OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Ukłoniła się przed posągiem Naranlei jeszcze raz, nim opuściła świątynię.***
Krążyła pod świątynią przez pół dnia, nim zdecydowała się wejść do środka. Na rozwidleniu ścieżek zawahała się jednak. Wpierw jej wzrok pomknął ku pomnikom rodziny, w tym Uessasa, który zapewne byłby logiczniejszym wyborem. Bealyn jednak starała się myśleć nietuzinkowo, a w panteonie była tylko jedna oficjalnie znana smokom para.
Valanyan i Nenya.
Do tej pierwszej nie mogła pójść. Znaczy, nic nie stało na przeszkodzie, jednak czułaby się po prostu dziwnie poruszając z nią ten konkretny temat. Z tą drugą nie miała nigdy do czynienia, zawsze gdy próbowała poszerzyć swoje modlitewne horyzonty, coś zawsze zajmowało jej czas.
Weszła wreszcie do Wewnętrznej Jaskini i skłoniła się podobiźnie bogini sprytu. Podrapała się po skroni, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Może nie powinna czarnowidzieć? Brzuch znów zaczynał być widoczny, a to oznaczało, że wkrótce złoży jaja. Który to już nieudany lęg? Trzeci? Przestała chyba liczyć...
Przygryzła dolną wargę. Wstydziła się swojego problemu. Wokół niej kwitło nowe pokolenie. Córa pomimo swojego wieku rodziła kolejne pisklęta. Jej dzieci również miały dzieci. Bealyn czuła się taka bezradna. Momentami też, rzecz jasna, zazdrosna. Była tylko smokiem, a odczucia tego typu również ją nawiedzały.
Otworzyła pysk z zamiarem wypowiedzenia modlitwy, ale głos ugrzązł jej w gardle. Skuliła uszy i zwiesiła smutno pysk. Z torby wyciągnęła nieduże zawiniątko. Ostatnia słodka bułeczka, jaka jej została. Miała dla niej niezwykle sentymentalną wartość. Pieczywo było cenniejsze od sterty kamieni: to wtedy zawitała po raz pierwszy w mieście, które złączyło losy jej i Sekerina. Miało to być prowiantem na drogę powrotną, jednak w jej głowie utrwaliło się jako coś zgoła innego...
Ścisnęła wargi i położyła ten skromny majątkowo, ale bogaty emocjonalnie podarek na krawędzi piedestału. Nie potrafiła poprosić o nic konkretnego, bardziej życzyła samej sobie, żeby jej związek był równie udany co ciotki i jej partnerki. Żyły pewnie tyle księżyców, do ilu nikt nie potrafił liczyć, a nadal były ze sobą razem. Być może także Bealyn będzie potrzebowała takiej cierpliwości, aby doczekać się potomstwa z ukochanym.
// Nenya, dar: 1/4 innych (słodkie bułeczki)