Znaleziono 486 wyników

autor: Kruczopióry
02 cze 2017, 20:29
Forum: Świątynia
Temat: Ołtarz Erycala
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 35214

Szafir...? Kruczopióry... miał szafir. Jeden, jedyny, drobny, błękitny, mieniący sie ślicznie w blasku Złotej twarzy, choć tego Kruczopiórzy ujrzeć nie mógł.

Ale mógł zadziałać. Przynajmniej częściowo.

– A fięc jeśli potajuję ci szafij... pszyfjócisz mi pszynajmniej popjafną mofę, tak? – zapytał i nie czekajac na odpowiedź, przyzwał kamień z groty. Chwycił go w łapę i ostrożnie, powoli, dbając o to, aby nie naruszyć ołtarza, podszedł bliżej, powoli wspinając się ku górze. U celu położył szlachetny kamień, a następnie wykonał kilka kroków w tył, westchnąwszy. I usiadł na zadzie, owijając ogon wokół łap.

– Tejas pjoszę cie o spjafną mofę, jesztę kamieni pszyniosę póśniej – rzek, oczekując na odpowiedź boga. Ach, o ile byłoby mu łatwiej, gdyby przynajmniej nie musiał seplenić...!
autor: Kruczopióry
21 maja 2017, 8:55
Forum: Świątynia
Temat: Ołtarz Erycala
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 35214

Erycal... Ten, który czyni niemożliwe – przywraca wzrok, kończyny, a nawet mowę, dopiero stanowi dlań nieprzekraczalną barierę (a moze nie...?), ta bowiem stanowi domenę Aterala. Nie pierwszy raz był tutaj Kruczopióry – wówczas jednak okoliczności wizyty różniły się diametralnie. Wtedy winny był demon Viliara, teraz... inny smok.

Pokierowany słowami Konsyliarza, czarnołuski przywódca stanął przed ołtarzem i lekko schylił łeb w geście szacunku, choć nie mógł mieć nawet pewności, czy ustawił go we właściwym kierunku. Przez moment wsłuchiwał się w ciszę świątyni, uspokoiwszy się nieco, potem zaś postanowił zabrać głos... niedoskonały za sprawą urazu.

– Fitaj, Ejycalu – rzekł, sepleniąc i wiodąc swoje słowa w bliżej nieokreślonym kierunku. – Jas jusz ucieliłeś mi sfojej łaski, sa co sejtecznie ci ciękuję... ale neistety, snofu jest mi potszebna – dodał, westchnąwszy głośno. – Mój pysk snóf sostał pokiejeszofany f falce, stjaciłem fsjok i tjutno mi mófić fyjaśnie... tlateko chciałpym cię pjosić o łaskę. O otsyskanie stjofia. Czy pyłpyś w stanie mnie fespszeć? – zapytał, mając nadzieję, iż bóg zrozumiał jego prośbę.

Choć właściwie to dlaczego miałby nie zrozumieć? Wszak bogom seplenienie nie jest barierą, potrafią sam wchodzić w myśli smoków... czyż nie?
autor: Kruczopióry
16 kwie 2017, 9:38
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Księżycowa łąka
Odpowiedzi: 687
Odsłony: 104386

Właściwie to pomysł nawet nie był zły. Właściwie to nawet Chaos wiedziała, co chce zrobić. Właściwie to nawet smoczyca znała swój cel... tylko... coś nie do końca wyszło. Właściwie to całkowicie nie wyszło. Nie, nie plama, ta pojawiła się, choć może nie w tak imponującym rozmiarze, jak chciałaby tego czarodziejka. Nie wyszło umiejscowienie.

Bo owszem, błoto zmaterializowało się miedzy dwójką, tyle że królik biegał wokół Chaosu! Nie przejmował się za bardzo przestrzenią osobistą Północnej, raz po raz wskakując na nią, tymczasem plama znalazła się całkiem spory kawałek od Chaosu – między smokami! Kruczopióry otworzył szeroko ślepia, nieco zaskoczony takim obrotem sprawy, szybko jednak potrząsnął łbem... i parsknął cicho śmiechem. To samo uczynił jego królik, który na moment – dosłownie króciusieńki moment – wskoczył na łeb uczennicy czarodzieja, zachichotał kpiący... i już pędził dalej! Już pędził wzdłuż jej grzbietu i już uciekał, ile sił miał w maddarowych łapkach, nie pozwalając czarodziejce na chwilę wytchnienia!

– Pomysł nawet niezły, tylko... warto czasem zastanowić się, gdzie zaatakuje przeciwnik – stwierdził czarodziej, przewracając ślepiami. – Przecież kiedy bronisz się przed atakiem w łeb, nie zasłaniasz boku, prawda? Bądź co bądź, choć atak spowolniłby królika, nie zabiłby go jeszcze. Dlatego spróbuj jeszcze raz, choć inną techniką... i postaraj się zastanowić, czy rzeczywiście ta technika będzie najlepsza – zaznaczył, wyszczerzywszy lekko kły.

A królik wciąż biegał, skakał i szalał wokół smoczycy, co mogło stawać się już ciut irytujące...
autor: Kruczopióry
29 mar 2017, 12:21
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Księżycowa łąka
Odpowiedzi: 687
Odsłony: 104386

Otworzył szeroko ślepia... i uśmiechnął się – już czując przepływ maddary, zdawał sobie sprawę, ze będzie to ciekawy atak. Doświadczenia miał jednak dość wiele, aby doskonale zdawać sobie sprawę, jak się przed tych chronić – i nim czarodziejskie wyobrażenie samicy zajęło swoje miejsce, w przestrzeń między nim a smokiem wcisną się kamień! Dość wąski, szary, gładki, o grubości łuski, który przede wszystkim chronił przed gorącem. Oczywiście czarodziej nie chciał też, aby tańczące płomienie przypadkiem dosięgły go na obrzeżach tworu – dlatego tez jego skraj nie "urywał się", a zaginał nieco do środka, tworząc coś w rodzaju długiej na kilka łusek bandy zasłaniającej ciało Kruczopiórego.

Chwilę trwało, nim wyobrażenie Północnej zniknęło, wraz z nim zniknęło też wyobrażenie czarodzieja. Który uśmiechnął się, spoglądając na młodą pogodnie.

– Całkiem nieźle, przyznaję; widzę, że masz już wprawę. Co oznacza, że nie muszę się wstrzymywać przed niebanalnymi ćwiczeniami – stwierdził, mrugnąwszy porozumiewawczo ślepiem. – W magii ataku najważniejsze są dwa elementy: zaskoczenie przeciwnika oraz wybór metody tak, aby trafić w jego słaby punkt... a przynajmniej nie trafić w punkt mocny. Jeżeli ktoś nie spodziewa się danego typu uderzenia, może potrzebować nieco więcej czasu, aby się na takie uderzenie przygotować, aby wymyślić, jak się obronić, co działa na twoją korzyść. Oczywiście należy też kombinować tak, aby nie ułatwić przeciwnikowi zadania: na przykład... kiedy przeciwnik jest szybki...

Północna poczuła niespodziewanie delikatne drżenie maddary. Nie było to drżenie agresywne, czarodziej nie wymierzał w nią żadnego ataku, ale... już po chwili coś poczuła! Łapki – cztery – na swoim grzbiecie. I po chwili już nie na nim!

Dosłownie znikąd pojawił się mały, puchaty królik, który wprawdzie wystartował na grzbiecie młodej, zaraz jednak już go tam nie było! Pędził jak szalony, pędził bez ustanku, pędził przynajmniej kilka razy szybciej od prawdziwego zwierzęcia, obierając najbardziej chaotyczne ścieżki, jakie tylko czarodziejowi przyszły do głowy. Raz był na grzbiecie Północnej, raz na jej ogonie, raz w dwóch susach wbiegał jej na łapę, by potem zeskoczyć i przebiec zaraz pod brzuchem! W szczycie bezczelności nawet przelazł jej po łbie – poruszał się zaś tak, iż ledwo dało się dostrzec jego migającą sylwetkę!

– Zabij go – zachęcił czarodziej, wyszczerzywszy szelmowsko swoje kły i natychmiast skupiając się na obserwacji poczynań młodej. Ciekawe, jak sobie poradzi z takim przeciwnikiem? Wymyśli coś skutecznego czy może jednak... popełni jakiś błąd?
autor: Kruczopióry
14 mar 2017, 22:20
Forum: Błękitna Skała
Temat: Leszczynowy Zagajnik
Odpowiedzi: 693
Odsłony: 90689

– Obejrzeć...? A może sami taki pojedynek stoczymy kiedyś ze sobą? – zasugerował, parsknąwszy przy tym cicho śmiechem. Nic jednak nie mówił dalej; zamiast tego przyglądał się pracy młodej. Jak też można było przypuszczać – pewne twory okazały się być ponad siły niedoświadczonej, dopiero opanowującej magię smoczycy. I tera zponiosla porażkę... choć nie całkowitą.

Kula powstała – była ładna, przezroczysta i błyszcząca, mieniła wszystkimi barwami tęczy w świetle – dokładnie tak, jak stało by się z prawdziwą wodą. Gdy jednak upadla – nie wydarzyło się nic! Kula nie rozprysła się, lecz zwyczajnie zniknęła – wyparowała tak, jakby nigdy jej nie było. Czarodziej jednak wcale nie zdawał się z tego powodu smutny – uśmeichnął się jedynie do młodej, klepiąc ją delikatnie po barku.

– Być może było to zadanie zbyt ambitne jak na twój brak doświadczenia – rzekł, nie tracąc przy tym pogody. – Wszystko jednak idzie wytrenować, a nawet lepiej ćwiczyć czasem samodzielnie – i kiedy nieco oswoisz się z maddara, spróbuj jeszcze raz. Tymczasem, skoro tak dobrze sobie radzisz... myślę, ze możemy od razu przejśc do magii bitewnej – dodał. Mrugnął porozumiewawczo ślepiem, zsunął łapę z jej barku i odszedł na kila kroków od Tęczowej, stając na wprost niej.

– Magia ataku i obrony nie różni się własciwie od tej zwyczajnej – zaczął wywód. – Różni się przede wszystkim zastosowaniem – i specyfiką sytuacja. Ponieważ korzysta się z niej w pojedynkach, mniejsze znaczenie ma doskonałość wyobrażenia, zaś większe – szybkość jego stworzenia. W magii obronnej liczy się przede wszystkim wyszkolenie: nauczenie się pewnych schematów, żeby nie zastanawiać się potem nie wiadomo jak długo, jaką techniką obronić się w konkretnej sytuacji. W ataku, oprócz szybkości, liczy się też zaskoczenie przeciwnika – jeżeli zrobisz coś, czego on nie potrafił przewidzieć, może nie zdążyć na czas z obronieniem się we właściwy sposób. Od ataku właśnie zaczniemy – pokażę ci jego kilka rodzajów – rzekł, wyszczerzywszy szelmowsko kły. Ślepia zaś wlepiał nieustannie w Tęczę, jakby pragnąc zachęcić ją do podjęcia wyzwania.

– Zaczniemy od prostego ataku – ataku obiektem. tutaj nie ma większej filozofii – wymyślasz coś, co za sprawą samej siły rozpędu może zranić przeciwnika. Mniej ważne są szczegóły, a bardziej własności – przede wszystkim takie jak tempo, kierunek ruchu czy twardość wyobrażenia. Ćwiczyliśmy już ruch sam w sobie... więc teraz przećwiczymy ruch... wirowy – zaproponował, uśmiechnąwszy się. – Chciałbym, abyś wymyśliła kolec, który wbije się w mój bok... przy czym kolec ten ma się obracać wokół własnej osi. Najlepiej jak najszybciej – zaznaczył. I... no cóż, czekał na ciąg dalszy.

// raport MP I i II

// I wiem, że dużo naraz, ale fajnie by było skończyć w rozsądnym czasie xD. Jak coś, to rozmowy fabularne śmiało splataj z opisami wyobrażeń, czasoprzestrzeń jakoś pogodzimy ;).
autor: Kruczopióry
14 mar 2017, 21:49
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Księżycowa łąka
Odpowiedzi: 687
Odsłony: 104386

Czy wiedziała, że Kruczopióry tak naprawdę nie miał żadnej prawdziwej rodziny? A kiedy miał... skoczyło się to tak, iż jego samica odeszła, zaś córka się zabiła? Owszem, miał przybrane pisklęta, ale... czy można powiedzieć, że było to to samo? Choć ich kochał, czy można to porównać z prawdziwym, pochodzących z własnej krwi potomkiem?

– Tak, pokazać – odpowiedział, zaś jego pysk zmarszczył się w nieco zadziornym wyrazie. – Najlepszy atak, na jaki cię stać. Chce go zobaczyć – zaznaczył, jednocześnie wydawszy z siebie zawadiacki pomruk. Ciekawe był wyjątkowo, co pokaże mu przyszła czarodziejka Cienia...
autor: Kruczopióry
09 mar 2017, 23:52
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Księżycowa łąka
Odpowiedzi: 687
Odsłony: 104386

Czarodziej uśmiechnął się, przytakując łbem; Północna zdawała mu się nieco onieśmielona, świadczyły o tym krótkie zdania, ale czy to źle? Mogła przecież czuć się nieco zdeprymowana rozmową... prawda?

– Pytam z ciekawości; każdy, kto wybiera swoją drogę, ma jakiś motyw, który go ku temu kieruje – odpowiedział młodej, uśmiechnąwszy się. – Dla mnie maddara to była zawsze... moc spełniania marzeń. Moc, która sprawia, ze coś, co dotąd pozostało tylko w sferze wyobraźni, może nabrać realnego kształtu i zaistnieć. Dlatego właśnie tej mocy chcę używać, aby bronic przyjaciół – wyjaśnił, cały czas przypatrując się adeptce. Czy... była dobrym materiałem?

– Miło słyszeć, że dbasz o swój rozwój – dodał, odnosząc się do wcześniejszych słów i nie tracąc przy tym dobrego humoru. Cały czas obserwował też młodą, jakby ciekawiło go, co ona o nim sądzi. – Ciekawi mnie, ile już umiesz; miałabyś coś przeciw, żeby mi to... pokazać? A może nawet: żebym cię czegoś nauczył? – dodał, mrugnąwszy porozumiewawczo ślepiem. I z zaciekawieniem oczekiwał na reakcję smoczycy.
autor: Kruczopióry
09 mar 2017, 1:59
Forum: Błękitna Skała
Temat: Leszczynowy Zagajnik
Odpowiedzi: 693
Odsłony: 90689

Tup, tup, tup, tup... Ha, czarodziej przewidywał wiele, ale nie przewidział jednego: iż rytmiczne tupanie nie tylko nie przeszkodzi, ale wręcz wesprze młodą w jej wysiłkach!

Kruczopióry wyszczerzył paszczę szeroko, z niedowierzaniem patrząc, jak płomień znów zachowuje się posłusznie wobec Tęczy, jak magiczne wyobrażenie nabiera ruchu, szybko "skacząc" z jednego miejsca na drugie. Az potrząsnął łbem, jakby nie dowierzając... i zaraz zorientował się, iż tempo or momenty zmiany pozycji wcale nie są tutaj przypadkowe. Instynktownie przerwał rytm... i proszę, stało się, co smok przewidział: płomyk nie tylko przestał się poruszać, ale i natychmiast zniknął! I tak jednak nie zniknęło zadowolenie czarodzieja, który poklepał młodą po plecach, wyraźnie ciesząc się jej postępami.

– Nie myślałem, ze rytm zadziała na twoją korzyść – rzekł, spoglądając na Tęczową. – Teraz wyobrażenie zniknęło, co pewnie sama czujesz, ale... dopóki nie przestałem, było dobrze. Musisz jednak nauczyć się skupiać na tyle, aby nawet coś, czego się zupełnie nie spodziewasz, nie wybijało cię z równowagi. Inne smoki, zwłaszcza wojownicy, mogą próbować cię czasem zdekoncentrować; miej to na uwadze – podkreślił, jakby po cichu zakładając, iż właśnie do walki młoda zechce wykorzystywać dar Naranlei. Bo właściwie to dlaczego miałoby się stać inaczej? – Tak czy tak, teraz spróbujemy czegoś innego; jak twór potrafi się poruszać, tak czasami jego właściwością może być niestałość. Na przykład kropla wody rozpryskuje się, kiedy upadnie na trawę... prawda? – zapytał, uśmiechnąwszy się do młodej. I znów się nieco odsunąć, choć nie spuszczał z niej wzroku.

– To będzie właśnie twoje kolejne zadanie: wyobraź sobie kulę wody, która spadnie na ziemię, rozpryskując się. Tym razem musisz zadbać nie tylko ruch: musisz zadbać o właściwości tworu. musisz zadbać, aby był zwarty, ale jednocześnie podatny na zderzenie z innym obiektem, aby wszystkie krople trzymały się razem... ale trzymały się tylko do momentu zetknięcia z podłożem. To właściwie ćwiczenie tego, o cyzm juz ci opowiedziałem. Spróbuj – zachęcił, uśmiechnąwszy się.

I niecierpliwie czekał na kolejną próbę, jakby podskórnie czując, iż młodej znów się uda.
autor: Kruczopióry
09 mar 2017, 0:55
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Księżycowa łąka
Odpowiedzi: 687
Odsłony: 104386

– To dobrze. Uczysz się już swojego fachu? – zapytał smok, wyraźnie zadowolony ze spotkania. Poruszająca się nieustannie końcówka ogona zdradzała żywe zainteresowanie tematem, które potwierdzał wędrujący po sylwetce młodej, lustrujący ją nieustannie wzrok. – Ach, a że nie bywasz chyba na naszych ceremoniach... chyba powinienem dopowiedzieć, że w Ogniu jestem przywódcą – dodał, przewróciwszy przy tym ślepiami. Nie żeby miał się zamiar specjalnie puszyć, mimo wszystko jednak wolał, aby Północna zdawała sobie sprawę, ze nie jest tak całkiem przypadkowym smokiem. – Ale ta rangą się nie przejmuj, bo przede wszystkim jestem właśnie czarodziejem.

Na moment zamilkł, z nieznacznym uśmiechem przyglądając się Cienistej samiczce, szybko jednak nieco spoważniał – nie tyle jednak stracił dobry humor, to przymierzał się do zadania ważnego pytania. A nawet pytania bardzo ważnego; pytania, które miało dać czarodziejowi wyjątkowo interesującą dlań odpowiedź. Nawet jeśli z pozoru zdawało się ono niemalże nieważne.
– A tak właściwie to dlaczego chcesz... zostaniesz czarodziejką? – rzekł, zaś jego ślepia natychmiast skierowały się na ślepia Chaosu. Zdawał się nadspodziewanie wręcz zainteresowany odpowiedzią... choć dlaczego?
autor: Kruczopióry
28 lut 2017, 23:42
Forum: Błękitna Skała
Temat: Leszczynowy Zagajnik
Odpowiedzi: 693
Odsłony: 90689

Otworzył ślepia szeroko, zupełnie zdębiawszy, nie zdążył nawet odezwać się, gdy Tęczowa rzuciła mu się na szyje, gdy przepełniona szczęściem samica zamanifestowała swoją radość, przekraczając wszelkie wyobrażenia. Wyobrażenia nie tylko swoje, ale i Kruczopiórego. Przez dłuższy moment czarodziej Ognia stał z zupełnie rozdziawioną paszczą, dopiero po odczekaniu chwili zamrugał, dopiero wtedy do jego umysłu dotarło tak naprawdę, co przed chwilą ujrzał. Ona... Nie, to niemożliwe. Ale... Ale jednak możliwe!

– Wszystko... Jesteś wielka! – zakrzyknął i znienacka tym razem to on uścisnął Tęczę, obejmując jej szyję. – Nie wiem, jak ci się udało... ale odkąd uczę smoki, a to już wiele księżyców, nigdy jeszcze nie widziałem, jak komuś się udało. Znaczy... jak komuś udało się za pierwszym razem – zaznaczył, spoglądając nań wyjątkowo pewnie. – Masz wielki talent, moja droga, myślę, ze nie ma co zwlekać z ćwiczeniami. Żebyś jednak nabrała odrobiny wprawy... spróbujemy ruchu – podkreślił, zmrużywszy ślepia i nieco spoważniawszy, aby wywołać weń znów skupienie.

– Ruch nie różni się tak bardzo od istoty tworzenia – kontynuował – żeby zaś w ruch wprawić swoje wyobrażenie, musisz bardzo dokładnie określić, jak ten ruch powinien się odbywać. Musisz określić kierunek, i prędkość, musisz określić, jak duża siła kieruje twoim wyobrażeniem. Powiedzieć, gdzie jest cel, ruszyć go... i zatrzymać. Poza tym właściwie ruch nie różni się od zwyczajnego wykorzystanie maddary – zakończył, uraczywszy młodą delikatnym uśmiechem. – Spróbuj; jeszcze raz stwórz płomień, tym razem nakaż mu się jednak unieść nieco w górę, a następnie opaść. Skoro za pierwszym razem poszło ci tak dobrze – myślę, ze i teraz ci się uda – podkreślił, nie tracąc dobrego humoru. Po czym przystąpił do obserwacji...

...i nie tylko. po chwili, znienacka, gdy właśnie Tęcza miała skupić się na wyobrażeniu, czarodziej zaczął delikatnie tupać łapą. Cicho, rytmicznie, delikatnie uderzać nią w miękki śnieg, wywołując ciche, ale na pewno niezdolne umknąć wprawnemu uchu tąpnięcia. Czy jednak ktoś, komu idzie tak świetnie jak Tęczowej, nie powinien pozostawać niewrażliwy na dekoncentrację...?
autor: Kruczopióry
23 lut 2017, 3:25
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Srebrzysty staw
Odpowiedzi: 690
Odsłony: 113773

Brzmiało nieźle. Nawet bardzo nieźle. Piękna, wspaniała, giętka, odkształcająca się idealnie płachta, która pośle kulę Kruczopiórego w eter – wspaniale! Plan miał tylko jedną, jedyną, drobną, zupełnie niezauważalną wadę.

Nie działał.

Moc tworu czarodzieja zupełnie zaskoczyła młodego Wodnego, kula z zadziwiającą wręcz łatwością zbliżała się doń znacznie bliżej niż na cztery szpony! Zanim zdążył się zorientować, co się dzieje, doskonały twór z granitu – czarnołuski niewątpliwie włożył weń wszystko, co miał najlepsze – najzwyczajniej w świecie rozerwał materiał! Głośny trzask przeszył powietrze, a Burzowy nawet nie musiał się zastanawiać, żeby wiedzieć, co to oznacza. Tyle że już nie było czasu na reakcję!

Mógł tylko zamknąć oczy i czekać na najgorsze, mógł tylko zastanowić się, co w życiu osiągnął... i czego już nie osiągnie. Nigdy nie zostanie czarodziejem, nigdy nie znajdzie sobie samicy, nigdy nie porozmawia już ani z ojcem, ani z bratem, ani z żadnym ze swoich przyjaciół. Nie spełni żadnych swoich ambicji, czy ambicją tą było zebranie wszystkich kamieni szlachetnych świata, czy też tytuł przywódcy, czy może zwyczajne, spokojnie życie wśród Wolnych aż po kres swoich dni, gdy Ateral weźmie go w objęcia. Owszem, weźmie – ale dzisiaj. Tutaj, teraz. Natychmiast. Zginie z łap Kruczopiórego

Albo i nie.

Kula znienacka rozpłynęła się tuż, tuż nad łbem smoka, już nawet zdążył poczuć jej dotknięcie, gdy wyobrażenie zwyczajnie odeszło w odmęty zapomnienia! Najpierw była cisza. Długa, wymowna cisza... A potem prychnięcie; czarnołuski czarodziej podfrunął bliżej młodego Wodnego, kręcąc przecząco głową przez cały czas. Zatrzymał się tuż przed nim w powietrzu, tak, iż prawie się stykali, uniósł w górę łapę... i pacnął go w policzek!

– To było bardzo idiotyczne, Burzowy. Dość na dziś – stwierdził, po czym sfrunął na ziemię, zataczając w powietrzu, obszerne koło. Tam, wymownie spoglądając na ucznia, dał mu czas na wylądowanie, nim rozpoczął swoją tyradę.

– Nie słuchasz mnie ani trochę, Burzowy. Nie słuchasz mnie od początku. Nie słuchasz niczego z tego, co ja mówię – zaczął, zaś całkiem niedawny uśmiech ustąpił miejsca śmiertelnej powadze połączonej... z gniewem? – Już na wstępie powiedziałem, iż w obronie liczy się automatyzm... i co? I z każdym krokiem wymyślałeś coraz bardziej idiotyczne twory. Coraz bardziej dziwne, szalone, coraz bardziej oryginalne idee, po których od razu widać, iż nigdy ich dobrze nie wyćwiczyłeś – zaznaczył, nabierając głęboko powietrza. – Jeszcze przy wcześniejszych próbach mogłem to zaakceptować... ale czy zdajesz sobie sprawę, że gdyby mój ostatni atak był poważny, chwilę temu właśnie złamałbyś kark, a twój łeb zamieniłby się w krwawą papkę?! – wrzasnął, aż echem poniosło jego głos po całej okolicy. – Jesteś absolutnym durniem, Burzowy, dziwi mnie, iż podobni tobie upierają się na kierowanie maddarą. Mogę ci bowiem wytłumaczyć wszystko, co wiem. Mogę ci dać jeszcze tysiąc przykładów, mogę zaatakować cię tysiąc razy, mogę jeszcze tysiąc razy zadać ci rany... ale to i tak nic nie zmieni, bo kiedy ktoś użyje tysiąc pierwszego rodzaju ataku, ataku choć trochę innego od moich, i tak się pogubisz! I tak nie dasz rady! I tak wymyślisz coś idiotycznego, co w danej sytuacji po prostu nie pasuje! – wrzasnął i wziął głęboki wdech. Spuścił nieco łeb i pokręcił nim przecząco, odwracając się do adepta tyłem.

– Ile bym się nie starał i jak bardzo bym nie chciał, we władaniu maddarą jest jedno, czego nikt nigdy cię nie nauczy, Burzowy: myślenie. Myśleć musisz się nauczyć sam, w myśleniu nikt cię nie zastąpi. Teraz mogę ci dać podpowiedzi, ale kiedy wszystko dzieje się w mgnieniu oka, nikt przecież nie zdąży pomyśleć tego za ciebie. Jeżeli nie osłonisz się odpowiednio – jak wtedy, gdy w locie nie zakryłeś boku – odprysk ataku zada ci ranę tam, gdzie się jej nie spodziewasz. Jeżeli nie przewidzisz, że uderzenie wywoła hałas – ten hałas cię rozproszy, stracisz koncentrację i osłona zniknie, a ty zostaniesz trafiony. Jeżeli w sytuacji śmiertelnego zagrożenia będziesz kombinować z obroną, której nigdy dobrze nie przećwiczyłeś... zwyczajnie zginiesz – skwitował, westchnąwszy cicho. Pokręcił jeszcze raz przecząco łbem, nim znów odwrócił się do młodego.

– Nauka skończona. Powtórzenie tego samego po wielokroć byłoby bez sensu, a wszelkie nowe lekcje mijają się z celem, póki sam nie opanujesz tego, co już powiedziałem – stwierdził, spoglądając Burzowemu głęboko w oczy. – Idź i znajdź jakiegoś uzdrowiciela, przyda ci się. A kiedy wrócisz do sił, przemyśl to porządnie. I poćwicz. Mam nadzieję, że się kiedyś spotkamy na arenie... i że wówczas nie zabiję cię niechcący, bo znowu wymyślisz coś durnego. Na dzisiaj dość. Do zobaczenia... Oby.

Nie zamierzał teraz dyskutować ani przyjmować żadnych komentarzy smoka – Burzowy jak najbardziej miał się czuć zbłaźniony. Skompromitowany, głupi i żałosny. Jeżeli nie... tym gorzej dla niego. Każdy czasem potrzebuje surowej lekcji, te zaś bywają dużo lepsze, gdy towarzyszy ci poczucie winy. Dlatego też czarodziej niezwłocznie odwrócił się, rozpostarł skrzydła i wzbił się w powietrze, odlatując ku ziemiom Ognia. Jeżeli zaś Wzburzony ma coś do dodania... niech sobie krzyczy – Kruczopióry i tak będzie miał to w zadzie.

// raport MO IV i V, chyba wystarczy xP
autor: Kruczopióry
22 lut 2017, 21:39
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 81708

– Nie wiem, dlaczego nie wybrał Ognia; nie wnikałem. Był jednak dość... znanym smokiem, bardzo możliwe, że i tam szybko pojawiliby się przeciwni jemu – stwierdził, wzruszywszy przy tym barkami. – Właściwie to... ja też bym protestował – dodał, zmrużywszy ślepia. – Mniejsza jednak; to tylko przeszłość, a choć przeszłość bywa ważna, pozostanie na zawsze przeszłością. Znacznie większe znaczenie ma chwila obecna – kontynuował, znów wydawszy z siebie ciche westchnienie. I niezmiennie obserwował drzewo.

– Nie wiem, czy teraz jest wśród Wolnych ktoś naprawdę niebezpieczny – ci, których można się było obawiać, dawno już mają za sobą spotkania z Ateralem – opowiadał, ruszając się znów z miejsca. Tym razem zaczął obchodzić drzewo wokół; jego łeb raz po raz wędrował to w górę, to w dół, obserwując majestatyczny twór natury, twór, który niewątpliwie mógł budzić podziw. Wiele księżyców już przetrwał na tym świecie – pewnie o wiele więcej niż którykolwiek smok. Może nawet Oprawca nie był tak stary jak to drzewo...?

– Spotkałem raz jednego... dziwaka, prawda – dodał. – Był Wodnym, bezczelnie wlazł na tereny Ognia bez zapowiedzi i odmawiał zawrócenia, odszedł dopiero, gdy użyłem siły. Teraz jest w Cieniu i zachowuje się niekiedy... ciut podejrzanie. Ale czy jest groźny? Nie mam pojęcia; nigdy nie slsyzałem, zeby kogoś skrzywdził – stwierdził, wzruszywszy swoimi barkami. – Był tez w Ogniu takie jeden – Absurd Istnienia – który wyjątkowo mnie irytował i lubił robić zamieszanie, samemu nic nie czyniąc, ale to też raczej irytujący typ niż ktoś naprawdę niebezpieczny. Chyba już na dobre odszedł za barierę, za którą zresztą wybywał kilka razy. W gruncie rzeczy nie zdziwiłbym się, gdybym się dowiedział, że coś tego niedojdę zeżarło – podkreślił, przewróciwszy ślepiami.

– Gdybym miał wskazać kogoś, kogo rzeczywiście można się trochę bać... być może byłaby to Sombre – mówił dalej, zatrzymawszy się po okrążeniu drzewa. Stał teraz na wprost Evarisa; spoważniał i powoli przysiadł najpierw na tylne, a potem na przednie łapy, układając się wygodnie na brzuchu. Łeb zadarty, ogon ułożył wzdłuż ciała, wpatrując się teraz w młodego uważnie. – Znam ją od pisklęcia, uczyła mnie kilku rzeczy... ale nie były to lekcje przyjemne. Lubi powtarzać, ze stado jest ważniejsze od wszystkiego, zdaje się też bardzo, ale to bardzo zadufana w sobie. I ma... specyficzne poglądy; nawet mimo faktu, że różnimy się całkowicie i zdecydowanie nie darzy mnie sympatią, nie podniosłaby na mnie łapy tylko i wyłącznie dlatego, że jestem Ognistym, a więc formalnie mamy sojusz. Lubi powtarzać, jak bardzo nienawidzi Wodnych i Ziemnych... wiec uważaj na nią, gdybyś ją spotkał – zaznaczył, zmrużywszy ślepia. – Jeżeli jakaś samica przedstawi ci się jako Sombre albo Przedwieczna Siła, lepiej jej nie drażnij; nie jestem pewien, czy ręczyłaby za siebie w podobnych okolicznościach – zakończył, westchnąwszy jeszcze raz. I jeszcze raz odwrócił wzrok ku drzewu.

– Może i jeleni – skomentował, uśmiechając się. – Albo krowi – dodał, parsknąwszy cicho śmiechem. – Maddara... Może i to prawda, że jej twory są nietrwałe i tymczasowe. Ale przecież na tym polega sedno marzeń: marzymy o czymś, czego nie możemy mieć, zaś maddara... pozwala to mieć choć na chwilę, czyż nie? – zaznaczył, zadzierając łeb ku koronie drzewa. – Właściwie to czy wszystko nie jest tymczasowe, prędzej czy później znikając? Na przykład... czy i prastare drzewo nie zakończy kiedyś swojego żywota? – zapytał, przyjrzawszy się mu jeszcze raz uważnie. – Kiedy potrzebujemy płomienia, aby się ogrzać, zazwyczaj jest nam konieczny tylko na chwilę, co więcej, taki maddarowy łatwiej zabrać ze sobą niż prawdziwy. Światło... trudno znaleźć w środku ciemnej groty. A kiedy chcesz rzucić w kogoś śnieżką, zdecydowanie wystarczy nieprawdziwa – podkreślił, wyszczerzywszy kły. – Tak samo podczas walki: aby zabić drapieżnika albo ochronić się, potrzebujemy wyobrażenia na moment. Chyba głupio wyglądałbym, tachając ze sobą kamień służący do ochrony, prędzej bym padł ze zmęczenia niż od raz zadanych przez przeciwnika – zwrócił uwagę, jeszcze raz zaśmiawszy się głośno. I odwrócił wzrok ku młołodemu. – Szkoda tylko, ze Nauczycielowi nie można płacić maddarowymi kamieniami – zaznaczył, przewróciwszy ślepiami. – Dlatego sam ich często szukam; można powiedzieć, że pośrednio kamienie czynią mnie silniejszym – podkreślił. I spoważniał. – Silniejszym, aby lepiej bronić swoich przyjaciół, kiedy pojawi się zagrożenie.
autor: Kruczopióry
22 lut 2017, 0:28
Forum: Błękitna Skała
Temat: Leszczynowy Zagajnik
Odpowiedzi: 693
Odsłony: 90689

– Cóż, ja jestem Kruczopióry, a jednak nie mam ani jednego pióra – skomentował czarodziej, przewróciwszy ślepiami. Uśmiech z jego pyska nie schodził nawet na moment. – I rozumiem, że czasem nie tak prosto przełamać bariery... myślę jednak, że jest to warte. W końcu nieopowiadanie historii wcale nie sprawia, że tej historii nigdy nie było, nieprawdaż – dodał, mrugnąwszy porozumiewawczo ślepiem. Na tym jednak komentarz zakończył – oto bowiem młoda musiała skupić się na lekcji. A to nie takie proste, gdy trzeba wciąż rozmawiać!

– W porządku – rzekł czarodziej, skinąwszy łbem, gdy Tęczowa opowiedziała mu o wyobrażeniu. – Miej ten płomyk w głowie cały czas; to ważne, inaczej maddara nie zadziała. I jeszcze raz zamknij oczy. Teraz będzie trudniej – zaznaczył. Jego wyraz pyska stał się nieco poważniejszy, nie jednak dlatego, iż stracił dobry nastrój – odrobina powagi zwyczajnie pomagała w zapanowaniu nad sobą podczas nauki. Wprawdzie niejeden raz już wręcz umyślnie rozpraszał uczniów... ale to... później?

– Poczuj swoje ciało – kontynuował tłumaczenie. – Poczuj każdy swój włosek, nawet najdrobniejszy, poczuj swoje łapy, swój łeb i swoje wnętrze. Poczuj, jak twoja krew przelewa się żyłami z jednego miejsca na drugie, jak płuca raz po raz napełniają się, aby zaraz wypuścić powietrze, jak głowa raz zdaje się ciążyć, a raz zdaje się lekka niczym liść. Gdzieś... będziesz miała źródło – opowiedział, w pełnym już teraz skupieniu obserwując młodą. – Musisz to źródło odnaleźć sama, musisz je poczuć, poczuć energię, która z niego wypływa, rozpraszając się po ciele. Niektórzy to źródło znajdowali w głowie, niektórzy w sercu, niektórzy w skrzydłach... a niektórzy nawet w śledzionie – podkreślił, parsknąwszy cicho śmiechem. – Gdy zaś poczujesz miejsce, z którego napełnia cię magia, musisz tę magię skierować. Musisz wyobrazić sobie, jak ta magia ze źródła pokoju drogę do płomyka, jak powoli, trzymając się dokładnie wyznaczonej ścieżki, przemierza trasę. Płomyk zaś powinien się okazać czymś w rodzaju naczynia: gdy już maddara do niego dotrze, zacznie go powoli, stopniowo napełniać, aż wreszcie wyobrażenie stanie się pełne i znajdzie swoje miejsce w rzeczywistości. Ale uważaj! – ostrzegł, zmrużywszy ślepia. – Aby maddara zadziałała, musisz być w swoich działaniach bardzo, bardzo dokładna – energia bowiem, która nie zna swojej drogi, rozprasza się i ginie w powietrzu, znikając raz na zawsze. Spróbuj – zachęcił, uśmiechając się nieznacznie. Jednocześnie zaś Tęczowa mogla poczuć, jak płomień czarodzieja znika – musiał bowiem uczynić meijsce dla nowego tworu.
autor: Kruczopióry
21 lut 2017, 2:24
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 81708

Tak – drzewo zaczynało być widać. Wielka, potężna, choć goła o tej porze korona majestatycznie górowała nad lasem, nawet mimo niepełnego piękna wyróżniając się wyraźnie spośród wszystkich innych. Czarodziej zatrzymał się i zadarł łeb w górę; uśmiechnął się, przytakując, na moment zamilkł, kontemplując tego tworu natury. Zaraz jednak powrócił do rozmowy z Evarisem.

– Nie dziwię się, że matka ci o tym nie opowiadała – ja mogę powiedzieć tylko tyle, że wcale nie jest taka, jaką może się wydawać – zaczął, odwróciwszy wzrok ku Evarisowi, przy czym znowu zmrużył ślepia. – Wiele smoków na pierwszy rzut oka wydaje się... przyjaznych, miłych, ale gdy je poznasz dobrze, dowiesz się o ciemności, jaka kryje się w ich sercu. Uważaj na nią; jakkolwiek już dawno nie słyszałem, aby wyrządziła komuś krzywdę, nigdy nie wiadomo, czy nie obudzą się w niej dawne demony – podkreślił, mruknąwszy nieprzyjemnie. – Zresztą nie ze mną jednym zadarła, ale i z całym Cieniem, robiąc sobie kłopotów. Nie żebym nienawidził jej tak, aby chcieć ją skrzywdzić... – mówił – ...ale jeżeli ktoś inny to uczyni, nie będzie mi jej specjalnie żal. Zaufaj mi: zasłużyła – podkreślił, westchnąwszy,. I znów spojrzał przed siebie, na pień drzewa, tym razem przyglądając się uważnie starej, spróchniałej, ale dzięki właśnie zmarszczkom pięknej korze.

– Twój dziadek... uchodził swego czasu za największego kłamcę Wolnych Stad – kontynuował, nie mając zamiaru oszczędzać młodemu wstydliwego dlań wątku. Choć dlaczego miałby być to wątek wstydliwy...? Przecież Strzegący odpowiadał za swoje czyny – nie za czyny dziadka! – Był hipokrytą – z jednej strony głosił, iż Wolne Stada należy z jednoczyć, a w tym samym czasie mówił, że należy zniszczyć Cień, jako szkodliwy. Zjednoczyć przez zniszczenie? Toż to żadne zjednoczenie, to demonstracja siły! – niemal zakrzyknął, czemu towarzyszyło parsknięcie śmiechem. – Niektórzy jednak mu uwierzyli: został przywódcą Stada Życia, ci zaś, co się na nim poznali, odłączyli się, tworząc Wodę, do której dziś należysz. Ci, którzy nie poznali się na nim od razu... poznali się póxniej – kontynuował, lekko wzruszywszy barkami. – Wypędzono go ze stada, a twój dziadek skończył – co za ironia! – w Cieniu. W stadzie, które sam chciał wcześniej zniszczyć; oczywiście tłumaczył to "poznaniem wroga od środka" czy jakoś tak, ale wątpię, aby mówił prawdę. Raczej chodziło o to, że tylko tam ktoś go chronił. W gruncie rzeczy sam nie wiem, dlaczego ówczesny przywódca chciał go przyjąć... Dwuznaczna Aluzja, która rządziła po nim, zdecydowanie Słowa nie darzyła sympatią – podkreślił, zmrużywszy ślepia. I starał się we łbie poukładać fakty, których za życia już nabierał wiele... z bardzo wielu źródeł.

– Jedno warte drugiego, oboje byli żałośni i dobrze, że już nie stąpają po tych ziemiach. Nie wiem, skąd dokładnie wziął się ich konflikt, ale wiem, że do eskalacji doszło po ich pojedynku. Słowo oskarżał Aluzję o próbę zabicia go, Aluzja Słowo – o sprowadzenie pomocy do honorowego starcia, czego czynić nie powinien. Bardzo możliwe, że... dzięki temu konfliktowi dziś żyję – kontynuował, przewróciwszy oczami. – Na swojej ceremonii na adepta, gdy należałem jeszcze do Cienia, wyraziłem poglądy... trochę niezgodne z poglądami Aluzji. W szczególności nie akceptowałem zabijania w imię stada ani ślepego słuchania nawet głupich rozkazów. Aluzja prawdopodobnie zabiłaby mnie, twoja mam zaś właśnie wtedy mnie torturowała... ale był tam też Słowo Prawdy. Słowo Prawdy, który wiedział, że zabicie niewyszkolonego pisklęcia to poważne przestępstwo, które pogrąży Aluzję. Przypuszczam, że właśnie dlatego zostałem wówczas wypuszczony, a twój dziadek ukarany. Trochę też dzięki... swojemu ojcu – stwierdził, nagle wzniósłszy oczy ku niebu. I westchnąwszy; tak, choć był dziwny... dobrze go wspominał.

– Tutaj wracamy do zwyczajów na ceremonii – rzekł, kierując wzrok ponownie na Evarisa. – Zwyczaje Ognia nie różnią się w tej materii od zwyczajów innych stad – ja poprosiłem ojca o wybranie imienia dlatego, że był dla mnie kimś szczególnym. Dlatego, ze tamtego dnia... wstawił się za mną. I dlatego, ze wiem, że naprawdę mnie kochał – podkreślił, a jego głos lekko zadrżał. Tak, Wirtuoza, choć lepiej pamiętał go jako Koszmarnego... nie było już wśród Wolnych.

– Słowo Prawdy zaś ostatecznie opuścił i Cień, zostając samotnikiem. Nie jestem pewien, jak skończył, choć zgaduję, że zdechł samotnie, bez nikogo przy sobie. opuścili go wszyscy... i dostał to, na co zasłużył. Ateral po każdego prędzej czy później przychodzi – zwrócił uwagę, znów zmrużywszy ślepia. I jeszcze raz odwrócił wzrok, tym razem skupiwszy się na korzeniach drzewa. Na pięknych, głęboko wkopanych w ziemię, wijących się na wszystkie strony korzeniach, które swą zawiłością tworzyły fantazyjne kształty.

– Hmmm... Jak myślisz, też ci wydaje, że ta forma przypomina smoczy łeb? – zapytał, uśmiechnąwszy się i wskazawszy łapą na jeden z odrostów prastarego drzewa. – Tak, szukanie piękna to... dobry cel w życiu. Warto je dostrzegać w otaczającym świecie – kontynuował. Co zaś zadziwiające, po nastroju smoka sprzed chwili, gdy opowiadał o historii Słowa i Apokalipsy, nie było już nawet śladu! – Ja zawsze najwięcej piękna dostrzegałem jednak w maddarze; w mocy przeobrażania wyobraźni w rzeczywistość. Czy nie wydaje ci się, że taką moc można by nazwać mocą... spełniania marzeń? – podkreślił, nagle znów spojrzawszy na młodzieńca, tym razem jednak było to spojrzenie nie poważne, lecz pełne dobrego humoru. – Bo takie wyobrażenie to tak jakby marzenie – przelewasz energię... i ono się spełnia, nieprawdaż?
autor: Kruczopióry
21 lut 2017, 0:26
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 81708

– Stratowała mnie, biegnąc – skomentował kwestię krowy czarodziej, krocząc powoli obok Evarisa. – Nie wiem, skąd się wzięło u niej takie zachowanie, stąd podejrzewam duszka; o ile bieg sam w sobie można jeszcze wytłumaczyć, o tyle trudniej wytłumaczyć fakt, iż próbowała walczyć dalej, nie zaś uciekać. Na szczęście potem rozprawiłem się z nią szybko – dodał, mrugnąwszy porozumiewawczo ślepiem. I spokojnie wysłuchiwał tego, co młody miał mu do powiedzenia.

– Pewnie gdybym nie zmienił imienia, nic by się nie stało, ale tak, mam też przywódcze imię – kontynuował, patrząc przed siebie, na rozpościerający się wokół las. – Buchający Płomień – tak mnie określił wówczas mój przybrany ojciec. I takie właśnie imię obrałem, choć osobiście wolę się nazywać Kruczopiórym, jak zawsze. Bo uważam, że to nie imię świadczy o smoku, nie stado ani nie jego rodzice; o smoku świadczy to, czego sam ten smok dokonał. Ja sam nie mam poczucia, żebym dokonał wiele, choć wciąż nad tym pracuję – podkreślił, wyszczerzywszy nieco kły. Drzewo zaś powoli zbliżało się...

I jak Evaris wcześniej podejrzewał, nawet jeśli nie to konkretnie miał na myśli, czarodziej niekoniecznie wszystko to, co zostało powiedziane, odebrał pozytywnie. Na wzmiankę o rodzicach wzdrygnął się; zmrużył ślepi i zatrzymał kroki w pół, nagle przeniósłszy spojrzenie wprost na młodego Wodnego. Przez moment przypatrywał mu się bacznie, jakby trochę zagadkowo, czy jednak młody mógł być winien, iż nie wiedział? Czy jednak w czymś jest wina Evarisa, iż ten... nie o wszystkim słyszał?

– Nie byłbym taki pewien co do prawości twojej mamy – stwierdził nadspodziewanie poważnym tonem. – Przypuszczam jednak, że nie opowiadała ci o tym, jak mnie torturowała, gdy byłem pisklęciem. I nie wspominała, że zabiłaby mnie, gdyby ówczesna przywódczyni Cienia wydała taki rozkaz – podkreślił, mruknąwszy nieprzyjemnie. – Nie wiedziałem, że jest w związku z Cichym Potokiem; dziwi mnie to trochę, bo o nim mam jak najlepsze zdanie, a i wiem, iż swego czasu był jednym z tych, którzy poznali się na Słowie Prawdy... czyli ojcu twojej matki, co zabawniejsze. Mniejsza o to jednak; nie rodzina się liczy, a to, czego każdy sam w swym życiu dokonał – dodał... i znów skierował łeb przed siebie, powoli wznawiając marsz. – Myślałeś już o tym, Strzegący Kolcu, jaką rolę chciałbyś pełnić wśród smoków? I czy towarzyszą ci jakieś... marzenia?

Wyszukiwanie zaawansowane