Znaleziono 27 wyników

autor: Niesforny Kolec
14 mar 2021, 16:13
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Niewielkie zlodowacenie
Odpowiedzi: 406
Odsłony: 67380

Niespokojny oddech.
Mięśnie drżały mimowolnie. Słuchał, choć wcale tego nie chciał. Wytrząsał nachalne myśli z wnętrza głowy. One jednak pozostawały, namnażane nieprzerwanie przez obcą istotę. "Nie dostaniesz dostępu do żadnych moich wspomnień" powtarzał nieprzerwanie, ostro. Bojowo. Był gotów zrobić wszystko, byle pozbyć się tego niby-smoka.
Ścisnęło go w trzewiach. Mocno. Przygarbiony pisklęcy kręgosłup próbował wydostać się ze swojej klatki. W gardzieli poczuł piekącą lawę. Zupełnie tak, jakby cały ocean jednocześnie postanowił wydostać się raz a porządnie ze swojego reliktowego dna. Rozpaczliwie przełknął ślinę, zażegnawszy zalaniu własnych łap i wykradzionych dóbr. Najwyraźniej groteskowy aspekt tego idiotycznego spektaklu dopiero się zaczynał.
Przejechał ozorem wzdłuż zestawu rosnących mleczaków. Swój język nadal posiadał. Pocieszające.
Piastuni uczą pisklęta. Nie mogą wyglądać tak – wyrzęził z widocznym trudem powstrzymując organizm przed ponownym całkowitym wywróceniem bebechów na wierzch. Po ostatniej walce nadal walczył dzielnie o każdy spazmatyczny oddech. Wspomnienie ostatniego pisklęcego spotkania uderzyło w Błazenka z impetem.
Nie widziałem cię z innymi piastunami – dodał czujnie. Nie rozpoznał wielokolorowych łaciatych barw pośród balu kolorów oraz kształtów, jakich go wtedy uraczono. Nie dostrzegł żądnego Lotu, kiedy wyruszali. Podejrzana bestia. Błazenek jednak nie tracił werwy ani na moment. "Nie dam karmić się moim strachem", kontynuował w myślach. Wyzywające spojrzenie. Tym zaatakował.
Paskudne ostrze. Znikąd. Cokolwiek ta imitacja prawdziwego gada chciała osiągnąć, nie zamierzał dać się nabrać na żadną z jego sztuczek. Irytacja jednak okazała się przez poziome machnięcia strzałki ogona. Śmiał tknąć nieswoje skóry. Powinien srogo zapłacić za okazane bezprawie.
Sama idea 'łatwego' życia zdawała się nierealna. Lecz młody rzemieślnik nie przestawał być dzieckiem. Zaledwie pisklęciem, które łatwo wpada w sidła ciekawości. Przycupnął. Całkowicie zignorował chłód od spodu.
Pokaż co masz.
autor: Niesforny Kolec
14 mar 2021, 14:56
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Niewielkie zlodowacenie
Odpowiedzi: 406
Odsłony: 67380

Zwężone źrenice.
Na skraju wzroku poczęła wynurzać się sylwetka. Niezmiernie potężna, że tak pozwolił sobie opisać. "Co ten tłuścioch tu robi, czemu mi przeszkadza" myślał jednak gorączkowo, przekładając nierównomiernie przycięty fragment materiału do pyska. Wbiwszy zęby w skórę, poczuwszy nieprzyjemny smak wypełniający cały pysk, milczał. Oczy rozwarły się szerzej. Uszy stanęły dęba. Włosy opadły cieniem na młodzieńcze oblicze.
Dolna szczęka poddała się drżeniu, delikatnym, niewidocznym. Nivis najpewniej już czyhała na swoją ofiarę, gotowa na atak w razie jakiegokolwiek nieodpowiedniego zachowania.
Smocza podobizna była o tyle nieprzypominająca tego, co znał, że zaczynał zastanawiać się, czy to zwyczajny kuternoga-bajarz krążący po wielkim świecie, czy może raczej ktoś niebezpieczny, jeden ze stworów, dzikich i krwiożerczych, gotów lada moment zrzucić doskonale utkane przebranie. Byłby zupełnie bezbronny w takim przypadku. Musiałby polegać wyłącznie na sprycie kompanki ojca.
Żywy? Nieumarły? Rozpływająca się czacha, powyginana, usztywniona łapa... a i skrzydeł temu brak. Śledził ruchy w szczerej niechęci, wypływającej łzami z pobłyskujących tęczówek. Organizm reagował za niego – strachem i terrorem. Sam Rybka zdawał się odcinać całkowicie od wszystkiego poza najprostszą ostrożnością. Znał bowiem smoki zmutowane, ale takiej abominacji nigdy w życiu jeszcze nie ujrzał.
Aż do teraz.
Oddawaj – wycharkał. Syk stłumiony skórą mógł do dziwactwa nie dotrzeć. Tak po dłuższym przemyśleniu... tłusty podbródek zwisał mu zupełnie jak smoczycy z ceremonii. A nawet i dwóm. Ostra leśna woń dotarła do Błazenka po dłuższej chwili, niepotrafiąca być dłużej tłumiona. Charknął znów, cofając się o krok.
I wyłaź z mojej głowy.
autor: Niesforny Kolec
13 mar 2021, 1:18
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Niewielkie zlodowacenie
Odpowiedzi: 406
Odsłony: 67380

Szeroki uśmiech.
Towarzyszył mu niemal całą drogę, zupełnie tak samo, jak lisia kompanka ojca, Niviska. Spoglądał na jej eskortę z dzikim błyskiem w oku. Był moment, na zupełnie samym początku po przekroczeniu granicy, kiedy miał ochotę porwać się wolności. Ruszyć w tany z wichrem. Gnać przed siebie do utraty tchu, gdzie kolorowy niesie wiatr, gdzie nie znajdzie go nikt, już nigdy, przenigdy. Pozostawała jednak druga strona medalu – miał tu wszystko. Każdego. Całą potrzebną rodzinę, miejsce do życia, spadek. Na pozór wszystko, czego potrzeba. Ciągnęło go jednak niepokornie do jakiejś takiej absolutnej, nieposkromionej niezależności. Nawet żywiołak trzymał się bliżej cienia. Wynurzały się z niego jedynie samicze gały non stop śledzące każdy jego krok. Samemu Błazenkowi nie było łatwo iść. Ojciec czasem tworzył przeróżne wytwory, a młody żak pochłaniał płynne ruchy łap stanowiące swoistą muzykę. Gdzie stuki drewna spotykają puki gliny, a szelest tworzywa łączy się w eufonii wraz z szuraniem nici o futro. Łapy Despotycznego Ferworu śpiewały własną pieść. Hymn rzemieślniczego rodu, którego Rybka okazać się miał spadkobiercą. Wiedział o swojej uczniowskiej powinności jednak aż za dobrze. Dlatego też pod pachą wylądował podkradziony rodzicielowi grawerowany nożyk opakowany niechlujnie w płat skóry, a na głowie z kolei piracki kapelusz z finezyjnie podkręconym smolistym piórkiem.
Usiadł z dala od całego świata. W miejscu, w którym miał nie zostać odnaleziony nigdy, przenigdy. Zdecydował się przysiąść trochę z dala od brzegu. Ot, zwyczajowa ostrożność. Rozłożył skórę, która to służyła mu za poduszkę pod piach. Odgarnął włosy z pyska, krążąc czujnie wzrokiem po brzegu. Nivis przysiadła nieopodal, skryta w półcieniach. Nie oglądał się nawet na nią, poważniejąc. Musiał pokazać swój własny kunszt. Udowodnić wyższość ponad innych, a potem, kto wie. Może da radę rozprzestrzenić swoje hobby także i na inne smoki? "Nawet oni zasługują na odrobinę komfortu, prawda?", nie kończył zapewniać siebie w głowie. Nie było co robić z fachu nie wiadomo jakiego sekretu. Nikt w końcu nie będzie kazał nikomu przyjmować prometejskiego płomienia w swoje progi.
Silnie pochwycił jeden z wiecznie zwijających się brązowych pukli. Zezując, uniósł drżące palce z trzymanym w garści ostrym nożykiem. Naciągnął niczym strunę, a własny oddech głośno obijał się o jego uszy. Przeszkadza. Musi ściąć. Mama nie zauważy. Nikt nie zauważy. Ma prawo. I zrobi to. Bo może. Zamknąwszy powieki, ciął. Gwałtowny ruch poczuł na własnej łusce, w podmuchu i świście. Napięcie zelżało. Długi kędzior wylądował grzecznie w łapie, porywany przez wiatr. Ścisnął go mocno, a złoto w oczach pojawiło się na nowo. Jakby odmienione. Obrócił się wtem, piąstkę opierając o podłoże. Przytrzymywał, uklęknąwszy. Odkrył część materiału, przyglądając mu się. Kiwnął głową do samego siebie, przytrzymując nóż w drugiej łapie, mniej sprawnej. Naostrzony kraniec broni zanurzył się w skórze, odcinając upragniony fragment. Wtem – nóż wylądował w śniegu obok. Pisklęca główka opadła. "Dlaczego wyszło tak krzywo?". Po dłuższej chwili milczenia nareszcie odzyskał dostateczny spokój duszy. Pojawił się jednak nowy problem, a mianowicie: jak odzyskać nóż z powrotem, nie ryzykując przy tym porwaniem któregokolwiek fragmentu jego dotychczasowej pracy przez dmuchający wicher? Co rusz przekładał rzeczy, układał inaczej, zawijał i zwijał...
A grzywa nie przestawała przysłaniać mu widoku.
autor: Niesforny Kolec
12 mar 2021, 23:25
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Lustrzany las
Odpowiedzi: 720
Odsłony: 104063

Przywarł do jej boku.
Mimowolnie.
Tak mu bowiem podpowiadał instynkt. Ciepło. Smok. Trzeba lgnąć, kiedy przeciwnikiem jest nieznane. Poddał się temu naturalnemu procesowi przetrwania, w głębi duszy święcie przekonany wyższością swojej osobistej ochroniarki ponad jakąś byle ptasią bestię. Lecz i mimo to ciałko rozedrgało się, niczym okalające ich cząsteczki magii, tak przecież niestabilne i ruchliwe. Inne ślady dopiero zaczynały docierać do jego oczu i węchu. Strasznie, strasznie dużo. Przerażająco wiele tropów. Nie wątpił w Czarcią ani na moment, to fakt. Lecz czy nawet i ona, całkowicie sama, byłaby w stanie obronić go tak, by nawet włosek nie opadł z plamistej główki? Zaczynał w to powątpiewać oraz samemu zaklinać w myślach własną nieużyteczność w takiej chwili. Otoczony skrzydłem czuł się jednak o wiele lepiej, niżeliby przyznał.
Walczyły w jego duszy dwa wilki – jeden ciekawski, śmiertelnie ciekawski, a drugi niemrawy, zlękniony, pełen niejednolitej obawy. Ścierały się ze sobą rzewnie, obydwa równie silne. Z jednej strony ciągnęło przejść się niczym pan po swoich włościach, zwyczajowo, z drugiej natomiast... zwyczajny, smoczy niepokój. Coś było nie tak. A cenił sobie swoje życie ponad jakąkolwiek miarę.
Błazenek zaprzestał jakże niepotrzebnego drgania, widocznie zaintrygowany. Uszy stanęły na baczność, a ślepka omiotły puchatą teksturę gryfiego futerka. Znał, nie znał? Nazwa na pewno mu uciekła, lecz informacje ochoczo wypływały na wierzch, próbując samolubnie, nonszalancko okazać się idealnym opisem tego, co spostrzegł. Co zasyczało, zmierzwiło futerko. Ptasie łapy! Kocie także... Skrzydła! Dziób? Mięśnie grzbietowe się zgięły. Zelżały, wyluzowały. Przekrzywił głowę. Wpadła i obca samica, istna Zagłuszaczka. I tym razem przyniosła ze sobą okropne skowyty wraz z niepotrzebnym harmidrem, który to i do czułych niedźwiedzich uszu dotarł z nieprzyjemną myślą – "Cisza, sza!"
Co to? – Ku Czarciej powędrował cichutki głosik. Młody spojrzał w górę, stojąc w delikatnym rozkroku, z niesamowitym błyskiem w pozłacanych oczętach. Prawdziwa pasja. Musiał się dowiedzieć. Taki już był. Jeśli nie teraz, jeśli nie dzisiaj, to zmuszony będzie myśleć o tym co noc, dopóki nie otrzyma zadowalającej odpowiedzi. Albo nie zmieni zdania, wrzucając pytanie do grupy niepotrzebnych zapychaczy.
autor: Niesforny Kolec
07 mar 2021, 17:35
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Lustrzany las
Odpowiedzi: 720
Odsłony: 104063

Niespotykane.
Pewny krok prędko stracił na swojej śmiałości, kiedy to spodziewany grunt zrobił mu paskudny żart, okazując się dziurą. Niewielką, jak ocenił, lecz dostateczną, by utracił swój rytm na drobnej nierówności. Zagryzł zęby. Tyle tropów śmigało mu na krańcu spojrzenia, dosłownie wszędzie, tak się ze sobą plątały, aż zapomniał się, pod koniec trasy wpadając w śladową pułapkę. Teraz jednak przyjrzał się wyraźniej odciskowi, wycofując się. Dalej ten okropny ptak. Nie za duży, doskonale. Stwierdził, że nie musi więcej o tym wspominać. W końcu i tak szli w odpowiednim kierunku. Ruszył znów, aby dogonić samicę.
Uszy wtem poddały się drganiu.
Dziwne uczucie – burknął pod nosem, lecz na tyle głośno, że mogła usłyszeć. Tym razem nie klepał jej w bok, a jedynie stał obok, strzygąc uszami w swojej ostrożnej, bezczynnej pozycji. Rozglądał się dookoła siebie, krążąc wzrokiem wokół poziomu ściółki leśnej i pomijając rzecz jasna stronę, którą swoim potężnie zbudowanym ciałem zasłaniała mu Czarcia Łuska.
autor: Niesforny Kolec
04 mar 2021, 17:42
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Lustrzany las
Odpowiedzi: 720
Odsłony: 104063

Wykazał się.
Był z siebie naprawdę całkiem dumny. Pierś sama z siebie wysunęła się do przodu. Głowa uniosła. Obejrzał się, kierowany jej spostrzeżeniem, na drzewną korę. Skinął krótko na znak zrozumienia. Oczy się zmrużyły.
Może to jakiś duży ptak – stwierdził pogodniej. Taka wizja nie wydawała się aż tak groźna jak widok złej hydry czy innego stworzenia. Fakt, nie znał wielu drapieżników. Większości nawet na oczy nie widział. Nie polował. Nie znał się. To do Czarciej należało prawidłowa analiza. Starsza, bardziej doświadczona, więc musi się znać lepiej, wydedukował prosto.
Niemniej bardzo się ucieszył usłyszawszy jej normalny głos. Nawet pomimo swoich poprzednich myśli.
Tak jest! – wyszeptał do niej pełen rygoru. Nigdy nie wątpił w swoją użyteczność, acz miło było usłyszeć takie słowa od innego smoka. Nie ukrywał też, że trochę w tym momencie skojarzyła mu się z ojcem. Mówił – rób, a on robił. Książęta również miały swoich przełożonych. Czujnie ruszył za samicą. Ewidentnie zmysły skupiły się wokół węchu. Obracał pysk to w prawo, to w lewo. Upewniał się, czy mgiełka aby nie idzie po łuku, nie słabnie. Nie przestawał jednak rzucać sporadycznych spojrzeń pod łapy. A nuż ziemia przemówi do niego raz jeszcze.
autor: Niesforny Kolec
02 mar 2021, 19:40
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Lustrzany las
Odpowiedzi: 720
Odsłony: 104063

Ślepia zalśniły.
Błazenek nigdy nie wątpił w swoją spostrzegawczość. Nieporównywalnie doskonałe geny stworzyły piękny samczy całokształt, pozostawiając mu w podarunku boskie zdolności wyczuwania. Opłacało się rzucić okiem na śnieżny grunt. Bez zawahania łapa ponownie wylądowała na łapie Czarciej opiekunki. Tym razem w mocniejszym klepnięciu. Obejrzał się na nią energicznie.
Psst. Ślady na ziemi. Widzisz? O tu – wyszeptał śmiertelnie poważnie, chyląc ku niej szyję z jednoczesnym wskazywaniem paluchem na powbijane fragmenty. Przechylił głowę, pozwalając niesfornym kosmykom opaść na przeciwległą jego stronę. Psh! Wkurzająca grzywa.
Może kula się rozbiła – zasugerował po chwili. Oddychał głęboko z na wpół otwartym pyskiem. Przyglądał się tropowi przez pewien czas, nim jego ciałko owałdnęło interesujące zjawisko. Zmrużył oczy. Łapy drgnęły, wiedzione instynktem. Powstrzymał je jednak. Raz jeszcze dał Czarciej znak.
Wilgotno... tam? – Nie potrafił opisać tego uczucia. Miał momenty zawahania, a tym razem kierunek wskazał przybliżony, widocznie niepewien. Zmysły jednak nie mogły go mylić. Był tego absolutnie pewien, jak niczego innego nigdy w życiu. Zreflektował się więc, od razu nabierając wyniosłości w gestach, pewnie niczym kompas wskazując nie tyle północ, co częściowo południowe, a częściowo zachodnie obrzeże.
Skup się.
Słowa Sahidy również do niego dotarły. Były dostatecznie głośne, by przedrzeć się przez listowie, lecz nie skupił się na nich zbytnio, zanadto zafascynowany swoimi małymi odkryciami.
autor: Niesforny Kolec
28 lut 2021, 20:53
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Lustrzany las
Odpowiedzi: 720
Odsłony: 104063

Poczuł się zignorowany.
Nawet nie raczył tego ukrywać. Na młodocianym obliczu zagościł zupełnie zdegustowana mina. Smoki zaczęły rozchodzić się w swoje strony, a ta bezczelna Rogatka ciągle próbowała zagłuszyć JEGO słowa. Tego było po prostu za wiele. Jego obrońcy zdążyli jednak zmyć się na tyle szybko, że nie zdążył nawet dodać swojego komentarza.
Po co nam grupy skoro i tak idziemy we dwoje – rzekł do Czarciej, która to obrała sobie za cel sprawować nad nim wyłączną pieczę. Urocze, przeszło mu przez myśl. Naprawdę została jego osobistą protektorką. Z miłą chęcią powie później prorokowi jak to zostawili go na pastwę losu, nim pachnąca domem Wybawicielka ocaliła go z tarapatów. Szkoda tylko, że porozumiewać jej przyszło się w taki podejrzany sposób. Z drugiej jednak strony poczuł do niej jeszcze większe zaufanie. Młodzi Herosi może i się rozpadli. Lecz Czarcia pozostała. Mógł pozwolić jej na szpiegowanie jego błyskotliwego umysłu. Byle nie za daleko. Nie musiała znać miejsca jego sekretnej kryjówki. Kręcił głową, słuchając jej słów. Poklepał jeszcze przed wyruszeniem, testowo, w jej najbliższą tylną łapę, przytakując sam do siebie. Wyruszył za nią, naprędce wizualizując sobie szczwaną umysłową pułapkę zdolną przechwytywać podejrzanie zachowujące się magiczne sygnały. O tak, mógłby takiego złapać w pojemnik gdyby tylko podszedł zbyt blisko ważnych informacji!
Fantazje fantazjami, wkrótce pozostawił je za sobą. Zainteresował się wyraźnie światem dookoła, obracając łeb w wielu przypadkowych kierunkach, co jakiś czas przyglądając się postawie Smoczycy. Był nawet moment, kiedy i jego delikatne łapki poruszały się znacznie ostrożniej, a ślepka podążały za jej ruchami, starając się je powtórzyć. Szybko to porzucił. Pozostawanie w tle nie było takie fajne. Skupiał się więc sporo na niskich sferach, praktycznie patrząc pod swoje własne łapy. Drobne uszy nasłuchiwały, a węch wyszukiwał wszelkich podejrzanych oznak zapachowych. Niełatwo pogodzić swoją uwagę na wszystkim. Starał się jednak ile mógł.
autor: Niesforny Kolec
27 lut 2021, 0:18
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Lustrzany las
Odpowiedzi: 720
Odsłony: 104063

Kula zniknęła.
Podróż trwała. Krucjata rozpoczęta. Niestety, nikt nie kwapił się do zaniesienia go na grzbiecie. Byłby im powiedział co o tym wszystkim sądzi, a nawet i zaparł się w miejscu, lecz najwyraźniej chęć pokonania siostry zwyciężyła. Zapragnął utrzeć jej nosa. Porządnie. To był jedyny powód, dla którego podążał na tyłach eskorty, za Czarcią, nie odzywając się więcej dopóki nie musiał. W końcu mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
Nie bał się podnosić na swojego osobistego stróża wzroku. Samica Wody mogła zatem dostrzec bezproblemowo bojowy wzrok i dziarski krok najmłodszego. W sercu Błazenka nie objawiła się nawet kropla strachu. Wszystko szło po jego myśli. I tak miało być.
Drzewa były dziwnie. Kradły mu wygląd. Spoglądał na nie nieufnie, samego siebie obdarowując dokładnie tym samym spojrzeniem. Tyle że w tysiącach naśladujących odbić. W końcu się zatrzymali. Nie ukrywał, że nie przywykł do takich długich spacerów. Z miłą chęcią by się położył w bardzo komfortowym tatusiowym legowisku...
Może drzewa jej też ukradły wygląd – odezwał się nagle, poczuwszy napływ niebywałej inteligencji. Jego tok rozumowania miał bardzo wysoką szansę na powodzenie. Obejrzał się na pozostałe smoki. No? Ktoś coś umie? Chyba nie okażecie się bezużyteczni?
autor: Niesforny Kolec
25 lut 2021, 21:50
Forum: Skały Pokoju
Temat: Młode Spotkanie XVI
Odpowiedzi: 117
Odsłony: 8963

Niech zatem tak będzie.
Duże oczy rybki zwęziły się przeraźliwie. Czarne źrenice bacznie zlustrowały siostrzane oblicze, a pysk odsunął się od jej ucha gwałtownym odciągnięciem w tył. Podeszła do całej sytuacji wybitnie nierozsądnie. "Zostaję z Marchewką"? Co to w ogóle miało oznaczać? Zabolała go jej obojętność. Sam przejawiał w tym momencie czułość względem Olki, a ona tak mu się odwdzięcza. Zero prawidłowych reakcji. Jedynie obojętność.
Skoro taka pańska wola, księżno.
Jego złość trwała nie dłużej niż jej rozmowa z obcym. Naburmuszona mina pozostała – tego nie sposób uniknąć. Zamlaskał ozorem i powstał wyprostowany. Tata mówił, że trzeba stać przy swoim. Wyprostowana postura towarzyszyła królewskiemu krokowi ku nowej kompanii. Niech ci będzie, tak zrobię. Akurat trafił go kolejny głos, samiczy i rwący odmęty umysłu. Zadrżał, ściskając kiełki. Niech będzie, powtarzał w myślach, wysilając się, aby przekazać Czarciej swoją własną oplatającą się wokół głowy myśl. Bezskutecznie. Nie mógł jednak tego wiedzieć.
Prorok zabrał głos. Obejrzał się na niego. Nie pojawiała się u niego ani jedna myśl zdolna przebić Strażniczy pancerz. Ocenił surowo, acz swoim zdaniem, sprawiedliwie. Nie zajął sobie nim myśli ani przez chwilę. Teraz był oficjalnie obrażony. Nadal.
Łapy spoczęły jednak obok wspomnianej w akompaniamencie proroctwa głoszonego przez proroka samicy. U jej boku, jak byle paź królewskiej pary, ocieplając grunt. Przeboleje to. Tak jak i każdą kolejną rysę, którą wyryje w jego duszy to obrzydliwe spotkanie.
Mimo to na jego pyszczku wykwitł paskudny uśmieszek.
A jednak, jednak potrafił słuchać, durnie, zatrząsł się usatysfakcjonowany, najwyraźniej chichocząc cichuteńko. Teraz sza! Odzywali się do niego. Spod przymrużonych powiek pobłyskujące pomiędzy puklami roztrzepanego włosia złociste oczęta spoczęły na Sahidzie.
Sahida – powtórzył, uśmiechając się szeroko. Niby normalnie. Niby z przebłyskiem triumfalnego gestu. – Skarabeusz! – mówił dalej jak gdyby nigdy nic. Z entuzjastycznie roztrzęsionymi łapkami. Dumni rycerze, przybywajcie. Klęknijcie. Doskonale. Wielka Sahido, wielki Skarabeuszu. Będziecie godnie mi służyć, mości panie, mościa panno, Ziemianie.
Moja mama bardzo dobrze się bije – potwierdził grzeczniejszym tonem, kołysząc ciałkiem w iście dziecięcy sposób na boki. Wtem przypomniał sobie o czymś. Obejrzał się na wszystkie towarzyszące mu smoki.
Nazywam się Błazenek – przedstawił siebie słodko, wyciągając wysoko głowę. Tylko żyrafa byłaby w stanie ich prześcignąć. Niestety, Błazenek nią nie był. Pozostawało mu patrzeć na świat z dołu. – Doskonały pomysł. Im szybciej tym lepiej – zawtórował Czarciej, kiedy ta pojawiła się u jego boku. Do którego w sumie też podszedł, ale to swoją drogą. Ot, drobne zawirowania czasoprzestrzenne. Wrażenie pisklęcia nie było mylne. On już wiedział, że Czarcia, chcąc nie chcąc, przyklepała właśnie na dobre swój los. Podpisany pakt. Podbita pieczęć. Aż do śmierci. I chociaż skrzywił się aż na jej przeszywający wskroś myśli sposób porozumiewania, to zrozumiał. Dzieliła się tą wiedzą tylko i wyłącznie z nim. Czyli z tym, z którym powinna. Doskonale, doskonale. Oby tak dalej. I to zignoruje. Póki co.
Ktoś musi mnie ponieść – rzucił jedynie w przestrzeń, postanawiając podążyć za smoczycą, która to najbardziej wzbudziła w nim zaufanie. Za Czarcią. Mimo to zwrot dotyczył każdego związanego z nim Młodego Herosa. Czyż taka osobistość nie powinna raczej skrywać swoich wad dogłębnie, w środku? Otóż nie. Nie, kiedy ważą się losy całej grupy. Teraz liczy się szybkość. Taka, jakiej on, sam, nie osiągnie. Teraz musieli go chronić. Transport nie powinien zatem być aż takim problemem.
autor: Niesforny Kolec
21 lut 2021, 20:02
Forum: Skały Pokoju
Temat: Młode Spotkanie XVI
Odpowiedzi: 117
Odsłony: 8963

Być może ciepło poszukiwane przez Błazenka nie było tym dosłownym.
'Zenek bowiem miał proste skojarzenie. Ktoś mający mięśnie jak mama z automatu musi tulić równie dobrze, co ona. Siła nie tylko do bitki, ale i do ściskania z taką mocą, która nie była w stanie równać się z jakąkolwiek inną. Nie otrzymał jednego tego co chciał, a taki rozwój wypadków spowodował u niego dodatkowy wylew rozgoryczenia. Całe jego ciało zatrzęsło się w niezadowolonych konwulsjach. Masz mi to dać i to już!, odbijało się w główce ostrym, rozkazującym krzykiem. Tata dawał truskawki, kiedy tego chcieli. Mama zabierała na grzbiecie, kiedy potrzebowali. Byli nietykalni, i on, i Oleandra. A niechże ktoś jeszcze piśnie choćby słówko, które uzna za nieprzyjacielskie, to już ci on powie wprost, jakie ma o tobie zdanie.
Mama mówiła jednak, że trzeba być miłym. Szczególnie dla starszych.
Wpierw nie zamierzał się ruszać z miejsca ani o krok. Zad wylądował na twardym gruncie. Nie miał wyboru, musiał znieść to miejsce. Nie zamierzał tak łatwo odpuścić, chcąc za wszelką cenę dopiąć swego. W gruncie rzeczy i tak cała ta sprzeczka miała przeminąć z wiatrem jak każda inna, lecz to od Strażnika Gwiazd i jego enigmatycznego zadania zależeć miało, jak prędko.
Główka pisklęcia skuliła się nieco pod wpływem proroczego chrząknięcia. Czym innym było słyszeć głos jedyne skierowany do jego uszu, a czym inny donośny, gardłowy ton. Dotychczas nie zwracał zbyt dużej uwagi na kule, lecz teraz, kiedy zaczynały grać kluczową rolę, to musiał przyjąć do świadomości te boskie fanaberie. Nie wiedział zbyt wiele o bogach i to był fakt. Szczególnie o tej całej Sennah. Ciekawość jednak zawsze była powodem wszelkich problemów. A więc i tym razem, zamiast w pełni rozsądnie dołączyć do Widmowej rozpoczął pełną parą poszukiwania swojej drużyny. Nim jednak ruszył się z miejsca...
Strażnik Gwiazd powinien być ze mną w grupie – zasugerował jedynie władczo, patrząc hardo na proroka. Nie pozostał jednak przy nim długo, niezależnie od odpowiedzi podnosząc się z siadu i wybierając na przechadzkę. W końcu nie potrzebował duetu, lecz cały sekstet, a czasu było niewiele. Dlatego też jego łapy od razu podążyły ku siostrze. Przystanął w jej pobliżu, a jeśli tylko mu pozwoliła, niezajęta już niczym innym, przybliżył się na tyle, by wyszeptać jej do ucha następujące słowa:
Ja i ty. Tamta wygląda potężnie, ta też. – Krótkie skinięcie głową w kierunku Rogatej oraz Czarciego. Obydwie adeptki mogły przez moment spotkać się z jego wnikliwym wzrokiem.
Oraz ta. Chociaż wygląda na to, że wybrała gorzej – kontynuował po krótkiej pauzie na przełknięcie śliny i zlustrowanie towarzystwa jeszcze raz. Tym razem wskazał na Sahidę. Po swojej krótkiej opinii na temat najmocniejszych potencjalnych współbratymców odsunął się, oczekując na odpowiedź siostry.
autor: Niesforny Kolec
16 lut 2021, 1:29
Forum: Skały Pokoju
Temat: Młode Spotkanie XVI
Odpowiedzi: 117
Odsłony: 8963

Nadal łomotały mu echem w główce te miłe słówka.
Byli w powietrzu, a wiatr smagał jego krótkie pukle. Pochłonięty zamyśleniem kurczowo trzymał się futra Chaosu, nie dostrzegając problemu, dopóki któryś niepokorny zbitek włosia nie biczował go po pyszczku. Lecz i na to nie zwracał długo uwagi. Ciągle myślał o tym, skąd ktoś dostał klucz do jego umysłu. Magia wygląda niefajnie, kontynuował w głowie. To niemoralne, tak zaglądać komuś do środka. A Błazenek doskonale wiedział, co można, a czego nie można, bo mamusia bardzo ładnie go nauczyła. Oleandrę też, ale to to inna sprawa. Olcia nie potrafiłaby się zachować tak samo jak on!
Aa? – wydukał cicho z lekko otwartym pyszczkiem, kiedy doszedł go świergotliwy siostrzany głosik. Dopiero zdał sobie sprawę, że jego biedne, kruche ciałko drży. Od razu nieco się naburmuszył. Ciepło mi, umiem się ogrzać sam!, kontynuował w myślach, dopóki nie dostrzegł poruszenia z jej strony. Również zmrużył oczy. Analitycznie. Odwrócił głowę. W pierwszej myśli uznał, że nie zamierza zniżyć się do tego poziomu. Mimo wszystko jednak każdy król potrzebuje wojaka, a kto inny, jak nie Oleandra? Chcąc zaskarbić sobie u niej trochę poparcia, ostatecznie przysunął się bliżej, wtulając już nie tylko w Chaos, a także i w siostrę. Wstyd przyznać, ale nie tylko kierowały nim wyższe pobudki. Było mu zimno. Troszkę.
Tylko wróć szybko – powiedział niemal szeptem do rodzicielki, wiedząc, że zamierza ich zostawić samych. Posłuchał mamy, potakując silnie główką. Oczywiście, trzeba się pokazać przed resztą. Z wyrafinowaniem, wielmożni panowie. Z wyrafinowaniem. Dlatego też, uczony doświadczeniem, tym razem uważał bardziej, kiedy schodził z grzbietu. Tyle piskląt, aj! Co innego pokazać swoje braki przy rodzinie, a co innego przy tylu sporawych smokach. Jak tylko wylądował na ziemi, od razu, tak jak i Oleandra, rozpoczął poszukiwania. Kto najsilniejszy, kto najmądrzejszy, kto najbardziej przydatny? Obracał się dookoła, poszukując kogoś wzrokiem. Jakiegoś żwawego młodzieńca, o! Obejrzał się na Strażnika Gwiazd. Zdawał się być wyjątkowo młody... i, porównując do jego mamy, miał wcale nie mniejsze bicepsy! Zbliżył się do proroka, stojąc wyprostowany jak struna.
Dzień dobry Strażniku Gwiazd – powiedział grzecznie, unosząc łepek. Śmigał źrenicami po dobrze zbudowanym ciele coraz bardziej upewniony w swoim wyborze.
Potrzebuję ochrony przed zimnem też, ale nie wypada pytać.

Wyszukiwanie zaawansowane