Znaleziono 332 wyniki

autor: Subtelny Gniew
31 lip 2016, 12:30
Forum: Skały Pokoju
Temat: MÅ‚ode Spotkanie VIII
Odpowiedzi: 123
Odsłony: 6417

Zawstydził się, gdy Spłoszona swoimi szafirowymi ślepiami spojrzała wprost na nich. Był gotowy odwrócić łeb, ale zamiast tego zmienił swój wstyd w szeroki, nonszalancki uśmiech. Dopiero wtedy zerwał kontakt wzrokowy nawiązany tylko po to, by zmylić Dyskretnego.
– Uważasz, że nie powinniśmy... mieć samiec z Ognia? – spytał brata, dziwiąc się jego słowom. Właściwie nigdy nie myślał o nikim w taki sposób. Zauważył urodę niezwykłej kleryczki, ale partnerstwo nie przyszło mu do głowy. Dopiero kiedy Dyskretny wyraził wątpliwość co do takiego związku, zaczął wyobrażać sobie... A niech to! pomyślał i odsunął od siebie rozpraszające myśli. Tłumy smoków zawsze tak na niego działały. Zaczynała gmatwać się we własnym umyśle, zamiast skupić się na wiedzy, którą przekazywał im prorok.

W końcu się odezwał i wszyscy ucichli. Finezyjny bezwolnie kiwał łbem. Na początku w sprawie słów wypowiedzianych w kierunku Zbuntowanego, potem już jako gest, że słucha opowieści. chcę, abyście skupili się na smokach. Tych, którzy żyli i umierali, abyście wy mogli tu dzisiaj stać. Te słowa wydały mu się ze wszystkich najważniejsze i gdy Oprawca Gwiazd wypowiedział je całkiem ogłuchł na wszystkich innych. Wpatrywał się w sylwetkę smoka dominującą nad wszystkimi gotowy na przyjęcie wspomnień, którymi chciał się z nimi podzielić . Nie zastanawiał się już nad tym, czy był tego świadkiem czy przekazywał im to, co sam usłyszał od innych proroków. Nie roztrząsał więcej sprawy związanej z gwiazdami. Z pokorą przyjął to, że się pomylił, choć w głębi serca wciąż myślał o gwiazdach jako o ślepiach bogów i przodków. Jakie to jednak miało teraz znaczenie?
– Myślę, że poradzilibyśmy sobie po odpowiednich przygotowaniach – odpowiedział na pytanie skierowane także do niego. W końcu to on uznał, że wolne smoki mogłyby mierzyć się z równinnymi. – Chyba że oprócz cech, które wymieniłeś mają jeszcze inne atuty, atuty, które sprawiają, że są niepokonane – dodał. Nie wierzył jednak w to, aby Równinni mieli w sobie coś więcej prócz żądzy mordu.
Gdy prorok wyjaśnił, jak stworzona została bariera, wszystko stało się jasne. Nie było sensu odpowiadać na oczywiste już pytanie. Ale co innego nurtowało smoka o czarnym futrze, futrze nielubianym przez Równinnych.
– Czy bariera jest wieczna? Czy może w każdej chwili zniknąć? – spytał Finezyjny zastanawiając się, co by było gdyby w jeden dzień magia Naranlei prysnęła, a Równinni znów by zaatakowali.
Wtedy Mroźny Kolec wspomniał o mgle. Finezyjnemu serce zadrżało. Jak mógł o tym nie pomyśleć! Zadał pytanie, ale być może to już się działo.
– Mówisz, że równinni potrafią posługiwać się magią... – wykrzyknął wręcz, podekscytowany nagłym pomysłem. – Czy to może być sprawka równinnych?
autor: Subtelny Gniew
31 lip 2016, 9:40
Forum: Błękitna Skała
Temat: Ciemna Grota
Odpowiedzi: 369
Odsłony: 55499

Uśmiechnął się szeroko. Kruczy znał jego dziadka! Nie wiedział, co go tak w tym rozweseliło. Może oczekiwał, że dowie się o nim czegoś więcej. A może nawet pomyślał z nadzieją, że ognisty widział go niedawno, za barierą. Chciałby usłyszeć, że dziadek żyje.
Tymczasem to mu zadano pytanie o to, jak się dziadek miewa. Natychmiast mina mu zrzedła. A zatem Kruczopióry nie wiedział, co stało się niedawno z Kaszmirowym. Finezyjny spuścił wzrok, a potem odwrócił głowę ku zasłonie wody. Ciężko było mu o tym myśleć, co dopiero mówić. Na dodatek czarodziej wspominał go z rozrzewnieniem. Musiał go jednak zasmucić, inaczej będą milczeć aż znów zaświeci słońce.
– Dziadek zniknął – wziął się w końcu w garść i odpowiedział znów spoglądając na Kruczopiórego. Nie należało uciekać wzrokiem, gdy przekazywało się złe nowiny. To byłoby niesprawiedliwe. – Już z pięć księżyców temu. Ruszył znów za barierę, jak kiedyś. Ale tym razem nie wrócił – westchnął. – Kiedyś powiedział nam, że nasza babcia, Jesień Bzów, także ruszyła za barierę. Powiedział, że może wróci. Ale tak naprawdę nie chciał nam powiedzieć, że smoki tam umierają – dodał. Zawstydził się po chwili swoich słów. Przecież Kruczopióry wiedział takie rzeczy.
Bardzo zafascynowała go opowieść czarodzieja. Chciałby spotkać i zawalczyć z kotołakami. To byłaby przygoda! Po tych słowach jeszcze bardziej zatęsknił za polowaniem. Nie mógł się jednak prawdziwie i szczerze ucieszyć, bo czuł się winny złej wieści, którą niósł.
– Nie. Chętnie posłucham o wszystkich twoich przygodach – odparł nieśmiało, szepcząc wręcz.
autor: Subtelny Gniew
31 lip 2016, 9:29
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Wysepka
Odpowiedzi: 711
Odsłony: 104009

Przechylił głowę w drugą stronę, by i z kolejnego ucha wylała się woda. Wciąż był jednak mokry i będzie musiał trochę poleżeć na słońcu, by osuszyć pióra i sierść. Wyprostował się i utkwił wzrok w nietypowym smoku, który wciąż stał w wodzie. Z zaintrygowaniem obserwował jak jego grzebienie falują niby wielkie uszy. Ich kolory skropione wodą i połyskujące w słońcu były wręcz fascynujące. Bladozielony kolor tak zlewał się z jeziorem, że Finezyjny nie musiał już sobie zadawać pytania, jak to się stało, że pomylił go z dnem. Ewidentnie miał do czynienia ze smokiem morskim i dlatego ten nie szykował się do wyjścia z akwenu.
– Życie jest pełne ryzyka – odpowiedział nie do końca zadowolony, że smok mówi do niego, jak do dziecka. Tym bardziej zdenerwowały go kolejne słowa. Choć na skórze smoków nie widać wymownej czerwieni, to w jego lazurowych ślepiach błysnęła nuta złości. Nie wykonał jednak żadnego innego ruchu świadczącego o swoich emocjach. A nawet przysiadł na piachu, by okazać swoje przyjazne zamiary. – Pisklęta nie oddalają się od rodziców. Przynajmniej nie powinny. Nie wychodzą także poza tereny swojego stada, jeśli nie zaprowadzi ich tam ojciec. Lub matka. Albo ktoś z rodziny – odpowiedział na jego pytanie, dość chaotycznie, bowiem sam uwielbiał uciekać z jaskini. Być może ojciec pozwalał mu na to, bo wierzył, że w ten sposób się zahartuje. – Ja jednak nie jestem już pisklęciem, a adeptem. Niedługo będę dorosłym smokiem i nie boję się pałętać sam, bo potrafię się bronić – dodał. Z tej odpowiedzi też nie był zadowolony. Brzmiał, jakby chciał za wszelką cenę się wytłumaczyć, a przecież nie miał się z czego tłumaczyć! Czyżby potrafił rozmawiać tylko z cienistymi?
– A jak ty masz na imię? – spytał. Znowu rozmówca mu się nie przedstawił, mimo że Finezyjny na wstępie wypowiedział swoje imię. Typowe... Ciekawe skąd był ten morski smok. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić, by nie był po prostu z Wody.
autor: Subtelny Gniew
30 lip 2016, 19:14
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Wysepka
Odpowiedzi: 711
Odsłony: 104009

Wodny potwór nie wynurzył się, a szarżując ku niemu przypominał wielką, nadpływającą rybę, zwłaszcza, że pod taflą wody kształty były niewyraźne. Na dodatek Finezyjny miał jeszcze wodę w oczach, co totalnie zmniejszało jego percepcję. Ale wystarczył kształt i kierunek, w którym ten kształt się poruszał. Nie zamierzał stać jak kołek. Od lat przygotowywał się do walk i przy każdym spotkaniu jego mięśnie napinały się gotowe do odskoku lub ataku. Ugiął mocno kolana mrużąc wściekle oczy. Odskoczył na bok bliżej brzegu pozwalając wodnemu potworowi przepłynąć przez miejsce, w którym przed chwilą się znajdował. Unik w wodzie nie był łatwy. Początkowy ruch sprawiał mu dużo problemów, a gdy wylądował znów plusnął, tak iż woda uniosła się na wysokość jego głowy ochlapując ponownie jego i tak mokre futro. Wypluł z niezadowoleniem wodę i parsknął. Miał wrażenie, że jezioro wypełniło wszystkie jego otwory. Wszystkie.
Wybiegł na suchy ląd podejrzewając, że tu będzie miał większe szanse w tym pojedynku i że zmusi to wodnego potwora do wynurzenia się. W końcu chciałby zobaczyć z kim walczy, choćby z czystej ciekawości. Był przemoczony do suchej nitki! Sierść przykleiła się do jego ciała sprawiając, że wyglądał jakby go rozebrali. Sen obnaża każdego smoka, ale północnych obnaża również kąpiel. Na dodatek musiał wydać się bardzo chudy. W końcu nie bez kozery za pisklęcych czasów nosił miano Fasolki. Choć teraz więcej mięśni rysowało się pod jego skórą, to w tej chwili Niewidoczny Kolec mógł dostrzec mocno wystające żebra i wklęsły brzuch.

Trwało to wszystko tak krótko, że kiedy Finezyjny w końcu pozbył się mruganiem nadmiaru wody mógł ujrzeć przed sobą głowę smoka wystającą z jeziora. Jego mina wyrażała wszelkie zdziwienie. Co to miało znaczyć? Chwilę wpatrywał się w morskiego szeroko otwartymi oczami, a potem westchnął i zanim zdecydował się przemówić, otrzepał się z całej siły licząc na to, że pozbędzie się przynajmniej części wody. Od dzisiaj nie lubił pływania... Zresztą. Miał to chyba w genach.
– Przepraszam... – odezwał się, gdy stanął spokojnie wyglądając jeszcze śmieszniej niż przed wytrzepaniem. Teraz sierść odstawała mu jak po rażeniu piorunem. – Chyba na tobie wylądowałem. Nie miałem złych zamiarów. – dodał przechylając łeb, by pozwolić wodzie wylać się z ucha. – Jestem Finezyjny Kolec, adept Życia – przedstawił się podnosząc kąciki ust.
autor: Subtelny Gniew
30 lip 2016, 14:29
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Wysepka
Odpowiedzi: 711
Odsłony: 104009

Finezyjny leciał nisko nad terenami wspólnymi rozkoszując się powietrzem, wiatrem, poczuciem, że nie ogranicza go ziemia pod łapami. W jego uszach, nozdrzach i w pysku pobrzmiewała wolność. Czuł jej orzeźwiający napór pod skrzydłami i rozkoszne łaskotki na ciele. Mógłby umrzeć latając.
Nauczył się lotu niedawno, późno w porównaniu do swoich rówieśników, ale nie żałował. Kto wie czy wcześniej potrafiłby docenić tę umiejętność. Nauka z Przebłyskiem Jutra pokazała mu jak osiągalne są przestworza, dotąd oddalone i niezmierzone. Jako Fasolka mógłby tego nie pojąć, zignorować. Jako Finezyjny nauczył się kontemplować każdy powiew, każde machnięcie skrzydłami.
Mógłby zrozumieć Niewidocznego Kolca. Jego tęsknotę za wodą, jego ból przy dotykaniu ziemi. On cierpiał, gdy nie czuł, że żyje. Rzadko się to zdarzało, bo cały czas wychodził do świata. Nawet legowisko znalazł w miejscu, w którym świat był na wyciągnięcie łapy. Musiał czuć wołanie, dotyk ziemi, bodźce, tysiące bodźców – inaczej umierał.

Spojrzał na Zimne Jezioro, którego tafla rozciągała się po nim niczym pomarszczona, granatowa błona. Wyspy pełne drzew wyrastały ze zwierciadła. Nigdy nie był na żadnej z tych wysp, choć potrafił pływać. Teraz lecąc mógł wylądować bez zamaczania czarnego futra. Zapikował w dół, złożywszy skrzydła, a gdy znalazł się nad niezadrzewionym brzegiem rozłożył je i pozwolił powoli postawić się na ziemi. A właściwie w wodzie, bo czemu by nie orzeźwić swoich łap. Wylądował na płyciźnie i poczuł pod sobą coś twardego, co nagle poruszyło się! Niezłożone skrzydła uderzyły o taflę, gdy przestraszony adept odskoczył. Chlupnęło na wysokość kilku ogonów, a on zanurzył się na chwilę, po czym wynurzył i nabrał powietrza.
– Na Immanora! – zawołał próbując złapać równowagę i stanąć na nogach. Woda sięgała mu do szyi. Złożył skrzydła z głośnym chlupnięciem, oblewając się ponownie i przybrał pozycję do obrony, oczekując, że zaatakuje go jakaś wielka ryba, albo spod wody wynurzy się wodny potwór.
A jednak nie dało się bez zamoczenia...
autor: Subtelny Gniew
30 lip 2016, 9:31
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Samotna Sosna
Odpowiedzi: 559
Odsłony: 77308

Pokiwał głową wznosząc do góry kąciki ust. Z nostalgią wspominał słodkie dzieciństwo. Teraz, z Dyskretny mógł poczuć je na nowo. Rozluźnić się i pożartować. Ale w rzeczywistości dorastał bardzo szybko, zbyt szybko. Wszystko wydawało się smutne i poważne. Odkrywał rzeczy, które wydawały mu się największym złem, traktowane przez innych na porządku dziennym. Jego autorytety, żywe legendy okazywały się oszustwem. Słowami puszczonymi na wiatr. Dyskretny wydawał się bardziej beztroski, bardziej zakorzeniony w dobrych dniach. Finezyjny naprawdę mu zazdrościł.
– Do tego zwinni celują w miejsce łatwiej dostępne. Stawiają na precyzję ruchów. Starają się przeciąć żyły lub tętnice. Nie wymaga to dużo siły, a powoduje poważne rany. Największą różnicę widać w wykorzystywaniu różnych części ciała do ataku. Tancerz wykorzysta w łapie pazury, by przeciąć szyję przeciwnika i pozwolić wylać się krwi, a siłacz zatopi pazury mocno w ciele, po czym wyjmie je powodując szkody głębokie, ale na mniejszej powierzchni. Albo po prostu da mu z pięści. Czasem uderzeń zadanych siłą nie widać, a wyrządzają poważne szkody wewnątrz ciała. Albo rogi. Tancerz użyje rogów, jak pazurów, a siłacz wbije je bardzo głęboko w ciało. A na końcu kły... – znowu się rozwodził. Dyskretny nie mógł mieć mu tego za złe. Walka była jego konikiem. Uwielbiał o niej opowiadać. Teraz jednak zrobił pauzę dając Dyskretnemu możliwość wtrącenia mu się w słowo i dokończenia o tym, jak wojownicy mogą wykorzystywać swoje kły.
autor: Subtelny Gniew
29 lip 2016, 16:44
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Sitowie
Odpowiedzi: 485
Odsłony: 83497

Finezyjny skinął głową, uśmiechając się smutno. Dalsze opowieści Cichego jeszcze bardziej zmętniły jego myśli. Zorza Północy uciekła, kiedy stado jej potrzebowało. Czy Cichy nie zrobił tego samego? Tak przynajmniej wynikało z jego słów... Gdy władzę przejął zły smok, on odszedł razem z innymi smokami. Czy to nie nazywało się zdradą? Czy przysięgę, którą raz się złożyło, można złamać?
– A co się stało z tym Słowem Prawdy? – spytał. Dzięki kolejnym pytaniom mógł odsunąć od siebie te straszne myśli i nie dać po sobie poznać, jak bardzo nie rozumie poczynań Cichego. – Powiedziałeś, że go zrzucono. Nadal był członkiem Życia? – tak naiwny i tak młody. Pytał o Słowo Prawdy jako o legendarną postać. Tymczasem związał się z nią, pochował ją i oczyścił z grzechów. Wystarczyło kilka pytań przepełnionych ciekawością i kilka trafnych odpowiedzi, by się tego dowiedział.
A może nie tak prędko jego życie okaże się przeklęte.
autor: Subtelny Gniew
29 lip 2016, 12:46
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podnóże Skał
Odpowiedzi: 566
Odsłony: 80518

Gdy patrzył na ojca owładnięty wciąż tą mocą, tym niezwykłym połączeniem, nie mógł rozpoznać w jego mimice dumy. Właściwie miał wrażenie że wciąż ma zamknięte oczy i patrzy jedynie na jakiś obraz w swojej głowie. Wyobrażenie to było jedynie szkicem, postacią bez wyrazu, nie mogącą czuć i okazywać dumy. A jeśli ojca tu nie było... Jeśli także był tworem jego wyobraźni urzeczywistnionym przez moc, energię, maddarę... Pokręcił głową, sam już nie wiedział w realu czy symbolicznie, w myślach. To byłoby okropne. A jednak, dopóki część jego umysłu była zajęta powstrzymywaniem agatu przy "życiu", nie mógł pozbyć się myśli, że wszystko wokoło stanowi jedynie iluzję. Przełknął nerwowo ślinę. Oczy miał przestraszone, jakby lazur schował się i stracił swój blask, zasłonięty cieniem niepokoju.
Zobaczył, jak łapa ojca przybliża się do agatu. Wstrzymał oddech, jakby ktoś miał zaraz wbić mu róg głęboko w serce. Wydawało mu się, nie, było tego pewien, że kiedy Chłód tknie kamień, on, Finezyjny, poczuje ten dotyk.
Ale tak się nie stało. Wypuścił powoli powietrze, ale oddech stał się pośpieszny i niespokojny. Tymczasem ojciec podniósł kamień i uśmiechnął się. Słowa przez niego wypowiadane wyrażały pochwałę. Finezyjny otworzył szeroko oczy, jakby ta wypowiedź do niego nie docierała. Wspomnienia także uszły jego uwadze. Słyszał głos ojca, mógł nawet powtórzyć pojedyncze wyrazy, ale nie miał zielonego pojęcia, jaki był sens tych zdań.
Dopiero ostatnie, polecenie dało mu do myślenia. Po pierwsze zrozumiał, że może unicestwić swój agat. Podtrzymywanie iluzji odebrało mu połowę energii. Teraz gdy miał stworzyć kolejną wizję, zrozumiał, że zerwanie więzi jest tak łatwe i tak kuszące. Jakby przerywał nić przez którą wypływa z niego moc życia. Jedna myśl, by to skończyć i agat rozpłynął się. Miejsce w umyśle, które zajmowało wyobrażenie oczyściło się zostawiając pustą przestrzeń, która bardzo powoli zaczęła zapełniać się innymi rzeczami. Wciąż oddychał ciężko. Żadne ćwiczenie nie dało mu tak w kość, jak to... Na dodatek rzecz, która wydawała się tak realna, zniknęła. Pozostało to, co prawdziwe, wyraźne. Finezyjny uśmiechnął się z ulgą. Jak mógł pomyśleć, że to, co widział już wcześniej było iluzją? Przecież ojciec był tak żywy, tak szczegółowy. Jego pysk wyrażał tyle uczuć.
Był jeszcze młody i niedoświadczony. Być może fakt, że tak wiele szczegółów potrafił odtworzyć, sprawił, że pierwszy raz okazał się zbyt oszałamiający. Nie potrafił jeszcze znaleźć spokoju i zrozumienia w sobie dla tej mocy. Wymagania zmusiły go do wielkich czynów w swoim umyśle, i musiał zawierzyć wszystko energii, która była chciwa na jego myśli.
Tymczasem wystarczył moment, by ją odepchnąć i zostawić świat takim, jaki był. Spojrzał na ojca poważnym wzrokiem. W oczach widać było wyczerpanie. Ale Finezyjnemu nie przeszło przez myśl, by poprosić o chwilę przerwy. By uciec od kolejnego zadania, które wyznaczył mu Chłód Życia. Próbowałby i do omdlenia, tak jak do omdlenia mógł biec, latać i skakać. Walczyć.

Przymknął ponownie oczy. Umysł powoli zapełniał się jego życiem. Żal było adeptowi, że znów musi zabrać mu przestrzeń. Ograniczyć go i uwięzić. Wyrównał z trudem oddech i odciął się na bodźce, które przez chwilę odpoczynku znów zaczęły do niego napływać. Nie czuł się zbyt dobrze. Kochał świat, który napływał do niego w dotyku, dźwięku, obrazie i smaku. A teraz musiał wejść w siebie, pozostać na spokojnym, bezbarwnym pustkowiu, w którym nic go nie rozpraszało. Tym razem dłużej zajął mu powrót do tego stanu beznamiętności. W końcu jednak poczuł wewnętrzną swobodę.
To rzeczywiście nie było łatwe zadanie. Zwłaszcza dla kogoś, kto nigdy nie interesował się takimi właściwościami. Uwielbiał prawdziwą magię, tę magię, którą prezentował świat. Znać jego właściwości, to byłby grzech. Musiał jednak spróbować, przypomnieć sobie cechy żywiołów. Wykorzystać widzianą magię do stworzenia kolejnej iluzji.
Zaczął od bańki. Woda była żywiołem mu najbliższym. Na terenach sojuszniczego stada było jej mnóstwo. Wszędzie słychać było jej szum. Zewsząd było widać jakąś cieńszą czy szerszą wstęgę. Była burzliwa lub spokojna. Bardziej krystaliczna i ciemniejsza. Pomyślał o strumieniach wypływających ze źródeł. Tam woda wybijała się spod ziemi nieskazitelna i czysta. Nie miała koloru. Była przezroczystą cieczą, szybko przytulającą sierść północnego smoka. Woda była przestronna. Raz zabójcza i wściekła, jak morze podczas sztormu, raz właśnie taka, niewinna i spokojna. Dzięki tej niewinności mógł ją teraz wykorzystać. Wyobraził więc sobie pasek wody niemożliwy w rzeczywistym świecie, przynajmniej tak mu się wydawało. Była niby pozbawiona koloru błonka. Poszerzył ją, uformował w elipsę, w bańkę pozbawioną granic lecz skończoną. W środku była pusta, lecz kto mógł to na razie wiedzieć. Powierzchnia choć gładka odbijała światło, a ponieważ to przyświecało tego ranka wyjątkowo mocno, miała się mienić na róż i błękit, a nawet jasną zieleń. Gdyby ją dotknąć załamałaby się i pękła. Finezyjny celowo nie zamierzał tego zmieniać. To nie miało być narzędzie zbrodni, mocne i nieprzerwane. Gdyby postanowił podnieść kolec bańka miała pęknąć, jak prawdziwa bańka, nie stawiać oporu, jak metal czy ogień. Miała pęknąć i rozprysnąć się, wsiąknąć w sierść lub spłynąć po łuskach. Mógłby nazwać to naukowym językiem, wytłumaczyć zmniejszonym napięciem powierzchniowym, ale był tylko smokiem nie rozróżniającym chmielu od topoli. Wiedział, że bańka ma temperaturę neutralną, której Chłód nie wyczuje i nie wydaje dźwięków. Przynajmniej nie takich, które pozbawiłyby iluzji realizmu.
A zatem bańka powstała. Wisiała w jego głowie, a on czuł się coraz bardziej oderwany od świata. Musiał teraz stworzyć płomień, który nie zgaśnie i który nie sprawi, że woda wyparuje.
Wypuścił głośno powietrze. Z ogniem nie miał tyle do czynienia. Nawet nie potrafił go wydobyć ze swojej gardzieli, jak niedawno się okazało. A jednak widział czasem ogień, jak płonął skwiercząc, jak zjadał drewno. Jak ginął, gdy małe iskry ginęły przykryte łapą. Jak nagły powiew wiatru potrafił ogień rozniecić a nie zgasić go.
Co było w środku bańki? Nic. Instynktownie postanowił wypełnić ją powietrzem. W tym powietrzu było wszystko, co pozwalało mu żyć, a także, o czym nie wiedział, gazy, które pozwolą żyć bańce, które uniosą ją w powietrzu, a także tlen, który pozwoli żyć płomieniowi. Zanim jednak zdecydował się umieścić w środku płomyk stworzył pod warstwą wody równie niewidzialną błonę, tak mocną, że nie pozwoliłaby płomieniom dotknąć żywiołu go okalającego. Nie przepuszczała ani materii ani ciepła.
Była zatem dwuwarstwowa bańka i powietrze, które miało ożywić płomień. A zatem wyobraził sobie język ognia mieszczący się w granicach wyznaczonych przez bańkę. Gorący, pomarańczowo-czerwony, parzący ciało, zapalający trawę i zamieniający wszystko w popiół. Ale w jego bańce był bezpieczny, zjadał powietrze, które będzie musiał mu dostarczać swoim wyobrażeniem.
Cała bańka była wielkości dwóch pięści. Natomiast płomyk nie większy od ćwierci bańki. Umiejscowiony w samym środku.
Miał to. W swojej głowie. Jego serce biło mocno, krew płynęła miarowym rytmem. Ta moc dawała mu możliwość urzeczywistnienia bańki. A zatem pozwolił jej zawładnąć nim i stworzyć iluzję, która zawisła na wysokości jego pyska. Tak by wisiała na linii jego wzroku, gdy podniesie powieki. Otworzył oczy powoli, zmęczony jak nigdy wcześniej. Połączenie sprawiło, że znów wszystko zdawało się wyobrażeniem. Na dodatek musiał wymieniać powietrze w bańce, wyobrażenie modyfikowało się, choć nikt inny miał tego nie dostrzegać. Tylko tak płomień mógł żyć, a bańka nie znikać.
Być może magia słuchała się Finezyjnego, ale on coraz bardziej jej nienawidził.
autor: Subtelny Gniew
28 lip 2016, 21:57
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Samotna Sosna
Odpowiedzi: 559
Odsłony: 77308

Finezyjny wiedział o takich miejscach bardzo dużo. Wyrywał się do odpowiedzi, zwłaszcza, że Dyskretny napomknął o bardzo niewielu elementach. Cóż, nie postarał się. Jednak adept powstrzymał się przed nagłym dopowiedzeniem. Prawie otwarta paszcza zamknęła się z łoskotem. To wyglądało jeszcze dziwnie, więc powtórzył to kilka razy, jak tik nerwowy, a potem uśmiechnął się.
– To prawda – zgodził się, próbując zbudować wypowiedź delikatnie i subtelnie. Nie miał zamiaru robić z siebie nauczyciela przed swoim rówieśnikiem. – Ale właściwie całe ciało może służyć jako narzędzie do ataku. I każda jego część. Nie pamiętasz jak biliśmy się za młodu? – roześmiał się. – Przygniatałeś mnie jak fasolkę. Zresztą nią byłem. Albo jak dostałeś ode mnie z pięści? A czekaj to było przed chwilą – policzki podniosły mu się wysoko do góry z rozbawienia. – A jeśli chodzi o słabe punkty to jest ich bardzo dużo. Na przykład oczy i pachwiny. Dobrze atakować miejsca, gdzie płynie dużo krwi. Na przykład szyję albo odpowiednie miejsca w kończynie. Brzuch jest delikatny, jeśli chodzi o skórę, ale na przykład atakując gardło wyrządzisz więcej krzywd. Atakowanie łap lub ogona może doprowadzić do amputacji. Właściwie całe ciało jest jak słaby punkt! Im większą wykażesz się kreatywnością podczas walki tym lepiej – przerwał sobie rozpędzony monolog. – A wiesz czym się wojownicy zwinni od wojowników silnych? – spytał na koniec.
autor: Subtelny Gniew
28 lip 2016, 20:52
Forum: Skały Pokoju
Temat: MÅ‚ode Spotkanie VIII
Odpowiedzi: 123
Odsłony: 6417

Finezyjny słuchał kolejnych odpowiedzi bardzo podobnych do tych rzucanych wcześniej. Najdłużej wypowiadała się pewna ognista. Skupił na niej wzrok i szybko ogłuchł na jej słowa. Słyszał tylko jej głos i próbował nie uśmiechnąć się, bo nie mógł nie zauważyć, jaka była nęcąca...
Odwrócił gwałtownie głowę. Co mu w ogóle przyszło do głowy? Ile on miał lat? Teraz nie zapomni jej białej sierści i różowo-czerwonych wzorów. I tych oryginalnych kwiatów na rogach. Uśmiechnął się. Czyżby na chwilę zapomniał o cienistej smoczycy.
Był też Zbuntowany Kolec. Nie znał jego imienia, a i tak mógłby go nazwać zbuntowanym. Jego słowa nim wstrząsnęły. Co za niewychowany protekcjonalny prostak! pomyślał.
– Sam mówisz nam, co mamy robić. Będziemy szanować, kogo chcemy. Takie nasze prawo. Jeśli traktujemy go jako kogoś ważniejszego, to znaczy że zasłużył na takie traktowanie – odezwał się do niego wyjątkowo surowym głosem. Aż się zawstydził gdzieś w środku. Na czarnej sierści trudno było dojrzeć jakąś wyraźną mimikę.
Spojrzał w stronę cienistej smoczycy, która także odezwała się do Zbuntowanego ostrym tonem. Nie słyszał dobrze, ale widział to zdenerwowanie tak wyraźnie wypisane na jej pysku. Aż się uśmiechnął. Próbowała być spokojna, ale była taka nerwowa.
Wzdrygnął się, gdy w tej chwili podszedł do niego brat. Poczuł się zażenowany. Nie zamierzał mówić bratu, w kogo się wpatrywał. Pomyśli, że zakochał się w jakiejś wywernie z Cienia. Będzie mu to wypominał do końca życia, a on miał przeczucie, że nikt nie powinien wiedzieć o tym, że się znają...
– Tamta biała smoczyca z różami na rogach jest niezwykła – skłamał. Może sam się w niej zakocha i mi odpuści. pomyślał z nadzieją.

W końcu prorok znów zabrał głos. Wszyscy ucichli, a on odpowiadał. Miał nadzieję, że to nie on powtórzył głupkowato słowa innych. Smoki mówiły trochę przez siebie i nie wszystkie odpowiedzi dało się usłyszeć. Ale nie uniknął upokorzenia...
– Nie chodziło mi o rozmowę z gwiazdami na nocnym niebie – odpowiedział natychmiast, mając wrażenie, że wszyscy się na niego patrzą, choć pewnie nikogo nie interesowały jego słowa. – Gwiazdy to bogowie. Nazywasz się w końcu Oprawca Gwiazd, nie bez przyczyny... A głos przodków, to opowieść o nich. Ucząc nas historii tych ziem, przekażesz nam ich słowa i czyny... – po wszystkim spuścił łeb. Miał nadzieję, że nie pogorszył swojej beznadziejnej sytuacji.
Słuchał dalszych słów z zainteresowaniem próbując zapomnieć o gorzkim smaku upokorzenia. Był jeszcze młody i zbyt osobiście brał do siebie takie rzeczy. Napuszone ego adepta dawało o sobie znać.
– Naprawdę nie dalibyśmy rady ich pokonać? – zapytał słysząc słowa innych. Odpowiadali zbyt szybko i nie miał szans pochwalić się swoją wiedzą. Zresztą, nigdy był najlepszy z historii.
autor: Subtelny Gniew
28 lip 2016, 11:06
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Sitowie
Odpowiedzi: 485
Odsłony: 83497

Za przepraszający uśmiech także zareagował odsłonięciem młodych, lśniących ząbków. Nie miał za złe Cichemu, że nie pamięta Niedźwiedzia. W końcu mógł go nawet nie znać. Być może znajdzie jeszcze kogoś w wieku przywódcy, kto mógłby przywołać tamte czasy. Wciąż żywił jednak nadzieję, że Cichego zaskoczy jakiś nagły przebłysk wspomnień.
Skupił się jednak na dalszej opowieści Cichego. Nie słyszał nigdy imienia swojej prababki, ale bardzo mu się spodobało. Gałązka Jaśminu... Widać uzdrowiciele lubili nazywać się jak kwiaty. Ciekawe czy Figlarna zdecyduje się na coś bardziej roślinnego.
– Mogę spytać, co zrobiła? Twoja druga siostra? – odezwał się niemal szeptem i bardzo nieśmiało. Po ostrych słowach mógł się domyślić, że nie jest to zbyt przyjemny temat. Nie chciał zdenerwować brata swojej babki, o którym nie wiedział czy myśleć wujek czy dziadek, toteż starał się brzmieć delikatnie i subtelnie. Z drugiej strony jego myśli znów zaczęły wirować. Co gorszego niż odejście od swojego stada mogła zrobić to Ulotne Wspomnienie, że Ciche Wody nazywa ją zdrajczynią? Próbował odsunąć od siebie tę natrętną myśl, ale nie mógł. Próbował nie oceniać, ale jeśli są rzeczy, które nazywają się zdradą, to czy to nie jest właśnie odejście od stada... Chciał wybić sobie te rozmyślenia. Wstydził się ich, ale nie potrafił znaleźć wytłumaczenia.
autor: Subtelny Gniew
27 lip 2016, 21:34
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Sitowie
Odpowiedzi: 485
Odsłony: 83497

Finezyjny poczuł zawód, kiedy okazało się, że Cichy nie pamięta owego Niedźwiedzia. Miał poczucie, że to ktoś ważny... dla niego. Najwidoczniej zdawało mu się. Co on mógł wiedzieć o przeszłości? Dawne dusze milczały, a przynajmniej on był głuchy na głosy przodków. Nie miał nadzwyczajnych wizji, jak Kózka. Mógł liczyć tylko i wyłącznie na własne myśli.
– Szkoda... Ktoś bardzo go kochał – dodał uśmiechając się. – Ma nadzieję, że nie kłopoczę cię tymi pytaniami. Mam wrażenie, że mało wiem o mojej rodzinie. Mógłbyś mi coś jeszcze opowiedzieć? – spytał z nadzieją. Nie chciał, żeby Cichy odchodził. Czuł się zagubiony, miał wiele wątpliwości, które może mogły zostać rozwiane, ale Finezyjny wstrzymywał się przed zadawaniem pytań. Dręczyła go słuszna obawa, że Cichy jako postać subiektywna, nie była w tej sytuacji najlepsza do rozmów o rozłamach.
autor: Subtelny Gniew
27 lip 2016, 13:15
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Samotna Sosna
Odpowiedzi: 559
Odsłony: 77308

Pokiwał ze zgodą łbem. Nie było sensu pakować się w kłopoty, gdy jedynym ich wyczynem mógłby być rekord w najgłupszej śmierci w historii wolnych stad. Był jednak pewien, że kiedy tylko zostanie wojownikiem, natychmiast zaoferuje się ze swoją pomocą ojcu. Miał nadzieję, że nie wzgardzi młodym i energicznym samcem w swoich działaniach. W końcu zawsze wykazywał się wytrzymałością i determinacją.
– Zgadzam się – uśmiechnął się do brata. – Wtedy będziemy mieli siłę, żeby ją pokonać – dodał i na chwilę utkwił wzrok w horyzoncie. Właśnie tam była. Zabójcza mgła, która rozpanoszyła się po jego terenach. Co po nich zostało? Po jego domu.
– Chętnie nauczę cię ataku – uśmiechnął się serdecznie. – To prosta i przyjemna sztuka, choć wymaga nakładu energii. Wiesz juć coś o tym, czym można atakować i co najlepiej atakować? – spytał. Nie chciał zniechęcać Dyskretnego, więc nie wyznał mu, że skradanie opanował zadowalająco. Może w czasie nauki ataku Dyskretny zapomni o nauce skradania.
autor: Subtelny Gniew
26 lip 2016, 22:19
Forum: Skały Pokoju
Temat: MÅ‚ode Spotkanie VIII
Odpowiedzi: 123
Odsłony: 6417

Smoki przybywały, a Finezyjny wymachiwał ogonem ze zniecierpliwienia czy też zdenerwowania. Grzebał pazurami w ziemi i próbował odwieść głowę od pomysłu, by wpatrywać się w cienistą smoczycę z Cienia, której nie dało się nie rozpoznać.
W końcu prorok przemówił, więc adept nareszcie mógł znaleźć upust swoim myślom. Skupił się na sędziwym smoku o czerwonych łuskach i wysłuchał go uważnie. Ton głosu miał jakby cienisty, choć wydawało mu się, że jeśli kiedyś należał do jakiegoś stada był to Ogień. Był surowy, szorstki i zdystansowany. To nigdy do niego nie przemawiało.
– Przyzwałeś tu młode smoki, a biorąc pod uwagę twoje doświadczenie, na pewno zechcesz się nim z młodymi podzielić – odpowiedział na pytanie samca, gdy chwila cisza po odpowiedziach innych pozwoliła mu na odezwanie się głośnym, spokojnym głosem. Choć w środku serce mu trochę drżało, zwłaszcza kiedy usłyszał głos cienistej smoczycy. Zwróci na pewien czas swoją uwagę, a ona go rozpozna... – Jesteś pośrednikiem między smokami, a gwiazdami, to znaczy bogami i naszymi przodkami... – dodał przerywają swoje wewnętrzne dywagację. Mówiąc patrzył Oprawcy w oczy, nie miał w zwyczaju odwracać wzroku od rozmówcy. Dopiero po ostatnim słowie spuścił wzrok, czekając aż ktoś inny się wypowie.
autor: Subtelny Gniew
26 lip 2016, 12:00
Forum: Błękitna Skała
Temat: Ciemna Grota
Odpowiedzi: 369
Odsłony: 55499

Adept, choć wyrośnięty, nie był wcale aż tak dojrzały, by Kruczopióremu nie mogło się wydawać, że rozmowa o pisklakach odbyła się całkiem niedawno. Przecież kilka księżyców temu był jeszcze niewyrośniętym młokosem o figurze strąku fasoli. Dla Finezyjnego była to wieczność, ale dla dorosłego czarodzieja mogło się to wydawać chwilką.
Finezyjny spojrzał na kurtynę wody, która zamknęła ich w tej jaskini. Uśmiechnął się słysząc zabawny komentarz Kruczopiórego. Miał wrażenie, że ma do czynienia z bliźniakiem swojego dziadka.
– Zapewne – odpowiedział. – Nie chcę zostać czarodziejem. Szkolę się na wojownika, będę tancerzem, jak mój dziadek – dodał przypominając sobie czerwonołuskiego, który nigdy już nie wróci. – Ale i tak nie mogę się doczekać polowania i przygód... – uśmiechnął się błogo. – Mogę spytać czy... spotkałeś kiedyś na polowaniu jakieś ciekawe zwierzę? – zapytał. Właściwie to pytanie korciło go już od początku. Kruczopióry wyglądał na takiego, co już nie jedno widział.

Wyszukiwanie zaawansowane