OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Samiec słuchał jej odpowiedzi i jego ogon powoli się poruszał. Pewnie gdyby miał drugą łapę to położyłby ją pod pyskiem i wyglądałby na bardziej skupionego. Musiało jej wystarczyć to, że finalnie tylko przymykał ślepia, ale... po raz kolejny długo się nie odzywał.– Zawiodłabyś się, gdybyś podróżowała po północnym wschodzie... Tam niejedna samica wymieni cały miot za nieco więcej posiłku, niż może mieć ze świeżych jaj.
Rzekł w końcu i tym razem skupił wzrok na swojej torbie, z której znów wyciągnął miskę i zaczął kombinować przy tworzeniu naparu, ale jedną łapą było ciężko, dlatego pomógł sobie maddarą, która zawibrowała przy nim, nalewając do miski wodę.
Z jej słowami się nawet zgadzał, ale przecież nie powie jej tego w pysk, prawda? Lepiej było po prostu poobserwować ją kiedy mówiła, a potem znów dmuchnąć lodem w miseczkę i móc napić się naparu.
Doskonale znał pisklęta... obserwował chociażby Aohę za młodu. Wszystko wyglądało podobnie do czasu, aż nie został porwany.
Nie, nie powiedział żadnego słowa, ale nie po to, aby poczuła się dziwnie, tylko miał w tym zupełnie inny cel- niech samica sama wyciągnie wnioski. On nie zamierzał jej narzucać własnego poglądu za bardzo. Lepiej też, aby nie wiedziała jak wygląda przegryzione pisklę i lepiej żeby nie miała wrytej w swojej świadomości tego, że sama zjadała takie pisklę.
– Kolejna opowieść...– Szary napił się spokojnie i zapadła cisza jakby zbierał mysli.
– Wiesz co to są latarnie? Ludzie używają ich do oświetlania sobie drogi w nocy... To taki uwięziony ogień w metalowym pojemniku ze szkłem. Na Skałach Pokoju dochodzi do nocnego zbiegowiska z powodu, dajmy na to, takiej latarni... którą wiele smoków najchętniej by przewróciło i zniszczyło, bo to przecież ludzkie. Ktoś pyta o zdanie proroka, symbolizującego raczej sposób myślenia- no a przynajmniej w moim mniemaniu tak powinno być. Prorok zaczyna wykład w suchym stylu: „Rozważmy wpierw, bracia, wartość światła. Jeśli światło jako takie jest dobre...". W tym momencie prorok dostaje po łbie, i chyba to nie dziwi...? Oczywiście dla uproszczenia pomijam karę dla sprawców od Bogów. Tłum smoków- zapewne przede wszystkim Plaga- otacza latarnię, przewraca ją w ciągu uderzenia serca i przez pewien czas wszyscy gratulują sobie wzajem tego wyczynu, tak praktycznego i całkiem typowego dla smoków.
Po czym zaczynają się kłopoty. Niektórzy zniszczyli latarnię, bo była jakimś postępem techniki, oni zaś używają do tego maddary; inni zniszczyli latarnię, bo chcieli może kawałek metalu z niej, albo szkła; jeszcze inni, bo pragnęli ciemności, w której najlepiej kwitnie ogólne pojęcie zła. Byli tacy, co uważali, że latarnia jest za kiepska, i tacy, co uważali, że jest aż za dobra; parę smoków zamierzało zniszczyć coś, co należy do ludzi, a parę innych chciało zwyczajnie zniszczyć cokolwiek. Skończyło się to wojną w głębokim mroku, i nikt nie był do końca pewien, komu zadaje cios. Powoli i stopniowo znaleźli się tacy, którzy doszli do wniosku, że prorok jednak miał rację – że wszystko zależy od naszej filozofii światła. Tyle że mogli dyskutować o niej w blasku latarni; teraz musieli dyskutować w ciemnościach.
Samiec znów nagle przerwał i znów się napił dając samicy przetrawić co to mówił.