Znaleziono 87 wyników

autor: Śnieżny Kolec.
02 mar 2015, 0:11
Forum: Skały Pokoju
Temat: Spotkanie IV
Odpowiedzi: 108
Odsłony: 5834

Kąciki jego pyska drgnęły ledwie zauważalnie kiedy uśmiechnęła się do niego szeroko. Gdy zaś dotknęła nosem jego policzka przymknął oczy. Wyraźnie wiać było, że sprawiła mu przyjemność. On jednak nie poruszył się. Może gdyby byli sami okazałby czułość wylewniej, jednak zbyt wiele ślepi na niego patrzyło. To nie tak, ze się wstydził. Poczucie osaczenia źle na niego wpływało, poza tym nie miał zamiaru burzyć innym swojego obrazu. Tylko ona znała go jako kogoś nieco innego, bowiem tylko jej okazywał uczucia.
Usiadł na przeciw czarodziejki, niemal tyłem do siedzących na podwyższeniu smoków. Można było to brać za brak taktu, ale jego to nie obchodziło. Nawet gdy wspominała kolejne smoki, nie oderwał od niej pozornie beznamiętnego spojrzenia. W myślach jednak dziwił się jak wielką ma rodzinę i jak wiele smoków ją otacza. Dla niego była to nowość. Nawet w rodzinnym stadzie czuł się samotny, ale był niemal pewien, ze i ona dopóki się nie spotkali, walczyła z poczuciem osamotnienia.
Dopiero kiedy zwróciła jego uwagę na siedzącego tuż obok niej samca, Śnieżny odwrócił na niego spojrzenie. Niemal od razu dostrzegł jego ślepotę, ale to go nie obchodziło. Bardziej irytowało go jego skrzydło na grzbiecie Ulotnej. Momentalnie złoto ślepi stwardniało, stało się zimne i odległe.
Nie odwrócił się nawet gdy samiczka zwróciła jego uwagę na to, że ktoś za nim podążał.
– Nie obchodzi mnie to. – Odparł beznamiętnym, chłodnym tonem, który rzeczywiście świadczył o braku zainteresowania – Nikt nie będzie ograniczał mojej swobody. – Przechylił nieco pysk, tym razem wymownie spoglądając na skrzydło, które nadal ją obejmowało, ale nie skomentował słowami. Wygiął szyję i spojrzał za siebie. Rzeczywiście był tam jeden z Ognistych, ale Śnieżny nie znał go. Właściwie ze swojego stada znał tak naprawdę jedynie Run i Jad.
Leniwe, pytające spojrzenie wwierciło się w pysk nieznajomego ognika. Jeśli czegoś chciał, zapewne Śnieżny zaraz się dowie, a jeśli nie chciał nic, nie będzie zawracał sobie nim głowy. Tym bardziej, że bliskość "przyjaciela" Ulotnej wyraźnie go mierziła, choć bardzo kontrolował pokazywanie tego otoczeniu. Mimo to, czarodziejka zapewne czuła subtelną zmianę w zachowaniu i postawie swego... partnera.
autor: Śnieżny Kolec.
01 mar 2015, 23:37
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 80152

Śnieżny zaś dopiero teraz na nowo odkrywał jak to jest poddać się emocjom i to tak różnym od tego co zwykle czuł. Odtrącił gniew i żal, a zagarnął całe ciepło, całą radość pozwalając by rozgrzały mu serce, roztopiły skuwający je lód.
Poddał się, ale nie czuł goryczy porażki. Dopiero teraz smakował czym jest nieskrępowana wiara we własne uczucia. Przez chwilę śmiałość jego pragnień i marzeń otumaniła go, ale jej słowa grały na delikatnych, dawno nie trącanych strunach jego duszy piękną melodię wiary.
Odetchnął drżąco. W jego ślepiach przejrzały się wszystkie gwiazdy, które wychynęły zza chmur jakby sami przodkowie koniecznie chcieli zobaczyć tę piękną, ulotna chwilę wyznań. Smok miał wrażenie, ze spokój, który ogarnął jego umysł był tym czego pragnął od początku swego istnienia, a może i jeszcze dalej? To nieopisane uczucie było mu znajome i nieznajome zarazem, ale nadal ukochane i pożądane. I wiedział już, ze za nic nie może pozbawić się tego uczucia. Że umrze jeśli pozwoli sobie porzucić je na rzecz wiecznej zmarzliny, którym do tej pory było jego serce. Mógł być głazem dla wszystkich, ale nie dla niej. I choć to zapewne niepojęte dla kogoś kto patrzył na to z boku, dla nich wszystko właśnie zaczęło się układać. Mieli dla kogo żyć. Odzyskali cel swego istnienia. Śnieżny nigdy nie przypuszczałby, że właśnie czyjaś bliskość da mu to czego zawsze pragnął. Sądził, że uczucia jedynie wprowadzą zamęt w jego życiu, a okazywało się, że jest zupełnie inaczej.
Przycisnął ją do siebie. Ich serca biły jednym rytmem zupełnie tak, jakby byli jedną istotą. Wonie mieszały się, stapiały w jedno. Nic ich nie dzieliło i nic nie miało znaczenia. Przeszłość, stada... Na świecie byli tylko oni. Samiec pragnął zatrzymać tę chwilę. Trwać w niej po wieczność nie bacząc na chłód kąsający grzbiet i podstawowe potrzeby. Ciepło Ulotnej rekompensowało każdy ból.
Lekko potarł policzkiem o jej policzek... co teraz? Marzenia były wspaniałe, to co czuł także, ale przecież nijak miało się to do ich obecnego położenia. Żyli w świecie podziałów, jakże Śnieżny miał ustosunkować się do tego? Rozluźnił spięte dotąd mięśnie i nieśpiesznie zaczął przeczesywać palcami morską grzywę.
– Obiecuję... – Szepnął – Obiecuję, że nigdy nie będziesz sama. Wciąż będę ci powtarzać, że nie jesteś sama. – Wiedział, że może jej to obiecać. Właśnie dzisiaj, pod uważnym spojrzeniem milionów przodków przyrzekł sobie i Ulotnej oddanie, tym piękniejsze, ze nie podszyte jedynie fizycznym pragnieniem. Bowiem miał ją teraz przed sobą. Przylegała do niego ufnie całym ciałem, a on pragnął ją jedynie chronić. Dotykać duszy. Ciało było tu na drugim miejscu. Gdyby nie miała cielesnej powłoki, gdyby była jedynie głosem w jego głowie... kochałby ją równie mocno. Miłość? Czy to była miłość? Jeśli tak w niczym nie przypominała tej, którą znają i rozumieją śmiertelnicy.
– To kłóci się z moja naturą, ale nie chce sprzeciwiać się czemuś co sprawia, że pierwszy raz od wieków jestem na odpowiednim miejscu... Dlatego... Nawet jeśli cały świat stanie się twym wrogiem, zaufaj mi. Możesz płakać, możesz być spokojna, a ja zdecydowałem, że wszystko wezmę na siebie. – Szeptał natchnionym, pełnym pasji głosem tak do niego nie podobnym. – Jestem tu, nieważne dokąd pójdziesz. Zawołaj mnie, a staniemy się jednością. – Odsunął pysk. – Spójrz na mnie. – W jego słowach nie było prośby. Była łagodność, którą już znała, ale tym razem splotła się ze stanowczością i charyzmą, którą przecież zwykle przejawiał. Gdy zrobiła o co prosił, podarował jej cień uśmiechu, ale ten znów nie zupełnie był tym, czego mogła się spodziewać. Uczucie mieszało się w nim z czymś mrocznym, jeszcze nie poznanym. Przez chwilę lustrował jej pysk. – Zamienię moją siłę na twój ból. – mówił poważnie, mając świadomość, ze śmiałość jego słów i gestów jest przez nią pożądana. A jemu tak bardzo brakowało swobody, że gdy już mógł się nią upajać, pragnął jak najwięcej. Bezmyślnie odegnał o siebie obawę przed tym co się stanie gdy będą musieli się rozstać i... to powinno być pierwszym co go zaniepokoi, bowiem już dawno nie zdarzyło mu si gubić racjonalności, ale teraz... o tym nie myślał. Zapomniał... albo właśnie przypomniał sobie jak to jest żyć dla kogoś, a nie jedynie dla siebie.
autor: Śnieżny Kolec.
01 mar 2015, 20:51
Forum: Skały Pokoju
Temat: Spotkanie IV
Odpowiedzi: 108
Odsłony: 5834

Śnieżny nie miał pojęcia czym są zebrania na jakie właśnie zostali wezwani. To była jego wina. Za mało interesował się tym co było wokół niego. I właściwie bardzo niechętnie podążył za resztą Ognistych. Nienawidził tłumów, nienawidził hałasu. Czuł się osaczony i tak niepasujący do tego wszystkiego, że aż się dusił. Oddychał płytko ciągnąć się gdzieś z tyłu za resztą stada. Nawet nie wiedział, że na tym spotkaniu, wśród śmiertelnych zasiądzie bóstwo. O tym miał się dopiero przekonać.
Dostrzegłszy na Skałach barwną mieszankę jaszczurów, które nie pachniały tak jak wszyscy Ogniści, Śnieżny aż się zatrzymał. Powiódł spojrzeniem po nieznajomych pyskach i zacisnął szczęki. W pierwszym odruchu miał chęć odwrócić się i po prostu wrócić do jaskini, mieć głęboko w poważaniu całe to spotkanie, ale wtedy wśród obcych pysków dostrzegł... ją. Serce momentalnie zabiło mu mocniej wyrywając z piersi głębszy oddech. Siedziała tam, pośród obcych, nic nieznaczących dla samca istnień i wyglądała tak... naturalnie. Jakby czuła się częścią tego zgromadzenia.
Wahał się przez chwilę, a nagły spokój, który spłynął na niego tylko dzięki widokowi jej uśmiechniętego pyszczka, sprawił, ze ruszył ku zebranym. Nie zatrzymał się jednak przy kimkolwiek z Ognistych. Ruszył dalej do miejsca wypełnionego obym zapachem smoków Życia.
Nie interesowało go czy popełnił jakieś faux pas. Nie interesowały go zaciekawione spojrzenia bo dla niego nie były istotne. Liczyła się jedynie jej reakcja i jej odczucia.
Stanął przed nią i pochylił głowę, ale gdy wznosił spojrzenie widać w nim było znajomą dla niej łagodność. Nie uśmiechnął się, nie powiedział ani słowa, ale wiedział, że ona wie. W tym momencie nie był tu dla spotkania. Był tu dla niej. I cały świat może nie istnieć, a przynajmniej do chwili w której nie wedrze się w ich intymność.
autor: Śnieżny Kolec.
24 lut 2015, 11:38
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 80152

Właśnie, dlaczego miałaby umrzeć? Irracjonalny strach? Pokręcił głową zaciskając mocno powieki. Był skołowany.
– Nie wiem. Widziałem jak spadasz i wpadłem w panikę. – Nieoczekiwana szczerość po prostu się wylała, a on nie zdążył jej powstrzymać, a nawet więcej. Czuł, że nie byłby w stanie jej powstrzymać. Jego łapy z niewłaściwą dla niego zuchwałością i czułością przesunęły się po miękkim futrze Wspomnienia, a on tylko na poły to kontrolował coraz bardziej poddając się niezwykłemu wspomnieniu. To było tak, jakby już kiedyś działał podobnie, jakby już nie raz dotykał jej w taki sposób. Nic zdrożnego, niewłaściwego. Jej ciało było ważne, ale nie w tak trywialny sposób. Było ważne, bo było... naczyniem dla duszy.
Słuchał słów. Wyczuł ciepło łez na gładkiej łusce. Więc ona czuła to samo? Bogowie...
– Zwariowałem. – Zaśmiał się nerwowo. – Zwariowałem do reszty... oboje zwariowaliśmy. – ścisnął jej barki podrywając głowę, wzburzając stroszącym się pióropuszem białe okruchy zimna. Złoto znów rozgorzało. – Kim jesteś? – Pytanie zawisło w powietrzu ciężkie jak ołowiane chmury, które zaczęły przesłaniać rozgwieżdżone niebo. Drugie pytanie, którego nie wypowiedział na głos tłukło mu się boleśnie w głowie. Kim ja jestem? Na dnie jego głosu brzmiała gorzka obawa, która niezmordowanie kłóciła się z niepojętym poczuciem przynależności i ciepła. Przecież to nie miało żadnego sensu, najmniejszego. Ale gdyby tak poddać się temu? Odpuścić? Co stałoby się gdyby po prostu... zaufał jej i losowi, który usilnie zmuszał ich do złączenia ścieżek? Śnieżny doskonale wiedział, że to nie było dobre ani dla niego ani dla niej. Znał siebie, wiedział jaki jest. Znał realia w których żyli i one też nie były po ich stronie, ale całe jego istnienie, które zwykle wydawało mu się bezsensowne nabierało barw właśnie przy niej. Choć właściwie się nie znali, choć zamienili ze sobą ledwie kilka słów. Wziął głęboki oddech przesyconego jej zapachem powietrza, na chwilę odwracając wzrok od jej pyszczka doszukując się w niebie zabłąkanych pomiędzy chmurami gwiazd. – To szalone co teraz powiem i sam w to do końca nie wierzę, ale... to połączenie dusz. – Wsunął łapę pod jej pysk i uniósł go zaglądając w jej oczy ze spokojem i powagą, która nie należała do niego. Nie była ostra jak chłód, jak Śnieżny, a delikatna i łagodna niczym szelest motylich skrzydeł. – Jesteś częścią mnie. Należymy do siebie. – Głos stał się miękki i melodyjny i przez chwilę Śnieżny poczuł, że te słowa nie należą do niego. Jakby już kiedyś to słyszał, ale na pewno nigdy nie wypowiedział... aż do teraz.
autor: Śnieżny Kolec.
02 lut 2015, 21:18
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 80152

Patrzył na nią jak na największy skarb, najdroższy klejnot, ale powoli uśmiech na jego pysku gasł. Emocje zaczęły opadać wraz z białymi płatkami, które wzburzyli przy upadku, jednak ku obawom Śnieżnego, nie mógł uspokoić się zupełnie, uśmiech więc też nie zgasł całkowicie. Tylko teraz więcej w nim było niepewności niż radości. Więcej obawy niż determinacji. Był zaskoczony, tak swoją wcześniejszą odwagą, jak i jej ufnością. Dlatego nie potrafił cieszyć się szczerze. A przecież właśnie teraz czuł, że wszystko jest na swoim miejscu. Pragnął poddać się temu, śmiać się w głos, wyć do gwiazd i wykrzyczeć im, że oto znalazł własne miejsce na ziemi! Niestety lodowe okowy wiążące jego serce nie roztopiły się wystarczająco. Jeszcze nie. Wciąż niezrozumienie, ale i logika zmuszały go do zachowania choćby szczątków zimnej krwi. Byle nie oszaleć, byle nie zniszczyć swej lodowej obrony, którą tak dzielnie stawiał wokół siebie od wielu księżyców.
Słysząc swe imię wymawiane jej drżącym głosem w którym wyraźnie słuchać było ulgę, poczuł najszczersze zawstydzenie, ale nie zdławiło ono zupełnie rodzącej się w sercu radości. Pamiętała jego imię, czy to nie piękne? Tak jak zapragnął jeszcze chwilę temu, tak teraz wsunął palce w miękkie pukle jej grzywy przeczesując je nieśpiesznie, jakby tym gestem chciał ją zapewnić, że już wszystko jest dobrze. Jakby chciał pokazać jej, że może na niego liczyć. Choć to irracjonalne i takie uczucia nie powinny mieć prawa bytu, to właśnie przeczył temu wszystkiemu. Każdym gestem, spojrzeniem i biciem rozszalałego serca.
Gdy uniosła się i spojrzała mu w oczy, nieśmiało odwrócił wzrok walcząc ze szczerością swych pragnień. Na pytania nie odpowiedział od razu, ale gdy już zdecydował się odezwać głos miał delikatny i ciepły, tak różny od tego do czego ją przyzwyczaił.
– Nie chciałem patrzeć jak umierasz. Gdybyś zginęła... – Nagle spojrzał na nią, a błyszczące złoto rozgorzało podobnie jak przed chwilą, gdy jeszcze zuchwale obejmował jej pyszczek, ze strachem zaglądając w oczy. Zawahała się przebiegając spojrzeniem po jej pysku. Szukał odpowiednich słów, a może po prostu podziwiał jej oblicze, które było teraz tak blisko? – ...Ciężko to wytłumaczyć. Sam tego nie rozumiem. To jak coś ponad mnie. Ponad wszystko co do tej pory mnie spotkało. Jakbym znał cię od wieków, choć to nie możliwe. Po prostu... – Zamilkł w połowie zdania. Z rozpędu miał zamiar powiedzieć coś, co przychodziło mu z wielkim trudem, ale w końcu jedynie wypuścił powietrze. Zacisnął szczęki. Poddał się. Wyraźnie się poddał. Nie był w stanie przyznać się przed sobą do tego co czuł, a co dopiero przed nią. Nie mógł pozwolić by usłyszała coś tak... niemożliwego. – Cieszę się, że nic ci nie jest. – Dokończył wolniej i ciszej, pozbywając się pełnego żaru tonu, którym mówił dotychczas. Zamknął ślepia i odchylił głowę układając ją w śniegu. Jego pierś wciąż unosiła się szybko, ale oddech wracał do pierwotnego rytmu. Samiec był wyraźnie oszołomiony, prawdopodobnie nawet bardziej niż samiczka,jednak zdawał się wracać do prawdziwego siebie. Sam to sobie nakazywał. Jego łapy nie trzymały Wspomnienia już tak kurczowo. Teraz po prostu lekko wspierał je na jej bokach.
autor: Śnieżny Kolec.
02 lut 2015, 1:02
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 80152

Nie myślała i nie widziała, a on tam był. Schowany wśród zasp puchatych niczym północne pisklęta. Siedział jak zwykle nieporuszony mroźnym powietrzem wgryzającym się pod łuski. Ten chłód za bardzo przypominał mu jego własny by być mu wrogiem. Biała pora była mu przyjaciółką. To ona go zrodziła i w jej objęciach czuł się najbezpieczniej. Choć przez chwilę jak na swoim miejscu. Choć przez chwilę u siebie.
I gdy ona oślepiona porywającym grzywę wiatrem spadała z przestworzy, jemu serce zabiło boleśnie. Bezbłędnie dostrzegł na usianym gwiazdami niebie barwną smugę. Niczym rajski ptak rażony błyskawicą. I zerwał się, pobiegł jak głupi na złamanie karku. Potykał się w śniegu, zahaczał o konary. Przerażony widokiem i nagłością uczuć jakie rozpaliły mu trzewia, pędził by zdążyć. Strach, ale jakże piękny! Bowiem pierwszy raz od bardzo dawna nie bał się jedynie o siebie. Obawiał się za to, że nie zdąży i przyjdzie mu przeczesywać morską grzywę u bezwładnego ciała. A on chciałby choć raz... choć raz... choć raz jeszcze ją do siebie przytulić.
Ciszę nocy rozciął huk potężnych skrzydeł gdy młody smok ufnie wyskoczył w przestworza. W życiu skrzydła unosiły go jedynie dwa razy, ale teraz lęki nie miały znaczenia. W tamtej strasznej, a zarazem pięknej chwili żadna obawa, żadna moc nie mogła utrzymać go w miejscu. Strach i uniesienie dały mu siłę, naprawdę uskrzydliły.
Pędził jej na spotkanie, choć płuca rozpaliły się bólem. Gnany przemożną chęcią zamknięcia jej w swoich objęciach, nie zwracał uwagi na własne cierpienie. Nawet na to, że samiczka znając swe możliwości spadała bez cienia strachu. Nic nie było ważne, nic prócz świadomość, że może być świadkiem jak jej onyksowe oczy na zawsze tracą blask.
Wpadł na nią. Uderzył, nieporadnie chwytając jej ciało łapami, oplatając zachłannie. Jeśli spadną, to uchroni ją przed cierpieniem i śmiercią. Byle tylko nie patrzeć jak umiera. Ach jakże był głupi... Wszak okazał się być zagrożeniem nie wybawieniem. Bo to sekundy, kilka uderzeń serca i sam ściągnął ją w dół. Mimo to w plątaninie łap skrzydeł i ogonów, to jego skrzydła uderzyły kolejny raz, tuż nad ziemią podrywając dwa ciała, chroniąc je przed niechybną śmiercią. Upadek i tak był bolesny. Z impetem wbili się w zaspę. Śnieżny uderzył grzbietem w śnieg w ostatnim momencie oplatając samiczkę także skrzydłami. I gdy wirujące płatki zaczęły opadać, a ciszę przerywały tylko ich śpieszne oddechy, chwycił w łapy jej smukły pysk i spojrzał w oczy... Dlaczego zapamiętał, że miały inną barwę? Nie ważne. Nieświadomy pokazał jej całą gamę uczuć od rozpaczy poprzez panikę aż do ulgi.
– Bogowie, tak się cieszę... – Szepnął czule i przytulił ją do siebie. Serce wyrywało mu się z piersi. Udało mu się. Udało! Cokolwiek by mu teraz nie powiedziała, jakkolwiek by się nie zachowała, to wolał zobaczyć jej gniew. Wszystko byle nie tylko puste, pozbawione błysku oczy. Sam do końca nie wiedział dlaczego to zrobił... jak? Ale to co teraz czuł przewyższało wszystko inne. Teraz czuł się naprawdę na swoim miejscu.
autor: Śnieżny Kolec.
24 sty 2015, 22:50
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Aleja Zakochanych
Odpowiedzi: 538
Odsłony: 67408

Nie chciał jej współczucia. Nie chciał niczyjego współczucia, a jedynie spokoju w którym będzie mógł rozkoszować się magią – jego jedyną miłością. Wykrzywił pysk czując rozrywający serce, niepojęty ból. Jakby właśnie sam ukarał się za złą postawę. Zaczął iść szybciej, ale gdy echo jej słów nie przestało go gonić, zwolnił, by w końcu przystanąć. Obejrzał się.
Potrzeba czegoś więcej niż deklaracji żeby nazwać kogoś przyjacielem. I jeśli sądzisz inaczej, ja właśnie uczę cię, że będąc jedynie naiwną nigdy nie osiągniesz celu. – Patrzył na nią beznamiętnie. Słowa rozbrzmiały w jej głowie równie beznamiętnym tonem. – Nie licz, że zawsze będziesz mogła zasłaniać się tą naiwnością. Tak się nie da. I... jestem wierny sobie. Jedynemu smokowi jakiemu powinienem być wierny. – Odwrócił głowę i skoczył do przodu pokonując kolejne śniegowe zaspy. Zostawił za sobą gorycz i niezrozumiałe uczucia, które wiązały się z Odrodzoną. Wiedział jednak, że nie uwolni się od myśli i zaszczepionych przez samiczkę wątpliwości.

z/t
autor: Śnieżny Kolec.
24 sty 2015, 21:13
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Aleja Zakochanych
Odpowiedzi: 538
Odsłony: 67408

Nie wierzył w to co słyszy. Sądził bowiem, że zniechęci samiczkę, a widać za słabo się starał. Jej słowa sprawiały, ze sam zaczynał zastanawiać się nad swoimi pragnieniami, ale to nie był odpowiedni czas by nad tym myśleć, a ona nie była odpowiednią towarzyszką do takich rozmów... nikt nie był. Wtedy nawet nie zaintrygowały go jej sny, ani to, ze w gruncie rzeczy była równie samotna co on.
Jesteś idiotą.
Zacisnął szczęki odpędzając od siebie irracjonalne poczucie straty. Jakby przez takie właśnie myśli miał stracić coś ważnego i zacząć cierpieć. To nie miało żadnego sensu.
Śnieg zaskrzypiał nieoczekiwanie. Na samiczkę padł mroczny cień jego sylwetki gdy zwiesił nad nią masywny pysk. Przesłonił sobą zimny blask księżyca. W półmroku złote ślepia zdawały się jaśnieć zapewne przez odbite od śniegu światło.
– Może nie jesteś zła, ale jesteś naiwna. – Powiedział w prost, chłodnym, twardym tonem, ale mimo to nie mówił w taki sposób by sprawić jej przykrość. Po prostu stwierdził fakt, który aż cisnął się do pyska. To jak ona to odbierze nie miało znaczenia. Poważne, zimne złoto popatrzyło na nią pierwszy raz oceniając. Śnieżny zmrużył ślepia, lekko zmarszczył pysk i po chwili oderwał wzrok od jej oczu patrząc przed siebie, jakby tam miał znaleźć odpowiedzi na wszystko, co teraz kłębiło się w jego umyśle. – Ale chciałbym być tak naiwny tak jak ty. Może moje życie nie byłoby wtedy takie... puste, a ja byłby szczęśliwszy. – Głęboki, chłodny tembr głosu na chwilę zyskał trochę przyjemnej łagodności. Znów na nią spojrzał i tym razem także spojrzenie było łagodniejsze. – Więc co tu jeszcze robisz? Idź i szukaj go. Idź naprawiać relacje z rodziną i poznawać boski plan. Ja nie jestem odpowiednim smokiem, który mógłby ci w tym pomóc. – Uśmiechnął się gorzko w rzeczywistości do siebie, nie do niej. Przez jego pysk przemknął cień żalu i niechęci do samego siebie. Cofnął się wyraźnie mając zamiar odejść, ale zatrzymał się w pół kroku. Obejrzał się.
– Śnieżny, bo przyszedłem na świat wraz z pierwszym śniegiem.
I ruszył przed siebie. Nawet nie biegł, a już na pewno nie próbował lecieć. Odkąd pamiętał bał się ogromu przestworzy i nie ufał nigdy swoim skrzydłom. Nauczył się ich używać jedynie z przymusu. Teraz już nikt nie mógł go do niczego zmusić. Był wolny... fizycznie. Dusza natomiast została uwięziona w klatce jego własnych obaw i niespełnionych pragnień.
autor: Śnieżny Kolec.
24 sty 2015, 1:29
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Aleja Zakochanych
Odpowiedzi: 538
Odsłony: 67408

Momentalnie spoważniał, jakby obawiał się, że jeśli dalej będzie się uśmiechał to złamie jakieś niepisane prawo. To było nawet zabawne, bo wyglądał jakby się zaniepokoił, że w ogóle ktoś to widział. Odwrócił spojrzenie jedynie strzygąc uszami. Czuł się zażenowany. Właśnie dlatego rezygnował z pokazywania komukolwiek jakichkolwiek przejawów uczuć. Po co? Po to by zostać wzgardzonym? Złoto momentalnie stężało stając się zimne jak śnieg wokół. Tylko... był tak zaskoczony jej dotykiem, że poddał mu się bez cienia oporu. Spojrzał prosto w jej morskie ślepia. Zamrugał. Bez wątpienia Odrodzona była pierwszym smokiem od dawna, który mógł oglądać tak żywe zaskoczenie na jego pysku. Ale skąd ona mogła o tym wiedzieć? Gdy się odsunęła i padła grzbietem w śnieg, potrząsnął głową i wstał. Co on tu jeszcze robił? Co to właściwie za dziwaczna sytuacja? Jednak gdy już chciał się odwrócić i odejść, usłyszał jej słowa. Zatrzymał się w pół kroku zerkając na nią nieufnie, by... zaraz parsknąć gdy nieoczekiwanie znów poruszyła się gwałtownie podburzając przy tym śniegowe płatki, które osiadły także na jego nosie. Była taka... żywa. Najpiękniejsza? Kolejny przejaw pychy, tym razem jej rodziców. Nie znała swej matki? Zapewne i tak lepiej niż on znał swoją. Gorycz podsycana wstydem i nieufnością przepełniła jego serce. W duchu oskarżył ją o nieszczerość uparcie dławiąc wszelkie pozytywne uczucia, które ta dziwaczna część jego jestestwa starała się wobec niej pielęgnować. Na granicy świadomości, jakaś jego cząstka chciała upaść w biały puch i wtulić pysk w miękkie futro.
– Śnieżny. – Odparł chłodno, patrząc na nią z góry. W ton wkradły się wrogie nuty. – Czego chcesz? – A mimo to nie ruszył się i pragnął by ukoiła jego smutek. Irracjonalne uczucia przerażały go i jeśli dalej będzie to czuł, to w końcu dla własnego spokoju, ucieknie. Ale jeszcze nie teraz, nie kiedy może patrzeć na opruszony śniegiem, uśmiechnięty pyszczek.
autor: Śnieżny Kolec.
22 sty 2015, 17:58
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Aleja Zakochanych
Odpowiedzi: 538
Odsłony: 67408

A wiec byli jak ogień i woda. Przeciwieństwa. Śnieżny siedział wyprostowany, dumny, spokojny... Jakby był dużo starszy niż te marne piętnaście księżyców. Ona zaś, nieporadna, urocza jak kilku księżycowe pisklę śmiała się niewinnie, zupełnie nieświadoma z kim przyszło dzielić jej uroki zimowej nocy. Czy byłaby równie śmiała gdyby widziała to co on? Gdyby dostrzegała na jego łapach ślady bratniej krwi?
Spojrzał na nią z góry, choć nie z wyższością. Łagodnie, melancholijnie, z wyrozumiałością godną starego, doświadczonego życiem smoka. Piękna? Podniósł głowę rozglądając się dookoła. Przysypany śniegiem krajobraz pysznił się w bladym świetle.. Zaiste. Zadarł brodę zatapiając spojrzenie w czerni usianej setkami gwiazd. Gładka łuska zalśniła podczas ruchu upodabniając się do błyszczących okruchów lodu. Odetchnął powoli, a gdy opuścił głowę i znów spojrzał na uśmiechnięte oblicze samiczki, kąciki jego pyska drgnęły nieśmiało. Zamknął ślepia wolno kiwając głową tym samym zgadzając się z nią. On nadal potrafił dostrzegać piękno otaczającego go świata, może nawet robił to śmielej wobec niego niż wobec innych istnień, które z zasady wydawały mu się przeżarte kłamstwem i agresją. Odrodzona... Patetyczne imię, tak kompletnie do ciebie nie pasuje.
– Aillia? – Powtórzył jak echo, tym razem nie podsycając brzmienia głosu swoją magią. Właściwie tylko dlatego wydał się delikatniejszy, nie wzmocniony syntetycznym brzmieniem, i... cichszy. – Co to znaczy? – A choć wciąż na nią patrzył i choć zapytał, zdawał się kompletnie oderwany od własnych gestów, jakby tak naprawdę nie miały znaczenia.
autor: Śnieżny Kolec.
21 sty 2015, 19:08
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Aleja Zakochanych
Odpowiedzi: 538
Odsłony: 67408

Dostrzegł. Biel kłów na tle wyblakłych barw. Dostrzegł i nie rozumiał. Gdy ruszyła pędem w jego stronę roztrącając na bok śniegowe płatki, odruchowo uniósł jedną z przednich łap, cofając do tyłu pysk. Jakby obawiał się, ze zaraz z rozpędu skoczy na niego i zacznie lizać niczym uradowane szczenię. Jej entuzjazm go zniechęcił, niemal od razu w jego umyśle pojawiła się chęć ucieczki. Skrzywił się nieprzyjemnie, przygotowując do manewru odwrotu, ale zaraz przez szum wiatru przebił się jej głos, a ona sama zatrzymała się. Teraz, gdy nie stała już w cieniu drzew, widział ją doskonale. Opuścił łapę, wyprostował się, odetchnął. Nie odpowiedział na jej uśmiech, choć był śliczny i zdawał się rozganiać mroki nocy. Jaśniał nie jak księżyc, lecz słońce. Natomiast jego oblicze było nieprzyjemnie obojętne i tylko w spojrzeniu tliło się wspomnienie bólu, które mogło świadczyć, ze ten lodowy posąg ma jakieś uczucia. Przez chwilę między nimi była cisza. Nawet dźwięczność śmiechu została porwana przez wiatr. Śnieżny zastanawiał się skąd w obcej samiczce tyle radości... przecież noc była zimna i martwa. Po co w ogóle zabierała mu czas? I dlaczego na wszystkich bogów jeszcze stąd nie odszedł? Odetchnął wolno, wypełniając swoje ciało uwolnioną mocą. Maddara załaskotała jego jaźń i wylała się razem z szeptem.
Witaj... – za sprawą magii słowo splotło się z szumem wiatru, zawirowało między zaspami i poniosło się subtelnym, eterycznym echem wśród drzew. Samiec otworzył ślepia spoglądając wprost w delikatny pysk nocnej towarzyszki, a choć przez chwilę wyglądał jakby miał powiedzieć coś jeszcze, zrezygnował.
autor: Śnieżny Kolec.
21 sty 2015, 13:52
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Aleja Zakochanych
Odpowiedzi: 538
Odsłony: 67408

Spokój... I tylko wiatr porywami rozsypywał świetliste okruchy chłodu. Ciskał nimi usypując coraz to nowe zaspy burząc te, które zbudował jeszcze kila chwil temu. Śnieżny był jak te okruchy. Miał poczucie władzy nad swoim losem, ale gdy już-już czuł się na swoim miejscu, los zaraz rzucał go w inne kłopoty, szarpiąc za duszę i rozrywając serce. A on poddawał się temu choć tak rozpaczliwie pragnął mieć władzę nad własnym życiem. Nim tu przybył, tak wiele razy powtarzał sobie, że nie zapomni o swym dziedzictwie. Pragnął pamiętać i rodzinę i stado, ale wszystko minęło razem ze zmianami. Minęła chęć przynależności gdziekolwiek. Tak, był samotny, ale nauczył się kochać tę samotność. Miał po co żyć. Żył dla siebie i już nigdy dla nikogo innego.
Skrzypienie śniegu przebiło się przez szum mroźnego wiatru skupiając uwagę smoka, odciągając go od goryczy wspomnień. Wiedziony odruchem spojrzał za siebie. Cóż za pyszne futro. Śmieszna myśl. Nie zastanowił się nad potencjalnym niebezpieczeństwem ani też nad powodem dla którego ktoś jeszcze znaczył nieskalana dotąd biel, odciskami swych łap. Zwrócił uwagę na nietypowość barw, którym chłodne światło zabrało jaskrawość, jakby to było najistotniejsze. Kolory choć wypłowiałe, kompletnie nie pasowały do nocnych cieni i zimowego chłodu. Obcy smok zdawał się być jedyną żywą istotą pośród śniegów. Jedyną, która jak zwiastun wiosny, przynosiła nadzieję na lepsze jutro. Jedyną, która... Sprawiasz mi radość samym istnieniem. Śpiewne echo jego myśli rozedrgało mu serce. Zaskoczenie zmusiło do wypełnienia płuc mroźnym powietrzem. Cofnął pysk nieco zbyt gwałtownie wprawiając w ruch jaskrawy pióropusz. Szelest piór zmieszał się z szumem wiatru. To nie pierwszy raz gdy miał poczucie rozerwania. Nie pierwszy raz na granicy świadomości słyszał głos, tak podobny do swego własnego, a jednak zupełnie inny. Nigdy natomiast... tak wyraźnie jak teraz. Czasem sądził, że wariuje, że szaleństwo zabierze mu ostatni cel. Umysł podda się żalowi i jego koniec będzie taki, jakiego najbardziej się obawiał, ale... w gruncie rzeczy coś mówiło mu, że nie musi się obawiać. Że to ta delikatniejsza, lepsza cząstka jego istnienia. Nie chciał z niej rezygnować. Zwykle zgadzał się ze swoim wewnętrznym głosem, ale teraz... Teraz bredził. Stąd żywe zaskoczenie i niemal automatyczna negacja. Lecz nie poruszył się. Nie zrobił nic by uciec, choć czuł, że powinien. Jakaś niezwykła, niezrozumiała powinność trzymała go w miejscu zabraniając odwrócić spojrzenie od delikatnej sylwetki majaczącej w oddali.
autor: Śnieżny Kolec.
21 sty 2015, 0:42
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Aleja Zakochanych
Odpowiedzi: 538
Odsłony: 67408

Noce takie jak obecna były szczególne. Czerń i biel, odwieczny kontrast, nigdy nie wygląda tak pięknie jak w pogodną, zimową noc. Księżyc stał wysoko na bezchmurnym niebie, a jego zimny, tak pasujący do obecnej pory blask, mieszał się z wszechogarniająca zmarzliną. Ta, skrząc się w srebrnym świetle rozganiała zwykle zalegający nocą mrok. Wszystko co białe, lśniło, pyszniło się w zimnym świetle, zaś czerń miała głębię niezbadanych pieczar. W noc taką jak ta... Bezlistne drzewa rzucały na ziemię długie cienie, tworząc na alei fantastyczną, nieregularną mozaikę. Ona zaś, przy podmuchach mroźnego wiatru układała się w coraz to nowe wzory, jednocześnie kusząc pięknem, ale i niepokojąc zbyt śmiałą wyobraźnię. Wszak wśród cieni zawsze może kryć się coś niebezpiecznego. Nawet w tak piękną noc jak ta. Nawet w tak piękną noc jak ta... Pod gałęziami drzew nie tylko cienie przemykały po nienaruszonej bieli. Był ktoś jeszcze. Kolejny kontrast, który tak doskonale komponował się z dzisiejszą nocą. Biel wtapiała się, niknęła, ale czerwień... ta płonęła w blasku srebrnej tarczy. Krew... Kroki młodego smoka dźwięczały skrzypieniem śniegu. Łapa za łapą. Krok za krokiem. Nierówny szlak. Zbyt równy oddech i nieudolna próba ukojenia zbyt szybko bijącego serca. W noc taką jak ta... Obce lasy, obce cienie, obce wonie. To nie ta noc. Nie ten czas. Złoto, jedyna prawdziwie ciepła barwa szybko stała się zimna z chwilą gdy młody smok wzniósł pysk ku bezchmurnemu niebu, a księżyc odbił się w jego oczach. Serce uspokoiło się, a ból jaki rozpalał mu trzewia ucichł przygaszony chłodem obojętności.
– Obce lasy, obce cienie, obce wonie. To nie ta noc. – Ostatni ciepły szept. Usiadł nieporuszony kąsającym chłodem obiecując, że po raz ostatni pozwala sobie na cierpienie. Co było, nie ma przecież znaczenia. Jest tu i teraz ważniejsze od tam i wtedy.
autor: Śnieżny Kolec.
13 gru 2014, 20:29
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Trakt do Prastarego Drzewa
Odpowiedzi: 621
Odsłony: 86149

Mała łapka uderzyła w pierś, pazurki zahaczyły o szorstką łuskę i nawet jej nie drasnęły.
– Mocniej, pewniej! – warknął, ale nie dał jej ponowić ataku. Spojrzał na młodą oblizując pysk, jakby miał ochotę zaraz ją zeżreć. Uśmiechnął się paskudnie i bez ostrzeżenia podniósł mocarną łapę celując w pysk samiczki. Zamachnął się od niechcenia od prawej do lewej. Jeśli mała nie odskoczy, a on nie powstrzyma ciosu w porę mógłby nie tylko zostawić na delikatnym, futrzastym pyszczku długie szramy, ale nawet przetrącić kruchy kark. Oczywiście Khan nie chciał jej zabić. Tego by mu brakowało! Postarał się jednak, żeby wyglądało to poważnie. Niech w ciele małej zagra adrenalina, niech poczuje smak walki, oswoi z poczuciem zagrożenia.
autor: Śnieżny Kolec.
12 gru 2014, 15:57
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Trakt do Prastarego Drzewa
Odpowiedzi: 621
Odsłony: 86149

Khan z łatwością potrafił rozpoznać w rozmówcy lęk i wszelką niepewność. Usatysfakcjonowany reakcją wyszczerzył się jeszcze bardziej, a potem przyjrzał się, pożal się bogom, postawie jaszczurki. To zrozumiałe, ze na pierwszy raz nie mogła ustawić się idealnie, tak jak nie mogła idealnie bronić się i atakować, ale to nie przeszkadzało Khanowi wyrazić dezaprobaty wykrzywieniem pyska. Pazurzasta łapa pacnęła młodą w dół pyska, tym samym zmuszając, by nieco uniosła głowę. Potem kontynuując ruch, samiec uderzył wierzchem łapy kolejno w prawą i lewą przednią łapę, nieco bardziej je rozstawiając. Dopiero po tym cofnął się i spojrzał w morskie ślepka gorejącymi fioletem oczami. Szaleńczy uśmiech ozdobił mu pysk.
– Atakuj. – Wycharczał.

Wyszukiwanie zaawansowane