Znaleziono 54 wyniki

autor: Lisi Kolec
04 lut 2016, 20:52
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Dolina płaczących wierzb
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 107009

Rudy nie był w stanie zareagować na zaserwowaną mu niespodziankę... a jako że poczuł się już nieco doceniony – Play it cool! Młody nawet nie drgnął, jedyny ruch jaki można było zauważyć to powolne otwieranie ślepi – powieki niczym ratraki usunęły niezbyt pożądany śnieg. Pewnie było mu ładnie z wybieloną facjatą, choć trudno było mu to stwierdzić – jakby się dobrze przyjrzał, to może ujrzałby swoje odbicie w smoczych ślepiach Kruczego. Łypnął na czarnołuskiego groźnie zachowując powagę mimo śmiechu... i prawie by mu się to udało, gdyby nie... gdyby nie ten rozbrajający, zaraźliwy uśmiech! Kąciki lisich ust uniosły się z lekka, po czym smok energicznie strzepnął śnieg z pyska i warknął zadziornie na Kruczego.
Młody rozprostował skrzydła i otrzepał futro z resztek białego puchu. Stanie w miejscu podczas takiej pogody może jedynie skutkować jakimś odmrożeniem, czy co. Lisi poprzebierał kilkukrotnie łapami żeby się rozgrzać. Szczerze powiedziawszy pochód Kruczego był całkiem męczący... dla Lisa oczywiście. Dużo łatwiej było by bez tej całej szopki, ale skoro tak ma być...

Adeptowi niemal od razu zaczęło towarzyszyć rozbawienie – najwyraźniej łatwo "zarażał się" cudzymi emocjami. Taaa... mało powiedziane! Wsiąkał wszystko jak gąbka!
O tym czy słuchał uważnie, czy też totalnie olewał Kruczy mógł się szybko przekonać. Rudy, charakterystycznie dla niego, machał głową (choć to wcale nie świadczyło jeszcze o pełnej uwadze) i w miarę możliwości starał się śledzić rozmówcę wzrokiem. "...może to być serce, może to być głowa, mogą to być skrzydła..."
...a może śledziona... – Dopowiedział cicho posyłając Kruczemu szelmowski uśmieszek. Swoją drogą... z rozbawieniem przychodzi również nadmierna pewność siebie.

Wsłuchać w swoje ciało? Łatwizna! Już mu się jedno zadanie udało, to czemu by nie trzasnąć drugiego? – aha, no własnie... tylko jak? Pewność siebie spotkała się z brutalną rzeczywistością. Rudy połączył ze sobą wszystkie fakty... z czego wszystkie zdawały się być równie nierealne co prawdopodobne. Co zrobić, by poczuć coś, czego nigdy się nie czuło? Jakie to uczucie!?!
Postaram się podołać... znaczy się... yyyy... – Przerwa na moment zawahania – Podołam! – W sumie... nie było aż tak trudno to wykrztusić! Rudy mrugnął do Kruczego. Wyraz twarzy jego nauczyciela był całkiem pokrzepiający – z resztą, miał przed sobą... obok siebie... a właściwie za sobą dowód na istnienie tej niesamowitej siły, jaką jest maddara!

Pierwszym etapem było obranie odpowiedniej pozycji – roboczo nazwijmy to "pozycja początkującego maga". Polega to mniej więcej na rozluźnieniu całego ciała. Lekki rozstaw łap, skrzydła swobodnie wiszące, ogon i szyja lekko opuszczona. Nie mogło również zabraknąć miny myśliciela i intensywnego przymrużenia oczu!
Rudy na początku starał się wyciszyć wszystkie swoje myśli – i o tym, że chodząc Kruczy wydawał niezwykle denerwujące dźwięki, które wcześniej były dla niego niesłyszalne; i o tym, że płatki śniegu, dotychczas niewyczuwalne, swędzą jak cholera, gdy opadają mu na nos. Gdy w końcu udało mu się okiełznać wszystko to, co skłębiło się dotychczas w jego głowie, odetchnął z ulgą i skupił się na wyobrażeniu sobie czegoś dotychczas bardzo abstrakcyjnego – źródła mocy, którą rzekomo posiada.
To było jak... odejście od dawnego sposobu postrzegania, zmiana perspektywy. Wiatr nagle zaczął nosić ze sobą jakąś muzykę, przy czym kroki Kruczego działały jak metronom. Płatki śniegu przestały łaskotać po nosie – zamiast tego wtapiały się w skórę, przenikały wgłąb ciała. Może to właśnie na tym polega, czuć wszystko inaczej? Jakby wszystko to, co dzieje się w ciele i na zewnątrz stapiało się w jedną, nierozrywalną całość? Całkiem prawdopodobne, bo to właśnie dawało Lisiemu poczucie jakiejś siły.
Przez ciało przebiegły mu ciarki, choć takie bardziej przyjemne niż dokuczliwe. Trudno było określić jedno konkretne miejsce, które zapoczątkowało tą "falę". Energia zdawała się drżeć, co chwila zmieniała miejsce. Młody wbił pazury w ziemię i lekko pochylił łeb marszcząc czoło. Męczył się chwilę, próbując ujarzmić ową moc i wyobrazić sobie jej źródło. A co jeśli...?
Młody nagle rozluźnił spięte wcześniej ciało i uśmiechnął się lekko. To nie maddara panuje nad nim, to on panuje nad nią! On też potrafi ustalić z jakiego miejsca będzie się wydobywać...
A jako że wcześniej niefortunnie zażartował sobie podczas wywodu Kruczego, teraz czekało go czerpanie maddary z okolic... śledziony.
Młody zaśmiał się cicho w duchu i natychmiast przywołał sobie obraz śnieżki. Gdy biała, zimna kulka powstała w jego wyobraźni, postanowił połączyć jej widmo ze źródłem maddary. W jego głowie wizja tego połączenia okazała się być... niebieska! Tak też wyobrażał sobie to co w nim drzemie – chłód, lód, który wydobyć można za pomocą oddechu, czy też... maddary!
Otworzył oczy i spokojnie przeniósł wzrok na Kruczego. Obraz śnieżnej kuli miał godnie reprezentować się tuż przed jego pyskiem w całej swojej okazałości – lewitując rzecz jasna i spełniając wszelkie jakościowe wymogi.
autor: Lisi Kolec
29 sty 2016, 22:48
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Dolina płaczących wierzb
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 107009

Skupienie? Hoho... będzie trudno! Młody jak na razie zaliczył kilka efektownych wpadek związanych z jego brakiem. Ale z drugiej strony... może w końcu się nauczy panować nad własnym umysłem.
Masz racje, nie mam pojęcia... – Mruknął pod nosem. Wykrzywił się słysząc, że Kruczy powiedział niemalże dokładnie to, co przed chwila pojawiło się w jego głowie.

Lis przełknął głośno ślinę – zrozumiał aluzje swojego nauczyciela. Siedział cicho, uspokoił wszelkie niepożądane odruchy swojego ciała i nawet nie śmiał odwrócić wzroku od jednego, wcześniej obranego punktu w przestrzeni.
Skupienie, skupienie, skupienie... Skupienie na czymś konkretnym tak, żeby nawet nie czuć innych myśli w głowie. Nie ważne jest to, że Kruczy łazi wokół niego – z resztą wzbudzając w nim przy tym duży niepokój – ale to co do niego mówi!
Z początku we łbie szalały niepokorne myśli. "Co on teraz zrobi?" czy też "Nie mógłby po prostu stać? Było by łatwiej..." i wiele innych temu podobnych.
Reakcja na śnieg na ramieniu była pewnie dokładnie taka, jak Kruczy przewidywał. Całe skupienie prysło, gdy rudy wzdrygnął całym ciałem, po tym jak zimna masa wylądowała mu na brzuchu. Tak łatwo zniweczyć cudze starania...
Młody Wykrzywił pyska i przewrócił ślepiami... Yyhymmm. .. ta. Młody powrócił do wyciszania umysłu, tylko tym razem stosując nieco inną taktykę... Udowadnianie, że umie się skupić na siłę nie wypadło zbyt dobrze.

W odpowiedzi na wyzwanie kiwnął łbem. W tym momencie też zamknął oczy i "rozluźnił myśli". Śnieżka, śnieżka, śnieżka... Namacalne, a przy tym zimne i okrągłe. Da się zbudować przedmioty z samych myśli – wystarczy pogrzebać łapą w śniegu, formułując odczucia w słowa. Śnieżka zimna, mokra, a jeśli dobrze ubita to i twarda...
Z zewnątrz miękkie, kruche i delikatne, wewnątrz nieco twardsze, zlepione. Kształt okrągły, nieregularna powierzchnia, jakby z wierzchu przysypana... W odczuciu coś zimnego i topliwego, trzymane na łapie pozostawia mokry ślad... Zapach i smak neutralny, choć inny od wody, specyficzny... Kolor... kolor biały, choć zabrudzony z lekka szatością. Powierzchnia blyszczaca na świetle. – Cały potok słów wypowiedział z zamkniętymi oczami, marszcząc co chwila brwi, w chwili gdy do jego uszu dobiegały denerwujące dźwięki. Jak skończył monolog kiwnął z zadowoleniem łbem i skierował swoje spojrzenie w kierunku Kruka.
autor: Lisi Kolec
27 sty 2016, 18:13
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Dolina płaczących wierzb
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 107009

Młodemu bardzo podobało się zrozumienie, jakie otrzymał ze strony Kruczego. W końcu to całkiem przyjemne uczucie, gdy ktoś zgadza się z twoimi racjami. Lisi kiwał ochoczo łbem, na znak, że to co prawi jego rozmówca jak najbardziej ma sens.
Z imionami to ogólnie mamy pokręcone, z tego co widzę... – Ty przedstawiasz się Kruczopiórym, bo takie imię Ci pasuje, a ja nazywałem się Rabusiem... bo, szczerze powiedziawszy, za nic nie pamiętam jakie było moje prawdziwe imię!A pewnie było całkiem ładne... Rudy pokiwał łbem na boki klnąc w myślach na swoje czyny z przeszłości. Gdyby nie to, że błyskotki lubiły mu się kleić do łap...

Lisi uśmiechnął się krzywo w reakcji na pomysł Kruczopiórego, choć wcale nie czuł się źle ze swoim podciętym futerkiem – i tak w końcu pozbyłby się go wraz z dorastaniem.

Lis przekrzywił nieco łepetynę. Był nieco zaskoczony reakcja Kruczego – nie mówił mu o tym wcześniej?
Młody przytaknął, by dać znak, że to co słyszał czarnołuski jest najprawdziwsza prawdą.
Z tego co wiem jest mistrzem swojego fachu! I... w sumie... nie czułbym się zbyt dobrze, gdybym przyszedł do niego całkiem zielony. – Lis zmarszczył z lekka czoło. Taaa... z pewnością by go znudził.

Gwałtowny ruch czarnołuskiego sprawił, że młody mimowolnie się skulił. Wydał z siebie ciche jękniecie i wlepił wzrok w Kruka, a to, jak się okazało, było całkiem trudne zadanie! Zez nie jest w końcu zbyt przyjemny dla ślepi... Przyznaję się do wszystkiego... tylko za co?!? Młody powoli odsunął łeb, by polepszyć sobie wizję. Nikt wcale nie chciał go zabijać, czy też spuszczać na niego gradu śnieżnych kul. Sytuacja okazała się być bezpieczna, więc i Lisi nieco się rozluźnił. Nadstawił parę swoich długich uszu z uwagą wpatrując się w rozmówcę.

Ty chyba niczego nie robisz tak po prostu! – Zaśmiał się posyłając Kruczemu oczko.
Pokonanie przywódczyni własnego stada... to brzmi jak całkiem spore osiągnięcie, więc... no no! Młody kiwnął głową z szacunkiem i posłał Kruczemu życzliwy uśmiech. Pozwolił sobie również przystąpić krok w tył – to była zdecydowanie lepsza pozycja do rozmowy.

Po tym wszystkim, co mu powiedziano, pewnie każdy spodziewałby się chwili jakiejś zawahania ze strony Lisiego, jakiegoś namysłu... czegokolwiek! Jednak to przecież nie w jego stylu! Co prawda, na rudym ten monolog wywarł ogromne wrażenie, ale ten pewny swego. W końcu gdy myśli "tak", mówi...
A co mi tam!
Lisi wykrzywił pysk w uroczym uśmiechu, będącym tworem powstałym z połączenia śmiechu, radości, dumy i niedowierzania. Ogon zdradzał część tych niezbyt czytelnych emocji podrygując wesoło w te i we wte. Prawdę mówiąc nie wiadomo, czy jest świadom tego, co właśnie zrobił, czy znowu bezmyślnie się w coś wpakował!
autor: Lisi Kolec
26 sty 2016, 22:56
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Dolina płaczących wierzb
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 107009

Całkiem banalne! – Wykrzyknął z entuzjazmem. W sumie był całkiem zadowolony ze swojego pomysłu – prosty, a jak trafny!
Lisi Kolec – po prostu... W sumie... Zastanawiam się czemu drugi człon imienia musi być tym "Kolcem". Nie mógłby być róg? Pazur? Ząb? – Młody zaśmiał się cicho. On, w końcu, kolców raczej nie posiadał.
Myślę, że trudno jest się przestawić na inne imię... ale z drugiej strony... Rabuś? To bardziej przezwisko jak imię! – Młody zamyślił się na chwilę. Ruda kita zaczęła powoli pomachiwać, zaś jej właściciel zmarszczył czoło w skupieniu.
Mogłoby być po nowemu – Lis wchodzi w grę – ale z drugiej strony... może przyklei się do mnie jakaś nowa ksywka? Kto wie?
Rudy westchnął cicho. Co by, tak właściwie, do mnie pasowało? Całkiem trudne pytanie, na które, zapewne, w pewnym momencie życia uzyska odpowiedź.
Pewnie Cię to ucieszy – aspiruje na maga! – Powiedział szczerząc zębiska.
A jeśli chodzi o naukę... będę pod nadzorem samego przywódcy. Kojarzysz smoka imieniem Ciche Wody?

Młody przez chwilę wpatrywał się w Kruczego. Jakieś pytanie ostatnio go nurtowało... jednak co to było? Lis przechylił łeb na bok i wlepił ślepia w oczy rozmówcy.
Swoją drogą... Ty jesteś magiem? – Zapytał niepewnie. W sumie Kruczy wygląda na młodego smoka, równie dobrze może być adeptem, tak jak on!
autor: Lisi Kolec
25 sty 2016, 22:43
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Dolina płaczących wierzb
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 107009

Zachichotał cicho widząc minę Kruczopiórego. Nie wyglądał na złego, ale z kolei prychnięcie nie świadczy o wybitnym humorze. Lisi spodziewał się rewanżu, a mimo to mina trochę mu zrzedła, gdy zobaczył szeroki, doprawiony lekką goryczką uśmiech. Młody przycupnął na śniegu uśmiechając się krzywo. Uuu... ups? Nie było tak źle, mógł się na niego wydrzeć...

Czarnołuski atakował rudego spojrzeniem – to było jak pułapka bez wyjścia. Lisi jakoś nie potrafił oderwać w tym momencie wzroku – w końcu chwila nieuwagi i coś się może wydarzyć!
Z jednej strony trudno mu było powstrzymać śmiechu, gdy na myśl przyszła mu wizja zgrzybiałego adepta z osiemdziesiątką na karku, a z drugiej poczuł silny niepokój wywołany tym, że Kruczy niespodziewanie zdjął z niego spojrzenie. I miał się czego obawiać! Nie trudno było w końcu zauważyć, że coś jest nie tak, gdy nagle wokół ciebie tworzy się okrągły cień, jakby coś na kształt koła wisiało ci nad głową. Po tym jak młody przyuważył błysk szyderczego uśmiechu, nie było już ratunku. Lisi przełknął głośno ślinę i spojrzał nad siebie i przymrużył ślepia.
Huuuuh?!? – Pokaźnych rozmiarów kula wysiała mu nad głową. Bitwa na... śnieżki?
Właśnie w tym momencie śniegowa kula zleciała mu na łeb. Zamknął oczy. Jedyne co poczuł, to to że coś o całkiem sporej masie ciągnie go w dół. Nawet nie starał się opierać – nie dał by rady! Łapy ugięły mu się pod ciężarem, który gwałtownie na nim spoczął. Całe szczęście, że młodziak posiadał już nieco bardziej wyrośnięte różki, które przedzieliły masy śniegu na mniejsze części, które spłynęły mu swobodnie po barkach. Lis wylądował łbem w śniegu. Nie bolało aż tak bardzo, kula nie była zbytnio zbita – w intencji Kruczego nie było raczej wyrządzanie krzywdy.

Młody, wciąż tkwiąc łbem w zaspie, odkopał przednie łapy i mocno zaparł się całym ciałem tak, aby jak najszybciej wydostać się ze śnieżnej pułapki. Najwyraźniej nieźle nim zarzuciło, kiedy łeb wysmyknął się jak korek z butelki, bo wylądował tyłkiem w śniegu.
Tfu, tfu... bleeeech... – (Bo mniej więcej tak to brzmiało...) – Całkiem oryginalny sposób na powiedzenie "Miło Cię widzieć"! – Rzucił, po tym jak wypluł z paszczy resztki śniegu.
Na początku wydawał się być niezbyt zadowolony, jednak po chwili, gdy zaświtało mu w głowie jakie to musiało być zabawne z perspektywy obserwatora, zaczął śmiać się sam z siebie – równo, na cały głos!
Już się nie mogę doczekać! – Powiedział bez przerwy chichocząc i kiwając łbem na boki. Gdy już nieco się uspokoił i mógł, bez żadnych zachwiań spowodowanych śmiechem, podnieść zad do góry, wstał i strzepnął energicznie śnieg z futra.

Rudy posłał Kruczemu życzliwy uśmiech, który po chwili przerodził się w szerokiego banana. No w końcu!
Dawnośmy się nie widzieli, co? – Zagaił radośnie. Kilkoma szybkimi ruchami udeptał sobie śnieg pod łapami – a tak dla komfortu.
Spojrzał na swoje najbardziej zaawansowane matematyczne liczydło (czyli palce u łap) i zmarszczył czoło w skupieniu.
Coś w stylu... 4 księżyców? Może 5 nawet! – Dodał po chwili kręcąc delikatnie łbem. To kup.a czasu... Wtedy byłem jeszcze pisklakiem... a teraz... no właśnie!
Ah... swoja drogą... jestem adeptem! – Prosto z mostu – to dobrze, bo po co owijać w bawełnę. Młody był w sumie... dumny z siebie. Czuł, że w końcu może komuś zaimponować. W swoich rodzinnych stronach raczej nie miał ku temu okazji – zwłaszcza po tym, jak nadali mu szlachetne miano Rabusia. To raczej nie wpływa zbyt dobrze na wizerunek – nie?


/co ta cenzura XD (wyjaśniam dziwną kropkę w wiadomym słowie)
autor: Lisi Kolec
24 sty 2016, 21:41
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Dolina płaczących wierzb
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 107009

Świeżo upieczonym adeptem aż nosiło, gdy tylko dowiedział się, że w końcu będzie miał okazję pochwalić się przyjacielowi – z resztą, aktualnie nie miał nic do roboty, a jeśli już coś by mu się nawinęło, to z pewnością nikt nie miał by nic przeciwko, żeby ulotnił się na jakiś czas. Tak też zrobił – jak przed chwilą leżał spokojnie w swojej przytulnej grocie, tak teraz frunął zdyszany, bo w końcu odległość do przebycia była spora (zważywszy na to, że po drodze wolał ominąć tereny stada Cienia).

Młody wylądował tuż przed doliną. Zatrzymał się na chwilę, nie tylko po to, by odpocząć – wciąż nie orientował się zbyt dobrze, zwłaszcza na tych terenach. Krajobraz pasował do opisu – bezlistne wierzby smętnie kołyszące się na wietrze tworzyły przepiękną aleję. Ciekawe jak to wygląda, gdy ziemię pokrywają kwiaty... Może nawet wierzby mają wtedy nieco lepszy humor?
Rudy po chwili dostrzegł błyszczący gdzieś w dali płomień i sylwetkę ukrytą między gałęziami. Pysk od razu mu się ucieszył i ruszył co sił w łapach na miejsce spotkania.
Lis rozpędził się na tyle mocno, że mogło by się wydawać, iż zaraz równie mocno przyfasoli w jakieś drzewo. Jednak wszystko było przemyślane! Młody w ostatniej chwili skierował ciało bokiem w stosunku do Kruczopiórego, zaparł się mocno łapami, rozłożył skrzydło, by dodatkowo przyhamować i zatrzymał się rzuciwszy czarnołuskiemu złośliwy uśmieszek. Śnieg rozbryznął się na wszystkie strony za sprawą tego efektownego driftu – zasypał równo poczciwego Kruczopiórego wujaszka, jak i przygasił płomień. Rudemu także się dostało, ale mimo wszystko była to zdecydowanie mniejsza ilość białego puchu – wzdrygnął się, strzepnął resztki ze skrzydeł i po bólu!
No to... co tam u Ciebie? – Rzucił wygrzebując się z rowu, który ówcześnie sam wytworzył. Młody był w niezwykle dobrym humorze, a szczególnie teraz, gdy udało mu się nieco odegrać na psikusach Kruczego. Nawet jeśli czarnołuski zdążył się uchylić, to i tak Lisi mógł być dumny ze swojego jakże efektownego przybycia.
autor: Lisi Kolec
23 sty 2016, 14:45
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 84609

/Czytam pierwsze posty i w sumie... chyba w międzyczasie zrezygnowałam z grania głupiego pisklaka XD

Ledwo co przymknął oczy, a już nim szturchają! Rabuś podniósł gwałtownie łeb, co nie było zbyt dobrym wyjściem w tej sytuacji. Jedynie zakręciło mu się w głowie, tak też ułożył się z powrotem na ziemi by odczekać chwilę, zanim znowu pokusi się o tego typu zryw.
Dopiero teraz dotarło do niego to, że zrobił coś na prawdę wyjątkowego – pierwszy raz oderwał się od ziemi! Uśmiechnął się sam do siebie, po czym skierował wzrok na Kruczego i kiwnął mu głową.
Już wstaje, wstaje...
Młody przewalił się na bok, po czym nie chcąc angażować skrzydeł dźwignął się wpierw na kolana, a następnie z cichym stęknięciem uniósł swój zad do pionu – długotrwały proces wstawania zakończył się sukcesem. Czuł wszystkie mięśnie, a szczególnie te nadwyrężone jeszcze podczas biegu. Gdyby był ssakiem, pewnie pokrywałaby go teraz warstwa zimnego potu. Kończyny z waty jakoś go utrzymywały, ale mimo wszystko trzęsły się niemiłosiernie.
Chyba jako tako stoję... – Powiedział niepewnie, po czym posłał Kruczemu krzywy uśmiech.
Raczej wolałbym gonić kogoś, niż przed nim uciekać... – Zaśmiał się radośnie. Jego brzuchowi jednak ie spodobały się nagłe skurcze, co spowodowało, że ów śmiech przerodził się w nieprzyjemny kaszel.
Ehh... Chyba będę obolały przez jakiś czas... ale warto było!
Rudy postawił kilka powolnych kroków, by w końcu ustawić się u boku Kruczopiórego. Wygiął zad, odchylił ogon i delikatnie szturchnął nim czarnołuskiego posyłając mu przy tym zadziorny uśmieszek.
Idziemy? – Zapytał rozglądając się przy tym dokoła. Mina trochę mu zrzedła, kiedy zdał sobie sprawę, że tak na prawdę kompletnie nie wie gdzie jest. Nic dziwnego, bo po pierwsze – przed jego przybyciem nie było tu śniegu, po drugie – ten niepozornie krótki lot, był jak teleportowanie się w zupełnie nowe miejsce.
Tylko w którą stronę...?
autor: Lisi Kolec
23 sty 2016, 0:48
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 84609

Rabuś zaśmiał się głośno słysząc pierwszy przekaz podesłany mu przez Kruczopiórego. Wyobraźnia zadziałała na tyle dobrze, że potrafił stworzyć dosłowny tej sytuacji w głowie. Potrząsnął głową, jakby chciał pozbyć się owego wyobrażenia. Z resztą przyda mu się teraz uwaga – skierował wzrok w dół, czego nie wiedzieć czemu nie robił zbyt często podczas lotu. Był całkiem wysoko, choć mimo to wciąż mógł dojrzeć to, co dzieje się pod jego łapami. Rzeczywiście dojrzał polankę, z resztą całkiem sporą.

Cichy Wąwóz był prawdopodobnie daleko za nimi, skoro już w tym momencie przestały być widoczne skały – a może znajdują się właśnie nad jedną ze ścian wąwozu nawet o tym nie wiedząc? Smoki spędziły ze sobą dotychczas bardzo dużo czasu, tak też prawdopodobnie niedługo zacznie się ściemniać.
Rudy miał teraz doskonały humor – nie czuł jeszcze zmęczenia związanego z tym dotychczas nietypowym wysiłkiem dla pierzastych kończyn, z pewnością nie było mu też zimno, bo bez przerwy się ruszał. Gdy Kruczy wspomniał o pochylaniu się w dół, natychmiast przypomniał mu się efektowny ukłon. A nie mówiłem, że nie zapomnę? Gdyby Rabuś potrafił się posługiwać maddarą, z pewnością wysłał by taki przekaz w odpowiedzi.

Młody kiwnął ochoczo głową po zakończeniu wykładu na temat lądowania. Oswojony z powietrzem bał się teraz nieco mniej, ale mimo to przeczuwał, że za chwilę uświadomi sobie, że lepiej było w ogóle nie odrywać się od ziemi...
Rudy skierował skrzydła nieco w kierunku pionu, aby nieco wyhamować się przed tym jak rozpocznie manewr. Kilka mocniejszych machnięć skutecznie wytraciło prędkość – no to teraz w dół! Z uśmiechem na pysku przechylił całe ciało pod kątem w kierunku ziemi – ukłon pełen wdzięku i klasy! Skrzydła, którymi według wskazówki starał się nie machać, rozłożył maksymalnie, tak jak podczas skrętu, jednakże ustawiając je tak jak ciało, czyli w dół. Stopniowo zaczął pochylać się coraz bardziej, kończyny lotne usilnie starały się przykurczyć do ciała, jednak młody trzymał je w ustalonej pozycji. Coś przeczuwał, że jeśli da się pokonać wiatru, to spadanie kontrolowane nagle zamieni się w "szamotanie się tonącego..." i co tam dalej było...
Ziemia zaczęła zbliżać się nieubłaganie szybko – dreszczyk emocji nastroszył krótko przyciętą szczecinę, zaś w oczach Rabusia pojawił się delikatny błysk. W tej chwili był całkiem pewny siebie, ale nie na tyle, by zaufać dobie w kwestii oceny odległości. Prawdopodobnie mógł jeszcze chwilę zaczekać, jednak instynkt podpowiedział mu, że właśnie w tej chwili należy wykonać manewr. Skrzydła delikatnie prześlizgnęły się do pozycji poziomej, zaś głowa i szyja mocno wyciągnęły się w górę. Poczuł mocne szarpnięcie, jakby uderzenie powietrza. Dla dopełnienia, również tułów wraz z ogonem nieco wykrzywiły się do góry, by po chwili trwania w tej pozycji w końcowym efekcie nadać Rabusiowi pion. Ziemia pomykała mu w tył tuż pod łapami – zamachnął się kilkukrotnie skrzydłami. Zgodnie z wskazówką bardzo się do nich przyłożył, a nawet bardziej! Kilka szarych piór uleciało gdzieś z drobnymi zawirowaniami spowodowanymi gwałtownym ruchem powietrza. Młody wyciągnął łapy do przodu. Krótkie szybowanie, tym razem zakończone delikatnym falowaniem skrzydeł, z pewnością zakończyło się lepiej niż to awaryjne lądowanie podczas pierwszej próby wzbicia się w powietrze. Młody nie zdołał jednak wyhamować prędkości do zera, tak też wolnym truchtem przebiegł krótki kawałek, zanim się zatrzymał.
Już w momencie kiedy zetknął się z ziemią można było usłyszeć wesołe dyszenie – też by usłyszał, gdyby nie to, że w chwili obecnej przytłumiał go jego własny oddech. W każdym razie, w momencie, kiedy powoli, ociężałym krokiem zaczął wytracać prędkość, coś niespodziewanie rzuciło mu się na szyje. Młody z nieco opóźniona reakcją syknął gniewnie obnażając przy tym rząd zębów. Szedł na tyle chwiejnym krokiem, że stwór bez problemu wytrącił go z równowagi, powalając tym samym na ziemię Niemal natychmiast jego pysk przybrał wyraz zadziwienia, kiedy okazało się, że żadnego bólu nie czuć! Było tylko... bardziej mokro? Gdy tylko Rabuś chciał zerknąć na potencjalnego agresora, ślina szczeniaka skutecznie zakleiła mu ślepia, zlepiła sierść i zmoczyła nos. Młody wykrzywił się w grymasie niezadowolenia, po czym powoli dźwignął się na łapy, przecierając ślepia dla lepszego widzenia. Zlustrował stworzenie wzrokiem – pies to nie wilk, także Rabuś górował nad nim wzrostem. Wlepił groźne spojrzenie w pysk brązowego przyjaciela, po czym znienacka odwdzięczył mu się niezwykle mokrym liźnięciem po pysku.

Grunt pod nogami wydawał się teraz czymś nienaturalnym – uczucie nieważkości nagle zostało przerwane gwałtownym spotkaniem z ziemią. Gdy adrenalina ulotniła się z organizmu Rabuś poczuł taką niemoc, że aż zaczął zastanawiać się, czy nie będzie trzeba wszcząć jakiejś nauki chodzenia! Ewentualnie może powoli zacząć aspirować na kowboja, gdyż jego chód jednoznacznie by się z tym kojarzył...
Obolały, zdyszany malec, tak jak i po biegu teraz i przy locie, padł na ziemię brzuchem do góry.
autor: Lisi Kolec
20 sty 2016, 23:29
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 84609

/ Ups XD

Rabuś podczas swojego manewru był święcie przekonany o tym, że nic nie stoi mu na drodze, a tu proszę! Uniesiony wiatrem cudem uniknął zderzenia z drzewem, a jako że nie był do końca wprawiony w ocenianiu prawdopodobieństwa wystąpienia równie przedziwnych warunków pogodowych, nie zdawał sobie sprawy z tego, że ktoś przed chwila uratował mu tyłek!
Być może podczas wypowiedzi Kruczego coś zaświtało mu w głowie – zerknął w dół, a tam okazało się, że wcale nie jest tak wysoko nad drzewami, jak mu się wydawało. Gest stulonych przy głowie uszu był doskonale widziany od tyłu, jako taki marny substytut komunikacji niewerbalnej.

Młody wzniósł się kilkoma mocniejszymi machnięciami, zagarniając masę powietrza pod siebie. Tym razem jednak ma się skupić bardziej na skręcie ciała, tak? Rabuś przeleciał kawałek do przodu zagarniając skrzydłami za siebie, tak aby nabrać nieco prędkości. Tak jak i wcześniej bardzo pilnował by jego ciało znajdowało się wciąż w odpowiedniej pozycji, czyli w linii prostej z podkurczonymi przednimi łapami, zaś tylne łapy i ogon zgodnie z linią kręgosłupa.

Teraz czeka go więc coś podobnego do skrętu podczas biegu. Jak tak się o tym pomyśli to brzmi łatwiej... Rabuś zaraz po uzyskaniu, według niego, odpowiedniej prędkości, bez zbędnych ceregieli postanowił wziąć się do roboty. Najpierw łeb zajrzał za "zakręt", zaraz po nim w łuk wygięła się szyja. Następnym krokiem było zwrócenie w prawo tułowia – w tym samym czasie należało również przechylić prawe skrzydło w dół, zaś lewe unieść do góry. Mięśnie grzbietu napięły się, a dwie pierzaste kończyny rozciągnęły się do granic swoich możliwości zapewniając młodemu swobodny "ślizg" po powietrzu. Ostatnią rzeczą było wygięcie w prawo tylnych łap wraz z ogonem – ruda kita podążyła po łuku nakreślonym przez resztę ciała dopełniając w ten sposób cały manewr skrętu.
Młody zataczając szeroki łuk w powietrzu zaczął wyprostowywać swoje ciało. Tak jak i na początku, czyli zaczynając od głowy, poprzez szyję, tułów, ustabilizowanie skrzydeł i rozprostowanie ogona, udało mu się powrócić do pozycji sprzed skrętu. Pióra świsnęły o powietrze podczas solidnego machnięcia, które wzbiło Rabusia do góry, jednocześnie pozwalajac mu na powrócenie do dawnego rytmu.
autor: Lisi Kolec
19 sty 2016, 22:49
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 84609

Rudy słyszał już taki głos... ale w nieco innej formie. Poznał w nim jednak Kruka, a wszelkie ewentualne wątpliwości rozwiał dźwięk smoczego chichotu – z reszta całkiem charakterystycznego!

Korzystając z wskazówki Kruczego starał się machać nieco... intensywniej. Szczerze powiedziawszy dopiero teraz poczuł ile mięśni pracuje podczas takich manewrów. Jego ruchy oczywiście z czasem stały się mniej niezdarne – w końcu lot i bieg to rzecz naturalna, wręcz zapisana w genach!
Rudy odkiwnął głową, jednak bez przesady, żeby się przypadkiem nie zachwiać. Przed sobą miał w miarę czystą trasę, lecz jego zaufanie co do swoich umiejętności nakazało mu wznieść się... ociupinkę wyżej. Zamachnął się kilkukrotnie skrzydłami wzlatując w górę.
Westchnął głośno – postanowił nie zwlekać, ale mimo wszystko być ostrożnym. Odległość od ziemi jednocześnie fascynowała go i zachęcała do lotu, jak i odstraszała go od wykonywania jakichkolwiek manewrów. Młody ustabilizował lot i rozpiął szeroko skrzydła ustawiając je w taki sposób, by "ślizgały się" po powietrzu. W tym przypadku postanowił zacząć od skrętu w prawo, tak więc przechylił delikatnie ciało w prawo. Z takim przechyleniem mógłby zrobić lot po okręgu o promieniu kilkunastu ogonów, a przecież nie o to chodziło. Rabuś przełykając głośno ślinę przechylił się jeszcze bardziej – poczuł nagły zryw w prawo, który równie nagle przyprawił go o mocne kołatanie serca. Zacisnął zębiska, po czym wygiął również ciało – natychmiastowo zmienił kierunek lotu, a także jego wysokość. Zamachnął się niezdarnie lewym skrzydłem unosząc się z lekka do góry. Wyprostował ciało i dodał kilka kolejnych machnięć pierzastymi kończynami, by po chwili ustabilizować lot i wrócić do pozycji wyjściowej.
autor: Lisi Kolec
08 sty 2016, 12:27
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 84609

/ O kurcze, sorry za te wszystkie powtórzenia XD skrzydeł, skrzydłami, skrzydła...

Rudy nie wydawał się zbytnio zaskoczony faktem o niebezpieczeństwie, które wiązało się z lataniem – zdążył się o tym przekonać – jakby nie zareagował dość wcześnie, pewnie zaorałby ziemię pyskiem... Rabuś odpowiedział Kruczemu krzywym, niepewnym uśmieszkiem – rzeczywiście kiepsko mu szło pocieszanie zlęknionych pisklaków...
No z tym umieniem to tak średnio... Rabuś widząc co się szykuje szybko odsunął się na bok, by dać smokowi nieco miejsca. Ogromne, czarne skrzydła świsnęły mu przed oczyma – rudy mimowolnie odsunął łeb i cofnął się jeszcze o krok. Skrzydła robiły niemałe wrażenie, nigdy z resztą nie widział tak dużych!
Demonstracja się udała, a Rabuś już miał klaskać, gdyby nie to, że powiew powietrza przylizał mu futro do ciała. Młody wygiął pysk w grymasie, i rzucił Kruczemu zadziorne spojrzenie. Gdy Kruczy "ukłonił się" swojej jednoosobowej widowni, w odpowiedzi otrzymał równie dostojny ukłon. Rudy uśmiechnął się szeroko – teraz na pewno nie zapomni o tym jak zniża się lot.
Rabuś spotykając na sobie wzrok Kruczego natychmiast spoważniał – choć nie udało mu się ukryć wcześniejszego rozbawienia.
Mam nadzieje, że nie zaliczę lądowania w jakiś krzakach! – Młody kiwnął głową i ustawił się przed swoim pasem startowym. Tak jak wcześniej, dla utrwalenia, powtórzył sobie parę machnięć skrzydłami. Wystartował trzymając swoją pierzasta parę kończyn w gotowości, tzn. lekko podkurczone do ciała, jednak w taki sposób, by nie stawiały oporu powietrzu. Gdy już wystarczająco się rozpędził, rozłożył skrzydła wyginając ich końcówki do środka, zamachnął się nimi klika razy zagarniając powietrze pod siebie i mocno odepchnął się od podłoża. Pysk skierował pod katem do góry i kilka razy podgarnął powietrze pod siebie, by uzyskać wysokość. Z początku szło mu to niezdarnie – w końcu to pierwszy raz, kiedy podejmuje się czegoś takiego. Bardzo ciężko szło mu ustabilizowanie lotu, co najpewniej spowodowane było wiatrem. Majtało nim w te i wewte, jednak starał się utrzymać łeb w pionie, by nie tracić orientacji w powietrzu. Gdy w końcu udało mu się zrównać ogon z resztą ciała pozostała mu jedynie kwestia obrania kierunku lotu. Zamieszanie, jakie wystąpiło na początku wyraźnie zniosło go trochę na bok, leciał też całkiem nisko, a przecież nie chciał zderzyć się ze skalną półką wąwozu, lub jakimś drzewem. Zgodnie z wskazówką Kruczego Rudy zamachnął się kilkukrotnie skrzydłami kierując masy powietrza jednocześnie pod siebie, by się unieść, i za siebie, by kontynuować lot do przodu. W tym momencie jedynym problemem były płatki śniegu wpadające mu do oczu. Jak na razie...
autor: Lisi Kolec
06 sty 2016, 21:50
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 84609

Lot? W sumie całkiem dobra opcja, bo w końcu skrzydła nie służą tylko do targania ich na grzbiecie. Rabuś rozłożył swoją pierzasta parę, spojrzał na nią tak, jakby chciał uzyskać pozwolenie na rozpakowanie swojej nieśmiganą dotąd zabawki, po czym kiwnął Kruczopióremu łbem.
Rudy wysłuchał wypowiedzi czarnołuskiego – instrukcja była znacznie krótsza od tej, którą otrzymał przy poprzedniej nauce. Stąd też do zadania podszedł trochę niepewnie. Co jeśli będzie tak jak z tym hamowaniem?
Coś czuje, że będzie bolało... – Powiedział pod nosem po czym ustawił się na... wyimaginowanej linii startu.
Żeby manewr lotu nie zakończył się klęska już przy pierwszym machnięciu skrzydłami młody wstrzymał się jeszcze na chwilę by przetestować ruch skrzydłami. Czyli to takie jakby zagarnianie powietrza pod siebie? Rudy rozprostował skrzydła, uniósł je do góry i rozprostował każdy paliczek pierzastch kończyn – budowa jego skrzydeł mimo wszystko bardziej przypominała standardowe smocze błoniaste skrzydła, tyle że pokryte piórami. Kilka razy machnął skrzydłami – do momentu kiedy rzeczywiście zaczął czuć opór powietrza i delikatne wybicie do góry. Zgodnie ze wskazówka Kruczego zagiął końcówki do środka, a skrzydła pod koniec lekko przechylił pod kątem do tyłu, a w jego rozumieniu – tak, aby pokazać wnętrze skrzydeł obserwatorowi z przodu. Skrzydła miały jednak skłonności do "ślizgania" się na powietrzu.
Dobra... już mniej więcej wiem...
Młody przybrał pozycję do biegu – przed nim mniej więcej dokładnie ta sama trasa, którą musiał wcześniej przebyć, z resztą całkiem równa. Wystartował spokojnie z czasem się rozpędzając. Skrzydła tym razem jednak trzymał luźno, rozpostarte, jednak nie zbierające powietrza. Machać nimi zaczął dopiero od pewnego momentu – najpierw nieco niepewnie, nieco przykurczając je do ciała, potem już pewniej, jednak z drobnym poślizgiem, następnie całkiem mocno, co poskutkowało lekkim uczuciem nieważkości. Kilka poprawnych powtórzeń pod rząd pozwoliło mu niezdarnie unieść się nad ziemię i poszybować nieco ponad ogon, może dwa, dalej. Oczy otworzyły mu się szeroko gdy zdał sobie sprawę, że jego łapy rzeczywiście straciły kontakt z podłożem. Podczas lądowania przechylił się nieco do tyłu, co było przyzwyczajeniem związanym z bieganiem, skrzydła ustawił nieco pod pion, po czym z poślizgiem zetknął się z ziemią i chwiejącym krokiem przeszedł jeszcze kawałek.
NIE BYŁOOOO TAK ŹLEEEEE! – Krzyknął – smoki dzieliła całkiem spora odległość. Rabuś nadrobił parę ogonów różnicy między nimi, po czym zatrzymał się. Biedak ledwo łapał powietrze, więc odczekał chwilkę, by nieco się uspokoić.
Na pewno coś zrobiłem nie tak... w sumie – trochę spanikowałem...
Młodemu przyda się jakaś rada – oderwanie się od ziemi wcale nie jest takie proste...
autor: Lisi Kolec
04 sty 2016, 18:52
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 84609

Zablokowała awans na rangę... ach... Niezbyt miłe uczucie, pewnie biedak trenował się należycie... Rabuś rozprostował skrzydła w przerwie między urywkami wypowiedzi Kruczopiórego. Coś uporczywie siedziało w jego głowie, ale nie mógł sobie przypomnieć o co chodziło... Młody zmarszczył z lekka brwi i odchrząknął cicho. No właśnie! Zapach...
Mówiłeś o zapachu... stąd wiedziałeś, że przychodzę ze Stada Wody, tak? – Rudy przechylił nieco łepetynę i zaciągnął się powietrzem. Rzeczywiście czuł jakiś zapach, ale ze względu na to, że oboje przebywają na terenach wspólnych już jakiś czas, nie był on aż tak intensywny.
Gdybyś mi nie powiedział, za nic nie domyśliłbym się, że jesteś ze Stada Ognia... – dodał po chwili namysłu.
Twój zapach jest jakiś taki... ostry? Nie wiem...

Rabuś otworzył szerzej oczy – futro, choć krótkie, nastroszyło się błyskawicznie. Jak zakładał Kruczy – psikus szybko postawił go na nogi – gdyby nie to, że aspirujący na czarodzieja serwował mu takie niespodzianki co chwila, pewnie teraz by podskoczył i za wszelką cenę starał się strzepnąć nieproszonego gościa. Zamiast tego jednak postanowił zacisnąć zęby i zmierzyć żuka... bo cóż by innego... piorunującym wzrokiem.
Mówisz, że za wygodnie mi się siedziało? – warknął zadziornie szczerząc zębiska.
Młody szybko przywołał się do porządku, po czym spojrzał na Kruczego z krzywą miną wzdychając przy tym ciężko. Stał tak przez chwilę wpatrując się w czarne ślepia...
...po czym uśmiechnął się od ucha do ucha mrugnąwszy czarnołuskiemu w odpowiedzi.
Zgrywam się tylko – pewnie!
Najwyraźniej rudy przejął dobry humor od Kruczopiórego. Jak wcześniej nie był zbyt chętny do zabawy, tak teraz rozpierała go energia.
autor: Lisi Kolec
02 sty 2016, 0:39
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 84609

Rabuś, gdy tylko zaspokoił swoja potrzebę, wstał i odruchowo otrząsnął się z wszystkiego co przyczepiło się do futra. Pewnie ten nawyk będzie mu towarzyszył jeszcze przez jakiś czas, zanim odkryje, że krótkie futro ma zupełnie inne właściwości niż jego dawna "szata". Rudy spojrzał się na Kruczopiórego i uśmiechnął się zadziornie pokazując zębiska, po czym nie tracąc kontaktu wzrokowego usadowił się wygodnie na... wcześniej wymoszczonym siedzisku.

Rudemu przez pewien czas towarzyszył uśmiech na twarzy... lecz to , co mówił mu Kruczy, było... właściwie trudno powiedzieć. Począwszy od pierwszych wypowiedzianych przez niego słów Rabuś zaczął zastanawiać się nad wszelkimi możliwymi sytuacjami, jakie mogły spotkać czarnołuskiego przed jego przybyciem na te ziemie. Został porzucony w młodym wieku, czy też jakimś magicznym sposobem wymazano mu pamięć, po czym przerzucono na ten świat... za barierę... Pod barierę? Nigdy o niej nie słyszał...
Młody spoważniał. Było mu też trochę żal – on sam pewnie w przyszłości z żałością będzie wspominał swoją młodość. Mimo wszystko starał się uśmiechać – tak na złagodzenie sytuacji i pokrzepienie ducha.

Poczuł pewnego rodzaju ciepło – nie tylko z tego powodu, że przyjacielskie objęcie to miły gest. Otwartość, jaką obdarzył go Kruczopióry mogła świadczyć również o jakiejś... zażyłości między nimi.
Rabuś bezgłośnie kiwał łbem, by dać swojemu rozmówcy znak, że wszystko do niego dotarło. Nie wiedzieć czemu, Kruczy przypominał mu teraz jego ojca – ten również był skory do rozgadywania się na poważne tematy i dawania mądrych rad. Tylko w tym konkretnym przypadku nie były to wywody na temat przygotowania do polowań, wielkich wypraw, czy też na temat innych, nieco bardziej przyziemnych spraw. Czarnołuski opowiadał mu swoją historię, jak i historię stada, o którym rudy miał od tej pory prawo mieć niezbyt przychylne zdanie...

Natłok myśli, jakie powstały w głowie Rabusia nieco przytłumił mu wszelkie zmysły. Śmiech Kruczego jednak szybko wytrącił go z tego transu – sam odpowiedział na to uśmiechem.
Nie, nieee... – odparł kiwając przecząco łbem.
Właściwie to... – Rudy zmarszczył nieco czoło szukając najbardziej odpowiedniego słowa.
Dziękuję za radę. – powiedział posyłając przy tym przyjazny uśmiech.
Młody odwrócił na chwilę wzrok. Taka rozmowa jest prawdziwą burza dla myśli, a ze świeżej głowy całkiem trudno wybrać coś wartościowego.
Nie wiem jeszcze wiele o stadach, w tym też o stadzie wody... Pewnie tak jak ty, będę musiał przekonać się na własnej skórze, czy dobrze trafiłem! – powiedział po chwili kierując spojrzenie w stronę Kruczego. Szczerze powiedziawszy w jego przypadku zapowiadało się całkiem nieźle – ale to być może z tego powodu, że znał wszystkie smoki powierzchownie, co może z biegiem czasu okazać się mylące...
autor: Lisi Kolec
30 gru 2015, 18:45
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 84609

/Się rozpisałam XDD

Rudy uśmiechnął się szeroko w reakcji na odpowiedź Kruczopiórego.
No, rzeczywiście miałeś ciekawe przygody. – odparł z rozbawieniem.
Pytałeś skąd moje imię, nie? Przezwali mnie tak kiedyś rodzice, po tym jak zwinąłem ciotce parę klejnotów... – Zmarszczył nos przypominając sobie całe zdarzenie. Jakoś się go ta ksywka uczepiła – szczerze powiedziawszy nawet nie pamięta, jak go wcześniej nazywali...
Rabuś zlustrował wzrokiem zbroje z łusek pokrywającą ciało Kruczego.
A więc to są łuski... fajnie wiedzieć! – Powiedział przekrzywiając przy okazji nieco łepek, by zerknąć także na skrzydła.
Skrzydła też masz jakieś dziwne... z reszta, jak i reszta smoków, które dotychczas spotkałem... To skóra, tak? – Młody spojrzał na swoją upierzoną parę kończyn. Z opowiadań jego ojca – bo oczywiście wtedy był zbyt mały, by sam się o tym przekonać – wynika, że pióra podczas lotu są niemal niesłyszalne, natomiast jeśli chodzi o błoniaste skrzydła – w jego plemieniu starsze smoki, które straciły podczas swojego życia dobre setki piór, posiadały skrzydła częściowo pokryte błoną.

Młody zamilkł na chwilę i otworzył szerzej oczyska czując, że jedno z ostrzy jest zdecydowanie za blisko jego ciała. Chyba będzie musiał się do tego przyzwyczaić, bo robota szła powoli...
Nie jestem stąd. – odparł krótko z lekkim zdziwieniem. W jaki sposób odkrył, że zapuściłem się najpierw na tereny wody?
Byłem już na terenach Wody, ale to nie znaczy, że od razu czuje się... członkiem tego stada. – dodał po chwili. Rabuś czuł się nieco wykiwany – widział już, że istnieje stado Ognia, Życia, czy też Cienia, ale nie miał pojęcia do którego ów smok należał.
A ty? Mieszkasz tu pewnie od urodzenia...

Rabuś uważnie słuchał wywodu Kruczopiórego – w sumie mniej więcej to samo mówił mu Cichy, ale skąd miał wiedzieć, że wszędzie jest tak samo?
Łatwo się domyślić, całkiem nieźle ci to wychodzi. – Normalnie Rabuś kiwnął by łbem, ale jako że do jego szyi własnie zbliżały się ostrza... wolał pozostać w bezruchu i mrugnąć oczami.
Kruczopióry z pewnością robił bardzo dobre wrażenie – prezentował swoje umiejętności na każdym kroku. Choć może nie w każdym przypadku...
Młody rozwarł szerzej oczy i syknął przez zęby. Niemal przygryzł sobie język – taki był zauroczony wyjątkowym pokazem magicznych zdolności. Zaciskając zęby starał się powstrzymać jęknięcie, które z pewnością byłoby doskonała skalą na określenie poziomu bólu – 5/10.
Widzę, że jednak masz zamiar pozbawienia mnie części ciała... – powiedział próbując zerknąć na wyrządzoną mu krzywdę. Kruczy jednak najwidoczniej nie chciał mu na to pozwolić – zimna woda cieknąca mu po ranie sprawiła, że Rudy gwałtownie odchylił łeb do tyłu zaciskając przy tym mocno wargi.
Piecze...

Rabuś całkiem szybko zapomniał o skaleczeniu, choć odruchowo umknął pierwszemu cięciu ostrza kontrolowanego przez Kruczego.
Niezwykle podobało mu się to, jak czarnołuski mówił o magii. Moc spełniania marzeń, tak? To jest coś. Mimowolnie Rabuś również uniósł łeb, tylko w jego przypadku mógł sobie pozwolić na zajrzenie w niebo. Zmrużył nieco ślepia oślepiony intensywną bielą. Przez chwile wpatrywał się w górę zastanawiając się, czy ta biel kruszy mu się na głowę, czy to tylko jego wyobraźnia.
Zaczął padać śnieg.
Serdecznie przedstawiam Ci przybysza z mojego domu! – powiedział uśmiechając się przyjaźnie. Śnieg towarzyszył mu zarówno przy narodzinach, jak i w pierwszych chwilach jego życia – był więc czymś wyjątkowym w oczach Rudego smoczyska.
A co do magii... – dodał po chwili kierując wzrok na swojego rozmówcę.
Chętnie skorzystam! Może nawet całkiem niedługo... – Uśmiechnął się, zaraz po tym marszcząc z lekka brwi. Minęło już, w sumie, całkiem sporo czasu. Pewnie niedługo będzie się trzeba zwijać... Tyle, że tym razem z pewnością zajmie mu to mniej czasu...
Młody zmarszczył nos zaraz po tym jak kępka futra opadła mu na nos. A cóż mogło to zwiastować...? Mgiełka rudawego futra opadła na ziemię zaraz po tym, jak Rabuś kichnął – raz, ale za to zdrowo. Rudy zamrugał parę razy powiekami, a następnie jak najszybciej pozbył się resztek futra łapą kręcąc nosem przy tym nosem z niezadowolenia. Śmiech jest zaraźliwy, tak więc i Rabuś zaczął chichotać zdając sobie sprawę z tego, jakie komiczne musiało być to wydarzenie.

Młody pod koniec strzyżenia wodził uważnie wzrokiem za ostrzami. Był to etap dopieszczania, więc chciał mieć pewność, że nie będzie pokryty łysymi plackami.
Obcięcie pisklęcego puchu odsłoniło świeżo wyrastającą sierść, a o dziwo sierść ta miała nieco inny kolor. Od tej pory ciało Rabusia pokrywało płoworude futro – przez grzbiet przebiegała ciemniejsza pręga, zaś podbrzusze nieco poszarzało. Przez podcięcie grzywy wyraźniejsze stały się namiastki brązowych rogów. Mimo wszystko nie nastąpiła całkowita zmiana umaszczenia – rudoczerwone futro wciąż gdzieniegdzie dominowało, zwłaszcza na puchatym, lisim ogonie.
Już? – zapytał z niedowierzaniem.
Całkiem szybko... albo po prostu czas szybko zleciał... – Młodu uśmiechnął się wesoło po czym energicznie strzepał resztki futra z całego ciała. Wygląda nieco inaczej niż wcześniej...
Rabus był już wyczulony na pewne gesty wykonywane przez Kruczego, które za każdym razem zapowiadały coś ciekawego... Znowu on?!?
Rudy wygiął się w łuk by sięgnąć zębami do swoich pleców. Żuczek łażący po plecach przyprawiał go o dreszcze, a z biegiem czasu ujawniło się swędzenie wywołane postrzyżynami. Tym razem jednak Rabuś miał pomysł, jak pozbyć się nieznośnego owada. Młody ugiął łapy i przeturlał się na plecy. No i dla pewności... wytarzał się energicznie w liściach, przy okazji dając ulgę dla swędzących pleców.

Wyszukiwanie zaawansowane