Kiedy dotarli, sam zrobił wielkie oczy. Tego było mnóstwo!
– Umiem – rzucił tylko, podążając poszukać tego, co go zainteresowało. Co prawda nie najlepiej czytał, i zajmowało mu to trochę czasu, żeby rozpoznać dobrze niektóre runy, ale hej. Nie przyzna, że czegoś nie rozumie. Na pewno dowie się z kontekstu. I tyle. Totalnie. Nie było czym się martwić.
Powrót Kaltarela. Początki. Naranlea. Uessas. Immanor. Podstawy Wiary... przejeżdżał palcem po tekście, próbując się nie zgubić. I faktycznie, znajdywał słowa, które ciężej mu było przeczytać. Ba, w ogóle zrozumieć. Mimo to skupił się na tym na tyle, by chociaż część wiedzy wchłonąć już teraz. I zapamiętać. Chociaż najwyżej przyjdzie tutaj drugi raz, prawda? Wiedział już gdzie, wiedział jak, a być może drugi raz będzie łatwiej zapytać, żeby przyszli tu razem z ojcem. O ile trafi się jeszcze okazja. Westchnął. Imiona krążyły mu po łbie jak w wymieszanej zupie. Uessas, bóg jedzenia... nie, nie. Bóg czego? Już zapomniał. Jakaś dusza... najstarsza. Najstarsza bogini, Nytba. A może to była Naranlea? Mieszał się w tym strasznie. Czuł się tak, jakby Matka nic mu nie tłumaczyła, a teksty specjalnie były poplątane, by zrozumiał z nich jak najmniej. A jednak. Zaparł się i starał wyciągnąć cokolwiek.
Wtem zastukał w powierzchnię czytanego tekstu. Ateral. Bóg Śmierci. Upadek Tarrama. Podobno bogowie, a jednak śmiertelni. Można ich uwięzić. Co za kompletne bzdury. Matka jednak mogła mieć sporo racji. Jakże mógł w ogóle zwątpić w jej nauki? Skrzywił się mocno na czytany fragment i zakończył prychnięciem.
– Właściwie to jeszcze chciałbym wstąpić w jedno miejsce. Tak szybko, zanim wrócimy do Matki. Zabrałbyś mnie do świątyni? – poprosił niegłośno, spoglądając ślepiami w końcu ojcu prosto w oczy. Ślepiami, w których rozbłysł płomień zdeterminowania. I nie zapowiadał nic dobrego.
//zt dla obydwóch