Kiedy przybył do świątyni, księżyc już był wysoko na niebie. Był zmęczony i obolały po przebytej drodze. Rany pokrywające praktycznie całe jego ciało skutecznie pozbawiały go sił. Najbardziej doskwierająca była jednak niepewność, która drążyła dziurę w jego sercu. Wrócił, po tylu księżycach, wrócił. Wolny od cienia, nie stanowił już zagrożenia dla innych smoków. Jednak czy było jeszcze do czego wracać? Czy nie został uznany przez swoich współstadnych za zdrajcę? Westchnął cicho.
Na jego prawym barku widniała runa, jakby wypalony tatuaż kształtem przypominający Słońce. Na łuskach zaschnięta krew, cieknąca z licznych ran, szczególnie ta na grzbiecie była bolesna, ponieważ nieprzyjemne uczucie rozchodziło się po całym jego kręgosłupie. Powoli wkroczył do wewnętrznej jaskini, gdzie swój posąg miał jego patron. Stanął przed górującą rzeźbą przedstawiającą Boga Siły. Ukłonił się przed nim lekko.
– Wiedziałem, że ani na chwilę mnie nie opuściłeś. Dziękuję ci za to, że czuwasz nade mną od czasu, gdy przybyłem na tereny Wolnych Stad. Chciałbym ci się odwdzięczyć, gdybyś potrzebował kiedyś wiernego wojownika, jestem na każde twoje skinienie. W sercu na zawsze będę twoim Ognistym.
Chyba tylko dzięki niemu był w stanie w ogóle wrócić na wolne stada, pomimo stanu, w jakim się znajdował. Ci, którzy patrzyliby na niego z boku, zapewne byliby nieźle zdziwieni, jak Aventus jeszcze trzyma się na łapach. Krótka modlitwa skierowana do Kammanora jednak nie była jedynym powodem, dla którego przyszedł do świątyni.
Miał przecież też obowiązki wobec Słońca. Składał przysięgę, dawał słowo i mimo, że to co zrobił było najbezpieczniejszym rozwiązaniem, musiał ponieść konsekwencję swoich czynów. Próbował zaczerpnąć ze swojej maddary, jednak gdy tylko chciał wysłać impuls, jego umysł przeszedł przeszywający ból. Nie był w stanie nic z tym zrobić. Westchnął cicho. Może impuls doszedł do jej łba? Albo będzie musiał wymyślić coś innego. Nie miał zamiaru ryczeć w świątyni.
Jego kompan doskonale jednak znał intencje smoka. Znał lokalizację groty Arel. W ramach pomocy, wszedł do niej bez zaproszenia, dziobnął samiczkę kilkukrotnie, aby ją obudzić, a następnie zaczął prowadzić do świątyni.
Aventus wyciągnął ze swojej prowizorycznej, podniszczonej już torby pięknie zabezpieczony, niewiędnący kwiat lotosu. Wpatrywał się w jego piękne, niebieskie płatki. Chciałby przekazać go Citi, o ile jeszcze będzie miał okazję. Miał nadzieję, że jej się spodoba... I że wybaczy mu to, że ich zostawił na tak długi czas.
//Modlitwa do Kammanora oraz Powroty Słońca