Znaleziono 23 wyniki

autor: Aconitum
31 lip 2019, 4:57
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 86788

Czekał cierpliwie, wierząc że reakcja na jego wezwanie nastąpi. I nie omylił się, co stwierdzić mógł obserwując tańczące światełka, wyczuwając drgania maddary. Ktoś przybył, by z nim pomówić.
Poruszył się, przeciągając lekko, bowiem grzbiet jego miał tendencję do drętwienia. Czekał wciąż, aż spomiędzy światełek wyłoniła się młoda samica o jasnej łusce. Wydawała się... niezadowolona. Nie umiał określić, co dokładnie wywołało w nim to wrażenie, ale spoglądając w jej dziwnie jasne ślepia czuł, że nie powinien tu być. I nie była to raczej irytacja związana z przebudzeniem; samiczka nie wyglądała na zaspaną. Wyglądała na niezadowoloną z samego faktu istnienia Aconitum.
On jednak najmniejszym drgnieniem pyska nie okazał, że to dostrzega. Pochylił łeb z szacunkiem przed młodszą samicą, jednocześnie w myślach stwierdzając, iż te tereny najwyraźniej obfitowały bardziej w samice, niż w samców. A może to one częściej zapuszczały się na łowy, pozwalając samcom bezpiecznie dzierżyć władzę wewnątrz chronionych terenów?
– Witaj. – rzekł miękko, uśmiechając się do samiczki, jakby wcale nie traktowała go z nieprzyjemnym chłodem. – Moje łapy dotknęły tych ziem niedawno, a w sercu tli się ciekawość. Pragnąłem zwrócić na siebie uwagę, ażeby powitać was, mieszkańców tych ziem, jak również zasięgnąć języka. A skoro jużem cię powitał, towarzyszko, czy zechcesz udzielić mi odpowiedzi na dręczące mnie pytania?
Jego uszy wystrzeliły ku przodowi, badawczo, zaś spojrzenie granatowych ślepi zatrzymało się na pysku w wierze, że spłyną z rzeczonego pyska wszelkie potrzebne samcowi odpowiedzi.
autor: Aconitum
31 lip 2019, 4:41
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podnóże Skał
Odpowiedzi: 566
Odsłony: 80503

Prawy kącik pyska uniósł się w półuśmiechu, koniec ogona zaś zamiótł trawę. A więc zgodziła się z nim porozmawiać... Choć nie planowała powiedzieć wiele, najwyraźniej. Musiał dobrze wybierać pytania, zadać tylko te wartościowe, te szczegółowe.
Pochylił więc łeb, skinieniem przystając na jej propozycję.
– Twoje słowa są masłem na me uszy – oznajmił, przymykając lekko granatowe ślepia – Uczyniłabyś mi radość wielką zdradzając miano pana ziem, które leżą na zachodzie, gdyż rozmówić się z nim gorąco pragnę. Ciekaw jestem również natury tychże ziem, natury Ognia, dla którego łowisz. Tereny nieprzynależne żadnym grupom przecina wiele smoczych tropów, zbyt wiele by je zliczyć. Zdradź proszę, wielu was tu żyje?
Nie wiedział, ile samica zdecyduje się mu zdradzić. Jednak każdy okruch informacji miał ogromne znaczenie. Informacja wszak była potęgą, a nie mógł działać, tkwiąc w niewiedzy. Tutaj skierowały go łapy, tutaj odbyć się musiało więc jego dzieło.
autor: Aconitum
30 lip 2019, 13:36
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podnóże Skał
Odpowiedzi: 566
Odsłony: 80503

Dostrzegł prędko, bo i trudno było nie dostrzec, masywną czarną sylwetkę znaczoną białymi pasami. Wciągnął z zaciekawieniem zapach, odczytując w nim woń podobną do tej znaczącej granicę; te tereny były domem samicy, niewątpliwie.
Gdy usiadła, poświęcił dłuższą chwilę na obserwację. Czujne spojrzenie granatowych ślepi przemknęło najpierw po bliznach zdobiących pysk, potem przesunęły się po błękitnym znamieniu, by zakończyć na krótkim pysku, przywodzącym dziwne skojarzenie z kotem.
Cóż mógł dostrzec w samicy? Bez wątpienia trafił na tereny niebezpieczne; wyraźne blizny mówiły o tym jasno. Kształt ogona kazał sądzić, że tereny bogate w wodę, może nawet morską. Znamię, zbyt regularne i dokładne jak na pochodzenie naturalne, kazało myśleć że i tutaj znana była maddara. Mogło również sygnalizować przynależność do jakiejś grupy, czy kultu.
Łowczyni Ognia... Skoro Ognia, znak na ciele nie mógł być znakiem stada. Śnieżynka mało też kojarzyła się z łowiectwem. A więc nie stado i nie funkcja – zapewne więc religia.
Pochylił łeb z szacunkiem. Wszak była żywą istotą, szacunek był jej należny.
– Witaj, Łowczyni Ognia. Ja jestem, byłem, Zielarzem Klasztoru Nowego Świtu. Byłem, gdyż opuściłem rodzinne ziemie, a jestem, gdyż wciąż wierzę że mnie to określa. Wybacz, iż nie poznałem w swym życiu tajników precyzyjnego określania ryku, lecz sięganie po twoje zapasy nie jest moim zamiarem. Przybyłem ledwie kilka wschodów słońca temu; żołądek mam pełny, natomiast mój umysł łaknie twych słów. Czy okażesz mi łaskę i zechcesz go nasycić?
Na wargach zatańczył uśmiech, lekki, przyjazny. Koniec ogona lekko zamiótł ziemię, końce uszu pochyliły się ku przodowi, by wyłapać słowa, ledwie te padną. Podejrzewał, że smoczyca może zdradzić mu wiele informacji. Pytanie tylko, czy zechce się nimi podzielić?
autor: Aconitum
30 lip 2019, 11:49
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podnóże Skał
Odpowiedzi: 566
Odsłony: 80503

Aconitum kontynuował zwiedzanie ziem, na których, przynajmniej chwilowo, postanowił zostać. Tym razem nos podpowiadał mu, że zbliża się do granicy kolejnego stada. Ah, uznać więc należało, że są tutaj stada co najmniej dwa. Cenna to była informacja, nawet jeżeli szczątkowa.
Przysiadł sobie, wyginając zbyt długie ciało w łuk, pysk kierując ku nowej, nieznanej jeszcze woni, ani chybi wyznaczającej przebieg granicy.
Następnie ryknął. Może ktoś z tamtych zechce porozmawiać? Zdradzić co nie co cennych informacji na temat tych ziem? Może nawet go wpuszczą? Tereny nieprzynależne do stad okazały się puste, pozbawione zwierzyny, ziół i owoców. Ale może tamci dadzą mu się rozejrzeć poza granicą?
autor: Aconitum
30 lip 2019, 6:32
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Samotny pagórek
Odpowiedzi: 636
Odsłony: 91710

Chwilę temu umysł smoka błądził wśród tkanek umierającego, trudno go więc winić, że w pierwszej chwili nagłe ruchy tamtego zdekoncentrowały na tyle, by nie zdołał osłonić się przed zagrożeniem; kilka iskier dosięgło i jego łusek, zostawiając ciemne punkty w miejscach gdzie nadtopiły tkankę. Łapy Aconitum cofnęły się od pyska obcego samca, na pysku odmalowało się zmieszanie, uszy przywarły do czaszki.
Wdech... Wydech...
Ślepia znów ogarnął chłód, gdy samiec przywdział maskę spokoju. Błyskawicznie, z wprawą. Tętno, przez chwilę przyspieszone, powracało do poprzedniego rytmu.
– Oszczędzaj gardło. – rzekł tonem, którego użyłby do skarcenia nieposłusznego pisklęcia; lekko pobłażliwym, ciepłym lecz stanowczym – Nie wiem, co ci dolega. Może wrócić.
Spojrzał na płonącą gałąź, wyobrażając sobie jak otacza ją niewidoczna błona, nieprzepuszczająca powietrza. Miała uwięzić ogień wewnątrz, odciąć go, nie pozwalając mu dalej płonąć. Tchnął maddarę w twór... po czym syknął boleśnie, gdy gałąź miast dogasnąć, rozprysnęła się na gorące kawałki, parząc bok Samotnika.
Cmoknął z niezadowoleniem.
– Wybacz, nie taki był mój zamiar. Gdybyś był tak miły i puścił... Lubię, jak moja krew dociera do palców, sam rozumiesz. – wymownie spojrzał na owinięty wokół jego łapy ogon – Jeśli zaś chodzi o, jak to ująłeś, "przysłanie mnie", wiele w tym dopatrywać się można znaczeń. Jeden jest Stwórca i jego wola tchnęła moją duszę w to ciało. Możemy więc założyć, że w pewnym sensie to on mnie sprowadza. W sensie bardziej dosłownym, spłynąłem tutaj jedną z rzek. Ty jednak pytasz "kto", o rzece więc nie myślisz. Gdy więc zrezygnujemy z tezy, iż interesuje cię fakt mojego istnienia, odpowiedzieć mogę że przypadek, gdyż szlak ten wybrałem zupełnie losowo. I choć rad jestem, że mogłem udzielić pomocy dwóm istnieniom, martwi mnie warkot rodzący się w twej piersi, towarzyszu. Ta prowizoryczna pomoc, której ci udzieliłem, może nie wytrzymać drgań i czy to wpaść głębiej, czy też wypaść na zewnątrz, w obu przypadkach szkodząc ci znacznie. Dlatego też radość sprawiłbyś mi wielką, gdybyś zaprzestał działań ryzykownych i pozwolił mi zbadać się dokładniej. Chyba, że chcesz nosić ten twór w piersi przez dłuższy czas. Nie mam doświadczenia ze smokami, jednak ostrzec cię muszę, że wśród wielu innych ras było to problematyczne.
Usiadł spokojnie, po czym wyciągnął prawą łapę w stronę chorego. Jak gdyby ten warkot w ogóle go nie dotyczył, a zagrożenie nie istniało.
Bo czyż istniało? Przecież wszystko na pewno da się spokojnie omówić.
autor: Aconitum
29 lip 2019, 5:22
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Samotny pagórek
Odpowiedzi: 636
Odsłony: 91710

Charkot przerwał perfekcyjną ciszę poranka. Trzasnęły łamane gałązki, zaszeleściła gnieciona trawa, uszy Aconitum zaś na te wyraźne znaki czyjejś obecności wystrzeliły ku górze w pełnej czujności. Spojrzenie smoczych ślepi zaprzestało pościgu za gołębicą, by przeczesać teren w poszukiwaniu źródła tychże dźwięków. Granat napotkał jasną zieleń, lecz na niej nie poprzestał, badając ciało podczas gdy długie łapy niosły ku celowi falujące na każdym kroku długie cielsko.
Smok. Pierwszy napotkany przedstawiciel rasy władców tych ziem. Wyraźnie w stanie złym, choć brakło widocznych tego stanu powodów. Cel wyprawy, cel misji – smok.
Długie, zakończone szponami palce ujęły pysk, brudząc się mimo woli sokiem z bliżej niezidentyfikowanych jagód. Serce zabiło szybciej, choć na pysku nie malowała się żadna emocja. Ślepia zamgliły się na moment namysłem, nim pysk samca pochylił się w skinieniu.
– Twoje życie również jest cenne, towarzyszu.
Maddara przeniknęła barierę właściwą smokom, badając ciało. Niewiele mógł zrobić; brakło mu doświadczenia, a czasu na badanie i reakcję było mało. Skupił się więc na tym, co widział – na niemożności zaczerpnięcia tchu. Musiał to jakoś obejść! Jeżeli zdoła, może zyska więcej czasu by zagłębić się w tajniki smoczego organizmu...
Powoli wziął wdech, wsłuchując się w szum powietrza we własnych płucach, licząc że dadzą mu odpowiedź. I dały, może nie dokładną, jednak odnalazł w nich podpowiedź. Jeśli zdoła ją zrealizować dość szybko, może zatrzyma to, co się teraz dzieje?
Lewa łapa oparła się na ziemi, sięgając w jej głąb, podczas gdy pazury prawej przesunęły się na nasadę szyi, by przy pomocy maddary odnaleźć właściwe miejsce.
Najpierw skupił się na ziemi; sondując ją, wydobywał ziarenka piasku, każąc im wznieść się w powietrze. Podgrzewając, aż przerodziły się w półprzejrzysty, szarawy płyn. Uważnie uformował z nich kształt jakby łodygi pszenicznej, gładki, pusty w środku. Twór długości trzech szponów, a cechujący się średnicą łuski zdjęty został naraz straszliwym chłodem, który utwierdził kształt.
– Zaboli. – padło ostrzeżenie. – Nie ruszaj się, nie chcę zrobić ci krzywdy.
Szpon wbił się tuż nad mostkiem, odnajdując właściwe miejsce, a sprawne szpony lewej łapy schwyciły w powietrzu kwarcową słomkę, by wzdłuż pazura prawej wsunąć ją w smocze ciało. Następnie samiec przeniósł łapy na pysk smoka, zamykając go, osłaniając nosdrza by nie dało się przez nie nabrać powietrza.
– Oddychaj – mruknął – Powoli.
Zbyt niewiele czasu miał, by zbadać gardło, by zrozumieć, czemu nie funkcjonuje. Jednak ominięcie przyczyny problemu przynajmniej w zamyśle miało pomóc. Oby się nie mylił...
autor: Aconitum
28 lip 2019, 8:12
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Samotny pagórek
Odpowiedzi: 636
Odsłony: 91710

//Nie przejmuj się fragmentem z samodzielką, to do wrodzonego talentu.

Aconitum brodził w trawie przyozdobionej poranną rosą, mocząc drobne łuski swych zbyt długich łap. Rozglądał się ciekawie, próbując ogarnąć spojrzeniem możliwie najwięcej z przebytych terytorii. Świt dopiero się budził, barwiąc przyjemnym pomarańczem nieliczne mijane drzewa. Czuł potęgę tej ziemi, jej potencjał, tak boleśnie zduszony smoczymi łapami. Całym sobą chłonął jej czyste piękno i ciszę, trwającą nim dzień wypłoszy gady z ich leży.
I ujrzał na swej drodze białego gołębia. Pomyśleć możnaby – dobry znak. Ptaszyna jednak nie zerwała się do lotu na widok smoka, jak zwykli czynić jej pobratymcy, a jedynie kuśtykała niezdarnie, wlokąc za sobą wyraźnie uszkodzone skrzydło, zbroczone świeżą krwią.
– Któż cię tak urządził, duchu tych ziem? – spytał samiec jedwabistym głosem, niewiele donośniejszym nad szept. Tym samym tonem, którym zwykł koić drapieżniki, jął przemawiać do gołębia, krocząc ku niemu powoli. – Nie musisz się mnie obawiać, niewinna duszo. Tam, skąd pochodzę, darzymy was właściwym szacunkiem. Nie spotka cię krzywda z mych łap. Pozwól, proszę.
I czy to gołąb pozwolił, czy też nie miał sił przed smokiem umknąć, po chwili znajdował się w łapach Aconitum. Ten zaś rozłożył delikatnie skrzywdzone skrzydło, sondując je zarówno spojrzeniem granatowych ślepi, jak i własnym źródłem, próbując odczytać kryjące się pod pierzem linie mięśni, nerwów, poczuć skrzydło jak własne. Rana wydała mu się płytka, kość zaś nienaruszona. Czy pamiętał coś jeszcze ze swych ksiąg?

Zaczął nie od chorego, a od zdrowego skrzydła. Sięgnął doń swym źródłem, uważnie je sondując, badając układ mięśni, ścięgien, nerwów i naczyń krwionośnych. Możliwie najlepiej chciał poznać jego budowę, by wiedzieć później, jak ją odtworzyć. Sprawdzał układ każdego włókna, analizując kończynę tak długo, aż wryła mu się w pamięć. Nie stać go było tutaj na najmniejszy błąd; jego dzieło, jego odwzorowanie natury, musiało być perfekcyjne. Najmniejsze nawet potknięcie okaleczy ptasiego pacjenta na całe życie... Dopiero, gdy miał pewność, że wszystko zapamiętał poprawnie, wycofał maddarę z ciała gołębicy.
Sięgnął do swych mizernych zapasów, wydobywając gałązkę macierzanki. To zioło kryło w sobie moc daleko inną, niż smocza; naturalną, pełną mądrości Kreatora. I choć pozostała mu ostatnia sztuka, nie żałował. Zgniótł ją mocno w pazurach wolnej łapy, wydobywając z niej lecznicze soki, po czym ostrożnie nałożył na ranę gołębicy, nucąc przy tym pod nosem uspokajającą melodię bez słów. Zioło miało za zadanie usunąć potencjalne zakażenie, które mogło zagnieździć się w ranie. Nie wiedział wszak, w czym nurzał szpony ten, który ptaka zranił, a z pewnością przed ranieniem ich nie umył. Odczekał kilka dłuższych chwil, nie porzucając hipnotyzującej melodii, nim odjął macierzankę. Wiedział, że lecznicza roślinka potrzebuje czasu, by zadziałać. Spokój drobnej pacjentki też nie zaszkodzi, wszak ten etap wcale nie był przyjemny. Potem ze swych zapasów wydobył duży liść babki. Ten również rozgniótł i nałożył na krwawiącą ranę. Miała rzeczone krwawienie powstrzymać, osłonić tkanki, nim właściwie się nimi zajmie. Eliminowała ryzyko, że wiatr przyniesie pył, czy też ze szponów samego leczącego przeniknie jakieś zakażenie. To była ta łatwiejsza część... O ile nic nie poplątał, oczywiście.
Teraz przyszedł czas na część bardziej skomplikowaną. Zamknął gołębia w złożonych łapach, przymykając granatowe ślepia, skupiając się na szalejącym w nim, niestabilnym źródle. Delikatnie, ostrożnie sięgał swoim źródłem do ciała kruchej pacjentki. Nie przestawał przy tym nucić; choć zwierzęta nie posiadały własnej bariery, ich strach łatwo mógł rozproszyć jego wybuchowe źródło, kończąc próbę pomocy fiaskiem daleko boleśniejszym niż brak powodzenia. Zaczął odtwarzanie tkanek od warstwy najgłębszej – regenerował włókna mięśniowe, przeplatał przez nie czułe nerwy i drobne, niemalże niewidoczne naczynka krwionośne, upewniając się co do ich drożności, nim pozwolił organizmowi na przepuszczenie przez nie krwi i impulsów. Warstwa po warstwie łączył tkanki niezbędne gołębicy do operowania skrzydłem, a gdy skończył, zajął się skórą. Ostrożnie zregenerował warstewkę tłuszczu, dzięki której ptaszyna utrzymywała ciepło, potem przyszła pora na głębsze warstwy skóry o cieniutkich nerwach i mieszkach piór, oraz tkwiące w tej warstwie gruczoły łojowe. Następnie przeszedł do delikatnego naskórka, biorącego na siebie rolę ochrony organizmu przed otoczeniem. Na koniec pobudził pióra do odrośnięcia. Załaskotały przyjemnie we wnętrza łap, odpychając prowizoryczny opatrunek.

Otworzył ślepia, po czym rozłożył złożone łapy.
– Leć. – rzekł miękko.
I gołąb poleciał, poszybował wprost ku niebu, szybko niknąc w oddali. Pozostało po nim tylko wspomnienie i lekki uśmiech na pysku smoka.
autor: Aconitum
28 lip 2019, 8:04
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 86788

Drgały delikatnie pokryte łuskami nosdrza, łowiąc przenikające obcą ziemię wonie. Stąpały długie przednie łapy, nurzając się w pokrywającej ziemie trawie, strącając zagubione kropelki rosy. Daleko, kilka metrów za przednimi, szły równie długaśne tylne, jeszcze wyraźniej znacząc ślad. Łączyło je ciało długie, pokryte mocną zieloną łuską. Na przodzie prawem natury znajdował się łeb, na którym wcześniej wspomniane nosdrza miały swe miejsce. Niesiony wysoko, wyposażony w ustawione pionowo uszy, łapiące każdy szelest, oraz rozdwojony język chlastający powietrze raz za razem, badający je z pomocą kubków smakowych. Mieniąca się odcieniami zieleni grzywa nie chciała ulec wiatrowi, czy sile przyciągania, stercząc pionowo na podobieństwo irokeza przywdziewanego niekiedy przez ludzkich wojowników. Z szyi zwieszała się prosta, spleciona z traw torba, a granatowe ślepia lustrowały bystro teren. Pysk przybierał wyraz spokojnej zadumy, lecz w głębi tego granatu lśniło też coś na kształt determinacji, nijak do zadumy nie przystającej. Za tylnymi łapami wlókł się długi ogon, szeleszcząc wśród traw – oto on, nowy na tych ziemiach.
Łapy niosły samca pewnie w kierunku wschodnim, aż do miejsca gdzie wyraźna stawała się granica znaczona wonią smoków Ziemi. Przysiadł na skok przed nią, wyginając zbyt długi grzbiet w łuk, po czym odchylił łeb ku górze. Ryknął głośno, przyzywająco. Ciekawe, kogo zbudzi?
Nie przybył tu wszak bez celu. Tam, za niewidoczną, lecz doskonale wyczuwalną granicą woni leżały urodzajne ziemie, niewydeptane tak gęsto smoczymi łapami. Ziemie, na których mógłby znaleźć zioła, owoce i surowce. Przekroczenie tej granicy byłoby w złym tonie; choć niewiele znał się na smoczych zwyczajach, widział to wyraźnie. Nie po to przecież z taką uwagą zaznacza się granice, by obce smoki je przekraczały, czyż nie? I choć marzył mu się dostęp do wszystkich ziem na równi, zdecydował że rozpocznie od rozmowy ze smokami zamieszkującymi te konkretne.
Czekał więc. Czekał na swego przyszłego rozmówcę, kogoś, z kim mógłby dojść do porozumienia w tej sprawie, lub choćby wybadać grunt i dowiedzieć się więcej o tubylcach, poznać imię tego, do którego mógłby skierować swą prośbę.

Wyszukiwanie zaawansowane