Najspokojniejsze miejsce w całej krainie. Młode drzewka dają schronienie przed słońcem, ale tez przed deszczem. Gdzieniegdzie niewielkie polany, na których można posiedzieć i porozmawiać. W Szklistym Zagajniku można poczuć się jak w domu...
Hm, no cóż, może się zaciął czy coś, ale nie kontynuował wypowiedzi. Każdy może się chociaż raz pomylić lub o czymś zapomnieć. W sumie to nawet lepiej, że Zabójczy Umysł wytłumaczyła wszystko dokładnie, językiem prawdziwej specjalistki w dziedzinie magii, gdyż teraz wszystko będzie łatwiejsze.
Zanim przeszedł do ataku uspokoił swe ciało oraz oczyścił umysł ze zbędnych myśli, aby czarowało się mu łatwiej. Odprężył się mimo tego, iż nawet w cale nie był zestresowany. Po prostu tak dla maksymalnej wygody i prostoty.
Chciał stworzyć coś innego, niż zwykła i prosta kula ognia. Był starszy, więc jego łeb zawierał dużo więcej wszelakich pomysłów! Chociaż w sumie mówi się, że młodsi mają większą wyobraźnię, ale no cóż. Stary adept wyobraził sobie, jak w odległości około trzy i pół szpona, przed sobą w powietrzu powstaje mała ściana ognia o wymiarach trzech szponów wysokości oraz pięciu szerokości, jak i również grubości połowy szpona. Ogień, jak to zwykły ogień miał kolor czerwono-żółty i oczywiście był bardzo gorący; parzący!
Następnym krokiem w myślach było nadanie całemu tworowi ruchu. Miał zacząć się szybko zbliżać do nauczycielki oraz oczywiście w miarę możliwości utrzymywać swe parametry.
Kiedy cały plan był gotowy (i dobry!), Oczywisty zaczerpnął ze swojego źródła maddarę, co swoją drogą uważał za najbardziej emocjonującą część czarowania, a następnie tchnął nią w swe wyobrażenie, oczekując na jak najbardziej efektywny sukces.
Gdy wezwała ją Wichura – natychmiast ruszyła. Niestety była chyba tak daleko, jak to tylko możliwe, zagłębiając się w odludne tereny Wolnych Stad w poszukiwaniu ziół. Miała nadzieję, że znajoma i była nauczycielka wybaczy jej spóźnienie.
W końcu wylądowała obok, pospiesznie składając szerokie skrzydła i powitała Nadciągającą Wichurę uśmiechem. ~ Witaj, Wichuro! ~ Odezwała się jednocześnie od razu podchodząc do smoczycy i oglądając ją w poszukiwaniu ran. ~ Zdążyłam zostać Srokatą Łuską, a potem Kruczym Śpiewem, więc już mogę Cię leczyć. I zrobię co w mojej mocy.
Zaczęła od przygotowania ziół. Dokładnie zgniotła liście babki lancetowatej i nałożyła je na obie rany – zarówno tą lżejszą na szyi jak i zdecydowanie poważniejszą na pysku. Dla lekkiej będzie to tyle, ale średnią musiała się jeszcze zająć. W podobny sposób przygotowała nawłoć pospolitą, delikatnie nakładając ją na rany na głowie smoczycy, upewniając się że nie odpadnie. Gdy straciła swoje właściwości zastąpiła ją ostróżeczką polną, sparzonymi płatkami kwiatów nałożonymi na powieki. Z pewnością przyniosą Wichurze ulgę. Na koniec – jemioła. Wojowniczka mocno krwawiła, więc przyda się. Trzy części gęstego wywaru z liści nałożyła na ranę pyska, a ostatnią podała jej do wypicia.
Gdy zioła spełniły swą funkcję, przeszła do maddary. Położyła delikatnie łapę na zdrowej części szyi pomiędzy obiema ranami i przymknęła ślepia. Zaczęła od tej poważniejszej. Na początek usunęła wszelkie zanieczyszczenia i zaczątki infekcji, by Wichura nie miała z nią problemu. Następnie połączyła przerwane naczynia krwionośne, dbając o ich prawidłowe funkcjonowanie, zamykając w tym miejscu obieg krwi. Oczyściła ranę z resztek posoki. Teraz oczy. Delikatnie odnawiała ich powierzchnię, łącząc to co było możliwe i uzupełniając ubytki. Dbała o najmniejsze naczyńko, najmniejszy nerw, by Ognista nie miała problemu ze wzrokiem. Następnie zasklepiła ranę na powiekach, pilnując by nie miała nawet najmniejszego zgrubienia czy braku. Następnie połączyła przerwane mięśnie i tkankę na pysku, przyspieszyła odrost skóry i łusek.
Teraz rana lekka. Ponownie jak wcześniej zaczęła od połączenia naczyń krwionośnych, tamując krwawienie. Usunęła resztki krwi z rany i zadbała o jej czystość. Przyspieszyła łączenie się i odnawianie mięśni i skóry dbając o ich prawidłową grubość i właściwości. Na koniec przyspieszyła odrost łusek.
// Zużyte zioła: Babka lancetowata na obie rany, Nawłoć pospolita, Ostróżeczka polna, Jemioła
Ale w trakcie leczenia ran wyczuła, że smoczyca jest chora. Miała nerwicę – identyczną chorobę leczyła już u Zabójczego Umysłu i miała nadzieję, że nie pójdzie jej gorzej.
Przygotowała wywar z lawendy, który po przestygnięciu podała Wichurze do wypicia. Pomoże jej uspokoić nerwy i się zrelaksować. Następnie sproszkowała nasiona lulka czarnego i wymieszała je z wodą, by podać do pyska Wojowniczce. Na koniec – kozłek lekarski. Przygotowany napar podstawiła pod nos Wichury, by inhalowała się dopóki zioło miało swoje właściwości.
Teraz leczenie. Położyła łapę po boku pyska smoczycy i przymknęła ślepi. Zaczęła od ukojenia podrażnionych nerwów Wojowniczki, które przesadnie reagowały na każdy bodziec. Rozluźniła spięte mięśnie i wysłała delikatną falę relaksacyjnego ciepła po ciele Nadciągającej, którą skupiła w szczególnie drażliwych miejscach. Ostrożnie wyrównała ciśnienie krwi smoczycy, na które mogła wpłynąć ostatnia kiepska pogoda. Sprawdziła wszystko raz jeszcze i cofnęła się, by ocenić efekty obu leczeń.
When you stand at the gate of Hel
And when you have to tear free
I shall follow you
Past the bridge of Gjöll with my song
Pamięć przodka ~ Smok zna słabe punkty drapieżników, przez co ma -1 do ST do Ataków/Obron podczas walki z nimi. Zielarz ~ Raz na tydzień Uzdrowiciel napotyka na swej drodze poszukiwane przez siebie dorodne zioło (30.01). Dodatkowo raz na miesiąc podczas modlitwy w świątyni otrzymuje dar od swojego patrona.
Atuty: Inteligentny; Niezdarny wojownik; Mistyk; Wybraniec bogów; Znawca terenów
Wtem! W innym miejscu i o innym czasie ...
– No i cudnie – i gdyby smoki potrafiły by klaskac, jak dwunożni, w tym momencie to bym uczyniłam. Atak Oczywistego był majstersztykiem. Oczywiście jak na poziom podstawowy, nie? – To teraz spróbuj się obronić przed tym – zakomunikowałam, a gdy atak samca został zneutralizowany (przez mą wodną barierę) posłałam w jego kierunku – a jakże – kolec. Albo i sopel. W obu przypadkach właściwością dominująca był jednak lód. Bardzo zimny, o kolorze – sic – czerwonym – niezbyt długi (5 łusek) oraz niezbyt szeroki (1-1,5). Wymierzony był w prawy bok samca.
Ojej! Dostał pochwały od swojej nauczycielki, czyli rzeczywiście musiało mu nieźle wyjść, jak na swój stopień zaawansowania. Hm, może jednak nie będzie takim fajtłapą w magii, jak wcześniej uważał?
A więc Zabójczy Umysł zaatakował go lodowymi kolcami. Logika podpowiadała, aby wyczarować coś z ogniem, lecz hola hola! Nie rozpędzajmy się aż tak szybko. Właśnie, apropo szybkości – Co ogień mógłby zrobić takim bardzo szybko pędzącym soplom lodu? Nic, no właśnie. Zbyt mało czasu. Chociaż w sumie sopelki były nader małe... lecz nie ma czasu na zastanawianie się!
Oczywisty wyobraził sobie, jak powstaje z jego prawej strony ciała materiał, dla którego nie znał nazwy. Wyglądał podobnie do kamienia; szary i chropowaty, lecz miał być od niego troszkę twardszy. Miał powstać dwie łuski od ciała adepta oraz miał za zadanie chronić jego cały bok; od łap po wysokość łeb, tak na wszelki wypadek. Jego grubość będzie wynosić niecałe trzy łuski oraz – co było chyba od początku oczywiste – jego stan skupienia będzie stały. Oto taki murek miał chronić go od sopli, które powinny rozbić się o niego i miejmy nadzieję się nie przebić. Po szybkim wyobrażeniu tworzonego obiektu, adept tchnął w swój twór maddarę, oczekując na jak najbardziej pozytywne efekty.
Atuty: Inteligentny; Niezdarny wojownik; Mistyk; Wybraniec bogów; Znawca terenów
Buu. Taki ladny, ksztaltny kolec. Zniszczony! Zniszczony w tak barbarzynsk sposob. I co ja teraz zrobie?! Czym mam teraz atakowac? Chlip! Czy ma ktos "chusteczke"? Tj. Mech? Skore zwierzeca albo cos w tym stylu? To teraz mnie zaatakuj ... hm .. nie ch bedzie cos zwiazane z roslinami. Moze pnacza?
Co prawda spadajace kwiatk z nieba rowniez podchodza pod ten .. eee .. zywiol ale .. czy aby na pewno o to chodzi w magicznym ataku? Aby zaskoczyc przeciwnika przy okazji nic mu nie robiac? Noo, zdarza sie tak.
Wojowniczka cierpliwie czekała na zjawienie się Uzdrowicielki Wody. Nie było jej nigdzie spieszno, a i rany nie były na tyle doskwierające. Szybko znalazła sobie jakieś zajęcie, mianowicie liczenie przelatujących ptaków. Mimo doskwierającego bólu powiek nie musiała mieć oczu ciągle zamkniętych, a i widzenie nie było takie uciążliwe. W końcu czas jej zleciał, a ona zamiast ptaka zobaczyła nadlatującą smoczycę. Uśmiechnęła się szeroko do Tryl, kiedy ta wreszcie znalazła się na ziemi. –Bardzo zagadkowe imię sobie wybrałaś. Gratuluję Ci tak szybkiego zdobycia rangi. – powiedziała uszczęśliwiona widokiem smoczycy. Chętnie poddała się jej zabiegom, jej uzdrowicielskiej mocy, a kiedy ta już skończyła, ona poczuła się tysiąc razy lepiej. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Jakiś kamień został zdjęty z jej serca, a ona poczuła wolność ducha i umysłu. Ostatni raz czuła się tak w Życiu. Tyle bowiem księżycy żyła z tą nerwicą, że całkowicie się do niej przyzwyczaiła. Ale teraz, gdy już jej nie było czuła ogromną ulgę. Spontanicznie polizała Tryl po poliku, ani trochę się tym nie krępując. –Dziękuje Ci bardzo! Jesteś wspaniała! Taka młoda, a taka doświadczona. – powiedziała, próbując sobie w głowie oszacować ile ta samiczka może mieć księżycy. Była chyba w wieku jej syna. –Jak tam u Twojej matki?– spytała, chcąc nawiązać jakąś rozmowę. Chciała jeszcze chwilę nacieszyć się towarzystwem małej przyjaciółki.
Smoczyca nie całkiem wierzyła w to, co chciała uczynić. Cała wzdragała się w swym wnętrzu przed tym krokiem. Jednak podjęła już decyzję i nie cofnie się przed nią. Cień potrzebował piskląt – silnych piskląt, które przetrwają nadchodzącą porę zimnego, białego puchu. Ale jednocześnie potrzebowała do tego celu silnego samca, który mógłby przekazać swe silne geny dalej. W Cieniu nie mogła na to liczyć, nie jeżeli nie chciała się upodlić z tym parszywym zdrajcą i bezmyślnym starym Łowcą, którego i tak nie było.
Subtelnego nie brała w ogóle pod uwagę. Jakkolwiek kochała piękno i poszukiwała go wszędzie, ten samiec nie mógłby nic dobrego przekazać jej potomstwu.
Wzdrygnęła się ponownie na myśl, co będzie musiała zrobić. Zupełnie nie rozumiała, jak samice mogą dobrowolnie chcieć oddać się samcą. Dlaczego natura była tak okrutna, że wymagała... takich plugastw.
Westchnęła dotarłszy do niewielkiej polanki otoczonej wiekowymi drzewami gubiącymi kolorową szatę. Na środku polanki rosło już nie aż tak młode, ale nadal nie najstarsze jasne drzewko.
No proszę, ciekawe miejsce.
Wziąwszy głębszy oddech stanęła dumnie na polanie, dociskając skrzydła do boków, a następnie przesłała magiczne wezwanie do Wojownika Ognia, niejakiego Poszukiwacza Kości. Był jedynym zdatnym do jej celów, jeżeli chciała mieć czystokrwiste młode.
Jeżeli potrzebujesz pomocy, rady lub zauważyłeś jakieś
nieprawidłowości – sprawdź do kogo najlepiej się zwrócić!
Czasami lawina uzależniona jest od pojedynczego płatka śniegu.
Czasami kamyk zyskuje szansę odkrycia, co mogłoby się stać, gdyby tylko odbił się w innym kierunku.
Czas mijał, a nikt się nie pojawiał. Pierwotny nie-zapał słabł, a rosła irytacja. Albo wybrany przez smoczycę samiec uciął sobie drzemkę? W każdym razie nic nie wskazywało na to, że wybranek samicy zjawi się tu szybko.
Nagle, nad głową Czerwieni Kaliny rozbrzmiał dźwięczny głos o niepodobnym do smoczej barwie.
– Noooo ile można czekaaać... ?
Melodyjna nuta przebijająca się przez wyraźnie znużony ton zagrała rudo-grzywej smoczycy w uszach i miała wrażenie, że jego źródło miała nad sobą.
Otóż na jednej z wyższych gałęzi stała ubrana w zielonkawe szaty, dwunożna postać. Oparta barkiem o pień z założonymi na piersi rękoma. Twarz miała jasną, nieco wydłużoną. Włosy długie o kolorze czystego srebra, spoczywały na ramionach. Spomiędzy nich sterczały szpiczaste uszy. Elf. Tak. Chłopiec o zielonych oczach wpatrywał się gdzieś przed siebie.
Atuty: ostry wzrok; kruszyna; poszukiwacz; regeneracja; znawca terenów
Mentalne zawiadomienie obudziło go ze snu w którym się znajdował a który ciężko było mu osiągnąć. Powiedziawszy szczerze, było to co najwyżej czuwanie z przymkniętymi ślepiami. Nie był to rzecz jasna środek nocy, bo kto kogo by wołał o tak późnej godzinie. Choć wychodząc z groty Poszukiwacz nie mógł i zresztą nie był zainteresowany czasem, na pewno promienie słoneczne skutecznie jeszcze oświetlały Wolne Stada.
Poszukiwacz ugiął swoje łapy, próbując zachować równowagę. Następnie rozłożył skrzydła i po chwili wybił się w górę, zamachnąwszy zaraz skrzydłami by oderwać się mozolnie od ziemi. Nie był najlepszym lotnikiem, ale tyle mu chociaż wychodziło.
Podróż jednak nie trwała aż tak długo jak sądził. Pomyślne wiatry ułatwiały mu podroż w stronę miejsca w którym miał się stawić. Gdy już znalazł się na terenach wspólnych, szybko skierował się w stronę Szklistego Zagajniku a stamtąd zaczął szukać tego charakterystycznego miejsca. W końcu udało mu się zauważyć znaną mu uzdrowicielkę Cienia i począł powolne lądowanie w jej pobliżu.
Łapy czarnego smoka wylądowały na miękkiej, zielonej trawie, uginając łapy przy uderzeniu które mimowolnie zawsze towarzyszyło z powodu smoczego ciężaru. Tak jednak jak zwykle lądowanie kończył na czterech łapach, tak dziś zapominając o wcześniejszym incydencie zapomniał że nie dostawi jednej z nich i niemalże się przewrócił. Wojownik panicznie spróbował złapać równowagę co szczęśliwie mu się udało, a sam mógł wreszcie przystawić łapy bliżej siebie a skrzydła złożyć i docisnąć do boków. Wyglądało to jak ostatnia chwila ratunku w okropnej sytuacji, przy tym udając że nic się nie stało
Teraz sprawa uzdrowicielki. Przylatując tu przejął się tak próbą bezpiecznego wylądowania że jego świadomość dosłownie na chwilę wymazała mu z pamięci to spotkanie. Zerknął na znaną mu sylwetkę Cienistej i podszedł bliżej.
– Wzywałaś. – Odpowiedział niezadowolony, bądź strasznie obojętny. Jego spojrzenie przeskakiwało z miejsca na miejsce, nie mogąc zatrzymać się na jednym konkretnym punkcie. Czarna, lwia grzywa samca uginała się posłusznie podmuchom wiatru, tak jak i pozostałe futro na jego grzbiecie i łapach.
Tymczasem jeśli chodzi o elfa na drzewie.. Prawda jest taka że Poszukiwacz go nawet nie zauważył.
Coś, o czym powinienem powiedzieć już wcześniej: Najmocniej przepraszam wszystkich którzy przez moją nieobecność mieli zatrzymane postępy w fabule. Ostatnie 10 księżyców tej postaci były trudne. Nie miałem własnego prywatnego dostępu do forum oprócz komórki, a później miałem wyjazd do Niemiec. Próbowałem jeszcze przez pierwsze tygodnie jakoś dać radę, ale z czasem po prostu mój optymizm sam mnie oszukał. Rozwiązanie było proste, wystarczyło żebym zgłosił nieobecność. Długą. A jednak z jakiegoś powodu uznałem że dam radę, skupię się na najważniejszych rzeczach i gdy uzyskam jakiś swobodniejszy dostęp do forum, to również wznowie fabuły oraz rozpocznę kolejne, obiecane innym userom.
No, raczej już tej obietnicy nie spełnię. Dziękuje więc wszystkim za przeprowadzone fabuły, bo każda z nich była wyjątkowa. Szczególnie dziękuje temu murzynowi, temu piasku, kurczaku, brykietowi, tej, co poczęstowała mnie ciasteczkami, grubemu chłopcu, skwarkowi, gfghh, wicherkowi, Apo, siłce, waszce i wszystkich innych, o których nie wspomniałem a wspomnieć należeć by było. Wielbię was wszystkich ♥
Oczywisty ucieszył się z tego, że jego zmyślna obrona była sukcesywna. Nie czekając na nic, ani nie odpowiadając postanowił zaatakować nauczycielkę tak, jak kazała – roślinami, lecz nie pnączami. Chciał być oryginalny, przecież w końcu ataki ogranicza tylko wyobraźnia!
Adept pomyślał sobie o tym, że pod ziemią, pod lewą, przednią łapą Zabójczego Umysłu zaczyna rosnąć pewne wścibskie zielsko. Roślina ta nie była zwykłą rośliną; Jej główną częścią, z której była zbudowana to dwa wielkie, podobne do rosiczki przekształcone liście, na których dodatkowo wyrastały twarde oraz stępione kolce. Nie chciał przecież zabić swojej mentorki, gdyby nie daj Immanorze nie spodziewałaby się takiego obrotu sprawy. Miała wyglądać podobnie do na przykład klasyczne pułapki na niedźwiedzie. Kiedy uformowałaby się, jej szczęki miały szybko wydostać się spod lichej warstwy trawy, zaciskając się na łapie nauczycielki, poważnie kalecząc jej łapę. Chciała ataku roślinką, to proszę bardzo. Kiedy wszystko powinno się ułożyć po myśli Oczywistego, wlał w swoje wyobrażenie maddarę i oczekiwał na rezultat.
Czy Wizja była zainteresowana tym, gdzie jej świeżo pokiereszowany partner udaje się samotnie? No pewnie, że była. Czy się o niego martwiła? Nie chciała się do tego przyznać nawet sama przed sobą, ale na Immanora, tak! Dlatego, gdy już postanowiła zostawić córkę ponownie pod opieką Ignisa, ruszyła za swoim partnerem. Śledziła go, miała nadzieję skutecznie, bowiem trzymała się odpowiednio wysoko i daleko, kryjąc swój cień w cieniach innych przedmiotów na ziemi. Gdy zaś spostrzegła, że Poszukiwacz obniża swój lot, ona poleciała nieco dalej. Dostrzegła sylwetkę karminowej smoczycy na ziemi. Zmrużyła podejrzliwie ślepia. Mimo to zaraz potem wylądowała gdzieś nieopodal, ale na tyle daleko i w takiej pozycji, by wiatr nie niósł jej zapachu do Kaliny i Kościstego. Obserwowała, skryta w cieniu, skryta za pobliskimi krzakami. No...to o co tu chodzi?
Niektóre doświadczenia są jak kataklizmy – zmiatają nas z powierzchni ziemi na długie miesiące. Są jak emocjonalne huragany, niszczycielskie żywioły siejące ból i spustoszenie. Wymiatają z naszych serc każdą odrobinę radości. Rozpacz może nas łatwo pokonać albo mądrze wzbogacić.
– Monika Sawicka
Atuty:
– oporny magik – Kiedy smok jest atakowany magią, atakujący ma dodatkowe +1 do ST. Atut uniemożliwia zostanie magiem i uzdrowicielem.
– czempion – Raz na walkę smok ma 1 dodatkowy sukces do ataku fizycznego. Dodatkowo raz na miesiąc podczas modlitwy w świątyni otrzymuje dar od swojego patrona.
– wybraniec bogów – Smok ma dodatkowy 1 sukces przy rzutach na dowolnie wybraną przez siebie akcję raz na pojedynek, misję czy polowanie.
Smoczyca próbowała uspokoić własne serce, które biło mocno w piersi, jakby miało pogruchotać jej żebra. Prawda była taka, że się stresowała. Nie prośbą, ale możliwymi konsekwencjami, jeżeli samiec zgodzi się na taką... wymianę handlową. Zastanawiała się mimo wolnie, czy to boli i jak bardzo. Do tego, jak bardzo musi być obrzydliwie. Wiedziała, jak to wygląda, przynajmniej w teorii, ale zupełnie nie mogła sobie tego wyobrazić, a niewiedza wywoływała w niej pewną niepewność, którą starała się zakopać głeboko w sobie. Nie mogła nikomu okazać swej słabości, dlatego też zatrzymując się pod drzewkiem, uniosła dumnie trójkątny łeb, biorąc głębszy wdech.
Nie mogła jednak poradzić nic na to, że pierzasto kolczasta końcówka ogona podrygiwała za nią nieco nerwowo, wijąc się niczym osobny byt.
Wtedy usłyszała nad sobą czyjś dźwięczny, wysoki głosik.
Zaskoczona spojrzała w górę, mrużąc złociste powieki, zas lazurowe ślepia rozbłysły zimno. Och, a cóż to takiego, zastanowiła się.
Dostrzegła małą raczej sylwetkę, chudą do tego, patykowatą, okrytą jakimiś niby skórami. Nie posiadał łusek, ani futra, prócz tego na głowie. Pysk miało paskudnie płaski, zielone ślepia i długie... uszy bodajże...
Wyprostowała się dumnie, odchodząc na odległość skoku od drzewka.
– Ty musisz być elfem, tym z Dzikiej Puszczy, jak mniemam – zamruczała swym dźwięcznym głosem, chcąc pokryć swe zdenerwowanie czymś na kształt... sarkazmu, czy też raczej sardoniczności.
Wtedy na niebie zamajaczył ciemny cień, a powietrze wypełniły ciche huki uderzających skrzydeł.
Mimowolnie skupiła się na torze lotu plamki i lądowaniu samca. Nijak nie skrytykowała jego niezgrabności. Cóż, sama jakiś czas temu uratowała mu życia odcinając tą łapę...
Próbowała zignorować elfa, bo w tej chwili wydawał się... po prostu dla niej nie istnieć.
– Witaj, Wojowniku Ognia. Wybacz, że wzywam cię, chociaż zapewne miałeś ochotę odpocząć i oswoić się... z sytuacją – odpowiedziała opanowanym, spokojnym głosem, unosząc pysk tak, aby spojrzeć w jasne ślepia samca.
Dzięki długim szkoleniom potrafiła ukryć swe zdenerwowanie, nawet ogon przestał wić się tak rozpaczliwie.
– Powiedzmy, że mam dla ciebie swego rodzaju ofertę handlową i chciałabym, abyś właśnie tak potraktował to, co powiem, bo nie interesuje mnie nic ponad to, co chcę ci zaoferować i to, co ty sam mógłbyś mi dać w zamian – zmrużyła lekko złociste powieki, mówiąc dobitniejszym głosem, chcąc upewnić się, że samiec dobrze ją rozumie.
– Nie wiem, czy wiesz, jednak nasze Stado cierpi na deficyt samców, a tym samym nie jest w stanie odpowiednio pokierować rozwojem Stada z braku odpowiednich genów. Mnie zaś interesują geny smoków Pustynnych, a lecząc cię zauważyłam, że w twojej rodzinie musiał ktoś taki być. Proponuję ci trzy sztuki saren w zamian za twoje geny do rozpłodu. Możliwe młode, które by się wykluły mogą pozostać dla ciebie anonimowe i odwrotnie, ty możesz pozostać anonimowy dla nich. Jeżeli jednak sobie życzysz, połowę lęgu przekazałabym twemu Stadu. Taka jest moja oferta – przez cały czas, gdy mówiła, głos smoczycy był jasny, klarowny i po prostu rzeczowy.
Żadnych usmiechów, umizgów.
Jeżeli potrzebujesz pomocy, rady lub zauważyłeś jakieś
nieprawidłowości – sprawdź do kogo najlepiej się zwrócić!
Czasami lawina uzależniona jest od pojedynczego płatka śniegu.
Czasami kamyk zyskuje szansę odkrycia, co mogłoby się stać, gdyby tylko odbił się w innym kierunku.
Atuty: Inteligentny; Niezdarny wojownik; Mistyk; Wybraniec bogów; Znawca terenów
Okey. Chociaż? W sumie tak też można. Ale za to jaki ciekawy cusik. Roślinna pułapka?! Miodzio. – Ciekawy atak ale pamiętaj o tym aby mieć już gotowe wyobrażenie. W pełni gotowe. Rosnąca roślinka może i jest dobra ale zawsze, po zauważeniu czegoś dziwnego NA bądź też i W ziemi, zawsze mogę cofnąć łapę, prawda? Albo odskoczyć.
No dobra. A jak się obroniłam? Cóż, po prostu zastosowałam powłokę. Ognistą powłokę. Dokładnie rzec ujmując, ognistą powłokę nie mającą mi jednak zrobić kuku. – A co powiesz na to?
Zaświergotałam uroczo (a kysz! A kysz!!), mrugnąwszy zaczepnie patrzałką. Powieką znaczy.
Grzbiet smoka (starzeję się czy co? wybrałam tylko – i aż tylko -jednen punkt docelowy?! o.o?) miały "zaatakować" pnącza. Po jednej z każdej strony. Jedna roślina miała wystrzelić z prawej strony, druga z lewej. Obie zaś miały opleść ciało Oczywistego (między jedną a drugą rośliną, a raczej ich pasami, miała być odległość 0,5 łuski) i się na nim zacisnąć.
//Dziwne, nie dostałem powiadomienia o odpowiedzi w tym temacie.
Elf przeniósł spojrzenie swoich lazurowych oczu na złotą smoczycę.
– Tak, jestem z Dzikiej Puszczy – opowiedział jej, a na jego twarzy zamajaczył podejrzany uśmiech.
Nie zdołali jednak ze sobą zbyt długo porozmawiać, ponieważ nieopodal wylądował jakiś czarny, okaleczony smok. Twarz elfa wykrzywił grymas obrzydzenia. Sterczący kikut bez przedramienia wyglądał... W jego mniemaniu odrażająco.
Z ciekawości elf aż przysiadł na gałęzi. Gdy smoczyca rzuciła propozycję Poszukiwaczowi Kości, na jego ustach pojawił się szyderczy uśmiech.
– Hm... Ciekawa oferta. Nie wiedziałem, że smoki się chędożą za mięso. Ja też mogę dostać jedno jajo? – zapytał przechodząc od razu do sedna.
– Damy ci sporo mięsa – rozbrzmiał bardzo podobny głos z drugiej strony Czerwieni Kaliny. Po przeciwnej stronie drzewa, czyli za smokami stał drugi elf. Z wyglądu bardzo przypominał tego pierwszego. Jak to możliwe, że oba smoki nie wyczuły ich zapachu?
Oczywisty przyjął na klatę krytykę nauczycielki, co w sumie było logiczne, bo czemu miałby jej nie przyjąć? Nie spoglądał na rozpraszające gesty smoczycy Wody, ani również jej nic nie odpowiadał, zachowując maksymalne skupienie.
Widząc i słysząc zbliżające się z boków niebezpieczeństwo, Oczywisty wyobraził sobie, że z jego lewej i prawej strony, w odległości około szpona materializują się dwa lewitujące kamienne krążki, które były umiejscowione dokładnie na torze lotu pnączy zmierzających w jego stronę. Szare, szorstkie "tarcze" miały za zadanie przyjąć na klat... to znaczy na siebie impet, z jakim poruszały się rośliny i je zablokować tak, aby utraciły swoją prędkość i po prostu się od nich odbiły. Średnica okręgów miała wynosić około dwa szpony, a grubość 2/5 szpona. Szybko, ale i również z dokładnością przelał w wyobrażenie maddarę i liczył, że był to dobry pomysł na obronę. W końcu na każdy atak można odpowiedzieć niezliczoną kombinacją obron! Granicą jest tylko wyobraźnia.
Atuty: Inteligentny; Niezdarny wojownik; Mistyk; Wybraniec bogów; Znawca terenów
Udalo sie, ale ledwo, lewo. Kazdy czarodziej i kazdy Uzdrowiciel ( no prawie) wie, ze atakuje sie jak najblizej celu. – Staraj sie raczej tworzyc bariery, oczywiscie jak najblizej atakowanej czesc twego ciala, z ognia, lodu czy tez kwasu.T To jest o wiele bezpieczniejszy sosob. A zwlaszcza wtedy kiedy masz do czynieniq z mistrzem Ataku badz kims kto do tej "rangi" aspiruje
Najpierw pozwolilam sobie na krotkie wyjasnieni a pozniej figlarne mrugniecie do Oczywistego. – Jesli nie masz zadnych pytan to ... to koniec twoich mek
Wyszczerzylam sie wesolo. Chociaz? Z jednej strony szkoda. Oczywisty, jak na woja, wcale nie byl takim beztalenciem. Powaznie.