Znaleziono 85 wyników

autor: Śnieżna Zadyma
11 maja 2020, 23:29
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 803
Odsłony: 98347

Minął szmat czasu od kiedy zawitałem do brzegu stada Wody. Przeżyłem już tak wiele przygód, że sam już zapominałem powoli o swoich korzeniach. Być może kiedyś nadejdzie dzień, kiedy moje rodzina upomni się o mnie, ale nawet teraz nie wiedziałem jak na to zareaguję. Póki co czerpałem z tego co mi podawał los i nie zaprzątałem sobie głowy przyszłością, która nadejdzie.
To najzdrowsze podejście.
Popatrzyłem w górę na magiczny ognik, którym bawiła się samiczka. Jak się zapala na wierzchu smukłej łapki i tańczy w powietrzu podrzucany jak szyszka. Popatrzyłem w milczeniu na jej promienny uśmiech, który był zaraźliwy, beztroski i szczery w swej otulinie z młodzieńczego zapału. Jednakże szybko zmalał, kiedy wspomniałem o łapie. Wyraz jej pyska spochmurniał i nie dawał mi złudzeń, że poruszyłem delikatny temat.
– Gdy byłem tak młody jak ty, gdy straciłaś łapkę. Wyda ci się to dziwne, ale nie przyszło by mi do głowy, żeby ryzykować. W zasadzie zawsze słuchałem matki. Byłem zbyt zajęty wpajaniem formuł runicznych, żeby mieć... a właściwie myśleć jak pisklę. Ale powiem ci jedno: świat potrzebuje ciekawskich. A tobie, niczego nie brakuje – powiedziałem uśmiechając się ciepło. Sam nie wiedziałem, czy powinienem drążyć ten temat. Było miło patrzeć na to jak się uśmiecha, ale wspomnienia o utracie łapy bardzo ją bolały, więc wolałem odpuścić i nie drążyć tematu. Miast tego chciałem dowiedzieć się o niej czegoś innego.
– Jak ci się żyje z Burdigiem? Nie dziwi cię to, że on i Kheldar są. No wiesz. Jakby partnerami? – zapytałem patrząc na Ha'arę z głową opartą policzkiem o poduszkę z mchu.
autor: Śnieżna Zadyma
08 maja 2020, 23:15
Forum: Skały Pokoju
Temat: Nadanie tytułów
Odpowiedzi: 14
Odsłony: 823

Wezwanie jak wezwanie, ale największą sensacją było źródło, a może raczej autor nietypowej wiadomości. Zaintrygowany, licząc, że nie będę sam, poleciałem do celu. Tutaj jeszcze nie byłem, dlatego nic dziwnego, że zaraz po wylądowaniu i przywitaniu się z obecnymi zacząłem się z ciekawością przyglądać Strażnikowi. Złotołuski był dla mnie kimś zupełnie obcym, ale podejrzewałem, że skoro wezwał na to dziwne zebranie wszystkich Plagijczyków, to wkrótce się o jego roli dowiem czegoś więcej.
Usiadłem wyjątkowo gdzieś obok, nie chcąc wychodzić przed szereg i mieć na wszystko oko z lepszej perspektywy.
autor: Śnieżna Zadyma
06 maja 2020, 23:44
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 803
Odsłony: 98347

Chciałbym spróbować zwolnić czas, właśnie takim prostym czarem.
– Jesteś czarodziejką. Po części tak jak ja. Ale ja byłem nim zanim jeszcze przybyłem do Wolnych Stad. Wtedy byłem dużo silniejszy. Każdy z mego stada potrafił leczyć i niczyć. A nawet przywracać do życia. Tak jak tutaj obecni "bogowie". Ale dziś wiem, że jest coś po stokroć potężniejsze, niż ich moce. – popatrzyłem na leżącą obok mnie samiczkę. Z ciekawością obserwując jak jej promienie przenikają glebę na całej długości ciała. Taka "wymiana" źródła energii była potrzebna zapracowanemu umysłowi młodej uzdrowicielki.
Niech poleży.
– Nawet uzdrowiciel potrzebuje czasem leczenia. Z pozoru to nic nadzwyczajnego. O tak sobie leżymy i gapimy się w chmury – zachichotałem przekręcając łeb aby spojrzeć w leniwie płynące białe obłoczki. – Ale właśnie takimi przystankami leczymy najcięższe obrażenia, których nie widać, ale za to czuć. Poczujesz się lepiej, kiedy opowiesz mi co się stało z twoją łapką, zobaczysz. Tak na spokojnie. Jak przyjaciel, przyjacielowi.
autor: Śnieżna Zadyma
04 maja 2020, 23:12
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 803
Odsłony: 98347

– Chciałbym spróbować. Jak dotąd jedyne napary jakie kojarzę, to te ziołowe, wlewane mi do gardła podczas leczeń – zaśmiałem się cicho. Faktycznie, czymś nowym byłoby picie ziół właściwie bez potrzeby i być może czerpanie z tego przyjemności. Brzmiało to nawet interesująco. Nerwowo potarłem łapą oko, za co zostałem dość niespodziewanie ukarany plaskaczem po łapie. Popatrzyłem na Ha'arę zupełnie jak pisklak, któremu udziela się reprymendy. Reakcja samiczki była tak nagła i zaskakująca, że trudno było ułożyć jakieś wyjaśnienia, bo nawet niewiele wiedząc o lecznictwie, mogłem tylko się z nią zgodzić. Pocieranie łapami o oczy mogło tylko pogorszyć ich stan – cokolwiek tam się nie działo pocieranie przynosiło chwilową ulgę. A potem było coraz gorzej. Lecz psychika była silniejsza, a odruchy trudne do opanowania.
Popatrzyłem na Ha'arę trochę zaskoczony poleceniem. Zamrugałem szybko patrząc na miejsce w trawie, które mi zrobiła. Uśmiechnąłem się pod nosem i zrobiłem to o co prosiła. Czyli opadłem na prawy bark, a potem przetoczyłem się do góry łapami. Przednią, lewą łapę położyłem na brzuchu, a tyle wyprostowałem wzdłuż ogona. Kiedy chciałem spojrzeć w górę, widok przesłoniły mi widok i zmusiły do przymknięcia oczu. Zaśmiałem się cicho i mruknąłem do niej:
– Masz niekonwencjonalne metody leczenia.
Potem otworzyłem na moment oczy, zaglądając w jej, kiedy badała moje. Jej spokojny oddech otulił moje policzki, gdy się nade mną nachyla. Przy okazji, ze zdumieniem zauważyłem, że jej oczy mają w sobie domieszkę pigmentu błękitu, przez co zieleń jej wielkich tęczówek nabrała nieco wyblakłego, ale szlachetniejszego koloru. Zupełnie jakbym przyglądał się dwóm oszlifowanym szmaragdom.
Niestety musiałem zamknąć oczy, kiedy samiczka przeszła do czynności uzdrowicielskich. Nałożyła mi na powieki ciepłe okłady z intensywnie pachnących miazg kwiatów. Poruszyłem nozdrzami wdychając z ciekawością ziołowe opary.
Musiałem przyznać, że leżało mi się. A robiło się jeszcze lepiej, kiedy zioła i dotyk maddary ujarzmiły infekcję. Nawet, kiedy skończyła, czułem w swoim ciele mały ślad po obecności jej mocy, którego kojące działanie rozleniwiło mnie totalnie.
Z zamkniętymi oczami, leżałem sobie z głową pomiędzy przednimi łapami Ha'ary, a na mój pysk wpłynął rozanielony uśmiech. Z ulgą i melancholią westchnąłem przez nos czekając z odpowiedzią na jej propozycję.
– Nie. Jeszcze chwilę. Powinnaś tego spróbować. Połóż się przy mnie. Na plecach. Zobaczysz jakie to przyjemne – powiedziałem zachęcającym tonem i uchyliłem lekko swe powieki, by na nią zerknąć z dołu.
autor: Śnieżna Zadyma
04 maja 2020, 0:24
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 803
Odsłony: 98347

Nie miałem zbyt wielu okazji, żeby przyjrzeć się lepiej maddarze Ha'ary. Miałem za sobą wiele leczeń, także z jej udziałem, ale nigdy dotąd nie posunąłem się aż tak daleko, żeby poznać ją z bliska. Jako czarodziej, patrzyłem na smoki trochę z innej perspektywy. Jako "ten z zewnątrz", z bardzo daleka – byłem wręcz zafascynowany tą różnorodnością kolorów, charakterów i mocy, które mnie otaczają. Ha'ara była czystym kryształem, który promieniował klarowną mocą. Tak jak jej maddara, która była podobna do oszlifowanego rubinu. Stąd to porównanie do krwi. Była silna, umykała mi jak woda przez palce. Była świetna w tym co robiła. Bardzo świadoma.
Prawdziwy rubin.
Uśmiechnąłem się pod nosem wycofując pysk i unosząc łeb na wysokość jej głowy. Moja maddara również się wycofała, pozwalając tej obcej wrócić do właścicielki.
– Co zabrałabyś? – zapytałem z ciekawością. – W pełni cię rozumiem. Na szczęście uzdrowiciele mają te torby. A jak już przybyłaś, bo mogłabyś zerknąć mi w oczy... To znaczy... – trochę się zmieszałem. Nie chciałem, żeby to zabrzmiało jak tani podryw. – W sensie, czy z nimi wszystko w porządku. Już ostatnim razem leczył mi je Luthien, ale nadal mnie pieką. Może ty coś poradzisz? – zapytałem podnosząc łapę i przecierając wierzchem nadgarstka obolałe i wiecznie drażniące oczy.

//Choroby: zapalenie rogówki (+ 1 ST dla testów na wzrok)
autor: Śnieżna Zadyma
02 maja 2020, 22:50
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 803
Odsłony: 98347

Czekając na przybycie Ha'ary musiałem znaleźć sobie jakieś inspirujące zajęcie. W zasadzie miałem dużo możliwości, ale dzięki przypadkowi dostrzegłem w falującej wodzie srebrzysty błysk, który nie pochodził od fal. Zbliżyłem głowę do wody i przyjrzałem się ciemnemu konturowi. W bezruchu czekałem na powtórzenie efektu, powoli domyślając się czym tak naprawdę zostałem zwabiony do brzegu. Był to prawie nieruchomy, ciemny kontur całej gromady rybek, które w swej liczbie imitowały znacznie większy obiekt. Nawet smocze oko dało się nabrać na tą całkiem znaną sztuczkę.
Dzięki maddarze, do której sięgnąłem, zacząłem tworzyć we wodzie kilka światełek, których kształt przypominał ryby. Zachowywały się całkiem naturalnie. Poruszały ogonami, wiły się jak węże, zmieniały kierunek, kiedy natrafiły na przeciwny prąd. Cały basen u podnóża wodospadu zalśnił od migoczących kolorowych rybek, które opanowały jego wody przemieszczając się płynnie od brzegu do brzegu. Widok był fantastyczny. Obserwowanie jak moje neonki same sobie radzą w wolnym środowisku było bardzo interesujące i ciekawiło mnie skąd u nich taka intuicja, skoro nie sterowałem nimi.
Nagle, moje rozmyślania zostały przerwane przez łopot skrzydeł, które smagnęły mnie podmuchem przesyconym woniami traw i mokrej gleby. Uśmiechnąłem się pod nosem wpatrując się w lądującą smoczycę. Moją uwagę zwrócił nietypowy przedmiot, który trzymała w zębach. Jeszcze ciekawsze miał zastosowanie, bo nie mogłem oderwać od niego wzroku, z niemałym zainteresowaniem obserwując jak osadza sobie protezę w miejscu brakującej kończyny.
Milczałem w trakcie krótkiego leczenia, które w zasadzie było zbędne. I ona i ja wiedzieliśmy o tym bardzo dobrze. A jednak Ha'ara nie protestowała. Wzięła się od razu do roboty, bez marudzenia zagoiła natychmiast moją rankę wpuszczając w me ciało wiązki maddary. I akurat na to czekałem. Inaczej niż zwykle, tym razem skupiłem swoją maddarę wokół jej i spróbowałem ją przyhamować. Może nawet zatrzymać u siebie, jak swoistego więźnia. Nie miałem złych zamiarów, co to to nie. Chciałem tylko trochę poeksperymentować i poznać lepiej jej moc, by może lepiej zrozumieć jej mechanizmy, bo od zawsze fascynowały mnie jej możliwości.
Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy zadała pytanie, którego się spodziewałem.
– Prawdę mówiąc to zadrapanie, to tylko przy okazji. Ale obawiałem się, że inaczej nie przyjmiesz mojego zaproszenia. Bez łapy trochę czasu zajmuje zebranie wszystkiego do kupy i wyruszenie w drogę, co nie? – zapytałem zniżając głowę na długiej szyi, aż srebrne kaskady włosów spłynęły na trawy, kiedy zbliżyłem głowę do miejsca złączenia protezy z pozostałością po lewej łapie. Mój nos prawie dotknął dziwnej konstrukcji, kiedy oglądałem ją z bardzo bliska. Proteza Ha'ary już zdążyła zebrać kolekcję śladów po zębach, które używała w transporcie, do trzymania protezy w pyszczku.
autor: Śnieżna Zadyma
02 maja 2020, 0:01
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 803
Odsłony: 98347

Pamiętam dokładnie mój pierwszy dzień w Wolnych Stadach. Kiedy znalazłem wodospad w którym chciałem oczyścić swoje łuski z drażniącego piasku, co włazi wszędzie, w każdą szczelinę łuski i drapie jak rój mrówek przy każdym ruchu. Jak wtedy nienawidziłem wilgoci, której nie sposób się pozbyć z gęstej grzywy. Trochę się pozmieniało od tamtej pory. Szczególnie moja awersja do wody. Dlatego właśnie tutaj, w malowniczym, intymnym zakolu górskiej polanki w którego centrum szumiał sobie niewielki wodospad, wybrałem miejsce na spotkanie z kimś kogo dobrze znałem z widzenia.
Oczywiście poniekąd miałem pretekst żeby ją tu wezwać. Była uzdrowicielem, a mnie CAŁKIEM PRZYPADKIEM wbił się kolec w skrzydło i niegroźnie rozdarł delikatną błonę. Niby nic wielkiego. W zasadzie samo by się zagoiło, ale pretekst był, więc nie mogłem przegapić takiej okazji żeby pobyć sam na sam z Ha'arą.
Wysłałem jej mentalną wiadomość z dokładnym opisem miejsca w którym się znajduję.
Usiadłem nad brzegiem koryta do którego wpadała woda i czekałem na przybycie "ratunku".
autor: Śnieżna Zadyma
24 kwie 2020, 23:25
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Jezioro
Odpowiedzi: 894
Odsłony: 138452

Obrywałem już tyle razy, że nie straszna mi była gwałtowna reakcja nieznajomej. Bardziej obawiałem się słownej reprymendy jeśli nieznajoma nie znała się na tego typu żartach. Mimo to zmrużyłem niebezpiecznie powieki, gdy samiczka zawirowała na łapie, trzepocząc w powietrzu skrzydłami i celując w mój pysk groźną bronią, którą były rzędy pazurów mogących rozorać skórę i to co pod nią głęboko ukryte. Nie uśmiechała mi się perspektywa piekących szram na policzku, więc przywołałem do siebie maddarę, gotów wydać rozkaz do obrony, jednakże wstrzymywałem się z tym aż do samego końca i jak się okazało, to była dobra decyzja. Zatrzymana w miejscu łapa zawisła w powietrzu niemal dotykając zakrzywionym pazurem wrażliwej skóry na moim policzku.
Spokojny wyraz pyska powrócił jak słoneczny promień po odejściu burzowych chmur. Uśmiech też zagościł na mym pysku po głośnych pretensjach nieznajomej, której bujający się ogon zdradzał zaintrygowanie. Nie odrywałem od niej wzroku, kiedy zjeżdżała swoimi rubinowymi kryształkami oczu po moim ciele i znacząco zatrzymała je na miejscu w którym brakło dalszej części przedniej kończyny. Rozumiałem, że nie dla wszystkich ten widok był znośny, dlatego roztropnie nie paradowałem w tym stanie w środku dnia po wspólnych terenach. Moja dzisiejsza obecność w tym miejscu była wyjątkowa. Otworzyłem białe skrzydło i nakryłem nim miejsce z prawej strony, zakrywając miejsce po amputacji.
– To miejsce jest przeklęte. Podobno ten kto się za długo przegląda w lustrze wody w tym jeziorze, traci bezpowrotnie duszę i zmienia się w kwiat lotosu – powiedziałem udając poważny, złowróżebny ton, a potem trochę pocieszająco. – Najlepszy sposób na ratunek to lekkie ugryzienie, albo pocałunek. Co być wolała? – przekrzywiłem łeb na prawo kryjąc rozbawienie.
autor: Śnieżna Zadyma
24 kwie 2020, 22:45
Forum: Warsztat
Temat: Kwarce Siły i Wytrzymałości
Odpowiedzi: 346
Odsłony: 15016

Ledwo po ceremonii wybrałem się na wycieczkę do pewnego tajemniczego miejsca, które nazwane zostało prostacko "warsztatem". Nie było tu kuźni, młotów kowalskich, skomplikowanych maszyn, czy gromady krzątających się kransoludów. Było tu cicho, pusto i spokojnie. Jakby czas się tu zatrzymał w pewnym momencie i przestał się interesować tym miejscem.
Kuśtykając po swojemu udało mi się dotrzeć tu na pieszo, co było dla mnie nie lada wyczynem. Musiałem odrzucić na bok swoje słabości by móc odważniej patrzeć w przyszłość. A ta malowała się całkiem nieźle pomimo losowych porażek. Dla mnie liczyły się te ważniejsze chwile, czyli sukcesy, które napawały mnie nadzieją i motywowały do pracy nad sobą.
To dlatego wybrałem się na pieszą wędrówkę do odległej świątyni, licząc, że w jakiś sposób odpracuję swym wysiłkiem wielką przysługę, jaką obdarzy mnie kwarc przed którym stanąłem. Wyjąłem z zawieszonej na szyi uzdrowicielskiej torby kilka kamieni szlachetnych i dwie pełne porcje mięsa zawinięte w wilcze skóry. Daninę położyłem na ziemi i cofnąłem się do tyłu podpierając się skrzydłem, by nie stracić równowagi.

//diament, opal, tygrysie oko, 2x malachit, 8/4 mięsa za Wytrzymałość III
autor: Śnieżna Zadyma
23 kwie 2020, 23:42
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Jezioro
Odpowiedzi: 894
Odsłony: 138452

Noc spędziłem poza obozem, tym razem wcale nie garnąc się do powrotu. Zatrzymało mnie to co zwykle: niezliczone gromady gwiazd mrugających nade mną, na idealnie czarnym niebie. Spędziłem większość czasu z zadartym łbem, gapiąc się bez celu w rozsypany w szaleństwie chaosu srebrzysty pył, który napawał mnie zadumą nad swoją własną egzystencją. Ot, zwykłe, górnolotne przemyślenia, które znowu nie dawały mi spać. Ze stęsknionym wzrokiem, skaczącym od gwiazdy do gwiazdy, doczekałem się blednącego nieba, które zgasiło ich większość nim zdążyłem się choć trochę zmęczyć tym trwonieniem czasu na bezsensowne wpatrywanie się w nieboskłon. Straciłem na to całą noc, a kiedy nad horyzontem rozbłysła jutrzenka, zobaczyłem na niebie mały kształt, który mógł należeć do ptaka.
Więc zignorowałem znaki na niebie kładąc głowę na lewej łapie, jak zwykle kładło się na wzniesieniu skrzyżowanych przednich łap. Kto by pomyślał, że nawet w tak prostym aspekcie jakim było podwyższenie z dwóch łap, brak jednej był anomalią na tyle niekomfortową, że trudno było z tym zasnąć.
Lecz dobrze się stało, bo mógłbym przegapić coś, co wylądowało dosłownie o dwie długości ogona ode mnie. To był dobry znak z dwóch powodów: po pierwsze odzyskiwałem słuch. Po drugie, brakowało mi towarzystwo KOGOKOLWIEK, kto mógłby ruszyć mój zmarznięty zad i zachęcić do ruszenia się z miejsca zanim zrobią to padlinożercy.
Zwróciłem wzrok w stronę pomarańczowej, trochę ode mnie mniejszej samicy. Błękitna tafla błon na jej karku ślicznie kontrastowała ze zdjętą z wieczornego nieba łuską, której w jakiś niebanalny sposób mało było egzotyczności, więc zwieńczyła się w dodatku na spodzie, jaskrawą żółcią. Szczególną uwagę zwracały na siebie błękitne wzorki, niby pasma, ciągnące się figlarną kreską po całym ciele, nadające całości egzotycznego charakteru.
Kim była nieznajoma? Stanęła naprzeciw mnie, nie zwróciwszy na mnie uwagi. To było nawet zrozumiałe, gdyż zarzuciłem na swoje łuski cień drzewa pod którym leżałem. Natomiast zapachu już nie kamuflowałem, ale wietrzyk wiejący od jeziora podsuwał tylko mnie subtelną mieszankę woni stada i samej samiczki. Moje uprzedzenia do jej stada nie odgrywały jeszcze aż tak znaczącej roli, ale nie mogłem ukryć lekkiego zawodu.
Wstałem i po cichu podkradłem się od tyłu do stojącej na brzegu samiczki. Najpierw nisko zwiesiłem głowę nad jej koniuszkiem ogona. Uśmiechnąłem się pod nosem i ... cap! Dziabnąłem ją w koniuszek. Krótko i odpowiednim wyważeniem nacisku zębów. Wszak nie chciałem jej pozbawiać kolorowego zakończenia.
autor: Śnieżna Zadyma
15 kwie 2020, 23:47
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Polanka
Odpowiedzi: 602
Odsłony: 69393

Oczywiście, że była przy mnie bezpieczna. Troszczyłem się o nią i byłem odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo, szczególnie w takim momencie jak nauka latania, która niosła ze sobą wiele niebezpieczeństw. Poza tym, że byłem świetnym lotnikiem o naturalnych predyspozycjach do ponadprzeciętnej sprawności w locie, byłem też czerodziejem i w razie kłopotów byłem gotów pomóc jej maddarą.
Ale Queen radziła sobie znakomicie. Jeśli nie fenomenalnie! Z zadowoleniem patrzyłem jak kołysze swoim ciałkiem na boki odpowiednio ustawiając skrzydła i łagodnie skręcała na lewo i prawo.
– Fantastycznie! Poruszasz się w powietrzu instynktownie i idzie ci coraz lepiej. Mama będzie z ciebie dumna, córeczko – zawołałem do niej uśmiechając się kątem warg. Żałowałem, że Sufrinah nie było z nami. Chciałbym żeby zobaczyła jak jej córeczka sobie radzi.
– To teraz ostatnia lekcja na dziś. To właściwie po umiejętności odbicia się od ziemi, najważniejsza umiejętność, czyli lądowanie. Spokojnie. Tylko się nie zamartwiaj. To naprawdę proste. Na zachętę powiem ci, że każdy może lądować jak mu wygodnie. Jedni lądują ślizgiem, inni pionowo. Ktoś wyląduje najpierw na dwóch tylnych łapach, a ktoś inny – jak kot – na czterech. Techniki są różne. Ja na przykład wolę lądować łagodnie obniżając lot, aby w pewnym momencie, gdy mam już ziemię w zasięgu dotknięcia łap, magle machać skrzydłami w przeciwnym kierunku, jakbym chciał latać do tyłu. Przyciąganie ziemi samo mnie opuści na dół, a gdy tylko dotknę tylnymi łapami gruntu, przestaję machać skrzydłami i wtedy opadam już na przednie łapy. Najważniejsze, to najpierw wypatrzeć odpowiednie miejsce na ziemi. Weź pod uwagę wielkość swoich skrzydeł. Nie chcesz postrzępić sobie piór o jakieś drzewa, albo zarośla. Gdy już wybierzesz miejsce lądowania, musisz wytracić nad nim prędkość i obniżyć lot. Możesz na przykład kołować nad polaną nie machając skrzydłami, ale ustawiając je tak jakbyś chciała łagodnie się wznieść do góry. W ten sposób będziesz zwalniała i opadała ku ziemi. Gdy już będziesz bardzo blisko ziemi. Wyciągnij ku niej tylne łapy wystawiając biodra w przód. Ogon pozostaw w tyle. To bardzo ważne, bo inaczej się o niego potkniesz, albo co gorsza nadepniesz i przewrócisz się o niego – uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco i rozejrzałem się w poszukiwaniu najlepszego miejsca do lądowania. A potem zaprezentowałem jej w praktyce jak wygląda lądowanie w formie jakiej jej przedstawiłem. Gdy moje łapy uparły się miękko o trawę opuściłem skrzydła i spojrzałem w górę na lecącą Queen. Teraz to była jej chwila.

//Po Twoim poście złóż raport z Lotu I
autor: Śnieżna Zadyma
11 kwie 2020, 23:27
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Polana
Odpowiedzi: 706
Odsłony: 101261

Odpływałem powolutku, czując się jak zwiędła roślinka, której brak życiodajnej wody skazywał jej wiotkie ciało na łaskę i niełaskę nawet najdelikatniejszego dotyku, który w innych, sprzyjających okolicznościach, byłby niczym innym jak tylko nie wartym uwagi muśnięciem. Jednakże pomoc przybyła. Nawet się ocknąłem, wyczuwając nadejście kogoś znajomego. Rój Nocy przybył z odsieczą, ale na szczęście zamiast mścić się na niewinnej czarodziejce, od razu przeszedł do czynów szlachetniejszych, polegających głównie na wyleczeniu ran. Radość moja nie trwała długo. Z jakiegoś powodu maddara Roju postanowiła zadecydować za Uzdrowiciela i pozostawić moje rany praktycznie nienaruszone. Czyli zgodnie z uzdrowicielskim przykazaniem: "przede wszystkim: nie szkodzić". Z tego uzdrowiciel wywiązał się śpiewająco. Natomiast mnie wciąż bolały uszy, a wszelki dźwięk był dla mnie tylko jakimś ledwo słyszalnym szumem, który mógłbym wziąć za wytwór fantazji, gdyby nie to, że widziałem potencjalne źródło owego szmeru.
Gdy mój niedoszły wybawiciel już się ulotnił. Pozostałem sam na sam z Klepiącą. Otworzyłem pysk, żeby jej coś powiedzieć, ale zlepek moich słów okazał się tak chaotyczny, że nie dało się go praktycznie zrozumieć. Z wahaniem wygryzałem sylaby, spółgłoski, a moje intonacja była karykaturalnie skoczna. Zupełnie, jakbym dławił się własnym językiem. Na moim pysku wymalował się obraz zdumienia. Zupełnie, jakbym zapomniał jak się mówi. Odgarnąłem srebrne włosy z czoła i spojrzałem na samicę przepraszająco. Nie słysząc własnego głosu, a jedynie czując wibracje w strun głosowych, nie umiałem skojarzyć, na jakim etapie wymowy słowa akurat byłem i to powodowało plątaninę przerywników.
Ostatecznie usiadłem zagubiony tym dziwnym stanem, ale na szczęście wpadł mi go głowy alternatywny sposób komunikacji. Poza mową ciała oczywiście.
~ Dziwię się, że nie zakończyłaś mojego życia. Miałaś idealną okazję. Nikt by się nawet nie dowiedział. Nikt by nie podejrzewał. Jestem... zawiedziony ~ mruknąłem żartobliwym tonem w jej głowie używając telepatii. Przy okazji, tak trochę bezceremonialnie i bez pytania spróbowałem zajrzeć w jej wspomnienia ciekaw co tam odnajdę.
autor: Śnieżna Zadyma
06 kwie 2020, 23:42
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 4021
Odsłony: 188374

Podmianka:
oddaję do skarbca 1x szafir ( https://smoki-wolnych-stad.pl/viewt ... 700#348700 )
w zamian proszę o wylosowanie dowolnego kamyka ze składzika Mahv.

Aktualizacja.
autor: Śnieżna Zadyma
06 kwie 2020, 23:17
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Polanka
Odpowiedzi: 602
Odsłony: 69393

Cały czas byłem przy córce, by w miarę możliwości korygować jej ewentualne błędy. I tu mnie zaskoczyła, bo biegnąc obok niej zauważyłem, jak pilnie mnie słuchała i odtwarzała wszystko co co niej mówiłem. Czułem ogromną dumę i przepełniającą mnie radość, kiedy samiczka po kilku długich susach okraszonych mocnymi machnięciami białych skrzydeł, wreszcie bez niczyjej pomocy zaczęła samodzielnie szybować i nabierać prędkości.
Jako dobry ojciec cały czas ją asekurowałem, dlatego leciałem tuż obok niej, ale w bezpiecznej odległości, aby nie zahaczyć ją skrzydłem i nie krępować ruchów.
– Widzę, skarbie. Doskonale! Haha! – zaśmiałem się i machnąłem mocniej skrzydłami, żeby przez następne parę uderzeń serca poszybować i nie rozpraszać jej hukiem własnych skrzydeł.
– To teraz nauczmy się skręcać. Możesz na początek machnąć kilka razy mocniej skrzydłami i unieruchomić je wzdłuż ciała na pełnej rozpiętości. Skręcamy pochylając swoje ciało na lewo lub prawo. Jak chcesz skręcić w lewo, musisz opuścić lewe skrzydło trochę w dół, a prawe unieść do góry. To proste o ile zapamiętasz podstawową zasadę: lecisz tam gdzie patrzysz. To wydaje się dziwne, ale tak właśnie jest. Tak działa instynkt. Cały czas patrz tam gdzie chcesz polecieć i pozwól ciału podążyć za wzrokiem. To co? Skręcamy w lewooo – wydłużyłem ostatnie słowo demonstrując jak to się robi. Szybując kilka ogonów nad ziemią przechyliłem lewe skrzydło do dołu, a prawe automatycznie powędrowało do góry. Białe błony naprężyły się mocniej, kiedy stawiały większy opór powietrzu. Moje ciało przecięło wiatr niczym ostrze, ze świstem prując powietrze, skręcałem łagodnie w lewo, a mój łeb i ogon pozostały lekko wygięte w łuk.
– Ogon i szyja powinny wygiąć się wzdłuż linii skrętu. Tak jak u mnie. Łapy przyłóż do spodu ciała, aby zminimalizować opór – dałem ostatnie instrukcje córeczce.
autor: Śnieżna Zadyma
05 kwie 2020, 19:48
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 4021
Odsłony: 188374

1x topaz, 1x malachit
do skarbca

/spłata długu

Aktualizacja.

Wyszukiwanie zaawansowane