Milczała.
Milczała, kiedy obijały się o nią słowa głupców, zdrajców, osób trzecich; tych, których nie powinno tam nawet być, tych, którzy nawet nie byli głównym obiektem zainteresowania. Raz po raz przymykała leniwie ślepia, mając wrażenie, jakby czas płynął wolno, wolniej niż zwykle. Ba, jakby zatrzymywał się momentami, pozwalając jej wychwycić każde jedno słowo, zapisać w swojej głowie. Trwała niczym kamienny posąg, nie ruszając się ze swojego miejsca, kiedy spoglądała na przywódcę Ognia, tego, który wyciągnął ją ze szponów beznadziejności, nawet, jeśli tylko na moment. Kiedy spoglądała na Grzmota, na nieznaną jej Feridę – również. Emanowała chłodem, spokojem i swoistą dumą, przygotowana na każdy rozwój wydarzeń. Nie drgnęła nawet, kiedy do niedawna jeszcze Krwisty Kolec odezwał się, pełen tej swojej cholernej butności. Nie ruszyła się ni o cal, kiedy padła propozycja walki, kiedy obie przywódczynie wyszły do przodu, stanęły do walki ze zdrajcami; tymi, którzy powinni już dawno spocząć głęboko, głęboko pod ziemią, porzuceni w odmętach lasów, zapomniani, nic nie warci. Czas zwolnił jeszcze bardziej, kiedy przywódczyni Cienia padła, wyrwawszy sobie własny kawałek ciała. Nie mrugnęła. Obserwowała wszystko w cichy, zamieniła się w niemego obserwatora, obojętnego na to, co działo się dookoła niej. Zupełnie tak, jakby wszystko spłynęło po jej różowych łuskach jak po kaczce. Takie sprawiała wrażenie. I tak było, po części. Odrzuciła własne odczucia, emocje. Wszystko wydawało się być... Boleśnie realne i jednocześnie zaskakująco nierealne. Gonitwa Myśli, Nieugięta Ziemia, padła na prosto na ziemię, pokonana przez zdrajcę. Wlepiła w nią swoje spojrzenie i dopiero wtedy wykonała jeden, powolny ruch. Przymknęła powieki na parę uderzeń serca. Czy to tak miało wyglądać, Bogowie? Czy zdrajcy mają pałętać się po naszych ziemiach, dookoła nas, wolni, pozbawieni praw ciążących nad głową, zupełnie bezkarni? Och, nie. Sam Ateral mówił, że zdrada nie była dobra, nie powinna mieć nigdy miejsca. Przełknęła ślinę, kiedy maddara przywódczyni musnęła jej umysł. Wciągnęła powietrze do płuc.
Przysięgam.
— Elesair, Wyciszona Łusko — wymruczała pod nosem, zaskakująco chłodno i spokojnie, niemalże jednocześnie z Zaranną Iskrą, zupełnie tak, jakby wzywała ją do tego, by zaczęła działać. Wlepiła swoje spojrzenie w łowczynię, wciąż nie objawiając swoimi gestami żadnych emocji. Czuła się tak, jakby ktoś (ona sama) wyprał ją ze wszystkich uczuć, pozostawił jedynie pustą skorupę. Nie czuła. Wciągnęła powietrze do płuc. — Zaranna Iskro — wypowiedziała jej imię, a w głosie tkaczki maddary zajaśniała nieco delikatniejsza, cieplejsza nuta. Zrobiła krok w jej kierunku, wolny, bez pośpiechu. Zarówno Zaranna, jak i Wybrana, nie mogły nic zrobić. Spojrzała przelotnie po ciele przywódczyni, na moment marszcząc brwi, kiedy spostrzegła leżącą na niej niedźwiedzicę. Nie chce...? Szybko spojrzała na nowo na Zaranną. — Pozwól działać klerykowi w ciszy — wypowiedziała wreszcie cicho, niemalże pod nosem, jednocześnie muskając delikatnie, uspokajająco, ogonem łowczynię. ~ Panika nic nie zdziała. Musisz zachować spokój i jasność umysłu, łowczyni ~ upomniała, tudzież poradziła jej, mentalnie, nim spojrzała na resztę stada. Na Wieczorną Paproć, Veles; jak sobie radziła? Och, dla niej, dla Jingyi, sytuacja była od początku nad wyraz oczywista. Najpierw to zdrajca musiał zginąć, zaś teraz – albo on, albo Nieugięta Ziemia. Zaś starsza stała pomiędzy synem, zdrajcą, a swoim przywódcą i bliską jej sercu smoczycą. Rodziną. Westchnęła wreszcie, tym razem nareszcie kierując swoją uwagę na inne smoki. Spojrzała na Ogień beznamiętnie, zaś potem na Wodę. Nie obchodzili jej ani teraz, ani wcześniej. Byli jedynie zbędnymi elementami, na które nie chciała poświęcać tak dużo czasu.
Spojrzała na Cienistych, którzy obudzili się i zaczęli działać. Zawiesiła swój wzrok na dłużej na potężnym, ciemnym samcu, warczącym coś do martwego ciała Zmory Opętanych. Przymknęła znowu ślepia na kolejne jego słowa. To był koniec. Koniec walk, koniec całego spotkania. Łuk brwiowy Wybranej Łuski uniósł się na ułamek uderzenia serca ku górze, kiedy Ukryta Intencja się odezwała, niemniej jednak otworzyła na nowo pyska. Czekała, wciąż trwała, obserwując poczynania Wyciszone Łuski, ich jedynej kleryczki. Zacisnęła wargi, kiedy spojrzała prosto na Grzmota.
— Wygrałeś, Grzmocie — wymówiła wolno i chłodno, patrząc prosto w jego ślepia. Nie miotały nią żadne zbędne emocje. — Wygrałeś walkę o swoje życie. Żyjesz. I żyć będziesz. — Prawdopodobnie, w czystej teorii. — Żyj tak, jak tego chciałeś. Wciąż jednak jesteś zdrajcą. Nie zapominaj o tym. Zbliż się do terenów Ziemi, a zginiesz. Zaszkodź naszemu stadu – zginiesz. — I osobiście ci to obiecuję. Uniosła łeb, podbródek nieco wyżej, dumniej, kiedy spojrzała wreszcie na stado Ziemnych. Westchnęła ciężko. Zostali osłabieni, zostali pokonani, złamani. — Myślę, iż my również skończyliśmy? — rzuciła w kierunku swojego ukochanego stada z pytającą nutą w głosie. Wyraz jej pyska nieco złagodniał, kiedy wreszcie poczuła, iż był to rzeczywiście koniec. Odwróciła się do Ziemistych. — Zabierzmy ją do domu, proszę — wymruczała w ich kierunku, kiedy Elesair zakończyła swoje leczenie.
Była zmęczona, tak cholernie zmęczona.
/rip ja
Znaleziono 27 wyników
- 25 lut 2018, 20:19
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Wyzwanie IV
- Odpowiedzi: 77
- Odsłony: 5772
- 13 lut 2018, 19:08
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Wyzwanie IV
- Odpowiedzi: 77
- Odsłony: 5772
Była zła.
Zła do granic możliwości, choć nie było widać tego w jej wolnym kroku i wysoko uniesionej głowie. Była zła, bowiem to nie miało się tak skończyć. Nie po to odzywała się, nie po to nalegała i wylewała z siebie argumenty, by Ziemia ostatecznie została oszukana i zhańbiona. Nie; miał gryźć piach, siedem metrów pod ziemią, o ile nie głębiej. A zamiast tego... Wojna. Przymknęła swoje ślepia. To naprawdę było frustrujące; szczególnie, że wiedziała, MÓWIŁA, by mu nie ufać.
Zaufali. I skończyli właśnie w taki sposób.
Pojawiła się na Skałach Pokoju za przywódczynią. Od razu zbliżyła się wolnym krokiem do Nieugiętej Ziemi, stając wiernie za nią; nawet, jeśli popełniła błąd. Jednak nie było to coś, czego nie dało się naprawić. Po to przybyli. Naprawić błędy. Błysnęła chłodnym spojrzeniem na Ognistych, którzy zdążyli się już zgromadzić. Nie gardziła nimi, a przynajmniej – nie otwarcie. Jej spojrzenie na dłużej zawisło na Płomieniu. Miała w sobie szacunek do niego, szczególnie po tym, jak wyprowadził ją z nędznego stanu. Teraz jednak nie było miejsca na takie rzeczy. Musiała odrzucić od siebie wdzięczność, jak najdalej, i skupić się na własnym stadzie. Przymknęła ślepia i czekała. Czekała na jakikolwiek znak, na zebranie się wszystkich smoków.
Zła do granic możliwości, choć nie było widać tego w jej wolnym kroku i wysoko uniesionej głowie. Była zła, bowiem to nie miało się tak skończyć. Nie po to odzywała się, nie po to nalegała i wylewała z siebie argumenty, by Ziemia ostatecznie została oszukana i zhańbiona. Nie; miał gryźć piach, siedem metrów pod ziemią, o ile nie głębiej. A zamiast tego... Wojna. Przymknęła swoje ślepia. To naprawdę było frustrujące; szczególnie, że wiedziała, MÓWIŁA, by mu nie ufać.
Zaufali. I skończyli właśnie w taki sposób.
Pojawiła się na Skałach Pokoju za przywódczynią. Od razu zbliżyła się wolnym krokiem do Nieugiętej Ziemi, stając wiernie za nią; nawet, jeśli popełniła błąd. Jednak nie było to coś, czego nie dało się naprawić. Po to przybyli. Naprawić błędy. Błysnęła chłodnym spojrzeniem na Ognistych, którzy zdążyli się już zgromadzić. Nie gardziła nimi, a przynajmniej – nie otwarcie. Jej spojrzenie na dłużej zawisło na Płomieniu. Miała w sobie szacunek do niego, szczególnie po tym, jak wyprowadził ją z nędznego stanu. Teraz jednak nie było miejsca na takie rzeczy. Musiała odrzucić od siebie wdzięczność, jak najdalej, i skupić się na własnym stadzie. Przymknęła ślepia i czekała. Czekała na jakikolwiek znak, na zebranie się wszystkich smoków.
- 31 gru 2017, 17:34
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 6987
- Odsłony: 365900
- 28 gru 2017, 13:30
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 6987
- Odsłony: 365900
- 28 gru 2017, 2:35
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Szumiąca polana
- Odpowiedzi: 782
- Odsłony: 120626
Och, zauważyła to. Zauważyła ten uśmiech, zauważyła te ruchy; wpatrywała się przez dłuższy czas w Upiorny Rytuał, jakby wręcz chłonąc cały ten pokaz, napawając się wrażeniem, jakie na niej wywołała. Zmrużyła w pewnym momencie oczy, delikatnie, na moment zawieszając własne spojrzenie na oczach przywódczyni Cienia, nim ostatecznie skupiła się na tym, co ta zaczęła mówić. Kiedy dotarł do niej sens pierwszych słów, zesztywniała, a w jej wnętrzu się wręcz zagotowało. Nie potrafiła. Nie znosiła fizycznej walki, nie potrafiła się w tym odnaleźć, zapominała nawet o podstawach, które również obowiązywały przy władaniu Ling. Była żałosna, była beznadziejna i nie nadawała się do niczego, absolutnie niczego. Jej ciało zaczęło ledwo widocznie drżeć, kiedy wreszcie kiwnęła łbem; zrozumiała. Zrozumiała, acz nie była do końca z tego faktu zadowolona. Nie miała jednak zamiaru nic mówić, wspominać o tym, co myślała. To były jej własne demony, jej własne walki, które musiała ze sobą przeprowadzić. Zmora Opętanych nie miała nic do tego, była poza tym. Pozostawała tylko ona, Wybrana, jak i jej własne problemy. Nikt więcej.
Lecz mimo wszystko w końcu uniosła podbródek, niby to w desperackim akcie pokazania chociażby w ten sposób, że coś znaczy, że jest ważna. Tak? Och, nie wiedziała. Zacisnęła zębiska, kiedy przywódczyni Cienia poleciła jej wreszcie zaatakować. Już nie za pomocą ognia, tym razem całą sobą, własnymi pazurami, kłami; czymkolwiek. Nagle poczuła, jak jej wnętrzności się wręcz przewracają, a ona sama ledwo powstrzymała się przed zwróceniem ich. Wypuściła z drżeniem powietrze z płuc, wciągnęła je ponownie. W pierwszej chwili miała wrażenie, że się nie ruszy, nie zrobi absolutnie nic, tak, jakby ktoś ją przywiązał do ziemi, odebrał możliwość ruchu. Dopiero po chwili wysunęła pazury, wreszcie pozwalając sobie ugiąć łapy. Wyskoczyła w bok, jej lewy, odbijając się mocno od ziemi. Przed jej oczami zamajaczyła Księżycowa Łuna i to, jak walczyła. Mając jej obraz w głowie, kiedy wylądowała na wszystkich łapach stabilnie, ponownie się wybiła. Tym razem w stronę Zmory, robiąc tak, jak sama jej powiedziała; wlepiła praktycznie w ostatnim momencie spojrzenie w miejsce, które chciała zaatakować. Prawy bark starszej smoczycy. Wyciągnęła prawą łapę, błyskając swoimi nieużywanymi pazurami; chciała przeorać nimi przez jej ciało, tworząc cztery poszarpane, długie rany. A... Przynajmniej spróbować. W teorii, o. Nie chciała ranić Zmory, jednak doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ta po prostu uskoczy. Dlatego nie martwiła się o zadanie poważnych ran. Paru zadrapań? Możliwe.
Lecz mimo wszystko w końcu uniosła podbródek, niby to w desperackim akcie pokazania chociażby w ten sposób, że coś znaczy, że jest ważna. Tak? Och, nie wiedziała. Zacisnęła zębiska, kiedy przywódczyni Cienia poleciła jej wreszcie zaatakować. Już nie za pomocą ognia, tym razem całą sobą, własnymi pazurami, kłami; czymkolwiek. Nagle poczuła, jak jej wnętrzności się wręcz przewracają, a ona sama ledwo powstrzymała się przed zwróceniem ich. Wypuściła z drżeniem powietrze z płuc, wciągnęła je ponownie. W pierwszej chwili miała wrażenie, że się nie ruszy, nie zrobi absolutnie nic, tak, jakby ktoś ją przywiązał do ziemi, odebrał możliwość ruchu. Dopiero po chwili wysunęła pazury, wreszcie pozwalając sobie ugiąć łapy. Wyskoczyła w bok, jej lewy, odbijając się mocno od ziemi. Przed jej oczami zamajaczyła Księżycowa Łuna i to, jak walczyła. Mając jej obraz w głowie, kiedy wylądowała na wszystkich łapach stabilnie, ponownie się wybiła. Tym razem w stronę Zmory, robiąc tak, jak sama jej powiedziała; wlepiła praktycznie w ostatnim momencie spojrzenie w miejsce, które chciała zaatakować. Prawy bark starszej smoczycy. Wyciągnęła prawą łapę, błyskając swoimi nieużywanymi pazurami; chciała przeorać nimi przez jej ciało, tworząc cztery poszarpane, długie rany. A... Przynajmniej spróbować. W teorii, o. Nie chciała ranić Zmory, jednak doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ta po prostu uskoczy. Dlatego nie martwiła się o zadanie poważnych ran. Paru zadrapań? Możliwe.
- 04 gru 2017, 22:42
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 6987
- Odsłony: 365900
- 08 lis 2017, 1:34
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Szumiąca polana
- Odpowiedzi: 782
- Odsłony: 120626
Zawsze mogła wiedzieć więcej. Wymagała tego od siebie, zawsze i w każdym momencie jej życia, odkąd tylko pamiętała; w pewnym momencie doszła do tego, iż niezależnie czego by nie zrobiła i jak dobrze, wszystko było absolutnie złe i nie tak dobre, jak powinno. W każdym swoim geście dostrzegała błędy, w każdym słowie, zupełnie tak, jakby sama zamieniała się w ojca, który stał nad nią, pilnując jej i tego, co robiła. Zacisnęła zęby, wysłuchując wszystkiego, co tylko Zmora miała do powiedzenia. Kiwnęła łbem na potwierdzenie z jej strony, a kiedy została zasypana kolejną dawką informacji – zaczęła wszystko skrzętnie notować we własnej głowie, zapamiętywać i układać na odpowiednie miejsca, by, miała nadzieję, już nigdy o tym nie zapomnieć. Nie planowała wdawać się w walki na pazury i kły, nie ze swojej strony, niemniej jednak każda wiedza mogła się jej przydać w przyszłości. Poza tym, ha, nawet, jeśli nie walczyła za pomocą ciała, to wciąż jednak walczyła, na swój sposób. Wyłożenie wszystkich delikatnych punktów na ciele mogło się również jej przydać w celowaniu swoimi tworami. Dlatego też tym bardziej starała się wszystko zapamiętać, z całych swoich sił.
Zioń we mnie.
Zastygła na moment, słysząc te słowa. W nią. Nie obok, nie nad nią, pod nią – w nią samą. Zacisnęła zęby, jednakże nie miała zamiaru jakkolwiek narzekać i się sprzeciwiać. Była tutaj, by się czegoś nauczyć, nie po to, by zamartwiać się czy aby nie zrobi komuś krzywdy. Kiwnęła ostatecznie łbem, na znak, iż zrozumiała; zrobi to. Przymknęła delikatnie i skupiła się, uspokajając własne ciało. Nigdy nie ciągnęło jej do ziania ogniem, nie była w tym mistrzem. Maddara zastępowała jej absolutnie wszystko, przez co nawet nie myślała o tym, by samodzielnie "tworzyć" ogień. Wciągnęła raz powietrze nosem i zaraz je wypuściła, po czym otworzyła oczy. I zaczęła robić dokładnie to, co miała – zaciągnęła się powietrzem, wsysając je wręcz do własnych płuc, na tyle, na ile tylko jej pozwalały. Czuła, jak zaczyna je wypełniać, przepełniać ją samą. Później zdała się na swój własny organizm. Przetrzymała w sobie powietrze, tak, jak kazała jej łowczyni. Uchyliła delikatnie swój pysk, nie mając zamiaru porywać się na nie wiadomo jak ogromne i potężne ściany ognia; poczuła ciepło, by następnie wypuścić wiązkę ognia w stronę nauczycielki. Ta z pewnością nie była imponująca; może bardziej zwyczajna, acz Jingyi była wręcz pewna, iż nie miała szans wywołać nieprawdopodobnych obrażeń czy siać spustoszenie. Kiedy skończyła, skrzywiła się ledwo widocznie. Nie, zdecydowanie tego nie czuła. Zacisnęła na powrót zębiska i spojrzała ukradkiem na Upiorny Rytuał, oczekując... Czegokolwiek.
/tho, nie byłam pewna czy powinnam pisać, że jej się udało i jak ostatecznie to zianie wyglądało, więc zostawiłam tobie rozstrzygnięcie tego, soraski :<
Zioń we mnie.
Zastygła na moment, słysząc te słowa. W nią. Nie obok, nie nad nią, pod nią – w nią samą. Zacisnęła zęby, jednakże nie miała zamiaru jakkolwiek narzekać i się sprzeciwiać. Była tutaj, by się czegoś nauczyć, nie po to, by zamartwiać się czy aby nie zrobi komuś krzywdy. Kiwnęła ostatecznie łbem, na znak, iż zrozumiała; zrobi to. Przymknęła delikatnie i skupiła się, uspokajając własne ciało. Nigdy nie ciągnęło jej do ziania ogniem, nie była w tym mistrzem. Maddara zastępowała jej absolutnie wszystko, przez co nawet nie myślała o tym, by samodzielnie "tworzyć" ogień. Wciągnęła raz powietrze nosem i zaraz je wypuściła, po czym otworzyła oczy. I zaczęła robić dokładnie to, co miała – zaciągnęła się powietrzem, wsysając je wręcz do własnych płuc, na tyle, na ile tylko jej pozwalały. Czuła, jak zaczyna je wypełniać, przepełniać ją samą. Później zdała się na swój własny organizm. Przetrzymała w sobie powietrze, tak, jak kazała jej łowczyni. Uchyliła delikatnie swój pysk, nie mając zamiaru porywać się na nie wiadomo jak ogromne i potężne ściany ognia; poczuła ciepło, by następnie wypuścić wiązkę ognia w stronę nauczycielki. Ta z pewnością nie była imponująca; może bardziej zwyczajna, acz Jingyi była wręcz pewna, iż nie miała szans wywołać nieprawdopodobnych obrażeń czy siać spustoszenie. Kiedy skończyła, skrzywiła się ledwo widocznie. Nie, zdecydowanie tego nie czuła. Zacisnęła na powrót zębiska i spojrzała ukradkiem na Upiorny Rytuał, oczekując... Czegokolwiek.
/tho, nie byłam pewna czy powinnam pisać, że jej się udało i jak ostatecznie to zianie wyglądało, więc zostawiłam tobie rozstrzygnięcie tego, soraski :<
- 31 paź 2017, 22:10
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Szumiąca polana
- Odpowiedzi: 782
- Odsłony: 120626
Zmora Opętanych mogła być egoistką, mogła odczuwać niechęć względem niesienia bezinteresownej pomocy, niemniej jednak nie zmieniało to faktu, iż w swoim życiu czyniła wiele dobrych rzeczy; ratowała smoki przed głodem, szkoliła je, by te miałby łatwiej w przeżyciu w tym brutalnym świecie. Jednocześnie jednak popełniała w życiu rzeczy złe, niewybaczalne wręcz. Czy tym samym to wszystko się zerowało i tworzyło z Upiornego Rytuału jednostkę kompletnie neutralną? Och, niezależnie od tego, w oczach Jingyi była swego rodzaju wybawicielką, do której od tamtego czasu czuła szacunek. A teraz, w momencie, gdy ta zgłosiła się do nauczania ataku młodszą smoczycę, jej respekt względem przywódczyni Cienia wręcz powiększył się.
Rozszerzyła lekko ślepia słysząc pytanie. Gdzie miałaby celować? Zastanowiła się chwilę nad zadanym pytaniem, szukając jak najlepszej odpowiedzi. Miała wiele możliwości, nad którymi musiała pomyśleć.
– Myślę, iż pierwszym z celów moich ataków byłyby ślepia. Uszkodzenie ich wyprowadziłoby przeciwnika z równowagi, wręcz mogłoby... Sprawić, że ten stałby się bezbronny – wyrzuciła z siebie wolno, dość niepewnie. – Kolejnym mogłaby być szyja, bowiem, jeśli dobrze pamiętam, to tam znajduje jedna z ważniejszych... Tętnic...? – wymamrotała, mrużąc lekko oczy kojarzyła to z nauk z Llywelynem, jednakże pamięć ją w pewnym stopniu tutaj zawiodła. – Wydaje mi się, iż to te dwa miejsca są jednymi z bardziej... Delikatnych, jak i najbardziej podatnych na ciosy wyprowadzane z siłą... Równą mojej – dodała w końcu, wzdychając ciężko, wręcz czując, jak oblewa ją upokorzenie. Powinna wiedzieć. Powinna odpowiedzieć idealnie, bez zająknięcia. A tymczasem było zupełnie inaczej.
Rozszerzyła lekko ślepia słysząc pytanie. Gdzie miałaby celować? Zastanowiła się chwilę nad zadanym pytaniem, szukając jak najlepszej odpowiedzi. Miała wiele możliwości, nad którymi musiała pomyśleć.
– Myślę, iż pierwszym z celów moich ataków byłyby ślepia. Uszkodzenie ich wyprowadziłoby przeciwnika z równowagi, wręcz mogłoby... Sprawić, że ten stałby się bezbronny – wyrzuciła z siebie wolno, dość niepewnie. – Kolejnym mogłaby być szyja, bowiem, jeśli dobrze pamiętam, to tam znajduje jedna z ważniejszych... Tętnic...? – wymamrotała, mrużąc lekko oczy kojarzyła to z nauk z Llywelynem, jednakże pamięć ją w pewnym stopniu tutaj zawiodła. – Wydaje mi się, iż to te dwa miejsca są jednymi z bardziej... Delikatnych, jak i najbardziej podatnych na ciosy wyprowadzane z siłą... Równą mojej – dodała w końcu, wzdychając ciężko, wręcz czując, jak oblewa ją upokorzenie. Powinna wiedzieć. Powinna odpowiedzieć idealnie, bez zająknięcia. A tymczasem było zupełnie inaczej.
- 25 paź 2017, 23:31
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Szumiąca polana
- Odpowiedzi: 782
- Odsłony: 120626
Czekała cierpliwie, nim pojawi się jej potencjalny nauczyciel. Mierzyła spojrzeniem okolicę, w którą wysłała impuls, wypatrując sylwetki smoka, a jej ciało i myśli targane były przez niepokój. Naprawdę, naprawdę nie chciała się uczyć ataku, nie chciała ośmieszać się w oczach smoka, który zechciałby ją uczyć. Już od najmłodszych księżyców wiadome było, iż wojownik z niej żaden; jej ciało było słabe, zbyt słabe, by móc wyprowadzać celne, mocne ataki, zaś jej mięśnie odmawiały posłuszeństwa po zbyt długim wymachiwaniu pazurami. Z tego też powodu ojciec nawet nie próbował jej tego uczyć, uznając, iż to znak, potwierdzenie tego, że przeznaczeniem różowej smoczycy było Ling, maddara. I to na nim skupili się podczas treningów, okazjonalnie wpajając jej do głowy podstawy obrony, bowiem tylko na to było ją stać.
Choć zdawała sobie sprawę z tego, jak zawodna magia potrafiła być, że potrzebowała umieć atakować przeciwników własnym ciałem, nie była gotowa. Zaciskała zęby z nerwów, a w momencie, kiedy dostrzegła na niebie smoczą sylwetkę, jej całe ciało się spięło. Oto ona, jej nauczycielka. Zmrużyła lekko ślepia, przypatrując się smoczycy. Znała ją. Och, może nie dosłownie. Kojarzyła jej łuski, jej sylwetkę. Kojarzyła ją całą, choć nie miała dotąd możliwości z nią zamienić ani jednego słowa. To ona nakarmiła ją, kiedy głodowała. Wciągnęła powietrze do płuc, kiedy ta wylądowała przed Jingyi.
– Wybrana Łuska – wyrzuciła z siebie krótko z jakby obojętnym wyrazem pyska, neutralnym, jedynie na moment marszcząc delikatnie łuki brwiowe, kiedy usłyszała nietypowe powitanie cienistej. – Nie miałam jeszcze okazji podziękować za ofiarowanie mi pożywienia, Zmoro Opętanych. Dziękuję – wypowiedziała najpierw, chyląc łeb jakby w delikatnym ukłonie pełnym zarówno wdzięczności, jak i szacunku. Mogło minąć tyle księżyców, Upiorny Rytuał mogła już tego nie pamiętać. Wybrana jednak nie chciała zostawiać spraw niedokończonych, nawet, jeśli tak błahych. Wyprostowała się i spojrzała na łowczynię. – Czy zechciałabyś mi pomóc raz jeszcze? – zapytała sztywno, napinając mięśnie jeszcze bardziej. – Muszę... Nauczyć się walczyć. Nie będę ukrywać, nie jestem urodzonym wojownikiem. Jestem za to czarodziejem, tkaczem maddary, nie potrafię dobrze używać swoich pazurów. Umiem jedynie się... Bronić, choć i tak nie najlepiej – powiedziała z lekkim przekąsem, zerkając na moment gdzieś na bok, by zaraz z powrotem przenieść na Zmorę spojrzenie kryjące niemą prośbę.
Choć zdawała sobie sprawę z tego, jak zawodna magia potrafiła być, że potrzebowała umieć atakować przeciwników własnym ciałem, nie była gotowa. Zaciskała zęby z nerwów, a w momencie, kiedy dostrzegła na niebie smoczą sylwetkę, jej całe ciało się spięło. Oto ona, jej nauczycielka. Zmrużyła lekko ślepia, przypatrując się smoczycy. Znała ją. Och, może nie dosłownie. Kojarzyła jej łuski, jej sylwetkę. Kojarzyła ją całą, choć nie miała dotąd możliwości z nią zamienić ani jednego słowa. To ona nakarmiła ją, kiedy głodowała. Wciągnęła powietrze do płuc, kiedy ta wylądowała przed Jingyi.
– Wybrana Łuska – wyrzuciła z siebie krótko z jakby obojętnym wyrazem pyska, neutralnym, jedynie na moment marszcząc delikatnie łuki brwiowe, kiedy usłyszała nietypowe powitanie cienistej. – Nie miałam jeszcze okazji podziękować za ofiarowanie mi pożywienia, Zmoro Opętanych. Dziękuję – wypowiedziała najpierw, chyląc łeb jakby w delikatnym ukłonie pełnym zarówno wdzięczności, jak i szacunku. Mogło minąć tyle księżyców, Upiorny Rytuał mogła już tego nie pamiętać. Wybrana jednak nie chciała zostawiać spraw niedokończonych, nawet, jeśli tak błahych. Wyprostowała się i spojrzała na łowczynię. – Czy zechciałabyś mi pomóc raz jeszcze? – zapytała sztywno, napinając mięśnie jeszcze bardziej. – Muszę... Nauczyć się walczyć. Nie będę ukrywać, nie jestem urodzonym wojownikiem. Jestem za to czarodziejem, tkaczem maddary, nie potrafię dobrze używać swoich pazurów. Umiem jedynie się... Bronić, choć i tak nie najlepiej – powiedziała z lekkim przekąsem, zerkając na moment gdzieś na bok, by zaraz z powrotem przenieść na Zmorę spojrzenie kryjące niemą prośbę.
- 19 paź 2017, 15:38
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 6987
- Odsłony: 365900
- 12 paź 2017, 23:52
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Szumiąca polana
- Odpowiedzi: 782
- Odsłony: 120626
***
Pewnych rzeczy wymagano od każdego.
Ona nie była wyjątkiem, chociaż bardzo często widziała siebie jako takowego, zupełnie tak, jakby przeszłość wciąż ją goniła, jakby zasłaniała jej ślepia, ograniczała prawidłowe, zdrowe spojrzenie na świat. Myślenie. Och, tak poniekąd było. Było jej momentami ciężko, wciąż nie była w stanie wyzbyć się tych przyzwyczajeń, tych blokad. Musiałaby... Wyrzec się samej siebie, jeśli chciałaby funkcjonować tak, jak inni. Swobodnie. A do tego, niestety, przyznawać się nie chciała. Za nic. Nie potrafiłaby, to oznaczałoby dla niej koniec, potwierdzenie tego, iż idealna wcale nie była. I być nigdy nie miała. Lecz na tą myśl starała się zamykać swój umysł, z całych sił, by za nic jej nie przepuścił. Nigdy.
Niemniej jednak pomimo bycia czarodziejem, tkaczem Ling, wciąż była zobowiązana do nauczenia się ataku. Podczas nauk z Llyewlynem za nic nie chciała się tego nauczyć, nie ważne jak bardzo ten jej nie starał się wytłumaczyć, iż niekiedy magia zawodzi. Nie działa tak, jak powinna. Nie chciała w to wierzyć. Teraz jednak jakby dorosła do tej myśli, myśli, iż samym Ling nie zdziała zawsze tego, co by chciała. Potrafiła się bronić, lecz w przypadku, gdyby pozbawić jej tkania maddary, byłaby bezbronna. Nie potrafiłaby walczyć. I... Och, nawet nie chciała. Nie lubiła przemocy, jako takiej, fizycznej. Nie lubiła wbijał kłów, szponów w ciało ofiar. Miała na to swoje sposoby. Sposoby, które zdecydowanie preferowała.
Lecz mimo to stała na szumiącej polanie, wstrzymując powietrze. I nagle puściła przed siebie, w stronę terenów Ziemi i Cienia, impuls mentalny. Impuls z prośbą o naukę ataku. Kto pierwszy, ten lepszy. Do kogo szybciej dotrze, kto szybciej się zdecyduje – ten zostanie jej nauczycielem. Przynajmniej... Taką miała nadzieję.
Ona nie była wyjątkiem, chociaż bardzo często widziała siebie jako takowego, zupełnie tak, jakby przeszłość wciąż ją goniła, jakby zasłaniała jej ślepia, ograniczała prawidłowe, zdrowe spojrzenie na świat. Myślenie. Och, tak poniekąd było. Było jej momentami ciężko, wciąż nie była w stanie wyzbyć się tych przyzwyczajeń, tych blokad. Musiałaby... Wyrzec się samej siebie, jeśli chciałaby funkcjonować tak, jak inni. Swobodnie. A do tego, niestety, przyznawać się nie chciała. Za nic. Nie potrafiłaby, to oznaczałoby dla niej koniec, potwierdzenie tego, iż idealna wcale nie była. I być nigdy nie miała. Lecz na tą myśl starała się zamykać swój umysł, z całych sił, by za nic jej nie przepuścił. Nigdy.
Niemniej jednak pomimo bycia czarodziejem, tkaczem Ling, wciąż była zobowiązana do nauczenia się ataku. Podczas nauk z Llyewlynem za nic nie chciała się tego nauczyć, nie ważne jak bardzo ten jej nie starał się wytłumaczyć, iż niekiedy magia zawodzi. Nie działa tak, jak powinna. Nie chciała w to wierzyć. Teraz jednak jakby dorosła do tej myśli, myśli, iż samym Ling nie zdziała zawsze tego, co by chciała. Potrafiła się bronić, lecz w przypadku, gdyby pozbawić jej tkania maddary, byłaby bezbronna. Nie potrafiłaby walczyć. I... Och, nawet nie chciała. Nie lubiła przemocy, jako takiej, fizycznej. Nie lubiła wbijał kłów, szponów w ciało ofiar. Miała na to swoje sposoby. Sposoby, które zdecydowanie preferowała.
Lecz mimo to stała na szumiącej polanie, wstrzymując powietrze. I nagle puściła przed siebie, w stronę terenów Ziemi i Cienia, impuls mentalny. Impuls z prośbą o naukę ataku. Kto pierwszy, ten lepszy. Do kogo szybciej dotrze, kto szybciej się zdecyduje – ten zostanie jej nauczycielem. Przynajmniej... Taką miała nadzieję.
- 27 wrz 2017, 13:50
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 6987
- Odsłony: 365900
- 19 wrz 2017, 21:38
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Łączka Przy Skale
- Odpowiedzi: 637
- Odsłony: 77400
Leżała tak, pozwalając myślom gonić, gnać przed siebie, bez konkretnego celu. Czy Księżycowa Łuna w ogóle przybędzie na to wyzwanie, pojawi się czy może zignoruje różową, całkowicie usuwając ją z własnego życia po walce? Och, nie chciała tego, choć nie potrafiła tego przed sobą przyznać. Wodna była... Intrygująca. Taka... Pełna życia, pełna chęci i szczęścia. Emanowała pozytywną energią na wszystkie strony, co niesamowicie kontrastowało ze spokojem i wręcz wycofaniem Wybranej Łuski. Księżycowa była taka... Ciepła. Jingyi zaś była chłodem, nie było w niej nic tak ciepłego, jak w wojowniczce.
Chociaż była na siebie wściekła, że nie wygrała i nic praktycznie nie zrobiła przeciwniczce, to... Z drugiej strony nawet lepiej, iż Księżycowa wyszła bez większego szwanku. Lubiła ją. Lubiła tę energię, jaką roztaczała, i była pewna, że ból spowodowany przez ranę mógłby ją przyćmić. Nie chciała być dla tego powodem. Westchnęła ciężko, leżąc tak i czekając, aż w pewnym momencie przymknęła oczy i delektowała się spokojem. I wtedy usłyszała jak ktoś ląduje. Rozwarła momentalnie powieki i wlepiła spojrzenie w przybyłą. Księżycowa. Przybyła. Powoli próbowała się podnieść do siadu, coby tak nie leżeć przed nią, acz w nagle poczuła, jak Wodna zbliża się i... Liże ją w policzek. Na moment zamarła, nie wiedząc zupełnie co zrobić i zapewne, gdyby miała ja, to zarumieniłaby się. Zamiast tego poruszyła niespokojnie końcówką ogona i wyraźnie się speszyła. Usiadła z trudem i zaraz powoli kiwnęła łbem.
– To... nic – odparła szybko, chociaż... Cóż, to było coś. Noga bolała ją niemiłosiernie. Nie była przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy, rzadko kiedy nabawiała się ran przed przybyciem pod barierę. – Widzę, że ty na zaś jesteś... W formie. Wesoła jak wcześniej – wyrzuciła z siebie mrużąc oczy, kiedy jej kąciki ust uniosły się ku górze w delikatnym uśmiechu. – Jak... Jak ci mija dzień? – wymamrotała nieco speszona, nie mając zupełnie pojęcia jak przeprowadzić rozmowę. A rozmawiać chciała. Poczuła się nagle strasznie niezręcznie. Wlepiła spojrzenie w Księżycową. Pomóż.
Chociaż była na siebie wściekła, że nie wygrała i nic praktycznie nie zrobiła przeciwniczce, to... Z drugiej strony nawet lepiej, iż Księżycowa wyszła bez większego szwanku. Lubiła ją. Lubiła tę energię, jaką roztaczała, i była pewna, że ból spowodowany przez ranę mógłby ją przyćmić. Nie chciała być dla tego powodem. Westchnęła ciężko, leżąc tak i czekając, aż w pewnym momencie przymknęła oczy i delektowała się spokojem. I wtedy usłyszała jak ktoś ląduje. Rozwarła momentalnie powieki i wlepiła spojrzenie w przybyłą. Księżycowa. Przybyła. Powoli próbowała się podnieść do siadu, coby tak nie leżeć przed nią, acz w nagle poczuła, jak Wodna zbliża się i... Liże ją w policzek. Na moment zamarła, nie wiedząc zupełnie co zrobić i zapewne, gdyby miała ja, to zarumieniłaby się. Zamiast tego poruszyła niespokojnie końcówką ogona i wyraźnie się speszyła. Usiadła z trudem i zaraz powoli kiwnęła łbem.
– To... nic – odparła szybko, chociaż... Cóż, to było coś. Noga bolała ją niemiłosiernie. Nie była przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy, rzadko kiedy nabawiała się ran przed przybyciem pod barierę. – Widzę, że ty na zaś jesteś... W formie. Wesoła jak wcześniej – wyrzuciła z siebie mrużąc oczy, kiedy jej kąciki ust uniosły się ku górze w delikatnym uśmiechu. – Jak... Jak ci mija dzień? – wymamrotała nieco speszona, nie mając zupełnie pojęcia jak przeprowadzić rozmowę. A rozmawiać chciała. Poczuła się nagle strasznie niezręcznie. Wlepiła spojrzenie w Księżycową. Pomóż.
- 07 wrz 2017, 22:58
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Łączka Przy Skale
- Odpowiedzi: 637
- Odsłony: 77400
Po walce z Księżycową Łuską czuła się... Miernie. Żeby nie powiedzieć wręcz, że słabo. Rana goiła się wolno, zbyt wolno, sprawiając przy tym wiele bólu i uziemiając wręcz smoczycę w obozie. Leczenie nie powiodło się, czego efektem było to, iż musiała dać ranie samej się zagoić. Nie miała jednakże w sobie żalu czy złości – do obu Wodnistych. Na walkę z Księżycową pisała się, wiedziała, czym może to skończyć. Z kolei była wdzięczna uzdrowicielce Wody, że w ogóle spróbowała wyleczyć rany Wybranej. I nawet jej niepowodzenie nie zraziło Jingyi. Nie musiała tego robić, równie dobrze obie mogły zostawić ją nieprzytomną i krwawiącą. Nie miała nikomu nic za złe; nie licząc jej samej. Nie popisała się w ogóle w tej walce, przynajmniej we własnej opinii. Była wściekła na siebie, przynajmniej przez pierwsze parę dni. Bo dała się pokonać jednym, prostym ruchem. Westchnęła ciężko. Czy kiedykolwiek było jej dane docenić samą siebie? Wątpiła. Musiała ćwiczyć, non stop, bez przerwy.
Wylądowała, czując, jak obolałe ciało odmawia jej posłuszeństwa. Jęknęła cicho i zwyczajnie legła na ziemi, rozkładając się na niezranionym boku. Cóż, może przesadzała. To było... Bardzo prawdopodobne, jednak rana non stop dawała się jej we znaki. Dobrze, że chociaż latanie nie sprawiało jej tyle bólu, co chodzenie. Przymknęła lekko oczy. A jak się trzymała jej przeciwniczka? Z pewnością lepiej, niż sama Wybrana. Ba, różowa ledwo co drasnęła Wodną. Zacisnęła zęby i nagle...
~ Błękitna Skała. Łąka ~ wysłała mentalny przekaz, miała nadzieję, do Księżycowej Łuny. Nie było to zupełnie przemyślane, jednak miała ochotę z nią porozmawiać. Pogratulować wygranej, bowiem wcześniej nie miała na to czasu. I... Cóż, posiedzieć z tą roześmianą istotką, bowiem już przy wyzwaniu zdążyła zadziwić Ziemistą.
Wylądowała, czując, jak obolałe ciało odmawia jej posłuszeństwa. Jęknęła cicho i zwyczajnie legła na ziemi, rozkładając się na niezranionym boku. Cóż, może przesadzała. To było... Bardzo prawdopodobne, jednak rana non stop dawała się jej we znaki. Dobrze, że chociaż latanie nie sprawiało jej tyle bólu, co chodzenie. Przymknęła lekko oczy. A jak się trzymała jej przeciwniczka? Z pewnością lepiej, niż sama Wybrana. Ba, różowa ledwo co drasnęła Wodną. Zacisnęła zęby i nagle...
~ Błękitna Skała. Łąka ~ wysłała mentalny przekaz, miała nadzieję, do Księżycowej Łuny. Nie było to zupełnie przemyślane, jednak miała ochotę z nią porozmawiać. Pogratulować wygranej, bowiem wcześniej nie miała na to czasu. I... Cóż, posiedzieć z tą roześmianą istotką, bowiem już przy wyzwaniu zdążyła zadziwić Ziemistą.
- 06 wrz 2017, 23:16
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Podnóża Skały
- Odpowiedzi: 674
- Odsłony: 96054
Och, w jej stadzie również szanowano czyjąś prywatność, pozwalając tej osobie po prostu być, nie zaczepiając jej. Jednakże stado to było już dla niej przeszłością, powoli zmieniając się w mgliste wspomnienia. Mimo to wciąż trwały, choć na jak długo? Była młoda, a wspomnienia z młodości miały to do siebie, iż bardzo, bardzo szybko znikały. Opuszczały swojego właściciela, zostawiając go z pustką w głowie. Aczkolwiek... Na ile była w stanie zapomnieć to wszystko? Rodzinę, wszystkie trudy, przez jakie przeszła? Nie wiedziała.
Długi okres wędrówki i towarzystwo jednego smoka, a później zwykła samotność, zmieniły ją. Odrzuciła część zasad, jakimi niegdyś zmuszona była się kierować. Nie była ufna, lecz mimo to chciała w jakiś sposób spędzać czas z innymi... O ile byli tego, ha, godni. Bo wciąż była przyzwyczajona do bycia ponad resztą. I, cholera, ciężko jej było się odzwyczaić. Zabawne.
– Dziękuję – odparła lekko, uśmiechając się delikatnie w stronę smoka. A potem usłyszała jego kolejne słowa. Zamrugała gwałtownie, z trudem utrzymując neutralną mimikę. Kiwnęła lekko głową i... Mimo wszystko – podeszła nieco bliżej, siadając obok. Może nie pod skrzydłem starszego, ale wciąż o wiele bliżej, niż wcześniej. – Pustynne słońce... – powtórzyła za nim, lekko wznosząc do góry pysk. – Nie zaznałam go w swoim życiu zbyt wiele. Nie zaznałam go praktycznie... W ogóle – westchnęła ciężko, zerkając na Ognistego. – Moi przodkowie pochodzili z pustyń, ja... Już nie – wymamrotała pod nosem, cicho i jakby ze wstydem, zjeżdżając wzrokiem na ziemię. Może i była czystej krwi, lecz co z tego, jeśli nigdy nie żyła jak takowa osoba? Cóż. – Wybrana Łuska – przedstawiła się nagle, podnosząc gwałtownie różowy łeb i zerkając na pustynnego.
Długi okres wędrówki i towarzystwo jednego smoka, a później zwykła samotność, zmieniły ją. Odrzuciła część zasad, jakimi niegdyś zmuszona była się kierować. Nie była ufna, lecz mimo to chciała w jakiś sposób spędzać czas z innymi... O ile byli tego, ha, godni. Bo wciąż była przyzwyczajona do bycia ponad resztą. I, cholera, ciężko jej było się odzwyczaić. Zabawne.
– Dziękuję – odparła lekko, uśmiechając się delikatnie w stronę smoka. A potem usłyszała jego kolejne słowa. Zamrugała gwałtownie, z trudem utrzymując neutralną mimikę. Kiwnęła lekko głową i... Mimo wszystko – podeszła nieco bliżej, siadając obok. Może nie pod skrzydłem starszego, ale wciąż o wiele bliżej, niż wcześniej. – Pustynne słońce... – powtórzyła za nim, lekko wznosząc do góry pysk. – Nie zaznałam go w swoim życiu zbyt wiele. Nie zaznałam go praktycznie... W ogóle – westchnęła ciężko, zerkając na Ognistego. – Moi przodkowie pochodzili z pustyń, ja... Już nie – wymamrotała pod nosem, cicho i jakby ze wstydem, zjeżdżając wzrokiem na ziemię. Może i była czystej krwi, lecz co z tego, jeśli nigdy nie żyła jak takowa osoba? Cóż. – Wybrana Łuska – przedstawiła się nagle, podnosząc gwałtownie różowy łeb i zerkając na pustynnego.
- 06 wrz 2017, 19:23
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 6987
- Odsłony: 365900
- 29 sie 2017, 15:39
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Podnóża Skały
- Odpowiedzi: 674
- Odsłony: 96054
Ciężko było stwierdzić czy pojawienie się różowej samiczki spełniło jakieś ukryte pragnienia Pustynnego Kolca dotyczące poznania kogoś tej samej rasy Pustynnego Kolca, czy może wręcz przeciwnie, zakłóciło jego spokój, czego sobie nie życzył?
Jingyi nie wiedziała ani o jednym, ani o drugim. Tego dnia za cel wyznaczyła sobie wybranie się do nowego miejsca; miejsca, które będzie mogła poznać, zbadać i... W którym prawdopodobnie kogoś pozna. Znajomości były kluczem do sukcesu, niezależnie od tego – jakiego. I Wybrana zadawała sobie z tego sprawę. Podczas lotu dostrzegła... Cóż, skałę, której nazwy nie znała; bez jakiegokolwiek namysłu skierowała się w jej stronę, uznając ją za swój dzisiejszy cel. Już wkrótce wylądowała u jej podnóży, mrużąc lekko oczy i wciągając powietrze do płuc. Z początku nie dostrzegła zdecydowanie starszego od niej smoka, a dopiero po uważnym zlustrowaniu wzrokiem okolicy i zarejestrowaniu obecnych zapachów, dostrzegła. Zlokalizowała smoka, by zaraz zacząć się w niego wpatrywać. Uważnie i uparcie. Powinna podchodzić? Może ten nie życzył sobie tego? Widziała, że jest starszy... A starszych powinno się szanować. Niezależnie od wszystkiego.
Mimo to podeszła. Wolno, acz wcale nie kryjąc się ze swoją obecnością. Zacisnęła lekko zęby, zatrzymując się w większej odległości od obcego. Wymusiła na pysku delikatny uśmiech, przechyliła głowę. Ciekawość wzięła nad nią górę, jak i to, iż mniej więcej z takim zamiarem wyruszyła z obozu – z poznaniem... Kogokolwiek. Interesującego lub, może, nie mówiła o tym głośno, przydatnego.
– Witaj, nieznajomy – wyrzuciła z siebie w końcu, spokojnym i łagodnym tonem, trzymając odpowiednią odległość między nim, a sobą. – Mam nadzieję, że nie zakłócam twego spokoju. – Mrugnęła w jego kierunku, ot, niby to wesoło, jednakże wciąż nie siadała, nie czując się dostatecznie pewnie. Nie ufała i nie miała zamiaru tego robić, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Była... Była nawet gotowa uciekać. Inne smoki były nieprzewidywalne. – Czy będzie ci przeszkadzać, jeśli spocznę gdzieś... Niedaleko? – wymamrotała nieco już mniej pewnie, drgając lekko końcówką ogona. Mimo wszystko; zmęczyła się... Odrobinę. Chciała odpocząć. A rozmową nigdy nie gardziła.
Jingyi nie wiedziała ani o jednym, ani o drugim. Tego dnia za cel wyznaczyła sobie wybranie się do nowego miejsca; miejsca, które będzie mogła poznać, zbadać i... W którym prawdopodobnie kogoś pozna. Znajomości były kluczem do sukcesu, niezależnie od tego – jakiego. I Wybrana zadawała sobie z tego sprawę. Podczas lotu dostrzegła... Cóż, skałę, której nazwy nie znała; bez jakiegokolwiek namysłu skierowała się w jej stronę, uznając ją za swój dzisiejszy cel. Już wkrótce wylądowała u jej podnóży, mrużąc lekko oczy i wciągając powietrze do płuc. Z początku nie dostrzegła zdecydowanie starszego od niej smoka, a dopiero po uważnym zlustrowaniu wzrokiem okolicy i zarejestrowaniu obecnych zapachów, dostrzegła. Zlokalizowała smoka, by zaraz zacząć się w niego wpatrywać. Uważnie i uparcie. Powinna podchodzić? Może ten nie życzył sobie tego? Widziała, że jest starszy... A starszych powinno się szanować. Niezależnie od wszystkiego.
Mimo to podeszła. Wolno, acz wcale nie kryjąc się ze swoją obecnością. Zacisnęła lekko zęby, zatrzymując się w większej odległości od obcego. Wymusiła na pysku delikatny uśmiech, przechyliła głowę. Ciekawość wzięła nad nią górę, jak i to, iż mniej więcej z takim zamiarem wyruszyła z obozu – z poznaniem... Kogokolwiek. Interesującego lub, może, nie mówiła o tym głośno, przydatnego.
– Witaj, nieznajomy – wyrzuciła z siebie w końcu, spokojnym i łagodnym tonem, trzymając odpowiednią odległość między nim, a sobą. – Mam nadzieję, że nie zakłócam twego spokoju. – Mrugnęła w jego kierunku, ot, niby to wesoło, jednakże wciąż nie siadała, nie czując się dostatecznie pewnie. Nie ufała i nie miała zamiaru tego robić, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Była... Była nawet gotowa uciekać. Inne smoki były nieprzewidywalne. – Czy będzie ci przeszkadzać, jeśli spocznę gdzieś... Niedaleko? – wymamrotała nieco już mniej pewnie, drgając lekko końcówką ogona. Mimo wszystko; zmęczyła się... Odrobinę. Chciała odpocząć. A rozmową nigdy nie gardziła.
- 28 sie 2017, 19:11
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Szumiąca Dolina
- Odpowiedzi: 716
- Odsłony: 96068
Westchnienie ponownie wydobyło się z jej pyska, kiedy poczuła, jak łapy zaczynają ją coraz bardziej boleć. Bowiem... Tak, mogła być przyzwyczajona do ciągłego ruchu, mogła jeszcze z trzy księżyce temu, może więcej, nieustannie być w podróży. Nie zmieniało to jednak faktu, iż w ostatnim czasie rozleniwiła się, spędzając długie dnie na praktycznie przesiadywanie w jednym miejscu i chłonięcie widoków, choć już dobrze znanych. Podobało jej się to. Nic nie wisiało na jej złączonymi rogami, nad jej głową; nie czuła żadnego parcia ze strony innych smoków, nikt na nią nie naciskał, nie wymagał zbyt wiele. Było... Och, idealnie? Nie. Wciąż była miotana wątpliwościami, wciąż za dużo myślała; o wszystkim. O... Rodzinie, zarówno tej nowej, jak i starej. O Llywelynie, o tym, gdzie teraz był i jak się miał. Patrzył na nią z góry? A może... Och. Potrząsnęła lekko łbem, jakby pragnąc wyrzucić swoje myśli z własnej głowy. Zamrugała gwałtownie. I rozejrzała się. Nieco już... Przeszła. Wciągnęła powietrze do płuc. Zarówno skrzydła, po wcześniejszym locie, jak i łapy po wędrówce, bolały ją. Chciała... Odpocząć.
I wtedy dostrzegła, poczuła. Najpierw do jej nozdrzy dotarł znajomy zapach stada, kiedy tak ruszyła nieco dalej, wchodząc między drzewa. Potem dostrzegła kobaltowe łuski, które widziała już kiedyś, o, raz, podczas ceremonii. Wybrana zamrugała i zbliżyła się, niepewna tego czy powinna się zbliżać. Z drugiej jednak strony zależało jej na tym, by poznać bliżej tych, którzy teraz byli jej bliskimi. Przełknęła ślinę i podeszła bliżej.
– Przeszkadzam? – wypowiedziała dość głośno, acz łagodnie, mrużąc lekko oczy, kiedy jej pysk przyozdobił delikatny uśmiech. Przyjrzała się smokowi, przypominając sobie jego imię. – Nieprawidłowy Element – wyrzuciła z siebie jego imię, smakując je na języku. Wciąż stała, patrząc na niego i oczekując jego reakcji. Miała odejść? Przyłączyć się, potowarzyszyć? Nie wiedziała, w jakim był stanie i czego potrzebował. Samotności czy towarzystwa? Tylko on mógł jej powiedzieć.
Nie chciała być problemem.
I wtedy dostrzegła, poczuła. Najpierw do jej nozdrzy dotarł znajomy zapach stada, kiedy tak ruszyła nieco dalej, wchodząc między drzewa. Potem dostrzegła kobaltowe łuski, które widziała już kiedyś, o, raz, podczas ceremonii. Wybrana zamrugała i zbliżyła się, niepewna tego czy powinna się zbliżać. Z drugiej jednak strony zależało jej na tym, by poznać bliżej tych, którzy teraz byli jej bliskimi. Przełknęła ślinę i podeszła bliżej.
– Przeszkadzam? – wypowiedziała dość głośno, acz łagodnie, mrużąc lekko oczy, kiedy jej pysk przyozdobił delikatny uśmiech. Przyjrzała się smokowi, przypominając sobie jego imię. – Nieprawidłowy Element – wyrzuciła z siebie jego imię, smakując je na języku. Wciąż stała, patrząc na niego i oczekując jego reakcji. Miała odejść? Przyłączyć się, potowarzyszyć? Nie wiedziała, w jakim był stanie i czego potrzebował. Samotności czy towarzystwa? Tylko on mógł jej powiedzieć.
Nie chciała być problemem.
- 27 sie 2017, 0:11
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XI
- Odpowiedzi: 83
- Odsłony: 5522
Jej serce stanęło na moment, kiedy Ateral stwierdził, iż absolutnie każde odejście ze stada jest zdradą. Niezależnie od powodów.
Reasumując: była zdrajcą.
Zamrugała parokrotnie, kiedy pierwszy, ha, szok odszedł. Następny był nieprzyjemny skurcz żołądka, a ona sama lekko zacisnęła zęby. Poruszyła się niespokojnie, jednak zaraz znieruchomiała, upominając samą siebie w myślach. Była zdrajcą. Obrzydliwym, cholernym zdrajcą. Takim, któremu należała się tylko śmierć i nic więcej. Przełknęła ślinę, wciągając powietrze do płuc i zaraz wypuszczając je ze świstem. I tak parę razy, póki nie uspokoiła się, a jej ciało nie rozluźniło się. Dramatyzowała. Zapętlała się wokół jednej myśli, już, już chcąc jakby kierować się tylko nią przez resztę życia. A tak nie powinno być. Miała zostawić przeszłość, miała żyć dalej, nie patrzeć na to, co się stało, co kiedyś zrobiła. Miała swoje powody i to ich powinna się trzymać; niczego innego. Przymknęła oczy. Nie chciała myśleć o sobie, jak o najgorszej osobie. Nie była zła. Nie chciała źle. Była młoda, była zmęczona i zarzucono jej za dużo na głowę. Zdecydowanie za dużo, zważywszy na jej wiek. Miała... Powody...
Stop.
Skierowała swoje spojrzenie na boga, koncentrując się na nim i jego słowach. Odrzuciła myśli na bok, bowiem to nie był czas, by rozmyślać nad takimi sprawami. Wysłuchała jakby ze spokojem wszystko, co mówił dalej Ateral. Wchłaniała słowa, coby później, po wszystkim, móc je przeanalizować. Wtedy i tylko wtedy.
Czy macie jakieś pytania?
Zamrugała. Jakieś osoby zdążyły już wyrzucić z siebie własne pytania, nim ona sama wystarczająco się namyśliła. Westchnęła.
– Chciałabym więcej dowiedzieć się o bogach – powiedziała głośno, łagodnym głosem, acz pozbawionym większych emocji, zupełnie tak, jakby je wyłączyła. – Tutejszych bogach – dodała jeszcze, tak dla jasności. – Jaki mają wkład w życie śmiertelników? Ilu... – urwała, zdając sobie sprawę, że było to już drugie pytanie. Wiele rzeczy traktowała bardzo dosłownie. Jedno pytanie to jedno pytanie. Ni więcej.
Reasumując: była zdrajcą.
Zamrugała parokrotnie, kiedy pierwszy, ha, szok odszedł. Następny był nieprzyjemny skurcz żołądka, a ona sama lekko zacisnęła zęby. Poruszyła się niespokojnie, jednak zaraz znieruchomiała, upominając samą siebie w myślach. Była zdrajcą. Obrzydliwym, cholernym zdrajcą. Takim, któremu należała się tylko śmierć i nic więcej. Przełknęła ślinę, wciągając powietrze do płuc i zaraz wypuszczając je ze świstem. I tak parę razy, póki nie uspokoiła się, a jej ciało nie rozluźniło się. Dramatyzowała. Zapętlała się wokół jednej myśli, już, już chcąc jakby kierować się tylko nią przez resztę życia. A tak nie powinno być. Miała zostawić przeszłość, miała żyć dalej, nie patrzeć na to, co się stało, co kiedyś zrobiła. Miała swoje powody i to ich powinna się trzymać; niczego innego. Przymknęła oczy. Nie chciała myśleć o sobie, jak o najgorszej osobie. Nie była zła. Nie chciała źle. Była młoda, była zmęczona i zarzucono jej za dużo na głowę. Zdecydowanie za dużo, zważywszy na jej wiek. Miała... Powody...
Stop.
Skierowała swoje spojrzenie na boga, koncentrując się na nim i jego słowach. Odrzuciła myśli na bok, bowiem to nie był czas, by rozmyślać nad takimi sprawami. Wysłuchała jakby ze spokojem wszystko, co mówił dalej Ateral. Wchłaniała słowa, coby później, po wszystkim, móc je przeanalizować. Wtedy i tylko wtedy.
Czy macie jakieś pytania?
Zamrugała. Jakieś osoby zdążyły już wyrzucić z siebie własne pytania, nim ona sama wystarczająco się namyśliła. Westchnęła.
– Chciałabym więcej dowiedzieć się o bogach – powiedziała głośno, łagodnym głosem, acz pozbawionym większych emocji, zupełnie tak, jakby je wyłączyła. – Tutejszych bogach – dodała jeszcze, tak dla jasności. – Jaki mają wkład w życie śmiertelników? Ilu... – urwała, zdając sobie sprawę, że było to już drugie pytanie. Wiele rzeczy traktowała bardzo dosłownie. Jedno pytanie to jedno pytanie. Ni więcej.
- 20 sie 2017, 18:23
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Spotkanie V
- Odpowiedzi: 71
- Odsłony: 4181
Kolejne wezwanie.
Jej ciało zadrżało, kiedy usłyszała głośny, potężny ryk. Uniosła łeb, mrugając i przenosząc spojrzenie w stronę, z której dochodził odgłos. Nie rozumiała jeszcze tych całych wezwań, szczególnie, jeśli ryk nie należał do przywódczyni. Powinna... Się tam pojawić? A może to w ogóle nie było wezwanie? Ach, nie miała pojęcia. Mimo to zaprzestała swojego spaceru i zawróciła. Skały Pokoju? Stamtąd dochodził ryk, toteż właśnie tam postanowiła się udać. Z początku szła, po prostu szła przed siebie, nie spiesząc się nigdzie. Była ciekawa, owszem, lecz również i ostrożna; nie miała pojęcia komu i czemu ufać. Nie znała osoby, do której należał ryk. Westchnęła ciężko i nagle zerwała się z ziemi. Byleby szybciej, a i z powietrza będzie miała lepszą widoczność na sytuację; będzie wiedziała czy powinna zawrócić.
Zajęło jej to dłużej, niż się spodziewała. Z góry dostrzegła zbiegowisko na Skałach Pokoju, tak, jak zakładała. Zniżyła lot i wylądowała w znacznej odległości od reszty smoków. Zmrużyła oczy i zatrzymała się. Dostrzegła Gonitwę Myśli, dostrzegła także Krwistego Kolca, na widok którego lekko skrzywiła się. Westchnęła i ruszyła dalej, by dołączyć do zgromadzonych. Usiadła gdzieś z boku, nie narzucając się nikomu swoją obecnością. Obserwowała, dostrzegając przy tym także smoczycę, która ją nakarmiła. Zauważyła także dwie panie, które były na spotkaniu młodych... W tym jedna już wyrośnięta. Nikogo więcej absolutnie nie kojarzyła. Zacisnęła lekko zęby i usiadła, poruszając lekko ogonem z nerwów. Zatem... Po co tutaj byli? I kim był smok, który ich wezwał?
Jej ciało zadrżało, kiedy usłyszała głośny, potężny ryk. Uniosła łeb, mrugając i przenosząc spojrzenie w stronę, z której dochodził odgłos. Nie rozumiała jeszcze tych całych wezwań, szczególnie, jeśli ryk nie należał do przywódczyni. Powinna... Się tam pojawić? A może to w ogóle nie było wezwanie? Ach, nie miała pojęcia. Mimo to zaprzestała swojego spaceru i zawróciła. Skały Pokoju? Stamtąd dochodził ryk, toteż właśnie tam postanowiła się udać. Z początku szła, po prostu szła przed siebie, nie spiesząc się nigdzie. Była ciekawa, owszem, lecz również i ostrożna; nie miała pojęcia komu i czemu ufać. Nie znała osoby, do której należał ryk. Westchnęła ciężko i nagle zerwała się z ziemi. Byleby szybciej, a i z powietrza będzie miała lepszą widoczność na sytuację; będzie wiedziała czy powinna zawrócić.
Zajęło jej to dłużej, niż się spodziewała. Z góry dostrzegła zbiegowisko na Skałach Pokoju, tak, jak zakładała. Zniżyła lot i wylądowała w znacznej odległości od reszty smoków. Zmrużyła oczy i zatrzymała się. Dostrzegła Gonitwę Myśli, dostrzegła także Krwistego Kolca, na widok którego lekko skrzywiła się. Westchnęła i ruszyła dalej, by dołączyć do zgromadzonych. Usiadła gdzieś z boku, nie narzucając się nikomu swoją obecnością. Obserwowała, dostrzegając przy tym także smoczycę, która ją nakarmiła. Zauważyła także dwie panie, które były na spotkaniu młodych... W tym jedna już wyrośnięta. Nikogo więcej absolutnie nie kojarzyła. Zacisnęła lekko zęby i usiadła, poruszając lekko ogonem z nerwów. Zatem... Po co tutaj byli? I kim był smok, który ich wezwał?












