Była bardzo nie pewna przez co uszy miała wychylone bardziej do tyłu. Po słowach ojca postanowiła poszukać sobie znajomych pysków. Przyrzekła sobie że nie da się upokorzyć i będzie chciała przynieść dumę swojemu ojcu. W końcu wszystkie chwyty dozwolone czyż nie? Widząc Gheine podeszła do niej już bardziej pewna siebie.
-Hejka... Przywitała się patrząc po wszystkich by w razie czego zapamiętać pyski.
„Naprawdęmożnakochaćumarłych,bowłaśnieonisąuparcieobecni.”✦ ✧ ✦ #8d1558 – NARRACJA |#b0518d – WYPOWIEDŹ |#c78eb2 – CYTATY/MYŚLI |Pechowiec: po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji. Bonus sumuje się do 3 porażek z rzędu. Łakoma magia: +1 ST do ataków magicznych przeciwnika, drapieżniki atakujące magicznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej Mistyk: raz na walkę +1 sukces do ataku magicznego✦ ✧ ✦ Kompani:Brak A: U:#b3aaca Głos✦ ✧ ✦Teczka
Na miejsce przybyła Gerna. Na piechotę i powoli, jak na nią, bo młódka przybyła tylko po to, aby przyprowadzić świeży nabytek. Jakoś się trafiło, że Waleczny Kolec trafił w jej łapy. No, pewnie by nie trafił, gdyby był bardziej towarzyski, ale już mleko się rozlało. Samica wylądowała łagodnie i dźgnęła ogonem samca.
– To prorok. Zwołuje raz na jakiś czas spotkanie, aby opowiedzieć maluchom o bogach, dla których...pracuje. Możesz posłuchać, aby dowiedzieć się więcej, ale jeśli chcesz, możesz zawsze wrócić. Drogę znasz. Widzę, że Infamia będzie w pobliżu, więc nie stanie wam się krzywda. – Wskazała łapą brązowego samca na szczycie. Ciemną samicę u jego boku omiotła wzrokiem, ale nie skomentowała otwarcie. Znów zwróciła pysk do Khavriego. – Zważ na to co mówisz i do kogo. Czasami lepiej pomilczeć, niż palnąć za dużo.
☼ PECHOWIEC:Po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji ☼ SZCZĘŚCIARZ:1 sukces zamiast niepowodzenia raz na 2 tygodnie. NU: [22.9] ☼ ZIELARZ:+2 sztuki do zbieranych ziół ☼ WYBRANIEC BOGÓW:raz na walkę/wyprawę/tydzień w leczeniu + 1 sukces. Przy A/MA, kara +2 ST. NU: [X.X] ☼ ZNAWCA TERENÓW: znalezienie 4/4 pożywienia / kamienia / 10 sztuk ziół 2x polowanie. Minimum 2 os. małej zwierzyny. ☼ KALECTWA: niezdolność lotu (brak jednego skrzydła)
W momencie, w którym w jej umyśle zamanifestowała się dziwna wiadomość, wspomnienie, otrzymała także impuls od swojej kompanki. Ntharai obserwowała uważnie Tsardaeha, jednak dając mu swego rodzaju swobodę – w przeciwieństwie do matki. Poinformowała Yrasvellai, że dzieci zaczęły gdzieś zmierzać, a wkrótce także pojawiła się sama Mahvran. Wtedy harpia odpuściła, wiedząc, że młody był bezpieczny ze starą czarodziejką. Powróciła do groty, z której wybyła Miłosierdzie.
Skały pokoju. Nie mogła powiedzieć, że chciało jej się wybywać poza tereny stada i zapewne w normalnych okolicznościach zignorowałaby wiadomość i obraz. Ale to nie były normalne okoliczności – tam zmierzał także jej syn, a to już samo w sobie było powodem, żeby się tam zjawić. Nawet, gdyby nie otrzymała wiadomości.
Wiedziona słodkim zapachem, zjawiła się na miejscu. Multum piskląt. Jej mina spochmurniała, wyraźnie niezadowolona z takiego widoku, toteż odszukała wzrokiem syna. Był przy jakiejś obcej młódce i Gheinie, która chyba dyskutowała z Kęskiem. Zaraz też dołączyła się Zmierzch. Westchnęła. Podeszła szybkim krokiem do tego małego zbiorowiska, by zawisnąć nad malcami.
— Tsardaeh — zwróciła się do syna, siadając i wskazując na miejsce między swoimi przednimi łapami. Wolała go mieć blisko. Przyjrzała się reszcie piskląt. — Gheina. Zmierzch — wypowiedziała kolejne imiona, tym razem tworząc z ogona półokrąg obok siebie i wskazując miejsce w środku. Mogły skorzystać, usiąść przy czarodziejce, ale mogły też ją zignorować. Zależało jej przede wszystkim na tym, by to Tsardaeh siedział obok. Pochyliła odrobinę łeb w kierunku obcej młodej, niezwykle pstrokatej zresztą. Zaciągnęła się zapachem. Słońce. — Jak ci na imię, Słoneczna? — zapytała zobojętniałym tonem, mrużąc odrobinę ślepia.
Widząc starszą smoczyce ze swojego stada podeszła do niej i usiadła w miejscu z ogona chcąc baczniej się przyjrzeć smokowi co był innym jej wydaniem. Nie chciała być nachalna zwłaszcza przy prawdopodobnie jego matce.
„Naprawdęmożnakochaćumarłych,bowłaśnieonisąuparcieobecni.”✦ ✧ ✦ #8d1558 – NARRACJA |#b0518d – WYPOWIEDŹ |#c78eb2 – CYTATY/MYŚLI |Pechowiec: po każdym niepowodzeniu -1 ST do następnej akcji. Bonus sumuje się do 3 porażek z rzędu. Łakoma magia: +1 ST do ataków magicznych przeciwnika, drapieżniki atakujące magicznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej Mistyk: raz na walkę +1 sukces do ataku magicznego✦ ✧ ✦ Kompani:Brak A: U:#b3aaca Głos✦ ✧ ✦Teczka
Yulo przyleciał wraz z piastunką Piaskowa Wichura , ciągnąc za sobą smugę którą był Yum- żywiołak powietrza Aie, który towarzyszył mu najczęściej. Młodzieniec nadal ćwiczył swoje umiejętności lotu, a więc jego lądowanie było długie, gdyż kołował nad zbierającymi się, aż w końcu spiralnie wylądował w pobliżu... No właśnie zbyt znajomych pysków tutaj nie było, a więc za cel obrał piastuna Słońca. Wylądował gładko, a tygrys pozostał smugą na niebie, ale przysiadł sobie za pozostałymi, starając nie zwracać na siebie uwagi.
Yulo spojrzał za partnerką w locie i uśmiechał się do niej, a podczas lotu rozmawiał, przede wszystkim o tym co mogło się wydarzyć na owym spotkaniu. Wyrostek nie wiedział za bardzo na czym mają polegać takie spotkania, ale aż palił się do działania. Widząc zebrane grono innych smoków... oniemiał. Do tej pory był z Eshelem praktycznie jedynymi młodzikami, a tutaj nawet z drugim Piastunem przybyło tyle mniejszych od niego!
Stąd też podszedł do znanego już piastuna.
– Witaj! Spora gromada! Pierwszy raz ich widzę!
Rzekł i widział jak całość zaczyna się zajmować sobą. Próbował machać do nich, ale chyba nikt nie zwrócił na niego uwagi. Nie przeszkadzało mu to, też dziwnie czułby się, gdyby w tej gromadzie stałby się w centrum zainteresowania. Wtedy pewnie uznałby, że narazi się na ogromne pośmiewisko przez swoje śpiewy. Stąd też nieco opuścił uszy i zajmował się tymi, których znał. Bał się poznać kolejny raz smak odrzucenia, którego już kiedyś doświadczył.
I
Boski ulubieniec Darmowy zwiad raz na miesiąc II
Trudny cel: +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika,
drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej III
Tancerz stałe -1 ST do rzutów na obronę fizyczną
Dobrze, dobrze. Niby ogarniał ale jednak jego wymowa takoś tak ten... No ona przynajmniej mało co z niej zrozumiała. Ale miał chęci, zaparcie więc to się liczyło. – Dobze. Ale pocwic jescem. Wies, zeby brązowemu scena opadła a ta corna baba oddala mu wsyskie kamienie mówiomc ze pielpapoli i nie lobi – musiała Tsarka jakoś zagrzać do walki, prawda? Zrobiła mu nawet miłe pac pac po łebku, próbując nie zużywać za dużo siły. Ot, delikatnie.
A potem przyszła do niej Lazital, której chyba powinna się spodziewać ale tak w sumie to się nie spodziewała? I przyszła do nich!? Gheina musiała sobie to szybciutko przekalkulować. Hm, z jednej strony była ona z innego stada.. A z drugiego była jej koleżanką! Gienia szybko sobie wymyśliła jednak obejście tego tematu, po cwaniacku. – Ces. Jak cos to powiec ze chces byc z Mglakami bo Mglaki som supel – Mahvran nie kazała im "nie rozmawiać" tylko żeby na nie uważać, prawda? A ona nic o rodzinie nie powiedziała, tylko sprzedała koleżance patent na siedzenie obok. Mama mówiła że zawodnicy sobie wzajemnie do grot nie wchodzą. ALE FAAANIII TO CO INNEGO.. Więc plan był prosty – Jak ktoś się przyczepi, Lazital to fan. Wtedy wszyscy powiedzą aaa, ok, ok, wszystko dobrze to nie przeszkadzamy. Nie łamie zasad w dalszym ciągu a jeszcze dodatkowo robi Mgle fanów. Ona to ma łeb!
Powitała Zmierzch z uśmiechem i już chciała również streścić jej zasady tylko wtedy wziął i się wtoczył jakiś nieznany jej dotąd smok. I... No właśnie chciał te zasady łamać. Gienia zmrużyła ślepia i STANOWCZO pokręciła głową, łapiąc gagatka za żuchwę. – Jak chces lobic gupie zecy to na wlasnom odpowiedzialnosc. Mahvran kazala leplezemtowac Mgły nalezycie, nie dzec siem a takie cos jest golse nis dalciem – rzuciła a potem puściła kawałeczek pyska, który złapała. Popatrzyła na Tsardaeha żeby przypadkiem się nie zgodził bo choć dobrze przekalkulowała sobie siły że z tym by nie wygrała to nie zamierzała tutaj ryzykować niepowodzenia swojej misji. O nie.
I wtedy, jak wybawienie pojawiła się Starsza Czarodziejka. Gheinie nie podobało się to jak ich rozstawia po kątach ale z drugiej strony zaświecił się nad jej głową świetlik. Spojrzała z wrednym, szelmowskim wręcz błyskiem w ślepiu jeszcze raz na Kęska – Ona jest starsza i jak coś, może mu wpieprzyć dla porządku, prawda? Wstała bo chciała podążyć na wskazane jej miejsce a Razithal puściła oczko, sugerując żeby odpowiedziała tak, jak jej sugerowała.
♦ Ostry Wzrok ♦ – dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na wzroku♦ Adrenalina ♦ – dodatkowa kość do biegu, ataku i obrony, w przypadku niepowodzenia – rana ciężka
Nie było tutaj mamy, ani Kirima, a nie chciała siedzieć obok Azfel. Nie podobało jej się, że siostra się wykluła, bo teraz uwaga mamy i kota była podzielona. A mała Razithal chciała mieć ich na wyłączność, a nie dzielić ją z rodzeństwem. Miała nadzieję, że nie wykluje się ich więcej...
Zaważyła wzrok czarnołuskiego samczyka i zamrugała do niego swoimi własnymi, wielkimi paczadłami. Nie wiedząc, co dokładnie zrobić, po prostu pomachała w jego stronę łapkoskrzydłem, licząc, że uzna to za godne powitanie i nie spróbuje jej pogryźć.
A potem podszedł do nich jeszcze jeden smok. Większy. I jeszcze kolejny. Małej zaczynało się kręcić w głowie, więc mimowolnie przysunęła się jeszcze bliżej Gheiny, tak że praktycznie stykały się ogonami. Pokiwała tylko bardzo subtelnie głową na jej uwagi, a gdy Miłosierdzie podeszła z podejrzliwym pytaniem, mała wypięła lekko pierś i uśmiechnęła się szeregiem czarnych ząbków. – Lazital jestem. Chcem być tutaj z Mglakami bo Mglaki som supel. –wyrecytowała ładnie, mimo, że nie wiedziała, co to są te Mglaki.
» Greatest trick The Devilever pulled? Convincing the world he doesn't exist. « _ _ ✧⋄⋆⋅⋆⋄✧⋄⋆⋅⋆⋄✧ PECHOWIEC Po każdym niepowodzeniu -1 do ST następnej akcji;
bonus sumuje się do 3 porażek z rzędu.
✧⋄⋆⋅⋆⋄✧⋄⋆⋅⋆⋄✧ PAMIĘĆ PRZODKA – 2 do ST w walkach ze zwierzętami oraz – 1 do ST walk
z rasami rozumnymi.
Jego matka już nie musiała odprowadzać, był już dużym smokiem! W sumie jakby nie patrzeć był już prawie wielkości swojej matki. A kiedyś nawet nie wyobrażał sobie że może być od niej kiedyś większy. Niedawno miał też swoją ceremonię więc nie musiał wszystkim wyjawiać swojego prawdziwego imienia. Dobiegł na miejsce spotkania dosyć podekscytowany, ta wiadomość była interesująca a zapach owoców tylko bardziej przyciągał go do tamtego miejsca. Na Skałach Pokoju roiło się od różnych smoków podobnych mu chyba wiekiem oraz rozmiarami, było sporo które kojarzył gdyż były członkami jego stada ale też wiele których nie potrafił rozpoznać. Mimo pierwotnej niechęci a może niepewności? Zaczął przechodzić koło różnych smoków, zwinnie je omijając i przy okazji poznając ich zapachy z zaciekawieniem. Starał się także wypatrzyć owoce którymi tu pachniało!
//Nie zaczepiam nikogo szczególnego, ale można za to zaczepić mnie
Mama jedynie powierzchownie wytłumaczyła mu, o co mogło chodzić, a on i tak zrozumiał niecałą ćwierć z tego. Ogólnie niezbyt przejmował się tym, co działo się wokół niego, toteż gdy obcy samiec pojawił się któregoś dnia i zabrał go na swoim grzbiecie w zupełnie nieznane mu miejsce, nie oponował. Trzymał się jedynie silniej łusek piastuna i mogłoby się zdawać, że pozostawał stuprocentowo bierny. Mijało się to jednakże z prawdą, bowiem całą tę podróż łypał na siedzącą nieopodal, również na smoczym grzbiecie, bo właściwie gdzie indziej podczas lotu, Azfel. Wciąż miał jej za złe to, jak zareagowała widząc go po raz pierwszy, więc w dalszym ciągu nie pałał do niej sympatią, a teraz jeszcze musiał grzecznie siedzieć w miejscu i nie zaczynać, żeby mama nie była zła. Zszedłby więc z grzbietu morskiego, zsuwając się po jego skrzydle w dół. Wylądował na ziemi i dał sobie chwilę na to, aby się porozglądać. Towarzyszyła im jeszcze jedna, pstrokata samiczka, jednakże nie zwróciła jego szczególnej uwagi – poza tym, że pachniała podobnie do poznanej już grzywiastej. Wysłuchał tego, co miał do powiedzenia ich opiekun i choć części nie zrozumiał, pokiwał mu łebkiem, jak gdyby wyciągnął całkiem sporo wniosków z całej wypowiedzi. Rozglądał się więc dalej, rejestrując wygląd kilku znacznie większych od niego smoków, rozmiarami zbliżonych do jego mamy. Już miał ruszyć przed siebie, gdyby nie to, żeAzfelzłapała jego ogon w zęby.
Kłapnął w jej kierunku, niemal łapiąc pukle gęstej grzywy. Z pewnością jej objętość zmniejszyłaby się o kilka pasm, gdyby mu się to udało. Zamiast tego ze zirytowanym pomrukiem wyszarpnąłby część ciała, pozwalając pozostawić na niej ewentualne zadrapania. Nastroszył się i syknął przeciągle, zaś niedawno ugryziony ogon uderzył o skalne podłoże.
–Du kan ikke.Nie możesz.– powtórzył to, co zwykł już słyszeć. Na ten moment słówka smoczego oraz języka jego matki mieszały mu się, toteż używał tylko tych, których mógł być pewien! Zerknął na piastuna, kolejno na Azfel, a potem ruszył truchtem przed siebie, ciągnąc za sobą wężowe, wstęgowe ciałko. W międzyczasie odmachałbyYulo, a przed każdym z dorosłych smoków i piskląt zatrzymałby się, aby ich wszystkich dokładnie obejrzeć.
Przyszedł za Gerną rozglądając się ni to nerwowo, ni to ciekawsko. Oswoił się już chyba troszkę z wyglądem i obecnością innych smoków, jednak niespecjalnie czuł potrzebę przesadnego otwierania się. Przynajmniej dopóty, dopóki nie wiedział kto kim jest. Wiadomo, żeby nie palnąć nic głupiego. – Aha! – Odparł entuzjastycznie na to co powiedziała Gerna, są bogowie, jest jakiś prorok – zanotowano w pamięci – prorok pracuje dla bogów. Pewnie dba o tą trawę tutaj, chociaż słabo bo bardziej przypomina to pole, a nie ogródek, jaki zdarzyło mu się widzieć. No cóż, może bogowie mają niskie wymagania. Albo... nie chodziło o ogródek, ale szybko odrzucił tą myśl – przecież tu nie ma nic poza tą trawą. W milczeniu w sumie był dobry. Tak, na pewno sobie poradzi. – O! Ja Ciebie znam! – Powiedział "odkrywczo" gdy Vansatih przemknął nieopodal. W sumie druga, po Gernie najbardziej znana mu twarz w tym towarzystwie. Przelotnie spojrzał również po innych obecnych tu smokach, ale chyba nieszczególnie czuł się na siłach do zawierania nowych znajomości z własnej inicjatywy. Zrobił wstydliwe i drobne pół kroczku bliżej Gerny – może i była starą marudą, ale chociaż dawała jakiś "cień bezpieczeństwa".
Obraz w jej głowie przedstawiający Skały Pokoju pojawił się nagle i niespodziewanie. Nie wiedziała co to oznacza, jednak pewna była iż miejsce to jest niedaleko tego, którego akurat przebywała.
Nie śpieszyła się na spotkanie, toteż dlatego przybyła, gdy już duża ilość gadów się zebrała w miejscu. Próbowała wyszukać jakichś znanych sylwetek. W oczy rzuciła się jej matka, jednak nie chciała przeszkadzać i przeciskać się przez całą polanę, aby się z nią przywitać, zwłaszcza iż wydawała się zajęta, siedząc obok smoka, który wydawał się centrum tego całego zgromadzenia.
Zamiast tego w zbiorowisku dostrzegła dwie znajome jej sylwetki. Uśmiechnęła się lekko i podeszła do Rzecznego Kolca oraz Kwiatu Uessasa. Skinęła im łbem na przywitanie i w zasadzie nie była pewna czy jest tu mile widziana, mimo to, chciała się przywitać z osobnikami, które znała. Uwadze nie umknęły jej dwa młode smoki, kręcące się przy mglaku.
Biesia obróciła łbem i uśmiechnęła się lekko do małych smoków. – Witajcie. Minęło sporo księżyców odkąd się ostatni raz widzieliśmy, jak się miewacie? – zapytała pogodnie, przesuwając ślepia na Rzecznego Kolca oraz Kwiat. W końcu nie chciała pozostać tak bez słowa.
Ostry wzrok: dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na wzroku (kamienie szlachetne). Szczęściarz: 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na 2 tygodnie Bystrooki: trzy razy na miesiąc +1 sukces do Percepcji (0/3 listopad)
Słysząc znajomy głosik odrazy odwróciłem głowę. Kto by pomyślał, że ten słodki adepci tutaj się pojawi.
– Cześć Rzeczko – przywitałem go swoim standartowym uśmiechem, z lekką nutką kokieteryjnego uroku. Dawno go nie widziałem, od tamtej pamiętnej burzy. –Wyrosłeś młodziku. Tak, to moje młode. O ile mogę to powiedzieć o Tym małym szkrabie, zaś Niewidzialna... To... Nadal uważam go za syna – spojrzałem rozczulony na moje szkraby. Kochałem je całym smoczym sercem. Oczywiście jest w nim miejsce na Jeszce dwie duszyczki, z czego jedna co jakiś czas nawiedzała mnie w snach. Raczej jego głos. Powinien mi kiedyś coś innego zaśpiewać niż kołysankę z tamtej groty.
– Co u Ciebie słychać Rzeczko... Choć czuję ze bardziej pasuje Ci Trel, przy tym głosiku jak ptaki. Trel Akwamaryny. Dobrze brzmi to... – posłałem mu lekko zawstydzony uśmiech, a w tym samym czasie pojawiło się sporo młodych i sama heksa. Te pisklęta miały przygodę. Przelecenie się na niej to naprawdę kopną je zaszczyt.
Posłałem przywódczyni miły uśmiech, z lekkim zgięciem łba. Jestem ciekaw czy i teraz pomoże... W tym samym czasie na polanę wolnym krokiem wbiegła nocnica, która widząc Rzecznego, podtruptała do niego, prosząc o atencję i pieszczoty. Nie wiem, co w nim widzi, lecz wygląda to naprawdę uroczo.
Wbicie Ciritha było lekko spodziewane. Był przecież też rodzicem. Przywitałem się z nim, z lekkim uśmiechem. Jak i odpowiedziałem na zaczepkę Szwagra. Nie zmienił się przez ten zaś. Niczym skała...
Na kolejne pisklęta mgieł i słońca tylko patrzyłem, chrupiąc jabłko, za jabłkiem. Przecież co innego mogłem zrobić niż obserwować spektakl. Jedynie nocnica chodziła między pisklętami, czując się jak one. Choć w tym pół pancerzu skórzanym, wyglądała jakby wróciła z boju...
Stagnację przerwało przybycie matki z innym pisklęciem. Nie znałem go. Kiedyś trza go poznać... Co do Geny, to tylko przywitałem się skinienie łba. Nagle usłyszałem głos, Gdzie ja go...? Ach. Biesia.
Spojrzałem na dół w stronę przyrodniej siostry Erk. Jestem ciekaw, czy młoda pozna swoją matkę, która stoi prawie przed jej pyskiem...
– Cześć młodza – poczochrałem ją po głowie z uśmiechem na pysku. – Umiesz się już bronić? – zachichotałem, przypominając sobie jej obóz. Przynajmniej jest bezpieczniejsza, choć znając ich geny... Po części wspólnie... Whell, oboje jesteśmy magnesem na kłopoty...
Przeszedł na piechotę cały Las Ognia i część równin, ale dotarłszy do rzeki Samnar leniwie się w nią wsunął i po prostu przepłynął dalszą część drogi. Nie oglądał się za siebie, choć był pewien, że Sulanar podąża za nim.
Wyszedł na brzeg nieopodal Samotnej Skały. Minął cmentarz, a potem wkroczył do doliny o bardzo nieprzyjemnej nazwie (uznał za ciekawe, że Skały Pokoju znajdowały się akurat w Dolinie Rozpaczy). Już z oddali nie tyle widział sylwetki wielu smoków, co słyszał cały ten gwar. Zazgrzytał zębami. Miał ochotę zawrócić, jednak ten parszywy impuls kazał mu przeć do przodu. Odruchowo sięgnął do prawego ucha. Wyrwanie sobie uszu nie było najlepszą strategią, ale na szczęście ciotka nauczyła go tej swojej sztuczki, którą na nim zastosowała na jego własnej ceremonii, o czym sobie przypomniał. Dopóki nie otrzymają od rodziny Władka tego wynalazku, to będzie musiało wystarczyć.
Eshel pośpiesznym krokiem zajął miejsce na uboczu, z dala od innych smoków, i wyobraził sobie jak otacza go kopuła nieprzepuszczająca dźwięków (ale powietrze już tak – nie chciał się udusić). Była przezroczysta, więc dla postronnego oka nic szczególnego się nie działo. Nietypowa tarcza odbijała nieznośną kakofonię, dając mu święty spokój od reszty. Widział jak liczne pyski poruszają się, ale to wszystko. Rozluźnił się nieco. Zaraz przestanie piszczeć mu w uszach. Potrzebował chwili.
Zwinął się w precel niczym odpoczywający na drzewie wąż. Wzrok zawiesił na proroku i miskach, które leżały tuż przed nim. Co się w nich skrywało? Czy z ich powodu tutaj przybyli? Póki co to naglące uczucie przeminęło, ale podejrzewał, że gdyby się oddalił to wróciłoby ze zwiększoną siłą. Utrzymywał w skupieniu swój twór, wpuszczając do środka tylko słowa proroka, gdyby ten zaczął mówić.
....Im bliżej Skał Pokoju była, tym wyrazistsze doznania sięgały jej zmysłów. Była nimi szczerze zafascynowana i nie potrafiła w związku z tym wykrzesać ani jednej myśli, która mogłaby opisać galopujące w brzuchu emocje.
Najpierw były zapachy. Z początku wyłącznie słodkie i kuszące, owocowe. Maliny. Wiśnie. Łechtały czule i przywoływały wspomnienia Szklarni, w której to, wraz z ojcem, spędziła lwią część swego wczesnego dzieciństwa. Podmuch wiatru stłumił dźwięk cichego westchnięcia, niosąc feerie porannej rosy, ogniskowego żaru i sosnowych igieł - wszystkie podobne, a jednak różne, należące do tłumu, którego cichy gwar stawał się coraz to głośniejszy.
Przypominał jej warzywne festyny u niziołków. Mnóstwo kolorów, mnóstwo głosów. Były jak muzyka. Intensywne. Widziała coraz to więcej rozmaitych świateł. Wysokie tony migotały ciepłem. Czerwienią, pomarańczą, schodziły w dół ku żółci. Niskie burknięcia i chrząknięcia zaś stoczone w fiolety, zielenie oraz błękity. Trochę jak burza. Trochę jak świetliki.
Położyła uszy po sobie i uśmiechnęła się szeroko, spokojny marsz przemieniając w kłus, a później skoczny bieg. Yori zapiszczał, w panice próbując uchwycić się rozwianej grzywy, ale szamotała się tak bardzo, że wzniósł się nad Łanię, próbując ją dogonić.
Przystanęła w miejscu dopiero w chwili, w której zobaczyła połyskujący na tęczowo tłum. Kolory powoli jednak gasły, kiedy dźwięki zamieniały się w słowa, jednakże ich miejsce zastąpiły wielobarwne łuski, pióra oraz futra. Niektóre smoki nosiły na sobie nawet kamienie szlachetne!
– Pilnuj się – szepnęła do wiszącego tuż obok Yoriego, którego ściągnęła z powietrza i przysunęła bliżej własnego ciała, po czym spojrzała na Esh-
Uh.
– Wilku?
Rozejrzała się, strzygąc uszami na prawo i lewo. Zobaczyła go dopiero na uboczu, zwiniętego jak jelito na mięsnym targu. Nie wyglądał jakby był w nastroju. Może naprawdę źle się czuł. Postanowiła mu w związku z tym nie przeszkadzać. Weszła bezpośrednio w pomiędzy smoki, choć szybko poczuła się skołowana brakiem jakichkolwiek elementów, na których mogłaby zawiesić spojrzenie.
Nerwowo ścisnęła Yoriego, który zaczął się wiercić i wyrywać, aż w końcu wysmyknął się z jej objęć, wystrzelił przez powietrze, wirując wokół własnej osi i wpadł w stojącego niedaleko Yulo. Szczur stuknął dziobate pisklę w lewy bark, przetoczył się nad nim, szturchnął Rytm Wydm i pofrunąłby dalej, gdyby Łania nie złapała go za jasny ogon.
– P-Przepraszam Was! – jęknęła od razu, ciągnąc żywiołaka z powrotem do siebie.
– Straszna gafa z niego, dopiero się uczy co i jak.
Zobaczyłby brata nawet gdyby była tu setka piskląt... Nie zauważyłby oczywiście tylko w przypadku gdyby dookoła niego byli sami dorośli osobnicy... ale nadchodzącego Eshela obserwował, a także podchodzącego z nim drugiego smoka. Potem ten oddzielił się, a brat pozostał z tyłu. Patrzył na niego dłuższy czas, ale znów zwrócił się w stronę Jawor dodatkowo spróbował połaskotać przybranego brata, kiedy ten przechodził obok niego, aby pooglądać innych dorosłych.
Wtem uderzyło w niego jakieś dziwne... coś. Było to podobne do dotyku Yuma, takie niezbyt materialne i chłodnawe... Odwrócił się kiedy nieco przesunął się na łapach, a skoro rozpoznał taki dotyk to od razu spróbował to złapać, gdyż był prawie przekonany, iż to Yum, tylko dlaczego nie był tygrysem, a takim małym gryzoniem?
Skoczył za tym na łapę Rytm Wydm i potem odbił się od jego barku....
Akurat na czas kiedy białofutra go złapała. Yulo jednak przykrył łapami jego ciałko, oczywiście ostrożnie, aby nawet nie spróbować gnieść go. Stanął więc na tylnych łapach i trzymał w łapach zaraz przy łapie, która trzymała za ogon myszowatego żywiołaka.
Yulo spojrzał nieco zdziwiony na samicę. Jaka gafa? Czemu go przepraszała?
– O, to nie Yum! I mnie wybacz, moja mama też ma żywiołaka powietrza i myślałem, że Yum w jakiś sposób zmienił się w...– powoli otworzył łapki i popatrzył na zwierzę- Szczurka...– chwilę się nie uśmiechał, ale potem ten wpełzł na jego pysk i zrobił spokojny krok w tył.
– Jestem Yulo, miło mi Cię poznać. Widziałem, że przybyłaś z moim bratem, a nigdy nie widziałem Ciebie na naszych terenach. Um, nawet nie pachniesz... Znaczy ładnie pachniesz, bo poczułem... um– podrapał się za uchem nieco zakłopotany- Ale nie naszym stadem.
I żeby zmazać złe wrażenie początku, uznał iż zapyta o tego kompana
– Jak się nazywa?
I
Boski ulubieniec Darmowy zwiad raz na miesiąc II
Trudny cel: +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika,
drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej III
Tancerz stałe -1 ST do rzutów na obronę fizyczną
Zapakowała się na grzbiet samca i razem ruszyli w kierunku jej wizji. Powstrzymała się od pytań, chociaż nic nie rozumiała. Zastanawiała się też nad tym, czemu tata nadał jej pseudonim i czemu nie używa już jej pełnego imienia, z którego była taka dumna. Kiedy to wszystko się stało...? A może zawsze tak było? Zeszła z ojca i... zobaczyła sylwetkę tak podobną do jej własnej. Ale kryształowy samiec nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi, dlatego skupiła się na brązowym samcu i jego sarnach. Były śliczne. Nie wiedziała też kto to Prorok, ale jej charakter nie pozwalał jej na zadawanie pytań. Przynajmniej – już nie pozwalał.
– Erkal'Zirra. – Poprawiła pod nosem ojca, chociaż pewnie tylko Solaris to usłyszał. Wtedy podszedł do nich rzeczny kolec. Nie znała oczywiście jego miana, ale przyjrzała mu się. Był bardzo serdeczny dla Hrasvelga. Czemu? No i poznał, że Solaris jest od taty, a czemu jej nie poznał, skoro wyglądała tak podobnie...? Znowu coś ją ukłuło w sercu. Jej tata odszedł i może dobrze, że nei usłyszała jego odpowiedzi.
Wtedy pojawiło się dużo smoków Mgieł i ich piskląt i poczuła się lepiej. Rozejrzała się po znajomych duszach i podeszła do Zmierzchu, siadając w ciszy obok niej. Nie chciała teraz rozmawiać. Wpatrywała się tylko w czarną smoczycę z barwami jak ona sama i białą kropką znaczącą ich czoła.
będę zobowiązana, jeżeli przyjmiecie w postach skierowanych do mnie narrację neutralną i obiektywną, niezwiązaną z myślami postaci, chyba że traktuje ona o wydarzeniach, które sprawiły, że postać jest antagonistyczna. Proszę o to ze względu na przebyty uraz.
Ostry Wzrok–dodatkowa kość percepcji przy wypatrywaniu kamieni szlachetnych; Empatia–-2 ST do perswazji , -2 ST do nakładania więzi; Zielarz–+2 sztuki do zbieranych ziół;