OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Medyczka zachichotała, widząc że wilczyca nie tylko miała apetyt, ale wyglądała na zdrową i szczęśliwą. Potwierdzało to nijako jej pozytywne przypuszczenia co do młodego samca. Pokiwała łbem i wyprostowała się, by spojrzeć w ślepia Milczenia.– Pasuje Ci. – powiedziała, chwilę ważąc na wargach to imię i patrząc z ciekawością na rozmówcę – Milczenie Maków... Charakter i kolor futra. Ładnie. Wiesz, że polne maki to rośliny trujące o niewielkiej toksyczności? Ich ziarna mają wpływ odurzający.
Zmrużyła ślepia i uśmiechnęła się nieśmiało, stawiając uszy nieco na sztorc. Uwielbiała nie tylko zioła, ale generalnie rośliny, a najbardziej te trujące. Podeszła o krok bliżej, z nadzieją że ten fakt o imieniu będzie bardziej interesujący, niż usypiający. Była teraz lewie o wyciągnięcie łapy. Nieśmiało poruszyła ogonem, ale zaraz zamarła, bo zapytał o całkiem kogoś innego.
– Ja... Szczerze mówiąc to nie wiem. – odbąknęła, uciekając wzrokiem do wilków i próbując sobie przypomnieć cokolwiek o Sasance. Nie leczyła jej ostatnio, więc chyba było dobrze? Ze wstydem przypomniała sobie, że minęło ją mianowanie Czarodzejki – Też ma już pełną rangę, ale nie pamiętam imienia... Nie jesteśmy zbyt blisko.
Zacisnęła usta zdając sobie sprawę, że chyba nikt nie był "zbyt blisko" z nikim w Stadzie Wody. Jej właśni rodzice nie sypiali już w jednej grocie, a na ceremoniach można było zliczyć uczestników na jednej łapie. Westchnęła ukradkiem i pożałowała na moment dziecięcych fantazji. Po co go tu wezwała?
– Wyglądasz, jakbyś musiał gdzieś być. Przepraszam, jeśli Cię ściągnęłam od czegoś ważnego. Jeśli musisz iść, to ja rozumiem... – obróciła się w stronę Imbiru, gotowa się zbierać.
W czasie tych dyskusji Imbir wypiął pierś i postanowił nieco wybadać waderę. Wyglądała w jego ślepiach idealnie – krągła, zadbana, puszysta, wesoła i lubiąca suszone mięso. Partia roku. Podniósł więc z ziemi patyk, który wcześniej namiętnie żuł i podszedł paradnym krokiem bliżej Błyskotki, obchodząc nieco łukiem oba smoki.
Kiedy był tak z pół długości ogona od wilczycy, położył patyk na ziemi i warknął przyjaźnie, merdając niepewnie ogonem. Złote ślepia błyskały wesoło, a jedno ucho sterczało pytająco w górze. Chciał ją obwąchać, ale najpierw przyniósł Podarek, żeby mu tamta nie odgryzła łba przy próbach zajścia od ogona.