OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Wywróciła widmowym ślepiem. Cień był... specyficzny, na tyle, na ile pamiętała. Plaga brzmiała gorzej, jeśli zmysł estetyczny ducha miał jakiekolwiek znaczenie.–Mhm. Wiesz, że pewna plaga prawie wybiła kiedyś smoki, które nazywały się Wolnymi Stadami? Na waszym miejscu bym uważała – zaśmiała się krótko, żartując. Albo nie, haha.
Uśmiechnęła się, rozweselona wspomnieniem o wrzucaniu smoka do wulkanu.
– Jakkolwiek parszywy był Ogień, bardzo ciekawa forma egzekucji – znaczyłoby to też, że wulkan odżył. Hm.
A gdy Czeluść wspomniał, gdzie poszedł Tweed, pożałowała, że użyła przeszłej formy "być".
– Ooo? Nadal nie wstyd płomykom przyjmować wybrakowanych osobników... – prychnęła. Wstyd też jej się zrobiło, że z jej krwi wylągł się zdrajca. Zadrapała widmowym pazurem w ziemi, nerwowo.
Odetchnęła, słysząc o przygodach syna.
– Brzmi jak... – no co, Gonitwo? Jak dobra zabawa? Dziwna myśl, że życie na ziemi nie musi opierać się tylko na zmęczeniu i budowaniu Ziemnego imperium. – Brzmi fajnie. Żywo – "nie to co w zaświatach". Uśmiechnęła się leciutko. Nie miała zamiaru oczywiście dopowiadać za dużo tej drugiej stronie. Jeszcze Czeluść się zniechęci i nigdy nie umrze.
– Dobrze, że ci się wiedzie, Czeluść. I że stado jest silne – miała nadzieję, że przyłożyła do tego łapę swoją przeszłością. Nie wątpiła, że starania innych też były duże, ale... miała nadzieję. – Niczego więcej w zasadzie nigdy nie chciałam. Dobrze, że stado było i jest w dobrych łapach... Bo, jest, prawda? Ostatnio jak zerkałam, to jakiś brązowy samiec zostawał przywódcą. Korona, tak? Grzywę miał jak... jak Szabla – zmarszczyła się, zastanawiając się, czy dobrze pamięta. – Co w rodzinie to nie zginie – mruknęła z lekkim uśmiechem.