, że Wodny szybko się rozluźnił i zrezygnował stopniowo z pozycji bojowej. Pamiętał jednak, że warto ufać swoim początkowym odczuciom. W końcu ten dziwny bezimienny morski, który najpierw był w ich stadzie, a potem uciekł do Cienia też z początku wydał mu się podejrzany, później go uspokoił, ale koniec końców okazał się być podstępnym i bezlitosnym draniem. Nie ufał mu, tak samo nie zamierzał zbyt szybko zaufać nowo poznanemu.
Mimo zapewnień Kruczopiórego o jego dokonaniach, fakt, że jedna z jego ran została zadana przez krowę zmniejszała jego autorytet i wywołała na pysku Evarisa uśmiech. Oczywiście nie złośliwy – raczej życzliwy, dokładnie taki, jaki zagościłby na paszczy każdego smoka po usłyszeniu tego typu zabawnej anegdotki.
– I zrobiła ci to jak? Rogami, czy raczej się wgryzła? – zainteresował się, przekrzywiając łeb. – Ech, duszki... Ja dostałem kopa w tyłek, śnieg w nozdrza i rozczarowanie – pożalił się, chociaż teraz, z perspektywy czasu, bawiło go to. Może nie tak, jak będzie za kilkadziesiąt księżyców, gdy będzie opowiadał wnukom o swoim pierwszym polowaniu, ale nie mógł nie zgodzić się z faktem, że dowcip Riromiego, choć wyjątkowo prymitywny, to miał swój urok.
Nie spodziewał się, że napotka w lesie samego przywódcę. W końcu jaką miało się na to szansę? Nie zrobiło to na nim takiego wrażenia, jak mogłoby zrobić na młodszym pisklęciu. W końcu Strzegący od urodzenia obracał się w towarzystwie smoków rządzących stadem, w królewskiej rodzinie. Kruczopióry był rangą taki sam, jak jego brat, choć ze względu na rozmiar i wiek Wzburzony nie mógł mu dorównywać. Może w przyszłości będzie większym autorytetem; na tę chwilę pod względem potencjalnej siły i wiedzy przywódca Ognia kojarzył mu się raczej z Cichym, ich ojcem.
– Smok smokiem, ale nie każdy może zostać przywódcą – stwierdził szczerze, nie tylko z grzeczności. – To przywódca może nie zmienić imienia przy ceremonii? – spytał, nie będąc pewnym, czy można zostać przy starym imieniu, czy też czarnołuski był na tyle przywiązany do bycia Kruczopiórym, że postanowił nadal nim być. A może przedstawił się tak odruchowo, bo został przywódcą niedawno?
– Tak, chętnie się przejdę – odpowiedział ochoczo i ruszył wolnym krokiem ku wskazanemu przez czarodzieja kierunkowi. Byle nie zbyt wolnym, zdyscyplinowane smoki nie lubiły, kiedy się przy nich guzdrało. – Nic z tych rzeczy, wyklułem się na Wolnych Stadach i jestem synem prawowitych ich członków. Cichego Potoku i Jeździec Apokalipsy, bratem Wzburzonych Wód i Szkarłatnego Księżyca – bardzo lubił wymieniać członków swojej rodziny, wiedział bowiem, że byli oni znaczącymi i znanymi osobistościami. Zerknął ukradkiem na pysk rozmówcy, jakby chcąc sprawdzić, czy zareagował na któreś z imion. Nie zdziwiłby się, gdyby kogoś z nich znał, zwłaszcza jego ojca lub młodszego z braci.
autor: Strzegący Kolec
14 lut 2017, 22:59
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 80359

Strzegący był szkolony do tego, by słyszeć kroki, czuć zapachy i odnajdywać trop. Chciał być dobrym łowcą, zależało mu na tym – ale nie zawsze był w stanie skupić się wystarczająco na tym, na czym powinien. Często zamyślał się, a myślał przede wszystkim o kamieniach, których to chęć posiadania wciąż w nim rosła. Nie był także skupiony na czynnikach zewnętrznych, gdy wypatrywał błyskotek na ziemi. Nie mógł o tym wiedzieć, ale nieraz zdarzało się, że umknęła mu woń zwierzyny, bo umysł i ślepia zajęte były poszukiwaniami rubinu czy akwamarynu.
Teraz nie poszukiwał kamieni i właściwie nawet nie pogrążał się zbyt głęboko w myśli, był całkiem otwarty na otaczający go świat. Dzięki temu być może zrobi dobre wrażenie na przybyszu i zachowa resztki godności, zachowując prawo do posiadania takiego, a nie innego imienia. Bo jak mógł nazywać się Strzegącym, kiedy nie mógł pilnować własnego siebie przed potencjalnym zagrożeniem?
Obrócił się w stronę powietrznego natychmiast, gdy tylko usłyszał kroki. Nie znał go, a samiec był sporych rozmiarów. Szedł pewnie i wyglądał dość złowrogo. Na wszelki wypadek uważnie go obserwował; nie odwracał wzroku i pozostał czujny. Evaris darzył zaufaniem niemal wszystkich członków Wody, ale bywał podejrzliwy wobec przedstawicieli obcych stad.
Blizny na ciele samca nie dodawały mu aparycji. Były swego rodzaju orderem dla wojowników i czarodziejów. Z jednej strony powinny pokazywać, że nie są niezwyciężeni i ciosy rywali ich dosięgały, ale to tak nie działało. Gdy widziało się smoka z bliznami, to widziało się nieustraszoną w boju bestię, która nie lęka się bólu, bo wie, że i tak zwycięży. Ślady po pazurach i płomieniach przeciwników traktuje z kolei niczym pamiątki, dowody zaciętej walki. Czarnołuski miał zapach Ognia, zatem tego ze stad drugiego sojuszu, które cieszyło się lepszą sławą.
– Dzień dobry. Nazywam się Strzegący Kolec, jestem adeptem Wody – odpowiedział spokojnie, dłuższą chwilę po przywitaniu się nieznajomego, gdy już podszedł. Zastanowił się, czy by nie rzucić kilkoma imionami jego rodziców lub braci, żeby Buchający wiedział, z kim będzie miał do czynienia, gdyby zdecydował się zranić w jakiś sposób złotołuskiego, ale się rozmyślił. Nie mógł przecież zakładać, że ów przybysz miał złe zamiary; z tego, co było mu wiadomo, to nie byli w stanie wojny. W lasach nie brakowało też zwierzyny, nie trzeba więc było uciekać się do kanibalizmu. A sam adept z całą pewnością nie miał żadnych wrogów. Nie było się czego bać.
Lekko ugięte łapy, naturalny odruch, choć nie ulegało wątpliwości, że drzewny nie miałby w starciu najmniejszych szans. Młody i niedoświadczony, o typowej łowieckiej posturze, szczupły. Chuchro.
– Krowy? – zdziwił się. Słyszał o agresywnych skłonnościach pośród byków, ale o niebezpieczeństwie ze strony samic tego gatunku pierwsze słyszał. – Nie widziałem na Terenach Wspólnych zbyt wielu zwierząt... Ale słyszałem, że rośnie gdzieś tu jakieś potężne drzewo, chciałem je obejrzeć – wyjaśnił. Nawet jeśli było dużo większe, to liczne korony drzew z tak niskiego punktu widzenia mu je przysłaniały. Krew matki ciągnęła go do roślinności, a taki pomnik przyrody musiał być czymś wyjątkowym. Trzeba było znaleźć jakieś tymczasowe zastępstwo dla kamieni szlachetnych, nacieszyć ślepia czymś ładnym.
autor: Strzegący Kolec
14 lut 2017, 1:52
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Samotny pagórek
Odpowiedzi: 636
Odsłony: 85921

Pokiwał łbem. Zatem morski uważał, że wcale go nie wyrzucili, tylko sam zdecydował się opuścić stado? A to ciekawe! Ale Strzegącemu coś nie chciało się w to wierzyć.
– Dość wygodne wytłumaczenie – stwierdził, ale postanowił nie ciągnąć tematu. Nie miał nic przeciwko droczeniu się z nim, ale w tym przypadku nie miał ochoty na bardziej złożone dyskusje. Poza tym Niewidoczny był przecież smokiem niespełna rozumu. Męczenie pisklęcia i wyłudzanie od niego rzeczy, atak na przywódczynię sprzymierzonego stada... No i bez wątpienia był dziwakiem. Zachowywał się nietypowo. Wspominał mu chyba kiedyś, że nie pochodzi z tych ziem i można było to poznać na pierwszy rzut ślepia. Było w nim coś, co nie pasowało do reszty. Zamiłowanie do adrenaliny i poszukiwanie przygód? Nie, to chyba lubiła większość smoków, każdy potrzebował krwawych potyczek na arenie, czy emocjonującego polowania. Nie chodziło o to, ale o coś mniej oczywistego. Evaris potrzebował więcej czasu, żeby go rozpracować.
– A gdzie rozpoczęła się ta cała wędrówka? I czy upatrzyłeś sobie jakiś jej cel? Zamierzasz wyruszyć poza Wolne Stada, czy zabawisz tu na dłużej? – uznał, że dobrze będzie podchwycić temat podróżowania jego partnera interesów i dowiedzieć się o jego przeszłości, jak i przyszłych planach.
autor: Strzegący Kolec
01 lut 2017, 22:28
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Parujące Źródło
Odpowiedzi: 468
Odsłony: 54789

Złotołuski nie zamierzał wychodzić z wody – mimo że zakończyli już naukę pływania. Za bardzo spodobało mu się gorące źródło; z całą pewnością wróci tu jeszcze kilka razy przed nadejściem Pory Kwiecistych Ziem. Nie zastanawiał się nad tym wcześniej, ale prawdopodobnie jeszcze nigdy nie zaznał takiego ciepła. Zdarzały się bardziej słoneczne dni, zwłaszcza gdy był młodszym pisklęciem. Przebywał też kilkakrotnie nieopodal płomieni, chociaż nigdy nie zbliżał się bardziej, niż musiał. Ale gorąca kąpiel? Coś takiego mógł sobie jedynie wyobrażać.
Obrócił się na grzbiet, odsłaniając fragment jasnego podbrzusza – reszta rozmywała się w toni wodnej. Podwinął przednie łapy zadem i tylnymi kończynami opierając się o dno. Łeb zanurzył do połowy, tak, że nozdrza i ślepia znajdowały się tuż przy powierzchni, niczym krokodyl. Poleżał w takiej pozycji, zrelaksowany i pełen zadumy przez chwilę, aż w końcu uniósł głowę.
– Czy teraz moglibyśmy zgłębić tajniki mediacji? – spytał w końcu brata.
Przez błogi nastrój, w jaki wprawiała ciepła woda i wszechobecną parę nie wyczuł dotąd Tęczowej. Dopiero drobne poruszenie, które wychwycił kątem ślepia i głos adeptki wyrwały Strzegącego z zamyślenia. Uważnie ją zlustrował, nie poruszając się. Chyba się nigdy nie widzieli, pewnie była z Ognia lub Cienia. Nie wyglądała groźnie, ale najwidoczniej niczego nie chciała. Obserwowała ich. Jak długo? Czy mogła mieć złe zamiary? Samiec zerknął na Szkarłatnego. On lepiej oceni.
Nieczęsto wchodził w interakcję ze smokami z pozostałych stad. W Wodzie czuł się bardzo swobodnie, wszyscy go tam znali, wiedzieli z kim jest spokrewniony. Lubili go i życzliwie witali go skinieniem łba. Atuty te nie miały znaczenia poza granicami Wody. Sam Evaris nie był też pewny, jakie dokładnie łączą ich stosunki dyplomatyczne. Choć dla znajomych był otwarty i sympatyczny, to wszelki wypadek uważał na obcych.
autor: Strzegący Kolec
30 sty 2017, 21:16
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 80359

Zaszedł do lasu. Jak się nazywało to miejsce? Świni Las? Rozwydrzona Chwyta? Nie, to była Dzika Puszcza. Teraz pamiętał, już tu kiedyś był. Uczył się latać na wystającym znad drzew pagórku, chociaż w tej chwili nie potrafił powiedzieć, gdzie dokładnie się znajdował. A to bardzo niedobrze; w końcu miał zostać łowcą, a łowca powinien z niespotykaną uwagą zapamiętywać każde odwiedzone miejsce i drogę do niego. Takie było ich zadanie, tym się charakteryzowali. Znali tereny na wylot, lepiej niż jakikolwiek wojownik, czarodziej, czy piastun.
Tego dnia nie szukał za bardzo kamieni. Wszędzie leżał śnieg, co bardzo utrudniało to i tak niełatwe zadanie. Teraz od kilku dni białe płatki nie spadały z nieba, co mogło nieco pomóc, ale puch nie topniał. Mróz wciąż szczypał wrażliwe na temperaturę łuski, wicher wiał i Pora Białej Ziemi nie chciała odejść. Szkoda. Pamiętał z wczesnego dzieciństwa końcówkę Pory Liściastych Dywanów, ale nigdy nie miał okazji w pełni cieszyć się ciepłem i narodzinami nowego życia. Aż dziwne, że wychowany w takich warunkach pozostawał optymistą, że wszechobecny chłód i melancholia nie wpłynęły znacząco na jego charakter.
Tutaj, wśród drzew prawie w ogóle nie wiało. Nieprzetarte szlaki, biały kożuch i wysokie, nagie drzewa o ciemnych pniach, wszystkie równe, jednakowe. Podobał mu się ten krajobraz.
autor: Strzegący Kolec
30 sty 2017, 20:33
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Parujące Źródło
Odpowiedzi: 468
Odsłony: 54789

Reakcja na zachłyśnięcie była dość naturalna i instynktowna, nie trzeba było tego tłumaczyć. W końcu kto nie próbowałby odciągnąć łeb jak najdalej źródła zagrożenia i czyj organizm natychmiast nie starałby się wyzbyć niechcianej substancji? Jedyną chyba jego zasługą był brak paniki, ona jedynie pogorszyłaby sytuację.
Evaris niewątpliwie był dobrym obserwatorem. Po części Niewidoczny skłonił go do wnikliwych obserwacji nieco popychając go w kierunku bycia "samoukiem", ale złotołuski sam z siebie uwielbiał patrzeć. Częściej jednak za kamieniami, niż na to jak inni walczą, biegają, pływają czy skaczą.
Nie należał do najsilniejszych samców i płynął pierwszy raz, toteż przemieszczał się po wodzie stosunkowo wolno – ale wytrwale. Przebierał naprzemiennie łapami. Teraz, gdy energia opadła robił to nieco mniej energicznie. Przyspieszył, gdy znalazł się blisko brzegu, pamiętają o regularnym oddechu. W końcu poczuł pod łapami skałę i stanął. Woda sięgała mu tu do połowy ud. Wysłuchał uważnie kolejnych poleceń piastuna i obróciwszy się ponownie zaczął płynąć.
Gdy rozpędził się wystarczająco, począł układać ciało według wytycznych Szkarłatu. Obrócił łeb w lewo, mocniej zagarniając wodę lewą łapą, z kolei prawą wykonując dłuższy ruch; obrócił je również nieco w kierunku skrętu. Razem z łbem wygięła się również szyja, kręgosłup i ogon, który posłużył za ster. Tylne łapy uderzały wodę coraz mocniej; woda coraz prędzej ślizgała się po jego przyciśniętych do barków, pokrytych błoną skrzydłach. Bursztynowołuski był dość szczupłym samcem, przez co nie było mu tak łatwo utrzymać się na powierzchni jak grubszym osobnikom, których tłuszcz wypychał ich ku górze; nie miał też wiele siły, ale do plusów z całą pewnością można było zaliczyć opływowość zapewnioną przez fakt, że samczyk był dość szczupły, a równe łuski przylegały ściśle do ciała. Nie obciążało go futro ani ciężki pancerz.
Gdy zakręcił o dziewięćdziesiąt stopni, zaczął przywracać ciało do normalnej postawy, prostować kręgosłup i wyrównując siłę wkładaną w uderzanie oboma przednimi łapami. Nieco zakręciło mu się w głowie i stracił orientację, po części przez mrużenie ślepi z powodu wszechobecnych chlupotów.
Stanął na dnie i zanurzył na chwilę łeb; zaczynało mu się w niego robić zimno.
autor: Strzegący Kolec
29 sty 2017, 21:26
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Parujące Źródło
Odpowiedzi: 468
Odsłony: 54789

Zgodnie z poleceniem brata zaczął równo i głęboko oddychać, jeszcze zanim zaczął pływać. Oddychanie w ten sposób, w połączeniu z gorącą wodą było przyjemnie relaksujące, aż Strzegącemu na krótką chwilę zachciał się zaniechać nauki i po prostu podryfować na wodzie... Ale nie ma tak łatwo! Nie spotkali się tu przecież bez powodu!
Przycisnął skrzydła do grzbietu, jak chyba podczas robienia wszystkiego, co nie było lataniem. Nie używało się ich przy biegu, czy skakaniu, przy pływaniu, chociaż pozornie silne kończyny z szerokimi błonami wdawały się być pomocne. Czy machanie nimi nie przyspieszyłoby biegu? Nie wydłużyłoby skoku? Nie mogłoby posłużyć tak jak płetwy? Nie był pewny, może kiedyś spróbuje postąpić wbrew wskazówkom i się dowie. Teraz nie było miejsca na takie rzeczy. Dosłownie; źródło nie było zbyt duże, rozkładanie tu skrzydeł nie wydawało się być dobrym pomysłem.
Wszedł głębiej do wody – tak, żeby łatwiej było pływać i nie haczyć łapami o dno, ale też żeby nie było za głęboko, aby w razie problemów mógł się podeprzeć mocno wyciągniętymi w dół łapami czy ogonem. Ostrożnie oderwał łapy od podłoża. Poczuł, że właściwie nie musi nic robić, woda sama wypchnęła jego klatkę piersiową do góry. Odbił się od ziemi również tylnymi kończynami; złoty zad również uniósł się na powierzchnię. Nieco zbyt mocno i szybko, co w połączeniu ze złym ustawieniem jednego ze skrzydeł doprowadziło do zanurzenia się łba i zachłysnięcia. Evaris pośpiesznie stanął na dnie i uniósł łeb, kaszląc. Nie było to nic groźnego. Po chwili samiec ponowił próbę, tym razem delikatniej odrywając się od podłoża i pozwalając ciału swobodnie dryfować. Starał się zachować równowagę.
Teraz wszystko wydało się być prostsze. Wciąż równo oddychał, wydychając powietrze w taflę parującej wody. Gdy oswoił się z nową pozycją, rozpoczął machanie łapami. Z początku za wolno, przez co niemal się nie przemieszczał, ale szybko przypomniał sobie wskazówkę brata i zaczął robić to energiczniej. Przebierał wszystkimi czterema łapami na zmianę. Palce złączył, aby stawiały większy opór wodzie. Zagarniał wodę, zataczając łapami elipsy. Przemieszczał się naprzód!
autor: Strzegący Kolec
24 sty 2017, 23:34
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Samotny pagórek
Odpowiedzi: 636
Odsłony: 85921

Zmrużył ślepia, analizując krótko wszystkie możliwości. Teraz, kiedy już nieco ochłonął, zorientował się, że jego skrzydła również nie nalegały zbyt natarczywie na ponowne wzbicie się w przestworza. Poza tym spacer dobrze mu zrobi. Rozprostuje kości, być może znajdzie po drodze coś ciekawego i porozmawia z Niewidocznym. Właściwie to mogła być to całkiem dobra okazja do dowiedzenia się o paru niejasnych jeszcze dla Evarisa zagadnieniach. Ruszył truchtem, nieco energiczniejszym od wodnego, aby zdołać go dogonić. On sam miał jeszcze dość krótkie łapy i nie był tak wprawiony w ćwiczeniach.
– Za co dokładnie wywalili cię z Wody? – zagadnął.
W jego odczuciu wydalenie ze stada musiało być ogromną zniewagą, najsurowszą z kar. Co trzeba było zrobić, żeby sobie na coś takiego zasłużyć? Wiedział jedynie, że jego morski towarzysz dopuścił się zadaniu ran Opoce Ziemi, nic więcej. Ciekawiło go, jak cała sytuacja wyglądała z jego strony. Jeśli rzeczywiście był bezwzględnym agresorem, to tym bardziej ciekawy był fakt, że przybierał tak z pozoru sympatyczną maskę.
autor: Strzegący Kolec
23 sty 2017, 15:59
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Samotny pagórek
Odpowiedzi: 636
Odsłony: 85921

Obserwował uważnie Niewidocznego, gdy ten lądował. Rzeczywiście mocniej ugiął kolana i kluczowym mogło być to dodatkowe, spowalniające uderzenie skrzydeł przed kontaktem z ziemią. Teraz będzie pamiętał. Nie można też było oczekiwać od niego zbyt wiele; z całą pewnością pójdzie mu lepiej przy drugiej, trzeciej i każdej kolejnej próbie. Postanowił sobie, że do domu wróci na skrzydłach, dla przećwiczenia nowo nauczonej zdolności. Była to niezwykła oszczędność czasu, dzięki temu będzie mógł odbywać dłuższe wędrówki i nie martwić się, że nie zdąży wrócić przed zmrokiem.
Pokiwał powoli łbem. Tak, tak, obserwacja. Będzie pamiętał.
– To dobrze, że się nie zmęczyłeś, bo teraz chyba planujesz polecieć po Nauragiusa? Tak jak ustaliliśmy? – przypomniał. Morski sam to zaproponował, a Evarisowi było to całkiem na łapę. Bardzo chciał w końcu zobaczyć swoją prawdopodobną zapłatę za wykonanie rzeczy.
Nie podziękował celowo. Nie zamierzał dawać mu jakiejkolwiek oznaki wdzięczności; nadal się na niego gniewał. Nie podobała mu się jego bezkompromisowość, nastawienie. Gdy złotołuski był młodszy, ten bez skrupułów wykorzystał jego pragnienie i nie zważając na emocje targające pisklakiem dopiął swego. Okaleczył przywódczynię Ziemi, a potem uciekł na tereny wroga. Trudno powiedzieć, co jeszcze przebiegły, wąskooki samiec miał za uszami i co planował. Z całą pewnością powinno mieć się go na baczności. Może najlepszym wyjściem była zasadzka, zaczajenie się na niego i wymierzenie kary, przy okazji pozbawiając go kamieni szlachetnych? Gdyby drzewny potrafił korzystać z telepatii, to mógłby rozważyć wezwanie jakiejś pomocy, dorosłego smoka z Wody, który dotarłby tu szybciej, niż Niewidoczny pokonałby dystans stąd do Obozu Cienia i z powrotem. Schowałby się wśród drzew i zaatakował, niespodziewanie powalając zdrajcę. Evaris zyskałby Nauragiusa, a oprawca sławę i chwałę.
Z drugiej strony w pewnym sensie lubił spotkania z Nizigiem. Mógł być bardziej bezpośredni, posprzeczać się i podroczyć, nawet poczuć niewielką dozę adrenaliny i niepewności, co stanie się dalej. Gdy spotykał inne smoki z Wody zachowywał się spokojnie i uprzejmie. Nie chciał, aby źle o nim pomyślano. Zdawał sobie sprawę również z tego, że pochodzi ze znaczącej rodziny, która sporo osiągnęła i od której członków, w jego mniemaniu, wymagano bycia porządnym.
Morski natomiast w ogóle nie był porządny – dlatego też zapewne nikt porządny się z nim nie zadawał. Złotołuskiego nie interesowała opinia na jego temat wśród nieporządnych smoków. Czy właśnie to dawało mu nieco większą swobodę?
autor: Strzegący Kolec
20 sty 2017, 23:28
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Samotny pagórek
Odpowiedzi: 636
Odsłony: 85921

Wisząc w powietrzu i podtrzymując swój poziom lotu regularnymi machnięciami skrzydeł, obserwował dalsze poczynania bezimiennego nauczyciela. Skupił się przede wszystkim na obserwacji i zapamiętaniu kluczowych ustawień poszczególnych części ciała. Widział, że należy obniżyć skrzydło znajdujące się po stronie, w którą chciało się skręcić. Nie umknęło też jego uwadze to, że to ogon odgrywał kluczową rolę w wyznaczaniu kierunku lotu. Podobnie jak przy biegu, linię ogona, grzbietu i szyi ułożyć trzeba było w łuk.
Rozłożył szerokie skrzydła w poziomie, łapiąc wiatr i szybując przez chwilę, mocując się z siłą żywiołu i niemal nie tracąc wysokości. Delikatnie uniósł tylną ich część ku górze, pozwalając skierować łeb w dół i zacząć tracić na wysokości. Odkrył, że lot wymaga cierpliwości, a każdy, niemal najmniejszy ruch powodował zmianę w poruszaniu się. Walczyło się z wiatrem, ale czasem pozwalało się mu na to, aby pomógł smokowi. Można było nawet powiedzieć – choć było to wyjątkowo śmiałe stwierdzenie – że latanie jest prostsze od chodzenia. Silne, umięśnione kończyny lotne, przebywanie dużych odległości w krótkim czasie, wykorzystując stosunkowo mało energii. Naturalny przepływ, przemieszczanie się w trzech wymiarach, a nie tylko dwóch, szybowanie, nurkowanie, przyspieszanie, wzlatywanie... Niesamowite możliwości obserwacyjne, ale tylko w przypadku dużych, odległych rzeczy. Nie wyobrażał sobie, aby mógł zobaczyć stąd kamień, czy trop zwierzęcia. Natomiast samo stado zwierząt, odległy ląd, jezioro lub dym – proszę bardzo.
Uderzył dwukrotnie skrzydłami, równomiernie. Przyspieszył, nieco wyrównał poziom skrzydeł, giętki i długi ogon układając płynnie za własnym ciałem, jak ster. Obniżył nieco lewe skrzydło i natychmiast dostrzegł zmianę, minimalny skręt w lewą stronę. Obniżył je jeszcze bardziej i zgiął, prawe unosząc i otwierając jak tylko się dało. Ułożenie to wprawiło go w wirowanie, zataczanie pętli, tak jak Niewidoczny przed chwilą.
Złotołuski zbliżał się do podłoża z coraz to większą prędkością i wiedział, że nie będzie mógł czekać na dalsze instrukcje morskiego. Sam będzie musiał wylądować.
Młody lotnik zdawał sobie sprawę, że jeśli dotrze do pagórka z taką prędkością i wirowaniem, to zostanie z niego co najwyżej mokry placek, a Ihtan i Thahardeum zostaną sierotami. Wyrównał skrzydła i oba szeroko rozwarł, łapiąc tyle powietrza, ile tylko mógł. Błony zadziałały jak spadochron i znacznie spowolniły upadek Evarisa. Gad obniżył tylną część ciała tak, aby to ona jako pierwsza zetknęła się z gruntem. Tylne łapy były silniejsze, bardziej sprężyste, ufał im w takich sytuacjach. Opadł na nie, może trochę zbyt gwałtownie. Prędko dostawił przednie kończyny i poczuł przez krótką chwilę ból, typowy dla zbyt mocnego kontaktu z ziemią. Nic poważnego.
Obrócił łeb, szukając wzrokiem Cienistego.

Wyszukiwanie zaawansowane