// Tw: temat samobójstwa, wspomniane samookaleczanie
//Nie znam wysokości skały, ale to było najwyższe co udało mi się znaleźć na wspólnych, więc pozwolę sobie założyć, że skok z niej mógłby zakończyć się śmiercią albo przynajmniej trwałym paraliżem, jeśli nie ma się szczęścia
Szedł spokojnie, pusty wzrok wpatrując w zmarzniętą ziemię. Podbicia łap mrowiły go od zimna, ale szedł przed siebie, szukając odpowiedniego miejsca. Wszystko co rozważał wymagało osób trzecich. Zanim podjął decyzję, pokazała się przed nim Błękitna Skała, której szczyt jawił się przed nim jak ostateczny egzekutor. Była na tyle wysoko, że nie wymagałoby to poświęcania czasu kogokolwiek, a śnieg szybko przykryłby ciało.
Nie myślał o tym w negatywnym aspekcie, bardziej o czymś co po prostu musiało nastąpić, by wyzwolił się od cierpienia. Od upragnionej, jednostronnej miłości, od zawodu rodziny, przyjaciół, samego siebie.
Zaczął wspinać się nieumiejętnie od stromej strony, nie korzystając z pomocy magii. Choć miał jedynie ranę lekką, nie zamierzał powstrzymywać się przed jej rozdrapywaniem o skały, gdy próbował łapać się kolejnych wgłębień. Chciał, by fizyczny ból pełnił rolę katarsis, które pomogłoby mu przetrawić w spokoju ostatnie chwile i zastanowić się nad tym komu co powie.
Tylna łapa ujechała mu, a on zawisł, jeszcze nie dość wysoko, by gdyby spadł mógł wyzwolić się od mentalnego cierpienia, na które jedynie fizyczne mogło być pomocne. Przełknął ślinę, patrząc w dół. Choć upadek mógłby być bolesny, nie na tyle twardy, by się po nim nie podnieść. Zacisnął zęby i spojrzał do góry. Jeszcze długa droga przed nim. Wrócił do wspinania się, gdy tylko udało mu się zahaczyć wolną łapą o jakieś wgłębienie w skale.
Zanim wspiął się na sam szczyt minęło sporo czasu. Mimo to nie przyśpieszył procesu, nie ułatwił sobie żadnego fragmentu. Starcze ciało w końcu spoczęło na szczycie, nieprzyzwyczajone do takiego wysiłku. Proszek leżał kilkanaście minut łapiąc mroźne powietrze.
Gdy w końcu podniósł się na łapy słońce chowało się już za horyzontem.
Obie jego jaźnie równie mocno pragnęły śmierci, choć w różny sposób. To było jednak pragnienie Proszka i Retwarh zamierzał to uszanować, jako że ten tak długo szanował jego pragnienia. Należało zwrócić dług karmiczny.
Smok podszedł do krawędzi i spojrzał w dół. Wystarczająco wysoko, by jeżeli przez jeden nieuważny krok móc stracić życie. Idealnie. Oblizał nerwowo wargi, jak to robił za dzieciaka.
Usiadł, chcąc najpierw pożegnać się z rodziną.
Sięgnął do źródła i przelał w ten przekaz całą miłość jaką do nich odczuwał.
~ Mamo, Quetzo i Gaesaiu. Dziękuję za to ciepło, jakie mi okazaliście. Nigdy nie zapomnę żadnej chwili jaką z wami spędziłem. Proszę żyjcie pełnią życia ~ posłał myśl, zawijając ją w cieple.
Kogo jeszcze chciał powiadomić?
Zamyślił się na chwilę, nie śpiesząc się. Po ciemku nie dostrzeże momentu zderzenia z ziemią. Gdy myśli w końcu ułożyły się w słowa, przesłał je po kolei każdemu ze smoków.
~ Erkal, dziękuję za twoje ciepłe przyjęcie swojego brata w stadzie. Cieszę się, że cię poznałem.
~ Malahit, mam nadzieję, że kiedyś natkniesz się na kogoś kto będzie cię godzien.
~ Synie Przygody. Dziękuję Ci za cały czas, który z tobą spędziłem. Choć wygrałem pojedynek z Egzekucją o honor Pasterza, przegrałem wojnę. Do zobaczenia następnym razem.
// bardzo proszę o niezlatywanie się bez wcześniejszego wyciągnięcia z Proszka informacji o lokalizacji, uprzedzam też że jest spora szansa, że zignoruje wiadomości zwrotne
// Syn Przygody Malachitowa Noc Żucza Łuska Skrzące Rosy Sekcja Zwłok