Znaleziono 6 wyników

autor: Oseltamiwir
27 kwie 2023, 14:30
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Smoczy Grzbiet
Odpowiedzi: 441
Odsłony: 72274

Smoczy Grzbiet

— Aha — westchnął smętnie Oseltamiwir, widząc że jego, jak sobie wyobrażał, misterny plan, poszedł w piguły. — Przepraszam, zapomniałem... znowu. Chociaż to strasznie trudne, pamiętać o tak wielu właściwościach.

Ale w porządku, to jeszcze raz. Nadal zamierzał skorzystać z ognia, dochodząc do wniosku, że skoro już zaczął z nim pracować, to będzie to najlepsza alternatywa, ale może teraz zrobi to w inny sposób...

— Czyli teraz atakuję już Nerona, tak? — upewnił się, po czym postąpił parę kroków w kierunku jasnego smoka, zatrzymując się na wszelki wypadek w miejscu, które z tego co widział, było pozbawione roślinności... Nie byłoby dobrze znowu czegoś podpalić, choć miał nadzieję, że tym razem obędzie się bez nieprzyjemnych niespodzianek.

Gdy tym razem sięgnął do źródła, wyobraził sobie nieco inny czar; ognisty bicz, zlokalizowany kilka szponów od jego prawego barku, ciągnący się od kamienistego gruntu. Bicz miał być grubości kilku łusek i długości ogona. Sama końcówka miała żarzyć się najmocniej i być najgorętsza, aby móc zadawać jak najwięcej obrażeń, miały również opadać z niej iskry, poza tym nieobecne na całej długości płomienia.

Tchnął w wyobrażenie maddarę i posłał bicz przed siebie — miał się owinąć wokół lewego ramienia Nerona, kilka łusek powyżej przedramienia i sparzyć go w miejscu styku bicza z łuskami.

/Neron Proszek
autor: Oseltamiwir
23 kwie 2023, 20:13
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Smoczy Grzbiet
Odpowiedzi: 441
Odsłony: 72274

Smoczy Grzbiet

Jako że dotychczas wszystko co robili, w ten czy inny sposób kojarzyło się Oseltamiwirowi z wodą, stwierdził, że może czas się mimo wszystko wykazać kreatywnością i trochę urozmaicić naukę. Zerknął kątem oka na Nerona, który zdawał się bardzo skupiony, choć młody nie widział żadnych widzialnych efektów... aczkolwiek nie znaczyło to przecież że takowych nie było. Ponieważ jednak zrobienie czegoś podobnego wydawało mu się na obecną chwilę zbyt trudne, aby miało to szanse powodzenia, zarzucił ten plan.
Co mógłby w takim wypadku wykorzystać...
Oh!
Prawda, dotychczas był bardzo zakotwiczony w tym, że jego źródło miało tak wiele wody. A co jest przeciwieństwem wody? Proszek nawet o tym wspomniał, dlaczego nie przyszło mu to do głowy od razu? Sięgnął do źródła.
Wyobraził sobie ciepłe, jasnożółte płomienie. Widział w myślach, jak gorące jęzory niemalże liżą łapy ojca, po jednym źródle na każdą z, nieduże, ograniczone może do kilku łusek w rozległości, ale jak najbardziej zdolne do poparzeń. Nie wydzielały dymu, ale mimo braku materiału palnego, miały wesoło trzaskać.
Ogień wyjściowo nie miał być wcale wysoki, miał może łuskę wysokości, Proszek chciał przecież, aby próbowali go zaskoczyć. Jednak gdy tylko młodzik ugruntował się w tym, że ma pełną kontrolę nad ogniem, zwiększył przepływ maddary. Płomienie, teraz już dużo jaśniejsze i gorętsze, strzeliły do góry. Nie martwił się za bardzo. Niezależnie od tego co by wymyślili, ich nauczyciel był w końcu dużo bardziej doświadczony, a w razie jakiegoś nieprzewidzianego zdarzenia mógł przecież natychmiast odciąć moc.

/Proszek Neron
autor: Oseltamiwir
17 kwie 2023, 14:03
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Smoczy Grzbiet
Odpowiedzi: 441
Odsłony: 72274

Smoczy Grzbiet

Z jednej strony Oseltowi wcale nie uśmiechało się ciskanie w ojca twardymi i ostrymi przedmiotami, jako że członek rodziny to rzecz jednak dość cenna, zwłaszcza jeżeli pozyskana została stosunkowo niedawno. Jakby nie było, trochę głupio gdyby przypadkiem jednak Proszka uszkodzili... No, ale z drugiej strony był w końcu czarodziejem, no nie? Co w zasadzie dwójka totalnych żółtodziobów magicznych mogła mu zrobić?

No dobra, stwierdził zatem Oseltamiwir i spokojnie sięgnął do źródła. Kolec, który wyobraził sobie tym razem, znów miał mieć okrągłą podstawę, ten miał jednak mierzyć około czterech szponów. Smok chciał również, żeby pocisk wyglądał bardziej zgrabnie niż poprzednie kolce, dlatego tym razem średnica podstawy była znacząco mniejsza niż poprzednio — w zasadzie kolec miał przypominać dużą, kamienną szpilę ważącą około pół kilograma. Skała, którą tym razem wybrał na materiał miała być wyjątkowo twarda — być może nie posiadał żadnych bardziej znaczących wspomnień z "Wcześniej", ale kojarzył, że znana jest mu niebywale wytrzymała skała, biała jak śnieg, tylko gdzieniegdzie poprzetykana nićmi szarości, co nadawało warstwowego wyglądu — postanowił więc dokładnie ten materiał wykorzystać.

I tak, długa, gładka, ostra szpila zmaterializowała się na wysokości jego głowy. Pozostał zatem tor lotu i cel.

Ponieważ ojciec położył nacisk na to, aby nie celować w głowę ani szyję, Oseltamiwir od razu mentalnie wykreślił te miejsca, nie chciał w końcu nikogo przypadkiem ukatrupić. Podobnie zrezygnował z brzucha. Po chwili jednak jego oczy rozbłysły, ponieważ znalazł, jak mu sią wydawało, adekwatny cel.

Sięgnął więc raz jeszcze po maddarę, aby nadać pociskowi impetu, i pamiętając o jej punkcie startowym, trajektorii oraz punkcie końcowym, posłał ją wprzód, a kamienna szpila pomknęła w kierunku samego środka prawego ramienia Proszka.

/ Proszek Neron
autor: Oseltamiwir
12 kwie 2023, 0:23
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Smoczy Grzbiet
Odpowiedzi: 441
Odsłony: 72274

Smoczy Grzbiet

Co by nie mówić, Oseltamiwir z pewnością poczuł się odpowiednio zganiony, zwłaszcza że przez jego nieuwagę Neron obił skrzydło. Niby nie wyglądało na to, żeby cokolwiek mu się stało, ale tak czy siak zrobiło mu się wstyd. No bo... no bo co, jeżeli próbowałby zrobił coś bardziej efektownego, znów o czymś zapomniał i tym razem komuś coś faktycznie się stało? Nie, Rejwach miał całkowitą rację, od tej pory będzie już ostrożniejszy. W końcu ekscytacja nie mogła być wymówką na błędy, których łatwo da się uniknąć, jeżeli tylko się odpowiednio uważa.

Pokiwał więc łbem, starając się nie zwracać uwagi na szpony mimowolnie wbijające się w podłoże.

— Rozumiem — stwierdził z powagą, patrząc ojcu prosto w oczy, żeby nie ulegało wątpliwości, iż jest w tym całkowicie szczery. — W przyszłości na pewno będę już ostrożniejszy. I dziękuję, Neronie. Wybacz proszę tę sprawę ze skrzydłem. Ja... chyba po prostu się podekscytowałem; ojcze, pokazywałeś mi, że za pomocą maddary można robić tak wspaniałe rzeczy i się zapędziłem. Przy następnych zadaniach postaram się zwolnić.

Rozpogodził się jednak momentalnie, kiedy Rejwach kontynuował naukę. Kompan... tak, to brzmiało doprawdy imponująco. Już prawie widział siebie, złe wspaniałym zwierzem u boku, który byłby jego towarzyszem na dobre i złe. Który nigdy by nie oceniał, na którego zawsze można by liczyć, i który prawdopodobnie wyciągnąłby go z tarapatów, gdyby Oseltowi znowu przydarzyłoby się zagubić w nieznanej kniei. Na wszelki wypadek. Prawdopodobnie. Co zaś do czarowania wewnątrz żywych stworzeń... Nie, może lepiej było nie rozwodzić się nad tym za bardzo.

— A to właściwie musi być drapieżnik? — zapytał, zaciekawiony przekrzywiając głowę. — Jest jakaś granica w tym, co może, a co nie może być chowańcem? A jak tak to co, jeśli spróbuje się ją przekroczyć? Czar po prostu nie działa, czy jak to jest? I, nie wiem, są jakieś ograniczenia wiekowe?

Trochę się zapalił do pomysłu, trzeba przyznać. Był jednak skłonny odłożyć ten projekt na bliżej nieokreśloną przyszłość, bo chwilę później padło magiczne słowo "telepatia" i mózg Oselta w ułamku sekundy przybrał jednotorowy bieg. Przesyłanie innym swoich myśli? Było coś bardziej super? Znaczy, okej — robienie czegoś z dosłownie niczego było samo w sobie fenomenalne i dużo bardziej imponujące niż idea porozumiewania się na niewyobrażalne odległości. Tylko że, żeby robić naprawdę niesamowite rzeczy chyba trzeba było mieć wyobraźnię, a to już było bardziej skomplikowane. Nie mówiąc już nawet o podzielności uwagi, na którą przecież — a raczej może jej deficyt — sam się przed chwilą nadział. Prawie dosłownie. Ale myśli? Myśli mógł ogarnąć. W końcu komunikacja w wielu przypadkach była kluczowa, zawsze tak sądził. Z wykonaniem może i bywało różnie, ale hej, liczą się chęci.

Poza tym miękki głos Rejwachu stanowił większą otuchę niż się spodziewał, bo wcale nie wydawało mu się, że idzie mu jakoś wybitnie. Jasne, miał prawo do potknięć, ale te ostatnie wydawały się szczególnie spektakularne i Oseltamiwir wcale nie był pewien, czy mu się to podobało. Chciał w końcu, żeby ojciec był dumny. Naprawdę chciał. A skoro był Czarodziejem, to chyba byłoby odpowiednie, żeby jego syn też był w tym dobry... prawda?

— Mamy to sobie wyobrazić w jakiś konkretny sposób, czy to raczej dowolne? — w końcu... jak dźwięk miał kogoś sięgnąć? Po prostu... płynął przez powietrze?

Postanowił spróbować i sięgnął do źródła, co, nawiasem mówiąc stawało się powoli coraz łatwiejsze.
Hej? Ojcze? Słyszysz... słyszysz mnie? Robię to?

Sądząc po całkowitym braku reakcji, nie robił tego. Hm. W porządku. Jedna teoria do wyrzucenia. Ale skoro dźwięk nie płynął tak po prostu przez eter, to co właściwie innego mógł zrobić?
Chyba że w ogóle źle się do tego zabrał.
Może chodziło bardziej o cel niż o drogę. A idąc takim tokiem rozumowania... Czy jeżeli skupi się bardziej na wiadomości docierającej do Rejwachu niż na samym jej przekazie, czy wtedy czar zadziała?

Cóż, był to jakiś pomysł, a jakiś pomysł był lepszy niż żaden, zatem Oseltamiwir ponownie sięgnął do źródła, tym razem skupiając się na treści i celu. Jakby nie był w trakcie wysyłania wiadomości i śledził jej drogi, ona miała już być na miejscu.

~ Halo? Halo? Ojcze? Czy to działa? ~ spytał i uważnie zaczął wypatrywać reakcji. Miał tylko nadzieję, że nie krzyczał.

/ Proszek Neron
autor: Oseltamiwir
06 kwie 2023, 13:10
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Smoczy Grzbiet
Odpowiedzi: 441
Odsłony: 72274

Smoczy Grzbiet

Nowe instrukcje na szczęście były już bardziej konkretne, malec miał więc nadzieję, że ten konkretny etap pójdzie już nieco sprawniej. Tworzenie czarów… cóż, to już było o wiele bardziej obiecujące. Oseltamiwir nie chciał jednak wybiegać zbyt daleko naprzód w swojej ekscytacji, jeszcze coś wybuchłoby mu i jego towarzyszom prosto w pyski, dlatego z trudem spróbował się uspokoić i skupił na maddarze.

W zasadzie może i dobrze się złożyło, że jego źródło wyglądało jak wyglądało, w ten sposób bowiem wyobrażenie sobie przepływu mocy było stosunkowo proste. Problem zaczął się wtedy, kiedy okazało się, że do tej umiejętności potrzebna jest niejaka podzielność uwagi. Z samych słów Rejwachu wynikało, że trzeba pamiętać o wszystkich możliwych właściwościach, a połączywszy to z pilnowaniem ciągłego przepływu maddary… Nie, no dobra. Polecono mu stworzyć tylko coś przypominającego kamienny kolec, w końcu jak trudne mogło to być?

Kolec, kolec, chłodny, kamienny kolec, może o okrągłej podstawie, zwykły, kamienny kolec wysoki na trzy… nie, cztery szpony…

Spróbował wyciągnąć maddarę, dotychczas przepływającą przez jego ciało w zamkniętym obiegu, na zewnątrz. I z dumą poczuł, jak nurt odpowiada na jego wezwanie. Tak, wydawało się że tym razem uda się za pierwszym razem i faktycznie zadanie będzie już z górki. Tylko co tam Rejwach wspominał o miejscu czaru…?

Jego źrenice rozszerzyły się gwałtownie, a sam Oseltamiwir rzucił się w tył, kiedy praktycznie spod jego łap nagle wystrzeliła kamienna iglica, która niemalże dźgnęła go pod brodą. Taaaak, określenie lokalizacji czaru jako absolutny priorytet w posługiwaniu się maddarą miał jednak sens. Dużo sensu.

— Um — wydukał, kiedy już otrzepał się z pyłu i uspokoił szaleńczo bijące serce. — Totalnie to planowałem. Tak było. Nie zmyślam.

Dobra, jeszcze raz, tym razem poważnie i przede wszystkim ostrożnie. Ponownie sięgnął do źródła, tym razem w pełni skupiony na danym zadaniu. Kontrolując przepływ tak, aby pozostał w miarę jednostajny, wyobraził sobie raz jeszcze, kamienny kolec mający okrąg za podstawę, wysoki na około dwa szpony, gładki, twardy i chłodny… i tym razem znajdujący się w bezpiecznej odległości od niego samego, Rejwachu i Nerona.

Tym razem wszystko poszło zgodnie z planem, dzięki bogom, udało mu się uniknąć kolejnego przypału. Wciąż pilnując przepływu maddary, spojrzał na Rejwach z pełną zadowolenia miną.

— O, proszę bardzo — stwierdził pogodnie, zupełnie jak gdyby przed chwilą wcale niemal nie zrobił z siebie szaszłyka. — Taki może być?

/ Neron Proszek
autor: Oseltamiwir
05 kwie 2023, 0:18
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Smoczy Grzbiet
Odpowiedzi: 441
Odsłony: 72274

Smoczy Grzbiet

Czy był pewien że dobrze zrozumiał słowa Rejwachu? Nie, ani trochę, wszystko wydawało się absolutnie abstrakcyjne. Bierze się z wnętrza... Okej, świetnie, to jeszcze jako tako rozumiał. Tylko jak głębokiego wnętrza i gdzie w swoim ciele miał go szukać? Czy mógł utożsamić je z jakąś konkretną lokalizacją... Nie, moment. Ojciec użył również sformułowania "żródło", prawda? Oseltamiwir pokusił się więc o wniosek, że wnętrze i źródło, nawet jeżeli nie są tym samym, to są pewnie silnie ze sobą związane...

Nie ułatwiło to absolutnie niczego. Młody widział wprawdzie już wcześniej jak ojciec czaruje – można było tu przytoczyć choćby węża sprzed chwili czy wesoło kicające króliki w ich jaskini, ale z jego perspektywy wyglądało to tak, jakby Rejwach używał mad dary wręcz nonszalancko. Tak, fakt że za pomocą magii można było stworzyć lub zrobić, jak się wydawało, niemal wszystko, to jednak Oseltamiwir doceniłby, gdyby instrukcje korzystania z niej były bardziej łopatologiczne. Na razie zapowiadało się na to, że całość działa na intuicję, a Oselt prawdę powiedziawszy w istnienie swojej intuicji powątpiewał.

Podczas rozważań zauważył, że Neron zniżył się... cóż, do jego poziomu. Bogowie, doceniał to, zwłaszcza że zaczynał odnosić wrażenie, że jego łapy, nawet jak na smoka w jego wieku są jakieś podejrzanie krótkie w porównaniu do długości.

Ale do rzeczy. Skoro maddara miała tak wiele zastosowań, to musiała być bardzo plastyczna... Tylko to znaczyłoby, że miała też formę, a przecież doskonale wiedział, że śnieżnobiałe króliki były ledwie mirażem, pięknym bo pięknym, ale mirażem... Nie mogła więc mieć z góry narzuconej postaci, bo tę nadawał jej smok. Czyli... równocześnie była i nie była? Ale skoro miała stanowić jego siłę życiową, to musiało to również znaczyć że była, niezależnie od tego czy był w stanie ją pojąć, prawda?

Z konkluzją, że była to forma pewnego absolutu Oseltamiwir zamknął ślepia i spróbował podążać za wskazówkami Rejwachu. Nie było to łatwe, bo już sam lekko wyczuwalny wiatr na łuskach lekko go rozpraszał, jednak chwilę póżniej zaczęło zdawać mu się, że czuje jakiś rodzaj pulsowania w piersi i rozgorączkowany skupił się na nim, próbując dociec skąd dokładnie dochodzi. Nie był pewien co właściwie spodziewał się zobaczyć, ale musiało to być prawdziwie spektakularne, żeby powodować aż takie impulsy. Wraz z jego ekscytacją pulsowanie jakby przyspieszyło...
Ah. Oseltamiwir potrząsnął głową z rozczarowaniem, czując się trochę głupio. Co jak co, ale nie pomyślałby, że nawet pomimo wszystkich tych rozważań uda mu się wziąć bicie jego własnego serca za źródło. Cóż, dobrze, że w swojej głowie był sam i nikt tego nie widział. Chyba.

Skupił się więc ponownie, tym razem bardziej zdeterminowany. W końcu dotrze do źródła, inaczej przecież jak miał nauczyć się robić tak niesamowite rzeczy jak ojciec?
Przez dłuższą chwilę trwał w napięciu, bojąc się choćby poruszyć. Wokół tylko ciemność, spięte mięśnie, drżący ogon... definitywnie nie wiatr i definitywnie nie jego serce. I tak, o mało brakowało a przegapiłby mrowienie rozchodzące się po wszystkich jego kończynach, zmierzające centrycznie ku tułowiu. Na samym początku wydawało się, jakby je sobie wyobraził, jednak po chwili przerodziło się w uporczywy świąd, aż w końcu... coś na niego kapło? I znowu. I jeszcze raz.

Oseltamiwir niepewnie uchylił powieki, a widok, który się przed nim roztaczał sprawił, że otworzył szeroko oczy a z pyska wydobyło się pełne zachwytu sapnięcie. Do tej pory znajdował się wszak na otwartej przestrzeni Smoczego Grzbietu, ale teraz... Teraz stał na małej kamiennej wysepce położonej na samym środku rzeki. Bo też niewątpliwie była to rzeka, o czym świadczył nurt, mimo że była tak szeroka, że zdawała się ciągnąć w nieskończoność. W jej korycie znajdowały się podobne podobne, płaskie kamienie wystające ponad poziom wody, wprawdzie różnych rozmiarów, ale rozmieszone akurat w takiej odległości od siebie, że nadawały się do skakania, a prowadziły do rozciągającej się bezpośrednio przed pisklęciem olbrzymiej ściany wody.
Ach, wodospad. Więc to stąd te krople...

Wiedzony ciekawością chciał dotrzeć do wodospadu, nie minęła jednak chwila a już przy pierwszym skoku poślizgnął się i wylądował w wodzie. A raczej wylądowałby, ale gdy tylko jego łapy osunęły się z głazu odkrył, że z powrotem stoi na Grzbiecie a przed sobą ma dwa dorosłe smoki. No cóż. Był w punkcie wyjścia. Przynajmniej teraz miał jakiś punkt zaczepienia.

— Prawie to miałem — parsknął sfrustrowany, spoglądając roziskrzonym wzrokiem na Rejwach i otrzepując się z wyimaginowanej wody. — Naprawdę prawie.

Fuknął raz jeszcze, żeby poprawić sobie nastrój i na nowo spróbował odszukać Rzekę i Wodospad, tym razem będąc jednak przygotowanym na hektolitry spadających na niego kropel i śliskie, obrobione wodą kamienie. I tak, zajęło to, jak mu się wydawało, sporo czasu, ale wkrótce, jeden ostrożny sus za drugim, znalazł się w końcu tak blisko ściany wodospadu jak tylko był w stanie. Podniecony, tym razem powoli, nabożnie, wsadził pod strumień łapę a następnie cały łeb. I wtedy... Poczuł się jakby części, o których do tej pory nie miał pojęcia że były przekrzywione, nagle wskoczyły na swoje miejsce. Poczuł się cały. I poczuł się znany.

Och. Otworzył oczy, tym razem się już nie otrzepując, po czym zerknął na Rejwach i Nerona równie z siebie dumny, co oszołomiony.

— Znalazłem je — westchnął z zachwytem. — Znalazłem moje źródło.

/ Proszek Neron

Wyszukiwanie zaawansowane