Znaleziono 43 wyniki

autor: Domena Tyrana
24 lis 2025, 12:05
Forum: Świątynia
Temat: Plac przed świątynią
Odpowiedzi: 1922
Odsłony: 121490

Plac przed świątynią

Kolejny raz witała się z wyklepanym gruntem placu świątynnego przy pierwszym karmazynowym błysku świtu. Obiegła spojrzeniem okolice, ale żaden cień sylwetki nie przebijał się przez poranną mgłę – była zatem wciąż sama, nielicząc obecności wartującego proroka. Odczeka rozsądną ilość czasu i, jeśli jej nowy towarzysz jednak nie dotrze, ruszy do Mehrei sama. Choć tego wolałaby raczej uniknąć.
Niezobowiązującym skinięciem łba powitała proroka i wyłożyła przed nim kilka kawałków mięsa, by następnie usadowić się w oczekiwaniu na skraju wydeptanej ziemi.


// 12/4 mięsa za 24.11
autor: Domena Tyrana
19 lis 2025, 22:11
Forum: Mentalki
Temat: Domena Tyrana
Odpowiedzi: 1
Odsłony: 50

Domena Tyrana

Czas nieubłaganie przelewał jej się przez palce. Każdy świt, każda godzina i każda sekunda winna być poświęcona szukaniu rozwiązania, a jak dotąd marnowała je na radosne przygody z tym imbecylem z Ziemi. Chwile utracone na głupotach, których nikt jej nie zwróci, a nadomiar złego południowa granica zaroiła się od jakiegoś podłego ścierwa, na które nie zamierzała wpaść samotnie.
Musiała znaleźć nowego... kompana. Najlepiej dość rozsądnego, choć jak sądziła, napatoczyć się na podobny przypadek było niemożliwością.
~ Do tych, którzy wciąż mają w sobie resztki instynktu samozachowawczego przy przekraczaniu granicy Wolnych... ~ W jej głosie brzmiała typowa, arystokracka uprzejmość – chłodna, pozbawiona ciepła, ale też i nienaganna. ~ Planuję wyruszyć do Mehrei. Jako, że nasze przygraniczne terytoria nie słyną aktualnie z gościnności, potrzebuję kogoś rozsądnego, zdolnego powściągnąć chwilowo swoją dumę dla dobra swojej własnej, dalszej egzystencji.


Wichrogłos
autor: Domena Tyrana
29 paź 2025, 12:07
Forum: Świątynia
Temat: Plac przed świątynią
Odpowiedzi: 1922
Odsłony: 121490

Plac przed świątynią

Zdaje się, że niedługo częsciej jej nie będzie na Wolnych niż będzie. Efekt zdaje się, że przez nią porządany, ale tym razem gula w gardle stawała jej na myśl o kontynuacji tej przygody. Nie było jednak co zwlekać – dzieciak musiał jak najszybciej trafić do jakiejś rodziny.
O świcie stanęła na placu i po skinięciu łbem prorokowi, wyłożyła przed nim parę ochłapów mięsa i kolejną poznaczoną wzorami czaszkę, tym razem woła.


// 12/4 mięsa za 29.10 i Boski Ulubieniec za 6.11.
autor: Domena Tyrana
20 paź 2025, 11:04
Forum: Świątynia
Temat: Plac przed świątynią
Odpowiedzi: 1922
Odsłony: 121490

Plac przed świątynią

O ile samotne wyprawy być może nie były najbardziej rozsądnym pomysłem, to jednak pojawiła się na placu z nadzwyczajnym spokojem ducha. Cokolwiek, co mogło jej się przytrafić było o niebo lepsze niż te mentalne męki, które przebyła ostatnio, rzekomo dla dobra własnego, świętego spokoju. Na wszelki wypadek posłała jeszcze wiadomość do przywódcy z planowanym kierunkiem podróży.
Z pierwszym promieniem słońca wstąpiła na plac, witając proroka krótkim skinięciem łba i poczęła rozkładać przed nim kilka dorodnych ochłapów mięsa. Zapewne mogłaby znów spróbować z jakimś drobniejszym podarkiem, ale szczerze wątpiła, że boska łaskawość pozwoli jej kolejny raz zyskać błogoslawieństwo za pół-darmo.


// 12/4 mięsa (albo 8/4 mięsa, jeśli liczy mi się nieużyty Odkrywca z sierpnia xd) za 20.10
autor: Domena Tyrana
06 paź 2025, 20:38
Forum: Świątynia
Temat: Plac przed świątynią
Odpowiedzi: 1922
Odsłony: 121490

Plac przed świątynią

Miłosierdzie nigdy nie leżało w jej naturze – przynajmniej nie wobec tych, którzy mieli pecha znać ją prywatnie. Publicznie była obrazem łaskawcy; zresztą trudno byłoby inaczej, gdy cień u jej boku był tak despotyczny, że nawet spojrzenie na żebraka z odrobiną ciepła było obrazem niemal świętobliwej cnoty. Cóż, była, gdy jeszcze była w stanie coś tym osiągnąć, a teraz? Może rzeczywiście było to w geście samolubnej łaski – dureń wróci do domu, a jej to nie ugryzie w zad, jeśli któryś z Ziemnych zacznie kojarzyć fakty.

Był wieczór, kiedy w stronę terenów Ziemnych potoczył się magiczny impuls, próbujący wyszukać najbardziej decyzyjny umysł.
~ Do uszu przywódcy Ziemi. ~ Charakterystyczny, neutralny chłód głosu dyplomaty, który nieraz dyktował straty w ludziach, jakby omawiał ilości bażantów, które zeszły ze składzika w czasie uczty – bez jakichkolwiek, zbędnych emocji. Czysty, prosty przekaz. ~ Mam informacje, gdzie zaginął jeden z waszych magów – Łaknący Przyjemności. Żyje, choć to zapewne kwestia czasu. Wyślij kogoś z jego rodziny, jeśli zależy wam na jego powrocie. Spotkajmy się jutro o poranku, na placu świątynnym. ~ Tutaj dopiero nad lód wyłuskał się niewielki fragment determinacji: ~ Wyruszam go odbić.
Zakończyła przekaz, wygłuszając umysł na kolejne pytania, które mogły nadejść. Jeśli zależało im na wiedzy, to dostaną wszystko w swoim czasie, o ile los Łaknącego coś dla nich znaczy.





Był wczesny świt, kiedy wkroczyła na plac dumnym krokiem. Pierwsze promienie słońca dopiero wznosiły nad horyzont, tańcząc po złotych bruzdach na jej ciele i skąpując podłoże pod jej łapami w jasnych odbiciach. O zastała o tej porze proroka, powitała go szybkim skinięciem łba, u jego stóp składając poznaczoną floralnymi wzorami czaszkę wilka. Zaraz potem odeszła na skraj placu, by dać Ziemnym jeszcze trochę czasu nim sama wyruszy. Więc siedziała i racząc się przyjemnym chłodem poranka, sunęła chłodnym spojrzeniem po okolicy, wypatrując nadejścia wsparcia. O ile mogła to tak nazwać.

Barwy Ziemi

// Boski Ulubieniec za 07.10
autor: Domena Tyrana
12 wrz 2025, 8:39
Forum: Świątynia
Temat: Plac przed świątynią
Odpowiedzi: 1922
Odsłony: 121490

Plac przed świątynią

W końcu, po dniach niebios zwalających się Wolnym na łby, nastał moment krótkiej relaksacji w tym nieszczególnie korzystnym klimacie wczesniej jesieni – dzień zwykłych, jasnoszarych chmur, co jakiś czas powzwalających się przedrzeć światłości w stronę ziemi. Idealny na podjęcie spraw niezałatwionych, które wciąż czekały na nią w Śledziówce.
Ale nim jeszcze w ogóle skierowała swoje kroki na plac świątynny, krótką, niemalże lakoniczną wiadomością sięgnęła umysłu Łaknącego. O ile wciąż był zainteresowany, mógł do niej dołączyć, a jesli nie... Cóż. Kompania jej myśli będzie wystarczająca.
Będąc już na placu, złożyła drobną zapłatę z czaszki jelenia, poznaczonej drobnymi, geometrycznymi wzorami, wyrytymi precyzją magicznego dłuta. Nie miało to szczególnie wielkiej wartości, ale sporadycznie takie podarki zdawały się na udobruchać boską opaczność.


// Boski Ulubieniec za 12.09.
autor: Domena Tyrana
01 sie 2025, 22:03
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1061
Odsłony: 120314

Czarny Staw

Długie palce wyuczoną symfonię wybiły w czarnym piachu, grając z taką samą werwą, z jaką obijały się o hebanowe blaty, a jednak kąciki jej ust ugięły się delikatnie, z odrazą – tępe, wygłuszone szuranie było nieadekwatne do tego upustu zbierającej się jej pod skórą irytacji. Westchnęła, z wyraźnym ciężarem, zrywając z nim kontakt wzrokowy, by pomknąć nim po wyniszczonej okolicy, jakby przestawał być godny jej uwagi, a lepsze było już wpatrywanie się w drzewa o zwęglonym listowiu.
Mówił. Oczywiście, że mówił. Jak to trubadur – słowa miał zawsze pod ręką, misternie splecione, pompatyczne, sklejone wedle jego wizji tego, co według niego chciała usłyszeć. Nie przerywała. Sam się nakręcał, a ona... ona słuchała. Nie dla treści – tą już znała, może nie z jego pyska, ale z ust innych. Ale obserwowała, jak się stara. Jak kluczy. Jak się męczy. W jej trzewiach budziło się coś na kształt ciepła, chorego i spaczonego; uciecha z tego, jak bardzo próbuje do niej dotrzeć. Chciałaby zobaczyć, czy może tak podsycać go dalej – aż do momentu, kiedy straci głos od tych wszystkich pochlebstw i prób przebicia się głębiej.
Gdy wreszcie zamilkł, między nimi rozlał się całun ciszy, głuchej, dźwięczącej w uszach. Jej ślepia wróciły do jego pyska nagle – bez łagodności, bez uprzedzenia – jakby samym spojrzeniem zamierzała go rozszarpać.
I co w nich widzisz, grajku? – zapytała cicho, przekręcając lekko łeb, oczami drążąc drążąc go wzrokiem jak drapieżnik badający zwierzynę. Nie było w tym kokieterii, nie było zachęty. Jej tonem rządził tylko chłód wyzwania.
Bo już znała jego odpowiedź. Nie widział nic. Czy raczej widział tyle, ile pozwalała mu widzieć – ochłapy, wyselekcjonowane resztki odczuć, starannie dawkowane. Nic, co rykoszetem wróciłoby do niej samej.
Czasami zastanawiała się, czy sama jeszcze wiedziała, co czuje. Czy wszystko nie było jedynie maską – ostrożnie spreparowaną przez podświadomość tak skrupulatną, że aż dyktowała, co należało czuć. Ale czy to miało jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Bo jeśli maska na stałe zrosła się z twarzą, to czy wciąż była tylko maską?

Dała mu mówić. Choć nie miała ochoty dalej tonąć w sentymentalizmie, który i jej się niechcianie narzucał, udręczając ją wizjami tego, co musiała poświęcić. Powstrzymała odruch zaciśnięcia mocniej szczęki – mimo tych wszystkich spaczeń sączących się z krwi jej rodzicielki, pozostawała przede wszystkim córką swojego ojca. Lepiej było pochłonąć siebie samych, niż odsłonić przed światem choć ułamek swoich trosk i bóli.
Dziękuję.
Nie odpowiedziała od razu. Nie lubiła wdzięczności – nie takiej, wypowiadanej wprost. Wolała tą, która niemo krążyła za nią – w skinięciach łbem, w gestach, w aktach wdzięczności innych niż proste słowa. Zresztą, co miała mu odpowiedzieć? "Nie ma za co?" Wszystko brzmiało nieadekwatnie. Lub, co gorsza, zbyt spoufale.
Dlatego nie powiedziała nic. Tylko odwróciła wzrok, jakby nie usłyszała jego słów. A potem, ze zwyczajnym chłodnym neutralizmem rzuciła:
Niedawno wróciłam do... – Banalizm tego słowa nie chciał przejść jej przez gardło. – Śledziówki... – wydusiła to w końcu, z ledwie maskowanym niesmakiem. – Mają problemy z bandyterką. Napadli na złotnika, nim ktokolwiek z resztkami kompetencji zdążył zareagować. Dwóch już nie będzie sprawiać kłopotów. Został jeden – człowiek-kot. Ten mi umknął, a zdaje się, że to on nimi keirował. – Nie spojrzała na niego. Nie padła żadna propozycja. Nie z jej pyska.



Łaknący Przyjemności
autor: Domena Tyrana
22 lip 2025, 13:53
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1061
Odsłony: 120314

Czarny Staw

Konsensus został osiągnięty; dalsze dywagacje traciły sens, a jej pokłady konwersacyjnej cierpliwości nie stanowiły przecież nieskończonej otchłani. Skinieniem łba zaznaczyła więc cienką linię porozumienia, którą właśnie udało im się zawrzeć, po czym temat oddała w tymczasowe zapomnienie.

Niebezpiecznie blisko, Łaknący, ocierasz się o banał. – Rozbawienie uleciało z jej głosu, ustępując miejsca dominującej suchości. Rozsądnym byłoby stwierdzić, że te komplementy wprawiają ją w lekką irytację, ale… w kącikach zielonkawych ślepi jarzyło się coś na kształt samozadowolenia. – To musi być męczące – dodała, zerkając na niego spod przymrużonych w zamyśleniu ślepi. – Tak balansować na granicy pochlebstwa i prawdy. A jednak... – uniosła lekko podbródek. – ...potrafisz sprawić, że brzmi to jak prawdziwa sztuka.
Uściski i klepnięcia w bark nie były językiem, którym posługiwała się biegle, choć fragment jej duszy wciąż jeszcze tkwił w ojcowskich zastępach, a odłamki żołnierskiego braterstwa nie stały się jej zupełnie obce. A jednak wciąż przodował chłodny, arystokratyczny dystans – słowa pocieszenia nie leżały w jej naturze.
Jej spojrzenie zeszło z jego lica, pozwalając mu wspominać poległego bez dodatkowej pary ślepi, śledzącej każdą emocję, jaka przemknęła mu przez pysk.
Nie każdy, komu przyjdzie odejść, zostawia po sobie ślad. Twojemu przyjacielowi udało się uczynić więcej – cząstkę siebie przelał w Ciebie. A ty nie pozwalasz mu zamilknąć. – Tak jak dziedzictwo jej ojca wciąż żyło, jako fragment jej jestestwa – w charakterze, w poglądach, w ambicjach. I po części nawet w jej postaci. Półprzymknięte ślepia na moment skupiły się na zasnutej złotymi żyłami łapie. Tkwiła tak chwil kilka, przeklinając się w duszy, że jeszcze wiele księżyców minie, nim będzie mogła godnie wynieść tą ojcowiznę na należny jej tron. Zaraz wzrok na nowo skupił się na ślepiach samca, bez uśmiechu na pysku, ale też bez chłodu. – Jego imię może nie zapisze się w dziejach kronik, ale przetrwa w twoich pieśniach, dopóki ty wciąż będziesz grać.



Łaknący Przyjemności
autor: Domena Tyrana
19 lip 2025, 22:18
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1061
Odsłony: 120314

Czarny Staw

Pozbawianie ptaka strun głosowych z całą pewnością byłoby czynem niemoralnym, ale też nie miała do czynienia z kreaturą, która komunikowała się tylko śpiewem. W tym przypadku zdecydowanie gorsze byłoby pozbawienie go jęzora – nie zostałby mu ni śpiew, ni mowa; rozważania były tu czystą teorią i barbarzyństwem byłoby pozbawiać taki talent narzędzia do pracy.
Doceniam wysiłek – spojrzała na niego z nieoczywistą łagodnością, której trudno było się spodziewać po lodowatych słowach, które kierowała do niego jeszcze kilka chwil temu. – To kwestia umiaru. Kundel z natury szczeka, jednak szkolony ogar nawet nie piśnie, kiedy wystawia łowczemu byka. Tak jak i ja, przez wzgląd na bestialskie korzenie, czasem mam ochotę poddać się aktom dominacji przez agresję... Nie mniej nigdy nie uniosłam łapy na podobnego sobie, gdy z ust sączą mu się tylko głupoty. – Cóż, nigdy nie bezpośrednio. Za duża by to była skaza na jej wizerunku. – W chwilach tego wymagających można, oczywiście, do jakiegoś stopnia powołać się na swoje smocze dziedzictwo – w samoobronie chociażby. Ale to musi być wybór. Nie impuls.
Jak przenieść kwestie instynktownej agresji na zwyczajne, ptasie trele? Z trudem; za kompromis uznałaby tutaj wydawanie takich odgłosów w rozsądnych momentach – w wolnych chwilach, wędrówkach, a nie w konwersacjach.

Dla niej? Wolała spoglądać na to w kategorii pieśni ruchu oporu niżeli pochwalnych peonów, w końcu tak też brzmiało. Poza tym łagodniejsze dla ludzkiego umysłu było utożsamianie się z ideą, a nie z postacią na jej czele – to pierwsze łatwiej przechodziło przez gardło, nieskalane przez nią i przez powiązanie z jej ojcem. A jeśli sam cel idei miał ostatecznie wynieść ją na tron, to nie będzie rozpaczać nad tym, że uwaga niekoniecznie skupia się całościowo na niej. Ale czy było sens mu to tłumaczyć?
Jedynie kąciki jej ust zadrżały, na moment wykrzywiając ten szczery uśmiech, którą na siebie przywdziała.
Hm – zmrużyła lekko ślepia, przeciągając spojrzeniem po jego pysku z powściągniętym rozbawieniem. – Masz talent nie tylko do pieśni, ale i do łechtania cudzej próżności. – Gdzieś z pomiędzy tej dawki wszelakich uczuć, którą sobą prezentował, wychwyciła też ułamek tremy, czy też zakłopotania – zręcznie przeszła dalej, w nagłym przypływie miłosierdzia dla rozemocjonowanego śpiewaka... Albo nie chcąc dalej zagłębiać się w kolejne epitety jej majestatu. Jedno z tych dwóch. – Wspomniałeś o kimś, kto Cię nauczył grać. Kto to był?



Łaknący Przyjemności
autor: Domena Tyrana
01 lip 2025, 13:01
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1061
Odsłony: 120314

Czarny Staw

Nierealny obraz w jego ślepiach był jej rzeczywistością przez większą część jej dotychczasowego jestestwa; mus i utrapienie zarazem dla kogoś jej pokroju – wszelkie próby odpłacenia się za niekoniecznie przychylne edykty jej ojca, kończyły się prędkim rykoszetem w stronę mąciwody, ale czarne płaszcze gwardii lorda niekoniecznie budziły uznanie wśród pospólstwa. Temu zrzucała je często, na rzecz lepszej opinii publicznej; a pozwolić sobie na to mogła przez wzgląd na nieco militarystyczne wychowanie – magia zdawała się wystarczającą protekcją względem większości ludzkiego ścierwa.
Niemniej... Tęskniła. Za niepodważalną wiernością. I za kapką ludzkiego pazura istoty inteligentnej.
Natomiast... Czy był to taki abstrakcyjny widok? Nie dla niej. Podziały gatunkowe nie miały dla niej znaczenia, ba, zapewne bliżej jej było do humanoida niż do smoka i sama też wolała tak myśleć – identyfikować się wolała z istotą cywilizowaną, a niżeli prymitywną bracią, ale w tej sytuacji nie do końca mogła wybierać.

Jak wróbel, powiadasz? – Jej wzrok przesunął się po nim chłodno, choć bez jawnej niechęci. Dokładny, krytyczny, niemalże rozbijający jego postać na czynniki pierwsze. W końcu zmrużyła oczy na wysokości owego „brzucha”. – Sądzę, że przeceniasz wróble w porze zimna. W ich miejsce widzę raczej knura, który dorobił się na chłopskim polu. – Głos miała jak zwykle opanowany, ale tym razem podszyty był wibracjami lekkiego rozbawienia. Nie było w tym ani cna pogardy. – W niektórych kulturach pokaźny kałdun rozpatrywany jest jako cecha pożądana; widziałam nawet szlachciców, którzy z dumą prezentowali podobne atuty – jako oznakę dobrobytu. Albo raczej braku umiaru... – Althemaris spoglądała na to przez pryzmat użyteczności, a w przypadku masy tłuszczowej więcej znajdowała wad niżeli pozytywów, a samicy, która musiała mieć jakąś prezencje, duży brzuch zwyczajnie nie przystawał. Nie, żeby kiedykolwiek chciała go mieć...
Wróciła zaraz to tematyki, od którego to wszystko wyszło.
Nie piję do śpiewu – zaczęła raz jeszcze, twardo i chłodno, chcąc sprostować błędne spojrzenie. – To nie dźwięk dla samego dźwięku, nie sposób na zwrócenie na siebie uwagi, jak popiskiwanie głodnego pisklęcia. To akt rozumu – ułożona melodia, rytm, sens, przesłanie. Wymaga inwencji twórczej.
Ćwierkanie natomiast... – skrzywiła się lekko. – ...to rzecz przysługująca zwierzętom. To odgłos potrzeb, nie myśli. Instynktowne, automatyczne. Ujmujące na honorze inteligentnego stworzenia, które już wystarczająco postrzegane jest jak zwyczajna, prosta bestia przez całą resztę myślącego świata.
Zamknęła usta, kończąc wykład, i uniosła lekko łuskowatą brew – zrozumiał?

I znów zapaść mogła we względną ciszę, wsłuchując się w słowa kolejnej pieśni. Tu już nie musiała wczytywać się w wątpliwej jakości rozważania nad przesłaniem utworu, bo miała je jak na dłoni. Dostała to, czego chciała, więc w niemym zadowoleniu chłonąć mogła całość zwrotka po zwrotce, przywdziewając na usta zalążek uśmiechu. Zielone ślepia przymrużyły się, gdy ostatnie kilka słów zawisło w powietrzu. Jej postawa nieco zmiękła, napięcie z mięśni nieco zeszło, ale wciąż widać było w niej chłodną dumę, godną kamiennego popiersia jakiegoś monarchy.
Oto właśnie prosiłam – odezwała się cicho, z wyraźnym uznaniem, ale bez większej egzaltacji. – Pieśń, która niesie wagę. Nie śpiew dla samego śpiewu, o rzeczach błahych, ale historia godna opowiedzenia.
Czujne spojrzenie skupiło się na jego pysku, by zaraz przynieść pochwały – nie nadto czułe, ale celne.
To jest pieśń, którą warto ponieść i której nie trzeba się wstydzić. Gdy wrócę – a wrócę – może zaśpiewają ją dla mnie dzieci tych, którzy staną za mną. Chociaż ciężko będzie o lirę korbową dla każdego... – Uśmiechnęła się, już szczerze i ciepło, z wyrazami uznania.



Łaknący Przyjemności
autor: Domena Tyrana
19 cze 2025, 17:20
Forum: Kwiatowy stragan
Temat: Kwiatowy stragan
Odpowiedzi: 44
Odsłony: 1232

Kwiatowy stragan

I szlachcianka ostatecznie pojawiła się w gnomim obozowisku, wpierw dając sobie kilka chwil na obejrzenie całego asortymentu. Obwoźni handlarze, jak to już bywa w ich przypadku, handlowali czym popadnie, od inwentarza, przez wyroby wszelakie, aż po rzadkie kamienie szlachetne. Althemaris akurat nie interesowała w tym przypadku rzadkość a, o dziwo, użyteczność, ale i w tym przypadku uda jej się coś ugrać, sądząc po tej wystawce.
Bukiet za kilka kamieni? Dziwna to waluta, ale nie mnie oceniać... – Na ladę wyłożyła zaraz z torby kępkę kwiatów wszelakich i zaczęła wypytywać o konkretne typy kamieni.


  • 2x niezapominajka, 1x len – szafir
    1x hiacynt, 1x szałwia, 1x krokus – ametyst
    3x koniczyna, 1x róża, 1x jeżówka, 1x kąkol – koral, rodonit
    2x żonkil, 1x miłek – cytryn
autor: Domena Tyrana
16 cze 2025, 10:44
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1061
Odsłony: 120314

Czarny Staw

Łeb Tyranki uchylił się nieznacznie na bok, a spojrzenie zielonych ślepi mocniej skupiło się na samcu, gdy ta ważyła jego słowa. Tak, poniekąd miał rację.
Mhm. Nie szczycą się niczym innym, jak tylko najczystszą formą wierności – choćby ich naturalne instynkty wyły o rozerwanie mi gardła, to żadne z nich nie będzie do tego zdolne. Choćbym paliła wioski, mordowała ludność i z ich zwłok robiła sobie nową formę sztuki, to i tak wciąż wiecznie będą przy mnie. Perfekcyjna by to była ochrona, gdyby tylko nieco bardziej... ludzka. – Takie spojrzenie na to miała lordówna. Słaba, skuta w ograniczających więzach smoczej magii forma nie stanowiłaby większego zagrożenia dla czegoś o ferworze rozszalałego przedstawiciela jej gatunku, ale stanowiła stosowny środek odstraszający. Tyle wystarczało – czego oni nie powstrzymają, to dobić mogła ona sama, natomiast w przypadku gdyby jej ocena była mniej słuszna, dadzą jej wystarczająco dużo czasu na wykonanie taktycznego odwrotu.

Zmrużone oczy otaksowały jego postać od góry do dołu, skupiwszy się w końcu na istotnym aspekcie jego persony – dźwiękach jakie z siebie wydawał. Budziły w niej zwyczajny niesmak; myślące kreatury ich pokroju, zdolne do mowy, powinny oddzielać się od pozostałego, bezmyślnego stworzenia jak tylko mogły. Niewiele różniło ich wyglądem od prostych bestii, więc decydowała się oddzielać od nich choćby i zachowaniem, inaczej reszta inteligentnego świata nie zobaczy w nich czegoś na swoim poziomie, a jedynie kolejne zwierzę pokroju niedźwiedzia. Nie zobaczyłby jej ryczącej jak byk na rykowisku, mimo, że nosiła ich rogi.
Ciekawa metoda wyrażania emocji... – skomentowała w końcu, lustrując go zmrużonymi ślepiami. – Ale czy aby na pewno jesteś wróblem? – W chłodnym tonie jej głosu dało się wyczuć jeszcze chłodniejszą szpilę lekkiej drwiny.
Pozostawiła go z tym pytaniem, wróciwszy już myślami do sedna tej rozmowy. Jej interpretacja była więc kompletnie odmienna od zamysłu, ale tym błyszczała liryka – mnogością interpretacji, które ostatecznie nijak miały się do oryginalnego zamysłu autora. Nie było co na tym więcej gdybać, zwłaszcza, gdy twórcę miało się przed sobą.
Miała w sobie ziarenko zadufania w sobie, jak zresztą zapewne większość jednostek z jej warstwy społecznej, ale dziś nie chciała słuchać peanów kierowanych ku sobie.
Niech będzie to melodia o dniach, które dopiero mają nastąpić. O krwi przelanej za prawdę i sprawiedliwość, o powrotach i odrodzeniu – powiedziała chłodno, stukając pazurami o ziemię, jakby wciąż jeszcze głowiła się nad jakimś aspektem tego żądania. – O ostatecznym triumfie.


Łaknący Przyjemności
autor: Domena Tyrana
13 cze 2025, 12:14
Forum: Świątynia
Temat: Plac przed świątynią
Odpowiedzi: 1922
Odsłony: 121490

Plac przed świątynią

Czuła niedosyt odrobinę goryczy po ostatniej wyprawie; tutejsze rejony okazały się nadzwyczaj ubogie w dobra luksusowe, a przez to ceny tych towarów wołały o absolutną pomstę do nieba. A Althemaris pozostawała biedniejsza od kościelnej myszy i to najsłuszniej byłoby zmienić jak najszybciej. Tylko ciekawe czy ta mieścina będzie miała jakikolwiek użytek z jej zdolności dyplomatycznych... Cóż. Przekona się.
U progu świtu wychyliła się ze skraju placu i w ramach zyskania sobie przychylności tutejszych bożków – choćby po to, by ktoś dowiedział się dokąd się udała, jeśli coś pójdzie nie tak – złożyła przed sobą prostą, drewnianą figurkę lwa. Cud, jakie rzeczy magia mogła wyrzeźbić w drewnie, jeśli tylko miało się wystarczająco dużo czasu i precyzji.
Na wszelki wypadek na odchodne posłała jeszcze wiadomość do Hermesa, z planowanym kierunkiem marszu. Przezorność jeszcze nikogo nie zabiła.


// Boski ulubieniec za 13.06.
autor: Domena Tyrana
05 cze 2025, 20:01
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1061
Odsłony: 120314

Czarny Staw

Pysk ściągnięty mocno w upuście podejrzliwości rozwarł się na moment, by ta wydobyć się z siebie mogła gorzkie prychnięcie. Nazwać tą dwójkę gwardią obrazą było dla tych wartowników, którzy niegdyś jej służyli – ci wierniejsi byli nawet od psów, a choć kompani w tej dziedzinie mogli z nimi rywalizować, tak brakowało im dyscypliny. Katowski topór nie mógł zawisnąć nad ich szyją, to i brakowało im zachęty do uniknięcia podobnego losu.
Gwardia, powiadasz? – odparła w końcu, z kłująco chłodną kpiną ukrytą pod warstwą oschłości. Rogaty łeb przekrzywił się nieco na prawo, poniekąd jakby rozważała jego słowa, choć wpite w jego lico zielonkawe ślepia sugerowały, iż niemo powątpiewała w jego pojmowanie słowa "gwardia". – To zaledwie... niezbędne minimum, by zachować jakiś ład. Interesariuszy z nadmierną uprzejmością i błyskiem niebezpiecznej determinacji w oczach powinno trzymać to na bezpieczny dystans. Podobnie jak i zwyczajnych natrętów. – Jej głos przystanął na ułamek sekundy dłużej na "powinno" – ewidentnie nie miało to miejsca, przynajmniej w jej opinii. Niechże wybierze sobie kategorię, do której woli należeć; ona nie wiedziała, w której z nich jego cechy byłyby bardziej reprezentatywne.

Bez obarczania tej decyzji słowami przyzwoliła mu na śpiew, a zmrużone ślepia, półprzymknięte pod ciężarem ciągłego kwestionowania tego najścia, utkwiła gdzieś w horyzoncie, w czarnych drzewach pobliskich dolin. Wzbudził w niej niemą aprobatę, jak tylko odnotowała obecność innego instrumentu niż smoczy pysk, bo w końcu brukał nim ten prymitywizm tego miejsca, ale to tyle; jej uszy bez ustanku szukały w tym podstępu, podprogowego przekazu, czegoś, co wybiłoby ją z tej zatwardziałości. Nie znalazła jednak nic... Ot, normalna pieśń, zapewne mająca jakieś podłoże.
Dziwne...
Cóż, przynajmniej nie próbujesz mnie przekonać, że to kraina mlekiem i miodem płynąca. Już za to należą się owacje na stojąco... – skomentowała cierpko i teatralnie klasnęła łapami, dając echu ponieść się po martwej ziemi. – Ale doceniam staranie. Piosenka była ładna. Tyle Ci mogę dać. – Nie był poważanym śpiewakiem z jej stron, ale talentu nie dało się mu odmówić.
Chyba, że była to próba zajścia mnie od dobrej strony... – teoretyzowała, spoglądając ku niemu z ironicznym uśmiechem, a jednak w jej oczach dało się wyczuć odrobinę uznania. – Gratuluję... Nim zaczniesz wygłaszać swoje racje, słusznie jest rozbroić przeciwnika, choćby i trafną pieśnią. – Z jej ust wydobyło się sztuczne westchnięcie. – Ale za dużo widziałam, żeby miało to na mnie większy wpływ.
Skoro ten aspekt mieli już za sobą, to mogła w końcu przyjrzeć się treści ballady.
Jeśli dobrze rozumiem, przesłaniem jest poszukiwanie siebie w drodze? – Uniosła łuskowatą skórę na łuku brwiowym niemalże pytająco i poczęła stukać miarowo pazurami o ziemię.


Łaknący Przyjemności
autor: Domena Tyrana
31 maja 2025, 23:20
Forum: Kwiatowy stragan
Temat: Wymiany kwiatów
Odpowiedzi: 34
Odsłony: 447

Wymiany kwiatów

Ode mnie do Rozkosznego 1x biały (marchew).
Od Rozkosznego do mnie 1x fioletowy (szałwia).

Ode mnie do Łaknącego 1x różowy (róża).
Od Łaknącego do mnie 1x żółty (miłek).
autor: Domena Tyrana
28 maja 2025, 14:39
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 826
Odsłony: 102977

Mały Wodospad

Ujmującej udało się wyrwać ze zmasowanego naporu jej ataków i Althemaris powinna się zapewne z tego powodu radować. W końcu nie poddała współstadnej transformacji w gwieździsty ochłap mięsa, a któryś z wpisów mglistego kodeksu nie pozbawi ją głowy; raczej to ona wpierw pozbawiłaby się nowego lokum zanim do czegoś takiego zdążyłoby dojść, ale teoretyzowała. A jednak pędziła za nią ze szczęką zaciśniętą aż nazbyt mocno, wyraźnie rozdrażniona swoją niemocą względem drugiej czarodziejki.
I zaraz ta niemoc przerodziła się w istną wściekłość, kiedy przed nią wyrósł gigantyczny okrąg światła, ale nijak nie widziała w nim księżyca, przez to ciągłe pulsowanie. Najpierw próbowała przed tym się bronić – przymrużyła ślepia tak bardzo, że ledwie cokolwiek widziała przez szparki, które jej zostały, klnąc w duszy na zielone ślepia nijak przyzwyczajone do oślepiającego słońca pustyni. Druga samica stała się smugą, za którą wciąż szło podążać, choć w tym niewidoku ataki wyprowadzała bardziej z pamięc – znała budowę ciała drugiej, a jeśli widziała akurat jej tył, to wiedziała też, gdzie leżeć może przód. Rąbała skrzydłami, usiłując dorwać Hekate, która była już blisko, jednocześnie dając upustu swojej magii, która zaczęła wyć o krew czarodziejki, znieważona tym starciem bez końca.
Dwa ogony pod brzuchem czarodziejki z magii Tyranki formować się zaczęła istna abominacja, fragmentarycznie, bo ciężko było złożyć z miejsca przy takim świetlnym pokazie – wpierw powstał wyłysiały z piór tułów, o skórze tak bladej, że niemalże przezroczystej, a żebra można było policzyć nie przypatrując się nadto ciału. U dołu ciała zaraz powstały łapy, a wraz z nimi długie, krogulcze szpony, o szklistym, bladoniebieskim wyglądzie, choć w swojej strukturze dalej były bardziej ciałem, a niżeli czymś martwym. Później powstały skrzydła – te posiadały już jakieś formacje piór, chociaż dalej wybrakowane, ciemnoniebieskie w swojej barwie. A później, u szczytu tułowia uformował się sokoli łeb, z rozwartego w chorobliwym wyrazie pyska, strasząc dziwnym, bladym, granatowym blaskiem. Kolejny upust maddary i twór wzniósł się w górę, wylatując pędem po prawej stronie drugiej czarodziejki, a ona sama mogła poczuć aurę istnego chłodu, która właśnie kłuła ją w skórę. Kpiła sobie z niej, tworząc odwróconego feniksa, który w końcu opaść miał szponami na jej pysk, szarpiąc i mrożąc to, do czego akurat Alt dała radę wypatrzeć w tym blasku, ale teraz twór i samej Ujmującej przesłaniał widok.
Zaraz swoje wściekłe spojrzenie Domena zwróciła na tarczę światła, która wciąż utrudniała jej widok, o ile Hekate nie odpuściła sobie podtrzymywania tego tworu pod naporem atakującej bestii. Ta zaraz rozpadła się w drobny mak, by dać szansę uformować się jej nowemu tworowi – kilka ogonów przed epileptycznym księżycem powstała grupka niewielkich, metalicznych fragmentów, przypominających z wyglądu groty strzał. Te kolejnym przypływem magii miotnięte zostały w stronę tarczy, którą miały rozbić w drobny mak.
Teraz była już wolna... poniekąd. Bo skończyć musiała ten trening raz, a dobrze. Przed Tyranką uformował się długi sznur szczerego złota; wytrzymały i giętki jednocześnie, jak typowo marynarski splot, jakby utrzymać w ryzach miał coś nadzwyczaj ciężkiego, a jednak połyskujący jak najdroższa biżuteria. I ten pchnęła w stronę Hekate, by w momencie, kiedy ta wzniesie swoje skrzydła znów w górę, oplótł się u ich podstaw, przyciskając je boleśnie bliżej siebie, do szczytu grzbietu. Ostatecznie zamierzała któreś z jej skrzydeł po prostu wyłamać ze stawu albo połamać, a czarodziejkę spuścić prosto w dół.
Odpuściłaby, oczywiście, w stosownym czasie, gdy ta opadłaby za nisko, by jakoś mogła się z tego wyratować.


Feniks pośród Chmur
autor: Domena Tyrana
26 maja 2025, 13:03
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Lustrzany las
Odpowiedzi: 764
Odsłony: 107486

Lustrzany las

Tutejszych ziem? Ha, to Ci dopiero! Na jej pysku zaledwie na moment zagościł krzywy półuśmiech, a ślepia przymrużyły się w ekspresji nagłego rozbawienia. Nie dość, że miał zapędy aktorskie, to jeszcze parał się komedią! Wszak o ile wierzyła w prymitywne formy sztuki, jakie te gady były wstanie kreować, tak jakikolwiek teatr tutaj brzmiał dla niej jak żart. Teatr dla kogo? Dla dziesięcioro gadów? Żaden to teatr, a prędzej już, znając marną pulę dziedziczną tutejszych smoków, występy przed rodziną. Ale dobrze – niechże samiec trzyma swoje sekrety przy sobie.
Nie zatraciła jeszcze zdolności czytania między wierszami, choć to imię było raczej otwartą księgą pisaną łopatologicznym językiem. Nie było czego tu świętować, ale i tak potwierdzenie swoich domysłów zwieńczyła krótkim pomrukiem i delikatnym skinięciem łba.

Cierpiała na ciężką przypadłość bezustannego rozpatrywania jej przeszłości, która rozsiewała się po okolicznych gadach, gdy tylko usłyszały, że nie jest tutejsza, ale nie sposób było im się dziwić – ktoś jej pokroju raczej nie osiada tutaj z własnej, nieprzymuszonej woli.
Przebywam na przymusowym urlopie dyplomatycznym – odpowiedziała chłodno, niemal mechanicznie, jakby odpowiadała na rutynowe pytanie na kolejnej radzie. – Tymczasowo – dodała zaraz. – W oczekiwaniu na lepszy klimat. Te ziemie, choć ubogie w sztukę subtelności, oferują jako taki spokój.
Zatrzymała twarde spojrzenie na jego piaskowych ślepiach, nim to ona zmieniła kierunek rozmowy – pytanie niezobowiązujące, a jednak da jej nieco wiedzy na inne stada.
Nieczęsto przychodzi mi zamieniać słowa ze Słonecznymi, to i obce jest mi wasze spojrzenie na świat. Ciekawi mnie, czy wasze zasady są równie nieugięte, co przepisy w mglistym kodeksie, czy raczej pozostajecie... elastyczni?


Udany Połów

// Sorry za grubą obsuwę.
autor: Domena Tyrana
19 maja 2025, 13:22
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1061
Odsłony: 120314

Czarny Staw

Nim jeszcze ziemny samiec sięgnął opuszkami łap pierwszego kamienia na szarawej, spękanej glebie, do interwencji przystąpiła straż przyboczna – czy raczej jej żałosna imitacja – stając w obronie arystokratki przed nachalnym pospólstwem. Pierwszy wyrwał się barghest, jak zawsze unosząc się nadmierną, parszywą w swoich pobudkach protekcyjnością wobec swojej damy i rzucał w kierunku obcego stek ostrzegawczych szczeknięć, które brzmiały, jakby zaraz ze zwykłych przestróg przejść miał od razu do wyrywania gardeł. Zaraz jego zapały zdusił bardziej powściągliwy Sol – on nie miał w planach topienia się w cudzej krwi, a choć też zanosił się lwimi pohukiwaniami, tak te miały trzymać drugiego smoka w bezpiecznej odległości, dla dobra jego samego. I tak też jej gwardziści czynili, co mogli, by mogła choć trochę godności dawnego życia zachować, w tym jakże niegodnym kogoś jej pozycji miejscu.
I zaraz ten zgiełk w ułamku chwili przygasł.
Dość. – Nawet nie podniosła głosu, a sam dźwięk przeciął powietrze jak nóż. – Wróćcie na pozycje. – Niegdyś taka samowola byłaby nie do pomyślenia; z drugiej zaś strony zdawała sobie sprawę, że za strażników miała dwójkę bestii. Ostrzegali zwierzęcym krzykiem, a nie słowną groźbą.
Ci zaraz rozpierzchli się na boki, jakoby rażeni piorunem, i odeszli w swoje strony, by obserwować okolice z same spotkanie z dogodnej odległości od dwójki gadów – tyle, żeby dać im prywatność i tyle, żeby w porę zareagować.

W końcu częściowo przymrużone, zielonkawe ślepia zatrzymały się na licu Łaknącego, z niemą podejrzliwością rachując jego zamiary – jeśli przyszedł jej tu mędrkować o wspaniałości Wolnych, to niechże się odwróci i pójdzie, póki miała jeszcze cierpliwość. I podchodzić ją zaczął od odpowiedniej strony, nakłaniając do rozmowy – niechże mu będzie, zagra w jego grę dalej, o ile trzymać się będzie względnego neutralizmu.
Możesz się przysiąść, jeśli musisz. Nie licz jednak na uprzejmości, jeśli zdecydujesz się nadwyrężyć moją cierpliwość – odparła sucho, wciąż jeszcze mierząc go spojrzeniem pełnym rezerwy. Oby to było warte jej czasu, choć po prawdzie miała go aż nadto.


Łaknący Przyjemności
autor: Domena Tyrana
16 maja 2025, 14:06
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Lustrzany las
Odpowiedzi: 764
Odsłony: 107486

Lustrzany las

Kolejny przeszywający powietrze syk wydarł się z gardzieli uczepionego gałęzi nie-orła, teraz już będąc całkowicie zbędnym – i ona dostrzegła już powidoki ruchu za jednym ze szklistych drzew. Wyżej uniosła uciemiężony jelenim porożem łeb, z dumą odsłaniając szlachetną gardziel, i powitała obcego przenikliwym spojrzeniem zielonych ślepi, w których zaraz zabłysnął aspekt lekkiej ciekawości. Ach, kolejny zagubiony artysta... Wolne ścieliły się dziesiątkami takich dusz, a jednak ich dorobku szukać tu jak ze świecą.
Czy to talent własny, czy raczej pokłosie zbyt częstego obcowania z aktorską trupą? – Łuskowaty łuk brwiowy uniósł się w górę na wzór ludzkiej mimiki, z którą przecież do niedawna obcowała najwięcej. Z grzeczności względem swojego rozmówcy zatrzasnęła dziennik, by zaraz schować go w głębi swojej torby. Pióro dołączyło do niego po chwili, schowane w niewielkim pudełeczku, zaraz obok buteleczki z atramentem.
I raz jeszcze czujne spojrzenie wróciło na lico Słonecznego samca, nim równie wyważonym tonem kontynuowała.
Domena Tyrana. Szlachcianka. Polityczka. Chociaż teraz z przerwą na zajmowanie jakże dostojnej pozycji czarodzieja Mgieł. – Och, jakiż to był gromki upadek. Ale mniejsza o niej; nie nabyła nigdy narcystycznej skłonności do rozmawiania o sobie, jaką dzieliła jej arystokratyczna brać i bardziej interesował ją Słoneczny, czy raczej różnice pomiędzy społecznością Mglistych a Słonecznych. Rozmowę trzeba było jednak stosownie zacząć. – Udany Połów, hm? Nie spodziewałam się spotkać rybaka w lesie. Rozumiem, że dobór imienia nie wziął się znikąd – łowca, jak mniemam?


Udany Połów
autor: Domena Tyrana
16 maja 2025, 7:26
Forum: Świątynia
Temat: Plac przed świątynią
Odpowiedzi: 1922
Odsłony: 121490

Plac przed świątynią

Zielonkawe ślepia dziedziczki przetoczyły się po placu, w celu nieco zbędnym, zważywszy na to, że kolorową sylwetkę Łaknącego zauważyć się dało już z daleka – teraz jej brakowało; ewidentnie nie dotarł jeszcze na miejsce, bądź też odrzucił jej propozycję. Czas pokaże.
Pierwszy raz prosiła panteon o ochronę, z lekką niechęcią, ale jednak. Okoliczne ziemię były jej obce, a opowieści o ich niebezpieczeństwach słusznie wybiły jej z głowy wycieczki na własną łapę. Ostatnio przyszło jej opróżnić własne zbiory na kolejne wizyty w kwarcach; nie pozostało jej zatem nic, za wyjątkiem wiązanki świeżych, polnych kwiatów, którą zebrała nieco wcześniej. Podobno niekiedy przyjmowali takie opłaty. Położyła ją przed sobą i czekała na jakąś reakcję.


// Boski Ulubieniec za 16.05.

Wyszukiwanie zaawansowane