Znaleziono 54 wyniki

autor: Lisi Kolec
07 mar 2016, 18:56
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 91223

Rudy skrzywił pysk w grymasie. Lepiej spać, czy cierpieć katusze? Z resztą, co to za pytanie... i tak nie zdoła zasnąć z tak obolałym tyłkiem.
~
Tiaaa... słyszę, żyję, czuję... ~ Ta droga komunikacji jest lepsza nie tylko z powodu jakiegoś zdarcia sobie gardła – jego płuca ledwo wtłaczają i wytłaczają z siebie powietrze, więc tym bardziej trudno mu będzie wypowiedzieć jakiekolwiek słowa.
Lis był zmęczony... nie mówimy tutaj jedynie o fizycznym zmęczeniu, ale także i psychicznym. Zdanie, jakie przed chwila dotarło do Kruczopiórego, było po prostu przekazaniem informacji – Młody nawet nie myślał, by zadbać o jego przyjemny wydźwięk.

Otworzył oczy, by zerknąć na smoka. Ten akurat patrzył w jego stronę, zapewne by sprawdzić, jak się trzyma. Rudy nie miał jakoś szczególnej ochoty na niewerbalną komunikację – jedyne co zrobił, to ledwo widoczne kiwnięcie głową.
Łagodne kołysanie się siatki było całkiem odprężające, jednak mimo wszystko sznurki ocierały się delikatnie o rany, nie dając Lisiemu ani chwili spokoju.
~
Noooo... w sumie przydałoby się.
autor: Lisi Kolec
06 mar 2016, 22:20
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 91223

" To... to było szybkie. Szybsze niż myśli, niż ich zaczątek, niż cokolwiek! Rudy skulił łeb. Na jego pysku wyrysowana była jakaś mieszana ekspresja. Stał ze zmarszczonym czołem i zaciśniętymi powiekami, dryfując gdzieś pomiędzy "Co się tak właściwie stało?" a "Jaką mamy dziś ładną pogodę!". Gdy w końcu zaczął kontaktować, poczuł, że oblepiła go dziwna substancja o konsystencji smarków. Wstrząsnął mimowolnie całym ciałem i z przymrużonymi oczyma zerknął, by zbadać pobojowisko. Tarczy nie było, nie było też ran. Był tylko brud, i to na jego futrze!
Z początku jakby nie zdawał sobie sprawy, że ciemnoszara maź jest jego sprawką – wpatrywał się z nią z obrzydzeniem. "Jakbym chciał, żeby to ze mnie zlazło..."
Jakież było wielkie zdziwienie, kiedy ciecz "zlazła", a tak właściwie rozlała się po śniegu. Rudy otworzył szerzej ślepia, po czym je przymknął... następnie znowu otworzył i znowu przymknął. Maź wyparowała na żądanie.
Emmm... w sumie... – Mruknął, odwróciwszy się w stronę Kruczopiórego.
Co się tak właściwie wydarzyło?
Odpowiedź przyszła natychmiast – w przeciwieństwie do jego gotowości na wszelkie niespodziewane niespodzianki Kruczego. Jednak nie jest tak dobry w odczytywaniu jego intencji... Trudno mu było też zareagować prawidłowo na nagły "atak", tym razem w łagodnym wydaniu. Powinien cofnąć głowę, przymknąć ślepia... cokolwiek! A on nic – gapi się, nawet nie w oczy, a w jakąś przestrzeń, nie wiadomo gdzie.
Lis nie byłby lisem, gdyby... no właśnie...
Rudy otworzył szerzej oczyska, uaktywniając nowe emocje. Powróciło to, co przed chwilą było zakryte przez skołowanie. Podekscytowanie.
Pewnie tak... choć ja jestem z tych zimnokrwistych. – Odpowiedział, uśmiechając się drapieżnie. To może być zabawne!
Uważnie obserwował każdy krok Kruczego – między innymi ze względu na ostrzeżenie, jakie otrzymał z jego strony. Dlatego też spiął się nieco, ujrzawszy gest niezwykle podobny do tego, który ostatnio zwiastował coś niepokojącego. To nieco przerażające, że Kruczy potrafi wywrzeć na niego taki wpływ...

Lis kiwnął głową z niezwykle poważną miną. Skupienie, skupienie, skupienie... Kruczy dobrze dobierał dla niego ćwiczenia! Jako że nie była to jego mocna strona, trochę się pewnie jeszcze z tym pomęczy.
Rudy westchnął cicho. Nie znał się za bardzo na gazach, szczerze powiedziawszy, prawdopodobnie pierwszy raz usłyszał takie pojęcie! Z wypowiedzi jego nauczyciela, jednak dało się co nieco wywnioskować. Gaz unosi się w powietrzu, może mieć zapach, lecz ten konkretny go niema... a skoro nie może go zobaczyć... jest bezbarwny! I tyle chyba wystarczy, by pojąć co dzieje się wokół niego.

To zadanie wymagało wytrenowania nowej umiejętności – wyczuwania maddary przeciwnika. Jak dotychczas twory Kruczopiórego były widoczne i w dodatku namacalne. Wtedy też wyczuwał pewne osobliwe sygnały, ściśle powiązane z powstaniem czegoś magicznego – jednak jaki to był zmysł? Żaden węch, żaden słuch, żaden wzrok, a tym bardziej smak! Jeśli chodzi o dotyk, można by było się jeszcze zastanowić... chociaż? To było coś w stylu drgań, impulsów.
Impulsy i drgania...
Rudy zamknął oczy. Brwi zmarszczył jak należy, sięgając do głębi umysłu. Istotnie czuł jakiś podejrzany szmer za jego plecami, jednak określenie czym owy gaz jest, było naprawdę trudnym zadaniem. Za pomocą jakiegoś dziwnego zmysłu starał się badać tor ruchu niewidzialnej mgły. Jakby tu wniknąć w jego strukturę... jak nauczyć się okiełznać jego moc?
Gaz początkowo nie miał szczególnie wielkiej objętości, jednak z czasem zajmował coraz więcej miejsca. Lis potrafił wyczuć mieszanie się maddarowego metanu i powietrza – oba gazy cicho walczyły o terytorium. Prawdopodobnie to świadczyło o ich wybuchowym temperamencie...
Sam nawet nie wiedział, jak udało mu się "skopiować" ów gaz. Coś instynktownego, jeszcze niedokońca okiełznanego mu to umożliwiło. Uaktywnił się tajemniczy zmysł, który pozwalał mu "czytać" z maddary, jak z książki...
Tak więc mamy do czynienia z bezbarwnym, bezwonnym, lżejszym od powietrza cichym zabójcą. Rudy uśmiechnął sie szeroko – udało mu się przed czasem! To całkiem spore osiagnięcie, zważywszy na to, że w poprzednim zadaniu nie do końca mu wyszło...

Lis kiwnął głową w kierunku Kruczego i kłapnął ostrzegawczo zębami. Czas zacząć!
Obrócił się w miejscu tak, aby wzrokiem odnaleźć idealne miejsce na wybuch. Wybrał sobie miejsce, oddalone od nich na ogon, maksymalnie do półtorej ogona – idealnie dla oglądania zjawiska z pierwszego rzędu!
Mimo iż płomień jeszcze się nie pojawił, jego błysk wyraźnie odbił się w oczach Rudego. W jego wyobraźni natychmiast pojawił się potężny ogień, jednak, po wzięciu głębokiego oddechu, zmalał do wielkości iskierki – nie chciał w końcu doprowadzić do pożaru całego lasu. Choć znając jego szczęście – pewnie prędzej przypali sobie ogon, niż spali jakiekolwiek drzewo.
Skupisko gazu pojawiło się nisko nad ziemią. Niczym kiełkująca roślina, metan piął się do góry, w ciągu kilku sekund zwiekszając swoją objętość tak, by stworzyć wybuchowa mieszankę. Bezbarwny, bezwonny gaz, zgodnie z planem, zmieszał się z powietrzem. Jednak w planie Rudego nie wszysto okazało się być dopracowane. Tuż przed zapłonem, coś poszło nie tak...
Chmura została wzruszona przez wiatr, a co za tym idzie? Wybuchowa mieszanka zbliżyła się do swojego stwórcy. Jednak co z tego, skoro Kruczy nad wszystkim panuje?
Iskierka w ruch!

Wybuch z początku nie wyglądał zbyt imponująco. Iskierka podpaliła metan w miejscu, w którym miał się pierwotnie skumulować. Nie było go tam zbyt wiele, ale mimo wszystko ogień pojawił się... tyle, że...!
Lis nawet nie mógł nawet porządnie wkurzyć się na mizerny efekt swojego magikowania. Całe szczęście nie zdążył również zareagować, spoglądając w bok – skutek mógłby by być nieodwracalny...

Coś huknęło, tak po prostu, niespodziewanie. Zaczęło mu niemiłosiernie piszczeć w uszach. Kątem oka dostrzegł błysk – a właściwie nawet nie zdążył go dojrzeć, bo jego ślepia natychmiast się zamknęły. Dalej już wszystko działo się poza jego świadomością. Czy to on sam nie chciał już uczestniczyć w tej katastrofie, czy też jakiś kamień, będący odrzutem eksplozji napotkał jego łeb na swojej drodze. Prawdopodobnie ostatnią rzeczą jaka poczuł, był piekący ból. No i... to chyba wszystko..."


(...)
Obudził go niepokojący dreszcz. Było mu jakoś zimno... nie jakoś... trząsł się straszliwie! Pewnie od razu poczuł by piekący ból, gdyby nie to, że rana po oparzeniu była bezustannie chłodzona. Nie mógł jednak powiedzieć, że nic nie czuł. Czuł każdą część swojego ciała. Poobijane, ponacinane. W dodatku jego oddech był niezwykle płytki. Na tym etapie nie obchodziło go zbytnio gdzie jest, wszystkie te bodźce otępiały mu umysł. Jednak stan ten nie trwał zbyt długo, bo w końcu naturalne jest, że pierwszą rzecza, jaką robi sie po przebudzeniu, jest otwarcie oczu!
Oj pożałował otwarcia ślepi, bardzo bardzo pożałował... Nie dość, że ze strachu niepotrzebnie się przewentylował – co przy tym płytkim oddechu mogło niejednego przerazić – to jeszcze coś znienacka zaatakowało go, pozbawiając w ten sposób wizji na jedno oko. Normalnie, w panice, pewnie zacząłby się szamotać, jednak rany szybko przypomniały mu o tym, że to nie jest zbyt dobry pomysł.
Spójrzmy na to trzeźwo – Rudy jest w siatce, nie widzi na jedno oko, jest poharatany, dynda sobie w powietrzu i z trudem oddycha. Brzmi kiepsko... nawet bardzo kiepsko... jednak co jeśli...?
Lis warknął, choć było to bardziej zduszone sapnięcie. Mrugnął kilkukrotnie, by pozbyć się ciała obcego, utrudniającego mu wizje. Czarny smoczy brzuch i coś, co z początku wydawało mu sie być mroczkami przed oczyma. Zmarszczył nos i opadł bezwładnie na siatkę. Niech będzie... powiedzmy, że już co nieco rozumiem...
autor: Lisi Kolec
27 lut 2016, 1:08
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 77383

Lis rzeczywiście poczuł lekkie mrowienie w łapach. Lądowanie, w przypadku lotu, wygląda jednak nieco inaczej – tutaj z całym impetem opadł na łapy... warto je pewnie nieco ugiąć po wylądowaniu.
Nie, nie... Nic mi nie jest... – Mruknął do samiczki kręcąc przecząco głową.
Po tym jak Wrzos odwróciła od niego wzrok, ruszył powoli za nią, rozprostowując przy tym palce u łap. Mrowienie ustało, ale no... warto następnym razem uważać. Podniósł wzrok do góry, by określić położenie pisklaka, lecz, ku jego zdziwieniu, nagle znalazła się całkiem spory kawałek dalej. Otworzył szerzej oczyska, po czym natychmiast je zmrużył, oślepiony bielą śniegu. Potrząsnął energicznie łbem i podbiegł do pisklaka.
No to co tym razem? – Powiedział. Nie musiał czekać długo na odpowiedź, co z reszta wcale go nie zaskoczyło. Mimo iż mała z trudem sklecała zdania, całkiem dobrze szło jej objaśnianie poszczególnych zadań.
Młody kiwnął samiczce łbem, uśmiechając się krzywo, na myśl o twardym lądowaniu. Tym razem nie chciałby popełnić tego błędu...
Spojrzał na skałkę – nie była zbyt wysoka. Mógł swobodnie zobaczyć, czy nie znajdzie za nią żadnej nadprogramowej niespodzianki. Ale czego miałby się spodziewać? Przecież nie uczy go Kruczopióry...
Lis przerzucił ciężar ciała na tylne łapy, przednie opierając na kamieniu. Była to swego rodzaju przymiarka, tak dla pewności. Skoro już mniej więcej wiemy co i jak, to czas się ustawić! Rudy stanął z powrotem na wszystkich czterech łapach i cofnął się kawałek do tyłu. Skałka była niska, więc wskoczenie na nią nie wymagało zbyt dużo siły.
Czas na przyjęcie pozycji! Łapy ugięte, skrzydła przy ciele, łeb i ogon w jednej linii, szyja wyciągnięta do przodu. Ruda kita uniosła się nieco do góry, jednak tym razem od razu na odpowiednią wysokość.
Rudofutry spojrzał na skałkę – aby na nią wskoczyć, będzie musiał wybić się nieco bardziej... płasko? No coś w tym stylu... Młody przeniósł ciężar ciała na tylne łapy i powiercił się chwilę w miejscu w ramach przygotowania się do skoku. Teraz był skierowany w kierunku skały w taki sposób, by po delikatnym łuku wylądować na jej szczycie.
Wybił się delikatnie z przednich łap, podkurczając je delikatnie, jednak nie tak bardzo jak wcześniej – w końcu za chwilę będą potrzebne. Zaraz po nich odbiły się tylne łapy, po czym siła tego odbicia przeszła na tułów. Sylwetka rozciągnęła się nieco do przodu, po tym jak wszystkie kończyny straciły kontakt z podłożem. Ogon lekko opadł ku ziemi, jednak zgrabnie, nie dotykając jej. Skok był krótki, tak więc chwile po wybiciu przednie łapy zaczęły się rozprostowywać, aby opaść – tym razem delikatniej – na powierzchni skałki. Tylne łapy natychmiast nadgoniły przód, sprawiając, że smok zgiął się z powrotem w łuk. Najpierw przednie łapy dotknęły skałki – oczywiście lekko się przy tym uginając – a następnie dostawione zostały tylne łapy. Nieco nim zachwiało, ale na szczęście nie udało mu się zlecieć. Gdy w końcu złapał równowagę, ustawił się nieco wygodniej – tak jak należy podczas wykonywania skoku. Niemal natychmiast wybił się, by zeskoczyć ze skałki i zgodnie z radą – nie mierzył wysoko.
Najpierw łapy przednie, potem tylne. Z lekkim odepchnięciem ogona smok wybił się w powietrze i rozciągając nieco sylwetkę w locie. Przeleciał kawałek, zanim wylądował na ziemi. Tak jak przy poprzednim lądowaniu przednie łapy rozprostowały się i wyciągnęły do porzodu, przygotowując się na kontakt z podłożem. Tym razem jednak tylne łapy dużo szybciej nadgoniły przednie – przy skoku z wysokości lepiej jest rozłożyć ciężar na cztery łapy. Ugięcie łap przy lądowaniu pozwoliło mu zniwelować nieco siłę, z jaką uderza w ziemię. I tak oto nagle pojawił się po drugiej stronie kamienia. Wszystko zdawało się być strasznie intuicyjne – jakby powtarzał schematy, z których wcześniej nie potrafił wykorzystać, przez to, że nie były odpowiednio poukładane.
Rudy uniósł wyżej łeb, wyciągając szyję tak, by zobaczyć małą Wrzos.
Było dobrze? – Zakrzyknął.
autor: Lisi Kolec
19 lut 2016, 17:53
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 77383

Rudy zmarszczył nos i posłusznie wykonał polecenia Wrzosu. Jego ogon opadł nieznacznie, a mięśnie od razu się rozluźniły. To właśnie wysoko uniesiona ruda kita była przyczyna spięcia całego ciała. Lis jeszcze odrobinę poprawił ułożenie łap, korzystając z tego, że już nie musi się na nich tak mocno opiera i zerknął na małą.
Starał się nie śmiać, choć było to niezwykle trudne w tym przypadku. Wrzos była bezradna wobec potoku słów, które pojawiły się w jej głowie. Ale mimo wszystko jej zdania jakoś brzmiały!
Hymmm... myślę, że wiem o co ci chodzi. – Dodał, choć prawdopodobnie wcale nie był przekonany, czy rzeczywiście wszystko jest jasne. Zmarszczył lekko czoło przypominając sobie, jak mniej więcej skok wygląda i na co trzeba zwrócić uwagę.
Młody skierował spojrzenie z powrotem przed siebie. Nie zastanawiał się jakoś specjalnie długo, jaką część ciała należy zaangażować w skok, ale za to przed samym wyskokiem kilkukrotnie poprawił swoją pozycję. Łeb wycelował pod kątem, w kierunku nieba – tuż przed wybiciem ugiął mocniej przednie łapy, by móc mocniej wypchnąć się do góry. W pogotowiu przygotowane były również tylne łapy, dzięki którym podczas skoku uzyska odpowiednią wysokość.
Jego ciało wystrzeliło w górę, przednie łapy lekko się podkuliły, łeb maksymalnie wyciągnął się do góry, skrzydła cały czas trzymały się na swoim miejscu. Tylne łapy straciły kontakt z podłożem wybijając całe ciało do góry. Ogon ani na moment nie zetknął się z ziemią – Lis wykorzystał go jako dodatkowy "napęd", poprzez szybkie machnięcie.
W pewnym momencie wyskoku, jego ciało zaczęło powoli przechodzić w kształt łuku. W tym tez momencie przednie łapy zaczęły wyciągać się w kierunku ziemi, łeb skierował się w dół, tylne łapy przykurczyły się, a ogon biegł swobodnie za ciałem, w niczym nie przeszkadzając. Tuż przed lądowaniem – mniej więcej tak jak podczas lotu – uniósł łeb tak, aby ustawił się równolegle względem ziemi, nadstawił przednie łapy w taki sposób, by bez problemu mogły się zetknąć z ziemią, dosłownie chwilę po tym dokładając łapy tylne. Ogon pozostał uniesiony w górze, tak, aby podczas lądowania nie łupnął w ziemię.
autor: Lisi Kolec
15 lut 2016, 23:21
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 77383

Wrzos... całkiem ładne imię. Trudno powiedzieć czy ten fioletowy kwiat podpasowuje się pod tą specyficzną, pisklęca urodę, ale z pewnością brzmi nieźle!
Lis kiwnął swojej rozmówczyni głową. Generalnie świetnie mu się trafiło z tą nauką! Nawet nie wyczuwał nic szczególnego w tym, że uczył go pisklak, bo zaraz on pokaże małej co potrafi!
Nie ma sprawy! – Odpowiedział szczerząc wesoło zębiska. Przebywanie z pisklakami robiło z niego pisklaka, ale dzieki przynajmniej dobrze się dogadują!

Młody cofnął się nieco od samiczki i przechylił łeb, uważnie przypatrując się jej pozie. Już kiedyś takiego przerabiał... pozycja właściwie dokładnie taka sama jak do biegu.
Rudy stanął w delikatnym rozkroku i przycisnął skrzydła do pleców. Ustawił łeb i ogon w jednej linii, po czym ugiął łapy. Szyję wyciągnął do przodu nieco ją opuszczając, zaś ogon, wedle wskazówki, uniósł do góry wyżej, jak gdyby unosił w pozycji startowej do biegu. Na koniec jeszcze nieco poprawił się z ugięciem łap schodząc najniżej, jak tylko potrafił, by nie dotknąć brzuchem śniegu.
Coś takiego, nie? – zwrócił się do swojej małej nauczycielki.
autor: Lisi Kolec
15 lut 2016, 22:07
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 77383

Lis zaśmiał się cicho – czyżby udało mu się połaskotać małą piórem po nosie? Złożył powoli skrzydła, by nie wyrządzić już więcej żadnych szkód i obrócił się przodem do pisklaka.
Naprawdę!?! – Wykrzyknął z olbrzymim entuzjazmem na słowa białołuskiej. Nieco się tym wybuchem zmieszał. Uśmiechnął się krzywo i uspokoił swój mimowolny odruch w postaci merdania ogonem.
...ekhem... znaczy... było by fajnie... tak myślę... – Wybełkotał niezdarnie pokładając długaśne uszy.
Nie udało mu się jednak okiełznać radości – ogon zaczął na nowo majtać się w te i wewte, uszy powróciły do dawnej pozycji a na pysku pojawił się szeroki uśmiech.
A właśnie...! Jestem Lisi Kolec, mów mi Lis! – To była pewnie całkiem ważna informacja... będzie im się łatwiej rozmawiało.
Lis już się odwrócił, już chciał zachęcić smoczycę do wspólnego treningu, gdy we łbie coś mu zaświtało! Zatrzymał się w pół kroku, odwrócił łeb i łypnął na samiczkę ze zmarszczonym czołem.
Może najpierw ty zaczniesz? Myślę... znaczy się... – Młody podrapał się delikatnie po brodzie, by dać sobie chwilę na przemyślenie sprawy i pewnie tez po to, by przypomnieć sobie jak używa się aparatu mowy.
Jeśli nauczysz mnie skakać, to... będziemy mogli pobawić się w wzbijanie się do lotu z miejsca! – Uśmiechnął się szeroko i kiwnął łbem, jakby chciał potwierdzić przed chwilą wypowiedziane przez siebie słowa.
autor: Lisi Kolec
15 lut 2016, 21:18
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 77383

Młody mrugał, z resztą całkiem intensywnie – z niedowierzania. Kto by pomyślał, że ten pisklak tyle potrafi! No właściwie... bardziej zainteresowały go piruety, które wykonywała podczas skoków w powietrzu. Były niezwykle zachwycające! Rudy podbiegł truchcikiem do białej samiczki zatrzymując się tuż przed nią. Na jego pysku malował się bardzo wyraźny podziw i... ciekawość! Obniżył delikatnie łeb, by spojrzeć młodej w oczyska
Jak to zrobiłaś? – Rudy wpatrywał się w smoczyce niemalże... pretensjonalnie! Lis zerknął na ośnieżone skałki – całkiem spora wysokość! Zmarszczył z lekka czoło po czym odszedł powoli parę kroków do tyłu i... ruszając z miejsca rozpędził się w ułamku sekundy rozwierając skrzydła. Zamachnął się nimi potężnie wzbijając się w powietrze. Przez chwilę leciał po całkiem sporym łuku, odchyliwszy prawe skrzydło do środka i skręcając łagodnie ciało. Zamachnął sie skrzydłami jeszcze kilka razy, aż znalazł się tuż nad skałkami. Bez chwili zawahania zanurkował w dół i po gwałtownym wygięciu ciała, zadziwiająco miękko opadł czterema łapami na szczyt, który chwilę temu zdobyła samiczka.
Na prawdę nie mam pojęcia... do ziemi jest z dwa, czy półtora ogona! – Przekrzyczał doniośle hulający wiatr. Nie ryzykując nieznanym mu jeszcze manewrem rozpostarł na nowo skrzydła i momentalnie "napełnił" je powietrzem. Gdy zarzuciło nim do tyłu, machnął pierzastymi kończynami wzbijając się w powietrze i delikatnie zleciał ze skałki lądując obok pisklęcia. Nie było to zbyt zgrabne, bo nieco nim pod koniec zarzuciło. Samiczka mogła poczuć świst piór tuż obok nosa. Lis uśmiechnął się krzywo, co, znając jego, pewnie miało znaczyć "przepraszam".
autor: Lisi Kolec
15 lut 2016, 20:39
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Dolina płaczących wierzb
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 107067

Igła zniknęła zaraz po ocenie jej skuteczności. Lis uśmiechnął się szeroko. Ahhh... czyli udało mu się zaskoczyć Kruczopiórego! Trudno było mu zapanować nad swoimi odruchami szczęścia, jego ogon szybko dał o sobie znać. Po dosłownie chwili intensywnej pracy stworzył w śniegu łukowaty ślad.

Lis wzdrygnął się. Jego rozbiegany wzrok starał się ogarnąć co go w ciągu tych paru sekund otoczyło i skąd się pojawiło. Ano znikąd! Gdy jego wzrok padł na Kruczego kulki rozbiegły się we wszystkie możliwe strony, a młody odetchnął z ulgą
Woah... nie pomyślałem o tym... – Mruknął z podziwem, patrząc jak kulki rozbryzgują się o tarczę. Byłoby zabawnie gdyby dostał z rykoszetu... to prawdopodobnie jest minus tego typu broni.

Rudy wodził wzrokiem za nauczycielem. Kreatywne myślenie przychodziło Lisiemu jakoś zaskakująco łatwo! Choć z drugiej strony... za każdym razem spędzał mnóstwo czasu na obmyślanie idealnego planu? Perfekcjonistom trudno w życiu, ale mogą wiele osiągnąć!
Młody kiwnął głowa przyjmując do wiadomości rady Kruczego. Jednak końcówka jego wypowiedzi była odrobinę niepokojąca... A NAWET BARDZO. Wzrok Lisiego najpierw skupił się na uniesionej prawej łapie. Z początku dopatrywał się zagrożenia własnie w niej, jednak gdy z lewej strony pojawiły się te same śmiercionośne kulki, jakie go przedtem otoczyły zrozumiał aluzję. Bro-broń się?

Nie było czasu na zastanowienie! Atak z lewej, tarcza osłaniająca bok! Twarde tworzywo, ale jakie? Myśl, myśl... MYŚL!
W jego głowie wciąż tkwiła wizja twardego, aczkolwiek plastycznego materiału, choć tym razem ową plastyczność fajniej byłoby zastąpić sprężystością. I tak też się stało!
Niemalże intuicyjnie zebrał maddarę przed lewym bokiem. Zacisnął mocno zęby, jednocześnie otwierając szeroko oczyska. Nie było czasu na wymyślenie zgrabnej formy! W głębi świadomości wyobraził sobie coś na kształt... baniek!
Natychmiastowo jego bok, szyję, łeb, łapy i ogon osłoniła konstrukcja stworzona z połączonych ze sobą baniek z wcześniej użytego do ataku "inteligentnego materiału" zabarwionego na ciemnoszaro. Taka struktura mogła powstać dużo szybciej jak jednolita tarcza, a była równie wytrzymała – bańki nie miały z resztą aż tak cienkich ścianek, a przynajmniej po chwili, gdy zdążyły się rozrosnąć. Jeśliby krótko opisać właściwości owej tarczy – oprócz tego, że była twarda, nierozrywalna, miała w sobie nieco sprężystości, która była oczywiście modyfikacją na potrzeby tej konkretnej.
Taka osłona powinna być skuteczna na właśnie taki rodzaj ataku – fizyczny, bez żadnych udziwnień. Pewnie, gdyby tarcza napotkałaby na swojej drodze ogień, nie byłaby już taka dobra...
autor: Lisi Kolec
14 lut 2016, 21:31
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 77383

Rudy spojrzał na końcówkę ogona młodej marszcząc przy tym czoło. Widział dotychczas tylko odmrożenia łap, a tu proszę. Cmoknął cicho i zmarszczył nos – kiepska sprawa.

Rudy cofnął się kroczek w tył – bez wątpienia nieco zaskoczył go entuzjazm pisklęcia. Wie czego szuka, zaś on – nie bardzo. Zaśmiał się cicho, po czym wzruszył ramionami.
No to co! Mam ci pokazać co potrafię? – Przechylił łeb, by jego oczy znalazły się na wysokości jej wzroku. Rudy mruknął cicho i przekrzywił łeb wpatrując się w samiczkę.
A może to ty okażesz się lepsza? – Powiedziawszy to gwałtownie ruszył z miejsca wybiegając na ośnieżoną polanę. Przebierał łapami najszybciej jak potrafił pokonując kolejne zaspy stojące mu na drodze. Gdyby potrafił je jakoś ominąć, na pewno bieg szedłby mu dużo lepiej, no ale cóż – jakąż przeszkodą biła dla niego kupka śniegu! Pod koniec swojego pokazu rozłożył zewnętrzne skrzydło wyginając je w taki sposób, by zakręciło nim w miejscu. Jego efektowne hamowanie wzburzyło w powietrze całkiem sporo białego puchu. Dyszał przez chwilę obserwując pisklę z daleka.
~
Teraz ty! ~ W jego mentalnej wiadomości słychać było rozbawienie i entuzjazm! Chętnie zobaczy, co mała może mu zaprezentować!
autor: Lisi Kolec
14 lut 2016, 20:30
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 77383

Odgłosy dobiegające z niedaleka powoli zaczęły go irytować. Już zdążył wejść w fazę "trochę mi się kleją oczy" – dosłownie chwilę temu przymknął je na nieco dłuższą chwilę osuwając pysk na przednie łapy, a już trzeba się wybudzać! Leniwie uniósł ucho do góry – brzmiało jak coś w miarę lekkiego i całkiem zgrabnego. Może łania, albo inny jeleń? Źródło dźwięku z pewnością przysuwało się w jego kierunku, jednak były to powolne ruchy. Młody uniósł leniwie łeb i rozejrzał się dokoła marszcząc oślepione bielą śniegu ślepia. Dał się podejść pisklakowi, a co innego mogło to być! Rozszerzył nieco ślepia przyglądając się młodej samiczce. Nie odpierał się jakoś szczególnie przed jej dotykiem – pisklaki to ciekawskie istoty.
Rudy przechylił lekko łeb i zmarszczył nos.
Wybrałem sobie całkiem niezłe miejsce – nie wieje tu jakoś szczególnie. Śnieg, mimo swojej temperatury, całkiem dobrze sprawdza się jako legowisko. – Lis delikatnie wysunął ogon spod łapy białołuskiej i podniósł się powoli wygrzebując się z wygrzanego wcześniej dołka. Cofnął się kilka kroków w tył i kiwnął głowa, by zachęcić samiczkę do skorzystania z tego szybko ulatującego ciepła.
Lis uniósł do góry łeb spoglądając na ośnieżoną polanę. Jego ślady zniknęły zasypane przez wiatr – śniegowy dywan wrócił do swojej pierwotnej postaci.
Kiedyś mieszkałem na takim białym pustkowiu – umiejętność okiełznania takiej mroźnej pogody była kluczowa... – Powiedział ze wzrokiem dalej utkwionym w osobliwym krajobrazie.
Wyobrażasz sobie, że w grocie zbudowanej z lodu może być ciepło? – Tym razem słowa skierował nie przestrzeń, a w kierunku samiczki. Uśmiechnął się pogodnie i przystąpił parę kroków do przodu, by w końcu stanąć bokiem do pisklaka.
A ty co? Szukasz tu jakiejś przygody? – Uniósł do góry brwi i zachichotał ciepło.
autor: Lisi Kolec
14 lut 2016, 19:25
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 77383

Całkiem zimno.
Jednak co z tego, kiedy ma się rude futro, a z twojego gardła sączy się lód?
Lis czasem chadzał sobie po dotychczas niepoznanych terenach – teraz padło na całkiem sporą polanę blisko ogromnych skał-bliźniaków. Było to z resztą całkiem ładne lądowisko, aż trudno było się oprzeć!
Młody zleciał łagodnie w dół zgrabnie składając skrzydła tuż przed zetknięciem się z ziemią. Był to całkiem świeży manewr, tak więc nieco nim zachwiało... trzeba będzie to w przyszłości dopracować... No, ale no! Co my tu mamy? Całkiem dogodne miejsce na krótki odpoczynek. Prawdopodobnie, gdy stopnieje śnieg, teren ten wygląda całkiem przyzwoicie. Jak na razie spotkać tu można jedynie zaspy wyrzeźbione przez wiatr, a tak poza tym... nic ciekawego.
Rudy ułożył się gdzieś na uboczu owej łąki – jego urwane ślady wyglądały całkiem interesująco – niewprawny detektyw powiedziałby, że pojawiły się znikąd! Biały brzuch zatopił się w równie białym puchu – Lis owinął przednie łapy puchatym ogonem i wpatrzył się w szczyty znajdujące się w oddali. Coś sprawiło, że mimowolnie się uśmiechnął. Może jakiś blady promień słońca przedarł się przez śniegowe chmury?
autor: Lisi Kolec
14 lut 2016, 2:01
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Dolina płaczących wierzb
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 107067

/ Wybacz za ten chaos XD
PS. Skróćmy trochę nasze posty XD ty wydlużasz, po tym jak ja wydłużam + jestem chyba zbyt ambitna xD



Rudy zacisnął triumfalnie łapę, którą nie wiedzieć czemu cały czas trzymał w górze! W jego oku pojawił się błysk, a kącik ust uniósł się nieznacznie w krzywym uśmiechu. Do całej ten gry aktorskiej dołączył jeszcze efektowe odrzucenie łba w tył i zmierzenie przeciwnika wzrokiem.
Ha-ha! Mam cię! – Zaśmiał się głośno i zamarł w obranej wcześniej pozycji. Po krótkim mrugnięciu ślepiem wrócił do "normalnej", zwyczajowej, lisiej pozycji.

Lisie ślepia uważnie śledziły nauczyciela. Jego słowa zabrzmiały dokładnie tak, jak za każdym razem gdy miał dla niego interesującą niespodziankę! Ogon rudofutrego zadrżał pod wpływem emocji, która rozszerzyła gwałtownie jego różnokolorowe ślepia i towarzyszyła mu jeszcze przez chwilę, po czym ustąpiła miejsca kolejnej, nawet bardziej pazernej! Zdziwienie, szok, nutka strachu – właśnie to wstrząsnęło nim całym, gdy ujrzał łeb spoglądającej na jego wyniośle samicy. Cofnął by się w pierwszej kolejności, jednak jego zesztywniałe ciało nie pozwoliło mu wykonać tej czynności. Jakaż smoczyca mogła zasłużyć sobie na dekapitację ze strony czarnołuskiego? Odpowiedź przyszła sama! A gdy tylko owa wiadomość obiła mu się o uszy... uśmiechnął się drapieżnie unosząc do góry brew. Ahh tak! To właśnie tak Kruczopióry dobiera cele w swoich treningach...!
Młody przechylił łeb oglądając ową scenkę odegraną przez twór swojego nauczyciela, choć, co prawda, nie śledził smoczycy przez cały czas – jedynie w momentach, gdy była w zasięgu wzroku. Na każde zastraszenie oczywiście się wzdrygał, jednak nie wiedzieć czemu, na jego pysku widniał uśmiech... łatwo się domyślić co było dalej! Młody wręcz powstrzymywał się od śmiechu, rzucając Kruczemu co jakiś czas wymowne spojrzenia.

Ohooo... Przyznam, że niezwykle dokładne odwzorowanie... – Skomentował krzywiąc przy tym się niemiłosiernie.
Młody odsunął się teraz nieco do tyłu, w oniemieniu obserwując (, o ile to można było nazwać obserwacją,) bieg wydarzeń. W pewnym momencie obraz smoczycy zamazywał mu się przed oczami, jednak mimo to, był świecie przekonany, że widzi co jakiś czas błysk jej szalonego uśmiechu, co tylko wzburzało w nim wszelkie emocje, powodując nagły wzrost adrenaliny. Na początku, przez myśl przeszło mu "Za cholerę tego nie trafię...! Jak niby?" – w tym też momencie spojrzał na Kruczego z drobnym wyrzutem znosząc jeszcze przez chwilę natłok wszystkich niechcianych bodźców z zewnątrz.
Jednak jak wytrzymać, przy czymś tak irytującym, wkurzającym, natarczywym... NO PO PROSTU SIĘ NIE DA!

Lis warknął ze złością wbijając pazury w ziemię i przebierając nerwowo ślepiami. Szybko jednak zamarł i westchnął cicho. Spokojnie, spokojnie rudzielcu, trochę pomyśl, zanim coś zrobisz... Jego oczy błysnęły – w takich sytuacjach zazwyczaj zwiastowały powstanie całkiem mądrej myśli! No bo... skoro nie może zobaczyć celu, to warto w jakiś inny sposób go... wyczuć! I to jest właśnie ta myśl!
Młody kiwnął łbem – wszystko teraz wydaje się oczywiste... równie oczywiste, jak to, że wokół jego łba krąży coś co trzeba unicestwić! No ale teraz nie myślmy tak gwałtownie i przejdźmy do rzeczy!
Lis w pierwszej kolejności zamknął oczy – okazało się, że postrzeganie świata było jeszcze bardziej rozpraszające od śmiechu tej fioletowej kobyły bez członków. Teraz odpędzamy na bok złe myśli (których z reszta całkiem sporo) tworząc w ten sposób czystą przestrzeń do zabawy! Źródło maddary we wiadomym miejscu, jednak najpierw trzeba określić miejsce docelowe. Dużo łatwiej było by pewnie zatrzymać bieg czasu, lecz do tego nikt nie jest zdolny... w takim wypadku, trzeba mocno wyczulić umysł na ten jeden, konkretny bodziec z zewnątrz, a... Tak Aluzjo, wiem już, że niemiłosiernie capie ci z pyska, kontynuuj... a jak widać identyfikacja tego, co tak na prawdę mamy trafić nie była taka trudna.

Rudy zadziwiająco często wpadał na błyskotliwe pomysły! Była to dobra cecha, jednak za każdym razem wymagało to sporo czasu. Tym razem rozwiązaniem dla tej sytuacji okazało się stworzenie czegoś na kształt siatki, albo też niezbyt gęstej zawiesiny w powietrzu, która niczym pajęcza sieć będzie wychwytywać informacje na temat położenia smoczycy. Wizja wydawała się całkiem prosta, jednak wymagała drobnego udoskonalenia... To nie ma prawa się nie udać! Jednak... czym tu dźgnąć tą żmiję?
Lis zmarszczył czoło wyobrażając sobie we łbie to kolejne narzędzia tortur – gdyby tylko znał coś takiego jak metal! Ojojoj, działo by się.
W jego głowie tworzyły się wizje z najtwardszych materiałów jakie znał – kamienia, kryształów – szybko jednak odrzucił je na bok kręcąc z niezadowolenia łbem. Nie spełniały jego oczekiwań... Maddara jest inteligentna, a przecież z inteligentnego tworzywa powstaje inteligenty materiał! I to jest to!

Plan wygląda następująco – przechwycenie danych na temat toru ruchu maddarową siatką i efektowne rozsadzenie celu! W jaki sposób? – Szpilą, która trafiając w cel rozszerza się kilkukrotnie w jego wnętrzu powodując rozepchanie wszelkich organelli! Młody uśmiechnął się złowieszczo, a wokół niego można było wyczuć intensywne drżenie maddary (choć oczywiście racjonalne co do jej pokładów).
Wizja rozpraszającej się wokół energii weszła w życie – Lis doskonale wyczuwał aktualne położenie smoczycy. Nie było jednak możliwe rozpatrywanie tylu danych naraz – impulsy maddary docierały do niego co jakiś czas. Nie świadczyło to jednak o słabości połączenia na drodze maddara-żródło, efekt był jak najbardziej zamierzony. To też wystarczyło do tego, by potrafić szybko zareagować.

W pewnym momencie, po naruszeniu systemu pajęczej sieci, maddara z niezwykłą prędkością zaczęła kumulować się w punkcie tuż przed łbem smoczycy. Nie trudno było się domyślić, że uformowała się w broń. Wąska i ostra jak igła, z twardego niczym brylant materiału, jednak posiadającego przy tym plastyczne właściwości cieczy. Kolor nie był istotny, tak więc w celu przyspieszenia reakcji maddara wytworzyła przeźroczysty, uformowany w szpilę przedmiot, wycelowany prosto w środek czaszki iluzji. Wszystko stało się w ułamku sekundy, na ułamek sekundy przebicia się przez łuski Aluzji, które również trwało ułamek sekundy! Gdy tylko igła zetknęła się z posoką, wykorzystując przy tym pęd lecącego naprzeciw łba, napuchła z zawrotną szybkością zaczynając w ten sposób swoje destrukcyjne działania. Reszta zabójczej szpili przecisnęła się przez dziurę, którą wytworzył jej czubek, by zaraz dalej, idąc w jego ślady, kontynuować rozsadzanie łba. Inteligenty materiał kontynuując swoje narastanie napierał na wszystkie organy znajdujące się wewnątrz, zmuszając je do efektownej ucieczki... na zewnątrz.

BUM! Łba nie ma! Maddara skurczyła się ponownie w postać igły, tym razem jednak nabierając ciemnoszary kolor tak, aby zaprezentować siebie, jako narzędzie zniszczenia!
autor: Lisi Kolec
10 lut 2016, 23:12
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Dolina płaczących wierzb
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 107067

Młody uśmiechnął się – zadziałało! Więc jednak to powiedzonko – "do trzech razy sztuka" – czasem się sprawdza! Kulka w tym momencie nieco zadrżała, co pewnie było znakiem, że nawet po fakcie oczekuje się od niego skupienia. Śnieżka lewitowała spokojnie nad jego łapą, ciągle w jednym miejscu mimo wiatru. Podczas Kruczych oględzin Lisi nieco ułatwiał badanie zimnego obiektu – kulka obracała się łagodnie nieco oszczędzając nauczycielowi dziwnych wygibasów.
Młody pokazał rządek zębów odsłoniętych w szerokim uśmiechu – cóż za satysfakcja! Coraz łatwiej przychodziło mu podświadome kontrolowanie śnieżki, mimo iż miewał wcześniej kłopoty z podzielnością uwagi. Rudy słuchał uważnie słów Kruczego, a podczas tego jego mimika przebrnęła przez falę różnych emocji. Na wieść o dalszym treningu zareagował podekscytowaniem, które całkiem szybko spotkało się z przejęciem i powagą. Na sam koniec Lis odsunął nieco łeb wykrzywiając pysk w nieco zmieszanym uśmiechu. Śnieżka tym razem również zadrżała, niemalże opadając mu na łapę, zanim młody się zorientował. To taki żarcik... nie?
Lisi odchrząknął cicho, by odgonić niepotrzebne myśli. Spoważniał i wlepił wzrok w Kruczego, czekając zresztą na dalsze instrukcje.
Przytaknął i zmarszczył z lekka czoło. Zerknął na swój twór i za pomocą maddary, która z reszta utrzymywała śnieżkę w powietrzu, uniósł ją do góry. Następnie z powrotem przeniósł wzrok na Kruczego i uśmiechnął się do niego drapieżnie
Się robi!
Ustawił śnieżkę mniej więcej na wysokości swojego wzroku, tak, aby twór w pewnym momencie pokrył się z wizerunkiem czarnołuskiego. Przymknął jedno oko, by przyjrzeć się dokładniej temu, jaką odległość będzie musiała przebyć śnieżka i, oczywiście, spróbować ocenić również w jakie miejsce należy celować. Skoro ma być to pysk, niech będzie nos!
W celu ustalenia dokładnej ścieżki ruchu śnieżki wyobraził sobie okrąg, pokrywający się z jednym z obwodów zimnej kulki. Rudy był całkiem dobry w abstrakcyjnym myśleniu, tak więc szybko obmyślił plan na doprowadzenie swojego tworu do celu. Ów okrąg przeprowadził po delikatnie wygiętym łuku od śnieżki, do pyska Kruczego – wyobraził sobie w ten sposób coś na kształt tuby czy tunelu, przez który kulka mogłaby przelecieć.
Skoro mamy już ścieżkę, czas na wprawienie jej w ruch. Młody zmarszczył brwi spoglądając niby to na czarnołuskiego, niby gdzieś dalej.
Chyba... chyba najpierw to przećwiczę. – Mruknął cicho po czym skupił wzrok na śnieżce.
Wprawienie w jej w ruch jednostajny mu wychodziło, jednak jak nadać jej jakieś przyspieszenie w taki sposób, by nie musieć non stop kontrolować toru jej ruchu? Czas na próbę numer jeden! Rudy spojrzał nieco nad siebie oceniając odległość do najbliższej gałęzi, czy tam czegokolwiek, co mogło się majtać na wietrze. Nie znalazł żadnej przeszkody nad sobą, więc śmiało mógł odetchnąć z ulgą – nawet jeśli wyrzuci trochę za wysoko, będzie dobrze!
Wzrok skierował z powrotem na kulkę wyobraziwszy sobie jej tor ruchu pionowo w górę. Najpierw zaczął od szybkiego uniesienia jej w górę – wyszło całkiem nieźle, kulka przemieściła się kilkanaście szponów wyżej. Następnie nieco ją opuścił, tak, aby wróciła do swojej poprzedniej pozycji. Kolejnym ruchem było osłabienie kontrolę nad śnieżką podczas jej podnoszenia. W jego wyobrażeniu śnieżka trzymana była przez niewidoczną wiązkę maddary, która umożliwiała jej lewitacje – teraz zamierzał inaczej porcjować dopływ energii, by kulka została delikatnie podrzucona i z powrotem "złapana", czy też, unieruchomiona.
Lis z niezwykłym skupieniem najpierw powoli uniósł śnieżkę do góry, trzymając ją kurczowo w maddarowych ryzach, a następnie przyspieszył nieco ten proces, czekając do momentu, aż śnieżka uzyska odpowiednią prędkość. Dopływ maddary do samej śnieżki został zatrzymany, tak więc zimny twór poleciał około pół ogona w górę, następnie po wytraceniu swojej prędkości, zaczął opadać w kierunku ziemi. Podczas całego manewru Lis śledził wiązką maddary wyrzucony obiekt, tak, aby mieć pewność, że w odpowiednim momencie zostanie przechwycony. Gdy śnieżka, już z pewną prędkością opadła na wysokość jego pyska, przechwycił ją w taki sposób, by spokojnie mogła zwolnić, zanim spotka się z łapą smoka.
Dzięki temu ćwiczeniu, smok nabrał nieco wprawy w bezdotykowym rzucaniu śnieżek – natychmiast wziął się za wykonywanie powierzonego mu zadania.
Ustawił śnieżkę przed swoim pyskiem i przymknąwszy jedno oko ustawił ja w idealnej pozycji – na wprost nosa Kruczego. W myślach przywołał sobie obraz wcześniejszego toru lotu – tuby wygiętej w lekki łuk. Teraz pozostała kwestia przeprowadzenia śnieżki przez owy tor i co najważniejsze, trafienia w cel! Młody zmarszczył z lekka czoło spoglądając zza śnieżki na nos Kruczego. Może jednak postanowi kontrolować śnieżkę przez cały czas? A może uda mu się ją wyrzucić tak, by trafiła do celu? Można by również nieco jej pomóc w trakcie lotu, bo z pewnością napotka na swojej drodze przeszkodę w postaci wiatru! Lis przygryzł język namyśliwszy się głęboko. Trzecia opcja jest zdecydowanie najbezpieczniejsza... to w końcu początek!
Rudy skupił się teraz na śnieżce, skupiając odpowiednią ilość maddary, do wykonania takiego manewru. Z początku przymierzył delikatnie przesuwając śnieżkę tam i z powrotem na początkowym odcinku obranego toru. Gdy już wczuł się dokładnie w to, jak może manipulować śnieżką po owym łuku, mógł swobodnie zacząć myśleć o jej wyrzuceniu! Młody na początkowym odcinku tuby rozpędził śnieżkę do określonej podczas prób prędkości. Gdy kula uzyskała odpowiedni pęd wiązka maddary, z jaką ją utrzymywał, nieco się przerzedziła, jednak wciąż śledziła fruwający w powietrzu obiekt. Gdy intuicja podpowiedziała rudemu, że tor lotu śnieżki nieco różni się z tym, który sobie wyobraził, popchnął ją delikatnie, tak aby z powrotem obrała właściwą drogę. Prędkość oszacowana była z nadwyżką, tak więc śnieżka bez problemu powinna uderzyć w celu – czyli w nos Kruczego!
autor: Lisi Kolec
07 lut 2016, 22:34
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Dolina płaczących wierzb
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 107067

Gahhh! – Warknął wściekle rudy, po tym jak skumulowana w łapie maddara rozprysła się bez śladu. Kruczy też wydawał się niezbyt zadowolony, choć w sumie Lisi nie do końca mógł pojąć, czemu się tak gorączkuje! Tym razem było coś widać! Trochę posmutniał, gdy zdał sobie sprawę, że to już druga nieudana próba – a tak się przecież starał! Wlepił ślepia w w Kruczopiórego z nieco oklapniętymi uszami.
Do trzech razy sztuka tak? Te słowa nieco poprawiły mu humor, choć miał szczerą nadzieje, że Kruczy nie mówił o sobie!
Tym razem przeczuł już, że Kruczy coś kombinuje... ale co z tego, i tak mu się oberwało! Po niezdarnym uchyleniu udało mi się ochronić jedynie oczy przed zasypaniem, za to cały nos pokryty był śniegiem. Młody zmarszczył nos i dmuchnął powietrzem z nosdrzy. Problem w tym, że jego mroźny oddech bynajmniej nie rozpuszcza płatków śniegu – nie obyło się bez potrząsania łbem.
Młody przyjął dokładnie ta sama postawę co poprzednio, spojrzał jedynie na swoją wyciągniętą łapę formując ją w taki sposób, by bez problemu utrzymała kulę. Skupienie, wyciszenie... udawało mu się uspokajać swój umysł już coraz szybciej! Dobrze dla niego!
W jego łbie ponownie rozbrzmiała symfonia dźwięków otoczenia z miarowym metronomem stawianych przez Kruczego kroków. Kolejny raz niebieska, wyjąca się jak para wodna energia pojawiła się gdzieś w jego ciele. Szybko odnalazł źródło, którego za pierwszym razem długo się doszukiwał, i od razu rozpoczął to, co z początku wydawało się być niemożliwe do zrealizowania. Maddara, począwszy od śledziony, wiła się przechodząc kolejno przez coraz to nowe elementy lisiego ciała. Rozciągając się przez tułów, wkraczając następnie do klatki piersiowej i wraz z biciem serca trafiając do łapy. Ta właśnie łapa przygotowana była na odebranie energii, która wpierw przebiegła przez ramię, zahaczyła o staw łokciowy i płynąc przez przedramię zatrzymała się w okolicy dłoni. Etap przeniknięcia mocy z ciała do otoczenia najwyraźniej poprzednio był trochę zaniedbany. Tym razem Lisi skumulował energię tuż przy "granicy", na myśl przywołał sobie owy okrągły, choć nieco nieregularny kształt i myślami uformował dokładnie taki sam, tyle że z maddary. Proces miał być wykonany dokładnie, tak więc pierwsze namacalne cząstki ulotniły się spokojnie, po chwili diametralnie przyspieszając. Kula zapewne zmaterializowała się w ciągu sekundy, może nawet nieco krócej. Mając na uwadze wcześniejsze wyobrażenie snieżki nadał kuli wszelkie pasujące do niej właściwości. Była zimna, miękka z wierzchu twarda w środku, przy kontakcie z łapą zostawiała mokry ślad, smak miała specyficzny, inny niż woda, a kolor biały, choć może lekko przybrudzony szarością. Voila!
autor: Lisi Kolec
05 lut 2016, 0:06
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Dolina płaczących wierzb
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 107067

No ale eeejjj! – Krzyknął niczym rozkapryszony dzieciak. To to tak nie działa? Więc co to było, bo wyraźnie coś czuł!
Z drugiej strony... zawsze zamykasz oczy przed użyciem maddary? – Burknął, choć nie był w stu procentach pewny swojej racji. Był w tym zielony jak niedojrzały pomidor, jego lewe oko, czy ta zwiędła trawa którą jeszcze niedawno było widać spod sterty śniegu.
No ale coś tam było... nie?

Młody wydał z siebie ciche stęknięcie – jak można tak traktować jego najcenniejsze źródło maddary? A właściwie kij wie, czym jest to źródło. Wypadałoby zacząć od uporządkowania mętliku w głowie... Tak właśnie w tej głowie Kruczy... Rudy przewrócił ślepiami i uśmiechnął się krzywo – wystawiłby jeszcze jęzor, gdyby nie to, że na jego gust, to co przed chwilą zrobił było już zdecydowanie zbyt infantylne.
Lis przycupnął wygodnie na śniegu i mlasnął kilkukrotnie odkrywając rząd zębisk. Żeby jego metody relaksacyjne były skuteczne, wpierw musiał odgonić resztki gniewu, połączonego z zażenowaniem – tyle się napocił... a tu nic.
Tak jak wtedy, tak i teraz – zamknął ślepia i rozluźnił całe ciało przyjmując nieco zmodyfikowaną wersję "pozycji początkującego maga". Powoli zaczęły zanikać denerwujące wersje odgłosów otoczenia, a na ich miejscu pojawiły się te brzmiące jak muzyka, odprężające. Znowu poczuł, jak moc napływa, a jednocześnie wypływa z jego ciała. W tym też momencie uniósł delikatnie przednią łapę. Tym razem, gdy dreszcz przebiegł mu po plecach nawet nie drgnął – uznał to za naturalną kolej rzeczy. Teraz skupiał się na drzemiącej w nim energii. W jego wyobraźni przedstawiona była jako niebieska, kłębiąca się jak para, drżąca moc unosząca się delikatnie, jakby na wietrze. Jednak nijak zdolny był wyobrazić sobie maddarę w bardziej... okiełznanym stanie. Jak opanować coś, co na pierwszy rzut oka wydaje się być gazem?
Lis wyobraził sobie, jak owa energia zwalnia swoje drgania, uspokaja się. W tym też momencie okazała się być plastyczna – dawała się myślami rozciągnąć, jednak zawsze wracała do swojej pierwotnej postaci. Wydawała się być na stałe przytwierdzona w jakimś punkcie w przestrzeni – a jako, że przestrzeń, będąc jego umysłem, była nieograniczona, owy punkt lewitował gdzieś nie mogą znaleźć swojego stałego miejsca. Myśli natychmiast powróciły do miejsca, w którym poprzednim razem maddara znalazła swoje źródło – do nieszczęsnej śledziony. Niebieskie falujące wstęgi nieco zadrżały, przez chwilowe zgubienie uwagi, jednak natychmiast zostały ujarzmione. Nic nie wskazywało na to, że moc pochodzi właśnie z tego miejsca, był to jedynie punkt odniesienia.
Biała, zimna, okrągła, lepka, miękka, wewnątrz twarda – w ciemnej przestrzeni, gdzie dotychczas znajdowała się jedynie delikatnie pulsująca energia pojawiła się śnieżka, a właściwie jej obraz. Lis w poprzednim swoim doświadczeniu odkrył, że maddara ma pewne interesujące właściwości. Jego myśli skupiły się teraz na bijącym źródle mocy. Najpierw bicie spowolniło, do tego stopnia, że maddara jedynie delikatnie falowała dając sobą poruszać. Myślami połączył wyobrażenie z ową energią, wręcz zassał je wgłąb źródła energii. Następnie rozciągając migoczącą niebieską wstęgę przeprowadził ją przez swoje własne ciało. Szło gładko – energia przemykała przez niego jak przez jednorodne tworzywo, kierując się wzdłuż tułowia, przez klatkę piersiową, do barku, następnie z barku do ramienia, przedramienia i w końcu do łapy. Tu zaczęły się schody – jak przebrnąć granice ciała i zmaterializować twór na otwartej dłoni? W tym też momencie wrócił do wyobrażenia, podając maddarze jak na tacy idealny model dla przyszłego tworu. "Z zewnątrz miękkie, kruche i delikatne, wewnątrz nieco twardsze, zlepione. Kształt okrągły, nieregularna powierzchnia, jakby z wierzchu przysypana... W odczuciu coś zimnego i topliwego, trzymane na łapie pozostawia mokry ślad... Zapach i smak neutralny, choć inny od wody, specyficzny... Kolor... kolor biały, choć zabrudzony z lekka szarością. Powierzchnia blyszcząca na świetle." Gdy tylko udało mu się przywołać dokładny opis śnieżki przelał odpowiednią masie i objętości ilość maddary, która przebiegła po wcześniej wytworzonej trasie od źródła, do celu.

Wyszukiwanie zaawansowane