OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Thyria czuła się na grzbiecie smoka jak pani świata. Nigdy nie siedziała tak wysoko i wydawało się, że w tym miejscu jest jej bardzo wygodnie. Co rusz poruszała nogami, a jej malutkie piety delikatnie uderzały o smocze łuski w wyrazie ekscytacji. Drobne rączki cały czas dotykały i gładziły łuski na grzbiecie plugawego, a gdy smok powoli ruszył, z jej gardła wydobył się melodyjny piski zachwytu. Jechała, naprawdę jechała! Jednak gdy usłyszała, że być może nie zobaczy morza wyraźnie posmutniała.– Naprawdę? To nie jesteście wszyscy smokami żyjącymi w jednym miejscu? – Zapytała, a w jej głosie pojawił się smutek i rozczarowanie. Po chwili jednak spojrzenie lazurowych oczu znów ożyło.
– Ale przecież jeśli będziemy lecieć to oni nie będą wiedzieć, że tam byliśmy! Przecież nie zostawimy żadnych śladów, po których mogliby nas odkryć! – Dziewczynka była zachwycona swoim genialnym pomysłem. Przecież w powietrzu ich nie wyczują, a jeśli kogoś zobaczą będą mogli schować się w chmurach.
– Polećmy najpierw na morze piasku, a potem na morze słonej wody... Proszęęę – w głosie elfiego dziecięcia wyczuwało się nuty to błagalne, to znów zachwycone jej pomysłem. Bo czym miał jakieś wady? W główce dziewczynki ich nie było.
Słysząc jego słowa poklepała go po grzbiecie w geście pocieszenia, najwidoczniej wierząc w słowa smoka i jego uczucia.
– Tam było nieładnie. Płaski teren, dużo śniegu lub pożółkłej trawy i mówili, że jest tam niebezpiecznie, że powinniśmy się schować tak, żeby nas nie było widać – wyjaśniła z mądra miną, zadowolona z tego, ze wie coś, czego nie wiedział jej przyjaciel. A przecież była jeszcze taka mała!
– A o was... Mówili, że może jesteście inni. Że pozwoliliście nam znaleźć nowy dom, ale niektórzy chcą nas stad wyrzucić – głos Thyrii posmutniał. Nie chciała rozstawać się z nowym przyjacielem. Wszystko tutaj się jej podobało, zwłaszcza Khan.