OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Kiedy Morien aep Barra pierwszy raz postawiła łapy na terenach Wolnych Stad była zmarznięta i wyklinała góry Pasma Bliskiego z każdym oddechem.Teraz? Cóż. Nie mogła ich nawet porządnie postawić, w niezrozumiały sposób utrzymując się tuż nad ziemią. Upał, tak doskwierający innym istotom, był dlań nieodczuwalny.
Powrót na tereny Wolnych Stad był... Dziwny. Zwłaszcza, że umierając nie spodziewała się jeszcze tu zawitać. Krajobraz wydawał się niezmieniony, zapachy takie, jak je zapamiętała. Zimne Jezioro, miejsce jej spoczynku, nie straciło nic ze swojego majestatu. Morien pochyliła się nad jego powierzchnią, sprawdzając swoje odbicie. Jej półprzeźroczysta forma tylko zamigotała na tafli wody, dając rozmazany obraz. Szkoda.
Ciekawe czy jej kości nadal były na dnie. Ta myśl była nieco pocieszająca. Może dlatego najlepiej, najpewniej czuła sie tutaj. W miejscu gdzie poznała swoich przyjaciół i jednocześnie się z nimi pożegnała?
Zanurzyła jedną z łap w wodzie. Nie czuła żadnego nacisku, woda również nie zareagowała. Bycie niematerialną miało swoje zalety – chociażby możliwość zniknięcia – ale brak możliwości dotknięcia czegokolwiek, poczucia na łuskach wiatru, ciepła, wody... Myślenie, że na dłuższy czas zostanie w tej formie była stresująca.
Nie była jednak niewdzięczna za daną szansę. Pan Fal musiał być winny przysługę bóstwom Burdiga albo darzyć Chochlika wyjatkową estymą... Czy inaczej wypuściłby ją ze swojej Siedziby? Wątpiła, by ta przysługa płynęła od Kammanora. Wyczerpała już u niego dług wdzięczności.
Uniosła łeb, kierując go w stronę terenów Ziemi. Żer obiecał, że da znać jej synom. Ale czy się pojawią?