Znaleziono 145 wyników

autor: Niepokorny Hiacynt
03 gru 2020, 1:01
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Diamentowy Strumień
Odpowiedzi: 738
Odsłony: 95358

Kwiecisty akurat odpoczywał przy strumieniu. Łapy tym razem zaprowadziły go poza tereny Ziemi. Temperatura nie miała już nic wspólnego z latem, ale czarodziej nie zwracał na to uwagi. Nawet lubił jak było nieco chłodniej. Wtedy każdy promień słońca był prawdziwym błogosławieństwem przyjemnie liżącym smocze łuski. Był taktownym przybyszem, który nigdy nie nadużywał gościny, w przeciwieństwie do okresu letniego.
Skoro już mowa o słońcu, chmury nie przejęły jeszcze nieba. Dzięki temu Diamentowy Strumień i Kwiecisty mogli oboje błyszczeć harmonijnie, jeden diamentem, drugi złotem.
Czarodziej leżał na brzuchu z łapami skrzyżowanymi na brzegu. Co jakiś czas zniżał na dłuższy moment łeb pozwalając na to, by zimna woda przelewała się po jego pysku.
autor: Niepokorny Hiacynt
02 gru 2020, 20:02
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Polanka
Odpowiedzi: 602
Odsłony: 72267

Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Uczeń był jednym z priorytetów Kwiecistego i t nie tylko z powodu przysięgi.
"Możemy zacząć nawet od razu. Zaraz przyjdę. " – Odpowiedział.
Morrigan? Idziesz ze mną do Echo? – Zapytał w głąb swojej groty, samiczka kruka nie ruszyła się jednak z miejsca dopóki Rapsod nie był już kilka minut poza jaskinią.

Czarodziej niedługo pojawił się na polanie. Na jego rogu siedziała absolutnie niezadowolona, napuszona na zapas Morrigan.
Witaj Echo. Zamknij oczy i nie otwieraj ich dopóki cię o to nie poproszę. – Przywitał się spokojnie, od razu jak gdyby nigdy nic wydając Błędnemu polecenie. Gdy zatrzymał się przed młodym, uważniej przyjrzał się pumie, którą oczywiście zauważył wcześniej.
Poza tym widzę, że mamy towarzystwo. Całkiem miło mi to widzieć. – Stwierdził po czym rozsiadł się spokojnie. Morrigan spojrzała na kota, ale nie za bardzo się przejęła. Puma na razie przeszkadzała jej dużo mniej niż widok młodego czarodzieja.
autor: Niepokorny Hiacynt
25 lis 2020, 23:37
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Szklista skała
Odpowiedzi: 505
Odsłony: 88640

Harda mina Kwiecistego złagodniała i uśmiechnął się po raz pierwszy słysząc Sosnową. Skłonił się jej krótko na przywitanie.
– "Jest w najlepszym zdrowiu. Ucieszyłaby się, że o niej pamiętałaś. Wolałem ją jednak zostawić na terenach, bo potrafi być bardzo niedelikatna w swoich słowach i mało czego się boi. Sprowokowana, byłaby gotowa wypowiedzieć wojnę całemu stadu."– Westchnął mentalnie.

Oczywiście szybko musiał spoważnieć na nowo. Po wysłuchaniu zarówno Korony jak i Koralowej, ponownie zmarszczył nos. W adeptce naprawdę nie było absolutnie nic z ziemistego ducha. Szczerze? Przywódca wymagał od niej sporej odwagi sugerując, że mogłaby nie złożyć przysięgi, ale w tym przypadku Kwiecisty musiał się z nim zgodzić. Odmowa przyjęcia rangi była niecodzienną opcją, ale jedyną moralnie poprawną. Dorastała, była więc dużo bardziej świadoma samej siebie i tego czego pragnie, niż gdy była zupełnym pisklakiem. To był moment na działanie.
Z resztą wychodziłoby na to, że Koralowa tak samo nie interesowała się smokami Ziemi jak one potencjalnie nie interesowały się nią, inaczej wiedziałaby, że absolutnie nikt nie podjąłby się "linczu". W tej sytuacji odmówienie przysięgi było jedyną drogą do zachowania twarzy, a ona ją odrzuciła. Była nieszczera. Wolała skłamać niż narazić się na niewygodę. Czy przy walce o swoje nowe stado również ucieknie, bojąc się porażki i bólu? Kwiecisty kliknął językiem.
Nie chciała zostać, nie powinna i nie mogła. Ewidentnie wyrzekła się bycia Ziemistą tak samo jak kiedyś jego brat...

– Na ceremonii powiedziałaś nam dokładnie to samo Koralowa Łusko, a teraz próbujesz przekonać o tym przywódcę wody. – Odezwał się Rapsod spoglądając krótko na Przesilenie. Mówił spokojnie, powoli, nie zawierając w swoich słowach agresji. Po tym krótkim wstępie znów skupił wzrok na młodej samiczce.
– Mam nadzieję, że będziesz w swoim dalszym życiu podejmować lepsze decyzje niż wycedzenie przez kły, czegoś tak ważnego jak przysięga złożona stadu. Okłamałaś nas, mimo że twoje serce już od dawna podpowiadało ci co innego. Nie mówiąc prawdy okryłaś się większą hańbą niż ktokolwiek inny mógłby cię okryć.
W dodatku to, że nie chcesz zostać musiałaś wiedzieć już od dłuższego czasu. Niemożliwym jest by było inaczej, skoro z niespotykaną wręcz łatwością odrzucasz życie swojego opiekuna i zapewne nie tylko jego. O przywódcy już nie wspominając, bo w Ziemi, każdy jest częścią twojej rodziny.
– Wytłumaczył swój pogląd na sprawę.
– Skoro ich bezpieczeństwo nic dla ciebie nie znaczy, moim zdaniem, tylko niedopatrzenie naszego uzdrowiciela, mogłyby ochronić cię przed statusem zdrajcy – w końcu to on powinien nauczyć cię miłości do stada i niestety nie osiągnął w tym sukcesu. Ostateczna decyzja nie należy jednak do mnie. – Nie było łatwo mówić mu o takich rzeczach. Być może to właśnie Basior nie wypełnił swojego rodzicielskiego obowiązku i przez to samiczka się pogubiła.
– Mimo wszystkiego co powiedziałem, ja osobiście nie widzę przeszkód, by Koralowa mogła naprawiać swoje błędy w nowym stadzie jeżeli tylko przywódca tegoż stada jest gotowy na swoje ryzyko dać jej taką szansę. Każdy ma prawo do szczęścia i do jego poszukiwań, a jej droga się dopiero zaczęła. – Rozejrzał się po pyskach wszystkich zgromadzonych po czym skupił wyczekująco spojrzenie na Koronie. Ostatecznie przywódca wcale nie musiał się z nim zgadzać. Wystarczyło by wziął jego słowa pod uwagę.
autor: Niepokorny Hiacynt
21 lis 2020, 16:03
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Szklista skała
Odpowiedzi: 505
Odsłony: 88640

Kwiecisty zdziwił się, słysząc impuls, ale nie miał zamiaru go zignorować. Szybko przeprosił swoją kompankę, a ona pozostała na terenach Ziemi rozumiejąc wagę sytuacji. Gdy biegł na miejsce, zastanawiał się kto mógłby pragnąć takiej zmiany. Nie siedział wszystkim w grotach i więc pewnie tylko przypadek mógłby go nakierować na odpowiednią osobę, ale i tak miał do siebie żal. Gdyby przez tyle księżyców swojego życia nie był samotnikiem wśród własnego stada, jako zastępca przywódcy wiedziałby o smokach pewnie znacznie więcej.
Na miejscu okazało się jednak, że te wszystkie minione księżyce nie miały z tym nic do czynienia, bo przed nimi stała ich młodziutka adeptka... Na czarodzieja! Los wiedział jak pogłębić konflikt w głowie Rapsoda.
Decyzja nie zależała tu do niego, nie znaczy to jednak, że przybył bez własnego zdania. W zasadzie to targały nim same silne emocje. Z jednej strony odejście ze stada było nie do pomyślenia – trzeba być silniejszym od swoich własnych emocji, kto wie, gdzie byłby teraz Rapsod gdyby nie jego upór... Z drugiej jednak strony jeżeli nie było w stadzie dla niej żadnego szczęścia to co ją zatrzymywało? – to irytowało go nawet bardziej. Byłby w stanie sam wziąć się za naprawianie tego, co wypędzało ją z Ziemi, bo takie niedopatrzenia w jego stadzie nie mogły zostać zignorowane.
... Chyba, że jej powód był naprawdę błachy. Kierowanie się kaprysem w tak ważnej sprawie na pewno nie wzbudziłoby sympatii czarodzieja.
Pomimo wszystkich nerwów i niepewności stanął obok Korony z niezwykle poważnym, ale i spokojnym wyrazem pyska. Przywitał się ze wszystkimi skinieniem łba.
Słysząc pierwsze słowa Wyzwolonego, zmarszczył lekko nos z niezadowolenia. Może najpierw wysłuchałby w czym jest problem, to nie moment na żarty.
– Kwiecisty Rapsod – jestem zastępcą Korony. To poważna sprawa, więc stwierdziłem, że powinienem być jej światkiem. – Przedstawił się po przywódcy i potem tak jak on, czekał na wyjaśnienia.
autor: Niepokorny Hiacynt
19 lis 2020, 1:05
Forum: Świątynia
Temat: Plac przed świątynią
Odpowiedzi: 1579
Odsłony: 98327

Kwiecisty przybył na miejsce i westchnął krótko. Przyniósł wszystko co miał i tym razem niewiele z tego było pięknymi kamieniami. Niedługo bogowie zrobią z niego skończonego nędzarza, ale z resztą na jego własne życzenie.

// 1x jakikolwiek kamień będę miała w karcie, 10x korzeń kaliny + 2/4 mięsa (ryba, żuczki), 2/4 owoców (kaktus) z raportu: https://smoki-wolnych-stad.pl/viewt ... 661#400661
autor: Niepokorny Hiacynt
19 lis 2020, 1:00
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 5722
Odsłony: 309610

Pobieram 10x korzenia Kaliny, a po zaakceptowaniu raportu ze zdobycia przedmiotu oddaję do niego 4x owoc Kaliny
autor: Niepokorny Hiacynt
13 lis 2020, 3:16
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Wypalona plaża
Odpowiedzi: 734
Odsłony: 117198

Morrigan co prawda nastroszyła pióra, ale poza tym dobrze zniosła maddarę Feerii. Po prostu się jej nie spodziewała i tyle, bo nieważne jak mocno ona uważała się za prawowitego członka stada, smoki faktycznie nie miały jej zbyt dużo do przekazania. Cisza za to wzięła ją całkowicie na poważnie! Może niedziwne. Ona wiedziała, że kruk dobrym kompanem jest. Biała samiczka wręcz nie potrafiła wysiedzieć w miejscu z zadowolenia więc zamiast tego zrobiła kilka krótkich, entuzjastycznych podskoków.
Kwiecisty słysząc Morrigan zdziwił się, jakby zupełnie zapomniał, że ona tu jest. To karygodne, że musiała przedstawiać się sama.
Miał zamiar jednak naprawić swój błąd. Łapą przetarł swoje mokre oczy i pociągnął nosem doprowadzając się do porządku. Później, tą samą łapę podniósł, gestem zapraszając kruka na przedramię. Morrigan widząc to, oczywiście zeskoczyła, w końcu prawowicie dołączając do spotkania.
– Tak. To jest Morrigan. Jest najlepszą kompanką jaką mogłem sobie wymarzyć... – Zaczął i przerwał w połowie tylko po to, by po raz ostatni pociągnąć nosem.
– Pomyśleć, że prawie by mnie to ominęło, gdybym w porę nie zorientował się, że do jaskini wpadł kruk a nie kupka śniegu. Prawie ją wyrzuciłem! – Zaśmiał się głośno, na co Morrigan, oburzona rozłożyła skrzydła, żeby go pacnąć. Nie trafiła, więc zamiast tego uszczypnęła go dziobem w nadgarstek zarabiając na ciche "auć" ze strony swojego towarzysza.
– Moglibyśmy na przykład o tym nie mówić? – Zaskrzeczała, ewidentnie zawstydzona wspomnieniami z burzy śnieżnej.
– Każdego przedstawiałeś mamie od zadu strony czy to mój wyłączny zaszczyt? – Dodała.
Kwiecisty nie odpowiedział na te zarzuty, zamiast tego otarł się pyskiem o jej skrzydło, na tyle delikatnie by jej nie zrzucić, co ona pomimo swojego oburzenia dzielnie zniosła.
Po tej pieszczocie znów spojrzał na Feerię. Miał jej tyle do opowiedzenia, a znając duchy nieproporcjonalnie mało czasu na podzielenie się czymkolwiek.
– Wierzysz, że zostałem mistrzem? Po tylu księżycach obserwowania jak Ziemia obrasta w wojowników myślałem, że nigdy nie będę miał takiej okazji, ale udało się. Haha. O! I dalej mieszkam w naszej grocie. Nie pachnie już tak samo, bo nie ma sensu gromadzić ziół leczniczych nie będąc uzdrowicielem. Basiorowi przydają się bardziej. Może Kerrigan powiedziałby, że wobec tego ten zapach w końcu się rozmył... – Pamiętał wciąż dzień odejścia Feerii. Kerrigan mówił do niej jeszcze zanim ich więź się zerwała. Biorąc jednak pod uwagę jak niewiele przywiązywało wtedy duszę byłej uzdrowicielki do ziemi, mogła już tego nie nawet nie usłyszeć.
– Ale jakoś tak z Morrigan przynieśliśmy trochę bezużytecznych, pachnących zielsk w zasadzie chyba tak dla ozdoby i...! – Naprawdę był podekscytowany. Nadawał jak katarynka – bez sensu, nie wyopowiada przecież wszystkiego. Chichotał co jakiś czas, czując się nie jak Kwiecisty Rapsod, a po prostu Hiacynt – ten grzdyl, którego przeważał jego własny hełm. Morrigan była nieco zbita z tropu takim zachowaniem, ale szybko dostosowała się do tego i słysząc wzmiankę o sobie, pokiwała potwierdzająco łebkiem.
–... i ma teraz nieco inny charakter, ale nadal przypomina mi o tobie... Teraz po prostu jest takie bardziej unikatowo moje. – Nawet jego składnia stawała się prostsza jakby naprawdę dziecinniał. Chociaż czy to co dziwnego? Nawet teraz kiedy nie był już taki młody, daleko mu było do długowieczności Ciszy.
– "Nasze". – Poprawiła go samiczka kruka.
– A tak. – Dodal przepraszająco.
autor: Niepokorny Hiacynt
08 lis 2020, 1:22
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Wypalona plaża
Odpowiedzi: 734
Odsłony: 117198

– Mamo. – Powtórzył prawie bezgłośnie, jakby to słowo uciekło z jego gardła mimowolnie wraz z jego drżącym oddechem. To naprawdę była ona. Jego mama. Nie płakał za nią gdy odchodziła, bo wiedział, że tak musi być... Sama go tego nauczyła. Mimo tego liczył, że kiedyś przyjdzie mu się z nią przedwcześnie spotkać.
Czuł jak jego gardziel zaciska się ze wzruszenia.
Była uzdrowicielka nigdy nie pozostawiła go zupełnie samego. Czasami myśli o niej przychodziły same. Nauczyła go, żeby ufać swojemu stadu. Że oni są jego rodziną i chyba tylko dlatego był im tak oddany od samego początku, gdy jeszcze nie dali mu do tego najmniejszego powodu. Wiedział, że musi dać z siebie wszystko, a gdy w to wątpił przypominał sobie słowa jej i Kerrigana.

Gdy czuł się całkowicie sam, przychodził do ich rodzinnej groty. Zamykał oczy i przypominał sobie jak robiła eliksiry lub po prostu odpoczywała roznosząc wokół siebie tą spokojną aurę, która uspokajała Hiacynta jak ten jeszcze całego świata się bał.

W końcu spacery. To był nawyk, który nabył przecież przy niej.

Zauważył jak łapa Feerii cofnęła się, ale on jedynie zbliżył się ponownie. Zniżył pysk tak, jakby chciał potrzeć swoim policzkiem o polik samicy. Czy ona zawsze była taka drobna? Raczej musiała. To nieistotne. Próbował w myśli przekazać jej wrażenie swojego dotyku. Nie chciał się poddać limitowi braku materialnego ciała Feerii. Potrafił sobie przecież wyobrazić jakie byłoby to wrażenie. Widział kształt pyska przybyłej duszy i znał swój... Nie było to napewno dokładne oddanie fizycznego dotyku, ale błagał by maddara całkowicie go nie zawiodła.
Dopiero wtedy odsunął się. Na początku był zdziwiony, bo obraz matki rozmazał się mu całkowicie. Oczywiście nie był głupi i szybko zrozumiał, że to jego oczy wypełniły się łzami. Normalnie zawstydziłby się pewnie. Przekląłby targające nim uczucia. Tym razem jednak ta oznaka słabości nie mogłaby mu być bardziej obojętna.
Kwiecisty zamrugał jedynie, pozwalając na to by przeźroczyste perły spłynęły po jego pysku, skapując na ziemię.
– Mamo. Ja też tęskniłem. – Przetarł łapą oczy, uśmiechając się czule.
– Tak... Tak się cieszę, że cię widzę. Nie wyobrażasz sobie nawet.





Tymczasem Morrigan siedziała dalej na rogu Kwiecistego, spoglądając raz na Ciszę, raz na swojego kompana. Widziała już jak płakał. Na pewno po stracie skrzydła, gdy zdjęła go rozpacz. Raz nawet wyłapała łzy wzruszenia, ale one nijak miały się do obecnej sytuacji. Jak można się tak topić w słonej wodzie ze szczęścia? Przecie czarodziej musiał ledwo widzieć! Wyczuwając tak silne emocje prawie nie wiedziała jak się ma zachować.
Przez jeszcze chwilę siedziała całkowicie bez ruchu dając smokom (chociaż w większości sobie) jeszcze trochę czasu, w końcu jednak wyprostowała się dumnie i zakrakała krótko zapowiadając, że zabierze głos.
– Dzień dobry pani mamo. Nazywam się Morrigan i pani syn – Kwiecisty Rapsod jest moim kompanem. – Przedstawiła się, całkowicie poważnie. Cóż. Nie mogła inaczej. To nie była znajomość, którą brała lekceważąco.
– Bardzo miło mi panią poznać. – Dopowiedziała, rozkładając lekko skrzydła i kiwając głową w ramach ukłonu.
autor: Niepokorny Hiacynt
07 lis 2020, 3:10
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Polanka
Odpowiedzi: 602
Odsłony: 72267

Kwiecisty w milczeniu obserwował tą ostatnią wymianę czarów. Wyglądała dobrze. Imbirowa wymyśliła atak bardzo w guście Rapsoda. Nadawanie im zapachu nie było potrzebne, ale dla obserwatora, którego nos wyłapał ten zapach wyszło niezwykle przyjemnie. Obrona Błędnego była bardzo delikatna, ale skuteczna, bo płatki, choć były blisko, nigdy nie dotknęły jego łusek. Ograniczenie pola widzenia przeciwnika jest dobrym sposobem na dekoncentrację, tym bardziej że twór nagle pojawił się przed pyskiem przyszłej łowczyni.
Rapsod westchnął krótko.
– Dobrze się spisaliście. Poćwiczcie dokładność i wasza maddara was nie zawiedzie. – Odpowiedział spokojnie. Kącik jego pyska niemalże uniósł się lekko w zamyśleniu. Oboje posiadali stabilne źródła, przynajmniej na razie to tak wyglądało, więc powinni mieć mniej problemów z kontrolą niż ich nauczyciel.
– Bądźcie zdrowi i pamiętajcie, że to nie nasz czar płaci za jego konsekwencje tylko wy. – Kończąc to zdanie spojrzał poważnie, ale już bez złości w oczach na Świetlika.
– To od nas zależy jak będziemy używać tego co potrafimy i kim się dzięki temu staniemy.


//Proszę państwa można robić raporty z MA i MO

Dodano: 2020-11-07, 02:10[/i] ]
Kwiecisty ponownie przybył na to miejsce, tym razem nie czekając na żadnych uczniów. Po prostu spacerował już od dłuższego czasu i to miejsce wydawało mu się wystarczająco miłe, aby odpocząć. Westchnął kładąc się na trawie. Zamknął oczy, aby łatwiej nasłuchiwać dźwięków lasu, może jakichś ptaków. Jego spokój nie trwał jednak długo.
Oderwane skrzydło znowu udawało, że tam jest i zaczęło go swędzieć. Rapsod jakąś chwilę starał się to zignorować, ale w końcu to uczucie przestało być niewygodne, a zaczęło go naprawdę frustrować.
Czarodziej w desperacji rozejrzał się uważnie po lesie, sprawdzając czy nikogo nie będzie w pobliżu... Niby to co chciał zrobić nie było niczym złym, ale cholera trudno nie nazwać tej czynności żenującą.
Po prostu udawanie tego, że miał całą kończynę zamiast długiego, chudego kikuta zwykle pomagało w takich przypadkach, dlatego leniwie przewrócił się brzuchem do góry. Będąc na plecach powiercił się nieco z rozłożonymi skrzydłami, trąc łuskami o grunt.
Robił to do momentu, gdy spłynęła na niego błoga satysfakcja.
Na tym etapie konieczność leżenia na grzbiecie dobiegła końca, a jednak Rapsod położył łeb policzkiem na trawie pozostawiając swoje kończyny w górze, całkowicie odsłaniając złote łuski swojego brzucha. Ze słońcem o tej porze było już słabo, ale dzisiejszy dzień jeszcze dawał radę... Chociaż mowa tutaj o smoku lubiącym wylegiwanie się w śniegu, więc może kąpiele słoneczne o takiej porze nie były aż tak dziwne.
autor: Niepokorny Hiacynt
04 lis 2020, 22:09
Forum: Świątynia
Temat: Plac przed świątynią
Odpowiedzi: 1579
Odsłony: 98327

Za Basiorem wszedł Kwiecisty. Na tekst samca uśmiechnął się lekko, ale niczego nie komentował. Przywitał się ze Strażnikiem prostym maddarowym "dzień dobry" i odłożył na ziemię dwa kamienie.

// Odkrywca. Ametyst i nefryt za misję 6.11
autor: Niepokorny Hiacynt
04 lis 2020, 20:21
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 5722
Odsłony: 309610

Chciałabym przypomnieć, że oddałam te 6x akwamaryn na kalectwo i ich już nie mam od dłuższego czasu, a w karcie dalej siedzą.

Uniżenie poprosiłabym też o ametyst i nefryt ze skarbca na błogosławieństwo jeżeli można.
autor: Niepokorny Hiacynt
03 lis 2020, 21:17
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Wypalona plaża
Odpowiedzi: 734
Odsłony: 117198

Kwiecisty przechadzał się właśnie w pobliżu. Nie był to wcale nieczęsty widok. Bardzo lubił spacery i chociaż przyjemniej mu się latało, to przecież przez oderwane skrzydło nie mógł całkowicie porzucić wychodzenia z groty.

Podczas takich podróży wyglądałby może jak samotna zagubiona dusza, gdyby wszystko w okolicy nie słyszało, że mimo braku innego smoka w pobliżu, nie był sam.
– No i wtedy zaczęłam uderzać go skrzydłami po głowie, żeby mnie puścił. To przecież nie była moja wina, że się mnie przestraszył i dziewczyna go wyśmiała. Wariat to był no! A ta głupia raszpla jeszcze była tym rozbawiona, że on się ze mną szarpie. No po prostu dramat. – Wykrakiwała na głos Morrigan. Opowiadając o rzeczach które szczególnie ją oburzały, wcale nie szczędziła gardła... Chociaż szczerze powiedziawszy ona ogólnie mało kiedy szeptała.
Biała samiczka kruka siedziała na rogu Rapsoda. Wiele smoków krzywiłoby się już na tyle decybeli tuż przy swoim łbie, ale czarodziej się do tego po prostu przyzwyczaił.
– Zapomniałaś dodać też, że przestraszyłaś go wyskakując z okna jego własnej chaty z kawałem mięsa w dziobie. Może dlatego przeszedł do rękoczynów. – Stwierdził, chichocząc cicho, na co Morrigan musiała się nieźle oburzyć, bo pióra jej kołnierza napuszyły się znacznie.
– Zostawił je na ziemi w misce dla swojego kompana, który i tak już był spasły!. Nie zbiedniałby od tego stary sierściuch. – Odparła, a Rapsod znów prychnął śmiechem.
– Przysięgam na moją bliznę, że od biedaków nie kradł... – Dodała jeszcze, a potem całkowicie zamilkła urywając w połowie słowa. To sprawiło, że Rapsod zatrzymał się.
– Hej. Wiesz, że nie śmieję się z ciebie, prawda?
– Spójrz nad wodę. – Poleciła stanowczo, prawie że mu przerywając. Kwiecisty nie mógł zobaczyć, że ona zamilkła, bo jej ptasi wzrok spoczął na postaci w oddali, która wydała się jej bardzo znajoma.
Morrigan nigdy nie widziała Feerii, ale w umyśle jej czarodzieja pysk Ciszy był tak żywy jakby widział ją wczoraj popołudniu. Gdy rozmawiali przytaczał ją kilka razy i pokazywał jak ona wygląda. Samiczka kruka rozpoznałaby ją z zamkniętymi oczami, ale nie mogła tego zrobić. Trudno rozpoznać kogoś kogo nigdy nie miało się zobaczyć.
Ona umarła, a to raczej koniec ziemskich podróży, więc co tu robiła?

Tymczasem Rapsod odwróciwszy łeb wedle polecenia, zamarł na początku. Długo przyglądał się postaci, zanim ruszył dość powoli, delikatnie stawiając łapy na ziemi, jakby bał się, że w innym wypadku postać rozmyje się wśród popiołu.
Czy to była jakaś sztuczka? Halucynacja? Raczej nie skoro jego kompanka zauważyła samicę jako pierwsza.

Kwiecisty widział już duchy, ale...

Czy to naprawdę mogła być ona? Uciekła z gwiazd czy została wypuszczona? Jak się czuła? Na jak długo zostaje? Czy naprawdę ich obserwowała ten cały czas? Gdzie szła? Pamiętała go jeszcze?

Miał tak wiele pytań, ale gdy wybudził się z transu, stojąc już niedaleko niej, było tylko jedno pytanie, które potrafił wycedzić.
– Mamo?
autor: Niepokorny Hiacynt
15 paź 2020, 20:57
Forum: Świątynia
Temat: Plac przed świątynią
Odpowiedzi: 1579
Odsłony: 98327

Niedaleko przed piersią Kwiecistego lewitowały trzy kamienie szlachetne, które ten spokojnie odłożył obok zapłaty ojca. Czarodziej nie wołał do zebranych tu ziemistych, ale ich umysły zostały muśnięte nienachalnym, mentalnym przywitaniem.

// 3x rubin za błogosławieństwo na 16.10.20
autor: Niepokorny Hiacynt
14 paź 2020, 2:13
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Polanka
Odpowiedzi: 602
Odsłony: 72267

Gdy Imbirowa wytworzyła obronę, twór Świetlika był już naprawdę blisko. Jeden z opiłków metalu przebiegł nawet lekko po powierzchni łusek, nie powodując jeszcze na szczęście znaczącego nacięcia. W tym przypadku, stado żabek skutecznie odwróciło uwagę ich miłośnika. Nawet doświadczony adept może paść ofiarą dekoncentracji, gdy coś po tobie skacze i mąci ci w głowie swoimi krzykami, a co dopiero jeżeli jest to coś, co personalnie zwraca twoją uwagę.
Atak był kompetentny nawet jeśli nie do końca taki jaki nauczyciel sobie wymarzył, a obrona też okazała się być skuteczną. Ponownie Kwiecisty nie musiał interweniować...
Co wcale nie znaczy, że był zadowolony.
Na jego pysku pokazał się cień. Pod koniec wymiany czarów nawet obnażył kły, ledwie powstrzymując się od warknięcia. Czyżby Błędny miał problem ze słuchem? Rapsod wyraźnie tłumaczył, że nie mają celować tak, aby się skrzywdzić. Tłumaczył, że wystarczą powierzchowne rany.
– Dosyć! – Zarządził, gwałtownie machając łapą, sugerując aby wstrzymali się od kontynuacji. Jego źrenice zwęziły się niby do dwóch igieł, a po chwili ruszył z miejsca w stronę młodego samca. Jego postawa nadal była wyprostowana, dumna, ale tym razem też w dziwny sposób napięta – mniej przypominająca dostojność czapli, a bardziej skupienie węża. Stanął tuż przed swoim uczniem, patrząc na niego z góry. Prawie że zatrząsł się ze wściekłości.
– Oczy... Oczy?– Wycedził przez zęby.
– Czyżbym nie wyraził się jasno, mówiąc o tym, że powinniście poważnie się zastanowić nad możliwymi konsekwencjami swoich działań? – Zapytał, robiąc kolejny krok w przód, praktycznie wchodząc swoją piersią w adepta, przekraczając wszelkie normy zdrowego dystansu. Jego ciało ewidentnie wywierało presje, aby Błędny czuł, że powinien poddać się i cofnąć.
– Celowałeś jej w pysk Błędny! W ślepia, które zapewniają jeden z podstawowych zmysłów. W najlepszą drogę do skutecznego osłabienia i pozbycia się przeciwnika. W jeden z punktów witalnych, których nie chciałem, żebyście używali jako cele! – Warknął, a jego bursztynowe oczy na moment zabłysły furią. Po chwili jednak zamrugał kilka razy wydobywając się ze stanu, w który nie chciał teraz wpaść. Prychnął, a Błędny mógł na swoim pysku poczuć chłodny oddech czarodzieja. Rapsod dopiero wtedy, nie chcąc już psuć sobie krwi, ruszył. Nie wycofał się, tylko skręcał idąc w przód, niemalże następując adeptowi na jedną z przednich łap. Jeżeli Świetlik nie odsunął się, bok jego mistrza przejechał po ciele młodego pchając go na bok. Przyszły czarodziej nie zasługiwał na komfort swojego kawałka przestrzeni.
– W porządku. Ostatecznie rób co uważasz. Możesz ignorować moje prośby. – Odparł nagle, dziwnie spokojnym, choć nadal poważnym tonem. Wracał na swoje poprzednie miejsce z którego doskonale widział dwójkę uczniów.
– Pamiętaj tylko, że jeżeli życzysz komuś śmierci, to sam musisz być na nią gotowy. – Skwitował. W tym temacie nie miał nic więcej do powiedzenia. Celując w słabe punkty przeciwnika trzeba się liczyć z tym, że ten odwzajemni gest. Dokładnie jak kiedyś powiedziała mu Szeptucha.

– Kontynuujcie. Błędny Kolec ma się obronić, a Goździk atakować. – Jego pysk pozostał zachmurzony, gdy maddara adeptki gotowała się do splecenia nowego ataku.
autor: Niepokorny Hiacynt
07 paź 2020, 3:04
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Polanka
Odpowiedzi: 602
Odsłony: 72267

Cóż. Udało im się. Mimo tego Rapsod stał obok, mrużąc mocno oczy z irytacji. W pewnym momencie nie wytrzymał i nawet prychnął. Wszystkie ataki i obrony wyszły dobrze i anulowały się nawzajem jak powinny przy ćwiczebnym pojedynku. Kwas rozpłynął się w wodzie, a pnącza w zderzeniu z tarczą po prostu zmroziły się i natychmiast popękały (może nawet odrobinę zbyt łatwo niż powinny). Z tego powodu nie mógł być zły, ale...
Westchnął, po czym wziął głęboki wdech, jeszcze jeden wydech i uspokoił się nieco. Jego rok był jednak surowy.
– Porozmawiajmy o waszych czarach. Mówiąc dokładniej, najpierw właśnie o atakach. Nie do końca chodziło mi o to co zrobiliście, ale nic nie szkodzi. Wkradło się w naszą komunikację drobne nierozumienie. Biorę to całkowicie na swoje barki, bo nie przetłumaczyłem tego zadnia dokładnie. Gdy mówiłem o pocisku, chodziło mi o twór, który będzie musiał przebyć dłuższą drogę, aby dostać się do przeciwnika. Tego typu czar, tworzy się bliżej siebie, aby na przykład nie gonić szarżującego wroga. Wy natomiast wykorzystaliście technikę, którą miałem zamiar przedstawić teraz. Zaraz też to zrobię, ale mam jeszcze kilka uwag do dodania.
– Błędny – Zwrócił się do adepta.
– Twój atak zaczął się bardziej jak obrona przeciwko wojownikowi. Krępując jego łapy, jesteś w stanie zatrzymać go i dać sobie szansę na natarcie. Natomiast jeżeli chodzi o atak, wyszedłby on pewnie mocniejszy, gdybyś skupił się na jednej kończynie. Zgniatając wszystkie naraz rozdzielasz maddarę jakby na cztery, bardzo podobne, ale jednak osobne zadania. To tak jak przypodnoszeniu czegoś ciężkiego łapami. Łatwiej będzie podnieść kamień, gdy złapiesz go w dwie łapy, prawda? – Przetłumaczył spokojnie po czym jego źrenice zwęziły się niebezpiecznie, gdy łypnął na samiczkę.
– Do ciebie też mam uwagę Imbirowa i wcale nie jestem zadowolony z tego faktu. Nie dotyczy ona techniki, ale tego jak niedelikatna byłaś. Nigdy nie wolno ci... Powtarzam – NIE WOLNO, lekceważyć mocy twojego ataku. Widziałem w jaki sposób był on zbudowany i gdyby nie to, że Błędny jest bardzo ambitnym uczniem, mogłabyś go poważnie poparzyć. Na szczęście żadne z was nie jest jeszcze na tyle silne, aby doprowadzić się nawzajem do kalectwa. – Po chwili uraczył swoim karcącym wzrokiem również drugiego ucznia.
– To samo tyczy się ciebie. Teraz was uchronię od złego. Gdyby jednak mnie tu nie było i komuś "podwinęła się łapa" w najlepszym przypadku skończyłoby się to płaczem i panicznym wzywaniem uzdrowiciela. Jeżeli nie chcecie kogoś skrzywdzić, nie przygotowujcie ataku tak, aby zadawał maksymalne obrażenia. Pęknięcie kości, przebicie łapy lub spalenie łusek na nasze ćwiczenia wystarczy. Uczycie się techniki i precyzji. Jeżeli będziecie w stanie ograniczyć siłę ataku, to jestem pewien, że będziecie mogli go też później rozwinąć. – Gdy skończył mówić, westchnął. Jego ciało zrelaksowało się i po chwili ciszy, był już gotowy do kontynuacji nauki.
– Dobrze. Co do waszych tarcz, nie mam żadnych zastrzeżeń. Popisaliście się oboje. Jesteście pomysłowi, dlatego ciekawy jest co wymyślicie przy następnej technice obronnej. Zacznijmy od początku. – Łatwo można było zauważyć, że do jego głosu powrócił entuzjazm.
– Gdy wojownicy walczą z czarodziejami też musza się w jakiś sposób obronić. Nie stworzą przecież tarczy, skoro ich wybrana metoda walki polega na ich mięśniach. Widzicie, używają oni innego sposobu, który jest równie skuteczny co tarcza, a w niektórych przypadkach może nawet okazać się dużo lepszy – dekoncentracja. Czarodziej potrzebuje skupienia do tkania maddary, więc pozbawienie go tego jest świetną obroną. Wojownicy robią to przykładowo poprzez przewrócenie maga. Wy, będziecie musieli wykonać podobną sztukę, jednak dzięki maddarze dostaniecie nieco więcej możliwości. Może zdecydujecie zakryć przeciwnikowi oczy, może narobicie hałasu, albo ukłujecie go zimnem w zadek. Technika będzie dowolna. Pamiętajcie jednak, żeby skupić się na dekoncentracji. Przy tym nie zadajecie obrażeń, bo musicie w pełni skupić się na przeszkadzaniu, inaczej wrogi atak i tak was dosięgnie. Jeżeli chodzi o atak. Powtórzycie to co zadałem wam poprzednim razem. Twór pojawi się niedaleko was i wystrzeli w stronę przeciwnika. – Wyjaśnił.
– Teraz zaś wytłumaczę wam szczegóły tego co stworzyliście przy pierwszej rundzie. Wykorzystaliście bardziej podchwytliwy sposób ataku – taki pojawiający nie tuż przy przeciwniku. Charakteryzuje się on tym, że trudniej go w porę wyłapać i zrozumieć z której strony trzeba się bronić. Oczywiście jest na to sposób. Tam gdzie tworzony jest czar, można wyczuć drgania maddary. Jednak nawet wtedy nie możecie wyczytać jego kształtu ani działania, dlatego chciałem przedstawić ten sposób tkania ataku razem z obroną, która sprawia że nie trzeba czekać na materializację czaru wroga. – Chyba naprawdę to, że został mistrzem przewróciło mu w głowie, bo gdyby najpierw przetłumaczył cel, a nie tylko pobieżnie technikę, wszystko poszłoby wedle plany. No cóż. Jak już powtórzył – jego błąd.
– Tym razem nie musicie już się sobie przedstawiać. Atakujecie z daleka, bronicie się poprzez dekoncentrację. Świetlik zaczyna.

Wyszukiwanie zaawansowane