OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Kolejne wysłuchane przez nią instrukcje. W czasie, gdy Opowiadająca mówiła, samica walczyła z utrzymywaniem się w powietrzu. Słysząc pierwszą radę, przypominającą jej o oddechu, zaczęła bardziej kontrolowanie nabierać powietrze w płuca. Zapamiętała dalsze słowa, a gdy sowa ruszyła przed siebie, Adeptka lecieć zaczęła w ślad za nią. Wpierw jednak przechyliła się odrobinę w przód, prostując ogon. Najdłuższe ze składających się na niego piór opadły nieco ku dołowi, nieznacznie, nadając młódce wyglądu rajskiego ptaka. Obserwowała uważnie poczynania kompana nauczycielki, naśladując go w machnięciach skrzydłami. Naturalnie, był jej instruktorem, można by rzec, gdyż wiedziała, co zrobić przy silniejszym podmuchu wiatru uderzającym w jej bok – układała odpowiednio skrzydła, a także balansowała ogonem na jego wzór. Łapy trzymały się blisko jej ciała, a obie pary skrzydeł pracowały równo, swobodnie. A przynajmniej tak starała się to robić, bo wiadomo – drobne utraty równowagi wciąż się zdarzały. Szybko jednak za sprawą balansowania całym ciałem, w tym także ogonem, Akanth odzyskiwała ją, lecąc dalej w ślad za stworzeniem.Wykorzystała moment szybowania na odpoczynek. Rozłożyła szeroko pierzaste skrzydła, czując, jak delikatny prąd niesie ją dalej. Nacieszyła się tym, zanim nie przyszła chwila na lądowanie. Zostawiła lotne kończyny rozłożone, zaraz przechylając także ciało odrobinę w tył. W ten sposób, stawiając opór powietrzu, miała stopniowo zacząć wytracać prędkość, a jednocześnie opadać. Gdy znalazła się wystarczająco nisko, korzystając z wcześniejszych wskazówek i kompana robiącego jej za pogląd, machnęła kilka razy skrzydłami, zagarniając powietrze pod siebie. Machnięcia te były jednak powolne, mające już nie unosić jej, a jedynie spowolnić moment spadnięcia na ziemię. Gdy była już blisko gruntu, zaprzestała machać, po czym opadła na ugięte cztery łapy.