OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Niski głos leszego sprawił że drgnęła mimowolnie, szybko podrywając łepek do góry. Już miała mówić, że wcale nie jest głodna – wydawało jej się to wstydliwe do przyznania przed potężnym stworem. On nie wyglądał, jakby kiedykolwiek bywał głodny albo żeby burczało mu w brzuchu. Poza tym, czy biorąc jedzenie od Marosa nie nadwyrężałaby jego gościnności? Czy... Czy w ogóle zasługiwała na taką uprzejmość – zapasy i towarzystwo w postaci kompana smoka?Przytłoczona tymi myślami i nagłym spadkiem humoru, poczuła jak pieką ją ślepia. Nie chciała się jednak rozpłakać przy Erysie, dlatego posłusznie wzięła sobie kawałek nieznanego, ususzonego mięsa z torby. Po przełknięciu paru kęsów, poczuła się trochę lepiej – na tyle, by z nieudawaną ciekawością przyjrzeć się jaszczurce i zapytać o nią leszego. I tak zastał ich pierwszy wspólny poranek w grocie, pogrążonych w rozmowie...
~ Trzy księżyce później
Tanha wpadła do jaskini ze zgrzytem pazurów. Zatrzymała się gwałtownie i wypluła z pyska drobną wiewiórkę. Nie był to solidny posiłek – szczególnie patrząc na to, ile mięsa z niej zostanie po odjęciu futra. Kępki rudego włosia po jej poprzednich łowach walały się po grocie. Cóż, skradanie wychodziło jej już całkiem dobrze – cóż z tego, skoro jej szpony nadal nie trafiały celu? Nie miała na tyle dużo siły by powalić którekolwiek z większych zwierząt o których opowiadał jej Erys. Nie żeby w ogóle można było je spotkać na tym skrawku ziem niczyich...
Westchnęła głośno, kierując się w stronę swojego legowiska. Początkowa euforia z udanego polowania zaczynała opadać. Miała swój plan: podrosnąć, nauczyć się wszystkiego co tylko może od tutejszych, wyruszyć na wielką wyprawę – pełną przygód, oczywiście – i wrócić do swojego plemienia jako Mądra, Wspaniałą Smoczyca która będzie godna roli kapłanki.
Problem polegał na tym, że nadal nie odezwała się do żadnego z tutejszych poza Erysem i Marosem. Widziała mnóstwo smoków podczas nieśmiałych, krótkich wyjść poza grotę! Kolorowych i jednobarwnych, pokrytych piórami lub tylko futrem czy samymi łuskami, jak ona sama. Większość miała skrzydła, dużej ilości towarzyszyli kompani – fascynowały ją szczególnie żywiołaki inne niż ogniste. A mimo to... Wstydziła się... Nie, bała się podejść. Cały czas słyszała we łbie głos matki ostrzegający ją, że nie wszyscy życzą jej dobrze i że nic nie przychodzi za darmo. Czasem nie mogła się go pozbyć z myśli nawet podczas rozmów z Erysem, chociaż leszy był chyba jedyną teraz istotą, którego mogła szczerze nazwać przyjacielem. Spędzał z nią czas, opowiedział trochę o tej nowej krainie – od tego, które jagody mogła zrywać, do wyjaśnienia dziwnych chmur zakrywających niebo.
No właśnie. Te chmury... Nie ustępowały. Coraz bardziej tęskniła za słońcem. Obecna pogoda w jakiś irracjonalny sposób powiększała jej obawy przed tutejszymi. Nie dość, że mieli istoty zwane bogami, na tyle potężne by zakryć niebo, to jeszcze rozzłościli je na tyle, że ten stan trwał już tak długo...
Oparła łeb na skrzyżowanych łapach i westchnęła ciężko. Czarne myśli do końca pozbawiły ją radości ze złapania rudego gryzonia.