// k, przysięgłabym, że minęły dopiero dwa dni, kiedy to się stało
Rozmyślała czasem nad tym jak miło byłoby wznieść się w powietrze, przyjrzeć się z bliska środowisku, którym władały ptaki i owady, przyczyna jej zjawienia się na ladzie. Przyglądała im się czasem, jak krążą na niebie i zastanawiała czy korzystanie ze skrzydeł było rzeczywiście tak trudne, jak opowiadali jej rodzice. Bez stałego gruntu pod łapami nie dało się w żaden sposób wybić, a wyskakiwanie ponad taflę z rozpędu zapewniało zdecydowanie zbyt krótką możliwość, na porządne zamachnięcie skrzydłami. Może robiła to źle, a może tacy jak ona po prostu nie byli przeznaczeni do powietrznych aktywności.
Tym bardziej stwierdzenie że latania wymaga wszystkich mięśni, wydało jej się dziwnie przykre, jak gdyby potwierdzało, że Lykke nigdy nie wzniesie się w powietrze.
Brzydzi go Woda? Zapytała samą siebie, przekierowując myśli z powrotem na samczyka.
To z pewnością nieprzyjemne, kiedy przeciętnie sterczące futro zmoczy się i zacznie, ciężkie, przylegać do skóry, ale to chyba nie wystarczający powód by odczuwać wobec Wody jakiś wstręt!
Słuchając dalej jego wyjaśnienia, oraz późniejszego pytania, przekrzywiła łeb, tak by móc spojrzeć w taflę. Woda tutaj nie była zła, ale z pewnością daleko było jej do czystości jaką prezentowały Głębiny. W podpowierzchniowej przestrzeni unosiły się różne organizmy, ale nigdy nie postrzegała ich jako brudne i teraz zaczęła się zastanawiać, czy jej światopogląd nie był zawężony, ponieważ tam się wykluła.
Czy powinno jej się zrobić źle, skoro tutejsze smoki wyrzucały strawione resztki na stałą powierzchnię, mogąc je zakopać, a morscy poniekąd pływali we własnych fekaliach?
Z drugiej strony przestrzeń ponad taflą była jej jeszcze mniej znana, niż procesy pod Wodą, a powietrze tutaj, choć zupełnie inne od wodnych cząsteczek, również otaczało smoki, wlatywało do ich nozdrzy, uszu i jamy ustnej, ze wszystkim co się w nim znajdywało, tyle że mniej widocznym.
–Są tutaj smoki, które się izolują?– zapytała w pierwszym, ciekawskim odruchu, znów kierując myśli na inny temat. Skoro smok zasugerował taką opcję, mogło to oznaczać, że spotkał się z lądowymi, celowo odcinającymi się od społeczności i tutejszych więzi?
–Ja w każdym razie bardzo chciałabym bardziej związać się z waszą społecznością. Urodziłam się w miejscu, które moi krewni zwą Głębinami, a to daleko stąd, zarówno w pionie i w poziomie– wypuściła powietrze, jakby za nimi wzdychała, ale w rzeczywistości, starała się nie zahaczać myślami o Społeczność, żeby się nimi nie zamartwiać. Odrębnie od rozmyślań, czuła potrzebę wyjawienia Tiernanowi nieco swojej historii –Ciężko tam wrócić, szczególnie samotnie, więc zatrzymałam się tutaj. Kiedy już się dostosuję, zdobędę rangę i poznam lepiej podbarierowe stada, łatwiej przyjdzie mi określać "was" jako "nas"– Właściwie nie tyle zależało jej na aklimatyzacji, z którą według własnego osądu, radziła sobie całkiem nieźle, co utrzymaniu wspomnienia o przynależności do głębinowej rodziny, nim nie znajdzie sposobu, żeby wyryć ich sobie w pamięci.
–Aaaa, wybacz że do tego wracam, ale co masz na myśli, mówiąc że brzydzi cie woda? Dlaczego? Czy bardziej... w jakim sensie?
Ja prawda, nie radzę sobie na lądzie, w dodatku jest bardzo nieprzyjemny dla łap, bo zbyt twardy, ale nic mnie w nim bezpośrednio nie brzydzi– może niepotrzebnie uczepiła się tego słowa. Nie chciała brzmieć na obrażoną, dlatego że samczyk źle określił jej żywioł, ale nie mogła powstrzymać ciekawości, skąd wzięła się u niego ta niechęć. Na ile geny mogły wpływać na preferencje?
Podobało jej się, że w międzyczasie Tiernan tyle razy się uśmiechał. Nie odwzajemniała tego, ale za każdym razem, kiedy dostrzegała u niego podobny gest, zawieszała spojrzenie na kącikach jego warg i odrobinkę, niemal niezauważalnie przechylała głowę.
Znaleziono 21 wyników
- 12 sie 2017, 15:49
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Źródło rzeki
- Odpowiedzi: 453
- Odsłony: 72228
- 12 sie 2017, 12:31
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Jezioro
- Odpowiedzi: 938
- Odsłony: 148640
Nie wystarczyło jej przyglądanie się z boku, ponieważ skrzydła zasłaniały ruch bioder, więc gdy oceniła wysokość ogona, który samczyk nieszczególnie uniósł, powoli zanurzyła łeb. Nie ostrzegła go w żaden sposób, że zamierza to zrobić, choć odchyliła szyję na bok, by przez przypadek nie trącić ucznia. Szybko odnalazła drobne łapki samczyka i poświęciła parę uderzeń serca na obserwowanie ich ruchu, możliwe że trochę zaburzonego, jeśli młody zdołał się spłoszyć. Nie była w stanie określić czy dobrze sobie radzi opanowując swój strach przed żywiołem, ponieważ dotąd nie miała styczności z koniecznością działania wbrew swojemu instynktowi.
W końcu wynurzyła głowę i spojrzała łagodnie na smoka. Dopiero teraz zorientowała się, że nie wie jak się nazywa –Oczywiście. Kiedy płyniesz przed siebie, łatwiej jest utrzymać się na powierzchni, dlatego możesz spróbować mnie okrążyć. Nie jest to trudne, wygięcie ogona – swoją drogą unieś go, kiedy już popłyniesz – czy reszty ciała, powinno być dla ciebie intuicyjne– nie wiedziała na jakich częściach się skupić, bo nigdy nie tłumaczyła, oczywistych dla siebie czynności. Liczyła że samczyk sam dojdzie do najważniejszych wniosków.
–W razie czego nigdzie się nie ruszam i możesz się mnie złapać albo ja do ciebie podpłynę– zapewniła. Uznała nagle, że posiadanie młodszego brata byłoby cudowne –Zanim puścisz, powiesz mi tylko, jak masz na imię? Ja jestem Lykke– nie uśmiechnęła się, a jej ton nie złagodniał w żaden szczególny sposób, ale przedstawiając się mu, poczuła w sercu przyjemne ciepło.
W końcu wynurzyła głowę i spojrzała łagodnie na smoka. Dopiero teraz zorientowała się, że nie wie jak się nazywa –Oczywiście. Kiedy płyniesz przed siebie, łatwiej jest utrzymać się na powierzchni, dlatego możesz spróbować mnie okrążyć. Nie jest to trudne, wygięcie ogona – swoją drogą unieś go, kiedy już popłyniesz – czy reszty ciała, powinno być dla ciebie intuicyjne– nie wiedziała na jakich częściach się skupić, bo nigdy nie tłumaczyła, oczywistych dla siebie czynności. Liczyła że samczyk sam dojdzie do najważniejszych wniosków.
–W razie czego nigdzie się nie ruszam i możesz się mnie złapać albo ja do ciebie podpłynę– zapewniła. Uznała nagle, że posiadanie młodszego brata byłoby cudowne –Zanim puścisz, powiesz mi tylko, jak masz na imię? Ja jestem Lykke– nie uśmiechnęła się, a jej ton nie złagodniał w żaden szczególny sposób, ale przedstawiając się mu, poczuła w sercu przyjemne ciepło.
- 12 sie 2017, 12:10
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Grota pod Skałą
- Odpowiedzi: 671
- Odsłony: 78364
// ja pierniczę miesiąąąąc..... nie nadaję się na to q____q'
he yol, wybaczcie, że się wam ryję w wątek, myślę że już będziemy finalizować dawną myśl, więc wam długo nie poprzeszkadzamy xD
Magia upuściła gryfa, na co ten nieszczególnie zareagował. Był zbyt słaby by choćby poprawić swoją pozycję, która w normalnych warunkach przyprawiałaby go o straszny dyskomfort. Całkiem możliwe, że Płacz zastał go w jego ostatnich chwilach, lub być może gwałtowna ingerencja była jedynym czego potrzebowało zwierzę by wydać swoje ostatnie tchnienie. Przy jakości jego reakcji trudno było stwierdzić, czy nastąpiło to już jakiś czas temu, czy dopiero nadejdzie.
Dzielny obrońca prawdopodobnego truchła nawet nie zbliżył się do samca, który z pełną gracją uskoczył przed jego dziobem i pazurami. Oszalałe z rozpaczy pisklę nie wiedziało już co czynić. Mogłoby dalej próbować odpędzić intruza, ale przy tym ryzykowałoby swoim życiem, od którego przecież zależało dobro jego rodzica. Smok nie był w stanie określić czy to rzeczywiście rozsądek przemawiał przez młode, czy może strach zdjął ue na tyle, że nie było już w stanie zaatakować. Wylądowawszy skręciło gwałtownie w stronę szczeliny i zsunęło się do niej, żeby ułożyć się w pobliżu ciemnego brzucha. Tam zjeżyło się i warczało i piszczało na przemian.
he yol, wybaczcie, że się wam ryję w wątek, myślę że już będziemy finalizować dawną myśl, więc wam długo nie poprzeszkadzamy xD
Magia upuściła gryfa, na co ten nieszczególnie zareagował. Był zbyt słaby by choćby poprawić swoją pozycję, która w normalnych warunkach przyprawiałaby go o straszny dyskomfort. Całkiem możliwe, że Płacz zastał go w jego ostatnich chwilach, lub być może gwałtowna ingerencja była jedynym czego potrzebowało zwierzę by wydać swoje ostatnie tchnienie. Przy jakości jego reakcji trudno było stwierdzić, czy nastąpiło to już jakiś czas temu, czy dopiero nadejdzie.
Dzielny obrońca prawdopodobnego truchła nawet nie zbliżył się do samca, który z pełną gracją uskoczył przed jego dziobem i pazurami. Oszalałe z rozpaczy pisklę nie wiedziało już co czynić. Mogłoby dalej próbować odpędzić intruza, ale przy tym ryzykowałoby swoim życiem, od którego przecież zależało dobro jego rodzica. Smok nie był w stanie określić czy to rzeczywiście rozsądek przemawiał przez młode, czy może strach zdjął ue na tyle, że nie było już w stanie zaatakować. Wylądowawszy skręciło gwałtownie w stronę szczeliny i zsunęło się do niej, żeby ułożyć się w pobliżu ciemnego brzucha. Tam zjeżyło się i warczało i piszczało na przemian.
- 08 sie 2017, 14:08
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Rzeka
- Odpowiedzi: 710
- Odsłony: 104537
Lykke powoli zgięła tylne łapy i wyjątkowo niezgrabnie pacnęła zadem o grunt. Było to dalekie od wyczynu jakiego dopuściła się jej młoda towarzyszka, rzecz jasna niecelowo, ale gdyby morska zmuszona była do wspinaczki, zapewne w podobny sposób wróciłaby na ziemię.
Czując się wyjątkowo dziwnie, że tak góruje nad rozmówczynią, po chwili analizy, której się na niej dopuściła, szurnęła przednimi łapami, odpychając tylną część ciała, aż ta wyciągnęła się i zetknęła brzuchem z lądową trawą. Zmienianie pozycji na powierzchni wymagało od niej niespodziewaną ilość wysiłku.
–Potwór Morskości? Sugerujesz, że już wcześniej widziałaś smoka z wielką kulą zamiast głowy?– osobiście nie miała styczności z podobnym stworzeniem, ale któż wie co za dziwadła zamieszkiwały Wodę przy lądowych brzegach? Najprawdopodobniej była to jedynie pisklęca wyobraźnia, ale Lykke nie zamierzała szybko dyskryminować młodzieńczych spostrzeżeń. Cokolwiek mówiła, nie brzmiała może śmiertelnie poważnie, ale też nie lekceważąco. Właściwie trudno było określić jak dokładnie mówiła.
–Nie miałam dotąd okazji spróbować pisklęcia, ale myślę że dopóki starczy jedzenia w wodzie i na lądzie, nie będę do tego zmuszona– rozwinęła nieco ponad potrzebę, patrząc prosto w ślepka Feridy.
–Poza tym to trochę nielegalne prawda?– nie żeby jej moralność była niewystarczająca, ale lepszy smok przestrzegający zasad, niż podążający za własnym sumieniem.
W każdym razie to nie z własnymi myślami miała rozmawiać, a z Feridą.
–Swoją drogą cóż to takiego?– skinęła głową na tajemniczy, ewidentnie nienaturalnego pochodzenia przedmiot, który wcześniej wypadł samiczce.
Czując się wyjątkowo dziwnie, że tak góruje nad rozmówczynią, po chwili analizy, której się na niej dopuściła, szurnęła przednimi łapami, odpychając tylną część ciała, aż ta wyciągnęła się i zetknęła brzuchem z lądową trawą. Zmienianie pozycji na powierzchni wymagało od niej niespodziewaną ilość wysiłku.
–Potwór Morskości? Sugerujesz, że już wcześniej widziałaś smoka z wielką kulą zamiast głowy?– osobiście nie miała styczności z podobnym stworzeniem, ale któż wie co za dziwadła zamieszkiwały Wodę przy lądowych brzegach? Najprawdopodobniej była to jedynie pisklęca wyobraźnia, ale Lykke nie zamierzała szybko dyskryminować młodzieńczych spostrzeżeń. Cokolwiek mówiła, nie brzmiała może śmiertelnie poważnie, ale też nie lekceważąco. Właściwie trudno było określić jak dokładnie mówiła.
–Nie miałam dotąd okazji spróbować pisklęcia, ale myślę że dopóki starczy jedzenia w wodzie i na lądzie, nie będę do tego zmuszona– rozwinęła nieco ponad potrzebę, patrząc prosto w ślepka Feridy.
–Poza tym to trochę nielegalne prawda?– nie żeby jej moralność była niewystarczająca, ale lepszy smok przestrzegający zasad, niż podążający za własnym sumieniem.
W każdym razie to nie z własnymi myślami miała rozmawiać, a z Feridą.
–Swoją drogą cóż to takiego?– skinęła głową na tajemniczy, ewidentnie nienaturalnego pochodzenia przedmiot, który wcześniej wypadł samiczce.
- 08 sie 2017, 13:28
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Błękitna Rzeczka
- Odpowiedzi: 771
- Odsłony: 95952
podziwiam wszystkie techniczne nauki, mam nadzieję, że nigdy nie przyjdzie mi takiej prowadzić bo umrę xD
Intuicyjne zapamiętanie przedziału czasowego nie było trudne. Była w stanie wyczuć odstępy między poszczególnymi czynnościami, choć nigdy nie uznawała tego za szczególnie przydatne, bowiem w głębinach posługiwano się innymi miernikami. Skoro jednak lądowi woleli polegać na intuicji i wewnętrznym zegarze, postanowiła się do tego dostosować. Po prostu kilkanaście razy siądzie i poobserwuje wędrówkę świetlistej kuli, aż pojęcie wspomnianej "godziny" stanie się dla niej zupełnie oczywiste.
Na kolejne, techniczne wytłumaczenia, kiwała co jakiś czas łbem, wyobrażając sobie poszczególne czynności parzenia, ucierania, czy suszenia ziół, poprzez oddzielanie ich od źródła wilgoci. Z niejakim zaskoczeniem przyjęła przywołanie samego naczynia, bowiem choć praktyczne wykorzystanie magii nie było jej obce, w Wodzie rzadko posługiwano się nią by przemieszczać, bądź formować przedmioty. To drugie z pewnością nie było trudne, jeżeli włożyło się w to trochę zaangażowania, za to sam sposób przywołania niewidzianego przedmiotu wydał jej się zagadkowy. Czyżby fakt, że został stworzony przez Konsyliarza, lub leżał w miejscu w którym pamiętał, że go zostawił, umożliwiał zdalne poruszenie go?
Zanotowała w głowie to spostrzeżenie, ale nie zamierzała jeszcze rozwijać tego wątku.
Rzeczywiście trochę pospieszyła się z dopytaniem o możliwe przedawkowanie, bowiem nauczyciel z pewnością pokaże jej w jaki sposób dobiera dane składniki oraz porcjuje je, zależnie od przypadłości danego smoka. Czym dłużej tu była, z tym większą satysfakcją stwierdzała, że smoki z własnej woli tłumaczyły wiele rzeczy, nie tak jak w Głębinach, gdzie o wszystko należało dopytać, inaczej temat zostałby potraktowany po łebkach.
Następnie nadeszła kolejna część teorii, podobnie jak pierwsza, składająca się z przedstawienia iluzyjnych roślin oraz określenia co w nich należy zebrać. Ta rzecz nie była trudna, a niewiadomych, z racji pewności, że Konsyliarz najważniejsze wątki jeszcze poruszy, było znacznie mniej. Podziwiała, że potrafił w tak składny sposób wyjaśnić wszystko czego potrzebowała, nie brzmiąc na znudzonego, czy szczególnie wyczerpanego. Naturalnie jego fizyczność mogła sprawić mu parę problemów, jak suchość w pysku, czy potrzeba uspokojenia płuc, ale to nic co odbierałoby ciemnołuskiemu profesjonalizmu.
–W takim razie zdarzyło się kiedyś, że smok umarł przez nadmiar chmielu? A czy to możliwe, żeby standardowa dawka, na przykład czterech, również kogoś zabiła, ponieważ miał nieco słabszy organizm?– nie mogąc się powstrzymać zapytała w uczynionej przez niego przerwie i zmrużyła nieco ślepia. Trudno jej było pojąć, że smoki mogły paść od czegoś tak niewielkiego. Wiedziała czym były trucizny i znała miejsca, których należało się wystrzegać w Głębinach, ale nigdy nie przypisałaby tej łagodnie wyglądającej roślince takich właściwości. Dobrze, że dotąd zachowała ostrożność i nie jadła niczego, czego nazwy nie znała.
Słuchając dalej, tak jak się spodziewał, zainteresowała ją obca substancja, którą nazwał, ale jej pochodzenia ani wyglądu nie określił. Z tym jednak postanowiła poczekać, przypominając sobie, że najprawdopodobniej tak jak wcześniej, nauczyciel pozwoli jej zadać swoje pytania na samym końcu.
Tym lepiej bo dalej w jego wypowiedzi miód pojawił się po raz kolejny, tym razem określony nie jako wzmacniacz leku, ale sam atut smakowy. Chętnie wybrałaby się już teraz by znaleźć po kolei wszystko o czym wspomniał, ale wiedziała, że jeszcze długa droga, lub raczej, dużo siedzenia i słuchania przed nią.
Przechyliła łeb, nie do końca pewna co sugerował dziwny uśmieszek, jakim skwitował wspomnienie o łagodzeniu gorzkości wywaru. Może wykrzywił pysk w odruchu, bowiem tak fascynował go smak miodu, czy "jakiegoś soku"?
–Tak, znów kilka pytań– stwierdziła żywo, kiedy skończył i znów uniosła łapę, żeby nierówno wyliczyć swoje wątpliwości –Po pierwsze jak wygląda miód oraz gdzie i jak się go pozyskuje? Poza tym co to jest sok? Jest ich wiele rodzajów, skoro nie wymieniłeś żadnego konkretnego?– uniosła jeden i drugi szpon, wpatrując się w nie przez parę uderzeń serca, jakby od tego zależało o czym jeszcze sobie przypomni –Nerwica to choroba, ale lęki i koszmary nocne? Dlaczego melisa ma wpływać na takie coś? W sensie, czy to nie jest manipulowanie umysłem smoka? Czy nadmiar melisy może go otępić albo sprawić, że w ogóle nie będzie miał snów?– zapewne żaden lek nie był dobry po przedawkowaniu, ale Konsyliarz nie wspomniał o szczególnych przeciwwskazaniach przy ziele, które akurat jej wydało się wyjątkowo niebezpieczne. Co by nie rzec, roślina miała zapewnić pacjentowi sztuczny spokój.
–Właśnie!– odrzuciła łapę rozpościerając palce i odstawiła ją na ziemi –Czy można uzależnić się od ziół? Takich jak melisa albo innych uspokajaczy?– No i czy jako uzdrowiciel była narażona na coś podobnego? Nie bała się tego, ani nawet nie zakładała w najmniejszym stopniu, żeby w tej kwestii praca medyka była niebezpieczna, ale lubiła się upewniać.
–Dojdziemy do tego skąd biorą się choroby i jak im zapobiegać prawda?– jakie mogły być jeszcze terytoria poza lasami i równinami? Nie wiedziała ile nauki było jeszcze przed nią, ale wyglądało na to, że najciekawsze samiec zamierzał zostawić dopiero na koniec.
Nim zupełnie zamilkła, jej wzrok skręcił jeszcze raz na przywołaną podczas tłumaczeń miseczkę. Wskazała na nią szponem.
–W jakiś sposób nakazałeś przybyć przedmiotowi, którego nie widziałeś?
Intuicyjne zapamiętanie przedziału czasowego nie było trudne. Była w stanie wyczuć odstępy między poszczególnymi czynnościami, choć nigdy nie uznawała tego za szczególnie przydatne, bowiem w głębinach posługiwano się innymi miernikami. Skoro jednak lądowi woleli polegać na intuicji i wewnętrznym zegarze, postanowiła się do tego dostosować. Po prostu kilkanaście razy siądzie i poobserwuje wędrówkę świetlistej kuli, aż pojęcie wspomnianej "godziny" stanie się dla niej zupełnie oczywiste.
Na kolejne, techniczne wytłumaczenia, kiwała co jakiś czas łbem, wyobrażając sobie poszczególne czynności parzenia, ucierania, czy suszenia ziół, poprzez oddzielanie ich od źródła wilgoci. Z niejakim zaskoczeniem przyjęła przywołanie samego naczynia, bowiem choć praktyczne wykorzystanie magii nie było jej obce, w Wodzie rzadko posługiwano się nią by przemieszczać, bądź formować przedmioty. To drugie z pewnością nie było trudne, jeżeli włożyło się w to trochę zaangażowania, za to sam sposób przywołania niewidzianego przedmiotu wydał jej się zagadkowy. Czyżby fakt, że został stworzony przez Konsyliarza, lub leżał w miejscu w którym pamiętał, że go zostawił, umożliwiał zdalne poruszenie go?
Zanotowała w głowie to spostrzeżenie, ale nie zamierzała jeszcze rozwijać tego wątku.
Rzeczywiście trochę pospieszyła się z dopytaniem o możliwe przedawkowanie, bowiem nauczyciel z pewnością pokaże jej w jaki sposób dobiera dane składniki oraz porcjuje je, zależnie od przypadłości danego smoka. Czym dłużej tu była, z tym większą satysfakcją stwierdzała, że smoki z własnej woli tłumaczyły wiele rzeczy, nie tak jak w Głębinach, gdzie o wszystko należało dopytać, inaczej temat zostałby potraktowany po łebkach.
Następnie nadeszła kolejna część teorii, podobnie jak pierwsza, składająca się z przedstawienia iluzyjnych roślin oraz określenia co w nich należy zebrać. Ta rzecz nie była trudna, a niewiadomych, z racji pewności, że Konsyliarz najważniejsze wątki jeszcze poruszy, było znacznie mniej. Podziwiała, że potrafił w tak składny sposób wyjaśnić wszystko czego potrzebowała, nie brzmiąc na znudzonego, czy szczególnie wyczerpanego. Naturalnie jego fizyczność mogła sprawić mu parę problemów, jak suchość w pysku, czy potrzeba uspokojenia płuc, ale to nic co odbierałoby ciemnołuskiemu profesjonalizmu.
–W takim razie zdarzyło się kiedyś, że smok umarł przez nadmiar chmielu? A czy to możliwe, żeby standardowa dawka, na przykład czterech, również kogoś zabiła, ponieważ miał nieco słabszy organizm?– nie mogąc się powstrzymać zapytała w uczynionej przez niego przerwie i zmrużyła nieco ślepia. Trudno jej było pojąć, że smoki mogły paść od czegoś tak niewielkiego. Wiedziała czym były trucizny i znała miejsca, których należało się wystrzegać w Głębinach, ale nigdy nie przypisałaby tej łagodnie wyglądającej roślince takich właściwości. Dobrze, że dotąd zachowała ostrożność i nie jadła niczego, czego nazwy nie znała.
Słuchając dalej, tak jak się spodziewał, zainteresowała ją obca substancja, którą nazwał, ale jej pochodzenia ani wyglądu nie określił. Z tym jednak postanowiła poczekać, przypominając sobie, że najprawdopodobniej tak jak wcześniej, nauczyciel pozwoli jej zadać swoje pytania na samym końcu.
Tym lepiej bo dalej w jego wypowiedzi miód pojawił się po raz kolejny, tym razem określony nie jako wzmacniacz leku, ale sam atut smakowy. Chętnie wybrałaby się już teraz by znaleźć po kolei wszystko o czym wspomniał, ale wiedziała, że jeszcze długa droga, lub raczej, dużo siedzenia i słuchania przed nią.
Przechyliła łeb, nie do końca pewna co sugerował dziwny uśmieszek, jakim skwitował wspomnienie o łagodzeniu gorzkości wywaru. Może wykrzywił pysk w odruchu, bowiem tak fascynował go smak miodu, czy "jakiegoś soku"?
–Tak, znów kilka pytań– stwierdziła żywo, kiedy skończył i znów uniosła łapę, żeby nierówno wyliczyć swoje wątpliwości –Po pierwsze jak wygląda miód oraz gdzie i jak się go pozyskuje? Poza tym co to jest sok? Jest ich wiele rodzajów, skoro nie wymieniłeś żadnego konkretnego?– uniosła jeden i drugi szpon, wpatrując się w nie przez parę uderzeń serca, jakby od tego zależało o czym jeszcze sobie przypomni –Nerwica to choroba, ale lęki i koszmary nocne? Dlaczego melisa ma wpływać na takie coś? W sensie, czy to nie jest manipulowanie umysłem smoka? Czy nadmiar melisy może go otępić albo sprawić, że w ogóle nie będzie miał snów?– zapewne żaden lek nie był dobry po przedawkowaniu, ale Konsyliarz nie wspomniał o szczególnych przeciwwskazaniach przy ziele, które akurat jej wydało się wyjątkowo niebezpieczne. Co by nie rzec, roślina miała zapewnić pacjentowi sztuczny spokój.
–Właśnie!– odrzuciła łapę rozpościerając palce i odstawiła ją na ziemi –Czy można uzależnić się od ziół? Takich jak melisa albo innych uspokajaczy?– No i czy jako uzdrowiciel była narażona na coś podobnego? Nie bała się tego, ani nawet nie zakładała w najmniejszym stopniu, żeby w tej kwestii praca medyka była niebezpieczna, ale lubiła się upewniać.
–Dojdziemy do tego skąd biorą się choroby i jak im zapobiegać prawda?– jakie mogły być jeszcze terytoria poza lasami i równinami? Nie wiedziała ile nauki było jeszcze przed nią, ale wyglądało na to, że najciekawsze samiec zamierzał zostawić dopiero na koniec.
Nim zupełnie zamilkła, jej wzrok skręcił jeszcze raz na przywołaną podczas tłumaczeń miseczkę. Wskazała na nią szponem.
–W jakiś sposób nakazałeś przybyć przedmiotowi, którego nie widziałeś?
- 01 sie 2017, 13:18
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Błękitna Rzeczka
- Odpowiedzi: 771
- Odsłony: 95952
Nie spodziewała się by ktokolwiek mógł winić uzdrowiciela za wykonywanie swoich obowiązków, choć po chwili zastanowienia uznała, że była w stanie zrozumieć taką postawę. Każdy musiał inaczej interpretować "wierność stadu", jeśli ta nie została dokładnie określona. Przywołanie patrona niespecjalnie ją przekonywało, bo choć zdawała sobie sprawę, że w ideologii tubylców może być on ważny, nie miała jeszcze styczności z bożkiem, a nie uważała by miał bezpośredni związek z leczeniem. Mogła się mylić, to prawda, dlatego nie zamierzała tego zostawić, nawet jeśli zdawała sobie sprawę, że większości będzie musiała dowiedzieć się sama, ze Świątyni. Obecnie jednak nie zamierzała robić tego dla niego, a swojej rodziny, którą stały się teraz wszystkie lądowe smoki, w tym dziwnym, magicznym kręgu.
Smoczyca kiwnęła łbem, a potem zerknęła na rzeczony Cień. Konsyliarz w dość krótki, ale treściwy sposób wyjaśnił jego istotę, przy okazji podając osobę, którą w przypływie ciekawości będzie mogła wypytać o więcej. Bardzo dobrze, bo choć mogłaby zainteresować się tym teraz, na przykład jak dokładnie zawiera się więzi, niegrzecznie byłoby wytrącać ciemnołuskiego ze skupienia na temacie przez który się tu spotkali.
Leczenie przez nakładanie łap okazało się niewystarczające, tak jak zresztą podejrzewała, choć jej krewni nie znali wielu pomocnych roślin pokrywających dno, stąd nie dało się nic z tym zrobić. Ślepia samiczki aż błysnęły z podekscytowania, gdy dotarło do niej jak wielu nowych gatunków będzie musiała się nauczyć oraz samodzielnie zebrać. Wymagało to przyzwyczajenia się do Lądu na tyle, by potrafiła biegać i latać, co ułatwiłoby jej wszelkie poszukiwania. To jednak załatwi nieco później.
Zakaz przemieszczania się po terenach sąsiedniego stada wydawał jej się oczywiste, bo wiedziała już czym były granice oraz podział interesów pod barierą. Gdyby zboczyła z wodnych ziem, czego się nie spodziewała, z pewnością nie byłoby to umyślne, choćby nawet lokalnie lasy, przechodziły kryzys obfitości.
Następnie zaczęły się iluzje. Smoczyca przestała skupiać się na pysku rozmówcy i uważnie obserwowała jego twory, zapamiętując każdy ich szczegół tak, że gdyby potrafiła rysować, odtworzyłaby całość z pamięci. Na szczęście miała jeszcze maddarę, którą w razie kryzysu poznawczego mogła wykorzystać. W końcu w dziczy rośliny nie będą tak łatwe do wypatrzenia, no i nie zawsze będą miały podobny kształt, czy kolor, czego dowiedziała się już od Złocistego.
W samczym opisie pojawiło się wiele niejasności, dotyczących samego wykorzystania ziół oraz ich przyrządzania, ale nie wtrącała się od razu, a zapamiętywała każdy pytajnik, w międzyczasie kiwając łbem ze zrozumieniem.
Gdy skończył, tak jak oboje się spodziewali, nastał czas na pytania
–Mam. Kilka. Wybacz jeśli niektóre będą głupie, ale wiem bardzo mało na temat jakichkolwiek czynności, jakie tu praktykujecie, no i nie znam samych chorób. W Społeczności rzadko je nazywaliśmy, jeśli już się nam przytrafiały, wspomagaliśmy organizm samą magią, żeby spróbował poradzić sobie sam, czego skutki bywały różne– wiedziała, że jej nauczyciel nie będzie miał problemu z wyjaśnieniem ważnych kwestii, a i ona nigdy nie wstydziła się pytać, ale lubiła dodatkowo nakreślać sytuację, żeby rozmówcy byli w pełni świadomi swoich intencji.
Rozsiadła się wygodniej, aby mogła unieść lewą łapę i wystawiła ku górze jeden z trzech szponów –Po pierwsze, skąd wiem, że smok krwawi wewnętrznie? Czy są przypadki w których jest to nieoczywiste? Bo kiedy ktoś kogoś, przypuśćmy dźgnie, to rana jest głęboka i wtedy to jest jasne, ale czy zdarza się, że w środku coś po prostu pęknie i z zewnątrz tego nie widać?– Przerwała na moment, wyczekując jego odpowiedzi, a potem uniosła drugi szpon –Jak rozpoznaje się nerwicę, czy czarny kaszel? Poza tym, wspominasz o tym dość często, jak właściwie przyrządza się wywar i co to znaczy?– W Głębinach, jak idzie się domyślić, nikt nie korzystał z naczyń, podgrzewania wody, czy jej schładzania, a już tym bardziej nie w celu zmienienia konsystencji jakichś składników.
–A przy dziurawcu, skąd mam wiedzieć, która dawka jest wystarczająca, a która nie?– ciągnęła, nie spuszczając wzroku ze ślepi dorosłego.
–Jak właściwie działają te wszystkie rośliny? Smok spożywa je i one wpływają aż tak silnie na organizm? Powierzchniowe zioła są niesamowite!– wtrąciła, dokładnie w chwili, w której zdecydowała się na kolejne pytanie. Nadeszło, gdy po paru uderzeniach serca nieco uspokoiła swój entuzjazm. Uniosła trzeci szpon, nieco nieadekwatnie do ilość pytań, które już zadała –Co to znaczy suszyć, czy gotować i jak się to robi? Przy topoli tak samo, skąd wiem, kiedy pacjent nie przedawkuje? Mięta zaś... wystarczy utrzeć zwykłe liście i będzie olejek tak?– zacisnęła palce z powrotem i po chwili milczenia, kiedy to analizowała niewiadome w swojej głowie, odstawiła łapę.
–Odczekać godzinę? To znaczy ile? Bo poza tym.. hmm... to chyba wszystko–
Smoczyca kiwnęła łbem, a potem zerknęła na rzeczony Cień. Konsyliarz w dość krótki, ale treściwy sposób wyjaśnił jego istotę, przy okazji podając osobę, którą w przypływie ciekawości będzie mogła wypytać o więcej. Bardzo dobrze, bo choć mogłaby zainteresować się tym teraz, na przykład jak dokładnie zawiera się więzi, niegrzecznie byłoby wytrącać ciemnołuskiego ze skupienia na temacie przez który się tu spotkali.
Leczenie przez nakładanie łap okazało się niewystarczające, tak jak zresztą podejrzewała, choć jej krewni nie znali wielu pomocnych roślin pokrywających dno, stąd nie dało się nic z tym zrobić. Ślepia samiczki aż błysnęły z podekscytowania, gdy dotarło do niej jak wielu nowych gatunków będzie musiała się nauczyć oraz samodzielnie zebrać. Wymagało to przyzwyczajenia się do Lądu na tyle, by potrafiła biegać i latać, co ułatwiłoby jej wszelkie poszukiwania. To jednak załatwi nieco później.
Zakaz przemieszczania się po terenach sąsiedniego stada wydawał jej się oczywiste, bo wiedziała już czym były granice oraz podział interesów pod barierą. Gdyby zboczyła z wodnych ziem, czego się nie spodziewała, z pewnością nie byłoby to umyślne, choćby nawet lokalnie lasy, przechodziły kryzys obfitości.
Następnie zaczęły się iluzje. Smoczyca przestała skupiać się na pysku rozmówcy i uważnie obserwowała jego twory, zapamiętując każdy ich szczegół tak, że gdyby potrafiła rysować, odtworzyłaby całość z pamięci. Na szczęście miała jeszcze maddarę, którą w razie kryzysu poznawczego mogła wykorzystać. W końcu w dziczy rośliny nie będą tak łatwe do wypatrzenia, no i nie zawsze będą miały podobny kształt, czy kolor, czego dowiedziała się już od Złocistego.
W samczym opisie pojawiło się wiele niejasności, dotyczących samego wykorzystania ziół oraz ich przyrządzania, ale nie wtrącała się od razu, a zapamiętywała każdy pytajnik, w międzyczasie kiwając łbem ze zrozumieniem.
Gdy skończył, tak jak oboje się spodziewali, nastał czas na pytania
–Mam. Kilka. Wybacz jeśli niektóre będą głupie, ale wiem bardzo mało na temat jakichkolwiek czynności, jakie tu praktykujecie, no i nie znam samych chorób. W Społeczności rzadko je nazywaliśmy, jeśli już się nam przytrafiały, wspomagaliśmy organizm samą magią, żeby spróbował poradzić sobie sam, czego skutki bywały różne– wiedziała, że jej nauczyciel nie będzie miał problemu z wyjaśnieniem ważnych kwestii, a i ona nigdy nie wstydziła się pytać, ale lubiła dodatkowo nakreślać sytuację, żeby rozmówcy byli w pełni świadomi swoich intencji.
Rozsiadła się wygodniej, aby mogła unieść lewą łapę i wystawiła ku górze jeden z trzech szponów –Po pierwsze, skąd wiem, że smok krwawi wewnętrznie? Czy są przypadki w których jest to nieoczywiste? Bo kiedy ktoś kogoś, przypuśćmy dźgnie, to rana jest głęboka i wtedy to jest jasne, ale czy zdarza się, że w środku coś po prostu pęknie i z zewnątrz tego nie widać?– Przerwała na moment, wyczekując jego odpowiedzi, a potem uniosła drugi szpon –Jak rozpoznaje się nerwicę, czy czarny kaszel? Poza tym, wspominasz o tym dość często, jak właściwie przyrządza się wywar i co to znaczy?– W Głębinach, jak idzie się domyślić, nikt nie korzystał z naczyń, podgrzewania wody, czy jej schładzania, a już tym bardziej nie w celu zmienienia konsystencji jakichś składników.
–A przy dziurawcu, skąd mam wiedzieć, która dawka jest wystarczająca, a która nie?– ciągnęła, nie spuszczając wzroku ze ślepi dorosłego.
–Jak właściwie działają te wszystkie rośliny? Smok spożywa je i one wpływają aż tak silnie na organizm? Powierzchniowe zioła są niesamowite!– wtrąciła, dokładnie w chwili, w której zdecydowała się na kolejne pytanie. Nadeszło, gdy po paru uderzeniach serca nieco uspokoiła swój entuzjazm. Uniosła trzeci szpon, nieco nieadekwatnie do ilość pytań, które już zadała –Co to znaczy suszyć, czy gotować i jak się to robi? Przy topoli tak samo, skąd wiem, kiedy pacjent nie przedawkuje? Mięta zaś... wystarczy utrzeć zwykłe liście i będzie olejek tak?– zacisnęła palce z powrotem i po chwili milczenia, kiedy to analizowała niewiadome w swojej głowie, odstawiła łapę.
–Odczekać godzinę? To znaczy ile? Bo poza tym.. hmm... to chyba wszystko–
- 24 lip 2017, 0:01
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Błękitna Rzeczka
- Odpowiedzi: 771
- Odsłony: 95952
Jego przybycie, w dodatku tak szybkie, nieco ją zaskoczyło, ale z tego co się orientowała, smoki ze wszystkich stad lubiły spędzać swój czas na ziemiach wspólnych, więc uzasadniła sobie, że po prostu miała szczęście, by go teraz na nich zastać. Sama jego czarna persona niespecjalnie ją dziwiła, choć już z daleka zachwycała się nim, jak każdym dotąd tubylcem, analizując jego zbitą, grubą łuskę, wyraźnie twardszą niż jej żałosna imitacja pancerza. Odwzajemniła spojrzenie, nie spuszczając wzroku z ciemnych kresek przecinających błękit, aż do chwili, kiedy skończył mówić. Obecne doświadczenie było nieco inne, od dotychczasowych spotkań, jako że w społeczności nauki odbierane od starszych były wydarzeniami regularnymi, ale zawsze wykonywanymi z odpowiednią czcią, tak że każdy uczeń odbierał ją jako poważniejszą niż była w rzeczywistości. Lykke w prawdzie każdą dłuższą mowę traktowała jak przyjmowanie wielkich mądrości, ale bycie przyjętym na oficjalnego ucznia, to już pierwsze wydarzenie wpisujące ją, "bardzo serio" w tubylczą społeczność.
W jej westchnięciu, nie dało się poznać zdenerwowania, o ile takowe w ogóle jej towarzyszyło, chociaż niewątpliwie zapowietrzyła się na dłużej niż założyła, że to zrobi. Myśląc od razu nad odpowiedzią, przeniosła wzrok na towarzysza Konsyliarza, ciemną plamę z lewitującymi w niej jaskrawymi punkcikami. Istota nie była podobna do niczego co znała i choć wiedziała, że Ląd obfitował w różne zjawiska, to było dotąd najdziwniejsze.
–Wystawia na próbę lojalność?– odwróciła się w końcu do nauczyciela, znów zaczepiając na nim ślepia, choć już w nieco mniej nachalny sposób. Zaczęła wypowiedź od pytania, ale wyraźnie retorycznego, bo nie umieściła po nim stosownej przerwy na wyjaśnienie –Bycie uzdrowicielem wydaje się bardzo ważną funkcją, ponieważ kładzie na nasze łapy odpowiedzialność za innego smoka. Prawdę mówiąc dotąd nie miałam sposobności by zorientować się jak wygląda taki ciężar. W Społeczności w której się wychowałam, wszelkie działania mające poprawić czyiś stan odbywały się za pośrednictwem całego stada, poprzez nakładanie łap, czy wspólną opiekę– lubiła mówić, o swoim domu więc tym bardziej cieszyła się, że naukę rozpoczynało podobne pytanie. Zapewne Konsyliarzowi zależało by dowiedzieć się na ile smoczyca była zainteresowana fachem, żeby mógł ocenić jaką uczennicą będzie teraz i być może uzdrowicielką w przyszłości –Poprzez nakładanie łap, czyli przelewanie swojej energii w celu przyspieszenia regeneracji– uniosła kończynę, jakby to miało pomóc jej w zobrazowaniu myśli –Nie wiem na ile jest to poprawna metoda, angażuje wiele smoków, a efekty i tak nie są natychmiastowe– Nie miała pojęcia czy efekty jakiegokolwiek leczenia mogły być widziane od razu po "zabiegu", ale postanowiła zaryzykować stwierdzeniem, że jej Społeczność mogła nie mieć we wszystkim racji. Rzadko podważała jej słuszność, ale w obecnym przypadku, kiedy na Lądzie uzdrawiało się dzięki dwóm, a nie łapom całego stada, miała prawo wysnuć swoje wnioski –W każdym razie nie jestem obyta z indywidualnym uzdrawianiem, ani przejmowaniem tak dużej odpowiedzialności, ani nawet z miejscem w którym przyjdzie mi teraz żyć, gdzie się nie odwrócę, wszystko nowe. Decyzja jest spontaniczna, jeśli mam być szczera. Praktycznie patrząc leczenie to coś czego da się nauczyć, podobnie jak wszystkiego innego co ma mieć związek z tą rangą– ciągnęła bez większych przerw, choć nie mówiła zbyt szybko. Jej łagodny z brzmienia głos i nieco flegmatyczny ton idealnie pasowały do jej raczej obojętnego pyska. Wyczuwalne było jednak jakieś zaangażowanie, kontrastująca ze wszystkim energia uwięziona gdzieś pod jej spokojną powłoką –Ale jeśli mam rozwinąć, skoro już tu jestem, chcę pełnić w stadzie jakąś funkcję. Właściwie nie tyle "jakąś", co funkcję, która może pozwolić mi lepiej zżyć się z podbarierową społecznością. A jeśli Głębia mnie czegoś nauczyła, to właśnie wartości poświęcania się dla innych jej członków. Mówiąc, że wystawia naszą lojalność na próbę przywołujesz postawę kogoś bezstronnego, obiektywnego tak? O tak, wasza kultura, teraz i moja, jest na tyle duża, że tylko uzdrowiciel, smok zaangażowany i mający kontakt z członkami różnych stad, czy tego chcą czy nie, wydaje się najlepszym wyborem by ją w pełni poznać– chuchnęła, z nieco przymkniętym pyskiem, żeby zwilżyć język i zerknęła jeszcze raz na cień. Nie szukała w ślepiach nauczyciela aprobaty, jakoś nigdy nie przyszło się jej za nią rozglądać, kiedy wygłaszała jakiś monolog, choć to nie znaczyło, że swoje zdanie uważała za najsłuszniejsze, albo nie wymagające komentarza. Całkiem możliwe, że co innego miał na myśli wspominając lojalność. Prawdę mówiąc, jeszcze nie bardzo rozumiała podziały między stadami, czy samą wierność, bo jej znaczenie nie było jej nigdy wykładane, więc nieco zaryzykowała z interpretacją.
Ah, no i jeszcze zgodnie ze swoim zwyczajem, postanowiła wtrącić coś zupełnie niezwiązanego z tematem –Czym jest ta istota?
W jej westchnięciu, nie dało się poznać zdenerwowania, o ile takowe w ogóle jej towarzyszyło, chociaż niewątpliwie zapowietrzyła się na dłużej niż założyła, że to zrobi. Myśląc od razu nad odpowiedzią, przeniosła wzrok na towarzysza Konsyliarza, ciemną plamę z lewitującymi w niej jaskrawymi punkcikami. Istota nie była podobna do niczego co znała i choć wiedziała, że Ląd obfitował w różne zjawiska, to było dotąd najdziwniejsze.
–Wystawia na próbę lojalność?– odwróciła się w końcu do nauczyciela, znów zaczepiając na nim ślepia, choć już w nieco mniej nachalny sposób. Zaczęła wypowiedź od pytania, ale wyraźnie retorycznego, bo nie umieściła po nim stosownej przerwy na wyjaśnienie –Bycie uzdrowicielem wydaje się bardzo ważną funkcją, ponieważ kładzie na nasze łapy odpowiedzialność za innego smoka. Prawdę mówiąc dotąd nie miałam sposobności by zorientować się jak wygląda taki ciężar. W Społeczności w której się wychowałam, wszelkie działania mające poprawić czyiś stan odbywały się za pośrednictwem całego stada, poprzez nakładanie łap, czy wspólną opiekę– lubiła mówić, o swoim domu więc tym bardziej cieszyła się, że naukę rozpoczynało podobne pytanie. Zapewne Konsyliarzowi zależało by dowiedzieć się na ile smoczyca była zainteresowana fachem, żeby mógł ocenić jaką uczennicą będzie teraz i być może uzdrowicielką w przyszłości –Poprzez nakładanie łap, czyli przelewanie swojej energii w celu przyspieszenia regeneracji– uniosła kończynę, jakby to miało pomóc jej w zobrazowaniu myśli –Nie wiem na ile jest to poprawna metoda, angażuje wiele smoków, a efekty i tak nie są natychmiastowe– Nie miała pojęcia czy efekty jakiegokolwiek leczenia mogły być widziane od razu po "zabiegu", ale postanowiła zaryzykować stwierdzeniem, że jej Społeczność mogła nie mieć we wszystkim racji. Rzadko podważała jej słuszność, ale w obecnym przypadku, kiedy na Lądzie uzdrawiało się dzięki dwóm, a nie łapom całego stada, miała prawo wysnuć swoje wnioski –W każdym razie nie jestem obyta z indywidualnym uzdrawianiem, ani przejmowaniem tak dużej odpowiedzialności, ani nawet z miejscem w którym przyjdzie mi teraz żyć, gdzie się nie odwrócę, wszystko nowe. Decyzja jest spontaniczna, jeśli mam być szczera. Praktycznie patrząc leczenie to coś czego da się nauczyć, podobnie jak wszystkiego innego co ma mieć związek z tą rangą– ciągnęła bez większych przerw, choć nie mówiła zbyt szybko. Jej łagodny z brzmienia głos i nieco flegmatyczny ton idealnie pasowały do jej raczej obojętnego pyska. Wyczuwalne było jednak jakieś zaangażowanie, kontrastująca ze wszystkim energia uwięziona gdzieś pod jej spokojną powłoką –Ale jeśli mam rozwinąć, skoro już tu jestem, chcę pełnić w stadzie jakąś funkcję. Właściwie nie tyle "jakąś", co funkcję, która może pozwolić mi lepiej zżyć się z podbarierową społecznością. A jeśli Głębia mnie czegoś nauczyła, to właśnie wartości poświęcania się dla innych jej członków. Mówiąc, że wystawia naszą lojalność na próbę przywołujesz postawę kogoś bezstronnego, obiektywnego tak? O tak, wasza kultura, teraz i moja, jest na tyle duża, że tylko uzdrowiciel, smok zaangażowany i mający kontakt z członkami różnych stad, czy tego chcą czy nie, wydaje się najlepszym wyborem by ją w pełni poznać– chuchnęła, z nieco przymkniętym pyskiem, żeby zwilżyć język i zerknęła jeszcze raz na cień. Nie szukała w ślepiach nauczyciela aprobaty, jakoś nigdy nie przyszło się jej za nią rozglądać, kiedy wygłaszała jakiś monolog, choć to nie znaczyło, że swoje zdanie uważała za najsłuszniejsze, albo nie wymagające komentarza. Całkiem możliwe, że co innego miał na myśli wspominając lojalność. Prawdę mówiąc, jeszcze nie bardzo rozumiała podziały między stadami, czy samą wierność, bo jej znaczenie nie było jej nigdy wykładane, więc nieco zaryzykowała z interpretacją.
Ah, no i jeszcze zgodnie ze swoim zwyczajem, postanowiła wtrącić coś zupełnie niezwiązanego z tematem –Czym jest ta istota?
- 23 lip 2017, 20:07
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Rzeka
- Odpowiedzi: 710
- Odsłony: 104537
Pierwsze wrażenie najwyraźniej nie było szczególnie pozytywne, ale Lykke nie zamierzała winić nieznajomej. Wydawała się o wiele młodszym stworzeniem i w ramach ostrożności, dodatkowo zmotywowanej strachem, wolała oddalić się od potencjalnego zagrożenia. W stresie zaś nie koniecznie myślało się logicznie, do czego można zaliczyć właśnie uciekanie na takie wielkie rośliny. W końcu jeśli smoczę jak ona jest w stanie wdrapać się po pionowej powierzchni, to i stworzenie bardziej wykształcone, chcące ją dopaść, uczyni to bez problemu. Raczej wątpliwe by zielona miała dodatkowe plany łączące się z doborem kryjówki, więc musiał być to instynkt, który automatycznie sklasyfikował możliwego wroga jako stworzenie nie potrafiące się wspinać. Brak tej umiejętności kojarzył się zaś z raczej prymitywnymi jednostkami, nie potrafiącymi w odpowiedni sposób wykorzystać swoich mięśni, czy wyszukać metody, by zbliżyć się do swojej ofiary.
Czy to oznaczało, że w oczach pisklęcia Lykke zdawała się istotą prymitywną, lub nie kojarzyła się ze smokiem?
Rozważała wszelkie za i przeciw, przypatrując się w zupełnym spokoju, jak zielone stworzonko łapie się desperacko kończyn wielkiej rośliny. Ah. To może przez tę bańkę?
Maddarowy twór zniknął uwalniając łeb smoczycy, ujawniając jej ślepiom bardziej kontrastowy w barwach świat. Wtedy też głębinowa doszła do wniosku, że nieznajoma wcale nie jest zielona, a wodny filtr zmienił w ten sposób jej delikatne, szare futerko.
Wygramoliła się na brzeg, przez moment zapominając o owadach, które niespodziewanie przykleiły się do jej pyska oraz tak jak nieszczęśliwie założyła, zaczęły wlatywać do jej nozdrzy. Przemknęła obok nich, kichając kilkakrotnie, żeby je odstraszyć, aż w końcu oddaliła się od wstrętnej chmary, która na szczęście nie zamierzała za nią podążać. Najwyraźniej łuska nie była dla nich aż tak interesującym celem.
–Hej– odezwała się do samiczki, podchodząc nieco bliżej rośliny, choć nie przystanęła pod jej wielką nogą. W jej pobliżu coś leżało, ale choć zagadkowy przedmiot wydawał się bardzo interesujący, głębinowa nie chciała sugerować młodej, że zamierza go zabrać.
–Nie chciałam cie przestraszyć. Jestem jak widzisz, tylko zwykłym smokiem, bańka to tylko taka ochrona przed owadami, no wiesz...– zaczęła wyjaśniać, na tyle głośno by być słyszaną, ale bez zbędnego podekscytowania. Miała spokojny, samiczy głosik, ni to przejęty, ni przepraszający –Jestem Lykke tak w ogóle. Niegroźna– podrzuciła na pysk drobny uśmieszek. To przykre, że wywołała w towarzyszce takie negatywne emocje, ale musiała przyznać, że pisklę dyndające z wielkiej brązowej łapy wyglądało całkiem zabawnie.
Czy to oznaczało, że w oczach pisklęcia Lykke zdawała się istotą prymitywną, lub nie kojarzyła się ze smokiem?
Rozważała wszelkie za i przeciw, przypatrując się w zupełnym spokoju, jak zielone stworzonko łapie się desperacko kończyn wielkiej rośliny. Ah. To może przez tę bańkę?
Maddarowy twór zniknął uwalniając łeb smoczycy, ujawniając jej ślepiom bardziej kontrastowy w barwach świat. Wtedy też głębinowa doszła do wniosku, że nieznajoma wcale nie jest zielona, a wodny filtr zmienił w ten sposób jej delikatne, szare futerko.
Wygramoliła się na brzeg, przez moment zapominając o owadach, które niespodziewanie przykleiły się do jej pyska oraz tak jak nieszczęśliwie założyła, zaczęły wlatywać do jej nozdrzy. Przemknęła obok nich, kichając kilkakrotnie, żeby je odstraszyć, aż w końcu oddaliła się od wstrętnej chmary, która na szczęście nie zamierzała za nią podążać. Najwyraźniej łuska nie była dla nich aż tak interesującym celem.
–Hej– odezwała się do samiczki, podchodząc nieco bliżej rośliny, choć nie przystanęła pod jej wielką nogą. W jej pobliżu coś leżało, ale choć zagadkowy przedmiot wydawał się bardzo interesujący, głębinowa nie chciała sugerować młodej, że zamierza go zabrać.
–Nie chciałam cie przestraszyć. Jestem jak widzisz, tylko zwykłym smokiem, bańka to tylko taka ochrona przed owadami, no wiesz...– zaczęła wyjaśniać, na tyle głośno by być słyszaną, ale bez zbędnego podekscytowania. Miała spokojny, samiczy głosik, ni to przejęty, ni przepraszający –Jestem Lykke tak w ogóle. Niegroźna– podrzuciła na pysk drobny uśmieszek. To przykre, że wywołała w towarzyszce takie negatywne emocje, ale musiała przyznać, że pisklę dyndające z wielkiej brązowej łapy wyglądało całkiem zabawnie.
- 23 lip 2017, 10:31
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Błękitna Rzeczka
- Odpowiedzi: 771
- Odsłony: 95952
Dla organizmu samicy obecność na Lądzie nie była już niczym nadzwyczajnym. Z czasem ustały; dyszenie spowodowane dyskomfortem oddychania, swędzenie pod łuską, co zapewne było przyczyną innej atmosfery albo muskającego ją nieustannie wiatru no i najgorsze, konsekwencje wysychania. Przez pierwsze dni nawet nie zwracała uwagi na odpowiednie nawodnienie, ale pod wieczór czuła nieprzyjemne pieczenie, zarówno w pysku, jak i wokół paru zewnętrznych, wrażliwych części ciała. To w każdym razie minęło, choć nie sprawdzała jeszcze, czy z racji przyzwyczajenia do Lądu, czy po prostu jej zwiększonej ostrożności i stałego kontaktu z wodą. SPotykając się ze smokami, wolała robić to jedynie w pobliżu zbiorników, tak jak teraz, żeby nie wystawiać organizmu na niepotrzebną próbę. Może potrzeba mu po prostu więcej czasu.
Przybyła tu, ponieważ dowiedziała się od przywódcy, że jej nauczycielem będzie inny smok, członek stada Ognia. Nie wiedziała wiele na jego temat, choć poznała imię oraz jego wygląd, żeby mieć jakąś podstawę aby się z nim skontaktować. Usiadła w pobliżu rzeczki, zanurzając w niej swój ogon, tak że jego meduzowate zwieńczenie zniknęło pod taflą, a potem wysłała mentalną wiadomość zapraszając ciemnołuskiego na naukę. Była oszczędna, chciała po prostu aby wiedział, że jest smokiem z wody, który ponoć może szkolić się u niego jako kleryk i przekazała gdzie obecnie czeka, jeśli adresat ma oczywiście trochę czasu.
Przybyła tu, ponieważ dowiedziała się od przywódcy, że jej nauczycielem będzie inny smok, członek stada Ognia. Nie wiedziała wiele na jego temat, choć poznała imię oraz jego wygląd, żeby mieć jakąś podstawę aby się z nim skontaktować. Usiadła w pobliżu rzeczki, zanurzając w niej swój ogon, tak że jego meduzowate zwieńczenie zniknęło pod taflą, a potem wysłała mentalną wiadomość zapraszając ciemnołuskiego na naukę. Była oszczędna, chciała po prostu aby wiedział, że jest smokiem z wody, który ponoć może szkolić się u niego jako kleryk i przekazała gdzie obecnie czeka, jeśli adresat ma oczywiście trochę czasu.
- 21 lip 2017, 15:40
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Jezioro
- Odpowiedzi: 938
- Odsłony: 148640
Jeszcze nigdy nie miała styczności z groźbą, więc rzeczywiście nie zrozumiała, choć gniewny ton pisklęcia sugerował, że nie było to nic miłego. Przechyliła łeb, nie komentując tego w żaden sposób, słowem, ani gestem.
Zastanawiała się skąd było w nim tyle złości i czy sprawiało mu przyjemność dzielenie się nią z nieznajomą. Pozwoliła, aby się na niej oparł i nim postanowiła odbić od dna, kierując tyłem w stronę centrum jeziora, postanowiła co nieco techniczności wytłumaczyć –Masz inną budowę ciała, dlatego nie jestem do końca pewna jak ma wyglądać twoje utrzymywanie się na powierzchni, choć myślę że rozłożenie skrzydła, nie jest dobrym pomysłem. W wodzie czym mniejszy opór stawiasz, czym bardziej starasz się by zrozumieć i poczuć wodę, tym lepiej będzie ci wychodziła współpraca z nią. Dlatego może... zwiń je, choć trochę przynajmniej– zaczęła spokojnie, zerkając na brzoskwiniową błonę pisklęcia. Nie dorabiała żadnych ideologii co do rozwiniętej samoświadomości wody, czy reszty, nieożywionych składników przestrzeni, chociaż lubiła mówić o nich jak o równorzędnych istotach –Oddychaj tak, żeby było ci wygodnie i swobodnie. Ja, kiedy znajduję się na powierzchni, nie nabieram wiele powietrza, ponieważ nie jest mi to potrzebne. Ważne żebyś był rozluźniony. Jeśli o łapki chodzi, podciągnij je pod siebie i złóż palce, żeby nie opierały się wodzie, kiedy kierujesz je do przodu i wyciągnij daleko za siebie, rozkładając palce, kiedy się od niej odpychasz. Ogon zaś wyprostuj za sobą, nie uda ci się ułożyć go na samej tafli, ale spróbuj żeby był w miarę wysoko– wyjaśniła wszystko co przychodziło jej na myśl.
–A teraz uważaj i trzymaj się mocno– ostrzegła, a potem odepchnęła od brzegu. Młodszy poczuł gwałtowne szarpnięcie, jakby sama woda starała się zerwać go z grzbietu samicy, ale o ile mocno się trzymał, zdołali pozostać blisko siebie, a pod ich łapami pozostała tylko podwodna przestrzeń.
–Spróbuj. Powiedz, kiedy poczujesz się w miarę swobodnie, będę cie asekurować– poleciła.
Nie odpowiedział na jej pytanie i tego rzecz jasna zostawić nie zamierzała, ale postanowiła, że zacznie od zaspakajania jego żądzy nauki.
Zastanawiała się skąd było w nim tyle złości i czy sprawiało mu przyjemność dzielenie się nią z nieznajomą. Pozwoliła, aby się na niej oparł i nim postanowiła odbić od dna, kierując tyłem w stronę centrum jeziora, postanowiła co nieco techniczności wytłumaczyć –Masz inną budowę ciała, dlatego nie jestem do końca pewna jak ma wyglądać twoje utrzymywanie się na powierzchni, choć myślę że rozłożenie skrzydła, nie jest dobrym pomysłem. W wodzie czym mniejszy opór stawiasz, czym bardziej starasz się by zrozumieć i poczuć wodę, tym lepiej będzie ci wychodziła współpraca z nią. Dlatego może... zwiń je, choć trochę przynajmniej– zaczęła spokojnie, zerkając na brzoskwiniową błonę pisklęcia. Nie dorabiała żadnych ideologii co do rozwiniętej samoświadomości wody, czy reszty, nieożywionych składników przestrzeni, chociaż lubiła mówić o nich jak o równorzędnych istotach –Oddychaj tak, żeby było ci wygodnie i swobodnie. Ja, kiedy znajduję się na powierzchni, nie nabieram wiele powietrza, ponieważ nie jest mi to potrzebne. Ważne żebyś był rozluźniony. Jeśli o łapki chodzi, podciągnij je pod siebie i złóż palce, żeby nie opierały się wodzie, kiedy kierujesz je do przodu i wyciągnij daleko za siebie, rozkładając palce, kiedy się od niej odpychasz. Ogon zaś wyprostuj za sobą, nie uda ci się ułożyć go na samej tafli, ale spróbuj żeby był w miarę wysoko– wyjaśniła wszystko co przychodziło jej na myśl.
–A teraz uważaj i trzymaj się mocno– ostrzegła, a potem odepchnęła od brzegu. Młodszy poczuł gwałtowne szarpnięcie, jakby sama woda starała się zerwać go z grzbietu samicy, ale o ile mocno się trzymał, zdołali pozostać blisko siebie, a pod ich łapami pozostała tylko podwodna przestrzeń.
–Spróbuj. Powiedz, kiedy poczujesz się w miarę swobodnie, będę cie asekurować– poleciła.
Nie odpowiedział na jej pytanie i tego rzecz jasna zostawić nie zamierzała, ale postanowiła, że zacznie od zaspakajania jego żądzy nauki.
- 21 lip 2017, 13:11
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Rzeka
- Odpowiedzi: 710
- Odsłony: 104537
// po nieobecności miałam nieogar, ale teraz postaram się być regularna xD
Dobiwszy do naturalnej bariery, oparła się łapami na mulistej ścianie i wykrzywiła łeb w kierunku powierzchni. Dotąd nie korzystała z magii bardzo często, a jeszcze rzadziej z tej nie dotyczącej walki, ale próbując dopatrzeć się owadów spod tafli, jako naturalnej bariery doszła do wniosku, że przecież dzięki maddarze mogła dowolnie tworzyć ściany oddzielające ją od tego niepozornego zagrożenia. Uznając za skuteczną metodę, która wpadła jej na myśl jako pierwsza, nie zastanawiając się długo, przelała maddarę w twór, okalający jej głowę, niczym hełm. Zaczepiony pośrodku długości szyi, odstawał kawałek nad i przed łbem smoczycy, idealnie gładki i okrągły, niewzruszany przez żadne fizyczne zjawisko. Bańka nie byłaby widoczna, gdyby Głębinowa zaklęła ją na sobie będąc już na powierzchni, ale teraz, nadając jej na szybko właściwość nieprzepuszczania niczego, zamknęła w sobie wodę, którą wytargała na powierzchnię, kiedy wyniosła łeb ponad taflę. Bańka nie ciążyła jej, jak to magia, więc w pierwszej chwili czarodziejka nie mogła pojąć, dlaczego wynurzając się, nadal jest otoczona swoim żywiołem.
W mniejszej ilości był na tyle przejrzysty, że spod hełmu zdołała dostrzec powierzchniowy świat, w tym i owady, które tym razem zasięgnęły rozumu i oddaliły się od zbitej w kulę, masy wody.
Jako że było to paręnaście litrów, gwałtownie wyrwanych ze swojego środowiska, rzeka uzupełniła braki, z wyraźnym niezadowoleniem uderzając o wygładzany przez lata brzeg, na co jednak Lykke nie zwróciła uwagi.
Do jej ślepi dotarł za to obraz pewnej niebiesko-zielonej istoty (bardzo dopasowanej do podobnej barwy otoczenia), która zatrzymała się znaczny kawałek od wody. Posiadała sierść, tak jak większość dotychczas spotkanych smoków oraz, nie tak rzadkie najwyraźniej, uszka wystające z nieokreślonej barwy, jaskrawej grzywy. Nie umknęło jej, że jedno z mdle umaszczonych skrzydełek odstawało kawałeczek od boku, więc coś musiało się pod nim znajdować.
Nie zastanawiając się jak dla nieznajomego może wyglądać jej łeb, ogromna kula z dwoma szkarłatnymi rybkami uwięzionymi pośrodku, wyciągnęła nad taflę jedną z łap i machnęła na przywitanie. Nie był to zwyczaj pochodzący ze Społeczności, ani nic czego nauczyła się u tubylców, ale pomyślała, że wprowadzenie paru gestów może nieco ułatwić jej komunikację z nowymi smokami.
Dobiwszy do naturalnej bariery, oparła się łapami na mulistej ścianie i wykrzywiła łeb w kierunku powierzchni. Dotąd nie korzystała z magii bardzo często, a jeszcze rzadziej z tej nie dotyczącej walki, ale próbując dopatrzeć się owadów spod tafli, jako naturalnej bariery doszła do wniosku, że przecież dzięki maddarze mogła dowolnie tworzyć ściany oddzielające ją od tego niepozornego zagrożenia. Uznając za skuteczną metodę, która wpadła jej na myśl jako pierwsza, nie zastanawiając się długo, przelała maddarę w twór, okalający jej głowę, niczym hełm. Zaczepiony pośrodku długości szyi, odstawał kawałek nad i przed łbem smoczycy, idealnie gładki i okrągły, niewzruszany przez żadne fizyczne zjawisko. Bańka nie byłaby widoczna, gdyby Głębinowa zaklęła ją na sobie będąc już na powierzchni, ale teraz, nadając jej na szybko właściwość nieprzepuszczania niczego, zamknęła w sobie wodę, którą wytargała na powierzchnię, kiedy wyniosła łeb ponad taflę. Bańka nie ciążyła jej, jak to magia, więc w pierwszej chwili czarodziejka nie mogła pojąć, dlaczego wynurzając się, nadal jest otoczona swoim żywiołem.
W mniejszej ilości był na tyle przejrzysty, że spod hełmu zdołała dostrzec powierzchniowy świat, w tym i owady, które tym razem zasięgnęły rozumu i oddaliły się od zbitej w kulę, masy wody.
Jako że było to paręnaście litrów, gwałtownie wyrwanych ze swojego środowiska, rzeka uzupełniła braki, z wyraźnym niezadowoleniem uderzając o wygładzany przez lata brzeg, na co jednak Lykke nie zwróciła uwagi.
Do jej ślepi dotarł za to obraz pewnej niebiesko-zielonej istoty (bardzo dopasowanej do podobnej barwy otoczenia), która zatrzymała się znaczny kawałek od wody. Posiadała sierść, tak jak większość dotychczas spotkanych smoków oraz, nie tak rzadkie najwyraźniej, uszka wystające z nieokreślonej barwy, jaskrawej grzywy. Nie umknęło jej, że jedno z mdle umaszczonych skrzydełek odstawało kawałeczek od boku, więc coś musiało się pod nim znajdować.
Nie zastanawiając się jak dla nieznajomego może wyglądać jej łeb, ogromna kula z dwoma szkarłatnymi rybkami uwięzionymi pośrodku, wyciągnęła nad taflę jedną z łap i machnęła na przywitanie. Nie był to zwyczaj pochodzący ze Społeczności, ani nic czego nauczyła się u tubylców, ale pomyślała, że wprowadzenie paru gestów może nieco ułatwić jej komunikację z nowymi smokami.
- 08 lip 2017, 14:46
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Źródło rzeki
- Odpowiedzi: 453
- Odsłony: 72228
Na początku skały nie chciały dać za wygraną, ale zdeterminowany samczyk, mimo nieprzyjaznego środowiska, odepchnął przynajmniej jedną z nich, tworząc wyłom na tyle szeroki, by śliskie łapki mogły cofnąć się i odruchowo podkurczyć. Karą za to nieprzyjazne potraktowanie nieznajomej, było właśnie odseparowanie kamyków, które musiały teraz poradzić sobie w nowej sytuacji. Gdyby żyły, może Lykke przejęłaby się ich losem.
Nim zebrała myśli, by odpowiedzieć Tiernanowi na pierwsze pytanie, była już wolna, więc dla wygody ich obojgu mogła pociągnąć wątek, już na powierzchni. I bez jego prośby wynurzyłaby się, żeby móc go obejrzeć, wcześniej zaś nie było to po prostu możliwe.
Przekręciła się na brzuch, a potem odbiła od dna, żeby przebić taflę łbem. Zaletą wody była jej podtrzymująca ciało gęstość, więc Lykke mogła bez zbędnego wysiłku, opierać się na przednich łapach, tym rannym pozwalając na bezpieczną regenerację. Z zachwytem w ślepiach zaczęła obserwować młodzieniaszka, dłużej zatrzymując wzrok na jego grzywie, która spływała z czubka łba, podobnie jak jej błona. Kolejna dość dziwna cecha na lądzie to pojedyncze, odcinające się od otoczenia maści, które przy polowaniach, kiedy gady kryły się w zieleni, mogły zdradzać przedwcześnie ich obecność. Możliwe jednak, że nie wiedziała wszystkiego i dla tubylczych zwierząt podobne kolory były bardziej mylące, szczególnie jeśli trzeba było je wyróżnić z bogatego w różne kształty otoczenia.
–Ześlizgnęłam się, przez swoją nieuwagę. Nie przywykłam jeszcze do chodzenia i czasem plączą mi się łapy– wyjaśniła w końcu. Przechylone groteskowo ślepia, czy wykrzywione w dół kąciki ust nie wystarczyły, by wzbudzić wokół smoczycy nieprzyjazną aurę, gdyż jej ciepły dociekliwy głosik i świdrujące po postaci Tiernana ślepia od razu zdradzały jej wewnętrzne pokłady energii.
Zgodnie z tym co powiedziała, dużo ćwiczyła, ale nadal była nieco niemrawa, jeśli chodziło o władanie swoimi kończynami –W wodzie jest troszkę inaczej, nie używa się mięśni w takiej ilości, chyba że tych wokół brzucha, czy ogona– dopowiedziała, najwyraźniej uznając, że to potrzebne.
–A imię... cóż, też nic nie oznacza. Myślę, że fajnie jest nazywać się w ten sposób, masz słowo zarezerwowane tylko dla siebie, jakbyś był osobnym gatunkiem. I w sumie chyba jesteś– podpłynęła do brzegu, przechylając ciekawsko łeb –A przynajmniej w tym sensie, że każdy jest tutaj tak inny od siebie. Swoją drogą dlaczego nie lubisz wody– podjęła, nie kwapiąc się do zastosowania odstępu między jednym, a drugim wątkiem. Nadal nie mogąc zrozumieć, co Tiernanowi uczynił ten biedny żywioł –To przez futro?– wskazała na niego łapą, którą wyciagnęła na powierzchnię, przez co na moment, nieco bardziej się zanurzyła. Nie było w tym jednak większej różnicy, bowiem tak czy inaczej widoczna była jedynie je cienka szyja i łeb.
Nim zebrała myśli, by odpowiedzieć Tiernanowi na pierwsze pytanie, była już wolna, więc dla wygody ich obojgu mogła pociągnąć wątek, już na powierzchni. I bez jego prośby wynurzyłaby się, żeby móc go obejrzeć, wcześniej zaś nie było to po prostu możliwe.
Przekręciła się na brzuch, a potem odbiła od dna, żeby przebić taflę łbem. Zaletą wody była jej podtrzymująca ciało gęstość, więc Lykke mogła bez zbędnego wysiłku, opierać się na przednich łapach, tym rannym pozwalając na bezpieczną regenerację. Z zachwytem w ślepiach zaczęła obserwować młodzieniaszka, dłużej zatrzymując wzrok na jego grzywie, która spływała z czubka łba, podobnie jak jej błona. Kolejna dość dziwna cecha na lądzie to pojedyncze, odcinające się od otoczenia maści, które przy polowaniach, kiedy gady kryły się w zieleni, mogły zdradzać przedwcześnie ich obecność. Możliwe jednak, że nie wiedziała wszystkiego i dla tubylczych zwierząt podobne kolory były bardziej mylące, szczególnie jeśli trzeba było je wyróżnić z bogatego w różne kształty otoczenia.
–Ześlizgnęłam się, przez swoją nieuwagę. Nie przywykłam jeszcze do chodzenia i czasem plączą mi się łapy– wyjaśniła w końcu. Przechylone groteskowo ślepia, czy wykrzywione w dół kąciki ust nie wystarczyły, by wzbudzić wokół smoczycy nieprzyjazną aurę, gdyż jej ciepły dociekliwy głosik i świdrujące po postaci Tiernana ślepia od razu zdradzały jej wewnętrzne pokłady energii.
Zgodnie z tym co powiedziała, dużo ćwiczyła, ale nadal była nieco niemrawa, jeśli chodziło o władanie swoimi kończynami –W wodzie jest troszkę inaczej, nie używa się mięśni w takiej ilości, chyba że tych wokół brzucha, czy ogona– dopowiedziała, najwyraźniej uznając, że to potrzebne.
–A imię... cóż, też nic nie oznacza. Myślę, że fajnie jest nazywać się w ten sposób, masz słowo zarezerwowane tylko dla siebie, jakbyś był osobnym gatunkiem. I w sumie chyba jesteś– podpłynęła do brzegu, przechylając ciekawsko łeb –A przynajmniej w tym sensie, że każdy jest tutaj tak inny od siebie. Swoją drogą dlaczego nie lubisz wody– podjęła, nie kwapiąc się do zastosowania odstępu między jednym, a drugim wątkiem. Nadal nie mogąc zrozumieć, co Tiernanowi uczynił ten biedny żywioł –To przez futro?– wskazała na niego łapą, którą wyciagnęła na powierzchnię, przez co na moment, nieco bardziej się zanurzyła. Nie było w tym jednak większej różnicy, bowiem tak czy inaczej widoczna była jedynie je cienka szyja i łeb.
- 06 lip 2017, 17:25
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Rzeka
- Odpowiedzi: 710
- Odsłony: 104537
pora zacząć misję zajmowania wszystkich wodnych tematów xD
Jej wypraw poznawczych ciąg dalszy. Wiedziała już czym były owady i niestety większość co potrafiła o nich powiedzieć, to właśnie to co usłyszała po raz pierwszy od mamy. Wchodzą do nosa.
Niektóre wydawały się naprawdę śliczne, miały kolorowe skrzydełka, błyszczące, gładkie ciała albo porastał je dziwaczny mech, który z bliska kojarzył jej się z ciemną, smoczą sierścią. Te najbarwniejsze stworzenia, nie zbliżały się do niej, ponieważ wolały pozostawać w pobliżu zieleni, ale opinię o ich całym, owadzim gatunku wyrobiły te najmniejsze, szybko latające stworzonka, które chmarami gromadziły się przy brzegach rzek i jezior.
One nie rozlatywały się we wszystkie strony, kiedy wychodziła na brzeg, a jak głupie przylepiały do niej i ginęły, kiedy chowała się pod wodą. Poza tym naprawdę nie miała ochoty udostępniać im swoich nozdrzy jako prywatnej jaskini.
Tutaj rzeka była nie tylko płytsza, ale dno było pełne kamieni, na których co jakiś czas przystawała. Z dna starała się obserwować powierzchnię, gdzie spodziewała się obecności tych małych stworków. Nie łatwo było ją dostrzec, ze względu na jej maskującą maść, więc jej jaskrawe ślepia z daleka przypomniały różowe rybki.
Jej wypraw poznawczych ciąg dalszy. Wiedziała już czym były owady i niestety większość co potrafiła o nich powiedzieć, to właśnie to co usłyszała po raz pierwszy od mamy. Wchodzą do nosa.
Niektóre wydawały się naprawdę śliczne, miały kolorowe skrzydełka, błyszczące, gładkie ciała albo porastał je dziwaczny mech, który z bliska kojarzył jej się z ciemną, smoczą sierścią. Te najbarwniejsze stworzenia, nie zbliżały się do niej, ponieważ wolały pozostawać w pobliżu zieleni, ale opinię o ich całym, owadzim gatunku wyrobiły te najmniejsze, szybko latające stworzonka, które chmarami gromadziły się przy brzegach rzek i jezior.
One nie rozlatywały się we wszystkie strony, kiedy wychodziła na brzeg, a jak głupie przylepiały do niej i ginęły, kiedy chowała się pod wodą. Poza tym naprawdę nie miała ochoty udostępniać im swoich nozdrzy jako prywatnej jaskini.
Tutaj rzeka była nie tylko płytsza, ale dno było pełne kamieni, na których co jakiś czas przystawała. Z dna starała się obserwować powierzchnię, gdzie spodziewała się obecności tych małych stworków. Nie łatwo było ją dostrzec, ze względu na jej maskującą maść, więc jej jaskrawe ślepia z daleka przypomniały różowe rybki.
- 03 lip 2017, 14:10
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Jezioro
- Odpowiedzi: 938
- Odsłony: 148640
// można określać czas w inny sposób, jeśli chcesz, na przykład oddechami, uderzeniami serca i tym podobne
W obawie, że młody sięgnie ją jednym ze szponów skrzydła i zadrapie albo po prostu uderzy długim ramieniem, cofnęła się jeszcze trochę i w bezruchu obserwowała pisklęcy wysiłek. Mimo flegmatycznego usposobienia, gdyby spróbowała chwycić go zębami, żeby mu pomóc istniała szansa, że przez przypadek chwyci za mocno i uszkodzi jego łuskę. Najbardziej sensowne wydawało się wpłynięcie pod pisklę, żeby mogło oprzeć tylne kończyny na jej grzbiecie, ale jeśli nadal byłoby tak agresywne istniało ryzyko, że zrani ją, czego wolałaby uniknąć. Debatując ze sobą w jaki sposób zareagować, zauważyła, że smoczę samo zdołało sięgnąć brzegu i się na niego wyczołgać.
–Myślę, że zacząłeś opadać, ponieważ poruszałeś łapami zbyt chaotycznie, a to łagodny, spokojny ruch, utrzymuje twoje ciało na powierzchni– Jeśli jednak bał się wody, nie był w stanie wejść do niej i tak po prostu się zrelaksować, więc pierw musieli znaleźć odpowiednią metodę.
Mogli poszukać skrawka jeziora, w którym ziemia nie zniża się tak gwałtownie, przechodząc w dno, ale uznała, że praktyczniej będzie wykorzystać to co już mają. Nie żeby była leniwa, po prostu nie lubiła wybrzydzać.
W międzyczasie dostrzegła nieznajomego, wyuczonego w pływaniu, mimo wyjątkowo niemorskiej aparycji. Był zbyt daleko, by jakkolwiek na niego zareagować, nie rezygnując z interakcji, którą już rozpoczęła, więc powiodła za nim wzrokiem, aż nie zniknął pod wodą, a potem wróciła wzrokiem do smoczego młodzieniaszka.
–Jeśli chcesz mogę pierw pomóc ci się przyzwyczaić. Mógłbyś oprzeć jedno ze skrzydeł na moim grzbiecie, a drugie zwinąłbyś przy boku. Nie utonąłbyś wtedy, a mógłbyś poćwiczyć ruch łap, kiedy pod nimi nie ma bezpiecznej ziemi. Pływanie nie jest wcale trudne, może potrzebujesz jedynie je zrozumieć– wyjaśniła i zbliżyła się do brzegu, na który wysunęła przednie łapy, ryjąc pazurami w mokrym piasku. Czy to brak tych wgłębień na szyi sprawiał, że nie jest w stanie przyswajać tlenu z wody? A może wnętrze pyska również miał niedostosowane, przez co woda wlewała się do niego, zalewając mu przełyk, którym chwytał powietrze? Ciekawe dlaczego natura zrezygnowała z tego dodatku, skoro bez niego młody nie jest w stanie tak jak ona, poruszać się zarówno po lądzie, jak i pod wodą.
Nie wiedziała dokładnie w jakim celu go uczy, skoro w Społeczności, mimo wszechobecnej życzliwości praktykowało się bardziej wymianę niż bezinteresowną ofiarność. Nie była ona trudna, czasem gdy jeden dawał dużo, drugi rozliczał się tym co miał i wszyscy byli zadowoleni i nikt nie czuł się wykorzystywany.
–Swoją drogą dlaczego chcesz nauczyć się pływać? Czy tacy jak ty, często z tego korzystają?– dopytała z ciekawości, choć w głowie ułożyła sobie jeszcze dalszą ścieżkę, którą zamierzała podążyć. Była zdania, że jeśli dało się czegoś nauczyć, trzeba było to zrobić, bez względu na przydatność, ale nie wiedziała czy młode podziela ten pogląd.
W obawie, że młody sięgnie ją jednym ze szponów skrzydła i zadrapie albo po prostu uderzy długim ramieniem, cofnęła się jeszcze trochę i w bezruchu obserwowała pisklęcy wysiłek. Mimo flegmatycznego usposobienia, gdyby spróbowała chwycić go zębami, żeby mu pomóc istniała szansa, że przez przypadek chwyci za mocno i uszkodzi jego łuskę. Najbardziej sensowne wydawało się wpłynięcie pod pisklę, żeby mogło oprzeć tylne kończyny na jej grzbiecie, ale jeśli nadal byłoby tak agresywne istniało ryzyko, że zrani ją, czego wolałaby uniknąć. Debatując ze sobą w jaki sposób zareagować, zauważyła, że smoczę samo zdołało sięgnąć brzegu i się na niego wyczołgać.
–Myślę, że zacząłeś opadać, ponieważ poruszałeś łapami zbyt chaotycznie, a to łagodny, spokojny ruch, utrzymuje twoje ciało na powierzchni– Jeśli jednak bał się wody, nie był w stanie wejść do niej i tak po prostu się zrelaksować, więc pierw musieli znaleźć odpowiednią metodę.
Mogli poszukać skrawka jeziora, w którym ziemia nie zniża się tak gwałtownie, przechodząc w dno, ale uznała, że praktyczniej będzie wykorzystać to co już mają. Nie żeby była leniwa, po prostu nie lubiła wybrzydzać.
W międzyczasie dostrzegła nieznajomego, wyuczonego w pływaniu, mimo wyjątkowo niemorskiej aparycji. Był zbyt daleko, by jakkolwiek na niego zareagować, nie rezygnując z interakcji, którą już rozpoczęła, więc powiodła za nim wzrokiem, aż nie zniknął pod wodą, a potem wróciła wzrokiem do smoczego młodzieniaszka.
–Jeśli chcesz mogę pierw pomóc ci się przyzwyczaić. Mógłbyś oprzeć jedno ze skrzydeł na moim grzbiecie, a drugie zwinąłbyś przy boku. Nie utonąłbyś wtedy, a mógłbyś poćwiczyć ruch łap, kiedy pod nimi nie ma bezpiecznej ziemi. Pływanie nie jest wcale trudne, może potrzebujesz jedynie je zrozumieć– wyjaśniła i zbliżyła się do brzegu, na który wysunęła przednie łapy, ryjąc pazurami w mokrym piasku. Czy to brak tych wgłębień na szyi sprawiał, że nie jest w stanie przyswajać tlenu z wody? A może wnętrze pyska również miał niedostosowane, przez co woda wlewała się do niego, zalewając mu przełyk, którym chwytał powietrze? Ciekawe dlaczego natura zrezygnowała z tego dodatku, skoro bez niego młody nie jest w stanie tak jak ona, poruszać się zarówno po lądzie, jak i pod wodą.
Nie wiedziała dokładnie w jakim celu go uczy, skoro w Społeczności, mimo wszechobecnej życzliwości praktykowało się bardziej wymianę niż bezinteresowną ofiarność. Nie była ona trudna, czasem gdy jeden dawał dużo, drugi rozliczał się tym co miał i wszyscy byli zadowoleni i nikt nie czuł się wykorzystywany.
–Swoją drogą dlaczego chcesz nauczyć się pływać? Czy tacy jak ty, często z tego korzystają?– dopytała z ciekawości, choć w głowie ułożyła sobie jeszcze dalszą ścieżkę, którą zamierzała podążyć. Była zdania, że jeśli dało się czegoś nauczyć, trzeba było to zrobić, bez względu na przydatność, ale nie wiedziała czy młode podziela ten pogląd.
- 03 lip 2017, 13:13
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Źródło rzeki
- Odpowiedzi: 453
- Odsłony: 72228
Mimika Tiernana nie była szczególnie czytelna z dna tego niewielkiego zbiornika, więc Lykke nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo męczy go przebywanie w wodzie. Nigdy zresztą nie przemknęło jej przez myśl, że ktoś mógłby źle znosić jakikolwiek żywioł, nawet jeśli do niego nie należał.
~Śliczne imię, dobrze leży na języku~ przyznała, chwilę po jego ostatnim pytaniu, jakby potrzebowała paru oddechów, żeby pojąć swoją sytuację i móc ją jeszcze przystępnie wytłumaczyć. Miano zaś rzeczywiście jej się podobało, więc wymówiła je wcześniej pod wodą, żeby sprawdzić w jaki sposób jej mięsień poznawczy układa się podczas dobierania poszczególnych dźwięków. Ciekawe czy było jedynie dobrze brzmiącym zlepkiem, tak jak jej imię, czy oznaczało coś konkretnego.
~Bolą mnie kostki, ponieważ zaklinowały się pomiędzy dwoma kamieniami. Wygląda na to, że nie sprawiłam na nich dobrego wrażenia i teraz się mszczą, a ja nie jestem w pozycji dogodnej do przeprosin~ wyjaśniła nie zmieniwszy łagodnego tonu i znów poruszyła kończynami, starając się je wyswobodzić.
~Mógłbyś pomóc, jeżeli chcesz, choć nie wiem w jaki sposób, ponieważ nie wiem jak to wygląda z twojej perspektywy~
A wyglądało tak, że kostki utknęły w nierównej szczelinie, której ściany zgniatały łuskę. Gdyby jej nie było, niechroniona skóra już dawno zostałaby nacięta, ale nawet najgładsza i najmniej widoczna forma ochrony potrafiła zdziałać cuda. Ogon smoczycy, leżał zaraz za kończynami, na jednym z łbów więżących je potworów. Gdyby nie zdolności mówiących gadów, do interpretacji obrazu, można by przysiąc, że na jego końcu, tam gdzie powinna znajdywać się wytrzymała płetwa, uczepia była meduza, której ciało poza wodą wyglądało jak rozlana na powierzchni kamienia galareta.
~Czy twoje imię coś oznacza?~ dopytała, nie mogąc si,ę powstrzymać, zanim zdążył określić, czy w ogóle zamierza jej pomóc.
~Śliczne imię, dobrze leży na języku~ przyznała, chwilę po jego ostatnim pytaniu, jakby potrzebowała paru oddechów, żeby pojąć swoją sytuację i móc ją jeszcze przystępnie wytłumaczyć. Miano zaś rzeczywiście jej się podobało, więc wymówiła je wcześniej pod wodą, żeby sprawdzić w jaki sposób jej mięsień poznawczy układa się podczas dobierania poszczególnych dźwięków. Ciekawe czy było jedynie dobrze brzmiącym zlepkiem, tak jak jej imię, czy oznaczało coś konkretnego.
~Bolą mnie kostki, ponieważ zaklinowały się pomiędzy dwoma kamieniami. Wygląda na to, że nie sprawiłam na nich dobrego wrażenia i teraz się mszczą, a ja nie jestem w pozycji dogodnej do przeprosin~ wyjaśniła nie zmieniwszy łagodnego tonu i znów poruszyła kończynami, starając się je wyswobodzić.
~Mógłbyś pomóc, jeżeli chcesz, choć nie wiem w jaki sposób, ponieważ nie wiem jak to wygląda z twojej perspektywy~
A wyglądało tak, że kostki utknęły w nierównej szczelinie, której ściany zgniatały łuskę. Gdyby jej nie było, niechroniona skóra już dawno zostałaby nacięta, ale nawet najgładsza i najmniej widoczna forma ochrony potrafiła zdziałać cuda. Ogon smoczycy, leżał zaraz za kończynami, na jednym z łbów więżących je potworów. Gdyby nie zdolności mówiących gadów, do interpretacji obrazu, można by przysiąc, że na jego końcu, tam gdzie powinna znajdywać się wytrzymała płetwa, uczepia była meduza, której ciało poza wodą wyglądało jak rozlana na powierzchni kamienia galareta.
~Czy twoje imię coś oznacza?~ dopytała, nie mogąc si,ę powstrzymać, zanim zdążył określić, czy w ogóle zamierza jej pomóc.
- 28 cze 2017, 23:53
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Źródło rzeki
- Odpowiedzi: 453
- Odsłony: 72228
Nadlatującą w jej kierunku łapę potraktowała katatonicznym unikiem, prędzej efektywnym w jej czaszce, niż rzeczywistości. Jasne pazurki pacnęły ją w spód cienkiej szczęki, wystawionej w kierunku tafli, ale zamiast się w nią wbić, cofnęły się szybko, jakby ich właściciela coś spłoszyło. Jeśli był to sam fakt, że chodzi po czyimś łbie, to bardzo dobrze.
Nim zdecydowała zmaterializować swoją wolę ruchu, w wodę plasnął łeb stworzenia, które zaczęło przemawiać do niej w jakimś zagadkowym języku. Mówienie, mimo całego uwielbienia jakim obdarzała wodę, było zdecydowanie wygodniejsze na powierzchni, gdzie było wyraźne i rozchodziło się w powietrzu na krótki, ale wystarczający dystans. Smoczyca obdarowała nieznajomego pytającym spojrzeniem, a potem zerknęła powoli w kierunku swoich tylnych łap, które przebijały taflę od dołu, na wysokości jej kolan.
–Nie topię się– przelała do jego umysłu, uznając to za pewniejszą metodę kontaktu. Usłyszała jego wrzask z powierzchni, więc rozumiała jego zdenerwowanie. Zorientowała się już, że lądowe stworzenia nie są w stanie przyswajać tlenu z wody, więc ciemny musiał pomyśleć, że jej tyczył się podobny problem
–Nie jest to w prawdzie pozycja, w jakiej znalazłam się umyślnie, ale poza bólem w kostkach, nie ma sytuacji zagrożenia życia– Po tym oświadczeniu, wyraźnie spokojnym i flegmatycznym, jakby dopiero się przebudziła, spróbowała zgiąć nogi, żeby wydostać je ze szczeliny. Palce rozszerzyły się w wysiłku, napinając rozciągniętą między nimi, granatową błonę, a potem znów zgięły, kurcząc przy gładkiej powierzchni stopy. Poczuła drobne osunięcie, ale rezultatem nie było uwolnienie, a pojawienie się pulsującego bólu w jednej z pięt, którą musiała zaklinować mocniej w tej agresywnej skale. Prośba o pomoc przemknęła jej przez myśl, ale zamiast takową sformułować, skupiła się na manewrowaniu w miejscu tylnymi kończynami, żeby je jakoś wyślizgnąć.
–Jestem Lykke, a ty jak się nazywasz? Mogę cie słyszeć również z powierzchni, jeśli będziesz mówił wystarczająco głośno– nie przywykła jeszcze by pytać o imiona – a tym bardziej się przedstawiać – ponieważ w Społeczności nie było to konieczne, ale w obecnych warunkach, dopytanie o nie, wydało jej się bardzo odpowiednie.
Nim zdecydowała zmaterializować swoją wolę ruchu, w wodę plasnął łeb stworzenia, które zaczęło przemawiać do niej w jakimś zagadkowym języku. Mówienie, mimo całego uwielbienia jakim obdarzała wodę, było zdecydowanie wygodniejsze na powierzchni, gdzie było wyraźne i rozchodziło się w powietrzu na krótki, ale wystarczający dystans. Smoczyca obdarowała nieznajomego pytającym spojrzeniem, a potem zerknęła powoli w kierunku swoich tylnych łap, które przebijały taflę od dołu, na wysokości jej kolan.
–Nie topię się– przelała do jego umysłu, uznając to za pewniejszą metodę kontaktu. Usłyszała jego wrzask z powierzchni, więc rozumiała jego zdenerwowanie. Zorientowała się już, że lądowe stworzenia nie są w stanie przyswajać tlenu z wody, więc ciemny musiał pomyśleć, że jej tyczył się podobny problem
–Nie jest to w prawdzie pozycja, w jakiej znalazłam się umyślnie, ale poza bólem w kostkach, nie ma sytuacji zagrożenia życia– Po tym oświadczeniu, wyraźnie spokojnym i flegmatycznym, jakby dopiero się przebudziła, spróbowała zgiąć nogi, żeby wydostać je ze szczeliny. Palce rozszerzyły się w wysiłku, napinając rozciągniętą między nimi, granatową błonę, a potem znów zgięły, kurcząc przy gładkiej powierzchni stopy. Poczuła drobne osunięcie, ale rezultatem nie było uwolnienie, a pojawienie się pulsującego bólu w jednej z pięt, którą musiała zaklinować mocniej w tej agresywnej skale. Prośba o pomoc przemknęła jej przez myśl, ale zamiast takową sformułować, skupiła się na manewrowaniu w miejscu tylnymi kończynami, żeby je jakoś wyślizgnąć.
–Jestem Lykke, a ty jak się nazywasz? Mogę cie słyszeć również z powierzchni, jeśli będziesz mówił wystarczająco głośno– nie przywykła jeszcze by pytać o imiona – a tym bardziej się przedstawiać – ponieważ w Społeczności nie było to konieczne, ale w obecnych warunkach, dopytanie o nie, wydało jej się bardzo odpowiednie.
- 28 cze 2017, 22:42
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Źródło rzeki
- Odpowiedzi: 453
- Odsłony: 72228
Nim dotarła do miejsca, gdzie nurt zwalniał, przechadzała się obok rzeki, śledząc wzrokiem fale rozbijające się o kamienie. Ten widok kojarzył jej się z burzą, której doświadczyła, ale w zabawnej, zminiaturyzowanej wersji. Był to już drugi, trzeci lub może czwarty dzień jej obecności na lądzie. Nie potrafiła jednoznacznie określić, ponieważ czas przenikał przez błonę pomiędzy palcami, nie dając się ujarzmić. Smoczyca dobrze radziła sobie z zapamiętywaniem nieskończonej ilości faktów na temat smoków albo interesujących ją tematów, ale osadzenie siebie w konkretnym przedziale czasowym, nigdy jej nie wychodziło. Wcześniej nie miała wielu okazji, żeby się tym szczególnie przejąć, ale teraz, zwróciwszy uwagę na nową myśl, zorientowała się, że w mgnieniu ślepia może nowymi zainteresowaniami wyprzeć zarówno dzień, w którym oddaliła się od Społeczności jak i samą Społeczność. Nie podobała jej się ta wizja, więc postanowiła sama dla siebie, że w najbliższym czasie gdzieś uwieczni pamięć o rodzinie, żeby jej nigdy nie umknęła. Teraźniejszość była ważna, oczywiście, ale nie ja-
Potknęła się nagle, następując na śliski kamień, z którego nieprzystosowana do zachowywania równowagi łapa, ześlizgnęła się, jak rybka z języka. Ciało niezgrabnej smoczycy runęło oczywiście zaraz za nią, przez co morska znów znalazła się w otoczeniu swojego żywiołu. Szczęśliwym trafem było to właśnie miejsce, w którym rzeka nie darła już jak szalona, a spokojnie omijała kamyczki, których szare łby wynurzały się z tafli.
Otworzyła ślepia i przesunęła wzrokiem po krajobrazie przed sobą. Nie od razu zorientowała się, że leży do góry nogami, z giczałami na wierzchu, zaklinowanymi o dwa, z wierzchu już nie tak pięknie oszlifowane kamienie. Dziwne uczucie. Wyprostowała przednie kończyny i zorientowała się, że jest tu całkiem płytko, bowiem pazury są w stanie wydostać się na powierzchnię. Niewiele jej to dawało.
Mogła zacząć szaleńczo wymachiwać łapkami, licząc że wzruszona jej wysiłkami grawitacja sama zdecyduje się podnieść jej ciało, ale nie zrobiła tego, tak samo jak niczego innego, a przynajmniej nie w kierunku uwolnienia się z tej niekomfortowej pozycji. Leżała w prawdzie oparta na głowie i barkach, które podpierał z tyłu jakiś kamień, z tylnymi łapy, tkwiącymi w ścisku obok siebie, pomiędzy dwoma kamieniami, ale to nie oznaczało, że nie mogła teraz poświęcić chwili na medytację.
Nie zamykała ślepi, ponieważ pod wodą i tak były zawsze nawilżone, a ją relaksował widok... brudu? W morzu go nie było, przynajmniej nie w takiej ilości, ale mniejsza o to.
Potknęła się nagle, następując na śliski kamień, z którego nieprzystosowana do zachowywania równowagi łapa, ześlizgnęła się, jak rybka z języka. Ciało niezgrabnej smoczycy runęło oczywiście zaraz za nią, przez co morska znów znalazła się w otoczeniu swojego żywiołu. Szczęśliwym trafem było to właśnie miejsce, w którym rzeka nie darła już jak szalona, a spokojnie omijała kamyczki, których szare łby wynurzały się z tafli.
Otworzyła ślepia i przesunęła wzrokiem po krajobrazie przed sobą. Nie od razu zorientowała się, że leży do góry nogami, z giczałami na wierzchu, zaklinowanymi o dwa, z wierzchu już nie tak pięknie oszlifowane kamienie. Dziwne uczucie. Wyprostowała przednie kończyny i zorientowała się, że jest tu całkiem płytko, bowiem pazury są w stanie wydostać się na powierzchnię. Niewiele jej to dawało.
Mogła zacząć szaleńczo wymachiwać łapkami, licząc że wzruszona jej wysiłkami grawitacja sama zdecyduje się podnieść jej ciało, ale nie zrobiła tego, tak samo jak niczego innego, a przynajmniej nie w kierunku uwolnienia się z tej niekomfortowej pozycji. Leżała w prawdzie oparta na głowie i barkach, które podpierał z tyłu jakiś kamień, z tylnymi łapy, tkwiącymi w ścisku obok siebie, pomiędzy dwoma kamieniami, ale to nie oznaczało, że nie mogła teraz poświęcić chwili na medytację.
Nie zamykała ślepi, ponieważ pod wodą i tak były zawsze nawilżone, a ją relaksował widok... brudu? W morzu go nie było, przynajmniej nie w takiej ilości, ale mniejsza o to.
- 28 cze 2017, 15:42
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Jezioro
- Odpowiedzi: 938
- Odsłony: 148640
Zaprzeczył? To takim razie musiało oznaczać, że woda dawała mu chłód, którego potrzebował, aby sprowadzić temperaturę ciała do umiarkowanie ciepłej, lub odwrotnie, to właśnie ciecz go rozgrzewała.
Po namyśle doszła do wniosku, że równie prawdopodobny jest też trzeci wariant, w którym smoczę po prostu zignorowało jej pytanie. Nieładnie z jednej strony, z drugiej też nic takiego, żeby się o to gniewać.
Nie przymknąwszy ślepi ani razu, wpatrywała się w energiczny taniec młodego, śledząc na przemian ruch jego łap, które jakimś cudem utrzymywały ciało w stanie równowagi. To zapewne nic nadzwyczajnego dla pisklęcia, które urodziło się w ten sposób, ale musiała przyznać, że zabawnie jest obserwować, jako czworonożne stworzenie, ledwie stawiające kroki, tego wyrostka, balansującego bez problemu na dwóch.
–To co robię? To znaczy pływam?– czyli potwierdziło się przypuszczenie, że samczyk nie posiadał tej umiejętności. To podkreślało jedynie jak odmienne od siebie były Głębia i Ląd.
–Nie potrafisz pływać, ponieważ nigdy nie próbowałeś. Musisz w tym celu wejść do wody i wyczuć, czego wymaga od ciebie twoje ciało, aby się w niej utrzymać– skoro ona mniej więcej przyswoiła chodzenie, to i ten mały nie powinien mieć problemu z nowym żywiołem.
–Zanurz się to zobaczysz jakie to łatwe– dorzuciła zachęcająco i odrobinę się cofnęła, uważając że musi ustąpić mu miejsca. Jeszcze nikogo nigdy nie nauczała, bo w Społeczności tę rolę przejmowali starsi, ale nie sądziła, że to może być coś trudnego.
Z jakiegoś powodu to iż lądowi nie oddychają pod wodą, nie wydawało jej się oczywiste.
Po namyśle doszła do wniosku, że równie prawdopodobny jest też trzeci wariant, w którym smoczę po prostu zignorowało jej pytanie. Nieładnie z jednej strony, z drugiej też nic takiego, żeby się o to gniewać.
Nie przymknąwszy ślepi ani razu, wpatrywała się w energiczny taniec młodego, śledząc na przemian ruch jego łap, które jakimś cudem utrzymywały ciało w stanie równowagi. To zapewne nic nadzwyczajnego dla pisklęcia, które urodziło się w ten sposób, ale musiała przyznać, że zabawnie jest obserwować, jako czworonożne stworzenie, ledwie stawiające kroki, tego wyrostka, balansującego bez problemu na dwóch.
–To co robię? To znaczy pływam?– czyli potwierdziło się przypuszczenie, że samczyk nie posiadał tej umiejętności. To podkreślało jedynie jak odmienne od siebie były Głębia i Ląd.
–Nie potrafisz pływać, ponieważ nigdy nie próbowałeś. Musisz w tym celu wejść do wody i wyczuć, czego wymaga od ciebie twoje ciało, aby się w niej utrzymać– skoro ona mniej więcej przyswoiła chodzenie, to i ten mały nie powinien mieć problemu z nowym żywiołem.
–Zanurz się to zobaczysz jakie to łatwe– dorzuciła zachęcająco i odrobinę się cofnęła, uważając że musi ustąpić mu miejsca. Jeszcze nikogo nigdy nie nauczała, bo w Społeczności tę rolę przejmowali starsi, ale nie sądziła, że to może być coś trudnego.
Z jakiegoś powodu to iż lądowi nie oddychają pod wodą, nie wydawało jej się oczywiste.
- 26 cze 2017, 17:32
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Jezioro
- Odpowiedzi: 938
- Odsłony: 148640
Smoczyca nie znała zjawiska schładzania się, ponieważ temperatura powierzchni jeszcze nigdy nie była dla niej dokuczliwa. Płacz rzekł jednak, że bywają tu pory bardzo nieprzyjemne, stąd Lykke domyśliła się, dzięki tej dziwnej odpowiedzi, jaki był cel smoczęcia.
–Masz na myśli "za ciepło"?– upewniła się łagodnym tonem. Jej głos był niski i nosowy, ale wciąż zachowujący pisklęcą nutę. Lykke nie przejmowała się najwyraźniej, że to przez nią, młodszy osobnik się spłoszył, choć niewątpliwie to zauważyła, czego trudno byłoby nie dokonać, przy jego gwałtownej reakcji.
Uznała zapewne, że nie ma sensu przepraszać, a jedynie utrzymać wobec niego przyjazne usposobienie, które przekona go, co do jej nie wrogich intencji. Zjechała wzrokiem od jego szyi wzdłuż tułowia, przeskakując gałkami mechanicznie między jedną a drugą turkusową kropką, aż jej ślepia znowu nie odnalazły malinowego pyszczka. Do swojego pytania w odruchu chciała dorzucić podobne syknięcie, ale nie znała zwyczajów na tyle, żeby wiedzieć czy jest to rodzaj rozpoczęcia rozmowy, czy okazana wrogość.
–Boisz się wody?– dorzuciła, podpływając odrobinkę bliżej, ledwie poruszywszy szyją, jak jakiś tajemniczy wąż morski. Jeśli smoczęciu nie odpowiadała temperatura – był to nieco pochopny wniosek, ale najwyżej zostanie poprawiona – a mimo to nie decydowało się na zwilżenie całego ciała, istniała szansa, że obawiało się jeziora. A może nawet nie potrafiło pływać? Skoro dla lądowych chodzenie było oczywiste, a ona jako morskie stworzenie nie potrafiła go ogarnąć, może z pływaniem było podobnie dla nich? Właściwie strach i niewiedza pokrywały się, więc mogła mieć rację w obu przypuszczeniach. O ile rzeczywiście chłodził się, tak jak założyła, a nie po prostu rzucił pierwsze co mu przyszło na myśl.
–Masz na myśli "za ciepło"?– upewniła się łagodnym tonem. Jej głos był niski i nosowy, ale wciąż zachowujący pisklęcą nutę. Lykke nie przejmowała się najwyraźniej, że to przez nią, młodszy osobnik się spłoszył, choć niewątpliwie to zauważyła, czego trudno byłoby nie dokonać, przy jego gwałtownej reakcji.
Uznała zapewne, że nie ma sensu przepraszać, a jedynie utrzymać wobec niego przyjazne usposobienie, które przekona go, co do jej nie wrogich intencji. Zjechała wzrokiem od jego szyi wzdłuż tułowia, przeskakując gałkami mechanicznie między jedną a drugą turkusową kropką, aż jej ślepia znowu nie odnalazły malinowego pyszczka. Do swojego pytania w odruchu chciała dorzucić podobne syknięcie, ale nie znała zwyczajów na tyle, żeby wiedzieć czy jest to rodzaj rozpoczęcia rozmowy, czy okazana wrogość.
–Boisz się wody?– dorzuciła, podpływając odrobinkę bliżej, ledwie poruszywszy szyją, jak jakiś tajemniczy wąż morski. Jeśli smoczęciu nie odpowiadała temperatura – był to nieco pochopny wniosek, ale najwyżej zostanie poprawiona – a mimo to nie decydowało się na zwilżenie całego ciała, istniała szansa, że obawiało się jeziora. A może nawet nie potrafiło pływać? Skoro dla lądowych chodzenie było oczywiste, a ona jako morskie stworzenie nie potrafiła go ogarnąć, może z pływaniem było podobnie dla nich? Właściwie strach i niewiedza pokrywały się, więc mogła mieć rację w obu przypuszczeniach. O ile rzeczywiście chłodził się, tak jak założyła, a nie po prostu rzucił pierwsze co mu przyszło na myśl.
- 26 cze 2017, 12:46
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Jezioro
- Odpowiedzi: 938
- Odsłony: 148640
Ich zbiorniki różniły się od rodzimych. Nie wszędzie była w stanie dostrzec dno, ale z reguły nie znajdywało się ono daleko od tafli, więc czuła się troszkę przytłoczona, jakby woda w której płynie, była jedynie niechcianym skrawkiem przestrzeni, miażdżonym od dołu przez ziemię i od góry, przez powietrze. Wiedziała oczywiście, że była to w głównej mierze kwestia braku przyzwyczajenia i że z czasem podobne poczucie klaustrofobii minie, więc pogłębianie się we własnym dyskomforcie było właściwie niedorzeczne, aaale nie chciała też lekceważyć sygnałów umysłu, więc w umiarkowanym stopniu dopuszczała do siebie tę tymczasową niewygodę. Wyruszyła dzielnie na poznanie terenów, choć nie do końca pewna jak odróżni granice między jednym a drugim stadem. Będzie musiała zachować w tej kwestii ogromną ostrożność, aby nikogo nie urazić.
Wynurzyła się spontanicznie na środku jeziora i z daleka dostrzegła pewne jaskrawo umaszczone stworzenie. Jeszcze nie miała styczności ze smokami o dwóch łapach, ale dotąd i tak każdy wyglądał inaczej, więc kolejna odmiana niespecjalnie ją zdziwiła. W sensie... może gdyby spotkała tego panicza później, prędzej dałaby ponieść się zaskoczeniu, ale teraz co rusz coś ją dziwiło, więc wolała zawczasu uspokajać swoje przyspieszone serduszko.
Zanurzyła się ponownie, a potem zlewając z kolorem dna, podpłynęła niezauważalnie do nieznajomego. Nie miała problemu z nawiązywaniem kontaktów, bo wszystkich z miejsca postanowiła traktować jak rodzinę.
–Co robisz?– zapytała znienacka, wynurzając łeb, jakiś ogon od smoka, gdzie jezioro było już na tyle głębokie iż nie dało się sięgnąć dna, może ze względu na jakiś uskok terenu.
Jej podłużny bezrogi pysk, z nozdrzami osadzonymi jakoś dziwnie, z dala od jego końca, nie kojarzył się zbytnio ze smoczym, ale możliwe że nieznajomy także powoli przywykł do różnych dziwactw.
Nie rozmawiała jeszcze nigdy z pisklęciem, ponieważ ze swoim rodzeństwem dorastała na równi, a będąc młodym, nie zapamiętywało się aż tak, zachowań krewnych. Czy między takimi podrostkami, a dorosłymi była jakaś różnica, poza oczywistymi brakami w wiedzy?
Samiczy głos wydawał się przyjazny, ale z tego krótkiego pytania, jeszcze niewiele danych dało się wyciągnąć. Podobnie jak z zachowania tego koralowego stworzonka. Po co tak podskakiwało?
Wynurzyła się spontanicznie na środku jeziora i z daleka dostrzegła pewne jaskrawo umaszczone stworzenie. Jeszcze nie miała styczności ze smokami o dwóch łapach, ale dotąd i tak każdy wyglądał inaczej, więc kolejna odmiana niespecjalnie ją zdziwiła. W sensie... może gdyby spotkała tego panicza później, prędzej dałaby ponieść się zaskoczeniu, ale teraz co rusz coś ją dziwiło, więc wolała zawczasu uspokajać swoje przyspieszone serduszko.
Zanurzyła się ponownie, a potem zlewając z kolorem dna, podpłynęła niezauważalnie do nieznajomego. Nie miała problemu z nawiązywaniem kontaktów, bo wszystkich z miejsca postanowiła traktować jak rodzinę.
–Co robisz?– zapytała znienacka, wynurzając łeb, jakiś ogon od smoka, gdzie jezioro było już na tyle głębokie iż nie dało się sięgnąć dna, może ze względu na jakiś uskok terenu.
Jej podłużny bezrogi pysk, z nozdrzami osadzonymi jakoś dziwnie, z dala od jego końca, nie kojarzył się zbytnio ze smoczym, ale możliwe że nieznajomy także powoli przywykł do różnych dziwactw.
Nie rozmawiała jeszcze nigdy z pisklęciem, ponieważ ze swoim rodzeństwem dorastała na równi, a będąc młodym, nie zapamiętywało się aż tak, zachowań krewnych. Czy między takimi podrostkami, a dorosłymi była jakaś różnica, poza oczywistymi brakami w wiedzy?
Samiczy głos wydawał się przyjazny, ale z tego krótkiego pytania, jeszcze niewiele danych dało się wyciągnąć. Podobnie jak z zachowania tego koralowego stworzonka. Po co tak podskakiwało?












