OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Szczękanie zębami nie ustawało, nawet gdy poczuła ciepło chwilowo emanujące od nieznajomej. Z kłapnięciem mordy odsunęła się o krok, przybierając wyraz nieufnego dyskomfortu – odsłonięte do połowy zęby zaciśnięte tak, że tylko cudem nie pękły w pół. Gdzie z tą maddarą?! Nikczemna wiedźma prawdopodobnie znów uraczyłaby ją kolejnym utkanym przez siebie zaklęciem, pewnie przyprawiającym ją o jakiś zestaw poparzeń, przez które księżycowi uzdrowiciele wyrwaliby jej ogon z zadu. A ojciec mówił, żeby nie ufać nieznajomym. Ta…Nieprzychylnie spoglądała na znikające w zawrotnym tempie krople, powstrzymując własne dygotanie jedynie siłą woli. A co z jej spiętymi mięśniami? Tak już miała od małego, z natury. Najzwyczajniejszy w świecie stresowy przykurcz. Przecież w życiu nie przyznałaby się sobie, że toczy niezrównaną walkę z czymś tak banalnym, jak warstewka marznącej wilgoci na łuskach. Tak, mogłaby użyć maddary, ale wojownicza duma była silniejsza, niż jakieś drobne, niesprzyjające warunki. W końcu zwierzęce instynkty wzięły górę nad wygórowanym ego, a Czart zaczęła drobić w miejscu, za wszelką cenę próbując jednocześnie utrzymać pozory nieporuszenia całością sytuacji. Na jej mordę zawitało ponownie coś na kształt wyzwania – spoglądała na czarodziejkę z góry, z lekko zmrużonymi ślepiami i końcówkami warg unoszącymi się w ironicznym uśmiechu.
Naprawdę się poddawała? Z gardła Pomiot wydobył się warkliwy rechot, a do uśmiechu dołączyły odkryte kły.
– Któż to raczył przemówić? – Z całą pewnością można by jej zadać to samo pytanie, ale kimże by była, gdyby się do tego nie przyczepić. Taka już była. Nieznośnie kąśliwa i zaczepna. Wpijała swoje irytujące szponiska złośliwości we wszystko, co tylko jej bystre ślepka mogły zauważyć i uznać za dostatecznie dobre. Odpowiadała atakiem na atak, ale czasem było lepiej zadać pierwszy cios. Od kogo nauczyła się takiej pasywnej agresywności? Niewątpliwie nie od członków własnego stada. – Myślałam, że odebrało Ci mowę i muszę korzystać ze zwierzęcych gestów – wymruczała do oponentki, chłonąc jej reakcje ślepiami, jak wygłodniały wilk. – Hm… Możemy wrócić do tego rozwiązania. Charczysz, jakbyś miała właśnie wypluć własne płuca.
Plagijka w odpowiedzi na swoje dalsze słowa usłyszała jedynie prychnięcie. Miało ją to ruszyć? Takie stwierdzenia spływały po niej jak woda po kaczce. Bestialskie zachowanie, pomruki, te takie kogucie wypinanie piersi – to na nią działało. Była jedynie zwierzęciem, nieco bardziej bystrym od innych, ale nadal zwierzęciem. Zwyczajnie nie potrafiła przejść obojętnie, gdy ktoś rzucał jej fizyczne, realne wyzwanie swoimi ruchami ciała, to było naturalne, że reagowała poniekąd instynktownie, łykając wszystko jak pelikan. Ale słowa? Baaah, mogła sobie gadać co chciała. W końcu przemówiła, mrużąc czerwone oczy jeszcze bardziej: – Jakiej reakcji oczekujesz? Że pokajam się teraz za ten idiotyczny pokaz sił? – potrząsnęła łbem na boki, chcąc zaprzeczyć temu stanowisku, z takim zaangażowaniem, że mało nie zakręciło jej się w głowie. – Twoje słowa nic dla mnie nie znaczą – po czym, po krótkiej przerwie i przeanalizowaniu całości wydarzenia, dodała jeszcze: – Ty też tam byłaś.