1/10 ; bies
Halucynacje nie ustępowały – wręcz gęstniały, zlepiając się w jedną, duszną mgłę, która wypełniała każdy zakamarek świadomości Hissetha. Wojownik nie wiedział już, gdzie naprawdę jest. Raz czuł pod łapami chłodną, metaliczną powłokę na której leżał, w następnej sekundzie szorstki, kamienisty grunt Gór Yraio. Jedno migało w drugie; świat zmieniał się bez ostrzeżenia, bez reguł, a co gorsza bez litości.
Zapach też był zdradliwy. Ostry żar spalenizny mieszał się z gryzącym dymem z nozdrzy znanego mu smoka. Czarciego Pomiotu? Czy ona na pewno tak robiła? Wiedział jedno: cokolwiek to było, nie powinno znajdować się tak blisko jego pyska. A jednak było, jakby pochylało się nad nim i patrzyło z góry. Z pogardą? Z obojętnością? Z tym samym chłodem, którym darzyła go od zawsze… prawda?
I angle znowu widział jajo. Pulsowało przed nim błękitem, jakby wołało o pomoc. Skaza czuł, jakby ktoś wyrwał mu serce i zapakował je do słoika, a potem zaczął z nim uciekać. I wtedy ta jedna myśl zdominowała go całkowicie – musiał je odzyskać.
Lecz gdy tylko próbował się podnieść, świat zgiął się jak miękka wstążka. Jajo oddalało się nie ruchem, a cieniem, jakby ktoś wsunął je w wąski, ciemny korytarz. Stało tam jeszcze ułamek sekundy, nim zniknęło całkowicie. Skaza szarpnął się rozpaczliwie, przekonany, że biegnie za nim, że goni ten błękit migający w mroku. Że musi jeszcze tylko trochę, jeszcze kawałek, oddać jeszcze tylko jeden oddech, dogonić złodzieja. Ale obraz uciekał przed nim złośliwie, jakby popychany niewidzialną dłonią, a jego łapy grzęzły w niewidzialnym błocie. Korytarz wydłużał się nienaturalnie, rozciągał w nieskończoność.
Bo klatka wciąż tam była. W rzeczywistości Skaza nie opuścił nawet klatki. Ledwie pełzł, pozostawiając za sobą krwawy ślad rozlanej krwi, w której się do tej pory taplał. A mimo to dalej wyciągał łapę do jaja, które już było poza jego zasięgiem.
[NIEME PRZEKLEŃSTWO]
8/10 ; pustynny goniec
Zabij go, nim on zabije ciebie. Rairishnie musiał za bardzo pchać pustynnego gońca do działania. Bowiem skoczył on w kierunku wyeksponowanej, kruchej szyi, aby zatopić w niej zęby—
Bam!
Elf w ostatniej możliwej chwili przełamał runę wyrwaną w pośpiechu z kieszeni. Wokół niego zamknęła się przezroczysta, migocząca bańka. Ochrona zadziałała, ale odcięła go również od tlenu. Teraz leżał skulony na ziemi, podczas gdy jego usta rozpaczliwie szukały powietrza.
Goniec zawahał się tylko na krótką, instynktowną sekundę. Potem wściekłość wróciła. Uderzał głową w barierę, aż z jego czoła zaczęła lecieć krew. Drapał ją pazurami, próbując rozerwać jak pancerz zwierzęcia, ale bańka ani drgnęła. Miał już ponawiać kolejną z wielu prób, gdy w kąciku oka dostrzegł interesujący go ruch.
Inny elf. Dalej, odwrócony plecami, pochylony nad czymś.
Bezbronny.
Łatwy cel.
Podjęcie decyzji zajęło gońcowi ułamek oddechu. Zamiast tracić siły na magię, odwrócił się w stronę nowej ofiary, zostawiając duszącego się elfa w jego błyszczącej pułapce.
[WARKOCZ KOMETY] & [BUDOWNICZY RUIN]
4/10 ; myszolot // 5/10 ; błotoryj
Myszolot wylądował ciężko i nieporadnie – drugie skrzydło pomogło mu tylko o tyle, że nie rozbił się o ziemię jak kamień. Dla Nariego było to pierwsze w życiu szybowanie i zapewne absolutnie nie chciał przeżyć kolejnego w takich warunkach. Ból szarpnął go od ogona do dzioba.
Uderzył go nagle zapach spalenizny. Kiedy odwrócił głowę, zobaczył jogromną, czarną żabę smażącą się na kratce jak na wielkiej patelni. Jej oczodoły ziały pustką. Nie widział nic poza gładkimi jamami po niegdyś paciorkowatych ślepiach. Obok niej topniał lodowy odłamek, wokół którego Nari dostrzegł kilka złotych łusek.
Błotoryjowi zaś pociekła ślinka. Miał świadomość, że nie zostało mu za wiele życia, ale czy można odmówić sobie ostatniego posiłku, kiedy ma się go tuż przed pyskiem? Kiedy instynkt drapieżnika szepcze, że wystarczy tylko jeden, dobry, lepki strzał języka?
[WICHROGŁOS]
8/10
Vunnud koncentrował się wyłącznie na Elredzie, a raczej na jego niezwykłej, niemal nienaturalnej kontroli. Elf poruszał się szybko, ale bez cienia paniki. Zaklęcia płynęły jedno po drugim; płomień formował się nad biurkiem tak gładko, jakby nie istniała żadna przerwa między czarem a pamięcią o nim. Najdziwniejsze było to, że magia nie rozpraszała się na powietrzu jak smocza, gdy dwunóg przywołał inne zaklęcie do istnienia.
Gdy papiery zakodowane dziwnym szyfrem płonęły w jęzorach ognia, pod jednym z nich Wichrogłos spostrzegł runę. A choć dotąd nie znał tego języka, wydawało mu się, że ten symbol oznacza "zmyłkę".
Do czasu, gdy usłyszał za sobą głośne nawoływanie. Vunnud? Elred zamarł, choć nie wiedział dlaczego.
[GWIEZDNY TROPICIEL]
9/10
Słowa, które wypowiedział, miały dziwny akcent, ale w chaosie nikt tego nie zauważył. Nawet nie spojrzano w jego stronę, najwidoczniej nie on tu dowodził. Albo po prostu wszyscy byli zajęci tym, co uważali za najważniejsze dla całego przedsięwzięcia.
Jeden elf niósł jajo i zniknął za rogiem. Inny palił papiery przy stole. A kolejnywalczył o życie, odcięty od tlenu bańką ochronną.
Valnar wziął sprawy we własne ręce. Elf otwierał klatki szybkim ruchem, jedną po drugiej. Zwierzęta jednak nie reagowały tak, jak oczekiwał. Nie wyskakiwały na wolność, tworząc większe zamieszanie. Drżały, wciskały się w kąty, niektóre nie mogły nawet wstać. Dopiero gdy podszedł bliżej, zobaczył stan ich łap. Surowa, krwawa prawda biła po oczach.
W jednej z klatek leżał umierający bies, w metalowym naczyniu, z którego sączyła się nieustannie krew. A jednak zwierzę po otwarciu drzwiczek niespodziewanie zaczęło się czołgać na zewnątrz, choć jego oczy nie patrzyły nawet na Valnara. Skierowane były w ciemny kąt za którym zniknęło jajo.
Ostatnim do wyswobodzenia więźniem był błotoryj przywiązany łańcuchem do stalowej kratki. Pod nią palił się magiczny ogień, a Valnar był dziwnie pewien, że sam narysował odpowiednią runę parę dni wcześniej. Niestety w tym chaosie kompletnie nie zauważył przy butach małego myszolota.
Zresztą, skupił się na tym, by wołać swojego syna. Elf zmarszczył czoło, gdy z jego gardła wydobyło się nieznane mu imię.
Czas na odpis: 28.11 godzina 23:59
Co się dzieje na danym pułapie punktów?
10 punktów: Pełna jasność umysłu
7-9 punktów: Lekkie zaburzenia – bóle głowy, trudności z koncentracją
4-6 punktów: Umiarkowane zaburzenia – halucynacje słuchowe, paranoja, drżenie kończyn
1-3 punkty: Ciężkie zaburzenia – halucynacje wzrokowe, ataki paniki, niemożność odróżnienia rzeczywistości od wizji
0 punktów: Całkowite załamanie psychiczne – postać budzi się w potencjalnie ciężkim stanie.
pingi












