OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Posągu, żeby tylko! Thahar ani myślał sadzać swojego szlachetnego zadu na piedestale. Korzystał do woli ze swojej fizycznej formy, przemierzając lasy i doliny – czy nie pasowało to w sam raz do patrona łowców, potencjalnie najbardziej ruchliwych smoków na tych ziemiach? Czasem jednak Thahar zaglądał do świątyni swoim bystrym ślepiem – prezentujący swoje trofeum przywódca Ziemi trafił na właściwy moment. Usłyszał niedaleko siebie znajomy śmiech.– Znakomicie! – Wężowy łeb zniknął, jak gdyby bóg zabrał go na oględziny. Może faktycznie kiedyś pojawi się przed piedestałem jako czaszka? Albo Thahar zachowa ją dla siebie.
– A ja wierzę, że to całkowicie twoja zasługa. Bez obaw, kolego, znajdziesz jeszcze dużo czasu, żeby przysłużyć się stadu swoim polowaniem. Do dzieła, Korono! – Po tych słowach przywódca Ziemi został sam, ale z ciepłym uczuciem w sercu.
Jesion była pokorna, więc choć zadowoliłby ją jedynie łagodny powiew wiatru, a z nim napełniająca serce inspiracja, na ogół Thahar wolał oferować więcej. Łowcy najwytrwalej przyglądali się cyklom natury, z której urodzaju czerpał – to nic dziwnego, że nowa członkini Ziemi zyskała jego uwagę. Rzeczywiście nie czekał nigdzie na miejscu w swej kamiennej formie, ale jego obecność była wyczuwalna w ten przyjemny, niewytłumaczalny sposób, do którego przyzwyczaiła się już większość wyznawców.
– Ta-har, koleżanko – poprawił jej wymogę, ale ton głosu miał lekki i wesoły. W końcu Thahar nigdy nie obraziłby się za takie głupstwo, czyż nie?
– Podoba mi się twoje podejście, łowczyni. Ja też nie pochwalam zbędnego cierpienia zwierzyny... Oo, ale nie zapominaj o grzybach! O tej porze roku możesz jeszcze zebrać całkiem sporo – przemawiał ciepło, wprost do jej umysłu.
Na podsumowanie swojej wizyty smoczyca doświadczyła również nieco praktyczniejszej manifestacji, która przybrała postać zwiniętego w kłębek martwego borsuka – tuż u jej łap. Oby jego mięso nie tylko przysłużyło się smoczycy, ale i zmotywowało ją do własnej pracy.
Och, Thahar nie byłby sobą, gdyby złamał dane słowo! Kiedy Drapieżny stał w świątyni, niepewny czy na cokolwiek zasługiwał, w pewnym momencie otoczyło go łagodne ciepło, a w umysł uderzył pogodny głos znajomego boga:
– Owszem, oglądałem je! I ucieszył mnie twój wybór ścieżki łowcy. – Rzecz jasna poparłby każdy wybór Drapieżnego, ale co tu kryć – polujące smoki należały do jego ulubieńców. – Nie przejmuj się, że praca nie idzie ci doskonale. Nie musisz się spieszyć – cierpliwy uczeń w końcu przerośnie mistrza... Czy w swoim przypadku "mistrzów". – Zaśmiał się chrapliwie.
Gdy skończył mówić, motywująca atmosfera boskiej obecności nie opuszczała Drapieżnego aż do momentu jego wyjścia ze świątyni.
Jesion Świateł:
2/4 mięsa (borsuk)