Znaleziono 46 wyników

autor: Rozpromieniony Kolec
15 paź 2017, 11:58
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 86586

Poderwał się na proste łapy, gdy tylko dojrzał w oddali sylwetkę czerwonofutrego. Niebieskie ślepia śledziły każdy jego krok, cierpliwie czekając aż ten dotrze na miejsce spotkania – a wtedy będą mogli rozpocząć jedną z ważniejszych nauk w życiu Ognistego.
Cześć Krwisty – odezwał się, a krótki ogon płynnie kołysał się na boki – Jak byłem za barierą to mój brat trochę mi o tym mówił. Raczej nie szkolił się za dużo w walce, ale znał same podstawy i mówił, że jeśli chce się zabić wroga to należy celować we wrażliwe miejsca, których zranienie może go szybko pozbawić życia, czy trwale go okaleczyć. To może być chyba łeb albo szyja, ale wydaje mi się, że atakowanie w ten sposób w trakcie zwykłych pojedynków raczej... nie jest najlepszym pomysłem, prawda? W końcu nie walczymy po to żeby się pozabijać, a żeby ćwiczyć i przygotować się na momenty w których będzie groziło nam niebezpieczeństwo... – młodzik nawet sobie nie wyobrażał żeby spróbować kogoś zamordować w trakcie zwykłej walki – Mówił też, że jeśli nie chcę kogoś zabijać, a jedynie zranić i uciec, to dobrym pomysłem mogłoby być zaatakowanie jego łap czy skrzydeł, co utrudniłoby mu poruszanie się.
Niestety nie dysponował większą wiedza na ten temat i było to wszystko czym mógł podzielić się z Ziemnistym Adeptem – resztę będzie musiał dopowiedzieć już on sam.
autor: Rozpromieniony Kolec
14 paź 2017, 19:46
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 86586

Młody... a może już nie taki młody? Miał już trochę księżyców na karku, a mimo to nosił rangę pisklęcia – równie dobrze mógłby być już dorosłym smokiem! Właściwie to wielkością dorównywał dorosłym osobnikom, ba, dużą część z nich przewyższał i to wcale nie była mała różnica... bardzo możliwe, że będzie większy nawet od swojego nauczyciela, z którym ma się tutaj spotkać!
Wracając, Świetlik szukał odpowiedniego miejsca w którym mógłby nauczyć się podstaw walki – a polana wśród Błękitnych Skał wyglądała idealnie! Dużo miejsca, mało, a wręcz brak roślinności, sam, trochę mokry przez deszcz piach. Nie widział żadnych przeciwwskazań żeby nie uczyć się w tym miejscu, więc po prostu siadł zadowolony i otoczył łapy krótkim ogonem, a skrzydła przycisnął do boków, spoglądając ku górze. Cierpliwie czekał na przybycie Ziemnego.
autor: Rozpromieniony Kolec
14 paź 2017, 18:37
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Skalny zakątek
Odpowiedzi: 516
Odsłony: 72740

Nie było go tutaj od tak dawna...
Niebieskie ślepia z utęsknieniem spoglądały na wszelkie otaczające je tereny, okryte bezpieczną barierą, a na złotym pysku mimowolnie pojawił się radosny uśmieszek. Drugi raz wybrał się w miejsca, gdzie przeżycie mogło graniczyć z cudem. Czy tego żałował? Nie był w stanie sam stwierdzić. Ale żył – i to się liczyło. Nie licząc jednej, niewielkiej rany, choć aktualnie już tylko blizny, w postaci śladu po rozcięciu, przechodzącym przez jego nos, był w jednym kawałku i dzielnie trzymał się na łapach... choć powoli już opadał z sił.
Mimo to gnał przed siebie. Czuł obejmujące go zmęczenie i piekący ból w kończynach, który towarzyszył mu przy każdym kroku. A jednak czarne szpony wciąż odbijały się od mokrej od deszczu trawy i ziemi, a także błota, które zdążyło już wybrudzić jego złociste łuski. Nie zwalniał ani na moment, lecz był tez ostrożny – jego lewa, przednia łapa była zaciśnięta i najwyraźniej skrywała jakiś przedmiot, którego zdecydowanie nie chciał w żaden sposób uszkodzić – ale jakoś dobiec musiał, prawda?
Odbił się od ziemi i rozłożył skrzydła, tym razem decydując się przebyć drogę w inny sposób, aż dotarł do Skalnego Zakątka – jednak nie wylądował na polance, a na jednej z wysokich skał. Szpony zetknęły się z szorstkim kamieniem, a skrzydła ponownie przylgnęły do boków gdy samiec opuścił na chwilę łeb żeby wziąć głębszy wdech. Na szczęście deszcz skończył się już jakiś czas temu i w tym momencie zamiast pokrytego chmurami nieba mógł spoglądać na lśniący księżyc.
Dlatego właśnie podniósł głowę i spojrzał ku gwiazdom, a z jego gardła wydostał się głośny ryk – chyba najgłośniejszy jaki kiedykolwiek z siebie wydobył. Ten miał na celu zawołać osobę z którą Świetlik miał zamiar spotkać się już wiele księżyców temu – ale nie zjawił się na miejscu, gdyż zamiast tego opuścił Wolne Stada.
Jednak wrócił i wiedział, że musi naprawić to co ponownie zepsuł. Nie był świadom tego, co działo się wśród Stad podczas jego nieobecności – dopiero co wrócił, nie zdążył nawet zamienić z nikim słowa. Nie wiedział, jak dokładnie mają się wszelkie sprawy, nie wiedział, czy osoba z którą chce się spotkać wciąż tu jest – i czy w ogóle przybędzie.
Zaryczał ponownie, wciąż unosząc łeb w stronę nocnego nieba. Wiedział że to głupie, ale nie znał innego sposobu żeby się z nią skontaktować. Mógł jedynie ryczeć jak głupi, mieć nadzieję, że się uda, liczyć na szczęście... które jak do tej pory mu sprzyjało. Dlatego modlił się w duchu żeby udało się chociaż jeszcze ten jeden raz, nawet jeśli miałby to być ten ostatni.
To było jedyne na czym mu w tym momencie zależało.
autor: Rozpromieniony Kolec
12 paź 2017, 21:05
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podnóże Skał
Odpowiedzi: 559
Odsłony: 77050

Młody był zadowolony z siebie, a słowa Wodnego jeszcze utwierdziły go w przekonaniu że dał z siebie wszystko – i najwidoczniej wszystko się udało.
Leniwie zlazł z grzbietu złotołuskiego, uważając żeby nie uszkodzić ani jego, ani siebie, po czym niezgrabnie stanął na miękkiej trawie, lekko uginając grube łapki. Głód który dokuczał mu od dłuższego czasu teraz jeszcze bardziej dawał się we znaki, przez co młodzik nieco się skrzywił... Ale łowca postanowił wyciągnąć go z opresji!
Oo... – wydał z siebie krótki dźwięk, a na jego pysku malowało się zdziwienie – Dziękuję!
Natychmiast rzucił się na kawał mięsa i zjadł go ze smakiem, zaspokojąc dręczący go głód. Minęła jedynie chwila, a po posiłku zostały jedynie resztki, które młodzik odrzucił gdzieś na bok, po czym zadowolony uniósł wzrok i skierował go w stronę starszego smoka.
Czyli umiem już zakraść się do zwierzęcia.... A możesz mi pokazać jak jakieś znaleźć? Bo raczej chodzenie i liczenie na to, że jakieś się przypałęta nie jest najlepszym sposobem.
Teraz miał szczęście, bo znalazł zająca (pomijając to, że nie był w stanie go upolować), ale następnym razem? Raczej nie będzie już tak łatwo, więc chyba będzie musiał bardziej się postarać.
autor: Rozpromieniony Kolec
11 paź 2017, 21:21
Forum: Błękitna Skała
Temat: Lazurowe Jeziorko
Odpowiedzi: 826
Odsłony: 100241

Powstrzymać... Ale Świt wcale nie wydawał się być złym smokiem. Był uzdrowicielem, uczył pisklęta, starał się troszczyć o swoje stado... a może to było jedynie złudzenie? Coś, co wmówił sobie sam złotołuski, nie dopuszczając do siebie żadnej innej opcji?
Nie, przecież widział na własne oczy. Ich przywódca był dobrym smokiem.
Ale to nie znaczyło, że nie wziął do serca rady Dir. "Uważaj na siebie". Kiwnął jedynie łbem, powtarzając te słowa w myślach, a kąciki jego pyska wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.

Cała ta zabawa, wyścig, była zdecydowanie czymś, czego młody w tej chwili potrzebował. Pozwoliło mu to wyprzeć wszelkie niepotrzebne i złe myśli z łba i skupić się na czymś przyjemniejszym. Sama propozycja wystarczyła, żeby samczyk od razu przybrał odpowiednią postawę do biegu i na komendę ruszył w stronę wyznaczonego celu.
Krótkie, pokryte sporą, twardą łuską łapy mocno odbijały się od ziemi. Podczas gdy Cienista stawiała bardziej na swoją zwinność, młodzik wkładał w to sporo energii, chcąc odbijać się od ziemi z jak największą siłą. Pilnował ogona, który sztywno trzymał się za nim, a skrzydła leżały oparte na złocistych bokach. Ślepia cały czas obserwowały jego cel, do którego musiał dotrzeć. W końcu musiał to wygrać!
A może jednak nie..? Mknął przed siebie, wywijając na przemian łapami, dając z siebie wszystko. Zbliżał się coraz bardziej do mety i rzucił w stronę Dir jedno, szybkie spojrzenie. Trzymali się prawie na równi, mimo, że każde z nich biegło na swój własny sposób.
I wtedy jego łapy zwolniły. Wkładał w bieg mniej siły, a kroki stawiał jakby wolniej, bardziej leniwie. Nie zatrzymał się całkiem, wciąż dążył do przodu, obserwując jak Cienista go wyprzedza i jako pierwsza dobiega do ustalonego celu.
Wygrałaś... – odezwał się, a w jego głosie można było usłyszeć zarówno niezadowolenie jak i nutę radości – Ale następnym razem to ja wygram! – dodał bardziej stanowczym głosem – Muszę tylko trochę poćwiczyć.
Zahamował obniżając całe ciało i uginając mocniej łapy. Zatrzymał się w miejscu i spojrzał na samiczkę, która nagle zdecydowała się wrócić do obozu. Przekrzywił łebek, spoglądając na nią z lekkim zaciekawieniem i smutkiem, ale nie wypytywał jej o nic więcej. Po prostu skinął łbem.
Dobrze – uśmiechnął się – Będę na ciebie czekać!
A następnie odwrócił się i żwawym krokiem pomknął w stronę obozu, nie odwracając się za siebie. W końcu niedługo i tak się zobaczą, kiedy ponownie spotkają się w tym miejscu.
Ale Świetlik nie pojawił się ponownie nad Lazurowym Jeziorem.
autor: Rozpromieniony Kolec
11 paź 2017, 18:56
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podnóże Skał
Odpowiedzi: 559
Odsłony: 77050

Przytaknął, gdy wszystkie słowa Złocistego powoli wpadały do jego łebka. Czekała na niego jeszcze jedna próba, więc wolał nie popełnić żadnego błędu i szybko, ale dokładnie zrobić to, co do niego należało. Tym bardziej, że irytujące uczucie w żołądku znów dało o sobie znać. No tak, w końcu jego "obiad" czmychnął gdzieś między skałki po nieudanej próbie polowania.
Dlatego bez przeciągania zabrał się do pracy. Przybrał odpowiednią postawę, pamiętając o każdym szczególe – jego łapy były ugięte, a reszta ciała obniżona, lecz nie dotykała ziemi. Ogon unosił się nad powierzchnią, podczas gdy skrzydła przytulały się do pokrytych złotą łuską boków. Szyja była nisko, a łeb delikatnie pochylony, tymczasem błękitne oczy czujnie obserwowały zarówno swój cel jak i trasę którą miał dążyć Ognisty.
Był gotowy, więc mógł ruszyć. Oddychał cicho, a jego łapy stawiały lekkie i ostrożne kroki. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na wydanie jakiegokolwiek głośniejszego dźwięku, dlatego każdy jego ruch musiał być przemyślany – co oczywiście niezbyt przypadło mu do gustu, biorąc pod uwagę to, że był jednym z tych leniwszych i ociężałych smoków. Najchętniej to tylko leżałby i spał... ale obiad sam się nie upoluje.
Kałuże nie były czymś co szczególnie go ucieszyło. Tym bardziej w otoczeniu mokrej trawy, kamieni, o i nawet błoto się znalazło! Nie dość, że upaćkał sobie łapy, to jeszcze musiał stawiać je tak, żeby nie wydawać żadnych głośniejszych dźwięków. W dodatku musiał pilnować wiatru co jeszcze bardziej go irytowało, bo ograniczało to miejsca po których mógł się poruszać. Wychodzi na to, że pierwsza część nie należała do jego ulubionych, ale dał sobie z nią radę.
Do gałązek i liści już się przyzwyczaił, dlatego jego krótkie łapy sprytnie omijały wszelkie małe przeszkody, które stały mu na drodze. Był tak skupiony, że raczej nie był w stanie czegokolwiek pominąć... no bo jeśli się pomyli to cała ta próba na nic, prawda? A wtedy będzie musiał zacząć od nowa i znów łazić w tej niewygodnej pozycji! Na to nie mógł sobie pozwolić.
A później nadszedł czas na krzaki, które też nie należały do ulubionych młodego. Starał się je omijać, a dla smoka o jego rozmiarach nie było to takie proste. Mało brakowało, a kilka razy jego łuski otarłyby się o jakieś przypadkowe gałązki, co gwarantowałoby mu natychmiastową porażkę. Dlatego musiał zachowywać ogromną ostrożność. A pieniek? Zauważył go. Ciężko było nie zauważyć, biorąc pod uwagę to, że wzrok cały czas był wbity w ścieżkę przed nim. Dlatego mógł bez większych problemów go ominąć, nie przejmując się zbytnio kolejną przeszkodą na swojej drodze.
A gdy był już blisko, całe jego ciało pochyliło się do przodu, a łapy gwałtownie odbiły się od ziemi. Samczyk wyleciał do góry, po czym wylądował na plecach Złocistego, jednocześnie obejmując go łapkami, tak jakby chciał go przytrzymać w miejscu i nie pozwolić mu się nigdzie ruszyć. No, może w tym momencie jego rozmiary jeszcze mu na to nie pozwalały, ale za kilka księżyców... No, Świetlik prawdopodobnie będzie musiał się powstrzymać od robienia takich rzeczy na innych smokach.
Ale teraz liczyło się to, że wszystko przebiegło po jego myśli! Na złotym pyszczku pojawił się szeroki uśmiech, a ślepka wlepiły się w łowcę, czekając na jego komentarz.
autor: Rozpromieniony Kolec
29 sie 2017, 16:32
Forum: Błękitna Skała
Temat: Lazurowe Jeziorko
Odpowiedzi: 826
Odsłony: 100241

Otworzył szerzej ślepia. Jak to... zabił? Poprzedni Przywódca... zabił matkę Dir? Ale dlaczego miałby to zrobić? W jakim celu? I... jak to możliwe, że ona wciąż żyję, skoro została zabita? Uśmiech zniknął z pyska złotołuskiego smoka.
Mi mama kazała uważać na smoki ze Stada Cienia... – odezwał się, a w jego głosie można było usłyszeć zakłopotanie. Samczyk nie do końca wiedział jak się zachować, co odpowiedzieć – Ale... skoro ją zabił to... jak ona dalej... żyje?
Mówił powoli, jakby niepewny czy powinien w ogóle się odzywać. Każde słowo z trudem przechodziło mu przez gardło, czuł się źle, kiedy je wymawiał. Przywódca Ognia zabił smoczycę z Cienia... musi mieć na to jakieś wytłumaczenie, prawda?
A jeśli nie ma? Dawny Przywódca Ognia był mordercą. Młodzik przez moment poczuł się winny, tak, jakby cały Ogień, był stadem morderców.
A on był jednym z nich.
Gwałtownie wstrząsnął łbem, jednocześnie się zatrzymując. Musiał pozbyć się tych wszystkich myśli, które zaczęły męczyć go w tym momencie. Nie chciał się tym przejmować, nie teraz. Nie było to coś na co miał jakikolwiek wpływ, a mimo to męczyło go to. Westchnął cicho, po czym odrobinę się uspokoił.
Przepraszam – odezwał się nagle – Możemy już wracać do biegu.
Na jego pysk wrócił lekki uśmiech. Ale... coś było w nim nie tak.

Wrócił do biegu – poprawił skrzydła żeby siedziały mu na bokach, a ogon uniósł do góry, po czym zaczął "pędzić" przed siebie, odbijając się łapkami. Cieszył się, kiedy Dir go pochwaliła i jednocześnie był zadowolony z tego, że nareszcie skończą się jego wszystkie problemy z bieganiem. Ah, wszystko stanie się naprawdę łatwiejsze!
Kiwnął łebkiem, kiedy usłyszał kolejną wskazówkę, po czym wziął przykład z przyjaciółki – obniżył szyję jak i rogaty łeb, po czym starał się poruszać łapami tak jak i ona – wykonywał dłuższe susy, mocniej odbijając się od ziemi. Natychmiast poczuł jak przyśpiesza... i zaczęło mu się to podobać! Dlatego przez dłuższy moment nie miał najmniejszego zamiaru przestawać – pędził przed siebie, cały czas uważając żeby przypadkiem o nic się nie potknąć ani nie zapomnieć o ognie, a także pilnował tego, żeby poruszać łapami w odpowiedniej kolejności. Byłoby mu raczej przykro gdyby się potknął.
Odrobinę się zdziwił, gdy Cienista nagle zahamowała. Nie zdążył dokładnie jej się przyjrzeć, ale mimo to chyba po części zrozumiał na czym to polega. Dlatego najpierw się przygotował, żeby następnie odrobinę zwolnić i podnieść łeb, jednocześnie obniżając resztę ciała. Prawie usiadł na ziemi, a jego łapki przylgnęły do podłoża. Piasek zerwał się do góry, a złotołuski zakaszlał cicho, gdy dostał się do jego nozdrzy. Powoli się podniósł i zrobił kilka kroków przed siebie, żeby przyzwyczaić się do normalnego chodu.
Chyba mniej więcej rozumiem jak to się robi – powiedział – Jeszcze raz dziękuję!
Uśmiechnął się, jednocześnie robiąc kilka kolejnych kroków dookoła Dir. Zastanawiał się, czy ma coś jeszcze do pokazania, jeśli chodzi o bieg, czy to może już tyle?
autor: Rozpromieniony Kolec
29 sie 2017, 16:00
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 81720

Podszedł bliżej skał i przyjrzał się im dokładnie, próbując dokładniej ustalić jak powinny wyglądać jego skoki, gdy spróbuje zmierzyć się z tą przeszkodą. Wydawało się to być trochę bardziej skomplikowane niż podczas poprzedniego zadania, ale czy to znaczy, że sobie nie poradzi? Musiał spróbować?
Ustawił się przed pierwszą skałą, pilnując odpowiedniej odległości, która pozwoli mu na wskoczenie na przeszkodę. Przyjął postawę, uginając łapy, poprawiając skrzydła a także szyję oraz łeb, po czym przechylił się do przodu i mocno odbił tylnymi łapami, a następnie przednimi. W powietrzu natychmiast ugiął kończyny, przygotowując się do lądowania na kamieniu. Nie było to najprzyjemniejsze, ale co mógł poradzić?
Zrobił krok do przodu, żeby znajdować się bliżej krawędzi, po czym powtórzył to co wcześniej – starał się nie wkładać w skoki zbyt dużo siły, żeby nie przeskoczyć nad skałami, a wylądować idealnie na kolejnej, żeby móc kontynuować ćwiczenie. Pamiętał o balansowaniu ogonem jak i o tym, żeby uginać łapy – nie chciał ich sobie połamać przy lądowaniu, tym bardziej, że skakał po kamieniach, które do najmiększych nie należały.
Stojąc na drugiej skale ponownie zbliżył się do krawędzi i zerknął na kolejną i przygotował się do skoku – ostatniego, który miał wykonać w ten sposób. Nie było to ciężkie, ze względu na to, że pamiętał o wszystkich zasadach. Przygotował się, skoczył, ugiął łapy i wylądował. To wszystko.
Przy zeskakiwaniu wziął sobie do serca to, żeby stanąć z dala od krawędzi, żeby nie przeskoczyć skał, na których miał wylądować. Dlatego ustawił się tam gdzie trzeba, ugiął łapy, po czym odbił się tylnymi. W locie balansował ogonem, a skrzydła trzymał blisko siebie. Kończyny ugiął jeszcze mocniej niż zazwyczaj, żeby nie zrobić sobie krzywdy.
Spokojnie wylądował, po czym wykonał kolejne dwa skoki, dokładnie w ten sam sposób. Nie było to ciężkie, skoro cały czas powtarzał ten sam schemat. Starał się dopilnować swojej postawy, po czym odbijał się, przechylając do przodu całe ciało, a następnie lądował na ugiętych łapach. Wszystko wychodziło tak jak trzeba.
Z zadowoleniem lekko wylądował na ziemi, po czym wyprostował łapy i z uśmiechem spojrzał na czerwonofutrego. Chyba zaliczył kolejne zadanie!
autor: Rozpromieniony Kolec
29 sie 2017, 15:51
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podnóże Skał
Odpowiedzi: 559
Odsłony: 77050

Uśmiechnął się, gdy usłyszał pochwałę od swojego nauczyciela. Cieszył się, że jak na razie robi wszystko dobrze – to znaczyło, że w przyszłości być może też będzie sobie dobrze radził. A na tym bardzo mu zależało.
Dokładnie przyjrzał się ścieżce, jaka dzieliła go od Złocistego, który udał się kawałek dalej. Był w stanie dostrzec część przeszkód, ale był świadom tego, że po drodze może natknął się jeszcze na jakieś niespodzianki, dlatego nie sugerował się jedynie tym co teraz zauważył. Jeszcze się okaże co tak naprawdę go czeka.
Wrócił do odpowiedniej postawy – mocno ugiął łapy, sprawiając, że ciałem zbliżył się do ziemi, jednocześnie lekko unoszą ogon. Skrzydła wygodnie ustawiły się przy bokach, nie krępując jego ruchów ani też nie przeszkadzając mu w czymkolwiek. Łeb oraz szyję zniżył, dostosowując je mniej więcej do poziomu reszty ciała. Pilnował też oddechu, o czym wcześniej wspomniał mu Złoty.
Następnie zajął się określeniem w którą stronę wieje wiatr. Nie mógł oczywiście iść wraz z jego kierunkiem, bo nauczyciel na pewno by go wyczuł, dlatego ustawił się tak, aby to młodzik czuł jego zapach, ale też starał się trzymać za nim, lub za jego bokiem, tak, żeby ciężej było go dojrzeć.
I ruszył – stawiał powolne, ostrożne kroki, a ślepia co chwilę patrolowały teren przed nim, żeby wystarczająco szybko uniknąć wszelkich przeszkód. Łapy omijały wszelkie gałązki czy inne przedmioty leżące na ziemi. Gdy stawiał każdy krok robił to ostrożnie, bo gdy wyczuł, że coś może znajdować się pod jego łapą, natychmiast ją podnosił i stawiał w inne miejsce. Tak jak poprzednio, próbował też trzymać się jak najdalej od uschłej trawy, która zdecydowanie nie przypadła mu do gustu – a jak już musiał przez nią przejść to robił to bardzo ostrożnie.
Tak samo z wszelkimi krzewami – Świetlik był dosyć spory, dlatego nie był to zbyt wygodny teren dla niego. Starał się trzymać z dala od krzaków, a jeśli już musiał się przez nie przedrzeć to starał się układać ciało w taki sposób, żeby nie zahaczać o gałązki czy liście. Omijał także drzewa, które znajdowały się pośród krzewów. Natomiast jeśli znalazł się w miejscu z którego nie mógł znaleźć odpowiedniego wyjścia, powoli się wycofał, przykładając jeszcze większą ostrożność do tego żeby na coś nie nadepnąć i próbował znaleźć inną, możliwą do przebycia ścieżkę.
Na moment zatrzymał się przed spadem z kamieniami i lekko wysunął łeb do przodu żeby spojrzeć na to co go czeka. W ostatniej chwili powstrzymał się żeby nie westchnąć, po czym powoli ruszył, a jego szpony mocno obejmowały kamyki na których stawał. Mocno się ich trzymał, podczas gdy każda z łap po kolei stawiała kolejny krok, zbliżając się coraz bardziej w stronę celu.
Powoli, ostrożnie, bez pośpiechu i wszystko powinno się udać.
Ostatni kawałek trasy wydawał się prosty, ale to nie znaczy, że młodzik mógł przestać uważać – wciąż był czujny, a każdą przeszkodę omijał, żeby nie wydać żadnego, niepotrzebnego dźwięku. Dlatego też cały czas pilnował oddechu.
I na samym końcu, gdy był już przy swojej "ofierze", lekko klepnął go łapą po plecach, po czym uśmiechnął się. Czy wszystko się udało?
autor: Rozpromieniony Kolec
26 sie 2017, 16:43
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podnóże Skał
Odpowiedzi: 559
Odsłony: 77050

Świetlik przez kilka sekund gapił się na drzewo, które było jego "celem", zerkając od czasu do czasu na ścieżkę, która do niego prowadziła. Nie widział jej w całości, a już był w stanie dostrzec kilka przeszkód, które na pewno nie będą mu ułatwiać tego zadania. Ale czy na polowaniu będzie łatwiej? No właśnie.
Zaczął od sprawdzenia w którym kierunku wieje wiatr. Złoty zwrócił wcześniej na to uwagę, dlatego samczyk uznał, że warto o tym pamiętać, żeby w przyszłości nie popełniać głupich błędów. Dlatego starając się nie popsuć przybranej już postawy, podreptał nieco na bok, ustawiając się tak, żeby wiatr wiał w jego stronę, a nie niósł zapachu w stronę drzewa.
Poprawił nieco swoją pozycję, która do najwygodniejszych nie należała – napiął ogon i znów trochę go uniósł po czym pochylił łeb, który wcześniej uniósł żeby spojrzeć na ścieżkę. Skrzydła cały czas spokojnie leżały przy bokach, więc nie musiał się o nie martwić. No i... ruszył.
O dziwo ruchy młodzika nie były takie złe jak na smoka jego rozmiarów. Co prawda były trochę ciężkie i niezgrabne... ale o dziwo dosyć zwinne! Może młodzik nie był jakimś mistrzem zręczności, ale nie był też w tym jakąś totalną kaleką. Powoli poruszał się do przodu, stawiając ostrożne kroki. Jego ślepia cały czas obserwowały trasę przed nim, co jakiś czas szybko zerkając na drzewo. Wypatrywały każdą pojedynczą gałązkę czy kamień na którym mógł się poślizgnąć, a łapy samczyka sprawnie je omijały. Raz zdarzyło się, że nie przyuważył jakiejś gałązki, ale w ostatniej chwili poczuł, że ma coś "dziwnego" pod łapą i natychmiast ją cofnął, żeby następnie postawić ją w innym miejscu. Kamienie także omijał lub po prostu przechodził po nich, lekko obejmując je pazurami, żeby się nie poślizgnąć. Natomiast sucha trawa była według niego najgorszą przeszkodą. Usilnie starał się ją omijać, unosił łapy nieco wyżej, żeby przejść nad nią, czy przechodził lekko na bok. Wszystko, byleby na niej nie stanąć!
No i podreptał tak w stronę drzewa, cały czas powtarzając w głowie wszelkie porady podane mu przez Złocistego. Jak będzie się do nich stosować to wszystko powinno się udać, prawda?
autor: Rozpromieniony Kolec
25 sie 2017, 11:04
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 81720

Świetlik po części cieszył się, że nadeszła pora na trudniejsze zadanie – to na pewno pozwoli mu lepiej poćwiczyć samą umiejętność, a być może nie będzie miał z tym sporych problemów. Jeśli coś pójdzie nie tak to najwyżej spróbuje jeszcze raz.
Błękitne ślepia obserwowały jak w pobliżu obu smoków pojawiają się pieńki stworzone z maddary, a na pysku młodego pojawił się uśmiech. Tak, magia była zdecydowanie czymś ciekawym i przydatnym. Nieco zmartwiły go słowa Krwistego na temat biegu – to było coś, co złotołuski musi jeszcze trochę poćwiczyć z Dir, ale skoro w trakcie lotu dał sobie radę, to dlaczego teraz miałoby coś pójść źle?
Ustawił się w odpowiedniej odległości przed przeszkodami, gdzie przybrał odpowiednią pozę, ale nie miał zamiaru od razu skakać – lekko rozstawił i ugiął łapy, podczas gdy uniósł szyję razem z łbem, skrzydła ułożył na bokach, a ogon uniósł – po czym ruszył przed siebie.
Jego bieg przypominał raczej szybszy chód, ale było to raczej wystarczające – ważne, że rady dotyczące skrzydeł jak i ogona od Dir się przydawały, dzięki czemu młodzik nie tracił równowagi co kilka kroków, tym bardziej, że musiał teraz skupić się na czymś innym. Dlatego gdy tylko zbliżył się do pierwszej przeszkody, jego łapy wręcz natychmiast się ugięły, podczas gdy spore ciało przechyliło się do przodu. Tylne kończyny mocno odbiły się od ziemi, a po chwili dołączyły do nich przednie, a ogon w międzyczasie robił swoją robotę, dzięki czemu samczyk utrzymywał równowagę. Przeleciał nad pieńkiem, jednocześnie uginając łapy żeby miękko wylądować zaraz za przeszkodą.
Ruszył dalej i z kolejnym pieńkiem miał zamiar zrobić dokładnie to samo. Poprawił skrzydła, które w międzyczasie zjechały trochę niżej, a jego nóżki wciąż dzielnie dreptały do przodu. Gdy był w odpowiedniej odległości od przeszkody, ugiął łapki i odbił się tylnymi, ponownie przelatując nad przeszkodą. Tym razem wyszło nieco gorzej – mimo usilnych prób upilnowania ogona, ten swoją końcówką zahaczył o przeszkodę, ale młodzik zdążył w porę nad nim zapanować, dzięki czemu nie wyrąbał się na ziemię. Zamiast tego wylądował – nieco mniej idealnie niż wcześniej, a niesforny ogon uderzył swoim końcem o podłoże przy lądowaniu, ale prawie natychmiast wrócił do poprzedniej pozycji, pozwalając młodzikowi kontynuować.
Z ostatnim skokiem nie było problemów – ugiął łapy, odbił się, poleciał, tyle. Oczywiście pamiętał o pilnowaniu postawy i wszelkich jej elementów, a skok zaczął od odbicia się tylnymi kończynami, kiedy cała reszta jego ciała lekko przechyliła się do przodu. Tym razem upilnował też ogon żeby nie robił mu więcej problemów, a całość zakończył spokojnym lądowaniem na cztery, lekko ugięte łapy.
Zadowolony z siebie odwrócił się w stronę Krwistego.
Chyba wyszło całkiem dobrze, nie? – odezwał się.
Nie wiedział czy adept ma w zanadrzu jeszcze jakieś ćwiczenia, ale jak na razie było w porządku. Młodzik już wiedział na czym polega skakanie i jedyne co mu pozostało to nieco to poćwiczyć w wolnym czasie.
autor: Rozpromieniony Kolec
24 sie 2017, 21:52
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 81720

Świetlik nie był już pisklęciem. No, biorąc pod uwagę jego rangę to był (jeszcze!), ale był już zdecydowanie starszy niż większość pisklaków, dlatego nie można było się dziwić, że nauki podstaw szły mu dobrze. Potrafił już odpowiednio kontrolować swoje niemałe ciało jak i w pełni rozumiał wszelkie polecenia, więc nie miał żadnych problemów z ich wykonywaniem. Gdyby to wszystko działo się kilka księżyców wcześniej to cała nauka zapewne wyglądałaby inaczej.
Po skończonym zadaniu znów skupił się na obserwowaniu swojego nauczyciela, który przedstawiał mu każde ćwiczenie i dokładnie opisywał co młodzik ma zrobić, więc warto było to wszystko zobaczyć i zapamiętać. Niebieskie ślepka obserwowały jak czerwonofutry wykonuje każdy skok po kolei – skoki do przodu czy w tył nie wydawały się być trudne, choć wizja skakania do tyłu, czyli w miejsce, którego się nie widzi mogła być nieco przerażająca. A skoki na bok? To było w sumie prawie to samo. Wszystko zależało od łap, których się używało.
Po poprzednim skoku wrócił do początkowej postawy, dlatego nie musiał ponownie jej przybierać. Jedynie dopilnował szczegółów – skrzydła nieco poprawił, tak samo ułożenie szyi jak i łba, kończąc na ogonie, który w międzyczasie mógł zbliżyć się niebezpiecznie blisko ziemi. I był gotowy do dalszej części.
Zaczął od skoku do przodu, bo ten wydawał mu się najprostszy ze wszystkich przedstawionych. Mocniej ugiął łapy w stawach, gotowy do kolejnego odbicia, lecz tym razem nie prostował wszystkich, a jedynie tylne, które miały wybić go do przodu. Chwilę po nich w ruch poszły także przednie, które sprawiły, że młodzik wyleciał jeszcze wyżej, a następnie wylądował na lekko ugiętych kończynach kawałek dalej.
Nie decydował się nawet ich prostować – pozostał w takiej pozycji w jakiej znajdował się po wylądowaniu i przygotował się do kolejnego skoku. Tym razem na odwrót – pierwsze były tylne łapy, do których miały dołączyć przednie. Tym razem w trakcie skoku dużą rolę odgrywał ogon, który pomagał młodzikowi utrzymywać równowagę, ale jednocześnie był największą przeszkodą – nie mógł zahaczyć o ziemię, ani w nią uderzyć przy lądowaniu, dlatego złotołuski był jeszcze bardziej ostrożny niż zazwyczaj. Starał się także nie wybijać zbyt mocno, ale nie robił też tego zbyt słabo – chciał po prostu wykonać zwyczajny, prosty skok, bez nadmiernego kombinowania.
Gdy ponownie znalazł się na ziemi musiał przejść do kolejnej części – skoki na bok. Zaczął od lewej strony, dlatego po ugięciu łap oraz przypilnowaniu skrzydeł i ogona, najpierw ruszyły się kończyny z prawej strony. Wyprostowały się, pozwalając młodzikowi odbić się od ziemi i ponownie znaleźć się w powietrzu. W sumie to było to zabawne uczucie – prawie jakby latał, ale też nie do końca. A biorąc pod uwagę całokształt – samo to, że młodzik potrafił latać, a nie zajmował się jeszcze skokiem było dość śmieszne. Wracając, będąc w górze ugiął wyprostowane wcześniej łapy, po czym na nich wylądował i nie czekając ponownie się odbił – tym razem przy pomocy lewych kończyn, co miało mu pozwolić na skok w prawo. Ogon balansował w powietrzu, sprawiając, że utrzymanie równowagi było dużo łatwiejsze, a duże cielsko Świetlika ponownie przeleciało kawałek nad ziemią, spokojnie lądując niedaleko po udanym skoku.
Tak, to było zdecydowanie proste i zdecydowanie prostsze niż to, co robił w trakcie nauki lotu. Wtedy bał się o własne życie, a teraz? Chyba tylko małe pisklę mogłoby mieć problem z czymś takim!
autor: Rozpromieniony Kolec
24 sie 2017, 21:11
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 81720

Kiwnął łbem, gdy usłyszał pisklęce imię adepta. Zdążył zauważyć, że wiele smoków przywiązywało się do swoich pierwszych imion i to właśnie tak mówiły na nich inne smoki. Ciekawe, że w przyszłości on także pozostanie Świetlikiem, podczas gdy będzie już dorosłym wojownikiem? Jeszcze się okaże.
Młodzik zauważył, że Ziemny nie zrzucił na niego obowiązku tłumaczenia do czego może przydać się skok i odpowiadania na inne pytania z tym związane. Jednocześnie nieco go to zdziwiło – bo w trakcie innych nauk starsi tego od niego wymagali – a z drugiej strony był całkiem zadowolony. Sam nie musiał jakoś bardzo się wysilać, a wiedza była ta sama, choć w sumie było to coś czego by się domyślił. W końcu to skok! A do czego skok się może przydać? Do tego żeby na coś wskoczyć albo coś przeskoczyć. Proste.
Bystre ślepia cały czas obserwowały sylwetkę starszego, co pozwoliło złotołuskiemu dostrzec cały "przebieg" skakania. Rady dotyczące postawy także mu pomogły, a jako że wysłuchał ich dokładnie i postarał się je zapamiętać, to jego zadanie było zdecydowanie ułatwione.
Postanowił przybrać odpowiednią postawę, dlatego wzorując się na Krwistym, łapy, które do tej pory miał wyprostowane lekko ugiął, jednak nie zbliżał się do ziemi jak przy skradaniu. Wszystko musiało być z umiarem! Następnie lekko je rozstawił, jednak nie przesadzał – w końcu musiał jakoś się odbić, a nie "rozjechać" się przy próbie odepchnięcia. Ogon nie był całkiem sztywny, a lekko napięty, cały czas pilnowany przez samczyka żeby nie stykał się z ziemią, ale nie był też uniesiony wysoko – ot na odpowiedniej wysokości, po prostu nie stanowił dla niego żadnej przeszkody. Skrzydła także musiały mieć w tym swoje miejsce, a dokładniej zostały przytulone do Świetlikowych boków i wygodnie ułożone, żeby nie utrudniały mu ruchów, ale też nie znalazły się przypadkiem w innym miejscu podczas skoku. Ostatni był łeb – Ognik nieco go pochylił, wzorując się na tym jak zrobił to Grzmot.
A potem... odbił się. Wszystkie cztery, krótkie łapy jednocześnie się wyprostowały, przy okazji odpychając się od ziemi, co sprawiło, że młodzik prawie natychmiast znalazł się w powietrzu. Nie trwało to długo bo mimo, że skok o dziwo już za pierwszym razem wyszedł całkiem dobry, młodzik już po chwili ponownie znalazł się na ziemi. Na szczęście pamiętał o radach starszego smoka i gdy tylko znalazł się w górze, natychmiast ugiął łapy, co pozwoliło mu miękko wylądować, bez żadnego ryzyka, że przypadkiem się uszkodzi.
Powrócił do postawy początkowej, a uśmiech na jego pyszczku nieco się poszerzył. Pierwsze zadanie zaliczone, co będzie kolejne?
autor: Rozpromieniony Kolec
24 sie 2017, 20:47
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 81720

Błękitne ślepia dostrzegły nadlatującego, czerwonofutrego smoka. Świetlik natychmiast poderwał się na równe łapy, a jego ogon wesoło kiwał się na boki. Zazwyczaj nie chciało mu się wyłazić z ciepłej groty i męczyć się robiąc cokolwiek, ale tym razem musiał zrobić wyjątek – w końcu dopóki nie nauczy się skakać, nie nauczy się tez walczyć. A to odwleka w czasie jego awans do kolejnej rangi.
Skinął głową do Ziemnistego, gdy ten wylądował.
Tak, to ja. Cześć! – odezwał się do niego – A ty jesteś Krwisty Kolec, prawda? I tak, jestem już przygotowany na naukę!
Ogon wciąż wesoło kołysał się na boki, pokazując zniecierpliwienie samczyka. Chciał już zacząć i nauczyć się tego co potrzeba, w końcu tak długo czekał na jakąś okazję. Teraz musiał ją wykorzystać!
autor: Rozpromieniony Kolec
24 sie 2017, 17:00
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Prastare Drzewo
Odpowiedzi: 584
Odsłony: 81720

Świetlik w końcu zdecydował wziąć się za siebie i zaczął nadrabiać nauki. Jako, że był umówiony na jedną z pewnym adeptem pochodzącym ze stada Ziemi, to musiał znaleźć odpowiednie miejsce w którym ta nauka mogłaby się odbyć. I w ten sposób znalazł się przy Prastarym Drzewie.
Skok nie wydawał mu się nigdy niczym trudnym, ale mimo wszystko potrzebował kogoś kto pomoże mu się z tym uporać. Znalezienie nauczyciela nigdy nie było niczym łatwym, ale jednak młodemu się poszczęściło i jedyne co mu pozostało to czekać na przybycie czerwonofutrego. Dlatego wesołym krokiem podreptał naokoło drzewa, oglądając dokładnie miejsce do którego dotarł i jak uznał, że wygląda na odpowiednie, usiadł i owinął przednie łapy ogonem, czekając.

Wyszukiwanie zaawansowane