Podwieczorek wśród śniegów z przyjaciółką przerwało wezwanie. Ucięła transmisję od Mętnego gdy doszło do krzyków, bo nie lubiła pozwalać na terroryowanie się w ten sposób, samiec dostał afirmacyjną odpowiedź zwrotną, że zaraz przyjdzie; i pakując już się, dokończyła rozmawiać z Bryzą, a gdy zaczęto ją ponaglać.
Mętny, spokojnie, to twarda bestia, a ja naprawdę nie potrafię się teleportować! Cokolwiek się dzieje, zaraz tam będę i pomogę!
Więc pożegnała się jeszcze szybko z Iphim a następnie wręczyła Morskiej Mokradło, coby ta nawet już zostawiona, i przez partnera, i przez Dziewannę, bo obowiązki naglą, nie czuła się samotna; kuropatwa poczuła się zdradzona faktem, że zostana oddała w szpony obcego smoka, ale ufała Honi bezgranicznie, więc nie stawiała się na Łowczynię. A że kompan siedział w torbie...
–
SZLAG – rozniosło się po Wewnętrznej Jaskini, gdy tylko Dziewanna wpadła do środka i dojrzeć jej było dane rannego. Nie chodziło o to, jak wygląda rana, e, bywało gorsze. Chodziło o to, że odkryła, że nie przyniosła ziół. Przynajmniej są bezpieczne u Bryzy, a nie gdzieś zgubione. A jednak, wracanie się było zbyt czasochłonne. Potrząsła łbem, także dlatego, aby się rozgrzać trochę po podróży i spokojniej już, choć nadal żwawo, zbliżyła się do gromadki.
–
Dziękuję za wezwanie. Chciałabym, abyście się troszeczkę odsunęli, a go zbudzę. – uśmiechnęła się delikatnie do całej trójki, a wyraz ten znikł gdy siadła przy Oku.
Głupiś, na co ci to było?
Oparła jego łeb, jego polikiem, na jednej ze swoich łap, aby nie odpadł, a drugą... smagnęła go po drugim poliku! Zamieniła łapy. Po dwóch smagnięciach nie było bata, że się nie wybudzi.
I nie puszczała jego głowy, a od razu wniknęła maddarą w jego ciało.
Impuls miał jeden cel: gardło. Wniknęła w otworzoną tętnicę i ze sporą dozą siły, bo walcząc z ciśnieniem, z jakim bruzgała krew, sprowadziła do siebie dwa końce naczynia i czym prędzej je połączyła – sklejając naczynie na wszystkich trzech warstwach tak, aby napierająca krew bądź ruch łba znów nie przerwały światła. Błonkowa rurka, przez którą pędziła krew, mięśniowa otoczka trzymająca wszystko w ryzach, wytrzymalsza i elastyczna warstwa włóknista wierzchnia, chroniąca tętnicę. Jak nowe! Szybko pownikała w mniejsze, okoliczne naczynka, które szpon także przeciął, zamykając resztę dróg krwawienia, a potem oczyściła ranę z tej wylanej i zalegającej, aby mieć czyste miejsce pracy ze skórą. Posadzkę w świątyni nadal ktoś inny będzie musiał jednak umyć! Pokrążyła po powierzchni szukając brudu i mikroorganizmów, które należało zabić. Pora zasłonić tętnicę mięsem i skórą. Na szczęście nikt nie odgryzł Wojownikowi połowy gardła, więc nie musiała spędzać długo nad pobudzaniem komórek do mnożenia się i wypełniania wyrw jak dzikie, a wystarczyło – podobnie jak z tętnicą – że połączy końce kolejno przeciętych warstw; kilka cienkich pasm mięśni w tym miejscu, otaczającej ich błony, delikatnie tłuszczu, potem kolejnych poziomów skóry, pracując poruszając się ku wyższym warstwom, a także prowadząc dalej mniejsze naczynka włosowate zaopatrujące wyższe partie komórek i pamiętając o odtworzeniu przerwanych gruczołów bądź receptorów, aż skończyć mogła na rogowym naskórku tworzącym łuskę. Całkiem pokaźne płyty w przypadku Oka. Zasklepiła ostatnią na jej powierzchni szczelinę i zostało jej mieć nadzieję na najlepsze. Wycofała się ze smoka.
–
Próba samobójcza? Beri, czuję... zawód. – powiedziała półszeptem, ale nie wiedziała dokładnie, jak go teraz zganić, jak pocieszyć, jak naprostować. Miała mu złe za Chromę. Miała złe za tak radykalny pomysł. Ale mogła tylko odejść o krok w tył i zwrócić się do zgromadzonych.
–
Czy wasza obecność też ma na celu....? Zawsze możemy porozmawiać i wspólnie rozwiązać wasze problemy, leczę ciała, ale umysły też mogę... spróbować. – ach, nie była psychologiem. Ale jeśli wezwano ją do klubu młodych samobójców, co innego miała za wyjście? Spojrzała skonsternowana najpierw na Opiekuna, potem na Mętnego, Wodnemu, ze względu na nikłą znajomość, poświęcając najmniej czasu, ale wciąż. Zaraz naprawdę zawróci, by przyjść z melisą dla wszystkich...