Znaleziono 145 wyników

autor: Niepokorny Hiacynt
30 lip 2021, 22:16
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Ustronie
Odpowiedzi: 619
Odsłony: 95235

Rozkwit, słysząc słowa Agnara ledwo powstrzymał się przed westchnieniem. Wyraz jego pyska złagodniał na moment. Czyli samczyk nie szukał sobie domu w nowym stadzie. To dobrze, bo taką sprawę niezwykle trudno byłoby rozpatrzeć pozytywnie...
Chociaż za chwilę jeszcze miało się okazać czy smok w ogóle mógł liczyć na pomoc Ziemi.

Rapsod zamruczał cicho. Oparł pysk na zaciśniętej pięści po czym pokiwał lekko łbem, dochodząc najwyraźniej do jakiś wniosków.
– Cóż. Twoja propozycja wydaje mi się rozsądna. Raczej jestem przychylny do tego, by na nią przystać... – "ale" zawisło w powietrzu, a w spokojnych oczach czarodzieja błysnęła iskra niepohamowanej ciekawości.
Łapa spod podbródka została wyciągnięta przed złocistego samca. Widniały na niej ostre, zadbane pazurki. Rozkwit obejrzał je z udawaną uwagą jakby miało to ukryć jego zainteresowanie, ale za moment jego wzrok znów łapał ślepia Agnara.
– Odpowiem z całkowitym przekonaniem dopiero, gdy wytłumaczysz czym podpadłeś swojemu byłemu stadu. – Niby nie zarządał, ale jego ton nie pozostawił też wątpliwości co do tego, że ucieczka od tematu nie wchodziła w grę.
Co zrobił Agnar? Złamał rozkaz przywódcy? Okradł skarbiec? Skrzywdził członka stada?
Każdy powód zasługiwał na znacznie inne traktowanie.
Samiec pytał go o zgodę na odwiedzanie terenów Ziemi, dlatego przestała to być jego osobista sprawa.
autor: Niepokorny Hiacynt
30 lip 2021, 21:09
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Ustronie
Odpowiedzi: 619
Odsłony: 95235

Kiwnął łbem w odpowiedzi na ukłon, za to Morrigan już nie dała samcowi tej satysfakcji.
Agnar ogólnie mógł czuć się oceniany nie tylko przez Rapsoda, ale też jego bystrooką kompankę (która zdecydowanie podchodziła do niego surowiej).

Przywódca Ziemi nie silił się na uśmiech, ale wcale nie był też wrogo nastawiony. Jego wzrok wyrażał narazie tylko spokój i przesiąkał ciekawością.
Po bardzo krótkiej chwili ciszy czarodziej zakręcił koło barkami, wyprostował się i dopiero wtedy przemówił.
– Sekcja Zwłok nie wyjawiła mi zbyt wiele. Można jednak powiedzieć, że poinformowała mnie o najważniejszym – o tym, że już nie należysz do Stada Ognia. – Stwierdził spokojnie.
– Zanim jednak zajmiemy się tym, chcę wiedzieć co chciałbyś wynieść z naszej rozmowy.
autor: Niepokorny Hiacynt
27 lip 2021, 22:12
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Ustronie
Odpowiedzi: 619
Odsłony: 95235

Rozkwit przyleciał na miejsce chwilę przed ustaloną porą. Z góry zauważył, że faktycznie, to było tu tak spokojne na ile pamiętał – dobrze wobec tego, że przyszło mu do głowy.

Nie wiedział jeszcze o czym dokładnie będą rozmawiać z Agnarem, ale domyślał się. Mirri wymsknęło się coś o tym, że samiec nie należał już do stada ognia co produkowało kilka możliwych scenariuszy...

Rapsod usiadł wyprostowany, ale zamyślony i po chwili na jego rogu wylądowała Morrigan.
Do jakiś między-stadnych pogadanek mogło jej nie być, ale do oceny smoka z innego stada dwie pary oczu zawsze były lepsze niż jedna.
autor: Niepokorny Hiacynt
16 lip 2021, 4:45
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Dolina płaczących wierzb
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 107005

Rozkwit ponownie posłał Goździk uśmiech, tym razem jednak po nim nie nastąpiło milczenie.
– Kto by pomyślał, że na terenach wspólnych będzie dzisiaj tak tłoczno. – Stwierdził chichocząc nieco nerwowo.
Nawet przy bliższej inspekcji wszystko wydawało się być z czarodziejem w porządku, a głosu to już na pewno mu nie odebrano. Byłaby to tragedia, której (ironicznie) Kwiecisty na pewno by nie przemilczał – szczególnie biorąc pod uwagę jego łatwość w posługiwaniu się maddarą.
Głos Rapsoda wcale nie odchodził od normy. Był bardzo spokojny i cichy, to prawda, ale niemniej melodyjny niż zawsze.
– Dopiero teraz już nikogo nie słyszę. – Dodał po czym jeszcze raz westchnął. Wtedy też zbliżył się, unosząc powoli swoje przednie łapy w stronę Zauroczenia.
Delikatnie ujął pysk łowczyni w obie smocze dłonie, patrząc na nią tak intensywnie jakby w jej źrenicach miał znaleźć wypisane sekrety gwiazd. W jego ekspresji była radość tak ciepła i miękka, że nie byłby w stanie jaśniej wyrazić swojej miłości gdyby próbował.
– I nie patrz się tak na mnie. Wszystko jest dobrze. – Zaśmiał się krótko.
– Po prostu... – Przełknął ślinę, gdy jego krtań zaczęła stawiać opór, ściskając się dziwnie. Jego uśmiech zadrżał.
– Nie wiem co zrobiłem, by sobie na ciebie zasłużyć, ale musiało to być coś bardzo, bardzo dobrego... – Niemalże wykrztusił i nagle jego oczy zaszkliły się.
W kącikach ślepi niezmiernie szybko uzbierały się krople, grożące tym, że zaraz spadną.
Goździk nie zobaczyła już jednak jak wodne perły zsuwają się po łuskach Rapsoda, bo ten przycisnął swój policzek do jej policzka, nadal trzymając samiczkę mocno przy sobie.

Nie chciał, żeby ktoś inny zobaczył go w takim stanie.
Rozkwit był przecież cięty, teatralny, często wesoły oraz raczej opanowany – chłodny i oficjalny gdy zachodziła potrzeba.
To co działo się teraz wcale nie pasowało do tego wizerunku.
Na terenach wspólnych, każdy obcy smok mógł dostrzec przywódcę Ziemi trzęsącego się z emocji jak małe pisklę. Nie można było na to pozwolić, ale przecież ich własne tereny były o dużo za daleko.
Droga do doliny nie była długa, a mimo tego Rapsod przez cały czas podróży bał się chociażby odezwać. Nie znał swojego limitu dobrze, wiedział jednak, że się do niego zbliża i każde słowo mogło zakończyć się tym co łowczyni miała teraz przed sobą.
autor: Niepokorny Hiacynt
10 lip 2021, 18:43
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Dolina płaczących wierzb
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 107005

Po tym jak opuścili ołtarz, szedł przed siebie milcząc.
Dość często rozglądał się na boki i już chyba dwa razy stanął, widocznie wsłuchując się w otoczenie z uwagą. Na jego pysku widniała dziwna intensywność, która nie opuszczała go, może poza momentem, w którym Goździk na pewno zapytała gdzie oni tak niby idą.
Jeżeli faktycznie zadała jakieś pytanie, on jedynie uśmiechnął się krótko w odpowiedzi i poszedł dalej, nie oddalając się jednak więcej niż o kilka kroków, dopóki łowczyni nie ruszyła za nim.

Dopiero, gdy trafili do Doliny Płaczących Wierzb, stanął jakimś bardziej przestronnym miejscu i usiadł wzdychając głęboko.
autor: Niepokorny Hiacynt
29 cze 2021, 2:48
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Wypalona plaża
Odpowiedzi: 734
Odsłony: 117195

–...gim. Halo, Brigim. – Wracając do rzeczywistości, samiec mógł z łatwością stwierdzić, że głos Rozkwitu był dużo głośniejszy.
Tak naprawdę oczywiście to nie było to. Czarodziej zdążył po prostu w międzyczasie zbliżyć się tak bardzo, że mógłby bez problemu wyciągnąć łapę i w połowie prostowania jej, natrafić na pierś drugiego samca.
– Brigim. Tak się nazywałeś, prawda? Jak tak, to odpowiadaj, gdy się do ciebie mówi. Co z tobą? – Rapsod był blisko i z lekko zmarszczonym pyskiem oglądał czerwonego samca wodząc wzrokiem po jego mordzie. Szukał jakiegoś znaku, że niespodziewany towarzysz jest dalej w swoim ciele i nie zostawił go na dobre.
...
Nie żeby Rozkwit był jakoś specjalnie przywiązany. Byłby to po prostu kolejny problem dla uzdrowicieli.
autor: Niepokorny Hiacynt
29 maja 2021, 15:48
Forum: Świątynia
Temat: Ołtarz Erycala
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 41540

//ten sam czas co Zauroczenie kilka postów wyżej

Kwiecisty nie słyszał co prawda tego co powiedziała Goździk, ale duchy już nie były na tyle dyskretne.
Po usłyszeniu ich słów dalej milczał, ale to milczenie nabrało zupełnie inny charakter – nie wyczekiwał, a analizował. Jego wcześniej z lekka kiwający się ogon zamarzł.
Dopiero po chwili samiec powolnym ruchem podniósł łapę, by zsunąć opaskę ze swoich oczu.
Dostrzegł ołtarz i ustawioną przed nimi zapłatę...
Za jego kalectwo.

Na tym etapie nie musiał już słyszeć słów Goździk, by wiedzieć co tu się stało. Przyglądał się przez moment samicy zbyt zszokowany, by wypowiedzieć chociaż słowo.

Tak. Chciałbym odzyskać skrzydło... – Wycedził w końcu, nadal dziwnie sparaliżowany. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego...
Miał ważniejsze sprawy na głowie, dlatego nie myślał o tym, aby szukać kamieni na zapłatę, a co dopiero o tym, by tu przyjść.
Naprawdę chciałbym, chociaż i tak jestem już najszczęśliwszym smokiem ze wszystkich znanych mi terenów. – Jego pełne wzruszenia ślepia były skupione tylko na Goździk.
Nie potrafił zrozumieć czym zasłużył sobie na takie szczęście.
Niemalże nie mógł poradzić sobie z nadmiarem pozytywnych emocji. Może powinien skakać, krzyczeć albo się śmiać i zadusić Goździk uściskami, ale najpierw...
Spojrzał w bok, z irytacji marszcząc lekko łuki brwiowe.
I proszę się pospieszyć. Dostaliście zapłatę, więc zrealizujcie swoją część umowy. – Dodał w eter nie wiedząc skąd dochodził głos z którym rozmawiała wcześniej łowczyni.

// kalectwo: niezdolność lotu (brak skrzydła), zapłata 6x diament wystawiona przez Cynamonowe Zauroczenie –> https://smoki-wolnych-stad.pl/viewt ... 2a8#444083
autor: Niepokorny Hiacynt
26 maja 2021, 3:28
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Skalna Polanka
Odpowiedzi: 453
Odsłony: 69283

Chwilę po wysłuchaniu Szyszki, wzrok Rapsoda uciekł na bok.
– Hm. Trudny do uchwycenia myślą... Nienamacalny. – Mruknął niby do siebie. Brzmiał na tak odległego myślą jakby miało mu to zająć jeszcze moment, ale nagle można było wyraźnie poczuć jego pobudzoną do pracy maddarę.
Cel w postaci skały znów nie był ukryty za iluzją – ukrywanie go niewiele urozmaiciłoby zadanie, a odciągnęłoby uwagę od czaru.
Czarodziej musiał skupić się na stworzeniu czegoś, czego nigdy nie mógłby uchwycić łapą.
To musiało być coś czego można było doświadczyć, ale nie uwiecznić lub przechować – coś bardziej abstrakcyjnego.
Kwiecisty zwykle używał fizycznych broni, rzadko używając nawet ognia, ale mimo tego dość sprawnie wpadł na jakiś pomysł.

Maddara czarodzieja rozproszyła się na większej powierzchni. Zaczęła przybierać kształty tysięcy identycznych, niezmiernie drobnych tworów.
Były one tak małe, że pewnie wielu niedoświadczonych czarodziejów nie zorientowałoby się, że energia Rapsoda w ogóle się w coś uformowała.
Czar najbardziej przypominał zawieszone w powietrzu cząsteczki pyłu, ale wkład w jego budowę był znacznie większy.
Rapsod starał się namnożyć tych cząsteczek jak najwięcej jednocześnie utrzymując je tak małymi jak tylko potrafił sobie wyobrazić bez przechodzenia w uproszczenia. Nie tworzył ich ze skał jak piasek, ani ze spalonych pozostałości jak popiół. Myślał o nich w nieco innych kategoriach.
Były niczym małe korale hulającego wiatru -niemalże jak czysta energia zgromadzona w punkcie. Żwawo ruszające się powietrze tworzyło opór, który jak skorupa, sprawiał że małe kulki nie mogłyby się ze sobą połączyć, a wręcz odbijały się od siebie.

Dopiero w taki sposób skonstruowane elementy mogły pozwolić na wykonanie zaplanowanego przez Rozkwit ataku. Nagle można było wyczuć gwałtowny ruch maddary.
Czarodziej pchnął w kierunku skały najbliższą sobie warstwę "pyłu", wprawiając swoją falę w ruch.
Rozpędzone, mikro karuzele zaczęły zderzać się z następnymi, wprawiając je w jeszcze szybszy ruch.
Trwało to moment.
Warstwa ziemi między samcem, a skałą wybuchła nagle jakby jakaś ogromna, niewidzialna łapa zaorała grunt. Gleba została zepchnięta – gwałtownie odrzucona i tylko dzięki temu widokowi oraz mocnym drganiom pod łapami smoków wiadomo było, że ten dziwnej natury pocisk zbliża się do celu.
W końcu fala uderzyła z niesamowitą siłą w skałę na całej jej powierzchni. Cząsteczki maddary jednocześnie uderzyły o skałę, kumulując energię małych zderzeń w jedną, zdolną zniszczyć cel. Możnaby powiedzieć, że rozkładanie takiej fali zamiast sprowadzania jej do punktu było błędem, ale i tak spowodowała co najmniej bardzo dogłębne pęknięcia na całej grubości. Z resztą nikt chyba nie podważa potęgi morza, którego potężne fale działają podobnie.
Gdyby skała była drapieżnikiem pewnie trudno byłoby tu mówić o jakichkolwiek pozostałych w całości kościach.

Zakończywszy zadanie czarodziej zwiesił łeb, dysząc ze zmęczenia. Nie robił tego oczywiście ostentacyjnie, od razu starając się cicho unormować oddech. Ten czar wymagał od niego dużo więcej skupienia niż samiec się tego spodziewał.
Abstrakcja i nieuchwytność wymagały dużo bardziej szczegółowych poleceń. Każdy błąd mógł totalnie rozbić formę ataku, sprawiając że stałaby się zwykłym, nieszkodliwym wietrzykiem.
autor: Niepokorny Hiacynt
20 maja 2021, 15:39
Forum: Świątynia
Temat: Ołtarz Erycala
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 41540

/początek podróży na ślepo

W odpowiedzi na swój "pierwszy raz z zakrytymi oczami" odpowiedział jedynie "nic ważnego". Opowiadanie o jego wizycie w Pladze byłoby pewnie bardzo ciekawe, ale nieszczególnie odpowiednie lub potrzebne.

/ przy ołtarzu

Rozkwit wedle polecenia używał sondy tylko po to, by dobrze nawigować po terenie. Mały fragment gruntu jaki czuł przed sobą niewiele mu pomógł w określeniu gdzie się znajduje.
Goździk nie musiała nawet martwić się o to, że opaska się poluzuje. Ta miała oczywiście taki potencjał, ale Rapsod zamknął oczy.
Gdy Zauroczenie zostawiała go, on tylko kiwnął łbem i zaczął czekać.
Ogon wił się za nim powolnymi ruchami, a czarodziej dalej starał się domyśleć co, albo kogo (?) może za chwilę zobaczyć.
autor: Niepokorny Hiacynt
17 maja 2021, 1:19
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Wypalona plaża
Odpowiedzi: 734
Odsłony: 117195

Od pewnego momentu nie było to aż tak dziwne, aby zobaczyć Kwiecistego w tym miejscu. Dokładniej od momentu kiedy spotkał tu ducha Feerii Ciszy.
Rzadko przebywał tu długo, ale czasami po prostu łapy niosły go ścieżkami wspomnień.
Tym razem jednak zahaczył o to miejsce całkowicie świadomie.
Pamiętał jak z Morrigan doszli do wniosku, że brakuje im czegoś w grocie.
Kwiaty więdły w miarę szybko, a poza tym trudno o nie było w zimniejsze sezony. Ozdobienie ścian jakimiś pigmentami byłoby znacznie bardziej trwałe, a tutaj leżało od groma popiołu za którym nikt by raczej nie płakał. Może udałoby się z nich nawet wydobyć różne tony szarości.

Zastanawiał się nad tym, przeprowadzając dogłębną inspekcję plaży. Czasami przesuwał łapami po wierzchu by dostać się do głębszych warstw, a czasami zmieniał miejsce badania o kilka kroków. Nucił przy tym spokojną melodię niby jakiejś rozmarzonej ballady.
autor: Niepokorny Hiacynt
17 maja 2021, 0:29
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Diamentowe źródełko
Odpowiedzi: 484
Odsłony: 72873

Oczywiście przyjął pieszczotę z najwyższą gotowością. Uśmiechnął się przy tym nieco szerzej niż zwykle, bo przypomniało mu się jak Rozrabiaka kiedyś tak zwisnął łbem do dołu i prawie go nie stracił. Czarodziejów po prostu lepiej nie straszyć. Oczywiście Goździk nic nie groziło nawet jakby zrobiła to z ukrycia – szybkość reakcji czarodzieja zdążyła się znacznie zwiększyć od tamtego czasu.

Ale nieistotne... to po co tu... Ah?
Podniósł łuk brwiowy, patrząc na skrawek materiału. Wystarczył jednak moment na to by westchnął krótko i podjął jedyną właściwą decyzję.
– Oh. No cóż. Jeżeli tak ma być to tak też będzie. – Stwierdził spokojnie, zniżając łeb.
– Przynajmniej tym razem będę mógł oszacować czy grozi mi śmierć czy nie. – Mruknął do siebie z już zamkniętymi oczami, uśmiechając się przy tym półgębkiem. Ostatni "ślepy spacerek" zakończył się w Pladze, a idąc za tym trendem tutaj Rozkwit conajwyżej trafiłby powrotem na tereny Ziemi. Już nie mówiąc o tym, że idąc po gruncie będzie mógł ogólnie łatwiej oszacować, gdzie jest... Tylko nie był pewny jak sprawiedliwe byłoby to dla jego przewodniczki, skoro aby temu zapobiec chciała zasłonić mu oczy.
A tam. Rozkwitowi i tak pewnie nie udałoby się domyślić gdzie są. Nie był łowcą, więc jego "terenowo-orientacyjne" supermoce nie istniały.
– Mogę chociaż wytworzyć jakąś sondę skanującą grunt, aby się nie potknąć czy jesteś gotowa podjąć to ryzyko? – Zapytał już znacznie głośniej, chichocząc krótko.
autor: Niepokorny Hiacynt
08 maja 2021, 23:54
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Diamentowe źródełko
Odpowiedzi: 484
Odsłony: 72873

Nie musiała wcale długo czekać na odpowiedź, a przynajmniej nie na początek kontaktu.
– "Momencik" – Usłyszała, po czym na odrobinkę dłuższą chwilę nastała cisza.
– "Nie ma problemu. Narazie nic nie nie dzieje więc mam nawet więcej niż "chwilkę". Już idę."

Rapsod był już w miarę wyćwiczony w lataniu o jednym skrzydle (co brzmiało niedorzecznie, ale poniekąd było prawdą), więc Goździk mogła wkrótce dostrzec złocistego samca na horyzoncie.

Kwiecisty, gdy był już blisko, raczej szybko zlokalizował Goździk. Postanowił jednak zakołować i wylądować na ziemi, dając drzewu spokój. Po tym jak jego łapy dotknęły gruntu, delikatnym truchtem wytracił resztę prędkości.

– Wybacz, że nie odpowiedziałem od razu. nie brzmiałaś jakbyś była w tarapatach, a byłem w trakcie rozmowy z Morrigan. Dyskutowaliśmy o wystroju groty. – Stwierdził z odrobinę przepraszającym uśmiechem po czym zachichotał cicho, zakrywając pysk łapą.
– Prawdę mówiąc wymiana zdań była dość intensywna, a w takich sytuacjach ona bardzo nie lubi jak jej przerywam.
autor: Niepokorny Hiacynt
07 maja 2021, 1:34
Forum: Świątynia
Temat: Plac przed świątynią
Odpowiedzi: 1579
Odsłony: 98310

Kwiecisty przyszedł niedługo po ojcu. Ewidentnie nie był za bardzo obecny.
Za nim lewitowało mięso, unoszone przez maddarę czarodzieja.
Oczywiście na takie czary nie potrzebował wiele skupienia, więc to nie to zajmowało mu łeb.
Po prostu zastanawiał się czy na pewno wszystko będzie w porządku ze stadem. Pierwszy raz zostawiał je podczas swojej kadencji.
Znaczy... Wiedział, że nic się nie stanie nawet jak wydarzy się coś niespotykanego. Ostrzegł przecież Mango, że go chwilę nie będzie.
Poza tym Morrigan zostawała na miejscu.
A dodatkowo wcale nie znikał na długo!
Czyli może problem był w tym, że bał się, że coś go ominie?



Zaoferował kolejną zapłatę z mięsa i dołączył do grupy.
//misja 8.05 /9.05, 8/4 mięsa
autor: Niepokorny Hiacynt
17 kwie 2021, 3:14
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Skalna Polanka
Odpowiedzi: 453
Odsłony: 69283

Cóż. Trzeba przyznać, że poczuł się dość dziwnie z poleceniem kręcenia się w kółko jak wilcze szczenię, ale gdy Modraszka weszła mu na łeb, by pomóc w ćwiczeniach to już i tak nie widział zbyt wiele. Połowę polecenia miał już w ten sposób za sobą i ... No cóż – mógł równie dobrze wykonać resztę.

Przynajmniej mógł małej przy okazji zapewnić karuzelę.

Po kilku obrotach, chwycił pisklę maddarowymi łapami, aby przesunąć je sobie z łba na grzbiet. Dopiero po tym otworzył ślepia i zauważył zmiany w otoczeniu.
Zdawało mu się czy dużej ilości z tych elementów wcześniej tam nie było?
Zdążył rozejrzeć się jeszcze raz zanim Szyszka odezwała się.
Czuł unosząca się w otoczeniu maddarę.
Być może byłby w stanie sprawdzić które z obiektów to iluzje, ale podpowiedź mistrzyni podpowiadała coś innego.

Miał uderzyć we wszystko co widział.

Dało się zrobić, pytanie jak wyjdzie.

Szybko zanalizował potencjalne położenie swojego celu. Wszystkie obiekty wydawały się być przed nim, ustawione w grupie, po czymś przypominającym nierówny fragment okręgu (oczywiście z dodatkowym chaosem, nie w jednej linii, ale to nie było aż tak istotne).
Mniej więcej określił w którym miejscu powinien zaczynać się jego atak, aby wszystko co ma zaatakować znajdowało się w podobnym promieniu.
Szukał środka tego obszaru i gdy w końcu go znalazł, jego maddara poszła w ruch.

W wyznaczonym przez niego miejscu na ziemi zaczęła gromadzić się woda. Wyglądała jakby została pobrana z gruntu i kilka pazurów nad nią zaczęła zbierać się w bardzo dużą półkulę.
Ta kropla miała średnicę długości ogona i chociaż wisiała w powietrzu, wyglądała jakby dołem przylegała do jakiejś niewidzialnej powierzchni.
Po niedługiej chwili zaczęła drgać, kiwać się nieznacznie jakby miała pęknąć od nadmiaru cieczy, ale zamiast tego nagle spłaszczyła się lekko po czym jej centrum niby odskoczyło formując się w słup wody. Wyrastał on na dwa ogony wysokości.
Im wyżej znajdowała się woda w tym bardziej krystaliczny stan się przeobrażała, u szczytu fakturą przypominając popękaną korę drzewa lub nierówną skałę.
Gdy słup dosięgnął odpowiedniej wysokości zaczął rozwarstwiać się i rozchylać na boki jak woda z fontanny, po to by rozdzielić się na chmarę ostrych kolców, które zaczęły spadać na wybrany przez Rapsoda obszar jak ulewa. Każdy jeden taki przeźroczysty sopel miał być jak najbardziej odporny na stłuczenia, by móc urąbać chociaż fragment skały, która tak naprawdę była celem czarodzieja.
Pocisk dość wąski i długi na zaledwie dwa pazury nie musiał od razu zniszczyć całej skały, bo było ich tyle, że conajmniej kilka powinno trafić w odpowiedni obszar.
Deszcz był spory, bo równomiernie pokrywał wszystkie iluzje, ale nie mógł padać bez końca.
Słup był "karmiony" przez kroplę, która zmniejszała się coraz bardziej aż w końcu zniknęła w słupie, by potem stworzyć ostatnie pociski spadające losowo na ziemię.
autor: Niepokorny Hiacynt
01 kwie 2021, 21:10
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Skalna Polanka
Odpowiedzi: 453
Odsłony: 69283

Mimowolnie uśmiechnął się na pochwałę.
Em... Może był już za stary by coś takiego aż tak łechtało mu ego, ale... Nie. Nie było żadnego ale. był na to za stary, ale Szyszka była od niego bardziej doświadczona, więc mogło być.

– Już się robi. – Odpowiedział po czym od razu przeszedł do tworzenia ataku.
Tym razem postanowił pracować z czymś gorącym – lawą. Wydawało mu się to dobrym doborem do lodowej powłoki.
Ogon przed czarodziejem, na wysokości jego pyska pojawił się bełt od kuszy. Kwiecisty nie potrafił nazwać tego przedmiotu, ale widział go wcześniej i potrafił zidentyfikować jak pocisk do ludzkiej broni. Miał on około szesnastu łusek długości i łuskę średnicy. W jego rzeźbie może było rozpoznać trzy części – grot, promień i lotkę, ale każde z nich było stworzone z tej samej, czarnej, gładkiej skały.
Pocisk ruszył w barierę lodową z prędkością pikującego sokoła.
Od razu, gdy grot zetknął się z lodem rozpoczęła się jego transformacja. Bełt rozgrzał się i zamienił w lawę pod wpływem impaktu, skupiając się w jednym, małym punkcie.

Niestety to dało dużo mniej niż Rapsod się spodziewał. Był przekonany, że jeden porządny atak jednak da radę...
Ale mógł się domyśleć, że tak łatwo nie będzie, szczególnie że przecież przyszedł do Sosnowej, bo jej umiejętności przewyższały jego własne.

Zmarszczył łuki brwiowe.

Jego maddara zaczęła ponownie formować się w atak.
Rapsod wycelował w to samo miejsce, które uderzył za pierwszym razem, gdzie została niewielka dziura.
Dwa ogony przed skałą, pojawiła się wyciosana z biało-czarnego marmuru figura jednorożca. Był on realnej wielkości i proporcji, ale był nieco kanciasty, tak jakby rzeźbiarz nie przeszedł jeszcze do wygładzania kształtu. Nawet grzywa trzymała się przy jego szyi w sztywnej formie. Kamienny jednorożec schylił szyję i ruszył z rogiem skierowanym wprost na cel czarodzieja.
Broń klaczy była długa na cztery szpony, ostra jak naostrzony sztylet. Sam marmur już był twardym materiałem, ale czarodziej wzmocnił ostrą końcówkę rogu, by się przypadkiem nie okruszył.
Marmurowe zwierzę było bardzo ciężkie, więc gdy rozpędziło się i wbiło róg z całej siły w lód – musiało spowodować uszkodzenie lodowej powłoki.

Rozkwit przypuszczał, że to nie wystarczyło, dlatego postanowił bez zastanowienia stworzyć kolejny atak, przy tym starając się jak najlepiej zignorować pisklę, które praktycznie weszło mu na łeb. (Oczywiście jego kompanka również postanowiła nie pomagać, trzepiąc nad nim skrzydłami, by mała smocza istota się wycofała.)

Tym razem twór pojawił się on tuż przy celu – może oddalony o pół łuski od dwukrotnie atakowanego już punktu.
Przed lodem, pojawiła się kula wody o średnicy szpona. Była ona bardzo gorąca. Parowała tak mocno, że można byłoby przysiąc, że zniknie po kilku sekundach. Powinna się właściwie gotować, ale ta ani nie bulgotała, ani nie traciła objętości.
Nagle kula informowała się w bardzo ostry stożek owinięty jakimś wypukłym wzorem. Dla smoka przypominało to muszlę, człowiekowi mogłoby na myśl przyjść wiertło.
Stożek został przyłożony do lodu z siłą godną wprawionego wojownika i przy kontakcie z lodem zaczęło się bardzo szybko obracać, by przewiercić się przez barierę.
pomimo kontaktu z lody, Rapsod pilnował, by wodny twór nie utracił swojej wysokiej temperatury, która miała pomóc w dostaniu się do skały.

Po tym pozostało już tylko jedno pytanie – czy te ataki wystarczyły do zniszczenia lodowej bariery.

Wyszukiwanie zaawansowane