Znaleziono 13 wyników

autor: Wunundufali
07 wrz 2017, 16:02
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1031
Odsłony: 109107

Na wieść, że samiec jest łowcą, pustynny uśmiechnął się skromnie. W jego głowie zaczęły przewijać się wspomnienia o tym jak i on polował kiedyś na zdobycz. Nie byłoby to takie złe, gdyby nie fakt, że musiał to robić dla całej rodziny, a nie tylko dla siebie. Jednakże pytanie, które wcześniej zadał. Nie odpowiedział na nie jakby je celowo zignorował. Mimo to doskonale je słyszał i zastanawiał się jedynie, czy powiedzieć mu prawdę, czy trzymać to dla siebie. Stwierdził, że powie i gdy tylko otworzył lekko pysk zaniemówił. Nie potrafił. Nie był w stanie wypowiedzieć żadnego słowa na temat jegorodziny. Po chwili przełknął ślinę i tym razem przemówił. Stonowanym głosem wymyślił drugą prawdę. Prawdę, która będzie prawdą dla smoków, które pytają. Bowiem jak odróżnić prawdę od kłamstwa, gdy nie odróżnia się życia od snu? Zaczął niepotrzebnie rozmyślać, a miał to być zwykły odpoczynek przy stawie.-Te kule światła...to tak naprawdę żywe ogniki, którym tylko za pomocą maddary i popchnięć powietrzem nadaję kierunek lotu. Jednakże ich świadomość nie jest tak transparentna. Nie jesteśmy w sanie zrozumieć ich sensu istnienia. Wydają się pojawiać tylko wtedy, gdy ktoś naprawdę ich potrzebuje.-powiedział beznamiętnie swym lekko skrzypiącym głosem. Widząc jednak jak samiec nie dostrzega piękna gwiazd odbijających się na tafli wody, Wunundu'fali westchnął tylko cicho i zaczął jeść. Smoka ślepego na piękno nie nauczy sięjak postrzegać świat piękniejszym. Dlatego wykorzystał tylko fakt iż ma co jeść, i jadł . Po chwili nie zostało już nic za wyjątkiem gołych kości, które zamierzał wykorzystać do ozdobienia swojego lokum. Prawdopodobnie i tak się więcej nie zobaczą. A jeśli tak, to do tego czasu musi siętrochę podszkolić, aby złotołuski nie był w stanie być zagrożeniem dla planów pustynnego.
autor: Wunundufali
31 sie 2017, 20:34
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1031
Odsłony: 109107

Gdy tylko złotołuski przysiadł, Wunundu'fali uśmiechnął się. Już został kupiony, chociaż jeszcze o tym nie wie. Jego radość jednak musiała pozostać niezauważalna, więc wciąż siedząc bez wyrazu spoglądał na jezioro. Gdy wspomniał jednak o jego nietypowym wyglądzie uśmiechnął się. Jak on może wydawać się odmienny dla smoków tak różnorodne jak te tutaj. Nie ma wąsów, piór, futra, ani cudacznych grzyw. No, ale nie zamierzał wdawać się w dyskusje na ten temat. Nie to było na ten moment ważne. Spojrzał na złotołuskiego i powiedział do niego swym skrzypliwym głosem-Spójrz na staw. A potem zerknij w przebijające sięprzez konary drzew niebo.-powiedział, po czym patrząc na staw stworzył malutkąkulę światła rozświetlającą wodę swym zielonkawym kolorem, która wydawałoby się wynurza się spod dna i nie burząc wody unosi się ku górze niczym bańka powietrza. Gdy unosiła sięku górze, w pewnym momencie zniknęła. Smok ponownie się uśmiechnął, po czym spojrzał na samca. Nie spuszczając z niego wzroku stworzył na nowo kulę. Tym razem koloru fioletowego. Zdawała się nadlatywać nieprzewidywalnymi falami zza pleców smoka, aby po chwili wylądować na mięsie, które miał przy sobie.-Głupio mi o to prosić, ale czy mógłbyś odstąpić mi nieco mięsa? Jestem nowy i wciąż jeszcze nieobeznany w tutejszej zwierzynie. Rzecz jasna za wszystko się odwdzięczę.-powiedział ze spokojem w głosie, choć wenętrznie czuł sięmocno ośmieszony i skompromitowany. Czuł się niedołężnie, a przecież w przeszłości polował za czterech.
autor: Wunundufali
31 sie 2017, 11:26
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1031
Odsłony: 109107

Przestrzeń osobista. Czy on słyszał o czymś takim w ogóle? Widzi, że ostrza latają wszędzie wokół a ten tak po prostu podchodzi. Może jakiś upośledzony jest? Jego łeb obrócił się w jego stronę, a ten skomplementował jego twór. Taa...tylko po co? Chciał przyjaciela? Jeżeli tak to zle trafił. Jak i po raz kolejny smok, który jest od niego młodszy się przed nim nie kłania. Naprawdę trzeba będzie nauczyć tutejszych smoków manier. Jego spojrzenie przeszywało złotołuskiego, po czym odrzekł.-Dzięki. A po co tu przyszedłeś?-powiedział, po czym dostrzegł, że smok ma przy sobie niemałą ilość jedzenia. Szkoda, że nie dostrzegł tego wcześniej. Dobra. Trzeba być miłym, to może poczęstuje. Po chwili młody smok zaczął podchodzić do niego jeszcze bliżej. Trzeba poczekać, aż się przysiądzie. Ale chyba trzeba go jakoś zachęcić. Dodał więc swym lekko skrzypiącym i małosympatycznym głosem, jednakże z namalowanym lekkim uśmiechem na pysku.-Chodz. Nie bój się. Pokażę ci coś.-powiedział, po czym spojrzał na środek niewzburzonego stawu i na odbijające sięw nim gwiazdy. Chciał pokazać mu najpiękniejsze z nich i trochę poznać. Może uda sięgo kiedyś zwabić do siebie i pomóc stadu. Wyglądał na wytrzymałego i zarazem bardzo zręcznego smoka. Jego łapy stawiały kroki niemalże bezszelestnie, a oczy były cały czas czujne. To dobrze. Nie potrzebował byle truchła, a dorodnego okazu.
autor: Wunundufali
14 sie 2017, 16:30
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Aleja Zakochanych
Odpowiedzi: 537
Odsłony: 65523

Gdy tylko grzywiasty smok podszedł, Wun usiadł przed nim zadyszany i zmęczony trningiem. Brzmiał dość przyjaznie i tak też samiec pragnął odpowiedzieć. Co prawda szczere uśmiechanie mu nie wychodziło, ale mimo to zrobił to. Nie była to może jego naturalna reakcja, ale chciał pokazać, że jest pozytywnie nastawiony.-Nie. Nikt nie powiedział, ale można było się tego spodziewać opuszczając swój dom. Usiądz obok jeżeli chcesz.-dodał po czym spojrzał w niebo. Było piękne i czyste Wtedy też smok się przedstawił, a pustynny patrząc cały czas na błękitny kres dodał-O tak. Tam skąd pochodzę maniery i zasady są najważniejsze.powiedział, by po chwili lekko zaśmiać się pod nosem z powodu wspomnień.-W moich stronach o tej porze widać było już gwiazdy. Nawet te, których tutaj nie widać w nocy.-dodał patrząc na samca i jego grzywę. Nie jest pierwszym smokiem, którego spotkał z takim włosiem. Jednakże u samiczki, którął mijał przekraczając barierę wyglądało to bardziej naturalnie. Po spokojnej wymianie słów, smok położył się opierając o łokcie, aby było mu wygodniej. Siedzenie na dłuższą metę nie było wygodne, zwłaszcza, że mięśnie były zmęczone po tygodniowym treningu.-Tak. Nazywam się Wunundu'fali. Oznacza to Białego Krokodyla. To na cześć gwiazdy, która w dniu mego przebudzenia świeciła najmocniej.-powiedział, po czym ziewnął. Nie był śpiący, a zmęczony. Miło mu się ze smokiem rozmawiało. Pomimo nieprzyjemnego początku. Był wychowany i spokojny. Gdyby jeszcze podzielał z nim pasję, byłoby cudownie.-Słuchaj Tiernanie. Czy nie posiadasz może czerwonej siostry?-spytał kierując swe ślepia w jego stronę. Ciekawe jak zareaguje. Będzie wybuchowy, czy spyta o niąze spokojem. Wnioskując po tym gdzie była, raczej nie ujrzy jej ponownie. Ciekawe czy wie o jej ucieczce.
autor: Wunundufali
11 sie 2017, 10:36
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Sosnowy Bór
Odpowiedzi: 294
Odsłony: 43341

Stało się. Gdy tylko przybyła serce samcowi zabiło mocniej. Przywódca stada Cieni. Przywódca jakikolwiek, który wie co siętutaj dzieje. Gdy widział ją jeszcze na niebie, smoka przeszły ciarki. Śmierć. To słowo przyszło samcowi jako pierwsze do łba. Ciemna sylwetka zniżająca swój lot na niebie i przecinająca chmury z pewnością jakiej potrzeba aby władać. Po chwili wylądowała, a samiec patrząc znieruchomiał. Była znacznie mniejsza od Wiwerny, która ją wezwała. Na dodatek nie wyglądała wcale groznie. Może jest świetnym strategiem. Nie będzie jednak tym razem sprawdzał. Prędzej czy pózniej wyjdzie prawda z worka. Jedno trzeba przyznać. Smok zawiódł się widokiem przywódcy. Jednak maniery, to maniery. Gdy tylko wylądowała przed nimi, i się przywitała, smok ponowił ukłon, który złożył Zmorze. Zniżył nisko łeb, wyciągając do przodu lewą przednią kończynę i prostując ją, tak jak wymagała jego etykieta. Pokłon należał się wręcz podwójnie. Za rangę i za wiek. Gdy wyprostował się i oczy smoków się skrzyżowały, ten odpowiedział na jej pytanie.-Witaj. Jestem Wunundu'fali. Po Waszemu Biały Krokodyl. Przybyłem z pustyni Fung Maja oddalonej stąd o wiele księżyców i podążając za gwiazdami dotarłem tutaj. Chcialem się z Tobą spotkać, gdyż nie jestem obeznany w tutejszych zwyczajach i normach. Chciałem więc cię spytać, czy smok poszukujący prawdy i nauki znajdzie w tym świecie miejsce dla siebie. Jeżeli macie jakichś zielarzy, czy kwiecistów, chciałbym u nich pobierać lekcje. Zapewniam, że moje zamiary nie są szkodliwe.-powiedział, cały czas będąc lekko pochylonym, aby pokazać swą uległość. Czy smoczyca będzie wyrozumiała i będzie chciała dla samca dobrze, czy też skarze go do stada, w którym lekcji brać nie będzie mógł, się okaże. Wszystko albo nic. Zawsze musi być ryzyko, a ostatnimi czasy jest stanowczo zbyt częste.

//ZT
autor: Wunundufali
08 sie 2017, 17:29
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Aleja Zakochanych
Odpowiedzi: 537
Odsłony: 65523

Zająwszy siętreningiem, samiec wręcz nie dostrzegł pierzastoskrzydłego przybysza. Jednakże gdy tylko się wydarł, od razu zwrócił łeb w jego stronę i wylądował nieopodal niego. Zatrzymał się jednak w dość sporej odległości, gdyż nie miał ochoty zbytnio na bliskie spotkania. Dostrzegł, że smok posiada cośniespotykanego. Długą grzywę, jakiej nigdy u żadnego smoka nie widział. Wyglądał z nią komicznie. Nie potrafił wręcz opanować się przed parsknięciem, a uśmiech malował się od ucha do ucha. Gdy Wun zorientował się, że samiec, którego widzi nie jest w stanie mu zrobić raczej krzywdy, podszedł bliżej bacznie mierząc go wzrokiem. Był zdrowy, zadbany i...nietypowy. Idealny okaz, aby go zbadać. Gdy się w niego wpatrywał dostrzegł w nim coś znajomego. Jakby widział coś takiego już kiedyś. Zanim sięjednak odezwał dbał o maniery i chociaż to on powinien ukłonić się pierwszy, to samiec chociaż skinął łeb w geście dobrych intencji, po czym rzekł.-Witaj. Widzę, że nikomu tu nie potrafią przejść przez gardło miłe słowa.-odpowiedział także ciepłym głosem i przypatrując się smokowi. Miał solidne pierzaste skrzydła, więc widać, że latanie ma opanowane w większym zakresie od niego. Jednakże z pewnością siłą nie mógł mu dorównywać. Nowy smok choć zadbany miał bardzo szczupłe ciało, a na dodatek był dość drobnej budowy. Nie czując zagrożenia ze strony młodziaka, samiec usiadł przed nim i zapytał.-Jak się zwiesz Czupryno?-spytał jakby chciał odpowiedzieć zadziornością na zadziorność, chociaż nie miał zamiaru być zbytnio nieprzyjemny. Był zmęczony pod tygodniowym treningu i nie chciał przerzucać się obelgami. W sumie dobrze, że przyszedł. Trochę odpocznie, a może nawet pomoże w jego badaniach. Wpierw musi jednak znalezć sobie odpowiednie lokum. Ale na to przyjdzie czas. Teraz ważniejsze było poznanie nowego smoka, by wiedzieć z czym ma do czynienia.
autor: Wunundufali
08 sie 2017, 12:36
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Aleja Zakochanych
Odpowiedzi: 537
Odsłony: 65523

Piękna aleja ciągnąca się wzdłuż pionowo wbitych skał. Wyglądała majestatycznie. Skały były porośnięte bluszczem wieczniezielony, a gdzieniegdzie rozciągał się wiciokrzew, który to wciąż kwitł swoimi pięknymi czerwonymi kwiatami zwisającymi w dół. Było to idealne miejsce, aby potrenować. Wszędzie była zieleń, a ziemia była dość miękka, by upadek na nią nie bolał. Dodatkowo rozciągające się skały, które mogły służyć jako idealny cel do wspinaczki, albo przeszkody do ominięcia. Smok nie zastanawiał ani chwili, po czym wybił się z tylnych łap ku górze i uderzył swoimi olbrzymimi skrzydłami i wzniósł się w przestworza. Lubił latać. Z pustyni, z której pochodził latanie było nierozłącznym elementem życia jeżeli chciało się na niej coś znalezć. Z lekka się uśmiechnął i oglądał świat z góry i to jak skały zaczynają maleć w jego oczach. Wiatr, który wiał był jedynie dodatkową pomocą, gdyż mógł korzystać jedynie z prądów powietrza, a samemu szybować na ich przewiewach. Wystarczyło jedno uderzenie, aby smok wzniósł się wysoko ponad wszystko wokół. Jednakże nie chciał. Wyginał swe elastyczne i z lekka chude ciało, aby przypomnieć sobie jak się lata. Słońce, któe świeciło nie było zbyt intensywne, a więc mógł latać w pełnym słońcu, czego nigdy na pustyni nie robił, bo było zbyt gorąco. Na przemian z oddychaniem skrzydła były raz ku górze, raz ku dole. Gdy wyginał swe ciało omijał skały, które się przed nim znajdywały, a gdy tylko był na podobnej wysokości, do ich szczytów, wyciągał łapy i odbijał się od nich, aby wyskoczyć i przeszybować na kolejny szczyt bez niepotrzebnego męczenia się. Wyglądało to z oddali niczym długie skoki z jednej skały na drugą. Smok w ten sposób chciał poćwiczyć trochę dla samego siebie i odprężyć umysł, gdyż nic nie sprawiało, że myślało mu się dobrze, jak wysiłek fizyczny. Gdy tylko zniżał lot, przechodząc w bieg lądował i z wyciągniętymi skrzydłami biegał pomiędzy skałami, aby znalezć jakiś pagórek, lub mniejszą skałę, na którą można było wskoczyć i wybić się w przestworza raz jeszcze. Od czasu do czasu próbował wykonywać jakieś nowe techniki, aby sprawdzić, czy potrafi coś z czego nie zdawał sobie sprawy. Gdy tylko jednak chciał zrobić choćby nagłego fikołka w powietrzu, tracił panowanie i upadał, jednakże odzyskując tylko pion machał kilkakrotnie skrzydłami i znów był w powietrzu. Nie była to jednak zabawa. Gdy tu przybył chciał się udoskonalać. Umysłowo jak i fizycznie. Aby w razie niebezpieczeństw być gotowym do obrony, lub chociaż do ucieczki. Może i widział smoki powietrzne i wiwerny, które górują nad nim w lataniu, jednakże z pewnością są tu i osobniki, które z lataniem mają większe problemy. Należy wykorzystywać słabości poszczególnych ras. Dlatego też trzeba ćwiczyć. Po godzinach latania i odbijania się od skał, smok poczuł zmęczenie w skrzydłach. Był zadyszany. Jednakże nie mógł tak po prostu przerwać treningu. Skoro miał siłę jeszcze w łapach, to przerwał lot i wrócił do biegania. Już tym razem bez wznoszenia się w przestworza. Wybijał się jedynie z łap i biegł przed siebie, skręcając gdzieniegdzie gwałtownie wokół skał. Wówczas kręgosłup z ogonem wyginały się na kształt łuku, w kierunku, w którą chciał skręcić. Ogon pracował wraz z tułowiem, a łeb był nisko, na wysokości ciała, aby współtworzyć jeden poziom. Skrzydła tym razem również były złożone i dociśnięte do tułowia, aby nie stwarzały niepotrzebnego oporu. I tak mijał kolejny dzień. Kolejny dzień przystosowania się do nowego świata, w którym dane mu będzie jeszcze jakiś czas pobyć. Nie było łatwo, bowiem ten klimat znacząco różnił się od pustyni, w której spędził większość życia. Tutaj należy inaczej oddychać, inaczej stawiać łapy i inaczej myśleć. Jednakże smok był jeszcze młody. Przystosowanie się było konieczne, a takiemu osobnikowi przychodzi to z łatwością. Musiał jedynie zapamiętać, aby pazury wbijać w ziemię, aby nie ślizgała się łapa podczas wybijania się z niej. To nie piach, w której łapy automatycznie się zagrzebują. Tutaj nie sypie ci się piach po oczach, aby je mrużyć. Lepiej mieć oczy szeroko otwarte, gdyż lepiej widzieć wszystko naokoło. Lepiej aby skrzydła nie były dociśnięte z całych sił do tułowia, aby powietrze miało przewiew i ochładzało trochę brzuch i biodra. I najważniejsze. być zawsze czujnym i nie wierzyć niczemu, czego się nie poznało, a rzeczom poznanym ufać jeszcze mniej. Taką rzeczą był choćby wiatr, który choć poznał doskonale w swoich stronach, tutaj wiał zupełni inaczej. Zupełnie inne wysokości mają różne prądy. Na dodatek nie tylko ciepłe, ale i chłodne, co utrudnia latanie nowoprzybyłemu smokowi. Musiał się ich jeszcze nauczyć. Dlatego przychodził tu ostatnimi czasy codziennie i starał się okiełznać przede wszystkim ten wiatr. Każdego dnia jednak wydawał się być inny. Dlatego nie oszczędzał się. Wznosił się w powietrze codziennie i niemal codziennie uczył się wiatru, aby nawet przechodząc z jednego nurtu powietrza w drugi nie tracić równowagi. Aby tak jak na początku wręcz szybować z wiatrem i by żaden podmuch z naprzeciwka nie zmuszał do wysiłku. Bo gdy do niego dochodziło musiał pracować całym ciałem, aby się z niego wydostać. Ogon, który służył za sternik i pomoc w utrzymaniu równowagi, oraz wielkie skrzydła, które były wręcz idealne do latania, ale nie w przypadku ostrych wiatrów. Był przystosowany do zupełnie innego klimatu, natomiast tutaj jego wszelkie umiejętności musiały liczyć się od zera. Jednakże w końcu mu się udało. Po tygodniu ciężkich ćwiczeń czuł już jak jego mięśnie samoistnie współpracują z przyrodą. Pomimo pulsującego bólu ze zmęczenia, czuł wielką satysfakcję ze swoich osiągnięć. Oby tylko wiatr był wszędzie na terenach stada taki sam. Gdyż nie chciałoby mu się poświęcać teraz kolejnego tygodnia na kolejny trening.
autor: Wunundufali
08 sie 2017, 9:21
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Sosnowy Bór
Odpowiedzi: 294
Odsłony: 43341

Gdy tylko Zmora mówiła o wielu Bóstwach smok uśmiechnął się drwiąco. Był on bowiem ateistą. Nigdy nie miał styczności z żadnym z Bóstw i raczej prędko mieć nie będzie. Wiedział, że roślina ta nie sprawi, że Bóg zacznie istnieć, a jedynie umysł smoka będzie otruty, co sprawi, że będzie on widział i słyszał rzeczy, których normalnie nie ma. Dlatego też odpowiedział jej swym spokojnym i pewnym siebie głosem.-Masz rację. Jest wielu Bogów, ale różnią się oni jedynie imieniem. Częstując się ową rośliną będziesz mogła spotkać się ze swoim własnym. Bowiem nie ma to znaczenia, czy jest to Bogini wojny, czy Bóg błota. Roślina ta umożliwi kontakt z dowolnym Bóstwem, bowiem w rzeczywistości jest on tylko jeden, który przez swą potęgę objawia się w różnych miejscach inaczej, aby smokom było łatwiej go zrozumieć.-Samemu nie wierzył w swoje brednie, jednakże starał się brzmieć przekonująco. Miał wielką nadzieję, że samica skusi się na owy kwiat razem z samcem. Nigdy samemu go nie brał, a w towarzystwie byłoby razniej. Zwłąszcza, że z tego co opowiadał ojciec, po zażyciu rośliny wszelka złość i gniw znikają, a istota staje się radosnym i spokojnym stworzeniem. Bardzo chciał ją przetestować. Nie chciał odpuścić, bo z kim innym miał ją wziąć? Z którymś z bachorów, które spotkał pod górami? Ona była odpowiednia. Atrakcyjna, krwiożerca samica, która już co nieco przeżyła i z pewnością jest obeznana ze śmiercią. Nagle jednak samica przywołała przywódcę. Albo raczej przywódczyni. Miała go do niej zaprowadzić, ale nie odzywał się już w tej kwestii. Odebrałaby to pewnie jako jakiś spisek, albo wrogie zamiary, a przecież tutaj z nią rozmawiać także może. Oby tylko mógł z nią porozmawiać w cztery oczy. Są tematy, o których nie chce rozmawiać z pierwszą lepszą smoczycą, czy smokiem. Po chwili jednak go pochwaliła. No prawie. Prawdopodobnie sama przeoczyłaby każdy jeden lepszy okaz, ale duma jej nie pozwalała mówic co innego. W końcu była starsza i bardziej doświadczona i nie wypadałoby jej przyznać, że taki małolat wie o faunie i florze więcej od niej. Tak czy siak komplement, to komplement. Smok skinął łbem w podziękowaniu za te słowa i nie komentował niczego więcej. Jednakże wstał i powoli lecz pewnie kroczył przed siebie jakby miał pewność, że teraz jest już bezpieczny podszedł do rosnącej obok Zmory rośliny, po czym pazurami wydrapał ją wraz z korzeniem i trzymając ją w łapie wrócił do miejsca, w którym leżał, po czym schował owy okaz. Może się przydać. Po chwili zaczął rozmyślać o miejscu, w którym mógłby magazynować swoje znaleziska, bowiem przy sobie wszystkich trzymać nie może. Ale poszuka dla siebie miejsca już po rozmowie z przywódcą. Leżał więc i wypatrywał ją na niebie bez słowa i w spokoju. Jego oczy były pozbawione wszelkich uczuć. Jedynie czerń, która zdawałą się pochłaniać wszystko na co patrzy.
autor: Wunundufali
07 sie 2017, 20:06
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Sosnowy Bór
Odpowiedzi: 294
Odsłony: 43341

Widząc jak samica się drwiąco uśmiecha, aż poprawiło samopoczucie samca. Nie lubił rozkosznych i miluśkich smoków. Najchętniej by w ogóle pozbył się każdego zbyt roześmianego małolata. Odpowiedz samicy był zgodny z tym co przypuszczał. Wojna i nietrwały spokój. Zawsze jest to samo. Czemu więc matka chciała, aby się tu pojawił. Może zle odczytał jej mapę. Teraz i tak było za pózno. Nawet gdyby wrócił, to mapę narysowaną na piasku na pewno przykryła nowa warstwa pyłu. Gdy tylko samica zaczęła szurać ogonem przyjrzał się, czy nie jest to jakiś subtelny znak. Zwłaszcza, że widział większą liczbę śladów aniżeli latającego konia i jej. Rozejrzał się więc, jednakże niczego nie widział. Co najwyżej pojedyncze połamane gałązki, które mogły być połamane dużo wcześniej. Zwłaszcza, że było dość cicho. Z pewnością by usłyszał dzwięk łamanego drewna. Gdy ponownie spojrzał na samicę ta oblizała się. Wydawała się być dosyć niespokojna. Cały czas miał wrażenie, że samica tylko czeka na moment aby go zaatakować. Może zle zrobił przychodząc do niej. Może jest tylko ciekawa po której stronie barykady stoi i gdy odpowie zle to go zabije? A może jest ciekawa świata poza tymi terenami. Jednakże nagle powiedziała o zaprowadzeniu go do przywódcy. Uśmiechnął się. Tym razem szczerze i niewymuszenie, po czym dodał swym lekko syczącym, aczkolwiek niskim głosem.-Oboje wiemy, że nie miałbym z Tobą szans. Jeżeli Wasz przywódca nosi swój tytuł zasłużenie, to nie powinnaś się bać o jego bezpieczeństwo. Jestem ostatnim smokiem, który chce komuś zaszkodzić. Mnie interesują jedynie własne badania.-dodał po czym wstał i odchylił skrzydło wystawiając na widok swoją sakwę. Uniósł ją bardzo powoli i ostrożnie w powietrze, po czym położył pomiędzy nim, a samicą, która zdązyła się przedstawić. Jednakże jej imię nie miało w rzeczywistości żadnego znaczenia dla smoka. Równie dobrze mogła by się nazywać Głupia Klacz. Szczerze powiedziawszy zanotował sobie jedynie, że nazywa się jakoś Zmora. No cóż. Ciemna była w rzeczy samej więc mógł ją tak nawet nazywać. Ale nie różniła się niczym od pozostałych chociaż darzył ją większym szacunkiem od innych. Ta przynajmniej zachowywała się jak prawdziwy smok, a nie jak bobas. Jednakże nie jest to teraz istotne. Gdy tylko roślina, którą zebrał wcześniej leżała na ziemi, ten odezwał się raz jeszcze.-Zdajesz sobie sprawę z tego co to jest? Jest to niezwykle cenna roślina o nazwie Yrush'cusunta. Jeżeli mnie nie oszukasz i nie zabijesz przed spotkaniem z nim, to będziesz w posiadaniu tej rośliny. W chwilach samotności spożywając ją po odpowiednim przygotowaniu, będziesz mogła usłyszeć Boski głos, wyjawiający ci sekrety tego świata. Jednakże tylko ja wiem, jak należy przygotować tę roślinę, aby jej właściwości wystąpiły.-dodał patrząc na smoczycę cały czas i napinając mięśnie aby w razie jej ataku móc szybko odskoczyć. Była nieprzewidywalna, ale może chociaż swym prezentem zapewni sobie bezpieczeństwo. Po chwili ciszy dodał na koniec.-Umowa stoi?
autor: Wunundufali
07 sie 2017, 19:17
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Sosnowy Bór
Odpowiedzi: 294
Odsłony: 43341

Czterech przywódców na jednym terenie? Nie byłoby łatwiej z jednym? Chyba, że zginął już ten główny i toczył się spór. Zwykle go nie interesowały sprawy polityczne, ale musiał wiedzieć więcej jeżeli miał trafić do jednego z przywódców nie narażając się innym. Spytał więc-Czy nie wygodniej by było gdyby panował jeden przywódca? Chyba nie macie aż tak wielkich terenów, by jeden smok sobie z nim nie poradził. Bo chyba nie macie stanu wojennego?-spytał, bowiem coraz bardziej sięobawiał, że przybył do tego miejsca w nieodpowiednim momencie. Wszyscy agresywni i czujni, a na dodatego czterech przywódców. Z tego nie może wynikać nic dobrego.-Jestem z pustyni Fung Maja. Jest w trzy ogony stąd. Jeżeli lecisz do samej granicy, nie zajmie ci podróż krócej niż 9 księżyców. Ale to skąd pochodzę nie jest istotne. Odpowiedz mi proszę, czy znajdę na tych terenach stado, gdzie nauka jest doceniana? Jak i czy jesteś w stanie zaprowadzić mnie do swojego przywódcy? Obawiam się, że będę potrzebował jego pomocy.-powiedział lekko drżąc końcówkąogona z poirytowaniem. Cały czas miał wrażenie jakby rozmawiał z kimś, kto chce go zaatakować. Czy przez to, że stoi, ona nie potrafi się rozluznić? Cóż. Trzeba złamać etykietę, aby relacje były może choć odrobinę cieplejsze. Położył się więc opierając się na swych łokciach i zaczął patrzeć na świat poza nią. Czy nie rosną może tu jakieś ciekawe okazy. Jeden udało mu się znalezć, który rosnął tuż obok samicy. Oby tylko go nie zdeptała. Nie wyróżniał się bowiem niczym szczególnym pośród innych. wyglądał jak zwykła babka, ale miała bardziej mięsiste liście. Mogły służyć do obniżenia ciśnienia i przyspieszenia gojenia się ran. Najwyużej wezmie ją sobie, gdy już sobie stąd pójdą, albo gdy pozwoli na podejście bliżej. Po dłuższej nieobecności wzrokowej jednak spojrzał na oczy samicy. Dotarło do niego to, że właściwie się nie przedstawiła nawet. Dlatego też zarzucił do niej próbując jeszcze bardziej przełamać lody.-Jak Cię zwą tak w ogóle?-spytał z lekka mróżąc ślepia. Było dość ciemno, a jej kolor zaczynał wtapiać się z otoczeniem.
autor: Wunundufali
07 sie 2017, 18:40
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Sosnowy Bór
Odpowiedzi: 294
Odsłony: 43341

Gdy tylko samiec dostrzegł agresywną postawę samicy zatrzymał się w bezpiecznej odległości. Niedługo pózniej usłyszał inny dzwięk. Nie dobiegający z gardła samicy. Dostrzegł nieparzystokopytnego, który na dodatek latał wysoko ponad nimi. Uśmiechnął się patrząc na to dziwne zwierzę. Na pustyni, z której pochodzi nie widział nigdy czegoś podobnego. Pewnie dla tutejszych smoków podobnym widokiem byłby skrzydlaty wielbłąd. Nagle jednak samica się odezwałą nie spuszczając z niego wzroku, po czym powiedziała coś, czego się nie spodziewał. Jednakże coś w tym zwrocie było nie tak. Być może to sprawa obcej kultury, w której się znalazł, ale w jego stronach mówi się raczej Valar dohaeris. I tak też odpowiedział samicy licząc na zrozumienie z jej strony, że nie jest tutejszy i że nie ma złych zamiarów. Uśmiechnął się skromnym uśmiechem, aby zachować chociaż trochę dobrych manier, których jej widocznie brakowało. Gdy spytała czego chce, ten pochylił się przed nią jeszcze niżej prostując przy tym swą lewą przedniąkończynę ku przodowi, aby wykonać ukłon. Gdy się podniósł zaczął mówić bacznie obserwując samicę, aby móc po jej ruchach i gestach odczytać jej myśli, których nie chce wypowiadać. Była nieufna, a więc albo ma wrogów, albo to stado nie jest bezpieczne. Sam jednak nie miał złych intencji wobec niej.-Witaj. Jestem Wunundu'fali, co oznacza po Waszemu Białego Krokodyla. Przybywam z daleka i nie mam złych intencji. Poszukuję przywódcy, aby dowiedzieć się czegoś więcej o panujących tu zasadach i zwyczajach. Nie chcę bowiem sprawiać problemów. Chcę jedynie móc rozwijać się w swoich naukach.-powiedział cały czas stojąc przed smoczycą, bowiem wedle manier z jego stron, to starszy powinien siąść przed młodszym. Czy tutaj jest jednak tak samo się okaże, ale był dobrych myśli. Była silnym i zdrowym smokiem, wyposarzonym w liczne zęby i ostre pazury. Byłoby cudownie móc zbadać organizm takiego osobnika. Myśląc o tym na pysku samca pojawił się nieco większy uśmiech a sam zaczął się nieco nahalnie przypatrywać poszczególnym częściom ciała samicy. Jej umięśnione skrzydła i giętka, ale silna szyja zdawały się być zdumiewające. Znacznie lepiej była przystosowana do latania od czworonogów. Jednakże w lesie, to bieg daje przewagę. Spojrzał tylko jeszcze na chwilę na ziemię przed niąi spojrzał na odciski łap, które zostawiła. Ewidentnie przybyła w to miejsce pieszo. Widać nie miała dogodnych warunków, by z powietrza wylądować właśnie tutaj. Jednakże czego chciała? Czy może po prostu tak jak on sam uwielbiała samotność.
autor: Wunundufali
07 sie 2017, 17:25
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Sosnowy Bór
Odpowiedzi: 294
Odsłony: 43341

Wiatr tego późnego wieczoru był wyjątkowo pomyślny. W powietrzu unosiły się zapachy wszelakich grzybów, roślin i zwierząt. Chociaż to ostatnie zaintrygowało samca najbardziej. Krocząc przed siebie obserwował roślinność dookoła zatrzymując się przy każdym jednym ciekawszym egzemplarzu. Szczególnie jednak zaintrygowało jedno znalezisko. Bardzo rzadki fioletowy kwiat o kształcie trąbki wypełniony od środka licznymi czarnymi plamami z jeszcze mniejszymi białymi punktami wewnątrz. U nasady kwiatostanu rosły poziomo liście, które wyginały się ku dołowi. Samiec nie wierzył swoim oczom. Był to Yrush'cusunta, lub jak go z ojcem nazywają Barczący Całun, bowiem po wysuszeniu i zaparzeniu nasion tego kwiatu, osoba zaczyna widzieć rzeczy, których żaden śmiertelnik nie jest w stanie. Potrafi rozmawiać z gwiazdami, a drzewa zaczynają tańczyć. Nigdy nie był w tym stanie, ale miał okazję spróbować. Okazję jedną na milion. Zadowolony zerwał owy kwiat i za pomocą maddary stworzył sobie materiałowy mieszek zawieszony nad żebrami pod skrzydłem, w którym umieścił swe znalezisko. Zadowolony z siebie wędrował dalej wypatrując większej liczby Całunów. Jednakże to sprawiło, że dostrzegł on liczne ślady. Zarówno zwierząt jak i smoków. Przynajmniej trzech. Tylko, że dwa z nich miały inne ślady od trzeciego. Były głębsze, a odległość pomiędzy nimi mniejsza. Powąchał ślady i starał się wyczuć osobniki, jednakże wszechobecny zapach wilgoci mu to uniemożliwiał. Było to dużo trudniejsze niż na pustyni, gdzie do nozdrzy wędrował jedynie zapach piasku i ewentualnej istoty. Dlatego też kierował się tym razem zmysłem wzroku. Dostrzegł, że zarówno kopyta jak i ślady smoków są stosunkowo blisko siebie i albo kroczyły razem, albo kroczyły tą samą drogą w krótkim odstępie czasowym. Którakolwiek to opcja by nie była, wydawało się, że musi być tam coś ciekawego. Może większa liczba kwiatów, o których wiedzą tylko te smoki, a to zwierzę z kopytami...szło tam bo...nie wiedział. Próbował jakoś sobie uzasadnić po co miałby tam iść jakiś nieparzystokopytny i jedyne co mu przychodziło do głowy to jakiś wodopój. Może i z tego samego powodu smoki tam szły. Cóż. Zawsze jest szansa, że znajdzie tam coś ciekawego. Wędrował więc przed siebie, aż dostrzegł sylwetkę smoka. Chyba. Raczej Wiwerny. Ewidentnie posiadała jedynie cztery kończyny, a w tym skrzydła. Czy kroczyła zatem chowając skrzydła jak ptak? Czy nie wygodniej było się na nich opierać? Może po prostu się nie odbiły tak wyraźnie. Tak czy siak wyglądała na istotę rozumną. Postanowił więc podejść i dowiedzieć się czegoś o zasadach panujących w tym dziwnym stadzie. O ile ona do niego należy. W końcu nie jest prawdziwym smokiem jak reszta, którą widział, ale byłe ewidentnie największym z osobników jakie widział w tym stadzie. Może nawet to ona jest przywódcą. To by się świetnie złożyło, bo miał do niego wiele pytań. Wyszedł więc spomiędzy drzew jak gdyby nigdy nic i skłonił lekko łeb na powitanie w chwili wymiany spojrzeń. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji, ale wzrok wydawał się być ostrożny, ale i z lekka zadziorny.
autor: Wunundufali
07 sie 2017, 13:54
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1031
Odsłony: 109107

Był świt. Pogoda była wyjątkowo udana. Pomimo słońca, przedzierający się przez drzewa wiatr ochładzał wędrówkę z obozu Ziemi. Chciał rozejrzeć się po okolicy w poszukiwaniu ciekawych okazów roślin i zwierząt. Każdy z jego zmysłów pracował na najwyższych obrotach. Jest w końcu w obcym miejscu i nie zna zwyczajów tutejszej flory i fauny. Nie ma pewności, czy rośliny, przez które przemierza nie są roślinami parzącymi, lub toksycznymi. Nie musiał daleko iść, aby dostrzec, że las, po którym kroczy zaczyna ciemnieć. Światło, które wcześniej było tak intensywne, zaczynało mieć problemy z przedzieraniem się przez korony drzew. Na szczęście smok miał dobry wzrok. Lepszy aniżeli każdy z pozostałych zmysłów. Na pustyni bowiem wzrok przydawał się samcowi najbardziej, aby wyłapywać na wydmach piasku choćby najmniejszy ruch potencjalnej zdobyczy. Niedługo pózniej dotarł do zbiornika wodnego. Był ciemny jak cała przestrzeń dookoła Wuna. Na dodatek ten nieskończony dzwięk ciszy, który otulał szepty liści. Gdy tylko smok patrzył na staw wyobrażał sobie jak pięknie muszą się w nim odbijać pojedyncze gwiazdy nocą. Zobaczywszy wygodny brzeg nieporośnięty zbytnio wodnymi roślinami, smok położył się opierając o łokcie i wpatrując się w wodę. Był to dobry moment aby pobyć samemu. Aby zacząć ćwiczyć, by rozwijać się umysłowo i fizycznie. Nie miał jeszcze swojego miejsca do życia, a tu chociaż przez chwilę nie było nikogo. Siedział więc tam do zmroku. Lubił samotność i nie miał potrzeby aby poznawać nowych osobników. Spojrzał więc na korony drzew i spróbował dostrzec jakieś konstelacje. Niestety nie znał się na gwiazdach jak jego matka. Nie rozpoznawał żadnej z widocznych gwiazd. No może poza Białym Lwem i Długą Żmiją. Te dwie gwiazdy były zbyt charakterystyczne aby ich nie zapamiętać. Schylił po chwili wzrok i zaczął patrzeć w taflę wody, która wręcz pochłaniała wszelakie światło gwiazd. Postanowił stworzyć własną gwiazdę, która rozświetliłaby ten staw na jego środku, aby zobaczyć, czy pływajątu może jakieś ryby, albo może latająjakieś nietoperze. Krokodyli raczej tu nie będzie. Zbyt zimny klimat, aby były w stanie tutaj przetrwać. Czteroszczęków ani Szkuno też raczej nie spotka. Ojciec opowiadał, że żyją jeszcze dalej niż te tereny. Dużo dalej. Nawet on ich nigdy nie widział, a w młodości przemierzył prawie cały świat. Chwilę pózniej stało się. Stworzył kulę światła na wzór swojej gwiazdy. Na wzór Wunundu'fali, po której otrzymał imię. Światło było dość ciemne i choć rozświetlało okolicę, to mieniło się odcieniami zieleni i czerni. Jakby było czymś przyduszone. Od razu pomyślał też o swoim bracie. Stworzył więc i drugą gwiazdę. Tym razem miała w sobie odcień żółci. Kolory zdawały się ze sobą mieszać, lecz nie powstawał dzięki temu nowy kolor. Wydawało się po prostu, że jeden kolor miesza sięz drugim, ale całość wciąż zachowuje swojąpierwotną barwę. Uśmiechnął się. Cała rodzina w komplecie. Tutaj. W jego sercu. Trzeciego światła nie tworzył jednak. To z powodu, że nigdy rodzice mu nie mówili o siostrze. Z resztą po co, skoro zmarła w dniu narodzin. Nie miał prawa o niej wiedzieć. Mimo to coś go gnębiło. Brak kolumny w życiu. Brak celu. Brak kogoś z kim mógłby powymieniać się wiedzą na temat roślin. W tym momencie zgasła żółta kula światła, a gdy smok starał się ją stworzyć na nowo nie wychodziło mu to. Widocznie potrzebował większego skupienia na samym tworzeniu, a rozmyślenia tylko mu przeszkadzały. Jego umysł bym jednak już zszarpany niepotrzebnymi myślami o przeszłości. Starał się je przerwać, ale nie potrafił. Próbował pomimo myśli o morderstwie brata stworzyć drugą kulę światła, ale mu nie wychodziło. Zamiast tego powstała zimna, całkowicie czarna kula, która tłumiła wszytskie dzwięki wokół, a światło, które zdawało się przebijać przez korony drzew zgasło. Przez gniew na samym sobie, rodzicach, przeszłości stworzył iluzję niebytu. Ciszy i ciemności. W tym momencie coś usłyszał, co go rozkojarzyło. Kula zniknęła, a wraz z nią kula światła, którą stworzył na początku. Zaczęła panować nad stawem całkowita ciemność. Światło, które wcześniej choć trochę oświetlało teren znikając oślepiło samca. Pomyślał, że nie jest tu bezpieczny i stworzył serię cienkich metalowych i lodowatych igieł, które naostrzone na krawędzi zdawałyby sięprzeciąć najtwardszą ze skór. Może to jakiś zwierz. Postanowił go przepędzić. W jeden moment przed siebie na kształ stożka wystrzeliła seria igieł przebijająca grube kory drzew. Było jednak na tyle ciemno, że nie wiadomo, czy trafił. Zaczął więc wytężać wzrok i zaryczał ostrzegawczo, aby potencjalne zwierzę dało jakiś znak o swojej obecności. Kilka sekund czekał w ciszy, aby nasłuchiwać, by chwilę pózniej stworzyć kolejną serię, która miała wystrzelić. Jednakże całkowita cisza była straszniejsza od dzwięku. Bo w tej chwili nie wiedział, czy mu sięzdawało, czy jednak słyszał dobrze. Gdy jednak przez dłuższą chwilę nie słyszał niczego poza szmerem liści ponownie spojrzał na jezioro i pełen emocji zaczął tworzyć kule światła. Tak długo, aż nie zaczęły one świecić mocniej, jaśniej i lepiej. Mogło to trwać całą noc, ale ćwiczył tak długo aż mu się nie uda. W chwilach przerwy tworzył natomiast pojedyncze ostrza, którymi strzelał w wodę i słuchając jak przebija się przez taflę i wbijają się w dno. Może dna nie było widać, ale na pewno fale, które się tworzyły i rozpraszały po uderzeniu o dno. To była całkiem miła doba. Nie potrzebna była mu w tej chwili niczyja obecność, aby było lepiej. Może ewentualnie jakiejś samicy. Może fajnie by było mieć jakąś, która by była na tyle niewymagająca, aby się w nim podkochała i aby informowała go o tutejszych zwyczajach i prawach. Nie chciał się samemu wszystkich pytać, a z przywódcą do tej pory miał tyle styczności co Velenu'ulusu Ahai, czyli wcale. Chociaż kto wie. Może kiedyś znajdzie ten kwiat, i uda mu się go wysuszyć, aby stworzyć eliksir nieśmiertelności. Podobno jego ciotce się udało. Chociaż nigdy jej nie poznał, przez co raczej nie wierzył w jego istnienie zbyt mocno.

Wyszukiwanie zaawansowane