Któż to tak czuwał nad nim, że mimo ewidentnej słabości i nieprzystosowania do świata, wciąż znajdywała go nadzieja, zaopatrzona jeszcze w materialne dary, które były w stanie oddalić go od śmierci?
Aro podniósł się dopiero, gdy do jego nozdrzy dotarła woń mięsa. był to sposób niezawodny na zaskarbienie sobie jego uwagi, podczas gdy powitania rzadko osiągały podobny skutek.
bordowe zęby zaczęły rwać pokarm, a potem miażdżyć go na kawałeczki, choć nie dość dokładnie, by kilka razy smok nie zakasłał do siebie, podczas pośpiesznego jedzenia. Oh jakiż on był głodny, nieustannie, a mięsa, którego wciąż nie potrafił upolować, nie było nigdzie w zasięgu łapy.
Zjadłszy podarowaną mu dziczyznę bezskrzydły uniósł zakrwawiony pysk, którego nie miał ochoty czyścić, by czarno-fioletowa woń jedzenia towarzyszyła mu przez dłuższy czas. Przez intensywny zapach zdołała przebić się seledynowa aura nieznajomej, która to oddaliła się, ale nie odeszła zupełnie, jakby czegoś od niego oczekiwała.
Lekko otworzył japę, prawdopodobnie by coś powiedzieć, ale rozmyślił się i spuścił wzrok. Jego mięśnie były spięte, a postawa sugerowała niepewność, jakiej trudno było się doszukać u dorosłych smoków. Przed sobą miał zmasakrowane zwłoki i połamane kości, którymi jeszcze mógł się zająć, ale czując na sobie obcy wzrok, nie mógł się do tego przemóc. Dość dziwne,
biorąc pod uwagę, że jeszcze przed chwilą mu to nie przeszkadzało.
Znaleziono 27 wyników
- 08 lut 2018, 12:07
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Polana
- Odpowiedzi: 767
- Odsłony: 107564
- 06 lut 2018, 23:35
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Polana
- Odpowiedzi: 767
- Odsłony: 107564
Minęło wiele czasu odkąd wyrwał się z groty, żeby przemieścić się poza granicę ognistej ziemi, której wartości i nie pojmował. Nie zależało mu na interakcjach ze smokami, ponieważ zbyt bardzo martwił się nieodpowiednim ich zakończeniem, dlatego lepiej poznawał wyobrażenia smoków, które raz widział niż rzeczywiste charaktery. Tym co zmusiło go do wędrówki był głód. Ojciec znów gdzieś zniknął, lub akurat on nie miał szczęścia go zastać, więc pozostało mu jedynie liczenie na szczęście. Rzecz jasna nie wierzył w abstrakcyjną zbieżność losu, która miałaby działać mu na korzyść, ale obecnie pozostała jemu tylko ona. Co ciekawe szukanie pomocy w terenie było dla niego bardziej oczywiste niż rozejrzenie się za siostrą czy którymkolwiek smokiem ze stada, ale logiki Aro nawet narrator nie śmie zgłębiać.
Ten fioletowy smok już od dłuższego czasu nie odżywiał się poprawnie, więc chociaż natura obdarzyła go grubymi kośćmi i krótkimi kończynami, na masywnym cielsku dało się odczytać zarysowane żebra.
W końcu Aro zatrzymał się. Przepełnienie lękiem, że jego żołądek zaraz zacznie wchłaniać jego organy nie było dostatecznie silne by zmusić go do wędrówki, kiedy bolały go łapy, dlatego by odpocząć, gad zwinął się w kłębek wśród roślinności, nieświadom obecnych gdzieś tam ruin i skupił się na swoich posępnych myślach.
Ten fioletowy smok już od dłuższego czasu nie odżywiał się poprawnie, więc chociaż natura obdarzyła go grubymi kośćmi i krótkimi kończynami, na masywnym cielsku dało się odczytać zarysowane żebra.
W końcu Aro zatrzymał się. Przepełnienie lękiem, że jego żołądek zaraz zacznie wchłaniać jego organy nie było dostatecznie silne by zmusić go do wędrówki, kiedy bolały go łapy, dlatego by odpocząć, gad zwinął się w kłębek wśród roślinności, nieświadom obecnych gdzieś tam ruin i skupił się na swoich posępnych myślach.
- 04 sty 2018, 18:14
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Samotny pagórek
- Odpowiedzi: 681
- Odsłony: 94581
Doprawdy nawet narrator nie jest w stanie nazwać tej czynności inaczej, jak po prostu genialną. być może w przyszłości Aro nie będzie już takim niewolnikiem jedzenia, nie dlatego że zdoła się powstrzymać widząc je lub czując, ale ponieważ znajdzie sobie jakieś inne, nieco mniej rozpychające wnętrzności zainteresowania. Ta gruba fioletowa kula nie miała siły, żeby się poruszać, ale i tak, gdy do jej zalepionych krwią nozdrzy dotarła intensywna woń jadła, jej członki zrzuciły napęczniały tułów ze zmasakrowanego legowiska. Po niezgrabnym lądowaniu Aro podniósł się na drżących łapach i wylizując pysk, krok po kroku, które stawiał jakby dopiero co wylazł z jaja, podążył za unoszącą się w powietrzu kulką. Nie lubił tych latających obiektów, bo pamiętał jak opiekun w ten sposób usuwał mu przysmaki sprzed nosa, ale teraz niewiele się nad tym zastanawiał. Niezdolny do wyskoku lub przyspieszenia swojego dziecinnego marszu, wlókł się za tworem z wyciągniętym w jego kierunku łbem, śliniąc się przy tym jak opętany, z jednej strony w celu oczyszczenia pyska z zaległej na nim posoki (i wymiocin), jak i pod wpływem nowego bodźca, którego pomarańczowe nitki wiły się zachęcająco, tnąc przesycone zapachem powietrze.
I jeśli złoty miał czas by z tym tworem przed nosem pisklęcia dojść aż do granicy, mimo postojów czy krótkotrwałej dezorientacji, jego szczwany plan odniósł sukces i smoczę znalazło się w domu. W części przynajmniej, ale dalej mógł założyć, że ognisty sobie poradzi.
Na ułatwienie tego pożegnania mogę dodać, że nawet gdyby kuszący kawałek mięsa zniknął, zmęczony Aro nie zamierzałby już się za nim rozglądać i z nowym nabytkiem w postaci kościanego grotu udałby się do siebie, nie dziękując, ani nawet nie oglądając się za dorosłym na pożegnanie.
/zt
I jeśli złoty miał czas by z tym tworem przed nosem pisklęcia dojść aż do granicy, mimo postojów czy krótkotrwałej dezorientacji, jego szczwany plan odniósł sukces i smoczę znalazło się w domu. W części przynajmniej, ale dalej mógł założyć, że ognisty sobie poradzi.
Na ułatwienie tego pożegnania mogę dodać, że nawet gdyby kuszący kawałek mięsa zniknął, zmęczony Aro nie zamierzałby już się za nim rozglądać i z nowym nabytkiem w postaci kościanego grotu udałby się do siebie, nie dziękując, ani nawet nie oglądając się za dorosłym na pożegnanie.
/zt
- 30 gru 2017, 0:08
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Samotny pagórek
- Odpowiedzi: 681
- Odsłony: 94581
Jeśli Złoty sądził, że Aro potrzebował zachęty do jedzenia to nie miał żadnego pojęcia o zachowaniu tego łapczywego stworzenia. Nieistotne czy jadł dwa dni temu, czy może uderzenie serca wcześniej, bezskrzydły zawsze był głodny. Miał duże zapotrzebowanie i nie zawsze był w stanie mu sprostać, dlatego często w swoim domku miewał bóle żołądka, do których się nie przyznawał, pamiętając że opiekun zachęcał go do zachowania umiaru. Jakże w duszy wielbił tego przyjaznego, obdarowującego go jedzeniem nieznajomego, któż inny by go tak rozpieszczał? Oczywiście nie był w stanie mu za to podziękować inaczej niż po prostu wchłaniając mięso, ponieważ nie był najlepszy w okazywaniu wdzięczności. Pozostaje nadzieja, że ten uzbrojony złotem altruista jest wystarczająco usatysfakcjonowany, kiedy jego ciężko zdobyte mięso wcina jakiś okrągły zwierzak.
Przetworzenie całego tego ścierwa na papkę zdawało się niemożliwe i w istocie było, dlatego stwór nie wcisnął wszystkiego od razu, pozwalając sobie na dłuższą ucztę, poprzetykaną wymiotnym rytuałem, który pomógłby mu zmieścić całego żubra.
W trakcie tej czynności nie zamierzał słuchać starszego, więc dopiero kiedy z owłosionego ssaka zostały już tylko zmasakrowane zwłoki, wpół żywy Aro wyciągnął się na zakrwawionej powierzchni i spojrzał pytająco na towarzysza. Mało prawdopodobne, że pamiętał co tamten powiedział mu w trakcie jego posiłku.
Przetworzenie całego tego ścierwa na papkę zdawało się niemożliwe i w istocie było, dlatego stwór nie wcisnął wszystkiego od razu, pozwalając sobie na dłuższą ucztę, poprzetykaną wymiotnym rytuałem, który pomógłby mu zmieścić całego żubra.
W trakcie tej czynności nie zamierzał słuchać starszego, więc dopiero kiedy z owłosionego ssaka zostały już tylko zmasakrowane zwłoki, wpół żywy Aro wyciągnął się na zakrwawionej powierzchni i spojrzał pytająco na towarzysza. Mało prawdopodobne, że pamiętał co tamten powiedział mu w trakcie jego posiłku.
- 21 gru 2017, 12:55
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Samotny pagórek
- Odpowiedzi: 681
- Odsłony: 94581
Truchło przeciwnika opierało się bardzo długo, nawet jeśli zęby Aro nieustępliwie dźgały jego naturalny pancerz, nie wykazując chęci do rezygnacji. Złoty mógł sobie myśleć co chciał, dla fioletowego przedarcie się przez pierwszą warstwę sztywności, co mógł zaobserwować podczas pierwszych zranień chropowatej powierzchni, było ogromnym sukcesem. Tym bardziej nie zamierzał odpuszczać, bowiem skoro zdołał wykonać pierwsze uszkodzenia na tym wytrwałym grzbiecie, był niemal pewien, że od dostania się do środka dzieliły go zaledwie.....
Resztki mięsa!
Pomarańczowe nitki wyłoniły się znikąd i razem z wiatrem popłynęły w stronę nozdrzy młodego wojownika, który bez większego wahania odstąpił od pokonanej kuli. Zamrugał kilkakrotnie, gdy już nosem mierzył się ze źródłem przyjaznej woni, rozmyślając jakim cudem nie wyczuł jej wcześniej. Mruknął coś pod nosem i uniósł łeb, jakby próbował się zorientować, czy przelatując przez korony drzew, mięso zostawiło na nich swój zapach. Nie miał aż tak dobrego powonienia by to zbadać, ani nie czuł się najlepiej gdy musiał patrzeć i doszukiwać się jakiegoś szczegółu, dlatego szybko spuścił nos i po kilku głębszych wdechach wahania, zanurzył go w mięsie. Nie zamierzał dziękować dorosłemu, ponieważ nie tylko nie zdawał sobie sprawy w jaki sposób miałby to zrobić, ale też ponieważ nie sądził, że posiłek pochodził od niego.
...
Chociaż?
Czyżby go...
Zwymiotował?
Aro cofnął się z drobnym wyrazem obrzydzenia na pyszczku. Nie pachniał rzygowinami, ani na takie nie wyglądał, więc nie mam pojęcia dlaczego debil w ogóle dopuścił to do umysłu, jako jedną z opcji. Prędzej czy później wrócił do pożywiania się, wchłaniając nie tylko całe mięso, ale także rozpoczynając proces miażdżenia kości. Nie było to najłatwiejsze zadanie, jednak tak samo jak przy kulce, młody nie zamierzał się poddawać, ponieważ ufał swoim szerokim kłom.
Resztki mięsa!
Pomarańczowe nitki wyłoniły się znikąd i razem z wiatrem popłynęły w stronę nozdrzy młodego wojownika, który bez większego wahania odstąpił od pokonanej kuli. Zamrugał kilkakrotnie, gdy już nosem mierzył się ze źródłem przyjaznej woni, rozmyślając jakim cudem nie wyczuł jej wcześniej. Mruknął coś pod nosem i uniósł łeb, jakby próbował się zorientować, czy przelatując przez korony drzew, mięso zostawiło na nich swój zapach. Nie miał aż tak dobrego powonienia by to zbadać, ani nie czuł się najlepiej gdy musiał patrzeć i doszukiwać się jakiegoś szczegółu, dlatego szybko spuścił nos i po kilku głębszych wdechach wahania, zanurzył go w mięsie. Nie zamierzał dziękować dorosłemu, ponieważ nie tylko nie zdawał sobie sprawy w jaki sposób miałby to zrobić, ale też ponieważ nie sądził, że posiłek pochodził od niego.
...
Chociaż?
Czyżby go...
Zwymiotował?
Aro cofnął się z drobnym wyrazem obrzydzenia na pyszczku. Nie pachniał rzygowinami, ani na takie nie wyglądał, więc nie mam pojęcia dlaczego debil w ogóle dopuścił to do umysłu, jako jedną z opcji. Prędzej czy później wrócił do pożywiania się, wchłaniając nie tylko całe mięso, ale także rozpoczynając proces miażdżenia kości. Nie było to najłatwiejsze zadanie, jednak tak samo jak przy kulce, młody nie zamierzał się poddawać, ponieważ ufał swoim szerokim kłom.
- 21 gru 2017, 12:28
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Mała plaża
- Odpowiedzi: 944
- Odsłony: 139204
Czyżby tych potworków było więcej? Obecnie poza logiką Aro mieściło się to w jaki sposób miałby sobie z nimi poradzić, ponieważ ten ograniczony samiec ledwie radził sobie z podejmowaniem decyzji tak by sobie samemu nie wyrządzić szkody. Mowa oczywiście o pomyśle wchodzenia do wody, zdecydowanie zbyt pochopnym, o czym przekonał się gdy spod jej powierzchni uwolniło się niskie buczenie, a nieznajomy smok, czy też wąsata ryba przemieściła się o kolejne kilkanaście ogonów. Oba te czynniki, stale uciekającego celu, jak i piękny, choć napawający niepokojem dźwięk, uaktywniły w końcu świadomość Aro, która zaczęła boleśnie przypominać mu, że nie znajduje się w miejscu do którego wszedłby w pełni przytomności. Przerażony otaczającym go zimnem, jak i prawdopodobieństwem że coś czai się na nich w wodzie, w dzikim odruchu sięgnął ciemnej wysepki, wyłaniającej się z nieprzyjemnego otoczenia. Nie rozmyślał długo skąd wzięła się tuż obok niego, ani dlaczego miała zielone oczy, marzył jedynie o wdrapaniu się na jej grzbiet, gdzie poczułby się choć trochę bezpieczniejszy. Choć ciemnołuski postrzegał go jako pisklę, którym w istocie jeszcze był, nie zmieniało to faktu, że nie był wcale taki maleńki i jeśli w szaleńczym popłochu i wymachiwaniu ostrymi szponami udałoby mu się wdrapać na towarzysza, zająłby praktycznie cały jego grzbiet, co raczej nie ułatwiłoby mu pływania, czy utrzymania się na powierzchni.
- 16 gru 2017, 10:57
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Mała plaża
- Odpowiedzi: 944
- Odsłony: 139204
// przepraszam za zwłokę, już powracam z niezgłoszonej nieobecności q-q
Miał do niego iść? Czy mógłby? Na drodze stała mu woda, jednak w obliczu ciekawości trudno ją było postrzegać jako przeszkodę. bo cóż takiego strasznego jest w tym chłodnym żywiole, skoro inni poruszają się w nim tak zwinnie? Może sam powinien spróbować, przejść się po tej tafli, aż nie dotrze do podłużnego, porozumiewającego się poprzez buczenie i plumkanie stworzenia? Przez zaopatrzony w szare, zdeformowane rogi łeb nie przetoczyły się żadne logiczne procesy myślowe dotyczące zachowania bezpieczeństwa, czy też nawet odruchowy lęk przed utonięciem, skoro nie potrafił pływać. Jakże zdolny do komunikacji Aro nie chciał tracić kontaktu z wąsaczem, więc nie do końca świadomie, postanowił się poświęcić. Ruszył energicznie w jego kierunku, na przemian ciągnąc albo uderzając ogonem za sobą, jakby nie zamierzał zaprzestawać tego wysoce rozwiniętego sposobu wymiany informacji. Prędzej czy później ląd osunął mu się spod łap, witając Aro chłodnym objęciem, sięgającym aż po połowę jego pomarszczonej szyi. Tam, czyli dobry ogon od brzegu, samczyk zatrzymał się i spróbował powtórzyć gwizd swojego towarzysza. Ten zupełnie mu nie wyszedł, przypominając bardziej wysoki, bulgoczący warkot, chociaż w uszach bezskrzydłego brzmiał całkiem poprawnie. bardziej od świadomości, że otacza go żywioł którego się boi, interesowała go odpowiedź wąsatej ryby której niski, kojący głos od razu polubił.
Miał do niego iść? Czy mógłby? Na drodze stała mu woda, jednak w obliczu ciekawości trudno ją było postrzegać jako przeszkodę. bo cóż takiego strasznego jest w tym chłodnym żywiole, skoro inni poruszają się w nim tak zwinnie? Może sam powinien spróbować, przejść się po tej tafli, aż nie dotrze do podłużnego, porozumiewającego się poprzez buczenie i plumkanie stworzenia? Przez zaopatrzony w szare, zdeformowane rogi łeb nie przetoczyły się żadne logiczne procesy myślowe dotyczące zachowania bezpieczeństwa, czy też nawet odruchowy lęk przed utonięciem, skoro nie potrafił pływać. Jakże zdolny do komunikacji Aro nie chciał tracić kontaktu z wąsaczem, więc nie do końca świadomie, postanowił się poświęcić. Ruszył energicznie w jego kierunku, na przemian ciągnąc albo uderzając ogonem za sobą, jakby nie zamierzał zaprzestawać tego wysoce rozwiniętego sposobu wymiany informacji. Prędzej czy później ląd osunął mu się spod łap, witając Aro chłodnym objęciem, sięgającym aż po połowę jego pomarszczonej szyi. Tam, czyli dobry ogon od brzegu, samczyk zatrzymał się i spróbował powtórzyć gwizd swojego towarzysza. Ten zupełnie mu nie wyszedł, przypominając bardziej wysoki, bulgoczący warkot, chociaż w uszach bezskrzydłego brzmiał całkiem poprawnie. bardziej od świadomości, że otacza go żywioł którego się boi, interesowała go odpowiedź wąsatej ryby której niski, kojący głos od razu polubił.
- 06 gru 2017, 17:52
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Mała plaża
- Odpowiedzi: 944
- Odsłony: 139204
Czyżby je przestraszył? A może nie zamierzały zatrzymywać się przy nim, jak te przeciętne owady, którym nie zależało na dokładnym zbadaniu przedmiotu wokół którego latały? Aro powiódł za nimi wzrokiem, gotów tępo za nimi podążyć, gdyby wcześniej nie rozeznał się w otoczeniu i tym jak zimna i nieprzyjemna jest woda, nad którą zawisły. Nieco zawiedziony, ale wciąż ciekaw ich zachowania wpatrywał się, jak przemierzają drogę nad taflę, jakby próbowały coś oświetlić. bezskrzydły wytężył wzrok, choć na moment z transu wyrwał go cichy warkot. Wspomniałem, że łatwo było ściągnąć jego uwagę, tak żeby nie przejmował się otoczeniem, lecz istniały pewne bodźce, wpisane gdzieś głęboko w instynkcie, które uaktywniały czujność. Niepewny tego, skąd u nieznajomego pojawiła się wrogość, powoli się od niego odsunął, na moment skupiając wzrok na jego ciele i ewentualnych gestach, które miałyby zdradzić, że zamierza go zaatakować.
Ale nic nie wskazywało na to, że ciemnołuski kierował swoje zdenerwowanie właśnie ku niemu. Czyżby irytowały go te świecące owady? Przypomniawszy sobie o nich, Aro znów zerknął w kierunku wody, gdzie istotki żyły jeszcze przez chwilę, nim... woda ich nie zaatakowała? Nie miał pojęcia, że... ciecz potrafi robić coś takiego. Na szczęście nim zapędził się w swoich bezsensownych teoriach, taflę przebił ciemny, ozdobiony wąsami nos. Ciekaw tego zjawiska fiolet podszedł ze dwa kroki bliżej, tak by brzeg wody znalazł się zaledwie kilka szponów od jego łap. Kto to, dlaczego się nie pokazuje?
Aro spojrzał krótko za siebie, dla upewnienia że nieznajomy nadal jest obok. Nie czuł się przy nim bezpieczny, lecz i tak czyjaś obecność zwiększała ogólny komfort. Kluczem była komunikacja.
...
Plum, plum, smok plasnął ogonem o powierzchnię wody przed sobą.
Ale nic nie wskazywało na to, że ciemnołuski kierował swoje zdenerwowanie właśnie ku niemu. Czyżby irytowały go te świecące owady? Przypomniawszy sobie o nich, Aro znów zerknął w kierunku wody, gdzie istotki żyły jeszcze przez chwilę, nim... woda ich nie zaatakowała? Nie miał pojęcia, że... ciecz potrafi robić coś takiego. Na szczęście nim zapędził się w swoich bezsensownych teoriach, taflę przebił ciemny, ozdobiony wąsami nos. Ciekaw tego zjawiska fiolet podszedł ze dwa kroki bliżej, tak by brzeg wody znalazł się zaledwie kilka szponów od jego łap. Kto to, dlaczego się nie pokazuje?
Aro spojrzał krótko za siebie, dla upewnienia że nieznajomy nadal jest obok. Nie czuł się przy nim bezpieczny, lecz i tak czyjaś obecność zwiększała ogólny komfort. Kluczem była komunikacja.
...
Plum, plum, smok plasnął ogonem o powierzchnię wody przed sobą.
- 06 gru 2017, 13:21
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Mała plaża
- Odpowiedzi: 944
- Odsłony: 139204
Rosły zwierz, choć lubił zwiedzać tereny po zachodzie jaskrawej kuli, nie spotkał się dotąd ze świecącymi muszkami, ani nieszczególnie w ogóle przykładał uwagę do owadów. Trochę wstyd się przyznać, nawet we własnych myślach, ale wolał ich unikać, ponieważ dopóki nie słyszał uderzania ich niewielkich skrzydełek (które dodajmy, nieco go drażniły) nie miał całkowitej pewności, iż to co widzi jest rzeczywiście żywą istotą, a nie zobrazowanym przez umysł zapachem. Ciemne, chaotycznie poruszające się cętki były w jego zapachowym katalogu na pozycji spalenizny i siarki, dlatego będąc w pobliżu tych stworzeń zawsze musiał chwilę pomyśleć, przed postawieniem wniosku, że coś płonie albo wlazł po prostu w zaowadziony teren.
Wracając jednak do rzeczywistości, żółć wiązała się jedynie ze zgnilizną, z którą wbrew popularnej opinii nie miał żadnego problemu. Czym więc mogły być te świecące zadki?
...
Rozkładającą się siarką?
To w ogóle możliwe?
Raczej nie... poza tym, żeby widzieć woń, musiał ją także odczuwać, a nic nie wskazywało na którekolwiek z tych zjawisk. Aro odwrócił do nich łeb, wpatrując się w nie jak urzeczony. Rozświetlające ciemność cętki były tak śliczne, że nawet nie miał ochoty ich smakować, chociaż gdzież z tyłu głowy już tliła się taka myśl. Śledząc je swoimi złotymi ślepiami, nawet nie pomyślał, że mogłyby być wytworem jego towarzysza. Musiał sądzić, że to zbieg okoliczności i ciemna postać również nie wiedziała z czym mają do czynienia. Jednak czy na pewno?
Przez uderzenie serca nawet chciał się do niego odezwać, ale zrezygnował, decydując się jedynie na wydanie paru warknięć, burknięć i gulgotania, które w swoim umyśle podpisywał jako mruczenie. Tajemnicze dźwięki były słowami, które rozumiał tylko on, ponieważ były bardziej wyciekającym z czaszki, zdeformowanym monologiem, niż przekazem dla materialnego odbiorcy.
Jeśli o pluskaniu mowa, całkiem byłoby to ciekawe, gdyby Aro poświęcił temu jakąkolwiek uwagę. Kiedy już na czymś się skupił, a w obecnej chwili były to światełka, miał problemy z interpretacją innych zjawisk. Ale być może jego magiczny towarzysz jest bardziej czujny?
Wracając jednak do rzeczywistości, żółć wiązała się jedynie ze zgnilizną, z którą wbrew popularnej opinii nie miał żadnego problemu. Czym więc mogły być te świecące zadki?
...
Rozkładającą się siarką?
To w ogóle możliwe?
Raczej nie... poza tym, żeby widzieć woń, musiał ją także odczuwać, a nic nie wskazywało na którekolwiek z tych zjawisk. Aro odwrócił do nich łeb, wpatrując się w nie jak urzeczony. Rozświetlające ciemność cętki były tak śliczne, że nawet nie miał ochoty ich smakować, chociaż gdzież z tyłu głowy już tliła się taka myśl. Śledząc je swoimi złotymi ślepiami, nawet nie pomyślał, że mogłyby być wytworem jego towarzysza. Musiał sądzić, że to zbieg okoliczności i ciemna postać również nie wiedziała z czym mają do czynienia. Jednak czy na pewno?
Przez uderzenie serca nawet chciał się do niego odezwać, ale zrezygnował, decydując się jedynie na wydanie paru warknięć, burknięć i gulgotania, które w swoim umyśle podpisywał jako mruczenie. Tajemnicze dźwięki były słowami, które rozumiał tylko on, ponieważ były bardziej wyciekającym z czaszki, zdeformowanym monologiem, niż przekazem dla materialnego odbiorcy.
Jeśli o pluskaniu mowa, całkiem byłoby to ciekawe, gdyby Aro poświęcił temu jakąkolwiek uwagę. Kiedy już na czymś się skupił, a w obecnej chwili były to światełka, miał problemy z interpretacją innych zjawisk. Ale być może jego magiczny towarzysz jest bardziej czujny?
- 03 gru 2017, 18:42
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Mała plaża
- Odpowiedzi: 944
- Odsłony: 139204
Aro jeszcze długo nie zorientował się o obecności drugiej osoby. Zamyślenie całkowicie odcinało go od rzeczywistości, od pływających w niej dźwięków i zapachów. Istniał jedynie wąski obraz przed nim, gwiazdy i wlekące się po niebie chmury, nie nadając im być może żadnych wyimaginowanych kształtów, lecz zadowalając się śledzeniem wzrokiem ich obrysów. Co mogło relaksować smoka bardziej niż cicha obserwacja naturalnych zjawisk?
Podświadomość zmusiła samca by w końcu odwrócił pysk i kiedy w jego spersonalizowany co do treści kadr wkradła się obca morda, poderwał się na cztery łapy, gotów do obrony, bądź ucieczki. O jednym i drugim miał niewielkie pojęcie, bo nie był najlepszym biegaczem, czy też żadnej strategii do zadawania ciosów nie posiadał, ale w losowo zaistniałym konflikcie musiał korzystać ze wszystkiego co miał, niezależnie od zdolności.
Na szczęście nieznajomy nie prezentował wrogiej postawy, nie wiercił, nie syczał, a i nawet jego turkusowo-miętowa aura nie drażniła w ślepia, mimo swojego kontrastu z łuską.
Aro nie spojrzał bezpośrednio w jego ślepia, choć i bez dokładnych oględzin, był w stanie dostrzec ich jaskrawą, przeszywającą barwę. To tylko przypominało mu o tym dlaczego tak bardzo ich unikał.
Gdy pierwsze wrażenie lęku opadło, smok rozluźnił się odrobinę i przysiadł z powrotem, tym razem o krok dalej od swojego towarzysza. Pytania o to kim był ten smok i dlaczego dosiadł się do niego, nie zaprzątały jego prostego umysłu, jakby nic poza czyjąś obecnością nie było mu potrzebne. Poruszył wargami, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale tylko mruknął pod nosem i ponownie skupił się na przestrzeni w oddali, gotów siedzieć tak nawet przez kilka godzin. Zdecydowanie nie był stworzony do rozpoczynania dialogu.
Podświadomość zmusiła samca by w końcu odwrócił pysk i kiedy w jego spersonalizowany co do treści kadr wkradła się obca morda, poderwał się na cztery łapy, gotów do obrony, bądź ucieczki. O jednym i drugim miał niewielkie pojęcie, bo nie był najlepszym biegaczem, czy też żadnej strategii do zadawania ciosów nie posiadał, ale w losowo zaistniałym konflikcie musiał korzystać ze wszystkiego co miał, niezależnie od zdolności.
Na szczęście nieznajomy nie prezentował wrogiej postawy, nie wiercił, nie syczał, a i nawet jego turkusowo-miętowa aura nie drażniła w ślepia, mimo swojego kontrastu z łuską.
Aro nie spojrzał bezpośrednio w jego ślepia, choć i bez dokładnych oględzin, był w stanie dostrzec ich jaskrawą, przeszywającą barwę. To tylko przypominało mu o tym dlaczego tak bardzo ich unikał.
Gdy pierwsze wrażenie lęku opadło, smok rozluźnił się odrobinę i przysiadł z powrotem, tym razem o krok dalej od swojego towarzysza. Pytania o to kim był ten smok i dlaczego dosiadł się do niego, nie zaprzątały jego prostego umysłu, jakby nic poza czyjąś obecnością nie było mu potrzebne. Poruszył wargami, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale tylko mruknął pod nosem i ponownie skupił się na przestrzeni w oddali, gotów siedzieć tak nawet przez kilka godzin. Zdecydowanie nie był stworzony do rozpoczynania dialogu.
- 30 lis 2017, 12:35
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Mała plaża
- Odpowiedzi: 944
- Odsłony: 139204
Myślałby kto, że z Aro jest taki podróżnik huh? Z groty nie wychodził nigdy na dłużej, niż parę godzin, ale rzeczywiście opuszczał ją, bowiem odkąd w grocie zjawiło się rodzeństwo przekonał samego siebie, że musi samodzielnie zadbać o swój komfort. W swoim domku, żal przyznać, ledwo się już mieścił i choć zamykająca się na nim przestrzeń, stworzona ze skóry i patyków była przyjemna, to nie separowała go od reszty świata tak jak dawniej. Na zewnątrz przemieszczał się głównie porą nocną, kiedy było zimno, ale nic nie paliło go w ślepia, a i nawet zapachy wydawały się łagodniejsze. Wędrując w ten sposób, po prostej linii, niespecjalnie się rozglądając i pogrążając w zadumie, Aro dotarł do małej plaży, a nawet kilka kroków wgłąb jeziora, o czym zniesmaczony zorientował się dopiero wyrwawszy się ze swojego toku myślowego. Sam nie wiedział dlaczego nie lubi wody, w każdym razie po prostu nie ufał jej, szczególnie kiedy była głębsza niż parę szponów. Nawet z kałuży pił bardzo ostrożnie, pierw badając zbiornik szponami, czy na dnie aby na pewno nie znajduje się nic mogącego go skrzywdzić, na przykład łapiąc za język. Nie żeby kiedyś doświadczył czegoś takiego, ale mógł!
Westchnął pod nosem, przysiadając z dala od linii brzegowej i skupił wzrok przed sobą, na nowo tonąc w przemyśleniach, stwórca wie jak bezsensownych.
Westchnął pod nosem, przysiadając z dala od linii brzegowej i skupił wzrok przed sobą, na nowo tonąc w przemyśleniach, stwórca wie jak bezsensownych.
- 30 lis 2017, 11:31
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Samotny pagórek
- Odpowiedzi: 681
- Odsłony: 94581
bez specjalnej przesady, trzeba przyznać, że złoty radził sobie z pisklęciem lepiej niż jego opiekun, który choć nie miał złych intencji, często ignorował postawę młodego, traktując go jak przeciętne pisklę mogące znosić wzrok, dotyk, czy trudne słowa, bez ich wyjaśniania. Możliwe, że ten błyszczący samiec sprawiłby się nawet lepiej jako przybrany tata, lecz wyglądu ani opiekunów w pierwszych księżycach życia, nie dane było wybierać. Aro nie spuszczał wzroku z turlanego czy podrzucanego przedmiotu, zafascynowany jego odstającą od otoczenia powierzchownością.
–Kuka, którrrą mosze się bawić– powtórzył po jakimś czasie, gdy samiec cofnął się od obiektu, rozsądnie dając młodemu czas i miejsce na interakcję. Nie wszystko w tym chaotycznym, jaskrawym świecie będzie działo się po jego myśli i pewnego razu nadejdzie dzień, by jeszcze boleśniej niż dotychczas przekonał się o tym na własnej łusce, ale na szczęście nie miało się to wydarzyć teraz, czy w najbliższych minutach, które fioletowy tłuścioch miał zamiar poświęcić na badanie przedmiotu.
Ostrożnie, na lekko zgiętych łapach przysunął się i ułożył łapę na jego chropowatej powierzchni. Cofając kończynę, zaskoczony zorientował się, że na ciemnych blaszkach nie zachowała się woń kuli, którą przy takiej intensywności, spodziewał się dostrzec. Z drugiej strony skały również nie odciskały się zbyt wyraźnie, więc kulka musiała mieć z nimi jakiś związek.
–Kuu-lll-kaaa– pisnął, układając na niej dwie swoje łapki, a potem unosząc na wysokość pyska. Nim sięgnął do niej językiem, wyślizgnęła się z jego kalekiego uścisku i potoczyła parę szponów, w kierunku jej wynalazcy. Aro próbując udaremnić jej tę ucieczkę schylił się i miast zagrodzić jej drogę łapą, spróbował chwycić ją w zęby, co oczywiście poskutkowało jeszcze żwawszym oddaleniem się przedmiotu. Na szczęście młody nie zdezerterował i pełen entuzjazmu wyprzedził uciekiniera, darując mu cios prosto w przemieszczające się bebechy.
Zdzielona prosto w trzewia kulka odskoczyła, tak przejęta bólem, że nawet nie pisnęła, lądując prosto w kupce kamieni, które ją unieruchomiły. Aro zatriumfował.
Widząc, że przeciwnik jest bezwładny, podszedł do niego i teraz już bez przeszkód zaczął językiem i kłami badać jego właściwości. Nie zrażał się tym, że zęby zjeżdżały po jego grzbiecie, wydając chrobotliwe dźwięki, bowiem liczył, że w końcu przedrze się przez cwanie zaprojektowaną osłonę i dobierze do miękkiego i pachnącego mięsem wnętrza.
Ah tak, swoją drogą nadal był głodny.
–Kuka, którrrą mosze się bawić– powtórzył po jakimś czasie, gdy samiec cofnął się od obiektu, rozsądnie dając młodemu czas i miejsce na interakcję. Nie wszystko w tym chaotycznym, jaskrawym świecie będzie działo się po jego myśli i pewnego razu nadejdzie dzień, by jeszcze boleśniej niż dotychczas przekonał się o tym na własnej łusce, ale na szczęście nie miało się to wydarzyć teraz, czy w najbliższych minutach, które fioletowy tłuścioch miał zamiar poświęcić na badanie przedmiotu.
Ostrożnie, na lekko zgiętych łapach przysunął się i ułożył łapę na jego chropowatej powierzchni. Cofając kończynę, zaskoczony zorientował się, że na ciemnych blaszkach nie zachowała się woń kuli, którą przy takiej intensywności, spodziewał się dostrzec. Z drugiej strony skały również nie odciskały się zbyt wyraźnie, więc kulka musiała mieć z nimi jakiś związek.
–Kuu-lll-kaaa– pisnął, układając na niej dwie swoje łapki, a potem unosząc na wysokość pyska. Nim sięgnął do niej językiem, wyślizgnęła się z jego kalekiego uścisku i potoczyła parę szponów, w kierunku jej wynalazcy. Aro próbując udaremnić jej tę ucieczkę schylił się i miast zagrodzić jej drogę łapą, spróbował chwycić ją w zęby, co oczywiście poskutkowało jeszcze żwawszym oddaleniem się przedmiotu. Na szczęście młody nie zdezerterował i pełen entuzjazmu wyprzedził uciekiniera, darując mu cios prosto w przemieszczające się bebechy.
Zdzielona prosto w trzewia kulka odskoczyła, tak przejęta bólem, że nawet nie pisnęła, lądując prosto w kupce kamieni, które ją unieruchomiły. Aro zatriumfował.
Widząc, że przeciwnik jest bezwładny, podszedł do niego i teraz już bez przeszkód zaczął językiem i kłami badać jego właściwości. Nie zrażał się tym, że zęby zjeżdżały po jego grzbiecie, wydając chrobotliwe dźwięki, bowiem liczył, że w końcu przedrze się przez cwanie zaprojektowaną osłonę i dobierze do miękkiego i pachnącego mięsem wnętrza.
Ah tak, swoją drogą nadal był głodny.
- 24 lis 2017, 9:46
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Samotny pagórek
- Odpowiedzi: 681
- Odsłony: 94581
// Nie minął tydzień, jest dobrze xD....
Jeśli kiwające się katatonicznie pisklę oraz turlającego kuleczką dorosłego samca można było określić mianem interesujących, obraz ten zasługiwał na przystanięcie i przeanalizowanie, gdyż niczym zainscenizowane wydarzenie, trwało, jakby zamrożone w czasie, do niczego nie prowadząc.
W końcu Aro warknął, czy też chrząknął do siebie – czymkolwiek była ta czynność, brzmiała bardzo dziwnie – co zwiastowało zakończenie jego transu regeneracyjnego. Niefizyczny ból nie pozostawiał po sobie żadnych śladów, dlatego kiedy odszedł, młody mógł wrócić do rzeczywistości, jak gdyby nic mu się nie przytrafiło. Powoli uniósł wzrok, mrucząc niezrozumiale pod nosem i z ciekawością przechylił łeb, gdy już skupił się na scenie przed sobą.
–Co to?– zapytał, zbliżając się o jeden oszczędny kroczek i wyciągając ciemny szpon w stronę błyszczącego, chropowatego obiektu. Wokół jego jasnej powierzchni latały, jak muchy wokół truchła, zielone kropeczki, przypominające mu o grocie ojca, do której powinien wrócić. Nie zamierzał jednak skupiać się na swoim zagubieniu, póki nie pojmie skąd w łapach złotego taki przedmiot.
Chciał podejść bliżej, co dorosły mógł bez problemu zauważyć po jego chwiejnym ruchu do przodu, niby przygotowaniu do następnego kroku, który jednak był stale udaremniany przez ostrożność młodego. Może nie przypisywał starszemu "zasług" związanych z jego krzywdą, ale nie potrafił powstrzymać instynktu nakazującego mu trzymać się z dala od miejsca, w którym coś wdarło się do jego myśli.
Oh jak bardzo miał ochotę dotknąć tego czegoś i zbadać własnymi łapkami.
Jeśli kiwające się katatonicznie pisklę oraz turlającego kuleczką dorosłego samca można było określić mianem interesujących, obraz ten zasługiwał na przystanięcie i przeanalizowanie, gdyż niczym zainscenizowane wydarzenie, trwało, jakby zamrożone w czasie, do niczego nie prowadząc.
W końcu Aro warknął, czy też chrząknął do siebie – czymkolwiek była ta czynność, brzmiała bardzo dziwnie – co zwiastowało zakończenie jego transu regeneracyjnego. Niefizyczny ból nie pozostawiał po sobie żadnych śladów, dlatego kiedy odszedł, młody mógł wrócić do rzeczywistości, jak gdyby nic mu się nie przytrafiło. Powoli uniósł wzrok, mrucząc niezrozumiale pod nosem i z ciekawością przechylił łeb, gdy już skupił się na scenie przed sobą.
–Co to?– zapytał, zbliżając się o jeden oszczędny kroczek i wyciągając ciemny szpon w stronę błyszczącego, chropowatego obiektu. Wokół jego jasnej powierzchni latały, jak muchy wokół truchła, zielone kropeczki, przypominające mu o grocie ojca, do której powinien wrócić. Nie zamierzał jednak skupiać się na swoim zagubieniu, póki nie pojmie skąd w łapach złotego taki przedmiot.
Chciał podejść bliżej, co dorosły mógł bez problemu zauważyć po jego chwiejnym ruchu do przodu, niby przygotowaniu do następnego kroku, który jednak był stale udaremniany przez ostrożność młodego. Może nie przypisywał starszemu "zasług" związanych z jego krzywdą, ale nie potrafił powstrzymać instynktu nakazującego mu trzymać się z dala od miejsca, w którym coś wdarło się do jego myśli.
Oh jak bardzo miał ochotę dotknąć tego czegoś i zbadać własnymi łapkami.
- 18 lis 2017, 18:05
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Samotny pagórek
- Odpowiedzi: 681
- Odsłony: 94581
Wdarcie się do umysłu pisklęcia nie było najlepszym pomysłem. Wspomniany trawniczek, na który Złotemu udało się już wylać parę litrów trujących cieczy, był miejscem bardzo ważnym dla Aro. Gdy otoczenie stawało się zbyt straszne w swojej jaskrawości i głośności, uciekał właśnie tam, lub przynajmniej próbował, ponieważ koncepcja mentalnego azylu była jeszcze nowa i niewykształcony emocjonalnie malec nie zawsze potrafił odciąć się od smutku. W każdym razie, choć wyimaginowane miejsce nie było jeszcze specjalnie zamieszkałe, nawet przez jego twórcę, od początku najważniejszym założeniem stało się, że należy tylko i wyłącznie do bezskrzydłego, a każda próba dostania się tam, jest jak gwałt na jego umyśle i potrzebach do zachowania bezpiecznej przestrzeni. Obraz był na szczęście łagodniejszą formą niż słowa, ale mimo swojej niedojrzałości, młody nie miał problemu z rozpoznaniem, że ukazane w jego głowie myśli nie należą do niego. Zupełnie jakby ktoś sugerował, nie, zmuszał samczyka do wykonania przedstawionych w nim czynności.
Fioletowy wyprostował łapki i cofnął się gwałtownie, odsłaniając leżący na ziemi, grot Złotego. Jego amulecik, w którego działanie w rzeczywistości nie wierzył, poruszony nagłym manewrem, stuknął w łuskę na jego piersi, wzbudzając jeszcze większy lęk.
Smoczę zaczęło się rozglądać, jednak mimo nerwowości, robiło to wyjątkowo oszczędnie, jakby obawiało się dostrzec tego, czego poszukuje wzrokiem. Nie wiedział kto był sprawcą jego dyskomfortu, bo choć w pobliżu znajdywał się jedynie Złoty, Aro nie zdawał sobie sprawy, że smoki były zdolne do wpływania na czyiś umysł. Nie odnalazłszy żadnego zagrożenia, jęknął cichutko, ale tak żałośnie, jakby był właśnie w stanie jakiejś fizycznej agonii. W pewnym sensie była to prawda, bo lęk ściskał mu trzewia i jednocześnie rozgrzewał je, wręcz podpalał żywym ogniem, na co Aro nie miał żadnego wpływu.
Rzeczywiście dyskomfort odczuwany przez Aro nie jest żadnym bólem, ale ani ja, ani ten pokurcz nie odnaleźliśmy jeszcze słów które byłyby w stanie lepiej określić tę przypadłość.
–Mmmmm– wymruczał chorobliwie, choć mimo całego nieszczęścia jakiego doświadczył, zdołał utrzymać się na pulchnych, chyboczących się łapkach.
Wytworzona przez samca kulka zaistniała gdzieś w jego świadomości, lecz w chwili, gdy smoczę próbowało przyprowadzić się do porządku, była jeszcze zbyt odległa. Aro usiadł i znów chwycił za podarowany mu grot, którego kiwając się, gładził pazurkami.
Może gdyby samiec zainteresował go czymś i jednocześnie z łaski swojej trzymał magię z dala od jego umysłu, zabawa wyszłaby im nieco lepiej.
Fioletowy wyprostował łapki i cofnął się gwałtownie, odsłaniając leżący na ziemi, grot Złotego. Jego amulecik, w którego działanie w rzeczywistości nie wierzył, poruszony nagłym manewrem, stuknął w łuskę na jego piersi, wzbudzając jeszcze większy lęk.
Smoczę zaczęło się rozglądać, jednak mimo nerwowości, robiło to wyjątkowo oszczędnie, jakby obawiało się dostrzec tego, czego poszukuje wzrokiem. Nie wiedział kto był sprawcą jego dyskomfortu, bo choć w pobliżu znajdywał się jedynie Złoty, Aro nie zdawał sobie sprawy, że smoki były zdolne do wpływania na czyiś umysł. Nie odnalazłszy żadnego zagrożenia, jęknął cichutko, ale tak żałośnie, jakby był właśnie w stanie jakiejś fizycznej agonii. W pewnym sensie była to prawda, bo lęk ściskał mu trzewia i jednocześnie rozgrzewał je, wręcz podpalał żywym ogniem, na co Aro nie miał żadnego wpływu.
Rzeczywiście dyskomfort odczuwany przez Aro nie jest żadnym bólem, ale ani ja, ani ten pokurcz nie odnaleźliśmy jeszcze słów które byłyby w stanie lepiej określić tę przypadłość.
–Mmmmm– wymruczał chorobliwie, choć mimo całego nieszczęścia jakiego doświadczył, zdołał utrzymać się na pulchnych, chyboczących się łapkach.
Wytworzona przez samca kulka zaistniała gdzieś w jego świadomości, lecz w chwili, gdy smoczę próbowało przyprowadzić się do porządku, była jeszcze zbyt odległa. Aro usiadł i znów chwycił za podarowany mu grot, którego kiwając się, gładził pazurkami.
Może gdyby samiec zainteresował go czymś i jednocześnie z łaski swojej trzymał magię z dala od jego umysłu, zabawa wyszłaby im nieco lepiej.
- 08 lis 2017, 14:40
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Samotny pagórek
- Odpowiedzi: 681
- Odsłony: 94581
Tata nie był zabawowym stworzeniem, ani szczególnie rozgarniętym opiekunem, choć nie można było go winić, jeśli smoki przywykły, do młodych potrafiących rozwijać się samodzielnie, bez dwu, trzy, czy czterokrotnego tłumaczenia jednej i tej samej rzeczy. Nie to, że Aro nie pamiętał, albo był zbyt nieposłuszny, żeby się dostosować, a po prostu często nie miał wpływu na to jak odbiera rzeczywistość.
Nie mieli szansy się dogadać, zapracowany łowca i wymagający stałej opieki i cierpliwości przybłęda.
–Zotko– powiedział z nierozumnym wyrazem pyska, a potem uśmiechnął się krzywo, ukazując bordowe kły –Moimie, mo-je-i-mie. Aro– przedstawił się, jakimś cudem dobierając do strefy w mózgu, gdzie przechowywał informacje na swój temat i żeby dla Złotka wszystko było jasne, wskazał jeszcze na siebie i powtórzył –A-ro–
Następne pytania smoka – swoją drogą wielce inteligentne imię sobie dobrał – nie było już taką sielanką. Nie wzbudziło może mentalnej wojny samczyka, ale z pewnością wylały na jego wyimaginowany trawnik, obrazujący spokój wewnętrzny, trochę kwasu, którego gryzący zapach zachwiał niewzruszonym ciałkiem potworka. W skrócie, przejął się, że nie znał żadnych zabaw.
–Ummm....ummm...– buczał, starając się przekonać samego siebie, że jest zdolny do wymyślenia czegoś kreatywnego, co jak już zapewne wiadomo, było mało możliwe w jego obecnym położeniu.
Zwiesił główkę i obiema łapkami chwycił wyrzeźbiony grot, niczym amulet wiedzy, niestety wyładowany.
–Uhhhh– kontynuował pochyliwszy się do przodu. Samiec z pewnością dostrzeże, że jego tłuste fioletowe mięso stężało, to znaczy mięśnie napięły się od wewnętrznego wysiłku, a łapki zaczęły delikatnie drżeć.
Nie mieli szansy się dogadać, zapracowany łowca i wymagający stałej opieki i cierpliwości przybłęda.
–Zotko– powiedział z nierozumnym wyrazem pyska, a potem uśmiechnął się krzywo, ukazując bordowe kły –Moimie, mo-je-i-mie. Aro– przedstawił się, jakimś cudem dobierając do strefy w mózgu, gdzie przechowywał informacje na swój temat i żeby dla Złotka wszystko było jasne, wskazał jeszcze na siebie i powtórzył –A-ro–
Następne pytania smoka – swoją drogą wielce inteligentne imię sobie dobrał – nie było już taką sielanką. Nie wzbudziło może mentalnej wojny samczyka, ale z pewnością wylały na jego wyimaginowany trawnik, obrazujący spokój wewnętrzny, trochę kwasu, którego gryzący zapach zachwiał niewzruszonym ciałkiem potworka. W skrócie, przejął się, że nie znał żadnych zabaw.
–Ummm....ummm...– buczał, starając się przekonać samego siebie, że jest zdolny do wymyślenia czegoś kreatywnego, co jak już zapewne wiadomo, było mało możliwe w jego obecnym położeniu.
Zwiesił główkę i obiema łapkami chwycił wyrzeźbiony grot, niczym amulet wiedzy, niestety wyładowany.
–Uhhhh– kontynuował pochyliwszy się do przodu. Samiec z pewnością dostrzeże, że jego tłuste fioletowe mięso stężało, to znaczy mięśnie napięły się od wewnętrznego wysiłku, a łapki zaczęły delikatnie drżeć.
- 07 lis 2017, 13:16
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Mały Wodospad
- Odpowiedzi: 826
- Odsłony: 103312
// wybacz za zamullo q-q
Aro nie znał pojęcia dumy, więc zachęcenie go sugestią, że jest tchórzem zadziałało prędzej jak zarysowanie niebezpieczeństwa. Skoro pstrokatka pyta o strach, który niewątpliwie już wcześniej tlił się w serduszku fioletowej kluski, powód jego istnienia, rzeczywiście musiał istnieć. Proszę jednak nie winić Aro za żadne skomplikowane procesy myślowe, po prostu gdy usłyszał "bojasz" oraz pluśnięcie, jego mózg scalił dwa bodźce i bez pomocy rozsądku, a instynktu dokleił do niego znaczenie zagrożenia.
–Jak się pywja?– Zerknął na taflę niepewnie, zbliżając się o kolejny krok do krawędzi. Wstrząsnął nim dreszcz –Sprawdzaeł to jusz i zimna. Czy ta zimna nie boli jego?– Spojrzał na niego, zwinnie unikając jego ślepi. Łapy stworzonka poruszały się rytmicznie, jakby latało, a że on tego nie potrafił, raczej by sobie tam nie poradził, bo szczerze wątpił w swoje zdolności do szybkiej nauki. Ciekawe jednak skąd brało się to zjawisko i czy gdyby Aro potrafił na dłużej dopuszczać i analizować swoje myśli, doszedłby do jakiegoś ambitnego wniosku. Woda, choć straszna, miała w sobie coś kuszącego.
Aro nie znał pojęcia dumy, więc zachęcenie go sugestią, że jest tchórzem zadziałało prędzej jak zarysowanie niebezpieczeństwa. Skoro pstrokatka pyta o strach, który niewątpliwie już wcześniej tlił się w serduszku fioletowej kluski, powód jego istnienia, rzeczywiście musiał istnieć. Proszę jednak nie winić Aro za żadne skomplikowane procesy myślowe, po prostu gdy usłyszał "bojasz" oraz pluśnięcie, jego mózg scalił dwa bodźce i bez pomocy rozsądku, a instynktu dokleił do niego znaczenie zagrożenia.
–Jak się pywja?– Zerknął na taflę niepewnie, zbliżając się o kolejny krok do krawędzi. Wstrząsnął nim dreszcz –Sprawdzaeł to jusz i zimna. Czy ta zimna nie boli jego?– Spojrzał na niego, zwinnie unikając jego ślepi. Łapy stworzonka poruszały się rytmicznie, jakby latało, a że on tego nie potrafił, raczej by sobie tam nie poradził, bo szczerze wątpił w swoje zdolności do szybkiej nauki. Ciekawe jednak skąd brało się to zjawisko i czy gdyby Aro potrafił na dłużej dopuszczać i analizować swoje myśli, doszedłby do jakiegoś ambitnego wniosku. Woda, choć straszna, miała w sobie coś kuszącego.
- 27 paź 2017, 17:28
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Samotny pagórek
- Odpowiedzi: 681
- Odsłony: 94581
Zgodnie z tym czego mógł spodziewać się dorosły, delikatne, płochliwe stworzenie cofnęło się, gdy ten wyciągnął do niego łapę, ale choć chwilę trwało nim pozwoliło odebrać sobie wykuty przedmiot, w końcu ustąpiło. Nie tylko cierpliwość złotego pozwoliła mu osiągnąć swój cel, ale także ufność Aro, że osoba która mu coś dała, nie będzie oczekiwała zwrotu. Mógł tak myśleć, dzięki temu że spokojny dorosły nie podjął jeszcze próby odzyskania swojej własności, która na moment znikła pod łapkami pisklaka, kiedy ten zbliżył się, by ułatwić zakładanie mu naszyjnika. Gdy kość stuknęła w końcu o jego łuskę, dyndając na starannie wykonanym, trawiastym sznurku Aro wymamrotał coś, z należytą czcią głaszcząc jej powierzchnię. Delikatne muśnięcia, których dorosły nie mógł uniknąć podczas przewlekania naszyjnika przez fikuśne rogi, nie były przyjemne, ale samczyk był na tyle skoncentrowany na podarunku, że ledwie zdołały go zaniepokoić.
–Mama?– podchwycił, nie spuszczając wzroku z wyszlifowanego grotu –Co to mama?– podobieństwo jednego i drugiego słowa nic mu nie sugerowało, bo prawdę mówiąc, nie wiedział nawet czym jest "tata", oprócz tego, że to określenie z jakiegoś powodu zostało przypisane do jego opiekuna. Poza jego funkcjonalnością jako synonimu, którego mogę teraz używać w narracji, "tata" nie zajmował w sercu Aro żadnego specjalnego miejsca –Ta-ta to zieooone kopki, jess biaaały, cały biaały– wypuścił ozdobę i odstawił łapki, żeby podeprzeć się na nich, podczas nieokreślonej potrzeby kiwnięcia. Jakiekolwiek płyny musiały przemieścić się w czaszce Aro, żeby mógł dokładniej zgłębić wygląd opiekuna, przechylenie się do przodu i nagłe cofnięcie, które naraziło jego wątpliwą równowagę, sprawiło, że przypomniał sobie dokładnie wszystko co o nim wiedział –Ma sierś i zieoone -apki, zzsyydła i pjuka– mówił szybko, nie zastanawiając się nad brzmieniem, zaledwie jedno czy dwukrotnie usłyszanych słów. Po skończeniu swojego wybitnie precyzyjnego opisu zwiesił wzrok, skupiając się na swoich ciemnych szponach.
–Mama?– podchwycił, nie spuszczając wzroku z wyszlifowanego grotu –Co to mama?– podobieństwo jednego i drugiego słowa nic mu nie sugerowało, bo prawdę mówiąc, nie wiedział nawet czym jest "tata", oprócz tego, że to określenie z jakiegoś powodu zostało przypisane do jego opiekuna. Poza jego funkcjonalnością jako synonimu, którego mogę teraz używać w narracji, "tata" nie zajmował w sercu Aro żadnego specjalnego miejsca –Ta-ta to zieooone kopki, jess biaaały, cały biaały– wypuścił ozdobę i odstawił łapki, żeby podeprzeć się na nich, podczas nieokreślonej potrzeby kiwnięcia. Jakiekolwiek płyny musiały przemieścić się w czaszce Aro, żeby mógł dokładniej zgłębić wygląd opiekuna, przechylenie się do przodu i nagłe cofnięcie, które naraziło jego wątpliwą równowagę, sprawiło, że przypomniał sobie dokładnie wszystko co o nim wiedział –Ma sierś i zieoone -apki, zzsyydła i pjuka– mówił szybko, nie zastanawiając się nad brzmieniem, zaledwie jedno czy dwukrotnie usłyszanych słów. Po skończeniu swojego wybitnie precyzyjnego opisu zwiesił wzrok, skupiając się na swoich ciemnych szponach.
- 22 paź 2017, 13:38
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Mały Wodospad
- Odpowiedzi: 826
- Odsłony: 103312
Cokolwiek knuło to pstrokate stworzenie, Aro był przede wszystkim głodny, nie ostrożny. Przysunął do siebie kolejną skorupkę, przysmak oparty na zmyśle wyceniającym twardość i chrupkość, a nie same wartości odżywcze, co zwykle ceniło się w jedzeniu. Możliwe, że sama czynność przeżuwania i połykania odciągała Aro od rzeczywistego głodu, lub przeciwnie, jeszcze bardziej go pobudzała, zwiększając jego idiotyczne nadzieje, że w kolejnej muszli znajdzie coś lepszego niż w poprzedniej.
–Pywanje to pousszanie sie w wjozie?– przystanął przy drugiej muszli i zerknął niechętnie w stronę krawędzi. Nie rozumiał fizyki wody i tego, że gdy sięgała widocznie do brzegu, mogła się pod nią kryć spora przestrzeń, na której nie dało się swobodnie ustawić łapy. Teoretycznie powinien być to oczywisty wniosek, podyktowany przez instynkt, albo to co sam niedawno zobaczył, ale Aro rozumiał głównie doświadczenia, które odcisnęły się na jego łusce. Jedno z nich wciąż bolało.
Schrupał kolejną muszelkę i ostrożnie zbliżył się do ostatniej, którą dostarczył sobie łapką prosto do pyszczka –Popatrza, pokaziaj– zasugerował, zerkając na towarzysza, który zdaje się, wciąż stał obok.
–Pywanje to pousszanie sie w wjozie?– przystanął przy drugiej muszli i zerknął niechętnie w stronę krawędzi. Nie rozumiał fizyki wody i tego, że gdy sięgała widocznie do brzegu, mogła się pod nią kryć spora przestrzeń, na której nie dało się swobodnie ustawić łapy. Teoretycznie powinien być to oczywisty wniosek, podyktowany przez instynkt, albo to co sam niedawno zobaczył, ale Aro rozumiał głównie doświadczenia, które odcisnęły się na jego łusce. Jedno z nich wciąż bolało.
Schrupał kolejną muszelkę i ostrożnie zbliżył się do ostatniej, którą dostarczył sobie łapką prosto do pyszczka –Popatrza, pokaziaj– zasugerował, zerkając na towarzysza, który zdaje się, wciąż stał obok.
- 19 paź 2017, 13:24
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Mały Wodospad
- Odpowiedzi: 826
- Odsłony: 103312
Kolejny śliczny przedmiot zbliżył się, za sprawą dobrotliwego nieznajomego, na tyle że Aro mógł znów pochylić się i bez zastanowienia zbadać jego smak. Nie uczynił tego, ponieważ wydawało mu się to bezcelowe by... Najwyraźniej nie do mnie należy rozwikłanie wszystkich jego procesów myślowych.
Schrupał kolejny okaz i choć tym razem również nie poczuł żadnego wyróżniającego się smaku, sama łatwość rozgniatania w pysku obcej formy sprawiała mu ogromną radość, która przejawiała się na jego pysku, w postaci zwiększonego skupienia. W przerwach od chrupania, które echem rozchodziło się po jego grubej czaszce, usłyszał kierowane do niego pytanie, którego jednak nie do końca zrozumiał. Tata wspomniał już kiedyś o czynności noszącej nazwę "pływanie", ale Aro nie przypisał temu wtedy żadnego znaczenia. Chociaż... czy postać z płomienia nie poruszała się wtedy tak dziwnie, jak jeszcze niedawno robił to jaskrawy nieznajomy? Czy obie czynności mogły mieć ze sobą jakiś związek?
Aro zaczął mamrotać pod nosem, próbując rozwiązać tę skomplikowaną zagadkę i gdy po dłuższej chwili doszedł do wniosku, że zna odpowiedź, postanowił się odezwać –Mmmm... so to pywa-pyywww-pływanje?–
Kierując pytanie do nieznajomego, nie spojrzał mu w ślepia, czego zresztą nie uczynił dotąd ani razu, a pokierował wzrok na pozostałe muszelki i wyciągnął łapkę w ich kierunku, jakby pragnął przyciągnąć je siłą woli.
Schrupał kolejny okaz i choć tym razem również nie poczuł żadnego wyróżniającego się smaku, sama łatwość rozgniatania w pysku obcej formy sprawiała mu ogromną radość, która przejawiała się na jego pysku, w postaci zwiększonego skupienia. W przerwach od chrupania, które echem rozchodziło się po jego grubej czaszce, usłyszał kierowane do niego pytanie, którego jednak nie do końca zrozumiał. Tata wspomniał już kiedyś o czynności noszącej nazwę "pływanie", ale Aro nie przypisał temu wtedy żadnego znaczenia. Chociaż... czy postać z płomienia nie poruszała się wtedy tak dziwnie, jak jeszcze niedawno robił to jaskrawy nieznajomy? Czy obie czynności mogły mieć ze sobą jakiś związek?
Aro zaczął mamrotać pod nosem, próbując rozwiązać tę skomplikowaną zagadkę i gdy po dłuższej chwili doszedł do wniosku, że zna odpowiedź, postanowił się odezwać –Mmmm... so to pywa-pyywww-pływanje?–
Kierując pytanie do nieznajomego, nie spojrzał mu w ślepia, czego zresztą nie uczynił dotąd ani razu, a pokierował wzrok na pozostałe muszelki i wyciągnął łapkę w ich kierunku, jakby pragnął przyciągnąć je siłą woli.
- 18 paź 2017, 14:39
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Mały Wodospad
- Odpowiedzi: 826
- Odsłony: 103312
Choć Aro nie potrafił zrobić pierwszego kroku, nie miał nic przeciwko towarzystwu nieznajomego. Szybko zainteresował się jego postacią, gdy po paru krokach zniknęła pod powierzchnią wody. Przejrzysta tafla spłaszczyła obraz płynącego smoka, co dla Aro wyglądało na równie skomplikowaną magię co ta, którą ojciec pokazywał mu w grocie, gdy tworzył z ognia poruszające się postacie. Czy niebieska linia była granicą oddzielającą dwa wymiary? Jak wyglądał świat, w którym nie trzeba było chodzić, a jedynie dziwnie wyginać tułów?
Aro porzucił rozmyślania, gdy nieznajomy powrócił na powierzchnię, otoczony jeszcze intensywniejszą niebieską poświatą, która w oddaleniu od jego ciała przekształcała się w stado oddzielnych, tańczących kuleczek. Młody badał przez chwilę jego postać, nieco wyższą, ale znacznie szczuplejszą, przy okazji tak jaskrawą, że drażniła jego ślepia, więc szybko obniżył wzrok, skupiając go podsuniętym przedmiocie. Ten z kolei posiadał łagodny, prosty kształt, który od razu go uspokoił. Aby go zbadać ostrożnie wyciągnął łapę i pogładził jego powierzchnię, mrucząc przy tym niezrozumiale, do samego siebie. Zaskoczony mokrością znaleziska, cofnął kończynę spłoszony i zaczął ją obwąchiwać, jakby w obawie, że przyczepiona do niego woda może okazać się groźna. Stwierdziwszy, że woń nie kojarzy mu się wcale z niebezpieczeństwem, pochylił się i bez żadnego uprzedzenia złapał muszlę w zęby, z oczywistym zamiarem jej pożarcia. Nie była zbyt smaczna, ponieważ nic nie znajdywało się w środku, ale szybko zmielił ją zębami i połknął, a po wyprostowaniu, spojrzał łapczywie na pozostałe.
Aro porzucił rozmyślania, gdy nieznajomy powrócił na powierzchnię, otoczony jeszcze intensywniejszą niebieską poświatą, która w oddaleniu od jego ciała przekształcała się w stado oddzielnych, tańczących kuleczek. Młody badał przez chwilę jego postać, nieco wyższą, ale znacznie szczuplejszą, przy okazji tak jaskrawą, że drażniła jego ślepia, więc szybko obniżył wzrok, skupiając go podsuniętym przedmiocie. Ten z kolei posiadał łagodny, prosty kształt, który od razu go uspokoił. Aby go zbadać ostrożnie wyciągnął łapę i pogładził jego powierzchnię, mrucząc przy tym niezrozumiale, do samego siebie. Zaskoczony mokrością znaleziska, cofnął kończynę spłoszony i zaczął ją obwąchiwać, jakby w obawie, że przyczepiona do niego woda może okazać się groźna. Stwierdziwszy, że woń nie kojarzy mu się wcale z niebezpieczeństwem, pochylił się i bez żadnego uprzedzenia złapał muszlę w zęby, z oczywistym zamiarem jej pożarcia. Nie była zbyt smaczna, ponieważ nic nie znajdywało się w środku, ale szybko zmielił ją zębami i połknął, a po wyprostowaniu, spojrzał łapczywie na pozostałe.












