OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Wzruszył lekko barkami, jakby przepraszająco.– Osobiście nie mogę się z Tobą nie zgodzić. – Uśmiech wygiął kąciki jego pyska. Kochał swoje stado, które jeszcze ani razu go nie zawiodło. Owszem, był bardzo młody – być może kolejne księżyce zmienią ten stan. Ale szkoda sobie tym zawracać głowę zawczasu.
– Och. Dziękuję. – Odpowiedział z wdzięcznością, nie spodziewając się że Wodna postanowi go nakarmić. Nie zamierzał od niej wyłudzać mięsa i miał nadzieję, że nie czuła przymusu po tej krótkiej nauce. Nie brzmiała jednak jakby był to przykry obowiązek.
Nie tracąc więc czasu na rozmyślanie Księżycowy Kolec skorzystał z posiłku i szybko napełnił żołądek. Uśmiechnął się błogo i oblizał kły.
– To co – uprzątniemy trochę okolicę?
Dodano: 2019-06-03, 16:23[/i] ]
Pchła Szachrajka nie odpowiedziała mu jednak, widocznie pogrążona w myślach i próbująca usystematyzować swą nową wiedzę. Księżycowy zaczekał jeszcze chwilę po czym pożegnał Wodną z uśmiechem i odszedł w stronę terenów Ognia.
Wiele księżyców później Akaer, już jako Piastun Ognia, pojawił się ponownie na Wyspie na Jeziorze. Ciepła Pora służyła temu miejscu, nawet jeśli nie jemu – upały dawały się we znaki smokom północnym. W szponach przyniósł owinięty troskliwie w skórę łosia płaski kamień. Srebrne ślepia objęły dokładnie okolicę w ciepłym spojrzeniu. Zieleń łagodziła obecne dookoła zgliszcza. Natura nieuchronnie pochłaniała zawalone jaskinie, trzymające w swym sercu magiczną kulę. Nie ona była jednak obiektem zainteresowania Poszeptu Nocy. Skalny Gigant był.
Akaer, w którym widok granitowego giganta zaszczepił nieposkromioną ciekawość, spędził ostatnie księżyce na poszukiwaniu informacji. I zdobył je w osobie Czarodzieja Ziemi, który żył za czasów ataku tego magicznego tworu. Ku radości Ognistego Rudzik Płowy chętnie podzielił się wspomnieniami, a także zachęcił Księżycowego Kolca do czegoś jeszcze.
Masywny samiec zaczął od sprzątania. Ułożył swój pakunek bezpiecznie na bok i zaczął działać. Pomagając sobie maddarą, niewprawnie ale systematycznie, usunął większą część gruzu i pyłu pozostałego na ziemi po walce ze Skalnym Gigantem. Zebrał je w jedno miejsce, pomagając sobie od czasu do czasu siłą mięśni, robiąc przestrzeń którą w przyszłości zarosnąć będzie mogła miękka trawa. Uniósł łeb i obejrzał stojący przed nim kamienny posąg. Dziura w jego plecach była wyraźna, zapraszająca, ale w przyszłości trzeba będzie pomyśleć nad ułatwieniem wejścia do środka smokom pozbawionym skrzydeł i młodym. Teraz jednak Poszept Nocy rozłożył szeroko skrzydła – pamiętając o zabraniu swego ukrytego w skórze skarbu – i wzbił się w powietrze, by już po chwili wylądować we wnętrzu Skalnego Giganta, uważając na pióra.
Wnętrze granitowego posągu było nieco zakurzone. Samiec skrzywił nos i zabrał się za sprzątanie i tutaj. Tworząc delikatny powiew wiatru przy pomocy swojej maddary wywiał go, wraz z pyłem i drobnymi kamieniami, na zewnątrz. Jeśli znalazł jakieś większe głazy siłą łap przesunął je bliżej wejścia, układając je na sobie uważając by stały jak najbardziej stabilnie, tworząc z nich swego rodzaju podest. Jeśli uda się w przyszłości zrobić podobne podejście z drugiej strony, wejście do Skalnego Giganta będzie o wiele łatwiejsze.
Złota Twarz wisiała w idealnym miejscu by poprzez dziurę w plecach Potwora oświetlać teraz jego wnętrze, ale Poszept Nocy doświetlił sobie jeszcze środek niewielką kulą ognia, którą przywołał swoją magią. Srebrne ślepia rozglądały się po ścianach i kątach czegoś, co zniszczyło okolicę a później zamarło. I stało tu od tego czasu. Było, w pewnym sensie, żywą historią. Idealnym miejscem dla tego, co zaplanował Poszept Nocy.
Piastun podszedł do ściany idealnie na przeciwko wejścia, którą oświetlały promienie Złotej Twarzy. Była idealnie gładka. Samiec zmarszczył odrobinę nos i zbliżył się do wejścia, by maddarą podnieść z trawy średniej wielkości, zwyczajny kamień i uchwycić go we własną łapę. Przeszedł z nim pod wybraną wcześniej ścianę i usiadł, wiedząc że będzie potrzebował trochę skupienia. Ułożył kamień przed sobą, w bezpiecznej odległości ze względu na temperaturę której zamierzał użyć. Wyciszył się, wyrównał oddech i wyobraził sobie, jak topi kamień. Wysoka temperatura miała rozżarzyć głaz do czerwoności, upłynnić go, ale Poszept chciał by nie rozlał się on na boki. Dopiero po staniu się cieczą były kamień miał unieść się w powietrze, na wysokość piersi Poszeptu Nocy, i zbliżyć do ściany we wnętrzu Skalnego Giganta. Piastun Ognia ostrożnie i cierpliwie formował magmę, nadając jej kształt podłużnej półeczki o zaokrąglonych kształtach, która połączona miała być z granitem budującym Kamiennego Stwora. Nie był pewien na ile to połączenie będzie wytrzymałe, więc z cienkich strumieni płynnego kamienia powstać miały nóżki dla półeczki, wspierające jej ciężar. Ognisty ostrożnie operował swą maddarą, powoli wprowadzając plan w życie. Gdy wszystko zatrzymało się w takiej formie jaką wymyślił wyobraził sobie podmuch lodowatego powietrza, który objąć miał jego twór, stopniowo schładzając kamień. Nie chciał by coś teraz się rozkruszyło, choć wiedział że zmiana temperatury może nieco zmienić jego dzieło.
Odczekał cierpliwie aż kamień stał się chłodniejszy, co jakiś czas jeszcze pomagając mu w tym zimnym powietrzem przywołanym magią. Wyciągnął ostrożnie szpon i sprawdził nim temperaturę półki, a gdy nie usłyszał syku ani nie poczuł gorąca, położył nań delikatnie łapę. Kamień był jeszcze ciepły, ale nie parzył. Ognisty na próbę nacisnął nieco na półkę, uważając by nie przesadzić, sprawdzając czy się nie rozpadnie gdy tylko przestanie na nią patrzeć. Wszystko jednak wydawało się być w porządku.
Uśmiechnął się i wyjął ze skórzanego zawiniątka kamień. Długo szukał idealnego materiału, odrzucając zbyt kruche i śliskie głazy, wypatrując idealnego kształtu. Koniec końców i tak musiał nieco poprawić kształt wybranego kamienia, pomagając sobie maddarą, ale przynajmniej wiedział ze nie rozpadnie się on w ciągu najbliższych księżyców. Zrzucił go nawet kiedyś z niewielkiej wysokości na próbę. W myślach podziękował smokowi Ziemi, który poradził mu by zaufać sile tego materiału.
Usiadł w nasłonecznionej części i przystąpił do pisania, czując, że nie powinien był tego robić wcześniej. Oh, miał pierwszą wersję, nabazgraną na skórze. Korzystał z niej w trakcie spotkania dla młodych. Ale o ile dobra była do użytku dla jednego smoka, tak nie chciał ryzykować że nie dotrwa tych, którzy przyjdą po nim.
To w Skalnym Gigancie powinna zostać spisana historia o jego nadejściu. Usiadł więc wygodnie i począł skrobać szponem w skale. Pismo nie będzie idealne, ale zdecydowanie czytelne. I, jak miał nadzieję, na tyle trwałe by przy ostrożnym użytkowaniu posłużyło potomnym. Nic nie stało też na przeszkodzie, by w przyszłości znalazł lepszy materiał lub poprawiał swe dzieło.
Historia Skalnego Giganta
Okiem Rudzika Płowego, Czarodzieja Ziemi
Szponem Poszeptu Nocy, Piastuna Ognia.
Wraz z odejściem Ciepłej Pory nadszedł On, zwany później przez smoki Skalnym Gigantem.
Złota Twarz świeciła coraz krócej, oddając pole swej Białej siostrze. Zwierzęta przygotowywały się do pory Zimna, a wiatr coraz ostrzej smagał smocze grzbiety. Tego dnia jednak zwierzyna umknęła, a ptactwo ucichło. Jedynym słyszalnym dźwiękiem, przynajmniej z początku, był huk jego kroków.
Ogromna, kamienna istota, stworzona i poruszana nieznaną smokom Wolnych Stad magią, przekroczyła Barierę. Niczym wiedziona zapachem swego celu ruszyła prosto na Wyspę na Jeziorze, która gościła jaskinie Proroków Wolnych Stad.
Jego nadejście nie pozostało bez odpowiedzi. Smoki nadciągnęły z każdej strony, z każdego stada. Zebrały się tłumnie wokół Góry Śmierci która stała w bezruchu, czekając – czy to na znak, czy to na odpowiedni moment. Jednakże smoki, choć przybyły jednomyślnie, nie potrafiły dojść do zgody. Podczas gdy część z zebranych próbowała objąć sytuację słowami, inni przeszli do czynów. Odważni lub lekkomyślni, w zależności od tego z której strony spojrzeć, stanęli na cielsku Skalnego Giganta. Złamali drzewko, które rosło na ramieniu Granitowego Potwora.
Trzask pękającego drewna stał się tym znakiem, na który czekała Góra Śmierci. I ruszył do ataku, ale nie na otaczające go smoki. Celem Skalnego Giganta były Jaskinie Proroków, skrywające tajemnice nieznane śmiertelnikom Wolnych Stad. Zebrani przystąpili do ataku. Z początku ich starania nie przynosiły skutku – granitowa skóra stawiała opór większy niż tarcza najzdolniejszego maga. Wokół Giganta nastał chaos, który pogłębił fakt, że nie tylko on był celem smoczych szponów i maddary. Zawiść i stara niezgoda popchnęły smoki do walki między sobą, nawet w obliczu tak ogromnego zagrożenia. Ziemię splamiła krew.
W końcu jednak Wolne Stada odnalazły wspólny rytm. Atakując wspólnie, w te same miejsca, zaczęli widzieć efekt swoich zmagań. Granit pękał, sypał drobinami pod smocze łapy. Aż w końcu po okolicy przeszedł kolejny trzask – grzbiet Skalnego Giganta, pod naporem smoczych ciosów, pękł i utworzył ziejącą dziurę dającą wgląd na puste wnętrze stwora. Wysypały się z niego zdradliwe kamienie szlachetne raniące smocze łapy tych, u których chciwość bądź ciekawość zwyciężyły nad ostrożnością.
Krzyki triumfu zabrzmiały jednak wraz ze skowytem rozpaczy. Łapa Góry Śmierci, tuż przed jego końcem, zniszczyła jaskinie Proroków, zabierając ze sobą księżyce wspomnień i historie, które słyszały ściany grot bożych wysłanników.
Zachodząca Złota Twarz pożegnała smoki, które tego dnia wiele zdobyły i wiele straciły. To, która szala przeważyła ocenić musi każdy sam.
Poszept Nocy przymknął na moment ślepia. Zdmuchnął pył z kamiennej tabliczki i swych łap, a następnie podniósł się powoli. Czuł ból w kończynach spowodowany długim siedzeniem, pod koniec już w lekkim półmroku. Złota Twarz zachodziła kolejny raz. Ułożył opisaną przez siebie historię, niesioną na gładkim, jasnoszarym kamieniu w kształcie prostokąta o zaokrąglonych rogach, na stworzonej wcześniej przez siebie półce. Na samym jej środku, by smoki które wejdą do wnętrza Skalnego Giganta mogły ją od razu zobaczyć. Rozejrzał się jeszcze krótko, po czym opuścił dawną Górę Śmierci, kierując się w stronę własnego obozu.
Ale tu jeszcze wróci.