Och. Całe zebranie szybko stało się dla młodej kleryczki jedynie chaosem, który próbowała objąć własnym umysłem – bezskutecznie. Z początku wsłuchała się w słowa Strażnika Gwiazd, który wyjaśnił im powód wezwania. Najpierw jej pyszczek rozjaśnił się lekko na wspomnienie o spotkaniu młodych. Czyli przybyli po to, żeby się uczyć. Nie miała zamiaru narzekać, szczególnie, że ze słów proroka szło wywnioskować, że nie wszystkie pokolenia smoków były w stanie załapać się na takie wydarzenie. Wciągnęła do płuc zapach wiśni, który potoczył się między zebranymi na wspomnienie Uessasa – Olosa, ich patrona. Sennah nie znała pod innym imieniem, toteż jej ślepia trochę zaświeciły się na wspomnienie o bogince.
Blask stał się jeszcze bardziej widoczny, kiedy spod Strażniczego skrzydła wyłoniła się sarna. Kazes. Kierowała spojrzenie za wskazującymi na innych kompanów szponami proroka. Nie robiły już na niej takiego wrażenia, jak wtedy, gdy jeszcze była małym pisklakiem, jednak wciąż potrafiła zachwycać się ich obecnością, pięknem. Lubiła zwierzęta. I żałowała trochę, że wciąż nie miała przy sobie żadnego stworzenia, które mogłoby stać u jej boku przez resztę życia.
Kolejne słowa proroka i... Zaczęło się. Wypowiedzi różnych osób, jedna po drugiej, choć docierały do kleryczki, sprawiały jednocześnie, że miała ochotę zapaść się pod ziemię. Chciała coś powiedzieć, dodać od siebie, jednak kiedy rozbrzmiewały kolejne głosy, jej zapał stopniowo stygnął, zastępowany tremą. O bogowie. Tyle osób, tyle różnych smoków, nawet jeśli w większości młodych. Mówili mądrze, pierwszy z nich nawet zwrócił uwagę na zachowanie sarny, przez którą przejechała spojrzeniem. Wspomnienie o delfinach wywołało w Ćmiej Łusce zainteresowanie, szybko jednak zgaszone przytłoczeniem, jakie czuła.
Wspomnienie o matce wywołało w młódce nagłe ukłucie zimna, które sparaliżowało ją do reszty. Tak, Bahi często się nimi opiekowała, gdy matka wychodziła na polowanie. Nie lubiła piskląt, często była "dręczona", choć później starali się dać jej przestrzeń, której potrzebowała. Ćma przełknęła ślinę. Tęskniła za Bahi. Tęskniła za matką.
Miała ochotę zacząć wyć, tu i teraz.
Ale zamiast tego po prostu stała. Dopiero głos Tio wytrącił ją z marazmu. Zamrugała, spoglądając na swojego brata z niemym zaskoczeniem. Skąd wyciągnął takie postrzeganie świata? Nie odezwała się, nie była w stanie, głos na dobre ugrzązł w jej gardle, a wszystkie pomysły na wypowiedź, jakie do tej pory mogła uzbierać w swojej głowie, ulotniły się, zniknęły. Ciężko było jej się skupić na kolejnych wypowiedziach, więc poświęciła ten czas na przywołanie się do porządku. Odetchnęła głęboko, przymykając ślepia. Wreszcie odezwał się Strażnik Gwiazd, który na całe szczęście postanowił podsumować wszystko to, co padło do tej pory. Dyskretnie posłała mu wdzięczne spojrzenie, którego pewnie nawet nie miał jak zauważyć. Wsłuchała się w to, co mówił. Pamiętała nauki z dziadkiem, to, jakie ruchy musiała wykonywać przy określonych typach zwierząt. Roślinożercy byli płochliwi, z reguły, w końcu byli ofiarami. Musieli uciekać, chronić się przed niebezpieczeństwami czyhającymi za każdym rogiem, podczas gdy drapieżniki były tymi właśnie niebezpieczeństwami. Słuchała i zgadzała się z tym, co mówił. A kiedy skończył, rozwarła nieco pyszczek. Chciała coś powiedzieć, jednak w pierwszym momencie głos odmówił jej posłuszeństwa. Dopiero kiedy odetchnęła głębiej, poczuła się na siłach, by mówić.
— Czy w takim 'azie... kompani tęsknią za swoim dawnym... życiem? Na przykład ten... wilk, jeleń — zaczęła wolno, czując w głębi wstyd, że słowa wychodziły z niej z takim trudem. — Co, jeśli smok... nie dba o kompana? 'ani go? Zaniedbuje? — mówiła dalej, nieco pewniej i łatwiej, choć wciąż niewystarczająco płynnie. Miała wrażenie, że czuje na sobie spojrzenie wszystkich zebranych... Co zresztą nie musiało być takie dalekie od prawdy. Przerażające. Przełknęła ślinę i uniosła lewą łapę, by szponem wskazać na zasłoniętą niebieskim skrzydłem drugą sarnę. — Jak ona się czuje? — zapytała, przenosząc spojrzenie na pysk Strażnika Gwiazd. Czemu chowała się tak bardzo?