Smoczy Grzbiet

Kiedyś nazywane Kryształowym, teraz jest Zimne. Wprawdzie smoki mogą się tu spotkać, by porozmawiać, nawiązać nieco cieplejsze stosunki z osobnikami z innych stad, ale nie jest już tak jak kiedyś.
Złoty Bażant
Dawna postać
Małe i wredne
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1041
Rejestracja: 02 maja 2015, 13:48
Stado: Ziemi
Płeć: samiec
Księżyce: 1
Rasa: wężowy + morski
Opiekun: Najlepszy Wojownik

Post autor: Złoty Bażant »

A: S: 1| W: 2| Z: 1| M: 1| P: 2| A:2
U: W,B,Pł,L,Prs,Kż,A,O,MP,MA,MO: 1 | Śl,Skr: 2
Atuty: Magiczny, Szczęściarz, Bystrooki, Znawca Terenów

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

On także nie przepadał za zwyczajnymi atakami w walce z innym smokiem, no bo w walce ze zwierzyną ( o ile można to tak nazwać) ataki fizyczne były dobre ale ze smokiem… dość nudne. Jednak nauczyć trzeba się tego nauczyć, czy się to lubi czy nie.
Tak więc młody smok przystąpił do ataku, a z racji tego że był zręczniejszy niż silniejszy, to postanowił zaatakować pysk Umysłu swoimi szponami. Doskoczył więc do smoczych, uniósł lewą, przednią łapę i rozcapierzył swoje ostre pazurki, którymi wycelował dokładnie w tę część pyska Czarodziejki, gdzie ta miała nozdrza. Starał się zrobić to możliwie jak najszybciej, ale i nie chybić ( to już byłby szczyt wszystkiego, nie trafić w smoka stojącego obok)

//Ok. będę po obronie pisać atak i sorki za krótki post, ale nigdy nie umię wymyślać ataków fizycznych ;)

Licznik słów: 136
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Zabójczy Umysł
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 961
Rejestracja: 11 sty 2014, 17:13
Płeć: Samica
Księżyce: 0
Rasa: Skrajny

Post autor: Zabójczy Umysł »

A: S: 1| W: 3| Z: 1| I: 5| P: 1| A: 1
U: Kż: 1| M: 2| B,S,L,P,A,O,W,Skr,Śl: 3| MP,MO: 4| MA: 5
Atuty: Inteligentny; Niezdarny wojownik; Mistyk; Wybraniec bogów; Znawca terenów
Konkrety sa? Ano sa? tyle mi wystarczy xD

W pysk? Mokj pysk. O nie, nie nie. Nie dam poszatkowac mego pyska. Co to, to nie. Kiedy tylko Apokaliptycznuy doskoczyl na tyle (bez zmiany kierunku) na ile smoki uznaja przekroczenie granicy prywatnosci (tak na ogol) czym predzej odbilam sie z przednich lap i .. znalazlam sie szybciutko poza zasiegiem krwiozwrczyc szponow. Kilkadziesiat lusek dalej (w tyl) od miejsca gdzie wczesniej stalam.
Nad kolejnym (nie bardzo sie wyznawalam w tych wszystkich sztuczkach fizycznych) nieco sie zastanowilam – mysl pt. "co by tu wymyslic" – po czym postanowilam zaatakowac ogonem. Szybki obrocik i w strone przednich lap -na wysokosci kolan – lecial moj ogon.

Licznik słów: 111
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
5 gr na zwierzaka

ZwierzoKlik
Złoty Bażant
Dawna postać
Małe i wredne
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1041
Rejestracja: 02 maja 2015, 13:48
Stado: Ziemi
Płeć: samiec
Księżyce: 1
Rasa: wężowy + morski
Opiekun: Najlepszy Wojownik

Post autor: Złoty Bażant »

A: S: 1| W: 2| Z: 1| M: 1| P: 2| A:2
U: W,B,Pł,L,Prs,Kż,A,O,MP,MA,MO: 1 | Śl,Skr: 2
Atuty: Magiczny, Szczęściarz, Bystrooki, Znawca Terenów
O atak ogonem, tak ? Choć atak w łapy wydawał się nie tak straszny jak w łeb na przykład, to i tak, jakby nie patrzeć, trafienie usztywnionym, smoczym ogonem w łapy mogło skończyć się złamaniami a tego młodzik chciał uniknąć. Niestety nie mógł wzbić się w powietrze bo jego skrzydła, które przydawały się w pływaniu ale nie w lataniu, na nic się nie przydadzą. Potrafił jednak wysoko skakać i to właśnie zrobił. Kiedy ogon Umysłu był już o kilka szponów od łap Apokaliptycznego, ten wybił się tak mocno jak tylko potrafił w górę ze wszystkich czterech łap. Czas skoku powinien wystarczyć na to aby ogon Zabójczej świsnął nad ziemią nie trafiając Adepta, a zaraz po tym smok wylądował na ziemi, amortyzując lądowanie lekkim ugięciem łap. Z racji tego że smok był cały czas odwrócony przodem do atakującej, nie musiał się już odwracać.
To teraz była jego kolej na atak, ale czym by tu zaatakować. Ach smoki miały przecież zęby i to ostre zęby, dlatego Adept ponownie doskoczył do samicy, celując rozdziawioną paszczą wprost w jej pierś . Może ataki polegające na sile to nie jego specjalność, ale to była nauka i chodziło o wyszkolenie się, nie zabicie drugiego smoka, dlatego mógł Kolec atakować siłą. Wracając do ataku to jego szczęki miały się zacisnąć z jak największą siłą na piersi Zabójczego Umysłu, a co by mu to dało w walce ? Ano to że może w ten sposób uszkodzić nie tylko skórę i mięśnie ale i nerwy, naczynia krwionośne…wielki i bardzo silny smok pewno mógłby nawet pogruchotać w ten sposób kości ale raczej nie Tsunami.

Licznik słów: 264
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Zabójczy Umysł
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 961
Rejestracja: 11 sty 2014, 17:13
Płeć: Samica
Księżyce: 0
Rasa: Skrajny

Post autor: Zabójczy Umysł »

A: S: 1| W: 3| Z: 1| I: 5| P: 1| A: 1
U: Kż: 1| M: 2| B,S,L,P,A,O,W,Skr,Śl: 3| MP,MO: 4| MA: 5
Atuty: Inteligentny; Niezdarny wojownik; Mistyk; Wybraniec bogów; Znawca terenów
No,no, no. Pewnie sama bym na to wpadla. W sensie na wyskoczenie w gore. A jako, ze nie lubilam gadac (nie moje klimaty, niestety) skinelam tylko glowa. Raz ale z aprobata. Co zas d ataku Kolca to .. O. Takiego ataku to nie udalo mi sie jeszcze zobaczyc. Jakiem zyje. A zyje juz tu troszke, co nie?
Wiesz, ekspertem nie jestem ale wydaje mi sie, ze sam podkladasz mi sie pod atak. Wystarczylo zebym zamiast wybierac obrone na przyklad odskok (ktory zreszta uczynilam ale to Cii) do tylu wybralam bym cios lapa to bym Ci ta paszczecje ladwie zalatwila. To znaczy, moze akurat nie ja -bo ja sily mam tyle lasica ale ktos o wiekszych parametrach? Kto wie czy nie pokusilby sie o zlamanie Ci szczeki albo choc wybicie jej .. no .. z tego ... lini poziomej.
Zakonczylam z wielkim bananem. Usmiechem. No jak zwal, to zwal.
– Lepiej, zamierzajac na cudza piers, wybieraj pazury. Z lapa, oczywiscie. I mniejsze ryzyko dostania w przyslowiowy nos i wiekszy zakres ciecia.
Ah. Zapomnialam wspomniec (raczej rozwinac, tsa) watek obrony. A wiec (no bo nie zaczyna sie od slowa) kiedy tylko zobaczylam paszcze (otwarta) adepta natychmiast czmychnelam do tylu. Zgrabnym i zwinnym (wedlug mojego mniemania) odskokiem do tylu. Tak aby Apokaliptyczna szczeka mnie pozarla.
Dobra. Co by tu wymyslic? Ogon byl. Kwas tez byl no to pozostaja dwie rzeczy. I paszcza i pazury. Najpierwpaszcza. Zamierzalam doskoczyc do wodnego, nie wykonujac przy okazji zadnych slalomow czy odskokow, chcac pochwycic jego prawa, przednia lape. Czym? Ano mowilam, ze pyskiem. Szczeka znaczy. Gdybym ja chwycila (te lape) zamierzalam ja pociagnac nieco w moja strone . Oczywiscie bez przesuwania wlasciciela.

Licznik słów: 274
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
5 gr na zwierzaka

ZwierzoKlik
Złoty Bażant
Dawna postać
Małe i wredne
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1041
Rejestracja: 02 maja 2015, 13:48
Stado: Ziemi
Płeć: samiec
Księżyce: 1
Rasa: wężowy + morski
Opiekun: Najlepszy Wojownik

Post autor: Złoty Bażant »

A: S: 1| W: 2| Z: 1| M: 1| P: 2| A:2
U: W,B,Pł,L,Prs,Kż,A,O,MP,MA,MO: 1 | Śl,Skr: 2
Atuty: Magiczny, Szczęściarz, Bystrooki, Znawca Terenów
Właśnie dlatego Apokaliptyczny nie nadawał się na wojownika, ale co tam. Gdy tylko spostrzegł że Zabójcza zmierza w kierunku jego łapy ( albo raczej jej zębaty pysk) czym prędzej przemyślał strategię obrony, a jak się obronić przed tego typu atakiem ? Chyba najlepiej także w tym wypadku odskoczyć no bo samo odsunięcie łapy z lini ataku mogłoby się skończyć tym że przeciwnik trafi na przykład w brzuch co poczyni jeszcze większe szkody, również padnięcie na ziemię albo odturlanie nic tu nie da, ale, ale… można się także odchylić bez odskakiwania, tak ? W sensie nie specjalnie ruszając się z miejsca można zrobić szybki unik poprzez mocne odchylenie się w bok albo w tył ( w tym wypadku akurat w bok), poza zasięg szczęk atakującego i tak też Adept uczynił, starając się pozostać poza zasięgiem ataku a jednocześnie nie oddalać się zbytnio od przeciwnika. Zresztą lepiej by teraz uczynił błędy niż w realnej walce, prawda ?
Kiedy skończyła się jego obrona ( o ile w ogóle się udało mu uniknąć spotkania z zębami Umysłu) przystąpił do ataku. Tym razem spróbował zaatakować szponami lewe skrzydło Zabójczego Umysłu, a konkretniej to błonę lewego skrzydła, która była w koncu dość delikatnym i bardzo potrzebnym elementem ciała latających gadów. A czym tak właściwie atakował ? Ano szponami, dlatego posłał rozcapierzoną, lewą łapę w stronę wcześniej obranego miejsca na atak w celu rozcięcia błony skrzydła Czarodziejki.


//Taki ten mój post trochę pokręcony ;)

Licznik słów: 237
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Zabójczy Umysł
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 961
Rejestracja: 11 sty 2014, 17:13
Płeć: Samica
Księżyce: 0
Rasa: Skrajny

Post autor: Zabójczy Umysł »

A: S: 1| W: 3| Z: 1| I: 5| P: 1| A: 1
U: Kż: 1| M: 2| B,S,L,P,A,O,W,Skr,Śl: 3| MP,MO: 4| MA: 5
Atuty: Inteligentny; Niezdarny wojownik; Mistyk; Wybraniec bogów; Znawca terenów
//Nie wiem czy majac zlozone skrzydlo da sie zaatakowac blone. A juz na pewno smoka niepowietrznego. Co prawda mnie raz to sie udalo ale .. Trzeba bylo Jadzika, tfu! Oprawce, zapytac

O.o! Mamy problem bo znowu atakuja ale po kolei. Najpierw komentarz do obrony. Apokaliptycznego, oczywiscie.
Pomysl dobry ale lepszy efekt osiagnalbys gdybys odchylal sie do tylu, wraz z oderwaniem przednich lap. Chocisz nie. Wroc! To jest tylko moja opinia, opinia czarodzieja, ktory w walce z udzialem klow i pazurow za duzo nie ma do powiedzenia.
Skwitowalam nieco po namysle. Zupelnie jakbym namyslala sie nad slowami. Niemniej jednak moja paszczecja z klapnieciem (ale fajnie) sie zamknela.
Wracajac jednak do obrony. Tym razem mojej to ...
Nie czekalam zbyt dlugo. Odbilam sie jak pileczka od ziemi, odskakujac zgrabnie i zwinnie (to bylo zwinnie i zgrabnie, nooo!) parenascie szponow od Apokaliptycznego i jego lapy. Odskok, dla tych mniej kumatych, wykonalam w prawa strone. Swoja prawa.
– Mysle, ze tyle powinno wystarczyc
Niby prosta nauka, no i nie magiczna, ale doksztalcajaca. Dobrze od czasu do czasu sobie to i owo poprzypominac.

Licznik słów: 178
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
5 gr na zwierzaka

ZwierzoKlik
Administrator
Smoków Wolnych Stad
Smoków Wolnych Stad
Awatar użytkownika
Posty: 19209
Rejestracja: 30 paź 2022, 23:51

Post autor: Administrator »

Pierwszy raz od dawna smoczyca postanowiła wznieść się w przestworza. Ostatnimi czasy preferowała poruszać się drogą lądową, a to tylko dlatego, że w ten sposób zawsze istniała szansa, iż dostrzeże jakieś ciekawe znalezisko. Tym razem postanowiła zrobić sobie wolny wieczór. Kiedy tylko dotarła do Gór Yraio, uniosła się w przestworza i skierowała ku Wolnym Terenom, jak na nie mówili naiwni – aby odwiedzić te raczej unikane przez nią ostatnio miejsce.
Kierowała się na ostatnich ciepłych prądach ku Jeziorowi otaczającemu małą wyspę, chociaż ona sama jej celem nie była.
Chciała dostać się raczej do ciepłej zatoczki, gdzie mogłaby wygrzać się porządnie. Spadek temperatury nie był po myśli Cienistej, preferowała zdecydowanie cieplejsze klimaty, chociaż co prawda jako nosicielka częściowych genów północnego nie odczuwała chłodu tak dokuczliwie, jak zwykłe smoki.
Mimo to...
Lecąc nad jeziorem dostrzegła jednak Złotooką, uczącą walki tą... jak jej tam było, Sombre? Tak, chyba tak.
Zmarszczyła z niezadowoleniem nos i chcąc nie chcąc odbiła nieco bardziej na północ, gdzie wznosiły się dziurawe formacje skalne porośnięte mini laskami. Dziwne były to twory wyrastające z jeziora. Mgliście, wietrznie i chłodno. Do tego pełno tych przebrzydłych, skrzekliwych mew. Musiała jednak się tym zadowolić. Przynajmniej nikogo tam nie było, a ona mogła sobie odpocząć.
Tylko pozostawało kluczowe pytanie: czy ona w ogóle chciała być teraz sama? Samotność jej się dłużyła przez ostatnie księzyce, oznaczała monotonię i nudę, a ta smoczyca nade wszystko nie cierpiała bezczynności i braku zajęć. Gdyby chociaż było komu kwi napsuć, albo się podroczyć dla rozgrzania własnej zastałej krwi.
Westchnęła, podchodząc do lądowania. Musiała być niezwykle ostrożne. Chłodne prądy powietrza były tu niezwykle zdradliwe. Otaczały te grzbiety skał, wirowały i skręcały gwałtownie. Widziała to po zmagających się z wiatrem mewach. Nie miała ochoty roztrzaskać się o skały przez własną nieuwagę. To zniszczyłoby jej łuski na długie księżyce, a tego by nie mogła znieść!
W końcu opadła lekko na skalisty grunt pokryty miękkim zielonkawym nalotem. Szpony zazgrzytały metalicznie o skały, na co skrzywiła się z niesmakiem zwijając pierzaste skrzydła po bokach. Uniosła wyżej trójkątny, złoty łeb, rozglądając się raczej z zaciekawieniem dookoła. Musiała przyznać, że to miejsce miało swój nieodparty urok, pomimo tej wstrętnej wilgoci i młgdy unoszącej się znad jeziora. Niebo jednak zdążyło znacznie pociemnieć, a na wschodzie dostrzegła kilka pierwszych srebrnych błysków. Smoki twierdziły, że to Ślepia Przodków, chociaż sama odnosiła się do tej wizji raczej dwojako. Nie wiedziała, czy chciałaby, aby jej przodkowie – kimkolwiek byli – obserwowali ją z góry.
Ale nie, niech sobie patrzą, że pomimo tego, iż porzucili ją nie wierząc w jej możliwości, stała się kimś ważnym. A kto wie, może w przyszłości będzie jeszcze ważniejsza?
Zmrużyła powieki, uśmiechając się do siebie pod nosem z wyższością.

Licznik słów: 442
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
[ ŻERKA | CHAŁKA | KRUCZKE ]

Jeżeli potrzebujesz pomocy, rady lub zauważyłeś jakieś
nieprawidłowości – sprawdź do kogo najlepiej się zwrócić!


Czasami lawina uzależniona jest od pojedynczego płatka śniegu.
Czasami kamyk zyskuje szansę odkrycia, co mogłoby się stać, gdyby tylko odbił się w innym kierunku.
Niewinna Łuska
Dawna postać
Niewinny Dotyk
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1153
Rejestracja: 30 gru 2014, 0:08
Stado: Ziemi
Płeć: Samica
Księżyce: 28
Rasa: Skrajny
Partner: Płacz Aniołów

Post autor: Niewinna Łuska »

A: S: 1| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 3| A: 1
U: M,MA,MO: 1| B,A,O,Śl,Skr,W,MP: 2| L,Pł.S: 3
Atuty: Szczęściarz, Kruszyna
Postawił na wysoki lot, dla rozprostowania skrzydeł. Dawno tak nie latał. Gdy było się na takiej wysokości, zdawało Ci się, że wszędzie wokół Ciebie jest tylko pustka. Nad Tobą zieje nieskończona przepaść nieba, która swoim chłodem owiewa rozgrzane od lotu kończyny. Pustka zdaje się pochłaniać Cię z każdej strony. Gdzieś tam, daleko w dole, jest ziemia. Znajoma, jedyna, ukochana. Dom wszystkich których znasz, źródło pożywienia, rozrywki i miejsce gdzie możesz odpocząć. Całe twoje Życie. A ty? Unosisz się daleko, daleko od niej. Ledwo widzisz zarysy gruntu, a o dostrzeżeniu jakiejkolwiek sylwetki smoka doprawdy nie ma mowy. Jedynie te, które unoszą się do lotu. odcinają się na tle zieleni, jak malutkie nietoperze, wyruszające na nocne łowy. Nawet pora była dla tych niewielkich ssaków odpowiednia, słońce już dogorywało na horyzoncie. Z tej wysokości było widać ostatnie podrygi złotej twarzy, a z ziemi prawdopodobnie już nie za bardzo. Wszystko w tym gasnącym poblasku wyglądało pięknie. Wyglądałoby. Gdyby nie to nieustanne pieczenie w oczach, które w połączeniu z wiatrem powodowało co chwilę napływ łez, które bynajmniej nie były łzami wzruszenia. Raczej łzami irytacji. Kolejny raz wstrząsnął łbem pomiędzy uderzeniami rozłożystych skrzydeł, pozbywając się kilku kropel wilgoci, gromadzącej się na powierzchni drugiej pary powiek. Grah, gdzie złapał to paskudztwo?
Ponownie spróbował zogniskować wzrok na obrazie w dole. To co na górze, było po prostu nudne. Granat niebios ciągnący się w nieskończoność. Eteryczna bezczynność. To co roztaczało się pod nim, to już inna sprawa. Widział w zamglonej wizji łez i wiatru drobniuteńki świat, po którym zaczynała pełznąc wyciągnięta łapa mroku, zagarniając coraz to kolejne tereny pod swoje władanie. Armia złota i pomarańczy wycofywała się w panice na zachód, drżąc ze strachu przed przeważającym wrogiem pełznącej, cienistej plamy. Smoki powracały do swych legowisk. Od czasu do czasu jakiś skrzydlaty cień przemykał wyżej, lub niżej, najwyraźniej gnając w strachu przed zmianą władz. Nic dziwnego, kto chciałby przeprowadzić się do królestwa szarości i czerni? Monotonia kolorów nocy nie pociągała.
Czerwonołuski obserwował tą grę, jak płynna linia starcia mroku z jasnością przesuwa się ku niemu z każdą chwilą. Gdy nagle, coś zalśniło na samej granicy światła, uderzając go w i tak już obolałe oczy. Jakiś złoty obiekt, podejrzanie blisko. Zmienił trajektorię lotu, by widzieć lepiej. Smok. Nie jakiś ciemny cień smoka pogrążonego w półmroku, tak jak te wszystkie pozostałe, lecz najprawdziwszy smok, lśniący łuskami w ostatnich rozbłyskach słonecznych niczym szczery kruszec. Cóż to za gad? I dlaczego zbacza nie w tym kierunku gdzie powinien? W głąb terenów wspólnych, zamiast do własnego domu? Zaintrygowany samiec, zwolnił ruchy skrzydeł, by leniwie opaść w dół, zbliżając się do obiektu zainteresowania. Mroczna strefa pochłonęła gonioną sylwetkę, a on niemal stracił ją z oczu. Opadał raz na jedną ze stron, raz na drugą, to zawadzał o jakiś prąd powietrzny, wciąż tracąc na wysokości i klucząc niewidzialnym korytarzem powietrznym ciągnącym się za upatrzoną "ofiarą". W końcu postać zlała się w jedno z ponurym zarysem Smoczego Grzbietu. Opadła gdzieś pomiędzy skały. Kaszmirowy zamrugał, upewniając się, że ślepia nie płatają mu figli, po czym zapikował w dół.

Nie nasiedziałaś się zbyt długo, ciesząc się połowiczną samotnością wraz z Oczami Przodków. Po jakimś czasie, dotarł do Ciebie jednostajny i odległy dźwięk, najpierw ledwo słyszalny, wiszący gdzieś na skraju świadomości. Potem zaczął się zbliżać i zbliżać, aż przestał być możliwy do zignorowania. Łopot skrzydeł, za Tobą. Miarowy, powolny. Dwie wielkie płachty zagarniały zachłannie powietrze, gdy jakiś smok podchodził do lądowania. W końcu, po dłuższej chwili, dźwięk ustał, zastąpiony krótkim, głuchym uderzeniem łap o podłoże. Kaszmir złożył dostojnie wielkie skrzydła. Inaczej nie mógł tego uczynić, przez ich nieporęczna wielkość. A chętnie składałby je szybciej. Gdy skończył, strząsnął zmierzwioną grzywą, stając pewnie o sile własnych łap. Sondował powietrze wokół siebie krótkimi pociągnięciami nosa. To co wyczuł, nie było do końca tym, co chciał poczuć. Duszący zapach wilgotnego mgłą poranka, przydymionego bagnistym oparem. Cień. Skrzywił się delikatnie, ale po tak długim locie i wysiłku włożonym w "pogoń" i śledzenie obcej, nawet perspektywa spotkania jakiegoś Cienistego nie wydawała mu się taka zła. Jakoś się przemoże. Ruszył w stronę obcej postaci, już otwierając pysk do powitania. Gdy zauważył, że obca wcale nie była tak obca jak mu się zdawało. Po prawdzie, była mu wręcz zupełnie znana! Skrzywił się w półuśmiechu, patrząc zadziornie w jej stronę. Że też nie rozpoznał od razu tych lśniących złotem łusek.
– Wieczorny lot. Nic lepszego nad to, Leżąca Na Granicy – zadeklamował niskim głosem niemal powitanie. Ton samca wibrował nutą przekory, ale i pewnego rodzaju wesołości. Takiej złośliwej, ironicznej. Najwyraźniej był w lepszym nastroju niż poprzednio. Obserwował Cię z zaciekawieniem. Jak kot, który po raz pierwszy dostrzegł jeża i rozmyśla jak tu do niego podejść. Ogon czerwonołuskiego wahał się z boku na bok. Zaintrygowany. Mogło to wywnioskować nawet wyjątkowo niewprawne oko.

Licznik słów: 781
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~ ~ ~
Z przyjemnością nauczę Cię wszystkiego co wiem.
~ ~ ~

Obrazek
Atuty:

~Szczęściarz
Skoro mnie spotkałeś, rzeczywiście musisz mieć dużo szczęścia.
W przypadku akcji rozsądzonej niepowodzeniem (lub akcji utrudnionej) Atut daje automatyczny 1 sukces.
~Kruszyna
Nie, na prawdę, tyle mi wystarczy. Weź resztę...
Smok uzyskuje status sytość po zjedzeniu 3 jednostek mięsa zamiast 4.

Tutaj są wszyscy których uczę...

A tutaj KP


Kompan: Żywiołak ziemi Neder
Słodki, mały niedźwiadek

https://www.smoki-wolnych-stad.pl/viewtopic.php?p=193772#193772

Avek i pixelek by Brutal
Administrator
Smoków Wolnych Stad
Smoków Wolnych Stad
Awatar użytkownika
Posty: 19209
Rejestracja: 30 paź 2022, 23:51

Post autor: Administrator »

Smoczyca podeszła bliżej krawędzi srebrzystych, postrzępionych skał spowitych częściowo mglistą powłoką mgieł prześlizgujących się nie tylko pomiędzy ostrymi krawędziami, ale również otulających podnóża wiekowych, więźlastych drzew. Kolana ich wystawały, niczym samotne wyspy nad to mgliste, falujące cielsko.
Gdzieś cykały świerszcze, niebawem już zapomniane na okres martwej natury, czy też może raczej uśpionej.
Tak, czy inaczej stanęła przy krawędzi wczepiając rubinowe szpony w skały, trójkątny łeb unosząc wyżej. Było w niej wiele dostojeństwa, chociaż w tym półmroku, woalu nadchodzącej nocy zatraciła pewną wyniosłość. Oblicze smoczycy zdawało się zarówno łagodne, jak i ostre, gdy lazurowe ślepia otoczone głębią czerwieni wpatrywały się w nieboskłoną, błyszcząc odbitym światłem Oczu Przodków.
Nie myślała chyba o niczym konkretnym. Ta cisza miała w sobie coś kojącego, nawet jeżeli z początku wydawała jej się raczej odstręczająca. Wody Jeziora marszczyły się delikatnie, błyszcząc, gdy na nieboskłon wschodził Biały Cień.
Wtedy też w szumie wiatru dosłuchała się łoskotu jakiegoś, gromu, niczym zstępująca z nieba błyskawica uderzająca w atmosferę, obwieszczająca swe przybycie.
Uniosła łeb eszcze wyżej i rozejrzała się, węsząc w powietrzu, koniuszkiem języka smakując powietrze. Dostrzegła też i sylwetkę, raczej sporą, ciemną na tle jeszcze ciemniejszego nieba okraszonego srebrzystą poświatą Pana Nocy.
Nie rozpoznawała sylwetki, a zapach, jak na przekór nie mógł do niej dotrzeć, gdyż wiatr wiał od niej ku intruzowi, który najwyraźniej również ją dostrzegł. Obniżał właśnie lot, aby wkrótce zniknąć za poszyciem łysiejących drzew.
Serce w piersi Uzdrowicielki poczęło bić mocno, nie wiedząc, czego się spodziewać, chociaż na pewno nie odczuwała lęku. Raczej fascynację, podekscytowanie możliwością zagrożenia. Złociste wargi rozciągnęły się w nieco drapieżnym, acz pięknym uśmiechu, gdy szelest zaanonsował intruza.
Wpatrywała się w sylwetkę nabierającą kształtu i wyblakłych barw charakterystycznych dla tej pory dnia. Lazurowe ślepia lustrowały go uważnie, raczej nieco kpiąco, aż zalśniło w nich zrozumienie, gdy go rozpoznała.
To ty – mruknęła pod nosem, mrużąc powieki.
Gdy zbliżył się, zadarła nieco spiczasty podbródek, uśmiechając się jednym kącikiem pyska, ironicznie, zadziornie. Długi, karmazynowy ogon wił się za nią, odbijał płynnie z boku na bok, niczym wstęga puszczona na wiatr.
Zdumiewające, że nie wpadłeś na żadne drzewo, Tykający Pazurem – odmruknęła z kpiącym rozbawieniem, podchodząc ku niemu. Widziała nawet teraz, że jego oczy są podpuchnięte, lekko zaczerwienione.
Czy chciała mu pomóc?
Hm, ciężko powiedzieć, raczej widziała w tym ukryty cel. Nie wiadomo kiedy przed nimi zawisła marmurowa, czerwona miseczka przetykana złotymi żyłkami. Idealnie gładka, lśniąca niczym kamień szlachetny w promieniach Białego Cienia. A w niej znajdował się parujący płyn. Zaś nad kłebami bezwonnej pary zawisły dwa płatki kwiatu i wpadły do środka delikatnie. Tkwiły tam zaledwie chwilkę, a potem uniosły się nad miseczkę,s tygnąc w chłodnym powietrzu, by podfrunąć do samca i przykleić sie do jego powiek.
Sama Uzdrowicielka, jakby nigdy nic, zbliżyła się jeszcze bardziej, unosząc pazurzastą lewą łapę, by musnąć czerwony polik samca, nie obawiając się go w żaden możliwy sposób. Była chyba rozbawiona, gdy przelała do jego ciała krwistą energię opalizująca na koniuszkach jej palców. Zlokalizowała skupiska bakterii w ślepiach i usuneła je wszystkie, a także inne drobnoustroje. Potem poczęła regenerować pęknięte naczynka krwionośne, pilnując aby były drożne, elastyczne i naturalnie wytrzymałe. Pobudziła gruczoły oka do pracy, aby nawilżyć oko, przelała więcej mocy do jego ciała. A potem przerwała połączenie.
Może teraz będziesz mógł lepiej widzieć swą rozmówczynię – zamruczała ironicznie.

Licznik słów: 541
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
[ ŻERKA | CHAŁKA | KRUCZKE ]

Jeżeli potrzebujesz pomocy, rady lub zauważyłeś jakieś
nieprawidłowości – sprawdź do kogo najlepiej się zwrócić!


Czasami lawina uzależniona jest od pojedynczego płatka śniegu.
Czasami kamyk zyskuje szansę odkrycia, co mogłoby się stać, gdyby tylko odbił się w innym kierunku.
Niewinna Łuska
Dawna postać
Niewinny Dotyk
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1153
Rejestracja: 30 gru 2014, 0:08
Stado: Ziemi
Płeć: Samica
Księżyce: 28
Rasa: Skrajny
Partner: Płacz Aniołów

Post autor: Niewinna Łuska »

A: S: 1| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 3| A: 1
U: M,MA,MO: 1| B,A,O,Śl,Skr,W,MP: 2| L,Pł.S: 3
Atuty: Szczęściarz, Kruszyna
Tak bywa, że znikąd w powietrzu pojawiają się jakieś przedmioty. No, przynajmniej jeśli jesteś smokiem. Wtedy materializacja to dla Ciebie codzienność. Nawet Kaszmir, który nie przepadał za magią, za to był bardzo wyczulony na jej obecność, nie zdziwił się za bardzo faktem, że pięknie wypolerowane kamienne naczynie zawisło praktycznie przed jego nosem. Pozostawało jedynie pytanie... po co? Samiec uniósł jeden łuk brwiowy, delikatnie przekrzywiając łeb. Co ona kombinowała? Poczuł kolejne drgnięcie maddary przed sobą. A zaraz potem dwa płatki jakiegoś zielska leciały prosto w kierunku jego oczu!
– Hej, hej! Co ty ro... – plask! Płatki czegoś, co niewątpliwie pachniało ładnie, nagle przykleiły się do jego oczu. Zmarszczył nozdrza i parsknął z dezaprobatą, aby bezgłośnie strofować brak jakiegokolwiek ostrzeżenia. Ale nie protestował w ciągu całego procesu leczenia.
A więc uzdrowicielka. Jesień, Wieczny, a teraz ona. Czy od jakiegoś czasu spadło na niego fatum i życie towarzyskie już nigdy nie wykroczy poza krąg smoków zajmujących się leczeniem? Nie, żeby narzekał. Właśnie był ofiarą najlepszego przykładu, że obcowanie z uzdrowicielami ma więcej zalet niż wad. Szczególnie jeśli jesteś kimś, kto nie może usiedzieć spokojnie w miejscu, jeśli przez księżyc przynajmniej trzy razy nie odwiedził areny. A do tego, medycy zawsze ładnie pachną. Rozbawiony, wciągnął nosem trochę powietrza, gdy zbliżyła się do niego Karminowa, smakując delikatnie jej woni. Potem maddara zaczęła drażnić jego ślepia, wywołując dziwne uczucie, od którego żołądek ściskał się minimalnie do środka. Mogłaby teraz wysadzić moje oczy w powietrze – pomyślał tylko, gdy ta kończyła już zabieg. Jednak z jakichś niewiadomych przyczyn jej ufał. Przynajmniej w tej materii. Nie tylko sama profesja ją zobowiązywała, ale... To jak się kłócili poprzednio przy granicy. Jej argumentacja była prosta i rzeczowa, nie grała na emocjach, nie uciekała się do obelżywych sztuczek, tak jak to czynili pozostali Cieniści, w swojej idiotycznej retoryce. Dlatego bez strachu, może nawet z dużą dozą naiwności, oddał się pod chwilową opiekę obcej smoczycy. W końcu – kto nie ryzykuje, ten nie żyje! Z dozą obawy otworzył ślepia, kiedy okład już się od nich odkleił. Zamrugał parę razy, z ulgą stwierdzając, że jednak widzi. I to jak widzi! Obraz w prawdziwym full HD! Nie przypominał sobie, żeby wszystko miało tak ostre kontury i wyraźne kolory już od dawien dawna. Ale jazda! A przecież leczenie ślepi, to nie taka łatwa sprawa.
– Dzięki, niezła wprawa, jak na Cienistego – skomentował z uznaniem, ciesząc się darem normalnej wizji. Uśmiechnął się zawadiacko, możne nawet bardziej do siebie, niż do rozmówczyni. W końcu nie było nic gorszego, niż utrata kontroli nad własnym ciałem. Zrzucenie z siebie ciężaru choroby to jak ponowne wejście na sam szczyt smoczego świata!
– Tak, zdecydowanie lepiej – powiódł wzrokiem po złotych łuskach i bujnej grzywie samicy. Miała nietypowy łeb. Bardzo samiczy, dość drobny, ale jednocześnie trochę drapieżny w swojej ostrej budowie. Sprawiało to przejmujące wrażenie, że pod tymi ciekawie uformowanymi łuskami kryje się ktoś nietuzinkowy. Tylko czy ta oryginalność będzie fortunna dla Kaszmira, czy raczej nie? – A jest na co popatrzeć.
Skończył wyprowadzać swoje ślepia na spacer po jej ciele i wrócił do kontaktu wzrokowego. Wydawał się być po prostu szczery. Nie słychać było teraz w jego głosie ani złośliwości, ani ironii, ani nawet próby naciągnięcia rzeczywistości dla sobie tyko znanych celów. Ocenił jej wygląd jak wprawny rzeźnik, przed podaniem obiadu do stołu. Zwykle nie mówił tego na głos. Ale ciało każdego ze smoków było dla niego jak otwarta księga. Każda emocja odciskała głębokie piętno na nawet najdrobniejszych całej drgnieniach smoczej istoty. A czerwonołuski dobrze rozumiał te sygnały. Sam był ich największym nadajnikiem, z którego każda myśl natychmiast uwidoczniała się w gwałtownych ruchach i niekontrolowanych tikach ogona, skrzydeł, czy też niesfornego łba.
– No to ile płacę, uzdrowicielu? – zapytał przekornie, głosem przywodzącym na myśl podkradającą się pumę, która czeka na nieopatrzny ruch swojej ofiary. A zaraz potem uśmiechnął się. Ale ten uśmiech, on był najzwyczajniej w świecie miły! To niesamowite, Kaszmir obdarzył Cienistego jakimś nie neutralnym gestem, a wręcz gestem balansującym na granicy przyjacielskiej akceptacji! Tak drobna przysługa, a jak lepiej od razu wszystkim na świecie. Gdyby Cienie nie zaczynali swoich codziennych konwersacji od wyzwisk i pogróżek, może wszystko układałoby się zupełnie inaczej? W końcu Kaszmir miał z nimi wiele wspólnego. Na przykład temperament. I dumę. I kilka innych rzeczy, które na co dzień skrzętnie maskował, pod subtelnym woalem uprzejmości.

Licznik słów: 713
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~ ~ ~
Z przyjemnością nauczę Cię wszystkiego co wiem.
~ ~ ~

Obrazek
Atuty:

~Szczęściarz
Skoro mnie spotkałeś, rzeczywiście musisz mieć dużo szczęścia.
W przypadku akcji rozsądzonej niepowodzeniem (lub akcji utrudnionej) Atut daje automatyczny 1 sukces.
~Kruszyna
Nie, na prawdę, tyle mi wystarczy. Weź resztę...
Smok uzyskuje status sytość po zjedzeniu 3 jednostek mięsa zamiast 4.

Tutaj są wszyscy których uczę...

A tutaj KP


Kompan: Żywiołak ziemi Neder
Słodki, mały niedźwiadek

https://www.smoki-wolnych-stad.pl/viewtopic.php?p=193772#193772

Avek i pixelek by Brutal
Zbierający Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Posty: 179
Rejestracja: 19 sie 2015, 22:45
Stado: Waham się
Płeć: Samica
Księżyce: 26
Rasa: Skrajny
Partner: Zjem ciem...

Post autor: Zbierający Kolec »

A: S: 3|W: 1| Z: 2| I: 1| P: 1| A: 2
U: B,W,MP,A,L,Śl,Skr,MA,MO: 1| S: 2
Atuty: Silny
Adept postanowił uciąć sobie tutaj drzemkę, po tym całym treningu. Czuł się jak zwłoki, zrobił dzisiaj tak dużo... Chwila odpoczynku nie zaszkodzi. Schował się w między wysokimi krzewami i trawami, znikając z oczu każdemu kto tutaj by przyszedł. Czasoprzestrzeń się zagięła i już po chwili się obudził, nastał wieczór a słońce zachodziło. Spojrzał więc w jego stronę, wyciągając swój łeb i szyję nad rośliny w których się schował. Myślami biegał tu i ówdzie, myśląc o przeszłości i swojej przyszłości. Zastanawiał się nad swoim nowym imieniem. Łowca Nagród? Zbierający Trofea? Może Zbierający Doświadczenie? Zbieracz Trofeów? A może coś innego na przykład Wojenny Sojusznik... Pasowałoby nawet do jego przyszłej rangi Tkacz Ran albo coś ze śmiercią... Wiedział że jako przyszły wojownik musi się z nią pogodzić. W sumie nawet się nie bał, był wręcz ciekaw co dzieje się po drugiej stronie. Chciałby tam być ale musi tutaj zostać... eh, te całe stado i inne. Po co tworzyć takie ograniczenia? Nie można by było... I tak dalej i tak dalej, myśli przelewały się przez niego i czas leciał a on nadal tak siedział i myślał.

Licznik słów: 182
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Jeździec Apokalipsy
Dawna postać
Kiara Odrodzona
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1053
Rejestracja: 02 cze 2015, 15:44
Stado: Umarli
Płeć: Samica
Księżyce: 73
Rasa: Drzewny
Partner: Cichy Potok

Post autor: Jeździec Apokalipsy »

A: S: 1| W: 2| Z:2| I: 1| P: 2| A: 2
U: MO,Kż: 2| B,L,P,S,Sl,W,M,Skr,MP,MA: 3| A,O: 6
Atuty: Zwinna; Chytry Przeciwnik; Czempion; Utalentowany; Ostateczny Cios
Ostatnio wojowniczka stała się zbyt aktywna. Coraz częściej opuszczała tereny Cienia, aby móc w swobodzie pozwiedzać. Nie narzekała już na brak towarzystwa, aczkolwiek nie pogardziłaby, gdyby poznała kogoś nowego.
Tymczasem jednak wyczuła woń, za którą niekoniecznie przepadała. Za wonią tych buntowników, których nie powinno być. Cienista zmrużyła ślepia, dostrzegając wodnego adepta. Rozszarpała by go raz-dwa, jednak nie zamierzała brudzić sobie łap jego krwią. Może kiedyś to zrobi.. kto wie.
Z gracją podążała przed siebie, wysoko unosząc łeb. Nie traciła jednak czujności, bowiem nie była tutaj sama. Kątem oka spojrzała w stronę młodego, aby zobaczyć czy niczego nie kombinuje. Dopiero po chwili uznała, że jest bezpiecznie i nie ma o co się martwić.
Siadła więc na ziemi, owijając łapy ogonem i spuszczając nieco łeb ku dołowi. Na moment zamknęła ślepia, relaksując się chwilą. O tak, cisza stała się jej nowym przyjacielem.

Licznik słów: 140
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Zawsze trzeba działać. Źle czy dobrze, okaże się później. Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się.

A T U T Y
I – Zwinny
Jednorazowo +1 do Zręczności.
II – Chytry Przeciwnik
W czasie pojedynku/misji/raz na dwa tygodnie w polowaniu/wyprawie smok może utrudnić akcję swojego przeciwnika, który ma dodatkowe +1 do ST.
III – Czempion
Raz na walkę smok ma 1 dodatkowy sukces do ataku fizycznego. Dodatkowo raz na miesiąc podczas modlitwy w świątyni otrzymuje dar od swojego patrona.
IV – Utalentowany
Smok może wyuczyć się dwóch umiejętności na poziom 6, ale wtedy nie może mieć żadnej na poziomie 5 i tylko jedną na poziomie 4. Atut nie ma wpływu na niższe poziomy U.
Niemożliwe do wybrania wraz z Uzdolnionym.


P R Z E D M I O T Y
Pożywienie:
38/4 mięsa, 6/4 owoców
Kamienie Szlachetne:
turkus, rubin, 2x szmaragd
Administrator
Smoków Wolnych Stad
Smoków Wolnych Stad
Awatar użytkownika
Posty: 19209
Rejestracja: 30 paź 2022, 23:51

Post autor: Administrator »

Nie mogła się nie uśmiechnąć, widząc prawdziwe zdumienie samca. Tak, to prawda, że Cieniści uchodzili za krwiopijców – niemal sie nie roześmiała na to porównanie, które w jej przypadku było tak abstrakcyjnie prawdziwe – bezmyślne istoty powołane do zabijania, okrutne, bezwzględne. Dumni, wyniośli, pewni siebie.
Te ostatnie cechy były jak najbardziej prawdziwe i sądziła, że dobrze świadczyły o ich grupie. Nie podobały jej się inne etykiety, które do nich przylgnęły po beznadziejnych wyczynach Ankaai i Antrasmera, a pewnie i innych, którzy brali fałszywy przykład z ich osób.
Najgorsze było to, że Ankaa miała naprawdę duży wpływ na młodzież Cienia, wpajała im fałszywe postrzeganie świata, jak i siebie samych, uczy okrucieństwa i obojętności. Tylko lojalność jest jej mocną stroną, chociaż nieco wypaczoną.
Tak, czy inaczej zwieńczyła swe dzieło oczyszczeniem ślepi samca z wyschniętych listków, dodała nieco Maddary i mogła być z siebie dumna.
Naprawdę była stworzona do wielkich rzeczy. Leczenie smoczych ciał nie przysparzało jej wielu kłopotów. Zawsze robiła wszystko idealnie, ale momentami... po prostu poddawała się pysze i brała na siebie więcej, niż w jednym dniu jej ciało mogło znieść, stąd jej nieliczne niepowodzenia, które brała jako skazę na swej nieposzlakowanej opinii.
Uśmiechnęła się lekko, może nieco dumnie, kiedy samiec otworzył powoli ślepia. Wiedziała, że sprawiła się najlepiej, jak mogła i chyba nikt nie zrobiły tego lepiej.
Tak, tak, napatrz się, samcze. A masz na co – pomyślała z niejakim rozbawieniem, może i odrobiną pychy.
Cóż, nie była idealna, wiedziała o tym. Była trochę narcystyczna i zapatrzona w siebie, ale kto mógł jej tego zabronić? Musiała wszakże znać swą wartość!
Przewróciła ślepiami, słysząc jego pierwsze słowa.
Wbrew pozorom mamy czym się pochwalić – odpowiedziała pół żartem, pół poważnie, przymrużając lekko powieki.
Przycupnęła lekko na zadnich łapach, układając delikatnie ogon od swej prawej strony. Pierzasto kolczasta końcówka przesunęła się miękko po przednich łapach smoczycy, aż oplotła prawą łapę na wysokości nadgarstka.
Uniosła nieco wyżej trójkątny łeb, przechylając go nieznacznie na prawo, pozwalając mu patrzeć do woli. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie sprawia jej to przyjemności. Samiec po prostu pewnie nieświadomie łechtał w tej chwili jej ego, zwłaszcza swym dosyć lakonicznym, ale jakże trafnym komentarzem!
Uśmiechnęła się leciutko, całkiem uroczo, spuszczając nieco wzrok, ale bynajmniej nie w fałszywym zawstydzeniu, ale aby móc samej go ocenić.
Ostatnim razem nie miała ku temu najlepszych warunków. Była wtedy nazbyt zajęta samą sobą, aby przejmować się nim.
Oceniła opływowe kształty, delikatne raczej, przylegające do ciała czerwone łuski w jednolitej tonacji. Smukłe łapy, wyraźnie rysujące się pod pancerzem ścięgna i mięśnie. Zdradzały nie siłę, ale raczej... zaradność. Jaśniejsze błony, błekitna czupryna.
Dosyć ciekawy okaz samca. Nie najbrzydszy, ale i nie słodki w ten zniewieściały sposób. Chociaż kochała piękno i poszukiwała go wokół siebie, jak i uwielbiała się nim otaczać, uważała, że każdy posiada swoją formę i nawet surowe kształty były pełne uroku. Samce podobne do samic były... słodkie, ale za grosz "samcze". Czasami odnosiła wrażenie, że większość samców... zapomniała o swej roli i to samice powoli, acz nieubłagalnie ją przejmują.
Żenujące. Jak jakaś samica może z takimi wybrykami chcieć posiadać potomstwo? Co też mogli dać im dobrego w genach?
Ty też masz potencjał, jak na smoka Życia – odrzekła w końcu całkiem poważnie, chociaż po mimice smoczycy znać było, że nie kpi sobie, a zachowuje raczej dosyć luźny, żartobliwy ton.
Poprawiając ułożenie skrzydeł spojrzała w bok, machnąwszy lekko lewą przednią łapą.
Ach, kiedyś zapewne przyjdzie na to czas. Kto wie, może znajdę się w opałach i uratujesz mnie przed szponami jakiejś watahy? – wymruczała dźwięcznym głosem, uśmiechając się półgębkiem.

Licznik słów: 585
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
[ ŻERKA | CHAŁKA | KRUCZKE ]

Jeżeli potrzebujesz pomocy, rady lub zauważyłeś jakieś
nieprawidłowości – sprawdź do kogo najlepiej się zwrócić!


Czasami lawina uzależniona jest od pojedynczego płatka śniegu.
Czasami kamyk zyskuje szansę odkrycia, co mogłoby się stać, gdyby tylko odbił się w innym kierunku.
Niewinna Łuska
Dawna postać
Niewinny Dotyk
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1153
Rejestracja: 30 gru 2014, 0:08
Stado: Ziemi
Płeć: Samica
Księżyce: 28
Rasa: Skrajny
Partner: Płacz Aniołów

Post autor: Niewinna Łuska »

A: S: 1| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 3| A: 1
U: M,MA,MO: 1| B,A,O,Śl,Skr,W,MP: 2| L,Pł.S: 3
Atuty: Szczęściarz, Kruszyna
Z pewną dozą zdziwienia zaobserwował, że samica obraca się pod jego wzrokiem, tak by mógł lepiej popatrzeć. Na prawdę nie mógł wyjść z rosnącego szoku! To było jak zupełne zaprzeczenie wszystkiego, co wiedział o Cieniu z doświadczenia. Na przykład taka rozmowa z Jeźdźcem Apokalipsy. Gdy oceniał ją swoim badawczym spojrzeniem, ona zupełnie nie załapała o co mu chodzi. Nie pochwyciła tego delikatnego uznania dla jej surowej, stanowczej aparycji. Zbyła go krótkim "na co się gapisz". Po ich spotkaniu, był zupełnie przekonany, że w Cieniu nie pozostała żadna samica, która zachowała cechy przystające jej płci. Jak chociażby... pewna subtelność? Drapieżność zatopiona w cieniutkiej warstewce delikatności... Albo nawet ta miękkość ruchu podkreślająca idealnie ich lżejsze, dużo misterniej zbudowane ciała. Eleganckie gesty. Samice zawsze kojarzyły mu się z wielkimi kotami. Gdyby jakaś smoczyca potrafiła poruszać się w taki sposób, w jaki kroczą pantery lub żbiki, z pewnością oszalałby na jej punkcie. Ale odrzucając na bok marzenia. Kalina przede wszystkim mówiła w sposób, jaki przystawał istocie myślącej i niejednoznacznej. W porównaniu z Jeźdźcem Apokalipsy, no cóż, wypadała jak smok w porównaniu do, nie ujmując, goblina. To była prawdziwa intelektualna przepaść. Przez chwilę zatonął w jej ślepiach, w ogóle nie starając się ukryć uznania. Dopiero po chwili uświadomił sobie co on wyprawia i zmitygował się z lekka, unosząc łeb i przestając wpatrywać się w nią tak intensywnie. Trwało to może... z 20 sekund? Nie dłużej niż kilka uderzeń serca.

Kolejnym zaskoczeniem było, gdy zamiast złośliwością, odpowiedziała na jego zadziorną pół-pochwałę podobnym stwierdzeniem. Jak na smoka Życia... Najwyraźniej i ona nie miała zbyt chlubnej opinii o jego stadzie. To akurat zupełnie go nie zdziwiło. Były to dwie rodziny smoków, będące dla siebie jak (hehe) ogień i woda. Nigdy nie będą w stanie dość do porozumienia, nawet jeśli pojedyncze osobniki wyłamują się z tego schematu. Tymczasem uzdrowicielka była taka rozluźniona i naturalna w tym co mówiła... Dawno nie spotkał kogoś, kto rozmawiałby z nim w taki sposób. Mógł z nią po prostu... podroczyć się? Niezobowiązująco pożartować, nie narażając się na falę obelg i śmiertelne groźby? Tak bardzo mu tego brakowało.

W końcu Cienista odpowiedziała mu na jego ostatnie pytanie. Było one zadane na wpół poważnie. Tak na dobrą sprawę, to zastanawiał się dlaczego ona to zrobiła. Wciąż podejrzewał, że miała w tym do niego jakiś interes. Ale okazało się, że wręcz przeciwnie. I odpowiedziała mu. Ale w jaki sposób to zrobiła! Znowu ta lekkość, ta gracja, cała ta osobowość. Jej głos. Serce samca przyspieszyło. Nie spodziewał się tego. Ona była taka młoda. A tak bardzo chciał ją posiąść. Dlaczego?
– Kaszmirowy Dotyk – stwierdził nagle, próbując zagłuszyć dziwne, wewnętrzne podszepty. – Chyba w końcu wypada się przedstawić.
Nie uśmiechał się już w ten przymilny sposób co poprzednio. Patrzył na nią ze skupieniem i uwagą, jak na niesamowite zjawisko pogodowe albo jakiś cud natury. Tylko w ślepiach było widać, że rozgrywa się wewnątrz niego jakaś walka. A on czuł, że walczy nie ze sobą, ale z siedzącą przed nim smoczycą. W takim wypadku, nie mógł tak po prostu dalej się szczerzyć. Podobno najważniejsze jest pierwsze wrażenie. Kaszmir doświadczył tego teraz tak bardzo boleśnie i dogłębnie. On nie chciał czuć tego wszystkiego. Nawet nie znał tej samicy. Powoli zaczynał żałować, że nie jest ona bezmyślnym barbarzyńcą, tak jak wszyscy jej pobratymcy. Mógłby wtedy wrzucić wszystkich z tego stada do jednego wora i mieć to kategorycznie z głowy.
– Z chęcią wyrwałbym Cię ze szponów jakiejś bestii – zdecydował się odpowiedzieć, wstając i podchodząc do niej naturalnym, nieśpiesznym krokiem. – Byłby to dla mnie zaszczyt, kwiecie znaleziony w mroku.
Znalazł się przy jej boku, może nieco dalej niż na na odległość wyciągniętej łapy. Dlaczego? Tajemnica została rozwiana błyskawicznie. Przyjrzał Ci się krytycznie ze swojej zmienionej pozycji. Po czym odsłonił lekko kły, przytakując jakby ze zrozumieniem. Zmrużył ślepia w zachęcającej do zabawy wesołości, trochę jak pisklę zachęcające brata do gonitwy. Jednak w wykonaniu dorosłego gada, taki gest nabierał zupełnie innego znaczenia, niż zabawa w berka.
– Przy czym nie wydaje mi się, żebyś miała większe problemy z obronieniem siebie. Jesteś nietypowa pod wieloma względami. Nie widziałem jeszcze uzdrowicielki która wygląda tak... – przerwał na sekundę. Co on właściwie chciał powiedzieć? Prawie wymsknęło mu się jakieś pochopne słowo. – ...na taką sprawną.
Dokończył szybko, ze stuprocentowym przekonaniem trafności swojego twierdzenia. Ale wciąż nie mógł przestać patrzeć. Z trudem przeniósł wzrok na jej ślepia, by jego ocena sprawności fizycznej nie wydała się podejrzanie długa. Gdy nagle... z powodu ich bliskości dotarł do niego zapach Kaliny. Nie uderzyło go to wcześniej. Może przez to, że był on przykryty skrzętnie aromatem ziół, jak to bywało u wszystkich uzdrowicieli? Lecz w końcu wyczuł to. Zapach Cienia. Mimowolnie zmarszczył lekko nos, jakby zbierał się do kichnięcia. Po jego ciele rozlał się chłód, który w jednej sekundzie stłamsił całe to ciepło, jakie jeszcze niedawno rozgrzewało go od środka, gdy tylko patrzył na ciało nieznajomej. W mgnieniu oka, doznał niemal wizji. Na miejscu, gdzie przed sekundą przebywała Czerwień, nagle znalazła się Dwuznaczna Aluzja. Nie, nie Cień Otchłani. Dwuznaczna Aluzja, z czasów, gdy on jeszcze był pisklęciem. Już wtedy miał okazję ja poznać. Zabawny psikus mózgu Kaszmirowego był dla niego przerażający w swoim absurdzie. Jakby nagle rzeczywistość wokół niego zagięła się i spłatała mu najgorszego figla w całym jego życiu. Zamrugał. Złotołuska siedziała na swoim miejscu tak jak powinna. Zamrugał jeszcze raz. Bez słowa odwrócił się i tak jak poprzednio, swobodnym korkiem powrócił na swoje pierwotne miejsce naprzeciwko Heulyn. Przysiadł na zadnich łapach. Nieświadomie skopiował jej gest. Ogon powędrował do jego przednich łap.
– Muszę się koniecznie czegoś dowiedzieć. Co myślisz o waszej przywódczyni? – zapytał nagle, wspomagając się badawczym wzrokiem. Ewidentnie coś w jego wnętrzu się zmieniło. Wcześniejsza fascynacja, która znikąd eksplodowała w jego wnętrzu, tliła się teraz ledwie widocznym płomieniem. Tym pytaniem, najwyraźniej chciał pozbyć się niechcianych śmieci ze swojego łba. Po prostu musiał je zadać, jeśli dalej chciał prowadzić tą rozmowę. Inaczej jego własne myśli, go zniszczą. Ciekawe, ile z tego zrozumie jego rozmówczyni? Miał nadzieję, że nie weźmie go za wariata. Ale tak właściwie... co go to obchodziło? Dlaczego obchodziło go co pomyśli sobie jakaś nieznajoma smoczyca? Nie potrafił jasno odpowiedzieć sobie na to pytanie. Choć zaczynał mieć pewne podejrzenia.

Licznik słów: 1024
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~ ~ ~
Z przyjemnością nauczę Cię wszystkiego co wiem.
~ ~ ~

Obrazek
Atuty:

~Szczęściarz
Skoro mnie spotkałeś, rzeczywiście musisz mieć dużo szczęścia.
W przypadku akcji rozsądzonej niepowodzeniem (lub akcji utrudnionej) Atut daje automatyczny 1 sukces.
~Kruszyna
Nie, na prawdę, tyle mi wystarczy. Weź resztę...
Smok uzyskuje status sytość po zjedzeniu 3 jednostek mięsa zamiast 4.

Tutaj są wszyscy których uczę...

A tutaj KP


Kompan: Żywiołak ziemi Neder
Słodki, mały niedźwiadek

https://www.smoki-wolnych-stad.pl/viewtopic.php?p=193772#193772

Avek i pixelek by Brutal
Administrator
Smoków Wolnych Stad
Smoków Wolnych Stad
Awatar użytkownika
Posty: 19209
Rejestracja: 30 paź 2022, 23:51

Post autor: Administrator »

Samice już od kilku pokoleń przekształcały się z wolna w istoty karykaturalne, czyste chimery nie podobne jednoznacznie do żadnej płci. Heulyn nie wiedziała, czy tak działo się tylko w Cieniu, czy też i w innych Stadach. Jednak fakt faktem, smoczyce Cienia były... pozbawione finezji, nie znała żadnej, która zachowałaby tą pewną subtelność, kocią drapieżność zupełnie nie bezpośrednią, dzikość pomieszaną z pewną wężową fałszywością, nieprzewidywalnością. Smoczyce winny sączyć jad, powoli, niepostrzeżenie, atakować w najmniej odpowiednim momencie.
Zaś teraz? Teraz była pycha gwałtowności, bezmyślność gestów, fałszywa drapieżność mająca na celu zamaskowanie własnych wad, czy też niepewności. Wszakże łatwiej zakryć się pod skórą nieprzystępności, wyciągnąć pazury, niż zmierzyć się z przeciwnikiem tak, aby nie wiedział, że kona?
Heulyn żal było dzisiejszych samic, pozbawionych swej gracji, piękna, samic które zapomniały, co to wartość nie tylko bojowa, ale własna. Jedno nie wyklucza drugiego.
Sama uniknęła ich losu, ale kto wie może, gdyby smoki Cienia bardziej dołożyłyby starań w jej wychowanie byłaby taka, jak one?
Jednak nie przyłożyli, zawsze dbała sama o siebie, sama była sobie panią, sama była sobie łowcą i opiekunem, mistrzem. Wiedziała, jak uzyskać to, czego pragnęła, nawet jeżeli wszyscy stali przeciw niej.
Ha! A teraz ci, co najbardziej jej szkodzili nie żyją. Miała ochotę krzyczeć z uciechy:
Patrzcie, oto ja, ta którą wzgardziliście. Ta, której nie docenialiście. Nadal żyję, nadal trwam, gdy wy tkwicie od księżyców w trzewiach ziemi, gdzie robactwo stało się waszą ostoją.
Osiągnęła swój cel, jak każdy inny, a miała ich jeszcze kilka w zanadrzu...
Jednak wracając do obecnej chwili:
Napawała się w ten subtelny sposób podziwem samca, jego wzrokiem buszującym wśród zakątków jej zgrabnego ciała. Wiedziała, że nie dopatrzy się żadnej skazy, gdyż dzisiejszego wieczoru nazbyt dokładnie przyłożyła się do swej toalety. Łuski błyszczały złotem zachodzącej płonącej kuli i czerwienią na tyle głęboką, aby przywieść na myśl krwiste granaty. Od nagrzanego ciała unosiła się woń delikatnych goździkowych olejków, lekko słodkich, ożywczych i tych ziołowych nie wybijających się na pierwszy plan.
Ale było coś takiego w spojrzeniu samca, co nie zupełnie jej się podobało. Być może dlatego, że nie rozumiała, co też mogło oznaczać. Zachwyt znała całkiem dobrze, uznanie, kpinę, szyderstwo. Ale pod jego spojrzeniem kryło się coś głębszego, ciemnego niczym sama Otchłań, Nicość... coś nieznanego.
Mimowolnie uniosła odrobinkę wyżej ostro zwieńczony pysk, mrugnąwszy raz jeden przejrzystą parą powiek, jakby próbowała odgadnąć, co kryje się za fasadą jego spojrzeń.
Uważnie go lustrowała, ale w jej postawie było wiele z pewnej spokojnej gracji. Jakby nie obawiała się ataku.
Słodka, zimna bryza jeziora unosiła się w równie chłodnym powietrzu. Osiadała na ich łuskach miliardem połyskliwych pereł. Pozwoliła swym oczom spocząć na jego błyszczącej szyi, barkach. Naprawdę podobał jej się odcień jego łusek. Jaśniejszy od jej własnego, ale równie krwisty, równie apetyczny, niczym plama wonnej, ciepłej krwi.
Wróciła spojrzeniem do jego oczu, kiedy przemówił. Złociste wargi drgnęły, gdy kiwnąwszy ledwie dostrzegalnie łbem, odpowiedziała:
Czy aby na pewno jesteś tak delikatny, jak głosi twe imię, Kaszmirowy Dotyku?
Nozdrza delikatnie drgnęły, kiedy uśmiechnęła się ciepło.
Ale masz rację, wypadałoby, aby mój przyszły wybawca znał miano swej podopiecznej – miękka intonacja oplatała każde ze słów, niczym najdelikatniejsze futro drapieżcy, w podobny sposób dwuznaczny. – Mów mi Czerwień Kaliny, bo ja jestem tą, co może upuścić krew i ją... wchłonąć – dodała, patrząc mu w ślepia. Było w tym wiele tajemnicy, ale i czegoś podobnego na kształt... szyderstwa, a może jedynie szczypty kpiny lub ostrzeżenia?
Mimo to uśmiechnęła się ponownie, jakby nigdy nic, leniwie, spokojnie pozwalając mu obserwować i obserwując samej.
Musiała przyznać, że intrygował ją ten smok, może dlatego, że nie spodziewała się podobnie fascynującej konwersacji z kimś ze Stada, które potrafiło głównie głośno kłapać i lżyć? Często wszakże spotykała się z opinią smoków, które gardziły jej Braćmi i Siostrami, chociaż musząc być ze sobą szczera jej współplemieńcy nie byli lepsi. Często spór między nimi, a tamtymi przypominał spotkanie wrogiej bandy piskląt, która nie przepadała za sobą i stojąc na granicy obrzucali się wyzwiskami...
Kiedy samiec uniósł się i ruszył ku niej, odprowadziła go zaciekawionym, spokojnym spojrzeniem, przekrzywiając lekko trójkątny łeb na bok. Pozwoliła mu zbliżyć się na tyle blisko, aby mogła wyraźnie wyczuć ciepło epatujące z jego ciała, rozchodzące się w chłodnym powietrzu, niczym miód, powoli, delikatnie, słodko. Zapach żywicy, sosnowych igieł drażnił nozdrza, ale nie tak bardzo, jak widok pulsujących pod łuską arterii na jego szyi. Wpatrzyła się na jedno uderzenie serca w ów punkt w chwili, kiedy samiec obnażył lekko zębiska. Sama w tej chwili wykonała inny gest, gdy gadzie wargi rozchyliły się w lekkim, drapieżnym uśmieszku, ukazującym jasne, niemal przejrzyste kły, zakrzywione jak u kota, wyglądające na równie delikatne, co kryształ... Ale równie ostre jak on.
Pierzasto kolczasta końcówka odwinęła się od nadgarstka prawej przedniej łapy, aby płynnym łukiem przepłynąć koło nosa samca, muskając go samymi końcówkami pierza.
Sama zaśmiała się cicho, słysząc jego słowa. Westchnęła cichutko.
Takie nastały czasy, iż smoczyca musi umieć radzić sobie w tym mrocznym, pełnym krwi świecie, gdy znikąd wypatrywać ratunku... – zamruczała, rzucając mu rozbawione spojrzenie lazurowych ślepi.
Źrenice rozszerzyły się lekko, jak u kota.
Jednak czasem każda niewiasta pragnie zostać wybawiona z opresji – uzupełniła nieco cichszym, dźwięcznym głosem, jakby bardziej mówiła do siebie, niż do niego.
A potem w samcu zaszła nagła, gwałtowna zmiana, gdy delikatny powiew wiatru zmierzwił jej grzywę, posyłając ku niemu jej woń.
Dostrzegła, jak nozdrza samca poruszają się, a nos marszczy w grymasie, jakby wyczuł coś nieprzyjemnego. Mięśnie zesztywniały, napięły się pod pancerzem. On sam wydawał się przez kilka ulotnych uderzeń serca nieobecny, pochłonięty... jakby nagłą myślą.
Zamrugał i odsunął się, siadając na przeciw niej.
Zbita nieco z tropu zamrugała sama powiekami, ciekawie unosząc łeb wyżej, obserwując go, jakby próbując odgadnąć, co też zburzyło jego spokój.
I przemówił, a dla niej stało się jasne wszystko.
Uśmiechnęła się nieco zjadliwie, prychając lekko pod nosem.
No tak, uprzedzenia zawsze wracają, a gdy chodzi o nią, o tą przeklętą... jeszcze długo będą psuły krew moim Braciom i Siostrom – pomyślała z niezadowoleniem.
Zmrużyła złociste powieki, wychwytując jegoo chłodniejszy ton. Końcówka ogona bezwiednie wiła się u jej przednich łap.
Och, to genialna Wojowniczka, a przynajmniej niegdyś nią była i na pewno na długo zapadnie w pamięci wielu pokoleń. I to tyle, jeżeli chodzi o pozytywne strony tej smoczycy. Jakby to powiedzieć... – zamilkła na chwilę, jakby szukała odpowiednich słów. – Wiele energii, negatywnej mocy, zero pomyślunku. Ta smoczyca... nadaje się tylko do walki, do puszczenia w pierwszym szeregu, aby mogła szarpać, gryźć i drapać, bo tyle w niej finezji i inteligencji, co w bizonie puszczonym do kryształowej groty... Jednak rządzi, jeszcze...
W pieknym, delikatnym głosie smoczycy można było dosłyszeć pewną zjadliwość, uznanie, ale przede wszystkim coś podobnego do pogardy. Lazurowe slepia nabrały twardszego wyrazu.
Tak, Aluzja była cierniem w oku smoczycy, kimś kto niszczył Cień, a nie go budował. A każdy, kto próbował zniszczyć coś, co należało do niej... musiał zginąć. Prędzej, czy później.
Chłód jednak szybko minął, a ślepia ponownie nabrały pewnej płynnej konsystencji.
Rzuciła samcowi zdawkowe spojrzenie.
Zapewne za twym pytaniem kryje się drugie dno?

Licznik słów: 1159
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
[ ŻERKA | CHAŁKA | KRUCZKE ]

Jeżeli potrzebujesz pomocy, rady lub zauważyłeś jakieś
nieprawidłowości – sprawdź do kogo najlepiej się zwrócić!


Czasami lawina uzależniona jest od pojedynczego płatka śniegu.
Czasami kamyk zyskuje szansę odkrycia, co mogłoby się stać, gdyby tylko odbił się w innym kierunku.
Niewinna Łuska
Dawna postać
Niewinny Dotyk
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1153
Rejestracja: 30 gru 2014, 0:08
Stado: Ziemi
Płeć: Samica
Księżyce: 28
Rasa: Skrajny
Partner: Płacz Aniołów

Post autor: Niewinna Łuska »

A: S: 1| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 3| A: 1
U: M,MA,MO: 1| B,A,O,Śl,Skr,W,MP: 2| L,Pł.S: 3
Atuty: Szczęściarz, Kruszyna
Pogarda Cienistymi? Czerwień najwyraźniej nie wiedziała z kim ma do czynienia. Jeśli chodziło o obrażanie jej współbraci, to spotkała się z topowym zawodnikiem. Wystarczyłoby, żeby zapytała Przedwiecznej o przebieg jej spotkania z Kaszmirem. No cóż, może i lepiej, że nie zapytała. Wojownik bardzo żałował każdej sekundy tamtego incydentu i najchętniej wymazałby go z pamięci wszystkich żywych istot, jakie kiedykolwiek choćby przypadkiem o nim usłyszały. Ale tak samo mogłaby porozmawiać z Jeźdźcem, o tym jak pogawędziła sobie z czerwonołuskim. Taaak... nie różnił się w ogóle od tych wszystkich smoków, spomiędzy których uzdrowicielka wybrała go na jakiś oryginał i wyjątek od reguły Życia. Czyżby zapomniała już, jak wyglądała ich pierwsza konfrontacja, tam na granicy? Z pewnością nie brakowało jej wiele do niezbyt przyjemnego obrzucania się obelgami. Problem tkwił w tym, że to sama Kalina wybijała się z tego Ciemnego motłochu, w którym spędziła niestety całe swoje życie, nasiąkając ich paskudnym zapachem. Jednak tą różnice, tą grubą kreskę oddzielającą złotołuską od reszty hołoty, Kaszmir zdążył dostrzec dopiero teraz. W jej delikatnym, niemal opiekuńczym geście, gdy zdecydowała się wyleczyć nie tylko nieznajomego, ale i wroga. To zmieniło wszystko. Drobne gesty okazywały się często kluczami, otwierające ukryte, nieznane drzwi. Lecz wojownik wciąż pozostawał świadomy, że rozmawia z kimś, kto być może byłby go w stanie bez mrugnięcia okiem zabić, gdyby tylko tego wymagała od niego konieczność... Tyle sprzecznych emocji walczyło wewnątrz niego w jednym momencie. Sama postać smoczycy, która wraz z podaniem imienia w ten mistyczny sposób przestała być mu obcą, zdawała mu się niewyraźna, jakby rozmyta przez jego rozedrgany umysł, niepewny jak zaklasyfikować tą fantomową osobowość. Przyjaciel? Wróg? Umysł chciał wszystko przedstawić w tych czaro-białych barwach, klasyfikować na siłę w sztywne ramy jednostronnej prawdy lub niekwestionowanego fałszu. Tymczasem, nic nie było nigdy takie proste. Czemu nasze ograniczone mózgi nie potrafią tego pomóc? Na szczęście, czy też nieszczęście, w wielu przypadkach była jeszcze jedna siła, która prostowała zawiłe ścieżki rzeczywistości, narzucając nam z góry swój wybór, za którym tak łatwo było podążyć, tak łatwo mu zaufać. Instynkt i cielesność. Od wyklucia prowadza nas jednym, zdecydowanym głosem, obiecującym łatwy sukces, natychmiastową radość i banalne zwycięstwo nad wszystkimi przeciwnościami. Czy Kaszmir chciał temu głosowi zaufać? Bardzo. Ale wciąż się wahał. A nagły incydent z odczuciem pejoratywnie kojarzonego zapachu Cienia, tylko pogłębiło to wahanie. Wytrąciło go z transu, rzucając na przeciwny koniec wewnętrznego ringu. Wszystkie uczucia, jakie czerwonołuski żywił do smoczycy, były zakazane. Każdy skrawek jego świadomości krzyczał, aby natychmiast tego zaprzestał. Tego łapczywego wzroku, tej fascynacji, tech szybszych uderzeń serca. To było zakazane. Byli przecież zupełnie jak członkowie innych gatunków. Sympatia do kogoś noszącego zapach Cienia, była zupełnie jak pożądliwość względem himery. Nieodpowiednie, brudne, nienormalne.
Kaszmirowy odetchnął głęboko. Musiał uspokoić ten galop myśli, bo jakakolwiek zdolność logicznego rozumowania zostanie bezlitośnie stratowana. To westchnienie, było pełne ulgi, choć niezbyt głośne, niemal zlewające się z jego głębokim, miarowym oddechem, poruszającym klatką piersiową ze spokojem, który nie odpowiadał zupełnie całej reszcie jego osoby. Napiętej, poruszającej od czasu do czasu łbem lub pazurem w energicznym geście, czasem podrygującej z lekka końcówce ogona. Cały był jak impuls, który zamiast gnać w naturalny sposób po plątaninie nerwów z szybkością większą od dźwięku, został poskromiony i zatrzymany w jednym punkcie, nie mogąc znaleźć ujścia, dla promieniującej z niego mocy. Ciekawe, ile usiedzi tak w miejscu? Ile wytrzyma bez rozładowania swojego potencjału.
– Może się kryje, a może i nie – stwierdził głosem, który ogrzał nieznacznie swoje brzmienie. Z wiejącego mrozem, pytającego sztyletu godzącego w Cień Otchłani, przekształcił się w miękka płachtę materiału, wypuszczonego na łaskę wiatru, który swoim delikatnym, ale lekko chropowatym brzmieniem tańczył, obracając się pod subtelnymi ruchami ciepłego powietrza. Ulga. Musiał być usatysfakcjonowany twoją odpowiedzią. Do jego ślepi znów powróciło to światełko, malutki świetlik, rzucający nieco miłego blasku na twoją osobę. – Po prostu musiałem wiedzieć z kim mam do czynienia. Poznałem już twoje imię. To pierwszy krok. Drugi, to dowiedzieć się, po jakiej stronie barykady znajdujesz się ty, a po której ja.
Odwinął ogon z łap, pozwalając sobie na rozprężenie i machnął nim za sobą, w swobodnym geście, niemal zrelaksowanym. Niemal. Kaszmir, który zatonął w Tobie bez opamiętania na początku waszego spotkania, nie powrócił.
– Nie mówię oczywiście o niczym związanym ze stadami. W świetle naszego pochodzenia, zawsze będziemy śmiertelnymi wrogami i nic tego nie zmieni – wyraz jego pyska zupełnie nie wskazywał na to, by faktycznie miał zamiar wykazać względem Ciebie jakąkolwiek agresję. Prędzej sam przyjąłby na siebie pazury tego stada drapieżców, niż zostawił Cię na ich łasce. – Musiałem poznać się na twojej naturze. W końcu trudno prowadzić z kimś rozmowę, gdy nie wiesz, czy w środku jest prawdziwym smokiem, czy też bezmyślną bestią. Teraz już wiem.
Poruszył lekko łbem, utwierdzając się tym samym we własnym stanowisku. Trudno mu było myśleć, kiedy siedział jak nieruchomy posąg. Wyglądało na to, że Kaszmirowy Ci wierzy. Nie węszył żadnego podstępu i fałszywości. Może bardzo chciał uwierzyć? A może uległ w końcu mrocznym podszeptom natury? Albo po prostu był przekonany, że szybko zdemaskowałby kłamstwo. W końcu smocze serca, nie na długo pozostają ukryte. Prędzej czy później, wszystko wypełza na światło dzienne. A Słowo Prawdy, zmienia się w Nieskończone Oszczerstwo.
– Wiedz tylko, że wśród twoich także nie wszyscy stoją za waszą przywódczynią – kontynuował głosem, drgającym od czasu do czasu epizodycznymi występami mocniejszego tonu, szczególnie gdy musiał wspomnieć o Otchłani. – Po prawdzie mówiąc, zupełnie nie rozumiem, dlaczego jeszcze piastuje to stanowisko. W Życiu, nie przyjęlibyśmy ani jednego rozkazu od tak niestabilnego, słabego mentalnie przywódcy. Znam ją od dawna, może dłużej niż ty. I według mnie, od dawna zasługuje co najwyżej na bolesną śmierć. Dla dobra wszystkich Wolnych Stad, ktoś powinien zrobić porządek w waszych szeregach i wydrzeć władzę z rąk szaleńca.
Zakończył, uderzając łapą o ziemie. Mimowolnie odsłonił końcówki kłów, z oburzeniem przepuszczając pomiędzy nimi rozgrzane jego gniewem powietrze. Słyszał, jak jego słowa mieszają się z szumem fal. A jednocześnie, odcinają się od niego jak ostre cięcie pazura. Były tak różne. Błękitny, nieskończony spokój i jednostajność wody, a po drugiej stronie czerwony płomień, rozetlony przez gorzką szczyptę głębokiej nienawiści. Płonął na wysepce, otoczony przez jednorodną toń, uwięziony na tym skrawku lądu wraz ze złotą boginią, posągiem ze szlachetnego kruszcu, w ciszy odbijającym jego szkarłatne światło.
Poczekał, aż jego emocje trochę opadną. Po przeszło czterdziestu księżycach życia, powoli uczył się, jak panować nad swoim temperamentem. Czasem nie potrafił powstrzymać wybuchu, tak jak przed chwilą. Ale gdy już zdał sobie sprawę, iż zapada się w przepaść zdziczenia i bezmyślności, leczył się ciszą. Skupiał się na ruchu swojej klatki piersiowej, który pod tym jego skupieniem, ulegał i uspokajał się powoli. W końcu, wojownik zdobył się na uśmiech. Subtelny, prawie przepraszający. Przekrzywił przy nim łeb w zaciekawionym geście. Mięli przecież ciekawsze tematy do rozmowy, niż jakaś stara wiedźma.
– Jeśli chodzi o moje imię... – podjął odpuszczony wątek, nadając swojemu głosu milsze dla ucha brzmienia. A może nawet stał się odpowiednio miękki, by nazwać go tonem o kaszmirowej fakturze? – ...to miało pełnić nieco inną funkcję, niż wynika to z twojej interpretacji.
Odsłonił więcej kłów. Chytrze i zadziornie. Gdy zrzucił z siebie ciężki temat, mógł ponownie oddać się przyjemności tej słownej gry pozycyjnej.
– Jestem z natury bardzo przekorny. Mój dotyk rzadko jest na tyle delikatny, by nie zostawić krwawych śladów. Gdybym mógł, cały swój czas spędzałbym na arenie – potrząsnął grzywą miedzy swoimi słowami, powodując prawdziwą burzę błękitu szalejącą za jego łbem. Faktycznie, nie mógł wytrzymać w bez ruchu ani chwili. – Ale w wyjątkowych sytuacjach, mój dotyk może okazać się bardzo... delikatny i opiekuńczy.
Stwierdził z konspiracyjną nutą rezonującą miedzy ścianami jego gardzieli.
– Niestety, takie przypadki zdarzają się bardzo rzadko. Aby mój dotyk okazał się delikatny, trzeba na niego zasłużyć. Nie każdy chce i powinien otrzymać delikatność. A ja trzymam ją na bardzo specjalne okazje. Większości smoków jakie spotykam, w zupełności wystarcza kontakt z moimi pazurami. Mało kto prosi mnie o coś innego, niż pomoc w upuszczeniu sobie nawzajem krwi.
Westchnął z zawodem. Nie ukrywał, że nie było to naturalne westchnienie. Jednak nadawało jego wypowiedzi więcej merytorycznego sensu, przenosząc słowny przekaz także na płaszczyznę niewerbalną. Przyglądnął się swoim pazurom, niby od niechcenia. Wyobraził sobie, jak zostają umoczone w posoce i błyszczą szkarłatem nie tylko przez odbite promienie słońca. Zastanawiało go tylko jedno. Co miała na myśli, przedstawiając się mu w taki sposób? Co chciała przekazać? Upuścić krew i ją... wchłonąć? Mówiła do niego językiem coraz bardziej zawiłym i wielowarstwowym, także powoli, bardzo powoli zaczynał zostawać w tyle, nie potrafiąc roztrząsnąć wszystkich sekretów. Może to i dobrze. W końcu, co to za rozmowa, w której patrzycie na siebie na wylot, jak przez taflę jeziora? Z pewnością nudna.
– A ty? Częściej upuszczasz krwi, czy też podchodzisz do innych z dobrotliwą delikatnością? – spojrzał na nią z zaciekawieniem. – I nie chodzi mi bynajmniej o leczenie.
Zostawił jej pole do interpretacji. Niech się przedstawi. Mętlik w jego łbie ustąpi tylko wtedy, jak uspokoi go odpowiednią porcją słów uzdrowicielki. Niech mówi. Jej głos za każdym razem rozlewał się przyjemną, słodką falą po jego ciele, jakby drgania powietrza czynione przez jej delikatne wargi, uderzały w niego z impetem, stając się odczuwalne przez pancerz łusek, skóry i mięśni.

Licznik słów: 1510
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~ ~ ~
Z przyjemnością nauczę Cię wszystkiego co wiem.
~ ~ ~

Obrazek
Atuty:

~Szczęściarz
Skoro mnie spotkałeś, rzeczywiście musisz mieć dużo szczęścia.
W przypadku akcji rozsądzonej niepowodzeniem (lub akcji utrudnionej) Atut daje automatyczny 1 sukces.
~Kruszyna
Nie, na prawdę, tyle mi wystarczy. Weź resztę...
Smok uzyskuje status sytość po zjedzeniu 3 jednostek mięsa zamiast 4.

Tutaj są wszyscy których uczę...

A tutaj KP


Kompan: Żywiołak ziemi Neder
Słodki, mały niedźwiadek

https://www.smoki-wolnych-stad.pl/viewtopic.php?p=193772#193772

Avek i pixelek by Brutal
ODPOWIEDZ

Chcesz dołączyć do gry?

Musisz mieć konto, aby pisać posty.

Rejestracja

Nie masz konta? Załóż je, aby do nas dołączyć!
Zapraszamy do wspólnej rozgrywki na naszym forum.
Rozwiń skrzydła i leć z nami!

Zarejestruj się

Logowanie

Wróć do strony głównej