Znaleziono 187 wyników

autor: Legenda Samotnika
23 lut 2021, 21:28
Forum: Skały Pokoju
Temat: Wezwanie
Odpowiedzi: 9
Odsłony: 841

Trzask był bardziej rozluźniony, niż samotnik przypuszczał. Kiwnął głowę w odpowiedzi na pierwsze pytanie, przy drugim jednak nieco się zaciął, drapiąc po szyi.
– Cóż... Większość jedzenia przyniosłem z podróży na Wolne Stada. W jej trakcie nauczyłem się odpowiednio przechowywać i konserwować mięso, aby zachowywało jadalność na dłuższy okres. Gdy zaczynało mi brakować pożywienia, wychodziłem poza tereny Wolnych Stad, żeby nie być zależnym czy zabierać zwierzyny żadnego stada. Zresztą nauczyłem się także długo wytrzymywać bez pożywienia, gdyż w trakcie naszej wyprawy ciągle musieliśmy z ojcem oszczędzać siły i polować jak najmniej, by w jak najkrótszym czasie dotrzeć na Wolne Stada. – wytłumaczył zaskakująco bez zbędnych szczegółów, do których jako bard miał słabość.
Zabrał się za przemowę, a w jej trakcie wyczuł czyjąś obecność. Spojrzał w bok i ujrzał bardzo znajomą postać, jednak już zupełnie dorosłą i emanującą większą pewnością siebie, niż przy ich pierwszym spotkaniu. Uśmiechnął się lekko, jednak nie przestał mówić. Dokończył przemowę i pochylił lekko głowę w odpowiedzi na powitanie Zorzy.
– Ciebie również, Zaćmienie Słońca. Imię nowe, a jednak równie piękne, co pierwsze, jakie poznałem. – skomplementował i powrócił spojrzeniem na przywódcę. Dosłyszał jego komentarz i uniósł ze zdziwieniem brew. Załapał żart, ale jedynie lekko się uśmiechnął. Szczerze nie spodziewał się, że atmosfera będzie tak luźna, ale to nawet lepiej. Znacznie pewniej czuł się w takiej sytuacji, niż gdyby był oceniany przez surowe spojrzenie obcego przywódcy.
autor: Legenda Samotnika
23 lut 2021, 18:11
Forum: Skały Pokoju
Temat: Wezwanie
Odpowiedzi: 9
Odsłony: 841

Po paru minutach bez odpowiedzi samotnik zaczął tupać łapą dla rozluźnienia, ale tylko bardziej się nakręcił. Czemu nie ma odpowiedzi? Po kilkunastu minutach zaczął krążyć nerwowo wokół torby, usiłując zachować spokój. Był podenerwowany i zmartwiony, ale nie tracił cierpliwości. Może po prostu Przywódca nie może odpowiedzieć? Albo jest w tej chwili zajęty? Delavir nie zamierzał łatwo się poddawać. W końcu usiadł na miejscu i powrócił do starego dobrego strugania drewnianej łani z maddary.
Starał się skupić na pracy, żeby nie myśleć negatywnie, ale nie mógł powstrzymać się przed zerkaniem co chwila na boki czy w niebo. Cały czas czekał także na odpowiedź, która nadal nie nadeszła.
Po jakimś czasie jednak dostrzegł jakiś kształt w niebie. Łania i dłuto zniknęły, a samotnik utkwił w spojrzenie w powiększającej się pomarańczowej kropce. Nie kojarzył tej sylwetki, ale coś mu świtało w głowie, zupełnie jakby kiedyś o tym smoku słyszał. Zaczekał, aż nieznajomy wyląduje i wyprostował się, starając się sprawić poważne, oficjalne wrażenie.
Gdy przyjrzał się nieznajomemu, przypomniało mu się imię, pod którym najprawdopodobniej poznał tego smoka w jakiejś opowieści. Słysząc jego powitanie początkowo pomyślał, że musiał coś pomylić, skoro imię było inne, ale szybko sobie przypomniał, że w stadach imiona są zmieniane. Ach właśnie, imiona! Ze stresu zupełnie zapomniał się przedstawić. Pochylił z szacunkiem pysk i odpowiedział:
– Na imię mi Delavir. Jestem samotnikiem i mieszkam na Wspólnych Terenach już trzydzieści cztery księżyce. – spotkał się spojrzeniem z kotołakiem, który szybko schował się z powrotem. Samotnik również powrocił spojrzeniem do rozmówcy. Słysząc wyjaśnienie braku odpowiedzi Delavir mimowolnie odetchnął cicho z ulgą ciesząc się, że nie chodziło o to, że powiedział coś nie tak.
– To żaden problem. Dziękuję za udzielenie mi czasu. – przywódca szybko się rozluźnił, do Delavir odebrał jako znak zaufania. Zazwyczaj nie zwracał na takie rzeczy uwagi, bowiem miał wielu przyjaciół i znajomych, więc okazywanie mu zaufania jako samotnikowi nie było dla niego czymś niezwykłym. Tym razem jednak dużo od tego zależało, więc fioletowołuskiemu trochę ulżyło.
Odchrząknął i zabrał się za mowę.
– Poprosiłem o spotkanie ze względu na to, że chciałbym dołączyć do Stada Ognia. Jak wspomniałem, spędziłem na terenach Wolnych Stad wiele księżyców, zaznajomiłem się z większością panujących tu zasad i poznałem wiele smoków. Mam przyjaciół niemal w każdym Stadzie, mimo to nadal pozostaję samotnikiem, a samotnik nigdy nie może czuć się bezpieczny. Do niedawna mi to nie przeszkadzało, byłem gotów na brak zaufania, stałego mieszkania czy czyhające niebezpieczeństwa na nieobjętych ochroną terenach. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ ryzykowałem wyłącznie swoim życiem i nikomu nie stałaby się krzywda, gdyby nagle mnie zabrakło. Jednak sytuacja się zmieniła i chcę ustabilizować swoje życie. – zrobił krótką przerwę i sięgnął po torbę, obchodząc się z nią z wielką ostrożnością. Uniósł skórzane wieko i delikatnie wyjął jajo w kolorach dnia i nocy. Maddarowa kulka ciepła zbliżyła się do skorupki, aby nie utraciła temperaturę. Po chwili Delavir ostrożnie wsunął jajo z powrotem do torby, gdzie jajo zachowywało temperaturę dzięki obronnej błonie przezroczystej maddary, jaką samotnik wplótł w tkaninę. Skierował spojrzenie z torby z powrotem na przywódcę. – Chcę zapewnić swojemu dziecku bezpieczeństwo i ochronę, aby nawet w przypadku mojej śmierci mogło liczyć na pomoc, opiekę i wsparcie innych. W zamian za to mogę zaoferować stadu swoje umiejętności jako Łowca, lub też Czarodziej czy Piastun. Mam sporą wiedzę i jestem chętny dzielić się nią z innymi. Ze wszystkich stad wybrałem właśnie Ogień z tego względu, że pochodzili z niego moi najbliżsi krewni – Zwierzchni Kolec, Pacyfikacja Pamięci, Vakkan... Mam też znajomych w Ogniu – Kwariego, Zorzę, Przebłysk... – odruchowo sięgnął po kamyczka, przywiązanego do lewego rogu. Przypominał mu o Kwarim, uroczym przyjacielu, któremu podarował pióro papugi. Położył łapę z powrotem na podłoże i utkwił niepewne spojrzenie w przywódcy. Wspomnienie przyjaciela nieco go rozproszyło, czekał więc na odpowiedź Trzasku Płomieni.
autor: Legenda Samotnika
23 lut 2021, 16:55
Forum: Skały Pokoju
Temat: Wezwanie
Odpowiedzi: 9
Odsłony: 841

Niezliczoną ilość razy Delavir dziękował w myślach trudnym naukom Neiry. Dzięki nim właśnie był w stanie utrzymać się w powietrzu, gdy dookoła szalały zimne wiatry. Przynajmniej dzisiaj nie było zbyt dużo śniegu, inaczej nawet mimo dobrej znajomości terenów Delavir z pewnością zagubił by się i spadł gdzieś w śnieg. Samotnik właśnie wypatrzył cel swojej podróży, toteż pochylił się i skierował lot ku ziemi, na Skały Pokoju, gdzie zawsze czuł rozmaite zapachy, pomieszane ze sobą bardziej intensywnie, niż na resztach Terenów Wspólnych. Był też przez krótką chwilę uczestnikiem jednego ze spotkań, jakie miały tu miejsce. Wiedział więc, że Skały Pokoju nie tylko z nazwy, ale i ze swojej historii idealnie nadają się dla jego zamiarów.
A w tym przypadku odpowiednie miejsce było niezwykle ważne. Wypadałoby także zaczekać na idealną pogodę, ale samotnik nie miał tyle czasu. Czuł, że z jaja niedługo wykluje się jego dziecko. Musiał zadbać, aby Kaihvir był bezpieczny od pierwszych chwil życia. Jeśli narodzi się na terenach Stada, będzie miał – czy też miała – większe szanse na akceptację i zrozumienie w stadzie. Jeżeli jednak przybędą do Stada jako samotnicy, mogą nie odnaleźć już takiego zrozumienia. Mimo, że widział się z wieloma smokami, Delavir nie mógł mieć pewności, że zdoła przewidzieć zachowanie wewnątrzstadne. Chciał pozbyć się ryzyka, dlatego tak śpieszyło mu się ze spotkaniem.
Opuścił łapy na zlodowaciałą skałę, rozglądając się wokół. Siedział teraz w miejscu, w którym widział Proroka, gdy ostatnio tu był. Teraz jednak to miejsce było zupełnie puste. Idealne na prywatną rozmowę, jaką pragnął odbyć.
Przymknął ślepia i cienką nicią maddary posłał krótki impuls, zawierający niewielką wiadomość.
"Z szacunkiem zwracam się do Przywódcy Stada Ognia. Proszę o krótką audiencję na temat dołączenia do Stada. Nie mam wstępu na tereny Ognia, więc proszę także o przybycie na Skały Pokoju." – wiadomość niosła ze sobą także jego zapach oraz krótki obraz pokazujący, że nie jest nastawiony agresywnie. Usiadł na chłodniej posadzce i owinął torbę z cenną zawartością ogonem, przykrywając także skrzydłem. Czekając na odpowiedź męczyły go różne myśli – czy jego wiadomość nie była zbyt niespodziewana? A może wyraził się zbyt chamsko? Wszystko zależy od pierwszego wrażenia – jeżeli je zepsuje, jego szanse na przyjęcie do stada znacznie zmaleją. Jako samotnik jest osobnikiem podejrzanym, ale zadbał o to, aby wiadomość zawierała w sobie jego zamiary... Cóż, martwił się. Przetarł łapą zmęczony pysk i skulił się na wietrze. Aby nieco się rozgrzać utworzył prostą kulę żółtego światła, emanującą ciepło jak od ogniska.
autor: Legenda Samotnika
22 lut 2021, 15:25
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Drzewo na Wzgórzu
Odpowiedzi: 587
Odsłony: 85256

Poczuł gwałtowny powiew zimna i już leżał na ziemi. Uniósł spojrzenie wilgotnych oczu na Imoragha i patrzył na niego z niezrozumieniem. Nieświadomie wyciągnął łapę, jakby usiłował sięgnąć po zielonołuskiego i ponownie się wtulić, a w jego oczach widniało jedynie dziecięce niezrozumienie, zupełnie jakby nie zdawał sobie sprawy ze swojej sytuacji. Po chwili jednak zaczęło do niego docierać, a zrozpaczone ślepia przybrały na powadze. Cofnął łapę i wymruczał słabym, zrezygnowanym głosem:
– Ach... Ty... Przecież mnie nienawi-... n-niena.... – nie mógł się zmusić do wypowiedzenia tego słowa. Po policzkach spływały kolejne fale łez, ale oczy samotnik miał pozornie spokojne, wręcz puste. W środku jednak... W piersi narastało piekące uczucie. Ból, rozrywający serce. Chwycił się za pierś, opuszczając z rezygnacją pysk i zamykając oczy. Łzy zaczęły spadać na śnieg.
– W takim razie... Zabij mnie, proszę. Wolę stanąć przed duchami naszego klanu i nigdy nie zaznać spokoju, pogrążyć się na wieki w winach... Ale nie mogę... Nie chcę widzieć jak patrzysz na mnie z nienawi.... z niena... uhh.– przerwał, nie potrafiąc skończyć. Odetchnął jednak i kontynuował cichym, przepełnionym smutkiem głosem. – ...nie zniosę tego spojrzenia od ciebie. Hah... wiesz, dlaczego jeszcze nie odebrałem sobie życia? Przeżyłem tyle paskudnych rzeczy, wszyscy moi bliscy ginęli z mojej winy, a ja jeszcze przybierałem szczęśliwą maskę i zabawiałem inne smoki jako bard-podróżnik. Całe to cierpienie każdego dnia rozrastało się we mnie niczym plaga. Już dawno... Już dawno pojawił się pomysł, aby zakończyć swoje bezużyteczne życie. Ale nie mogłem tego zrobić. Byłem gotów stawić czoła oskarżeniom całego stada, ojca i nawet Kaihve... Ale sama myśl tego, że zobaczę pogardę w twoim spojrzeniu tak bardzo raniła moje serce... Dlatego jeszcze żyję. Bo cały czas bałem się cię spotkać. A tu się pojawiasz, żywy... Prawdziwy... I patrzysz na mnie wzrokiem, który był moim największym strachem, najgorszym koszmarem od tamtego feralnego dnia. Błagam cię więc... Odbierz mi życie, wypełnij swą zemstę. Skaż mnie na wieczne cierpienia pośmiertne. Pozwól mi... Uniknąć twego spojrzenia. – odetchnął, kończąc cichą przemowę. Zacisnął łapię w pięść na piersi, lecz wtedy powróciło wspomnienie. Poderwał głowę niespodziewanie, a w jego oczach tliło się zmartwienie. Nie bał się jednak o swoje życie, o nie.
Poderwał się z zaśnieżonej ziemi i podskoczył, z gracją otwierając skrzydła i wzbijając się wyżej. Nie uprzedził zielonołuskiego, ale nie uciekał. Chciał tylko coś zrobić przed śmiercią.
Wylądował gładko na gałęzi wielkiego drzewa i zaczął się grzebać gdzieś między splątanymi gałęziami. Wyjął stamtąd skórzaną torbę i otrzepał ją z siana i liści. Skierował zmartwione spojrzenie na Imoragha i wyciągnął łapy z torbą, pokazując, że nigdzie nie ucieka. Zleciał na ziemię i z wielką ostrożnością położył obok torbę, otwierając wieko. Wsunął łapy do środka i po chwili wyjął... niewielkie jajo. Mieszały się na nim kolory dnia i nocy, na dole jaśniała jasnożółta plama niczym na wzór słońca, a na górze na granatowym tle błyskały białe kropki, niczym gwiazdy na nocnym niebie. Trzymał niewielki skarb bardzo ostrożnie, z miłością spoglądając na błyszczącą skorupę. Pociągnął łapą po jaju, lekko je głaskając, po czym przyłożył do niego policzek, żegnając się z dzieckiem. Obrazek Wyciągnął jajo do Imoragha i wymamrotał:
– Zanim mnie zabijesz... Błagam, zaopiekuj się Kaihvirem. Spraw, aby wyrósł na porządniejszego, niż ja. Ja nie zasługuję na życie, ale on... Lub też ona... Mają szansę, aby zostać wspaniałą osobą. Proszę cię... zaopiekuj się jajem. – utkwił błagalny wzrok w zielonołuskim, mając nadzieję, że mimo całej nienawiści, jaką darzy samotnika, pół-olbrzym okaże niewyklutemu dziecku współczucie.
autor: Legenda Samotnika
22 lut 2021, 14:19
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Drzewo na Wzgórzu
Odpowiedzi: 587
Odsłony: 85256

Szybko połknął posiłek, powracając do rozmowy. Podobnie do niego Imoragh wylądował, a wtedy dopiero do Delavira zaczęło docierać, że coś tu nie gra. Słyszał chrust śniegu pod jego krokami. Widział odciski łap, pozostawianych po jego łapach. Czuł nawet jego dziki zapach, będący mieszanką dalekich i bliskich krajów. Lekkie namiastki innych smoków, z którymi się najpewniej widział. Do tej pory myślał, że to umysł bawił się jego świadomością, załamywał rzeczywistość i przywoływał zapachy i dźwięki. Jednak ślady? Warkot? Błyski światła na łuskach i rzucany cień? Nie miał aż takiej wyobraźni, aby dbać o każdy najmniejszy szczegół. Zwątpił.
Odruchowo miał uniknąć zamachu, jednak powstrzymał się i przyjął cios. Żeby tylko sprawdzić.
Znieruchomiał w szoku i stał tak dosyć długą chwilę. Poczuł to. Piękący ból, krótkotrwały dotyk. Ciepło krwi, sączącej się drobnie pod łuskami ramienia. Otworzył szerzej oczy, nie odrywając spojrzenia od wściekłych ślepi Imoragha. On... On żyje. Jest prawdziwy. Stoi tu przed nim z krwią na pazurach, z ogniem żądzy krwi, buchającym z oczu. Bije od niego ciepło żywej istoty, z nozdrzy leci para oddechu na chłodnym powietrzu. On...
Pojedyncza łza wypłynęła z oka Delavira sekundę przed tym, jak samotnik rzucił się na zielonołuskiego. Nie obchodziło go zupełnie, że ten pałał wobec niego nienawiścią. Właściwie to o tym zapomniał. Chciał go po prostu dotknąć. Zatwierdzić się w przekonaniu, że żyje. Poczuć bicie jego serca i ciepło oddechu. Wtulił się w pół-olbrzyma, zaciskając oczy i obejmując mocno krzepką pierś. Nie zwracał uwagi, że przez niespodziewany ruch przewrócił smoka i leżał teraz na nim, kurczowo tuląc. Po prostu przysłonił pysk do Imoragha i z dreszczem na całym ciele wyczekiwał dźwięki dudnąciego serca.
Wyczuł je. Wyczuł rytmiczne uderzenia w piersi zielonołuskiego. Wsłuchał się w nie, bojąc się ruszyć, zupełnie jakby nie chciał zepsuć tej chwili. Chciał pozostać tu już na zawsze i tylko słuchać tego bicia serca...
Z jego piersi wyrwało się chlipnięcie, a z oczu pociekły łzy. Próbował hamować płacz, lecz ból utrzymywanego oddechu rozrywał powoli pierś smoka. Na chwilę wypuścił oddech, łapczywie łapiąc powietrze, aby znów ucichnąć. Nie chciał zakłócać dźwięku serca. Łzy zmoczyły już cały pysk i powoli ściekały także na Imoragha, ale Delavir tego nie widział.
Po prostu słuchał serca.
autor: Legenda Samotnika
22 lut 2021, 13:32
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 66331

Ach, stary przyjaciel! W półmroku nawet w oświetleniu ognika nie było tak dobrze widać soczystych kolorów smoka, lecz mimo to Delavir nie wątpił, że jego przyjaciel ani trochę nie stracił na wyglądzie. Został powitany jako "wspaniały", coś nowego, ale zrobiło się cieplej na duszy. Wcielenie się w dobrze znaną rolę barda, pragnącego uwagi i podziwu było w jakimś sensie pocieszające.
– Oh cudowny Mango! Jakżebym śmiał usiłować uchować się przed twym spojrzeniem? Jest ono przecie zaszczytem, bowiem twa uwaga zwrócona na marnego smoka jest niemal jak zesłanie błogosławieństwa przez bogów! – wzdychał teatralnie, kontynuując grę owocołuskiego. Przyłożył nawet łapę do czoła i przymknął ślepia, unosząc pysk. Zamilczał na chwilę, po czym uniósł jedną powiekę, zerkając na chichoczącego Łupieżcę. Odetchnął z uśmiechem i położył łapę z powrotem na ziemię, zmieniając ton na normalny. – Postanowiłem się wybrać poza Wolne Stada, jak mi kiedyś radziłeś. To była spontaniczna decyzja... W środku nocy właściwie. Nikomu nie powiedziałem, śpieszyłem się, żeby nie zmienić zdania. Hah... wybacz, że nie uprzedziłem. – mruknął z uśmiechem.
Śledził wzrokiem jak Mango wstaje i z lekkim zdziwieniem mruknął, gdy ten bez wahania się na niego zawalił. Tak było zdecydowanie cieplej, ale ku zaskoczeniu samotnika nie tylko tam, gdzie stykały się ich ciała. Dziwnie pocieplało mu także w piersi i na pysku. Potrząsnął lekko głową, odpychając dziwne myśli. Odwrócił głowę na tyle, by dalej było mu wygodnie, ale też żeby móc widzieć pysk Owocka. Zaśmiał się dziwnie nerwowo na odpowiedź smoka i zignorował niewyjaśnione rozczarowanie, które pojawiło się na wspomnienie o niejakiej smoczycy. Odchrząknął lekko i kontynuował temat, skupiając się jedynie na rozmowie, a nie na dziwnych emocjach.
– Ooh... Smoczyca? I kimże jest ta szczęściara? Jak udało jej się przykuć uwagę najładniejszego samca z Ziemi? Jeśli nie z całych Wolnych Stad! – dodał z uśmiechem. Słuchał uważnie odpowiedzi, bo nie wiedzieć czemu bardzo interesował go sposób, w jaki ta póki co bezimienna smoczyca zawładnęła myślami Łupieżcy.
autor: Legenda Samotnika
22 lut 2021, 13:12
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Krater
Odpowiedzi: 213
Odsłony: 26077

Usta Delavira wyciągnęły się w pogodnym uśmiechu, gdy ten usłyszał kolejne słowa Świetlika. Niespodziewane zbliżenie natomiast jeszcze bardziej ociepliło fioletowołuskiego. Uniósł skrzydło i położył je na ramieniu srebrnookiego, dając tym gestem znać, że również cieszy się bliskością przyjaciela.
– Często się widać pojedynkujesz. Nie martw się, rozumiem to. Droga życia jest trudna i wyboista, jednak po złych wydarzeniach zawsze następują dobre. Nic nie jest wieczne, ale prawdziwa akceptacja przychodzi wtedy, gdy zdając sobie sprawę o nietrwałości wszechrzeczy potrafimy żyć i czekać na lepszą przyszłość. – trochę filozofii na rozgrzewkę i już powrócił do tematu.
Spochmurniał, gdy przyjaciel wygłosił swoje zwątpienie we własne możliwości. Delavir potrząsnął intensywnie głową w przeczącym geście.
– Nawet tak nie mów, Świetliku! Jeszcze gdy tylko zacząłem cię uczyć, dostrzegłem twój potencjał! Jak sam powiedziałeś, nauka i treningi nie są łatwe, a przyswajanie doświadczenia jest dość mozolna, ale nigdy nie możesz zwątpić w swój talent! Jako nieoficjalny czarodziej mówię ci, że siła, jaka od ciebie bije, jest naprawdę potężna. Nie oceniaj się sukcesami w walkach, lecz zakresem swoich możliwości! Ja w ciebie wierzę i ty też powinieneś. – powiedział pewnym głosie i poklapał smoka skrzydłem po ramieniu.
Uśmiechnął się ciepło na słowa pocieszenia. Miło było słyszeć, że Świetlik nie naciska na zdradzenie wydarzeń, które dość mocno poharatały duszę samotnika. Pokiwał nieznacznie głową i wymamrotał ciche "dziękuję", po czym zmienił temat, by za długo nie skupiać się na swojej przeszłości.
Widział przygnębienie w srebrnych oczach, gdy czarodziej mówił pokrótce o tym, co go spotkało. Gdy już miał zabrać się za pocieszanie, Echo wspomniał o uczniu, a Delavir rozpromienił się wraz z nim. Zmienił plany i postanowił utrzymać pozytywny temat.
– Własny uczeń, co? Jestem pewien, że się spiszesz. Kto by nie chciał takiego utalentowanego i wesołego nauczyciela? Szczęściarz z tego grzybowego smoka! Poopowiadasz o nim więcej? – ukazał białe zęby w rozbawionym uśmiechu.
– Ooch, no i kompan! To chyba świetnie. Wiesz, ja się przyzwyczaiłem do samotnych podróży, a i trudno mi pojąc ideę zwierzęcia jako czegoś więcej niż jedzenia po księżycach młodości w łowieckim klanie! Jednak widziałem już parę smoków z kompanami i wydaje mi się, że to naprawdę fajna sprawa. Jak się nazywa ów kompan? – przechylił lekko głowę w zaciekawieniu. Zanim jednak pomarańczowołuski zdążył odpowiedzieć, samotnika na krótką chwilę olśniło wspomnienie. – Ach właśnie! A co tam u Kumki? – zainteresował się i zamilkł, czekając na odpowiedź. Ach, jakże miło znów rozmawiać ze starym przyjacielem!
autor: Legenda Samotnika
21 lut 2021, 10:51
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Drzewo na Wzgórzu
Odpowiedzi: 587
Odsłony: 85256

Delavir westchnął ponownie na odpowiedź halucynacji i gładko przesunął się w powietrzu, bez problemu unikając ataku, jako że atak ten miał być raczej silny, a nie precyzyjny.
– Czy to nie oczywiste? Nie chcę zrujnować tak dokładnej wizji. Wiem, że jesteś halucynacją. Prawdziwy Imoragh nie żyje z mojej winy, więc ukazuje mi się jako duch. Naprawdę muszę ci to tłumaczyć? – opadł gładko na ziemię i przetarł łapą zmęczony pysk. Dopiero początek dnia, a jemu już chciało się spać.
Brzuch burknął niezadowolony, a fioletowołuski znów ruszył do schowka. Naprawdę dawno nie jadł. Wyjął mięso i zabrał się za jedzenie, kątem oka spoglądając na halucynację. Gdyby ta znów atakowała, z łatwością zrobiłby kolejny unik, bowiem niepostrzeżenie ciągle trzymał ciało napięte.
autor: Legenda Samotnika
20 sty 2021, 21:15
Forum: Warsztat
Temat: Kwarce Skradania i Śledzenia
Odpowiedzi: 105
Odsłony: 5109

Nim zdążył zamknąć oczy, jego uwagę przykuło jedno mignięcie. Skupił wzrok na Kwarcach... A one zaczęły przepięknie migotać, niosąc oczom radość. Delavir zamarł w zachwycie, chłonąc wzrokiem cudowny pokaz świateł i kolorów. Gdy migotanie ucichło, a w głowie rozbrzmiały głosy mądrości, smok niechętnie przymknął oczy martwiąc się, że przegapi jeszcze jakieś piękne świecenie. Jednakże gdy wypełniły go nowo przejęte siły, odetchnął z lekkim zmęczeniem po wewnętrznej nauce i uniósł powieki, przyglądając się uważnie Kwarcom. Te jednak zdawały się więcej nie ukazywać niesamowitych świateł. Nim smok ruszył do kolejnego Kwarcu, pochylił lekko głowę i podziękował grzecznie za pokaz i nauki.
autor: Legenda Samotnika
20 sty 2021, 11:46
Forum: Warsztat
Temat: Kwarce Percepcji i Aparycji
Odpowiedzi: 327
Odsłony: 14383

Ze zdziwieniem zerkając kulącego się zielonołuskiego smoka z mackowatą głową Delavir podszedł do Kwarcu Percepcji i przygotował się do kompletnego pozbycia się wszystkich swoich szlachetnych dóbr. Trochę szkoda, ale cel jest tego warty! W końcu musiał być lepszy, żeby zasługiwać na dołączenie do któregoś ze stad. Musiał udowodnić, że nie będzie ciężarem, lecz wsparciem! Dodało sobie w myślach otuchy, po czym wyłożył kamienie szlachetne i sporą ilość mięsa przed Kwarc.
– Proszę o wymianę tych dóbr na spostrzegawczość, intuicję i ostry wzrok, aby żadna zwierzyna mi nie umknęła.

//topaz, akwamaryn, rubin, bursztyn, tęczowy opal, chryzokol i 28/4 mięsa za Percepcję II i III
autor: Legenda Samotnika
20 sty 2021, 11:22
Forum: Warsztat
Temat: Kwarce Skradania i Śledzenia
Odpowiedzi: 105
Odsłony: 5109

A oto i Kwarc wypełniony wiedzą jego babci. Delavir uśmiechnął się lekko, czując dziwne podekscytowanie, ale i podenerwowanie tym, że za chwilę przejmie wiedzę legendarnej dla niego Łowczyni. Zawsze z chęcią słuchał opowieści ojca o tym, jaka Pacyfikacja Pamięci była silna i mądra. Nawet, gdy spotkał jej ducha, który stwierdził, że nie była aż taka legendarna, jak mu się wydawało, nigdy nie przestał widzieć w niej najwspanialszej Łowczyni. Była jego idolką, a teraz miał usłyszeć jej nauki... To jak najwyższy zaszczyt, jakiego mógł kiedykolwiek dostąpić. Dawno już dorósł, jednak zbliżając się do Kwarcu serce mu łomotało jak pisklęciu na widok kogoś epickiego. Odetchnął nerwowo i złożył swoją ofiarę, lekko drżącym głosem prosząc:
– Obdarz mnie siłą w zamian za te kamienie, abym zgodnie z głosem przodków pozyskał wiedzę, potrzebną mi do bezszelestnego ruchu.
Nie zapomniał także złożyć kamienie przed Kwarcem Śledzenia, a choć w tym działaniu również było wiele szacunku i fascynacji, nie mogły się one równać z poprzednią prośbą.
– Proszę także o uzupełnienie mojej wiedzy o tropieniu zwierzyny bym sprawniej wyłapywał bodźce wokół mnie. – zamknął oczy po tych słowach, z podekscytowaną niecierpliwością czekał na przypływ mądrości.

//2x szafir, 2x koral, cytryn i 3x turkus za Skr 2 i Śl 2
autor: Legenda Samotnika
20 sty 2021, 11:08
Forum: Warsztat
Temat: Kwarce Magii Ataku i Magii Obrony
Odpowiedzi: 132
Odsłony: 6831

Już od dłuższego czasu Delavir zbierał się na to, aby poprosić Kwarce o wzmocnienie jego sił. Z każdej dziedziny znał jedynie podstawy, ale będąc przeciętnym we wszystkim, nigdy nie będzie dobry w czymś konkretnym. Chciał jednak spełnić swoje marzenie i pewnego dnia zostać najprawdziwszym Łowcą, wspierającym swoje stado i zapewniającym mu świeże posiłki oraz pełny skarbiec. Tak dawno nie był częścią jakiejś społeczności... Ale jeżeli chciał nią zostać, musiał być przydatny. Z takim też celem wylądował gładko przy Kwarcach, chwilę szukając wzrokiem odpowiedniego. Trzymając pewnie w łapach zapłatę, zbliżył się do Kwarcu Magii Ataku i wyłożył ostrożnie kilka kamieni.
– Proszę, przyjmij moją zapłatę i udziel mi swojej wiedzy i mocy, abym za jej pomocą mógł wspierać inne smoki! – wypowiedział swoją prośbę i zacisnął powieki, wciąż nieprzyzwyczajony do przemawiania do Kwarcu.

//2x tygrysie oko i 2x perła za MA II
autor: Legenda Samotnika
20 sty 2021, 10:41
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Drzewo na Wzgórzu
Odpowiedzi: 587
Odsłony: 85256

Fioletowołuski pociągnął nosem, przybierając z powrotem zmęczoną twarz. Westchnął tylko, nawet nie patrząc na rozmówcę i skierował się z powrotem ku swojemu drzewo, niespiesznie przebierając łapami. Specjalnie ominął zjawę, jakby bał się jej dotknąć, choć wiedział przecież, że zielonołuski jest jedynie wytworem jego wyobraźni. Obawiał się jednak kontaktu. Nie tyle przez to, że bał się dawnego przyjaciela, a raczej dlatego, że nie chciał, aby pod wpływem dotyku taka detalizowana wizja się rozmyła. Jak bardzo by mu nie ciążyły wizyty halucynacji, nie chciał się jej pozbyć, ponieważ... był to jedyny sposób, w jaki mógł jeszcze ujrzeć najdroższą osobę w swoim życiu.
Pokiwał głową obojętnie na oskarżenia zjawy, nawet się nie zatrzymując. Jeden raz się tylko odezwał mamrotem, przerywając Imoraghowi gdzieś w połowie.
– Echh... Przecież ja nie przepraszam. Żadne przeprosiny nie naprawią tego, co się stało z mojej winy. Zresztą kogo miałbym przepraszać? Nikt nie przeżył, a duchy i tak mi nie wybaczą. Ha! Ja sam sobie nigdy nie wybaczę, co dopiero duchy! – prychnął niby ze śmiechem, a jednak nie było w nim ani krzty radości. Odpowiedziało mu ryknięcie, więc spojrzał ze zmęczeniem na Imoragha, zauważając początek szarży. Otworzył szerzej oczy i absolutnie odruchowo podskoczył, zgarniając powietrze skrzydłami i pozostając w powietrzu, poza zasięgiem ataku zielonołuskiego. Dopiero wisząc w miejscu zrozumiał, że zupełnie niepotrzebnie robił unik, ale mimo to nie żałował. Nie śpieszyło mu się rujnować wizji dotykiem, więc postanowił unikać dziwnie agresywnej zjawy.
– Co ci się stało? Zachowujesz się niemal jak żywa istota, a nie wytwór mojej wyobraźni. Przecież wiesz, że nie możesz mnie dotknąć! Co w ciebie wstąpiło, Imoragh? – dziwnie było zadawać pytania własnym halucynacjom, ale wielki smok wydawał się tak realistyczny, że Delavir na chwilę zapomniał, że odpowiedzi, które usłyszy, też będą wygenerowane przez jego wyobraźnię. Machał więc skrzydłami w miejscu, oczekując wyjaśnień.
autor: Legenda Samotnika
18 sty 2021, 18:07
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Drzewo na Wzgórzu
Odpowiedzi: 587
Odsłony: 85256

Ukrył starannie schowek, tym razem nie ruszając się gdzieś dalej, tylko zaczynając dokładkę na miejscu. Pochłonął dodatkowe mięso jeszcze szybciej niż poprzednio, po czym oblizał ze smakiem palce. Dopiero po tej czynności skierował spojrzenie na zielonołuskiego, który za ten czas zdążył się zbliżyć. Brwi uniosły mu się nieco, gdy mógł przyjrzeć się przyjacielowi z bliska.
– Jakiś dzisiaj dziwny jesteś. Taki bardziej... żywy? – pochylił na bok głowę z ciekawością, przyglądając się dobrze zbudowanej sylwetce. Jeszcze nigdy wcześniej nawiedzające go zjawy nie były tak... dokładne. – Ciekawe... Może to przez te grzybki, co ostatnio zjadłem.. – smok podrapał się w zamyśleniu po brodzie, jednym uchem słuchając tego, co mówił wytwór jego wyobraźni. Gdy powiedział o przybyciu wyroczni, po ciele Delavira mimowolnie przeszły dreszcze i ponownie uniósł nierozumiejący wzrok na Imoragha. Wysłuchał w ciszy jego słów, a jedyne, co się zmieniało w jego kamiennej mimice to brwi, powoli unoszące się coraz wyżej. Z jednej strony był przerażony, a z drugiej zachwycony realizmem zielonołuskiego. Taki czysty niski głos, taka żywa mimika, płomień chęci zemsty, płonący potężnie w krwawych ślepiach, błyszczące łzy goryczy... Zupełnie jakby był prawdziwy. Na tę myśl fioletowołuski poczuł silne ukłucie bólu w sercu, ale szybko spróbował je uciszyć, przypominając sobie, że jego najbliższy przyjaciel dawno już opuścił ten świat. Może to duch, zupełnie jak Pacyfikacja Pamięci? Nie, wyczułby jego obecność tak samo jak wtedy przewidział nadejście Łowczyni. Poza tym duchy wyglądają dokładnie tak, jak wyglądały w chwili swojej śmierci, więc powinien był teraz rozmawiać z trochę przerośniętym, kolczastym węglem. A jednak stał tu przed nim, w całej swojej krasie, potężny i imponujący jak zawsze... Jakby jego umysł opracował każdy najmniejszy szczegół, aby tylko poznęcać się nad poszarpaną duszą samotnika.
Gdy Imoragh wspomniał o swojej śmierci, Delavir tylko upewnił się, że to wybryk jego nadmiernej wyobraźni. Tak, zostawił go na śmierć. Najlepszego, najdroższego przyjaciela. Jedynego, z którym dzielił się każdą najmniejszą myślą. Nie walczył z ojcem wystarczająco mocno, nie próbował wyzwolić się za wszelką cenę z jego krzepkich łap, nie odszukał Imoragha... Westchnął i pomasował się po czole. Od tego całego napływu wspomnień rozbolała go głowa. W końcu zdjął łapę z pyska i utkwił zmęczony, a jednak pełny szczerego żalu wzrok na dawnym przyjacielu.
– Wiesz dobrze, że nigdy przed karą ani odpowiedzialnością nie uciekałem. Że nigdy nie zapomniałem tych wszystkich, którzy zginęli. Że przez całe życie się obwiniam i nienawidzę. Zawsze słuchałem, co masz mi do powiedzenia i zawsze się z tobą zgadzałem. Czemu cię teraz wzięło na nawiedzanie? Widziałeś, co przeżyłem podczas ostatniej podróży. Wiesz, jak cierpiałem przez te wszystkie lata, jak trawiły mnie żal i cierpienie. Jak trudno było mi się uśmiechać, opowiadając o swoich przeżyciach, gdy przy każdym wspominaniu o dzieciństwie widziałem płomienie trawiące wszystko, co kiedykolwiek było mi drogie... Jak nienawidziłem swojego ojca za to, że zmusił mnie do porzucenia klanu. Siebie, za to że nigdy nie wróciłem, nie wyrywałem się wystarczająco mocno. Dobrze wiesz, jak bardzo chciałbym spłonąć razem ze wszystkimi! Dlaczego więc mówisz mi, że wyrocznia nadeszła? Co może być karą gorszą, niż życie ze świadomością tego, jak wiele smoków straciło życie przez samo moje istnienie? Jeśli mówisz o śmierci, o spotkaniu tych wszystkich martwych dusz, które żywią do mnie nienawiść za zniszczenie im życia... Z chęcią ją przyjmę. Wiem, że nigdy nie spłacę za to, co uczyniłem. Cokolwiek mnie spotka, zasługuję na to. – westchnął. Właściwie nie wiedział, dlaczego znowu tłumaczył zjawie to, co czuł. Gdy znów i znów był obarczany winą za największą katastrofę w jego życiu, wszystkie te uczucia powracały i czuł potrzebę wyrzucenia ich z siebie. Odwrócił zrozpaczone spojrzenie i przymknął oczy, próbując uspokoić paniczne bicie serca i ból wywołany wspomnieniami. Odetchnął ciężko, ledwo powstrzymując łzy. Ze wszystkich słów, rzuconych Imoraghiem w jego stronę, najbardziej zabolały go ostatnie.
– Przecież wiesz... wiesz, że niczego w życiu nie żałuję bardziej, niż zostawienia cię tam. W-wiesz, jak b-bardzo każdego d-dnia za tobą tęsknię i j-jak bardzo cię kocham... – wyszlochał szeptem, pełnym bezsilności, ochrypłym głosem. Że też zjawa wywołała u niego takie emocje... To chyba była bardziej sprawka postaci, jaką tym razem przybrała. Nigdy wcześniej jego przyjaciel nie był tak realny, niemal w zasięgu łapy...
autor: Legenda Samotnika
18 sty 2021, 14:14
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Krater
Odpowiedzi: 213
Odsłony: 26077

Szkarłatne spojrzenie spotkało się ze srebrnym, na co Delavir zareagował lekkim uśmiechem. A jednak głos, który go powitał, był cichszy, spokojniejszy. I taki... oficjalny. Trochę to smoka zabolało, jednak nie dał po sobie znać. Każdy się w końcu zmieniał, słychać było, że i Świetlika nie ominęły życiowe trudności. Nie ma już tego entuzjazmu co kiedyś, lecz nie sprawiało to, że pomarańczowołuski stał się gorszy. Samotnik był ciekaw usłyszeć jego historię.
– Echo Zbłąkanych, co? Hmm... Niech więc inni usłyszą głosy zagubionych dzięki tobie, ich echu. – uśmiechnął się lekko. Spodziewał się jakiegoś weselszego imienia, ale nie mógł oczekiwać, że stary przyjaciel na zawsze pozostanie dzieckiem, prawda? Życie nie jest na tyle piękne, aby każdy mógł żyć w beztroskim dzieciństwie. Dorósł, dobrze dla niego. – Wiedziałem, że sobie poradzisz. Już wtedy miałeś w sobie wielki potencjał magiczny. Gratuluję uzyskania rangi, szanowny czarodzieju. – pochylił krótko głowę.
Pytanie smoka nieco opuściło go na duchu. Uśmiech osłabł, ale mimo to Delavir się trzymał. Westchnął cicho i odpowiedział dość skąpo, jak na swoją niegdyś rozgadaną naturę.
– Tu i tam. Wielu się pytało, czy nie chciałbym powrócić na swoje tereny, więc ostatecznie postanowiłem wyruszyć poza Wolne Stada. To była dość gwałtowna decyzja, podjęta w środku nocy, więc nikt o tym nie wiedział. Przepraszam, że zniknąłem bez słowa, w tamtej chwili czułem, że albo wyruszę natychmiast, albo już nigdy. No ale cóż... wróciłem, haha... – śmiech nie brzmiał zbyt przekonująco, ale by nie skupiać się na tym za bardzo, samotnik postanowił zmienić temat.
– Jak się u ciebie mają sprawy? Mam nadzieję, że nie zapominasz o treningach. Wojownicy i Czarodzieje zawsze muszą utrzymywać dobrą formę, na wypadek niespodziewanej walki. Ja trochę zaniedbałem treningi, dawno nie strugałem swojej drewnianej łani... No ale wracając. Masz jakieś ciekawe historie do podzielenia się? – utrzymywał na pysku lekki uśmiech, ze szczerą ciekawością czekając na odpowiedź Świetlika. Nawet jeżeli przeżycia żabiego wielbiciela nie były zbyt tęczowe, Delavir był gotowy wysłuchać wszystkiego, co jego przyjaciel miał do powiedzenia. Sam z siebie był rozgadany, ale równie dobrze wysłuchiwał.

Wyszukiwanie zaawansowane