Znaleziono 9 wyników

autor: Deszczowy Kolec
20 sty 2014, 21:48
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Zagajnik
Odpowiedzi: 658
Odsłony: 88633

Pozwolił złości ulecieć, oddalić się. Pozwolił sobie na chwilową pustkę w myślach, jednak to nie trwało długo. Do jego uszu doszedł ryk gniewu i frustracji, powodując, ze w nim samym na nowo wzbierała złość. Choć jeszcze nie wiedział do kogo należał, to utożsamiał się z nim choćby przez stadny nawyk... Zadarł do góry głowę szukając źródła dźwięku, który spowodował, ze zaciskał pazury, czując jak i w jego gardle znów pojawia się warkot. Nie trudno było go znaleźć... Bezlistne gałęzie nie ukrywały tego, kogo miał nadzieję już nigdy nie zobaczyć.
Przeklęty los! Kpił sobie z niego bawiąc się okrutnie jego życiem...
Deszczowy patrzył jak samica ląduje w miękkim puchu, jak złość wykrzywia jej pysk... Słyszał trzask, który poniósł się echem po zagajniku... I wtedy też, jego własny gniew przestał mieć znaczenie. Już nie chciał uciekać, nie chciał żyć w przeświadczeniu, ze jej nie zobaczy. Teraz jedyne czego chciał, to poskromić jej gniew i przynieść ukojenie. Głupie, niepojęte uczucie przywiązania popchnęło go ku niej, bez względu na konsekwencje.
Z trzaskiem oderwał pazury od poharatanego drzewa i ruszył ku smoczycy. Nie myślał o tym, czy go odtrąci, czy wgryzie mu się w szyję pragnąc wyładować gniew, czy przy najbliższej okazji będzie musiał zmierzyć się z jej partnerem. Po prostu szedł na nią ze zwieszonym pyskiem i gorejącymi od plątaniny uczuć ślepiami. Wielki jak góra, zdawał się niepowstrzymany, pewny swoich czynów.
Stanął przed nią silny i pewny siebie, pomimo braku tak wielu umiejętności. Zdawało się, ze ten jeden księżyc bardzo go zmienił, albo po prostu Esencja jeszcze nigdy go takim nie widziała. Wyniosłego o spojrzeniu pełnym drapieżności, której teraz już nie hamował.
Bez słowa wyjaśnienia rozłożył ogromne skrzydła i władczo zagarnął ją nimi, jak zagarnia się rozdrażnione pisklę. Tylko przelotnie pochwycił jej spojrzenie, ale nie chciał dostrzec w nim zaskoczenia i skonfundowania, dlatego niemal w tej samej chwili zbliżył pysk do jej głowy, którym zaraz potarł smukłą szyję, by na końcu ułożyć go na jej barku. W nozdrzach czuł znajomy zapach, który teraz wypełnił mu płuca.
– Nic nie mów – przykazał miękko, co rzuciło cień na jego władczą postawę – Cokolwiek się stało, nie pozwolę, byś cierpiała. Rozumiesz?
Wielka deklaracja, ale wiedział, ze było go na to stać. Gdyby tylko zechciała mu uwierzyć i poczekać... Gdyby tylko wszystko poszło po jego myśli...
autor: Deszczowy Kolec
20 sty 2014, 20:40
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Zagajnik
Odpowiedzi: 658
Odsłony: 88633

Odkąd poznał pewną smoczycę świat wydawał mu się bardziej... barwny. Nie był mniej wrogi, mniej wymagający, ale zyskał zdecydowanie więcej barw, których było tym mniej, im dłużej przebywał w samotności. Deszczowy umiał to logicznie wytłumaczyć, oczywiście. Tylko czy taka kolej rzeczy mu odpowiadała? Czuł się trochę zniesmaczony własnymi myślami, które uciekały do granatowych lotek, długiej grzywy i czarnych, hipnotyzujących oczu. Skąd to zniesmaczenie? Wytłumaczenie było proste... Kim był, żeby zaimponować takiej samicy? Kim był by mierzyć się z konkurentami, których według niego smoczyca miała na pęczki? O tak, napatrzył się jako młodzik na takie ekscesy. Z obserwacji wiedział doskonale jaki powinien być, by zyskać sobie jej przychylność. Widział krwawe boje i podziw w ślepiach wybranki, tylko... czy wszystkie smoki są takie same? Czy powinien wrzucać tych tutaj, do tego samego worka co swoich ciemiężycieli? Mało jeszcze o nich wiedział, zbyt mało...
Nie podobało mu się to. Nie podobało mu się głupie uczucie tęsknoty i rozerwania. Okropne. Akurat teraz, kiedy los dał mu możliwość uspokojenia gniewu i zebrania myśli. Tym czasem, gdy ostatnio stracił ją z oczu, emocje skłębiły się w nim wyrywając z gardła warkot i wysuwając pazury. Zacisnął szczęki w przypływie fali bezsilności. Dlaczego na wszystkich bogów musiał być wobec wszystkiego bezsilny? Dlaczego tyle trwało wzięcie się w garść?
Głuchy, wrogi warkot rozniósł się echem po spokojnym Szklistym zagajniku, a potem czyjeś pazury rozorały korę jednego z pobliskich drzew. Wielka, czarna bestia tkwiła oparta o drzewo z wbitymi weń długimi szponami. Naokoło w śniegu leżało kilka sporych drzazg.
Deszczowy oparł łeb o chropowatą korę, przywracając swój oddech do wcześniejszego, spokojnego biegu. Białe obłoczki uciekały mu z wpół otwartego pyska, a płomienne ślepia gorały jeszcze, powoli tłumioną złością.
Nie na tym powinien się teraz skupiać... Jeśli nigdy już jej nie spotka wszystko wróci na właściwe tory... Tylko trochę cierpliwości... Tej jednak bardzo mu brakowało.
autor: Deszczowy Kolec
15 sty 2014, 22:52
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 83478

Moc pulsowała lekko roziskrzając twór. Zapewne samiec jeszcze długo napawałby się nowymi możliwościami, gdyby nie interwencja smoczycy.
Dotyk Esencji wyrwał go z tego dziwnego odrętwienia, a całe skupienie rozpłynęło się równie szybko, co magiczny twór. Po ciepłym blasku nie było już ani śladu, no może jeden, maleńki. Zdawało się bowiem, że pomarańczowe ślepia odbijają blask wewnętrznego płomienia.
Samiec obrócił głowę spoglądając na Esencję z bardzo bliska. Czy oboje powinni czuć się zażenowani obecnym położeniem? Deszczowy nie potrafił powiedzieć jak czuje się jego towarzyszka, która nadal wydawała się tylko trochę melancholijna, ale on czuł, że... wszystko jest na miejscu. Wtedy też spostrzegł, że przygniata smoczyce swoim wielkim skrzydłem, więc od razu uniósł je, ale tylko na tyle, by ciaśniej nim ją objąć.
Prawda była taka, że Deszczowy nie był zbyt empatyczny szczególnie, jeśli chodziło o wyczuwanie dobrych wibracji.
– Dziękuję... – szepnął wciąż nie spuszczając z niej płomiennego spojrzenia, które pomimo swojej zwyczajowej drapieżności zyskało trochę dziwnego ciepła. – To było niezwykłe.
Miał poczucie, że już nic nie stoi mu na przeszkodzie, by zacząć żyć na nowo. Uczucie piękne, ale nie stałe i spowodowane zapewne euforią tworzenia. Jednak kto w takiej chwili chciałby nad tym myśleć? A może powinien, bo przecież niemożliwym jest, by tak po prostu życie rzuciło mu pod łapy tak wiele.
– Nie wszyscy są tu tak bezinteresowni, prawda?
Właściwie nie wiedział, kiedy zaczął mówić szeptem, ale noc i dziwna chwila to wymuszały. Nie do końca zdawał też sobie sprawę z tego, że wyraz jego pyska złagodniał zupełnie, a spojrzenie... spojrzenie mówiło więcej niż chciał powiedzieć i więcej niż sam rozumiał. Esencja mogła dostrzec w nim wyczekiwanie zabarwione fascynacją, choć nienachalne. Deszczowy nieumiejętnie starał się to ukryć, ale tak jak skutecznie potrafił ukrywać negatywne emocje, tak te dobre widać było u niego jak na dłoni.
autor: Deszczowy Kolec
13 sty 2014, 23:40
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 83478

Deszczowi daleko było do bezmyślnej agresji. Nie wiadomo czy dlatego, że jak mocno jej doświadczył, czy dlatego, ze po prostu był inny. A może tak naprawdę jeszcze nigdy nie pozwolił jej się uwolnić?
Słuchał o bogach równin, ale nie pamiętał, by kiedykolwiek ktoś mu o nich wspominał choć słowem, ale teraz skupiony był na czymś zupełnie innym. Nowym, wspaniałym uczuciu przywodzącym na myśl niegasnący płomień, niepowstrzymaną rzekę.
Głos Esencji zadźwięczał w jego umyśle piękną symfonią. "Coś co cię odzwierciedla"
Czym byłem? Czym jestem? Teraz?
Zapragnął pokazać jej ogień, niegasnący płomień zamknięty w kryształowej kuli wielkości smoczej głowy. Pragnął by ukazał się tuz przed nimi zawieszony nad ziemią na wysokości piersi. Strzelający w górę pomarańczowo zloty jęzor drgający w rytm uderzeń serca. Niesamowicie gorący, ale nierówna faktura i grube ścianki okrągłego naczynia tłumiły jego żar. Światło, jakie dawał załamywało się na błyszczących kryształowych krawędziach, które rozpraszały je rozsyłając w gęstniejący mrok ciepłe promienie. Nie pozwolił płomieniowi gasnąc, ani kryształowi pęknąć, choć bez wątpienia to płomień teraz miał większą moc niż wiążące go ściany. Przez chropowatą, przejrzystą powierzchnię widok na płomień był zniekształcony... Kryształ był twardy, ale ciepły i niesamowicie piękny.
Uczucia pokierowały umysłem, aby ten pchnął maddarę w wyobrażenie, by pokazała bez słów, to co Deszczowy chciał teraz wyrazić. Skupienie mieszało się z euforią tworzenia, ale samiec nie pozwolił sobie na przerwanie świetlistej nici, która płynęła z jego ciała i stworzyła to, czego pragnął. Czuł, że ta moc nie jest nieskończona, ale na razie nie martwił się tym. Karmił swój twór taką ilością jaka była dla niego odpowiednia. Nie otworzył oczu, bojąc się, ze wszystko pryśnie jak mydlana bańka.
autor: Deszczowy Kolec
12 sty 2014, 20:11
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 83478

Deszczowy słuchał opowieści o krwawym bogu i tym jak zszedł na ziemię by siać zniszczenie wśród smoków. Dla niego było to legendą, czymś niesamowitym, ale przecież się zdarzyło. Co więcej, Esencja mówiła, że zna smoki, które walczyły z samym bogiem śmierci... To było niezwykłe, ale i niepokojące. Rozumiał jednak, że na świecie nie ma miejsca pozbawionego cierpienia.
– Mówisz o moich bogach, ale ja nie znam żadnego. Nigdy nie opowiadano mi o nich. – wyjaśnił, na chwilę pogrążając się w zamyśleniu. – Być może bierzesz mnie za kogoś, kim nie jestem.
W słowach tych nie było goryczy, bowiem wszelki smutek i uprzedzenia odpędzał uśmiech i dźwięk głosu smoczycy.
Choć nie znał tego uczucia, to instynktownie doskonale je rozumiał. Wiedział czym było zauroczenie, choć nie miał odpowiednich wzorców. Gdyby tylko brał je ze swoich "opiekunów" zapewne nie siedziałby tu teraz z szaleńczo bijącym sercem i głupio czystym umysłem...
Po tym, gdy błądził już w poszukiwaniu źródła swej mocy, głos Esencji był mu przewodnikiem. W pewnym sensie była dla niego urzeczywistnieniem magii, jej prekursorem w życiu...
Mrowienie, które wcześniej nazywał rozluźnieniem, stało się silniejsze, a ciepło światła które sobie zobrazował, jakby intensywniejsze, podobnie jak światło. Mocniejsze, lecz nie rażące. Upajał się tym uczuciem, czerpał z niego jak najwięcej. Wedle głosu, który zdawał się łączyć ze światłem, spróbował rozkazać by złoto wewnątrz, opuściło jego ciało, lecz nie gwałtownie, a stopniowo, spokojnie... Jego magia była urzeczywistnieniem tej części jego natury, która odpowiadała za ciepło i wyrozumiałość, za spokój i radość. Próżno więc było szukać w niej agresji, a już na pewno nie teraz.
Poczuł jak uczucie ciepła przenika przez skórę, tak jak mu rozkazał i pojął wtedy, że ma nad nim kontrole i władzę, a to znaczyło, że odnalazł w sobie magię – źródło maddary.
autor: Deszczowy Kolec
12 sty 2014, 17:34
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 83478

Gdy tylko kątem oka zarejestrował pełen wdzięczności uśmiech smoczycy, sam jego pysk także wykrzywił się w podobnym grymasie. Poczuł się dziwnie spokojny dzięki temu. Aprobata była niezwykle miłym uczuciem, ale właściwie zupełnie mu nieznanym. Esencja nieświadomie dała mu lekcję nowych uczuć. Trwał więc otulając skrzydłem swoją towarzyszkę i słuchając jej opowieści. Z początku nadal siedząc dość sztywno, wpatrywał się w tańczące białe płatki, jedynie słuchając, ale z każdą chwilą, kiedy głos Esencji nie cichł, a ona opowiadała z coraz większa pasją, głowa sama mu sie obróciła.
Patrzył na jej profil z rosnącą ciekawością, a gdy spojrzała mu w ślepia widniał w nich tylko podziw, którego zupełnie nie krył. Po chwili zaś roześmiał się radośnie odsłaniając garnitur białych zębów. To i dla niego było dość niezwykłe, ale widok pasji i zamyślenia jaki widniał na pysku Esencji wprawiał go w zachwyt i po prostu sprawiał radość. Nigdy tak naprawdę jeszcze się nie śmiał, ale to uczucie było tak przyjemne, ze chciał je koniecznie zatrzymać.
– Macie wielu bogów... – szepnął, nie mogąc sie powstrzymać, by nie skomentować. – Tarram przyszedł pomiędzy smoki? Po co? Po co bogowie schodzą wśród was? – zapytał wyłapując coś, czego smoczyca do tej pory mu nie objaśniła.
Spijał każde jej słowo, chłonąc informacje jak gąbka, a poczucie nowo odkrytej radości tylko mu pomagało. Dlaczego nie mógł spotkać jej wcześniej? O ile piękniejsze byłoby jego życie, gdyby był przy nim ktoś taki?
I znów, zapewne nieświadomie, smoczyca grała na strunach jego duszy sprawiając, że po ciele rozchodziło mu się ciepło, a serce zaczynało biec nowym, dziwnym rytmem.
Kiedy przyłożyła mu łapę do policzka drgnął lekko w pierwszej chwili chcą się odsunąć, ale było to zaledwie jedno uderzenie serca. Zaraz bowiem na pysk wrócił mu uśmiech, a on ufnie zamknął ślepia.
Poczuł się swobodnie jak nigdy dotąd. Jak niewiele było potrzeba, by choć trochę go odblokować... a może, to jednak była zasługa samej Esencji?
Deszczowy pochwycił to uczucie pozwalając sobie w nim trwać. I skoro mógł nauczyć się posługiwać mocą, to miał zamiar to zrobić. Jednak czy nie było mu brak wytrwałości o której wspomniała smoczyca? Nie pozostało nic innego jak tylko spróbować.
Westchnął głęboko starając się zupełnie rozluźnić. Nie było to łatwe zważywszy na to, ze Deszczowy nigdy nie tracił czujności, ale w końcu poczuł lekkie mrowienie, które nazwał własnie uczuciem rozluźnienia. Jeśli nie było to niewykonalne, mógł to zrobić. Mógł sięgnąć po drzemiącą w nim moc. Postarał uciec myślami od wszelkich złych wspomnie i zatrzymać się przy uczuciu ciepła jakie odczuwał. Jego wyobraźnia rozlała mu złote światło niosące ze sobą spokój, po całym ciele. Zgodnie ze wskazówkami nie szukał źródła gdzieś konkretnie... szukał go w sobie. Po prostu.
Smoczyca mogła poczuć, jak ciało samca rzeczywiście się rozluźnia, a skrzydło, które do tej pory wcale jej nie przeszkadzało, zrobiło się ciężkie. Deszczowy natomiast błądząc w zakamarkach swego umysłu chwytał właśnie złote światło krążące mu w żyłach...
autor: Deszczowy Kolec
12 sty 2014, 16:02
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 83478

Deszczowy wszystkiego musiał nauczyć sie od nowa, a pewności siebie w szczególności. Ale to powinno przyjść do niego z czasem, tak jak przyjaźnie i nienawiści. Przyzwyczajenia i poczucie stabilności. Kiedy znajdzie swoje miejsce i będzie go pewien, jego charakter ulegnie zmianie... Teraz, nawet gdyby pragnął szczerzyć kły, wiedział, ze nie może. Dla nich był nikim, i żeby jego zdanie zaczęto szanować, musiał na ten szacunek zapracować. Dlatego o nic nie prosił i nie żądał, a jedynie dążył do postawionego sobie celu, bez zwracania na siebie niepotrzebnej uwagi.
Gdyby tylko mógł słyszeć myśli swojej towarzyszki, na pewno byłby szczerze zdziwiony, że postrzegała go jako delikatnego. Przeczyło temu wszystko... od potężnej sylwetki, przez paszczę pełną długich kłów, aż do szponów z łatwością mogących rozerwać przeciwnika na strzępy. Lecz prawdą było, że zdawał się być bardzo nieufny, co wręcz graniczyć mogło ze strachem, stąd może takie wrażenie. Deszczowy nie zwykł wyrażać swoich emocji ani zdania, bowiem nigdy nie było ono brane pod uwagę. Nie zwykł tez pytać, bo nigdy nie dostawał odpowiedzi. Ale teraz wyłożono mu przed łapy nowe możliwości i on wiedział, ze powinien z nich korzystać.
Słuchał jej uważnie o czym świadczyły wyczulone na dźwięk jej głosu, długie uszy, które drgały wyłapując każde słowo. Mówiła o rzeczach, których nie znał, ale przecież nie powinien czuć się z tego powodu zagubiony. Wszystkiego mógł się przecież nauczyć.
– Bogini? – zapytał przechylają głowę w wyrazie zastanowienia – Jedna z wielu?
Jego uwadze nie uchodził najmniejszy ruch smoczycy, a skulenie się z zimna było bardzo wymowne. Jedno ze wspomnień, które nawiedzało go w chwilach chłodu zalało mu pamięć przykrymi uczuciami. Choć był północnym nie przepadał za zimnem. Kojarzyło mu się z osamotnieniem i rozpaczą. Z najgorszymi chwilami swojego życia, które pomimo niezwykle młodego jeszcze wieku, wyryły mu się w pamięci żarem bólu. Księżyce, które spędził w chłodzie miały jednak swoją zaletę, zahartowały go na tyle, że obecna temperatura nie robiła na nim żadnego wrażenia. Wrażenie robiła za to kuląca się Esencja.
Naiwnie, ale zupełnie świadomie rozluźnił się i jego bok przycisnął się do boku smoczycy. Zaś wielkie, czarne skrzydło rozpostarło się nad nią, by po chwili otulić ją miękkim, ciepłym i pachnącym piżmem pierzem.
Pierwszy raz w życiu zrobił to, czego od dawna pragnął, a co nigdy nie było mu dane – dał komuś ciepło w chwili, kiedy go potrzebował. To wydawało mu się tak oczywiste, że zepchnął na bok myśli o niechęci i niezrozumieniu. A o tym, że zrobił to bezinteresownie mogło świadczyć niezmienność wyrazu pyska, na którym nadal rysowały się cienie niepewności.
– Czy ja także mógłbym się tego nauczyć?
Podjął wątek o magii zupełnie naturalnie, jakby to co zrobił nie było ani trochę dziwne, czy zawstydzające. Tak naprawdę nurtowało go jedynie, czy własne pochodzenie nie pozbawi go szans na nowe życie.
autor: Deszczowy Kolec
12 sty 2014, 14:52
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 83478

Zamknięty za murami swojego cierpienia nie był świadom ogromu świata, jego pięknych stron ani uroków jakie ze sobą niosły. Skupiał się na sobie, bo nic innego nie znał. By sobie jedyna opoką, przyjacielem i opiekunem. To, ze trafił pośród Ziemnych nie zmieniło wiele. Nie byli tak okrutni jak smoki, które go więziły, ale bił od nich znajomy chłód, więc i on swojego sie nie wyzbywał.
Może dlatego Esencja wydała mu się tak niezwykła. Była bezinteresowna, łagodna, wyrozumiała... A może to tylko maska? Może wgryzie mu się w szyję, jeśli tylko opuści gardę?
Wyobrażenie ślicznego pyska zbroczonego krwią i gniewu w czarnych oczach, sprawiło, że zadrżał lekko. Chęć odepchnięcia tych myśli walczyła z ostrożnością, ale w końcu pragnienie zaufania przechyliło szalę.
Usiadł obok niej, pilnując by nie dotknąć jej boku. Byli tak blisko siebie, że czuł jej ciepło, a jednak nie odważył się na pokonanie tego niewielkiego dystansu. Przechylił głowę, by móc na nią spojrzeć. Uśmiechała się, jakby czekając aż zada kolejne pytanie, bowiem to co powiedziała nie tłumaczyło przecież niczego. Czym była magia, maddara, moc? Czy tylko ona ją posiadała? Odwrócił spojrzenie, by patrzeć przed siebie.
– Cud. – szepnął drapiąc lekko szorstką sierść pod łapami. – Smoki tutaj, są inne... – Ciche westchnienie wyrwało się z szerokiego pyska. Obrócił głowę spoglądając teraz wprost na nią, mierząc uważnie uśmiechnięty tajemniczo pyszczek.
– Czy tylko ty możesz jej używać?
autor: Deszczowy Kolec
12 sty 2014, 14:04
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 83478

Esencja Maddary
Wysłany: 2013-12-19, 22:01
A: S: 1| W: 1| Z: 4| I: 5| P: 3| A: 3
U: MA,MO,S,P,B,L,O,A,Skr,Śl,Kż,M: 3| W: 4| MP,Lecz: 6
Atuty: Szczęściarz,Chtry Przeciwnik,Konsyliarz,Utalentowany,Magiczny Śpiew
Uśmiechnęłam się szeroko, z rozbawieniem marszcząc pysk, gdy młody, czarny samiec odsunął pysk w momencie, gdy moja jasna, srebrzysto fioletowa grzywa połaskotała go w nos. Był taki zachowawczy, ostrożny, ale cóż, ja sama bardzo się zmieniłam przez te wszystkie księżyce. Gdyby tak nie było, w tej chwili po prostu wciągnęłabym go do zabawy, chociażby po to, aby potarzać się w tym puszystym, chłodnym śniegu, czego tak bardzo brakowało mi przez te księżyce. Ale... byłam już stara, nie wypadało mi harcować, niczym pisklę, czy adept. Byłam matką i Uzdrowicielką. Byłam wszystkim tym, chociaż nie tym, kim chciałam zawsze być. Zaledwie kilka księżyców cieszyłam się wymarzoną rangą Czarodziejki, a potem mój świat runął wraz ze samobójczą śmiercią matki i obowiązkiem wobec stada, gdy musiałam przejąć jej schedę. Niedługo po rozpoczęciu nauk i wykluciu się mojego pierwszego syna, Szemrzącego, straciłam ukochanego partnera... Liliowy, jego imię sprawiało mi ból napawało tęsknotą, tak samo jak moja beznadziejna miłość do Przywódcy, z którym chociaż dzieliłam wcześniej ciało, by wydać na świat gromadę piskląt, nigdy nie mogło połączyć mnie uczucie. Nie chciał mnie, nikt, prócz mych dzieci mnie nie chciał...
Otrząsnęłam się z tych ponurych myśli, poirytowana na samą siebie, że ciągle się w nie zgłębiam. Byłam nieuleczalną masochistką, miałam coś nie tak ze łbem.
Zastrzygłam długim uchem, słysząc nazwę Stada, a następnie skinęłam krótko głową.
– Zatem obyś żył tam szczęśliwie – pożyczyłam mu swobodnym tonem, mrugając do niego srebrzystą powieką.
Dostrzegłam na pysku Deszczowego niezrozumienie po mojej wypowiedzi. A gdy padła odpowiedź, zachichotałam, zniżając nieco łeb.
– Skoro tak, może pozwolisz mi sobie towarzyszyć? Tamten nawis idealnie nada się, aby osłonić nas nieco przed tym wiatrem – wyrzekłam wesoło, wskazując pyskiem na lewo, gdzie znajdowała się górska grań, a na niej szeroko skalna półka, pod którą tworzyła się płytka nisza. Ruszyłam wolnym krokiem ku niej, kołysząc długim ogonem zwieńczonym puchatą kitą. Skupiłam się na swej krnąbrnej Maddarze, nie chcącej mnie ostatnio słuchać i przywołałam ze swej groty po dwie sporych rozmiarów łosie skóry, które umieściłam w dwa wygodne, ciepłe siedziska.
Ułożyłam się na jednej z nich, podkulając łapy i owijając je ogonem. Uniosłam łeb, prostując szyję, patrząc ciekawie na Ziemnego, nie pewna, czy zechce wyświadczyć mi tą przysługę.

Deszczowy Kolec
Wysłany: 2014-01-10, 13:56
A: S: 2| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 1| A: 3
Atuty: Silny, Chytry przeciwnik
Czy jej słowa tez były puste? Czy może naprawdę życzyła mu dobrze i chciała by był szczęśliwy? W umyśle Deszczu układały się tysiące pytań, które nie chciały zostać wypowiedziane, pytań, na które on sam nie znał odpowiedzi.
Znów mimo woli zastrzygł uszami, kiedy śmiech esencji przebił się przez dziwne, niepokojące wycie wiatru. W jego głowie pojawiło się wyobrażenie jak dźwięk jej głosu rozgania mroczne zjawy czające się w skalnych załomach.
To niedorzeczne i naiwne wyobrażenie wprawiło jego serce w szybszy bieg. Poczuł się bezpiecznie jak pisklę otoczony skrzydłami rodzica.
Jego rozmyślania przerwało pytanie smoczycy. Drgnął spoglądając w stronę, którą wskazała, a potem na nią. Pierwszy raz ukazując na pysku i w płomiennych ślepiach zaskoczenie zmieszane z niepewnością.
Lecz to właśnie użyje przez Esencję magii, spowodowało, że czarna grzywa zdobiąca silną szyję samca nastroszyła się, a on sam zaczął węszyć w powietrzu wyczuwając nagle zapach zwierzęcej skóry.
Rzucił smoczycy zaciekawione spojrzenie, ale nie pozbawione dystansu, po czym ostrożnie ruszył za nią.
Gdy podszedł do miejsca wyłożonego skórą, pacnął ją łapą chcąc sprawdzić jej prawdziwość. Nie spotkał się z magia wcześniej i zapewne dlatego tak nieufnie podchodził do rzeczy, która pojawiła się znikąd.
– Jak to się stało? – wypowiedział jedno z setek pytań, jakie cisnęły mu się do pyska, kierując spojrzenie na pysk smoczycy.
Nie zajął miejsca obok niej, czekając na wyjaśnienie.
Śnieg sypał coraz mocniej znacząc na jego grzbiecie biały pas, ale jemu najwyraźniej zupełnie to nie przeszkadzało. Wpatrywał się wyczekująco w czarne oczy i Esencja mogła zauważyć, że przez przypadek udało jej się zaciekawić nieufnego i małomównego samca do tego stopnia, by zaczął zadawać pytania.

Wyszukiwanie zaawansowane