Strona 5 z 7

: 24 paź 2020, 14:54
autor: Kwiat Kurhanu

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Przed Piedestałem Viliara zatrzymała się po raz kolejny Uzdrowicielka Wody. Wychudzona, drobna nawet jak na drzewną i znaczona większą ilością blizn niż niejeden Wojownik, ale pewna siebie. A teraz też pełna satysfakcji. Przed podwyższeniem Boga Wojny położyła bowiem niewielkie, dwuczęściowe trofeum. Wyczyszczone, ale wciąż świeże i lśniące.
Takhara pod łapami miała wyłupione ślepia Axarusa, w których zdawało się lśnić dalej przerażenie i cierpienie byłego właściciela.

: 03 gru 2020, 23:12
autor: Viliar
Większość zniszczeń da się naprawić. – Viliar nie był szczególnie uzdolniony w dziedzinie uzdrawiania, ale miał do dyspozycji swoich podwładnych. – W najgorszym wypadku ciało można wskrzesić raz, rzadziej dwa. Potem musiałbym znaleźć sobie nową powłokę – to byłaby tylko chwilowa niedogodność.
Pan wojny zaśmiał się się lekceważąco, odsłaniając czarne kły. Blizny na jego ciele świadczyły o tym, że w czasie swoich dawnych wędrówek po świecie śmiertelników nie stronił od niebezpieczeństw – nawet jeśli któregoś dnia mógł przez to stracić swoją obecną postać.
Leżał przez chwilę w milczeniu, wodząc pazurem po szyi Rakty.
Nie jest mi szczególnie komfortowo w tej skórze, ale gdybym zrzucił ją z siebie, zrównałbym Wolne Stada z ziemią samą swoją obecnością. – Wziął głęboki wdech i przymknął ślepia, delektując się tą myślą. Czy raczej marzeniem, skoro jeszcze nie strawił tej krainy ogniem piekielnym.
To kruchy wymiar. Kiedy przejdziesz do naszego, być może pokażę ci, jak wyglądam naprawdę.
"Być może" to ani obietnica ani propozycja, ale w ustach tak dumnego boga jak Viliar znaczyło całkiem sporo.

: 04 gru 2020, 17:09
autor: Dziedzictwo Wojny
//inny czas


Tylko Viliar i Rakta mogli wiedzieć, co zaszło dalej pomiędzy tą dwójką, zanim smoczyca opuściła Świątynię, wzbogacona nie tylko o boskie wspomnienia. No, może mogli to jeszcze wiedzieć jakieś wścibskie, podglądające bóstwa czy duszki, ale to już zupełnie inna historia. Jakieś dwadzieścia księżyców później do Świątyni zawitał owoc tamtych wydarzeń. Cichy stukot pazurów o kamienną posadzkę roznosił się niezbyt donośnym echem, ale poza tym nie słuchać było niczego. Stukot kroków zbliżał się powoli do Niszy Zadumy. Biel i czerwień stanowiły namacalny dowód na to, że Ragan był synem Rakty. Te same złote oczy, którym towarzyszył jednak zupełnie inny wyraz. Futro dawałoby złudzenie, ze jest potomkiem Akaera, ale skryta pod nim smukła sylwetka była typowa bardziej dla smoków morskich niż północnych.
Ragan zatrzymał się przed piedestałem Viliara, na którym kiedyś stał pomnik boga wojny. Plagijczycy przywrócili jego obecność Wolnym Stadom, więc o ile ktoś nie wyrzeźbił nowego wizerunku Viliara, piedestał powinien być pusty. Rozejrzał się dookoła uważnie, zauważając, ze dobrze trafił. Nigdy tu nie był, a jednak to miejsce było mu znane. Pogładził lekko torbę, przewieszoną przez barki, która kiedyś należała do Rakty, jak wiele innych rzeczy, które odziedziczył po matce.

– Viliarze? – Nigdy nie wiedział, jak powinien zacząć. Z normalnymi smokami sprawa była prostsza, jednak tu miał do czynienia z bogiem. Nie, nie tylko bogiem. Ojcem. Słowo brzmiące niezwykle obco. Mógłby go użyć, ale zdecydowanie łatwiej przeszło mu przez pysk imię boga, który skradł serce Rakty... Lub który dzielił je z kimś innym. Nie znał się na tym. Nie był zbytnio zadowolony z faktu, ze znów nie wiedział, jak powinien się zachować. Minęło wiele czasu od kiedy miał podobny dylemat. Postanowił na razie milczeć, czekając na rozwój sytuacji.

: 04 gru 2020, 18:55
autor: Narrator
Kwiat Kurhanu została powitana w świątyni ciężką, przytłaczającą atmosferą, jakby patron tego miejsca nie podzielał zadowolenia smoczycy. Dlaczego? Czy nie spisała się znakomicie? Przecież dopadła i unieruchomiła swojego przeciwnika, rozbiła jego naiwne serce na setki kawałków, a na końcu wycięła mu gałki oczne. Sprawiła, że dotąd niemy Axarus stał się ślepcem – czy ta tortura nie była wystarczająco okrutna? Może. Ale nie na taki rozwój wydarzeń liczył pan wojny.
To wszystko? – jego szorstki głos zetknął się z umysłem uzdrowicielki. – Zachowaj swoje trofeum. Nie zrobiłaś swojej pchle nic, po czym się nie pozbiera.
Jeszcze dwa kamienie szlachetne i Axarus będzie taki, jak dawniej. Czy tylko tego potrzebowała Takhara – jednej chwili spokoju w życiu, które niedługo znowu wypełni czyjaś szaleńcza paplanina?
Stać cię na więcej – dokończył Viliar. A potem zostawił smoczycę samą w świątyni.

: 05 sty 2021, 21:58
autor: Światokrążca
Niedługo po swojej krwawej rozgrywce pod Piedestał Viliara podszedł Światokrążca. Był smokiem dumnym i pysznym, ale tym razem mimo uniesionego łba i dostojnej postawy, nie emanował swoim kpiącym zachowaniem i próbą wlezienia każdemu pod skórę. Nie próbował grywać w gierki, ani siłować się w walce o mentalną dominację nad rozmówcą. Zamiast tego. Stanął. Z poważnie zmarszczoną miną. Z żółtymi ślepiami wlepionymi w pustą przestrzeń świątyni.
...
Dzięki. – wysyczał z siebie ostre słowa. Cóż tak właściwie jedno słowo. Może gdyby był innym smokiem pochyliłby łeb w zamyśleniu i podzięce, ale był sobą, a on się nie kłania.

//boski ulubieniec? UwU

: 28 cze 2021, 10:48
autor: Narrator
Twoja fantazja nie potoczyła się dokładnie tak, jak planowałeś, a teraz przychodzisz do mnie ze swoimi humorami – podsumował mrukliwie w odpowiedzi na opryskliwe “dzięki” Światokrążcy. Viliar nie pojawił się w świątyni osobiście, bo dzielenie się ze śmiertelnikiem samym głosem było wystarczającym zaszczytem. – Szczerze powiedziawszy, podoba mi się pomysł wrzucenia zwłok do wulkanu. Beri pozostanie po śmierci równie bezużyteczny co za życia. – Niski, szyderczy śmiech poniósł się echem po świątyni. Zakopany trup przynajmniej przydałby się roślinom jako nawóz. – Ciekawe, w co takiego przekształci się udręczony Brat Win? I czy twoja wnuczka w którymś momencie postanowi cię uśmiercić. – Mało prawdopodobne, ale pomarzyć zawsze można, czyż nie?

: 28 cze 2021, 12:55
autor: Światokrążca
Prychnął i cmoknął urażony, tym jawnym niedocenieniem jego pracy.
Wiesz, mógłbyś chociaż udać zadowolenie. Nie na codzień rogzrywa się krwawa jatka wśród płaczącej rodziny i przyjaciół – westchnął niczym diva, teatralnie przykłając prawą łapę do piersi.
Ouć, – jęknął sakrastycznie – no niestety, okazja na dramatyczną śmierć przepadła. Następnym razem postaram się bardziej. – skomentował wypowiedź boga na temat jego wnuczki. Ciekawiło go czy jeśli byłaby twarsza czy jednak by tego spróbowała. Tylko czy jeśli byłaby twardsza, dalej by się oglądała za tamtą pożalsię boże karykaturą smoka?
Sam Brat Win za to mało go interesował, dzieciak miał więcej problemów z sobą niż z kimkolwiek innym, a próbował to teraz uzewnętrznić bawieniem się w mhhrocznego cierpiącego strażnika dusz.
A co do Beriergo... co racja to racja, chociaż darmowym miesem się nie pogardzi. – parsknął rozbawiony.

//boski ulubieniec again? xD

: 09 lip 2021, 20:25
autor: Dziedzictwo Wojny
//inny czas


Ragan powiedział sobie kiedyś, że nie zjawi się więcej w Świątyni. Cóż, nie do końca w Świątyni, ale z pewnością przy pomniku Viliara. Poprzednie odwiedziny zakończyły się całkowitym zignorowaniem go przez Boga Wojny. Nawet nie pierdnął w jego stronę. Przez całe życie był sam, a ojciec nigdy nie okazywał nim zainteresowania – nawet gdy starał się robić wszystko, by zasłużyć na miano jego syna.
Postanowił sobie zatem, ze nigdy tu nie przyjdzie i nigdy już nie będzie z nim szukał kontaktu. był jednak nałogowym kłamcą, który okłamywał nawet samego siebie.
Był tu przecież, prawda? Po raz kolejny przestąpił "próg"ojcowskiego wychodka, a w jego ślepiach zamigotał gniew.
Było to ciekawe uczucie. Rzadko to czuł, a jednak teraz gdzieś w nim tlił się właśnie gniew. A może odrobina zazdrości? Nie potrafił tego zweryfikować, było zbyt przytłumione – ale jednocześnie na tyle silne, by skierowało jego kroki do Viliara.
Spodział się, że znajdzie tu nie tylko ojca, ale i pewną smoczycę, tarzających się razem po posadzce. Wtedy by ją zabił. Nie znał matki, ale i tak by to zrobił. Powód dobry jak każdy inny. Nisza Zadumy była jednak pusta.
Ragan stanął przed piedestałem ojca, wbijając w niego wzrok – w piedestał, rzeźbę czy też puste po niej miejsce, Viliar raczył wiedzieć. Jego złote ślepia przestały żarzyć się gniewem, powracając do naturalnego stanu – pustki, bez odrobiny tkwiących pod nią uczuć.

– Dlaczego ona? – Zapytał cicho, wypranym z emocji głosem. A jednak gdzieś tam, głęboko znów poczuł gniew.
Bóg Wojny musiał wiedzieć, o kogo pytał. Musiał też wiedzieć, że nie chodziło o jej śmierć – o której Ragan nie wiedział. Widział jedynie, że ona została poprowadzona przez Viliara w ważną misję. Podczas "porządków" dotknął wyrwanej kiedyś łuski, czerwonej, tej z krezy i zobaczył to, co skłoniło go do ponownego szukania odpowiedzi u Viliara.
Pytanie brzmiało zatem dokładnie tak: Dlaczego wybrałeś ją, zamiast mnie?
Potem zamilkł, a jego serce uderzyło mocniej kilka razy.
Czy to strach? Czy on naprawdę bał się usłyszeć, że była od niego lepsza?
Hm, nie. To tylko niestrawność, ale wątpliwość pozostała. A on nigdy nie wątpił, przynajmniej do tej pory.

: 14 lip 2021, 1:03
autor: Narrator
Nie widać po mnie, jaki jestem zadowolony? – Ach, no tak. Światokrążca nie zasługiwał na to, żeby Viliar spotkał się z nim osobiście.
"Następnym razem postaram się bardziej" – powiedział gad. Dobrze by było.
Liczę na to, że znajdziesz sobie jeszcze paru wrogów. – Albo chociaż kogoś, kto zawalczyłby z nim na Arenie o tytuł czempiona bez tych bzdurnych ograniczeń, jakie nieustannie nakładały na siebie smoki.
Kiedy Światokrążca wspomnial o darmowym mięsie, Viliar zaśmiał się chrapliwie.
Dałbyś go potem Strażnikowi w zamian za błogosławieństwo? – Nie da się ukryć, to byłoby zabawne.

: 14 lip 2021, 1:06
autor: Viliar
// do Dziedzictwa

Smok usłyszał za sobą ciężkie kroki. Przy wejściu do Niszy Zadumy stanął ktoś, kogo Ragan nie widział na żywo ani razu, ale mógł pamiętać dzięki swojej namiastce mocy.
Nie poświęcaj tyle uwagi temu, co jest w środku, kiedy nie potrafisz zobaczyć początku ani końca – Pan Wojny odezwał się mrukliwie. Ragan był w stanie dostrzec dużo więcej niż inni śmiertelnicy, ale jak się miały jego przebłyski do prawdziwego, boskiego wzroku? Nie dorównywał nawet duszkom. – Dlaczego ona? – Viliar odsłonił kły w grymasie. – Chciała zaszkodzić Sennah. Nie udało jej się, ale zdążyła dostarczyć mi mnóstwo rozrywki. – Uśmiechnął się lekko, lekceważąco. – Dlaczego się do niej porównujesz? Chcesz być moim synem czy zabawką?

: 14 lip 2021, 18:40
autor: Dziedzictwo Wojny
Zobaczyć coś w krótkim przebłysku nigdy nie oddawało rzeczywistości. Nie pokazywało aury mocy i brutalności, zapachu krwi i pola bitew towarzyszących Viliarowi... Ojcu. Ragan obserwował jego przybycie, nie mogąc powstrzymać haniebnej iskierki pisklęcej ekscytacji. Szybko zduszonej, ma się rozumieć, jednak obecność jednego z bogów nawet dla niego była odczuwalna.
I czyja to wina, że nie dorównywał nawet duszkom? Że mógł widzieć jedynie urywki? Bardzo nieuprzejmie było wspominać o kalectwie własnego dziecka, gdy nie poświęcało mu się wcześniej uwagi ani nie chciało podzielić większą iskierką mocy. A może winne było śmiertelne ciało matki, które nie utrzymałoby większej ilości mocy Boga Wojny? Ragan miał wiele czasu, w zasadzie całe życie, by wyciągnąć swoje własne, śmiertelne wnioski. Nie czuł jednak żadnej niechęci do ojca, nie czuł nawet odrobiny pretensji. Może nieco goryczy z powodu tego, że ojciec wolał Mimir do osiągnięcia swoich celów, zupełnie jakby był gorszy nie tylko od bogów i duszków, ale nawet od niej. Sam w żadnym wypadku tak się nie czuł, ale świadomość, że w oczach kogokolwiek mógł być gorszy była dość irytująca.

– Więc co mam zrobić, żeby widzieć więcej? Nie chcę cię w końcu rozczarowaćodpowiedział, nieco zły na siebie, że w ogóle poczuł ukłucie w piersi na myśl o tym, że mógłby być rozczarowaniem dla Viliara. Tfu, nigdy nie czuł czegoś podobnego i nie podobało mu się to. Co prawda było to tylko ukłucie, ale wystarczyło, żeby prawie poczuć wdzięczność za odebranie możliwości odczuwania bardziej skomplikowanych uczuć.
Cóż, może zabicie którego z duszków albo zjedzenie go pozwoliłoby mu przejąc jego moc? Ojciec raczej nie powie mu, jak zostać bogiem. Ragan już dawno odkrył, ze jest w tym zdany jedynie na siebie.
Nagle zastrzygł uszami. Zaszkodzić Sennah. Brzmiało ciekawie. Tym bardziej nie rozumiał, dlaczego Viliar pozwolił Mimir zając się czymś tak ważnym, pozostawiając go w niewiedzy. ON by nie zawiódł. Dostarczyłby ojcu tą Iskrę albo znalazł sposób na przejęcie jej mocy. Sam również był na tropie jednej i nie miało dla niego znaczenia, do którego z bogów należała. W przeciwieństwie do innych plagijczyków, jemu zależało raczej na mocy Iskry niż na samej Iskrze.

– Wielu chce zaszkodzić Sennah – czy nie wystarczyłoby pozbyć się jej Proroka? Co prawda Ragan w duchu wciąż uważał go za mistrza manipulacji, ale strata Strażnika w żaden sposób by go nie zabolała. Sennah wprost przeciwnie.
Spojrzał czujniej na Viliara. Pod jego czerwonymi łuskami dostrzegał zbliżoną do siebie sylwetkę. Bóg Wojny wyglądał niepozornie, podobnie jak on. Czarne kły, złote oczy... A jednak dlaczego nie potrafił odpowiedzieć na tak proste pytanie? Wolał być synem czy zabawką? Zabawka miałaby bliższy kontakt z Viliarem niż jego syn, który spotkał ojca dopiero po ponad czterdziestu księżycach. Czy jednak aż tak bardzo zależało mu na kontakcie z czerwonołuskim, by stać się jego zabawką? Nie, nie będzie niczyją zabawką. Nigdy. Aż skrzywił się na sama myśl o służeniu komukolwiek, nawet ojcu... Chyba, że byłoby to odpowiednio zabawne i dostarczyło mu przyjemności. Na przykład zabijanie Strażnika byłoby wyjątkowo satysfakcjonujące – bez osobistych antypatii, rzecz jasna.

– Powiedziałbym, że twoim synem, jednak twoje zabawki otrzymują więcej uwagi. Zawsze się zastanawiałem, czy w ogóle wiesz o moim istnieniu. Czy matka była dla ciebie kolejną zabawką? – Zapytał, przekrzywiając głowę. Ciekawe ile głów musiałby urwać, żeby Viliar spojrzał na niego jak na swojego syna. W jego jaskini na dokończenie czekała na niego rzeźba w czaszce Rakty. Nie wiedząc, kim Viliar był dla niej, a kim ona dla niego, nigdy nie zostanie skończona.
No i fajnie by było wiedzieć, czy był synem Viliara, czy jedynie wpadką z jedną z jego zabawek.

: 31 sie 2021, 17:31
autor: Dorodny Odyniec
//inny czas, przychodzimy spod piedestału Thahara

Faktycznie, łatwo nie było. Oparł połowę swojego ciężaru na jej biednym ciałku, ruszając zaskakująco energicznie. Ucieszył się jednak, że zgodziła się na zmianę miejscówki. Widocznie aura boga łowów nie była najbardziej zachęcająca, tak więc zadecydował przejść pod taki piedestał, coby już nie czuła się taka zniechęcona. A najlepszym wyborem, rzecz jasna, był Viliar! Podziękował jej krótkim skinieniem, uśmiechając się wesoło.
~ Cóż, ja nie miałem problemu. I proszę bardzo, już zaprezentuję ~ odpowiedział jej już na miejscu, jako że podczas przechadzki zmęczył się na tyle, by nawet na mentalce nie mógł się skupić. Kiedy już jednak ponownie porozkładał przedmioty przed nią i rozsiadł się wygodnie, swobodnie dalej tkał swoją historię, w międzyczasie udowadniając, o co mu chodziło. Włożył buta między fałdki na brzuchu, obracając się powoli na grzbiet. A but nadal stał, niesamowite! Sięgnął po parę swoich oderwanych łusek, wrzucając do środka. Odepchnął się silnie tylnymi łapami od piedestału. Ta da! But nawet nie drgnął! Co za czarna magia.
~ Widzisz? Zwykle pomagali mi go wetknąć na grzbiet, ale na brzuchu też można ~ dodał, kraśniejąc z radości. Stęknął, podnosząc się i odkładając buta, wewnątrz którego nadal pozostało parę łusek. Dwa w cenie jednego!
Oho, następne pytanie było już wyjątkowo konkretne. Potrzebował paru uderzeń serca, aby wziąć głęboki oddech i coś wymyślić. Szybko.
~ Cóż, pochodził z daleka. Nie znam dokładnie jego przeszłości, bo nigdy się nie chwalił. I bardzo szybko nas opuścił, niestety ~ powiedział, opuszczając uszy po sobie. Pokręcił krótko głową. ~ Zostawił po sobie tylko skór-amień. Nigdy więcej już go później nie zobaczyłem.

: 31 sie 2021, 17:34
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Nawet nie zwróciła uwagi na to, że znaleźli się pod innym piedestałem. Sasanka próbowała zagadać staruszka i pomóc mu dyskretnie wypchnąć ciężką skrzynię poza świątynię byle nie musieć słuchać narzekania Strażnika (lub gniewu bogów). Trochę też było jej szkoda Pyzy. W końcu nie była na ten moment w stanie nawet wysłać mentalnej wiadomości do Mirri lub Kaskady. Tak czy owak, w efekcie zagadała nie tylko jego, ale też siebie. Gdyby tylko widziała pod czyim piedestałem stali...
Uniosła łuki brwiowe patrząc zdumiona na to co smok wyprawia ze swoim ciałem. Skórą? Tłuszczem? Wyglądał trochę jak foka której ktoś nierówno przyciął boczki!
Ja... to bardzo fajnie ale... nie mam takiej skóry jak ty – w ramach potwierdzenia uniosła nieco ramiona skrzydeł odsłaniając swoje całkiem zgrabne, ale ubite twardą łuską boki. Samo podbrzusze też miała raczej twarde, choć nadal wystarczająco miękkie żeby być podatnymi na różne ataki. – Chyba na nic mi się ten "skór-amień," nie przyda. – Bąknęła zrezygnowana pod nosem.
Zasmuciłaby ją nawet historia o porzuceniu gdyby nie fakt, że kiedy tak obserwowała jego walizkę cudów coś rzuciło się w jej oczy. Cz-czy on miał tam miętę? Może nie jakieś horrendalne ilości ale Sasanka ostatnio się od niej uzależniła. Od razu straciła koncentrację na dotychczasowym szlachetnym celu wyprowadzenia dziadka z potencjalnych kłopotów.
Może wymieniłbyś miętę na miętę, ale w innej formie? – zaproponowała i pokazała mu saszetkę z której pachniało intensywnie zapachem tej rośliny. Miętusów nie ruszała od przykrego incydentu w lesie kiedy przykleił się jej jeden do zęba i musiała się ratować językiem na oczach partnera. Upokarzające! – Dam dwa kamienie za dwa listki, co ty na to? – zaproponowała i potrząsnęła sakiewką, która zaklekotała. Sporo miała tych cukierków. Nie działały jednak tak dobrze jak liście rośliny z której były zrobione. Co najwyżej poprawiały oddech...

: 31 sie 2021, 17:51
autor: Dorodny Odyniec
Zerknął na jej ciałko, potem na swojej. Lekko się zakłopotał, przekrzywiając głowę. Mogła... mogła dorobić pasek do skór-amienia! Albo użyć jako ozdoby na półkę w grocie! Niestety, Lot był zbyt pochłonięty możliwościami Sasanki w tej chwili, tutaj, pod piedestałem, żeby zaproponować inne rozwiązanie. Podrapał się po fałdkach, obserwując but dookoła. W tym czasie samiczka zdążyła już dostrzec coś innego.
~ A, tak. Mięta, w doskonałym stanie ~ Przeleżała może z dwadzieścia księżyców nietknięta między fałdkami, po czym dzisiaj znalazł ją przypadkiem! ~ Mięta za miętę? ~ dopytał, marszcząc czoło. Woń z saszetki uderzyła w niego ze zdwojoną siłą. Och! ~ Ale dlaczego mięta w kamieniu? To jadalne? ~ Tym razem to Ziemniak wykazał się odrobiną nieufności, lustrując bacznie opakowanie, które trzymała w łapie. Nie znał co prawda emocjonalnej historii kryjącej się za cukierkami, lecz w końcu machnął łapą. A co mu tam. Da im szansę.
~ Trzy kamienie za dwa listki. Taka jest moja oferta ~ odrzekł, biorąc w garść dwa listki, aby przypadkiem nie zabrała ich przed przyklepaniem wymiany.

: 31 sie 2021, 18:04
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Sama nie wiem, jakiś człowiek-czarodziej bez maddary ją mi dał. Wiesz, że potrafił połknąć miecz większy od niego i się przy tym nie zranić? I przenosić przedmioty? Bez żaaadnej m a d d a r y . – Powiedziała enigmatycznym szeptem. Dalej planowała wytropić tego dwunoga i przetrzepać mu skórę za to, że im tak perfidnie wtedy uciekł, ale Pyzaty nie musiał wiedzieć o losie jaki spotkał błazna. I jaki miał go spotkać.
Skubany umiał się targować!
Dwa kamienie za dwa listki, do tego dorzucam onyks – pokazała fałszywy kamień, nie mając pojęcia, że nie jest wartościowy. – A ty dodasz skór-amień. – Zaproponowała, poruszając sugestywnie łukami brwiowymi. Oferta nie do zdarcia!

: 31 sie 2021, 18:21
autor: Dorodny Odyniec
Pysk Pyzy ułożył się w duże "o". Spojrzał dużymi oczyma na smoczycę, nie dowierzając. Zastanawiał się krótką chwilkę, próbując to sobie w ogóle zwizualizować. Jak w ogóle wyglądały te dwunogi? Tak czy inaczej nie potrafił sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek rozumny był w stanie przeżyć bez takiego ułatwienia jak magia.
~ Niemożliwe! Mogłaś nie poczuć maddary, może dobrze ją ukrył ~ odszepnął konspiracyjnie. Co prawda nie wiedział, jak można by ukryć drganie wokół siebie, ale być może komuś się udało. Powinien zapytać Rapsoda, on bardzo dobrze się na tym znał!
~ DOBRA ~ odpowiedział od razu, wyciągając łapę z listkami, aby od razu jej oddać. Kamień? Jak najbardziej, z miłą chęcią! Jego oblicze rozjaśnił szeroki, dumny z siebie uśmiech. Jak tylko wróci do domu to od razu pochwali się mężom. I Mirri także! Normalnie nie uwierzą, jak im opowie! No... może pominie to, że sprzedał innemu stadu zioła, żeby Basior mógł spać spokojne, ale i tak!
~ Miło się z panią robi interesy! ~ dodał, podając jej buta (nadal z paroma jego łuskami w środku!) i oczekując na zapłatę. W międzyczasie obejrzał się jeszcze raz na swoje przedmioty. Jego wzrok padł na skrzynkę, w której nadal trzymał koral. Hm. A gdyby tak...
~ Wiesz, mam tutaj taką drobną limitowaną okazję ~ powiedział tajemniczo, kładąc łapę na zamkniętej skrzynce. Zasłonił ją całym ciałem, niby udając, że coś tam wkłada. W rzeczywistości jednak nadal tam był wyłącznie koral. Obrócił się do niej z powrotem, pokazując z powrotem zamkniętą skrzynię. Przysunął ją bliżej, opierając na górze ramiona. ~ Ostatnio wymieniłem się z innym smokiem za taką za pięć kamieni, ale dla ciebie mógłbym za trzy, bo jesteś naprawdę dobrą smoczycą ~ powiedział delikatnie, posyłając jej uśmieszek. Zapukał w drewno. ~ Za trzy kamienie dostaniesz Skrzynkę Szczęścia, bo zależnie od twojego szczęścia możesz tam znaleźć zarówno dziesięć kamieni, jak i jeden. Ale, uwaga ~ dodał, unosząc palec. ~ jeden jest gwarantowany! Przystajesz czy wymiękasz?