OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Chłonęła wszystkie informacje, którymi chciał się z nią podzielić samiec.Podziwiała jego wiedzę i obeznanie w świecie. Sama ze skutkiem zauważyła, że dopiero teraz zaczęła wyściubiać powolutku nos zza swojej muszli, w której się skryła.
Nie wiele wiedziała jeszcze o świecie, a nawet o smokach, z którymi mieszkała.
Świadomość, że ludzie nie mają kopyt trochę ją zaintrygowała. Chciałabym poznać tą ludzką kobietę, która stała się silniejsza od smoka. Czy pokazałaby jej swoje łapy? No i to pisklę, którego poród odbierał. To wszystko wydawało się abstrakcja dla młodej mglistej.
Poddając się drapaniu, czasem delikatnie nakierowywala szpony Eshela odpowiednim przekrzywieniem lubią, a gdy pazury zeszły na gardło, delikatny dreszcz przebiegł po jej łapach i karku. Dziwne uczucie tak się przed kimś odsłonić. Uśmiechnęła się pod nosem.
– Czyli istnieją tylko nasi bogowie? A reszta to... takie legendy? Nie uważasz, że to dziwne, że tylko nasz panteon istnieje? A może nasi bogowie nie lubią się z innymi i nie chcieliby stracić wyznawców. – zaczęła spekulować, wypowiadając po cichu kolejne słowa. – Ale czekaj, jaki płomień? Naprawdę widziałeś Kammanora? – przez chwilę w jej głosie brzmiał podziw wymieszany ze zdumieniem, a może nawet nutka zazdrości?
Sama pragnęła porozmawiać z Naranleą, ewentualne Erycalem, ale dotąd trochę się bała. Wstydziła.
Zaraz potem pazury uzdrowiciela dotknęły jej głowy, a jej ogon zadrżał. Jeknela cichutko, z przyjemności, drapiąc pazurami w skale. W końcu zaśmiała się i otrzepała, gdy zabrał łapkę.
Nie była pewna, co czuła, kiedy zaproponował, że zasponsoruje jej błogosławieństwo. Z jednej strony tata dawał jej czasem kamienie na rozwój, ale to było co innego. Z jednej strony było jej bardzo przyjemnie, takie ciepło rozlewało się w jej sercu, a zaraz potem zastanowienie, czy nie pomyśli, że chce go wykorzystać, i że musi spłacić ten dług, bo jak to tak.
W końcu zdecydowała się na wdzięczność. Uniosła nieco głowę i musnęła nozdrzami jego pokój, ocierając się o niego bokiem pyska.
– Dziękuję ci za twoją dobroć, i drapanko. Następnym razem to ja opłacę wycieczkę – bo jakoś nie wątpiła, że będzie kolejny raz.
– Jestem ci wdzięczna za rozmowę, Eshel. Mam nadzieję, że rozwiążemy zagadkę tego kompasu, pójdę się przygotować, odezwij się do mnie, gdy również będziesz gotowy – uśmiechnęła się do niego raz jeszcze, już wesoło i podekscytowana.
Wstała, poprawiając ułożenie skrzydeł, jakby z zamyśleniem na niego patrząc, a następnie liznela go szybko jagodowym jęzorem po nosie i śmignęła ze śmiechem do wyjścia, skąd rozłożyła skrzydła, wzbijając się zgrabnie w powietrze.
Kołysany Wiatrem