Znaleziono 71 wyników

autor: Melancholijny Kaprys
01 wrz 2025, 19:38
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Gorąca zatoczka
Odpowiedzi: 1056
Odsłony: 141451

Gorąca zatoczka

Kaprys był niezwykle pogrążony we własnych nieprzyjemnych myślach które ciężko było odgonić, nic nie pomagało, nie czuł już żadnej radości ani satysfakcji z tworzenia. Był przesiąknięty ogromnym pesymizmem i własną porażką. Przegrał z własnymi ambicjami. Nie czuł się szczęśliwy i każdego dnia żałował że się obudził. Po co miał wracać do żywych? Nikomu nie był potrzebny. Czy inni jeszcze go pamiętali? Czy komukolwiek go brakowało? Znał odpowiedzi na te pytania, a przynajmniej wydawało mu się że je znał. Łaził bez celu chyba czekając aż coś go zaatakuje i zje. Czy w takiej sytuacji nie walczyłby o własne życie? Wydawało mu się że nie ale pewnie nie dałby się zabić byle komu.
W półmroku nocy zauważył sylwetke smoka. Wyczuł znajomą woń i szybko połączył ją ze smokiem Mgieł którego kiedyś poznał. Lekko uniósł kącik ust na wspomnienie dawnego siebie. Kiedyś był bardzo pewny siebie i zaradny, pełen pasji i ambicji. Spojrzał teraz na swoje ledwo widoczne odbicie w tafli wody i się lekko skrzywił. Nie wiedział czy powinien się odzywać, co miałby mu powiedzieć? Niczego nie osiągnął. Był nikim. Z drugiej strony mogłoby to być dość niegrzeczne by w ogóle się nie odezwać. Podszedł więc bliżej i z słabym, delikatnym uśmiechem skinął pyszczkiem witając się z nim.
— Cześć Kaniuk. Dawno się nie widzieliśmy. — Przyznał obserwując go uważnie. Cóż kiedyś był wielki ale zdecydowanie urósł jeszcze bardziej.

Jedno Słowo
autor: Melancholijny Kaprys
29 sie 2025, 0:54
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 487
Odsłony: 68099

Cicha Jaskinia

Obserwował go nieustannie, jakby od tego spojrzenia zależało coś więcej niż tylko zwycięstwo w niemej grze, która już nie była tak ważna. Te dziecinne gierki, które tak długo prowadzili. Oboje wiedzieli, że każde odsłonięcie miękkiego boku mogło być równoznaczne z przegraną, ale w głębi duszy Jemioł wiedział, że tu nie chodziło o wygraną czy przegraną. Chodziło o nich, jak głupio by to nie brzmiało...

— Naprawdę bardzo chciałem o tobie zapomnieć. — Powtórzył ciszej, jakby przyznawał się do winy, a jednak jego głos drgał delikatnie, zdradzając księżyce rozłąki, w których starał się zapomnieć, ale tęsknił.
— Z każdym dniem, z każdą nocą, z każdą chwilą. Wmawiałem sobie, że jesteś dla mnie niczym… że jesteś wrogiem, że traktowałeś mnie gorzej od śmiecia, a mimo to ciągle wracałeś. Nadal wracasz z jakiegoś powodu. A ja... nie potrafię ci odmówić. Zwłaszcza teraz... —Powiedział, dalej się w niego wpatrując, jakby czegoś w nim szukał, jakiejś cząstki, jakiejś odrobiny szczerości, wzajemności czy zrozumienia. Nie chciał być sam w tym uczuciu. Wiedział, że byłoby to zabójcze dla niego, niczym sztylet boleśnie wbity w serce. Niestety nie w plecy, lecz prosto w klatkę piersiową, bo sam ją przed nim teraz odsłaniał. Nie bronił się już i nie uciekał.
— To jest właśnie ta przeklęta ironia. Nie znam cię do końca, a ty nie znasz mnie… jednak coś chyba nas łączy? Coś, co nie pasuje do żadnych słów ani do żadnych znanych mi schematów... to dziwne, pokraczne i być może niepoprawne... ale bez ciebie... — Zaciął się, by zebrać myśli, ale głos mu się nie załamał. Był spokojny i opanowany, choć emocje potrafiły nim władać i robić z nim co tylko chciały.
— Chyba po prostu byłoby mi bez ciebie jeszcze dziwniej... na jakiś sposób cię lubię. No i szanuję. Dlatego nigdy nie mogłem zrozumieć, czemu też nie możesz spojrzeć na mnie tak, jak ja patrzyłem na ciebie. — Wymamrotał cicho, nie wiedząc już w sumie, jaki to miało sens i czemu mu o tym wszystkim mówi.

— Może to dlatego się boimy... Ty chowasz się za swoim chłodem i perfekcją, ja za własną złośliwością i dumą. Bo prawda oznaczałaby, że ta więź, którą mamy, wykracza poza wszystko, co znamy. Że w tym wszystkim jest coś więcej, niż nienawiść i kpina. — Skrzywił się, jakby własne słowa go parzyły i brzydziły. Samo odważenie się do mówienia o nich było lekkomyślne. Nie wiedział, czy byli w tym razem. Nawet jeśli Rashediah brzmiał, jakby też w tym tkwił.
— Nie powiem, że cię rozumiem. Nie powiem, że ci ufam, ale wiem, że cię potrzebuję. Tak samo, jak ty potrzebujesz mnie w jakiś sposób... — Milczał przez chwilę, a potem parsknął cicho śmiechem na groźbę północnego.

— Chyba nie mam już niczego do stracenia... więc jeśli będzie trzeba to i cię zmuszę, nawet jeśli miałbym przez to zginąć. — Przyznał już pół żartem. Nie było sensu wyciągania z niego na siłę informacji. Chciał znać prawdę, chciał wiedzieć, czy ich uczucia są podobne, ale może była to jedynie jego chora fantazja. Przez co czuł się tak dziwnie dobrze przy kimś jego pokroju? Zerknął na wyjście z jaskini. Lało i to paskudnie.
— W taką pogodę i tak nie ma co wracać... więc możemy w końcu przysiąść i dla rozluźnienia pomówić o czymś zupełnie innym... jesli atmosfera zrobiła się zbyt dziwaczna. — Przyznał i zajął się rozpalaniem ognia o ile żadnego tam nie mieli.

Dogmat Krwi
autor: Melancholijny Kaprys
26 cze 2025, 21:49
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 487
Odsłony: 68099

Cicha Jaskinia

Z początku nie odpowiedział. Długo milczał. Nie dlatego, że nie wiedział, co powiedzieć, przeciwnie. Miał w sobie tyle słów, że aż go dławiły, dusiły jego głos. Stały mu w gardle jak żywica, gęste, lepkie, zbyt bolesne, by je wypowiedzieć, obnażając się z własnych uczuć, emocji, buzującej w nim trwogi przed tym, którego obawiał się najbardziej, Bo bał się. Cholernie się go bał. Nie tego, że go zje, połamie, nabije na pal, czy zrzuci z przepaści. Bał się, że ten zobaczy jego głęboko skrywane emocje, jego delikatne i wrażliwe wnętrze i zrobi z nim coś, czego kleryk by nie chciał. Odkryje się przed nim, a on spojrzy na niego w ten sposób… pełen obrzydzenia, pogardy, niesmaku. Tak strasznie się tego bał. Oddychał płytko, niepewnie, czując, jak rozedrgane napięcie przenika jego kark, barki, całe ciało.

Wbił wzrok w ścianę, potem w ziemię, następnie w pazury. Skakał spojrzeniem unikając tego Rashediaha tak długo jak mógł, aż w końcu uniósł ślepia i wlepił je w Baraniego, spotykając te jego. Teraz już nie mógł tego przerwać, zupełnie jakby dalej o coś walczył, przerwanie kontaktu wzrokowego równało się z przegraniem. Jakby cała ciężka sytuacja była zbyt przytłaczająca, a walka na spojrzenia było czymś, co już znał. Tym razem było… inaczej.

— Nie wiem. — Głos Jemiołuszka był cichy, łamliwy, jakby mówił przez zmęczenie. Był zmęczony. Ciężar tej rozmowy ciążył mu na barkach. — Nie wiem, czy w ogóle bym chciał. To skomplikowane. Z jednej strony nie sądzę, żeby to było konieczne, bo nie oszukujmy się... Jaki by to miało sens? To głupie. Jednak z drugiej strony może… tylko może. Gdybym rzeczywiście kiedyś. W przeszłości. Gdybym wtedy miał okazję cię lepiej poznać, może teraz lepiej bym cię rozumiał i przy okazji może siebie. Jednak jesteś tak… — Spojrzał na niego z grymasem ogromnego żalu, smutku. — Nigdy nie potrafiłem cię rozgryźć. Ty nigdy mi na to nie pozwolisz. Dlatego nie rozumiem siebie. — Zrobił krok w bok, jakby chcąc pomóc mięśniom się rozluźnić, całego siebie. Mogło mu też to pomóc w podejściu do wyjścia do którego go podświadomie ciągnęło. Nie było sensu się tak stresować, ale w tej chwili, w tym momencie nic w nim nie miało sensu. Jego uczucia nie miały sensu. Pokazał już i tak zdecydowanie za dużo.

Nieprzyjemny dźwięk skrobania skały ranił jego uszy. Grymas zniesmaczenia wymalował się na jego pysku. Okropne. Spojrzał na niego z widocznym wyrzutem, jednak pozwoliło mu minimalnie wrócić na ziemię i nie odbiegać za daleko myślami, do czego miał zawsze tendencję, jednak w tej chwili wszystko było dużo bardziej intensywne niż zwykle, a sam czuł się dużo słabszy niż normalnie. Zupełnie jakby zaraz miało się coś stać. Zerwą kontakt na kolejne księżyce, bo tak będzie najbezpieczniej? Oboje mieli problem. Duży. Mniej lub bardziej oboje tkwili w tym bagnie, ale chyba żaden z nich nie wiedział, co mieliby zrobić, jak temu zaradzić. Jak zerwać łańcuchy, którymi od początku byli ze sobą połączeni? Czy była jakakolwiek szansa, aby się dogadali…? Aby przestali ze sobą walczyć i w końcu stanęli po tej samej stronie? Póki co nie potrafił sobie tego wyobrazić. Od zawsze z Baranim toczyli wojny. Nigdy nie współpracowali, nie potrafili. Czy będą potrafili przestać?

Westchnął ciężko i ponownie posłał mu spojrzenie, które zdecydowanie ciężko było wyczytać, ale sam również odczuwał tak wiele sprzecznych ze sobą emocji, tak intensywnych, że jemu także ciężko było to ogarnąć.

— Może nie powinienem tak zakładać, ale tak było dużo prościej, a sam nigdy nie potrafiłeś pokazać, że jest inaczej… i mi też ciężko w pełni określić co czuję. Czuję dużo, ale skąd mam wiedzieć co to i jak to opisać? Skoro sam dobrze wiesz jak ciężkie to jest, czemu ode mnie oczekujesz, że to zrobię? — Wymamrotał, dalej go obserwując, lecz powoli napięcie puszczało, jego ciało powoli przestawało trwać w gotowości do ucieczki. — Ja powiedziałem już i tak dużo więcej niż ty. Jeśli chcesz, żebym powiedział jeszcze więcej, najpierw sam spróbuj ubrać w słowa to co czujesz, co o mnie myślisz… ale szczerze.

Barani Kolec
autor: Melancholijny Kaprys
26 cze 2025, 18:27
Forum: Wewnętrzna Jaskinia
Temat: Popękany Obsydian
Odpowiedzi: 68
Odsłony: 3808

Popękany Obsydian

Jemiołuszek milczał przez moment, pozwalając ciszy opaść między nimi niczym lekki, niegroźny pył. Cisza nie miała być natarczywa i kłująca, a dająca ukojenie i chwilę, aby oboje nieco ochłonęli. Spojrzał na Hektycznego z czymś pomiędzy czułością a delikatnym rozczarowaniem, ale nie takim, które rani — raczej tym, które budzi do refleksji i może lekkich zmartwień.

— Wiesz… nie jestem z porcelany, może nic mi nie będzie… też nie powinienem chyba tak reagować. Być może. Trochę emocji jeszcze nikogo nie zabiło w każdym razie. Tylko… — przerwał na moment, jakby ważąc słowa — Nie zamykaj się tak na moje słowa... jeśli uważasz, że nie znam cię wystarczająco, wytłumacz mi, o co chodzi, może będę w stanie zrozumieć. — Dodał po chwili z nutką żalu i pokory. Nie chciał, aby dalej tak oddalali się od siebie.

— Martwię się o ciebie. I nie dlatego, że chcę cię naprawiać czy wyręczać. Po prostu… szkoda mi cię widzieć w takim stanie. A jeszcze bardziej mi przykro, że sam siebie tak dusisz od środka. Nie jesteś sam, jesteśmy przyjaciółmi. Jestem i chcę, żebyś mógł na mnie liczyć... nie chcę, żebyś czuł się tak… niepotrzebny, samotny, bezużyteczny i niepasujący. — bo sam się tak czuł i wiedział, jak bolesne jest to uczucie. Jego głos na chwilę przygasł. Zamilkł, dając Hektycznemu przestrzeń, by odetchnął. Potem odwrócił lekko pysk i z uśmiechem dodał:

— A co do Erycala… jak tylko będziesz chciał, to razem mu urządzimy modlitewne oblężenie. Może nawet zacznie nam zsyłać prorocze sny, żeby się od nas uwolnić. Choć nie wiem jak spojrzy na tak bezbożnie modlącego się smoka jak ja. — Parsknął śmiechem beztrosko, zupełnie jak kiedyś, mimo całego ciężaru, który obaj nieśli. Potem dodał spokojnie, niemal szeptem:

— Jasne, jest już późno. Ale pamiętaj, że no… zawsze znajdę chwilę, gdybyś mnie potrzebował… nawet jeśli mielibyśmy jedynie w milczeniu wpatrywać się w posągi. Gdybyś potrzebował nie być sam… — Wypowiedzenie tych słów było dziwne, jakby mówił to, co sam chciał usłyszeć. Nie zamierzał jednak się rozmyślać na ten temat. Podniósł się i skinął mu pyskiem na pożegnanie, kierując się w swoją stronę.

//zt
autor: Melancholijny Kaprys
26 cze 2025, 18:02
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Ustronie
Odpowiedzi: 653
Odsłony: 97241

Ustronie

Gdy samica położyła łapę na jego barku, coś w nim zadrżało. Nie odsunął się, ale też nie spojrzał na nią. Wpatrywał się gdzieś w punkt na ziemi, jakby próbował wygrzebać z tej gleby resztki spokoju. W jego ciele napięcie zmalało tylko odrobinę, po chwili, jakby przez ułamek sekundy pozwolił sobie na oddech. Potem jednak znowu zamknął się w sobie na dłuższy moment. Nie chciał pleść kwiatów. Nie teraz. Nie był na to gotów, jednak nie potrafił tego przyznać. Samica może nie będzie naciskać.

— Dobry smok, powiadasz... — powtórzył cicho z nutką goryczy, niemal jakby mówił do siebie. Na pysku pojawił się cień uśmiechu, ale bez ciepła. — Tak, chyba tak. Z pewnością znasz go lepiej niż ja. — Uśmiechnął się, ale to był smutny, niemal przepraszający uśmiech. Milczał przez chwilę. Napięcie w barkach nieco zelżało, ale było w nim coś... jakby coś trzymało go w środku w zamknięciu.
— Wiesz... nie wiem, czy mam jeszcze siłę zastanawiać się, który Rash jest prawdziwy. Ten, którego znasz ty, czy ten, którego znałem ja. A może obaj jesteśmy tylko widzami innego przedstawienia. Choć teraz to i tak bez znaczenia, kiedy uznaliśmy, że najlepiej będzie nie wchodzić sobie więcej w drogę. — Spojrzał na nią, krótko. Przenikliwie. Ale zaraz potem spojrzenie zgasło, jakby się czegoś przestraszył.

Wzruszył lekko barkami, jakby chciał odgonić ciężar słów.

— Ale mniejsza z tym. Nie powinienem tak mówić, w końcu to twoja rodzina. — Wziął wdech, potem spojrzał jeszcze raz na kawałek drewna, delikatnie dotknął jego powierzchni. — Drewno jest... bardzo wdzięcznym płótnem, lecz wymaga nieco praktyki i bliższego poznania, ale zdecydowanie warto. — Podał jej kawałek drewna wielkości nieco większej niż łapa. Suchy, lekko pachnący żywicą.

— To cis. Dobrze się prowadzi, jest miękkie, ale trwałe. Lubi płynne linie, drobne detale. Ale jak się zagapisz, potrafi się łamać w poprzek słojów. Trzeba go słuchać. — Przez chwilę mówił z pasją, której wcześniej nie słychać było w jego głosie. Gdy mówił o sztuce, oczy mu błyszczały, jakby świat był przez moment trochę mniej bolesny.
— Rzeźbię, bo wtedy mam wrażenie, że świat milknie i słucha. Ale czasem też maluję, choć to wymaga większych przygotowań. Drewienka łatwo mi jest mieć przy sobie. — Zawahał się, a potem dodał jeszcze cichszym tonem:

— Śpiewałem kiedyś. — Urwał. Były to miłe wspomnienia, które ktoś brutalnie z niego wyrwał i skaził. Jego lico za wiele zdradzało. Nie był teraz wystarczająco silny. Miał tę siłę w sobie, lecz potrzebował chwili, aby ją odnaleźć. — Śpiewania nauczył mnie wasz przywódca. Do dziś bardzo ciepło go wspominał. Opowiedział mi również o tworzeniu ze szkła. Spotkanie z nim było dla mnie bardzo rozwijające. — Uśmiechnął się ciepło na to wspomnienie.
— Ktoś bardzo dla mnie ważny nauczył mnie wielu rzeczy. Szycia, plecenia wianków… nauczył mnie wielu wspaniałych rzeczy. Jestem ogromnym szczęściarzem, że miałem możliwość mieć przy sobie kogoś tak wyjątkowego. — Przyznał szczerze i dumnie. Tak… będzie z siebie dumny do samego końca i nigdy nie zaprzestanie pielęgnowania umiejętności, które Tui mu przekazał. Zamilkł na chwilę, jakby wspomnienia przybrały zbyt wyraźne kształty. Potem jednak odchrząknął cicho i znów spojrzał na nią.

— Tworzenie pomaga, wiesz? Kiedy świat boli. Albo kiedy nie da się powiedzieć tego, co się czuje. Tak myślę.

Dolina Paproci
autor: Melancholijny Kaprys
25 cze 2025, 22:00
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 487
Odsłony: 68099

Cicha Jaskinia

Obserwował go. Oboje obserwowali się nawzajem, jakby w oczekiwaniu, który pierwszy przegra, który z nich uniknie porażki. A przynajmniej tak odbierał to kleryk. Każde najdrobniejsze okazanie słabości było jednoznaczne z przegraną. Tylko czemu to zawsze musiało wyglądać jak gra, czemu nie potrafił powiedzieć pas?

— Skąd pomysł, że się złoszczę, gdy o nich wspominasz? — Mrukną pozornie nonszalancko, choć czuł jak wszystko w nim napina się z każdym słowem. — Nie nazwałbym tak tego… — zamilkł, pozwalając ciszy do nich na moment dołączyć.

Był zły. Był zirytowany. Jednak to nie zazdrość paliła mu wnętrzności, lecz świadomość, że mimo tej całej drwiny… nadal go obchodzi. Czy byłby rozczarowany gdyby Rashediah z kimś się związał? Być może, ale wtedy z pewnością nic z głębi jego podświadomości nie trzymałoby go kurczowo w rozmowach takich jak ta. Żadna złudna nadzieja, że może jakoś, gdzieś, kiedyś… uda im się zrozumieć siebie nawzajem?

Sam nie wiedział, czego chciał. Czego w Rashu szukał. Przyznania, że jest wart coś więcej, niż Baraniemu się wydawało? Szukał w nim siebie? Czy może liczył, że gdzieś tam, głęboko… bardzo głęboko zakopane są jakiekolwiek uczucia?
Pokręcił pyszczkiem na boki, jakby chcą wyrzucić takie myśli z głowy. Co go jednak tak do niego ciągnęło?


Położył uszy po sobie na jego pytanie i zacisnął zęby. Czy uważał, że jest żałosny? Ostatnimi czasy… tak się czuł. Jednak nie uważał, by był żałosny. Wcale tak o sobie nie myślał. Nie chciał uważać siebie za żałosnego, nawet jeśli nikt wokół nie będzie go szanował, nie będzie traktował go poważnie, wiedział, że na siebie zawsze może liczyć i nigdy w siebie nie zwątpi. Nawet jeśli zdarzą mu się potknięcia.

— Nie uważam, żebym był żałosny. Nawet jeśli wyglądam teraz żałośnie. — Jego ton był ostry, pewny. Jakby na starcie zapewniał, że nic sobie nie da wmówić, jakby co noc musiał walczyć o swoją wartość.
—Ostatnio wydarzyło się… sporo rzeczy. Nie wróciłem jeszcze do pełni sił, ale to nie znaczy, że uważam się za żałosnego. — Jego głos na moment się załamał, ale momentalnie się skorygował. Dla adepta może nie było to ważne, ale dla niego samego było ogromnie.

Kolejne słowa, które wysłuchał już do końca w milczeniu. Zdecydowanie poruszał ciężkie tematy, bawił się nim i jego uczuciami. Czy tylko to go trzymało przy kleryku? Chęć poznęcania się nad słabszym? Serce boleśnie biło w jego piersi, jakby krwawiło. Za dużo ostatnio wycierpiał.
Nie miał siły na arogancję i zadziorność, czy droczenie się z pełnym uśmiechem, kąśliwie oddając każdą zaczepkę.

Ostry ton w odpowiedzi na jego troskę był niczym kara, której się spodziewał i który utwierdził go w przekonaniu, że nie powinien i że się nie mylił. Rashediah nie chciał jego troski, nie chciał się zbliżać, ani okazywać słabości.


— Chciałem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo chciałem o tobie zapomnieć. Nie potrafiłem. — Westchnął ciężko, jakby kosztowało go to ogrom siły, żeby to przyznać. Nie czekał na jego odpowiedź, jeśli już zaczął, musiał dokończyć.

— Nie potrafię jednak zrozumieć czemu. Ilekroć zadaję sobie to pytanie, czuje się, jakbym popadał w obłęd szaleństwa. Nigdy nie pozwoliłeś mi się poznać bliżej. Ty także niczego o mnie nie wiesz. Być może nam obojgu wydaje się, że coś o sobie wiemy, ale to nieprawda… nie umiem zrozumieć, co do ciebie czuję. Nie jesteś pierwszym, który traktuje mnie, jakbym był nikim, jakbym był jakimś pomyleńcem. Jednak tylko ty… — Zawiesił na niego spojrzenie pełne żalu. To nie było proste, nie były to uczucia, które w prosty sposób można było opisać. Nienawidzę cię. Kocham cię. Zostaw mnie. Proszę, zostań. Jednocześnie pasowało wszystko jak i nic.

— Z pewnością nie czujemy tego samego. Nawet nie potrafię zrozumieć, czemu tak jest. Zależy mi na tobie, ale każda próba dotarcia, albo zrozumienia… kończy się jak włożenie łapy w żar. Wiem, że zaboli, ale do ostatniej chwili łudzę się, że tym razem będzie inaczej i poczuje jedynie… — Co? Ciepło? Nie bądź głupi.

— Mniejsza. — Dokończył, czując, jak robi mu się duszno, mimo rześkiej nocy.

— Czasami też uważam, że jesteś żałosny. Tak swoją drogą. — Wypowiedział z wyrzutem i przeniósł zagubione spojrzenie gdzieś na ścianę groty. — Ale może ja też czasami jednak jestem. W akceptowalny dla mnie sposób. Żeby było jasne. — Wymamrotał cierpko.

— Nie wiem, czy to, co czuję, to nadal tylko uczucie, czy już jakiś rodzaj trucizny. Jedno jednak wiem. Działa tylko na mnie. Ty wydajesz się odporny. —
Dodał dużo ciszej.

Barani Kolec
autor: Melancholijny Kaprys
24 cze 2025, 17:55
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 487
Odsłony: 68099

Cicha Jaskinia

Kleryk ani drgnął. Ani jednego kroku wstecz, nie zamierzał dalej uciekać. To była ta chwila, w której w końcu musieli się ze sobą skonfrontować. Odcięcie się od siebie im nie pomogło, nie dało obiecanego spokoju, bo co znowu robił przed nim ten sam Rashka? Ten sam zadufany w sobie, pełen pogardy i jadu, rozpieszczony drań? Ślepiami spokojnymi, niczym niewzruszona tafla wody obserwował postać samca, jakby nic co mówił, robił nie robiło na nim wrażenia, co nie musiało być prawdą. Dostrzegał drobne zmiany w jego mimice, gestach czy w napięciach mięśni, chwile rozluźnienia. Analizował go, słuchając pustych słów, które wypluwał i jak mniemał, miały go zranić.

Zabawne.

Na jego pysku wymalował się uśmiech pełen wielu różnych emocji, szczerego rozbawienia, pożałowania, kpiny, ale i złości czy żalu.
— Rashediah. Jesteśmy już prawie dorośli, a ty dalej zachowujesz się tak dziecinnie… to całkiem słodkie. — Mruknął kokieteryjnie, aby odbić piłeczkę w drażniący sposób.
Czy zastanawiał się, o czyje piękne futro mu chodziło? Niespecjalnie kłopotało to jego umysł. Wiedział, że nawet jeśli Barani chciałby go skomplementować, nie przeszłoby mu to przez gardło bez jadu i kąśliwości. Bawić się w jego gierki również nie zamierzał. Nie pierwszy raz wojownik Ziemi próbował zdeptać jego pewność siebie, nie zamierzał dawać mu tej chorej satysfakcji.

Kolejne parsknięcie.

Że niby jakaś samica? Ktokolwiek? Miałby mieć więcej klasy od niego? Dobre sobie…

— Naprawdę wierzysz w to co mówisz? — Wypowiedział w końcu z pewnością w głosie i nutką rozbawienia, choć grymas obrzydzenia wkradł się na jego pysk, gdy Rash dotknął go swoją zakrwawioną łapą. Jakby dotknęło go coś ogromnie podłego. Niekoniecznie fizycznie, lecz bardziej mentalnie podłego. Odruchowo strzepnął jego łapę, a metaliczna woń krwi dużo mocniej dobiła do jego nozdrzy.

Od początku wiedział, że jest ranny i skutecznie ten fakt ignorował, jakby współczucie i troska miały być oznaką słabości. Dalej z tym walczył.

— Jedno muszę ci przyznać. Od zawsze byłeś niezwykle zdolny w tworzeniu iluzji. — Zaczął spokojnym, aksamitnym głosem, podążając za nim dyskretnie spojrzeniem, gdy północny mu się przyglądał, obchodząc go dookoła. — Iluzji tego, że jesteś silny, wybitny i doskonały, bez skazy. Jednak spójrz tylko na siebie. Jesteś albo niezwykle pusty i płytki, albo wybitnie zakłamany i zagubiony we własnym umyśle. Mówisz, że to ja nie pogodziłem się z tym, że mnie zostawiłeś, a to nikt inny jak właśnie ty. Teraz przede mną. Puszysz się i szukasz mojej uwagi. Nawet jeśli rzeczywiście udało ci się osiągnąć swój cel, nie będziesz spełniony, dopóki nie dostaniesz czegoś ode mnie. Myślisz, że będziesz usatysfakcjonowany dopiero kiedy mnie obrazisz? — Uniósł łuk brwiowy, patrząc na niego. Wyrósł. I to bardzo. Kiedyś Jemiołuszek patrzył na niego z góry, a teraz? Nie dość, że Barani górował nad nim, to zdecydowanie mógłby bez problemu go połamać. To byłoby jednak zdecydowanie zbyt proste, nudne i prymitywne gdyby rozwiązywali wszystko siłą mięśni, dlatego się tym nie przejmował.


— Gdybym był dla ciebie taki nijaki, obojętny, żałosny, zapomniałbyś o mnie i rzeczywiście nigdy więcej się nie odezwał, zostawiając mnie zagrzebanego w przeszłości. Tak jak ja zapominam o jednostkach, które nie były dla mnie ważne. Kiedy więc przyznasz, że nie jestem aż tak żałosny i obojętny? — Nie spodziewał się by Rashediah podszedł do tego jakoś inaczej niż zazwyczaj reagował. Prokowanie go jednak było starym nawykiem, którego się nie wyzbył, zupełnie jakby sam karmił się reakcjami północnego.

— Więc cóż mam o tym myśleć, Rash? Że nie chcesz tego zrobić, czy może po prostu boisz się konsekwencji? — Zrobił krok w jego kierunku, niezłomnie wpatrując się w jego ślepia. Gdy był już wystarczająco blisko, jego wzrok przeniósł się na zranioną łapę. Tak wygląda zwycięzca?

— Kto cię tak załatwił?

Barani Kolec
autor: Melancholijny Kaprys
23 cze 2025, 19:36
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Ustronie
Odpowiedzi: 653
Odsłony: 97241

Ustronie

Pokręcił pyszczkiem na boki, gdy ta zapytała, czy miała coś na pysku. Chodziło właśnie bardziej... o jej pysk. Na szczęście szybko się otrząsnął i odchrząknął. Słysząc o wiankach, skinął, zupełnie jakby mu mowę odjęło. Kiedyś wszyscy błagali, aby zamilkł, by przestał mówić, a teraz? Ciężko mu było wykaszleć jakieś słowa, jakby kosztowało go to tonę wysiłku.
— Pleść również bardzo lubię. Jednak do kwiatów wypadałoby mieć co z tym zrobić, czy coś nimi ozdobić, czy komuś wręczyć... bardzo lubię, ale ostatnio nie plotłem nic takiego... — Przyznał, od kiedy odszedł Tui, z którym najczęściej plótł wianki, zupełnie zapomniał o tej aktywności. Zupełnie jakby o niej zapomniał, jakby próba ponownego wrócenia do zaplatania wianków była zbyt bolesna, przypominająca o stracie. Nie chciał o tym zapomnieć. Czuł, że chciałby to robić dalej, czy wtedy poczuje znów obecność ukochanego wujaszka, na którego zawsze mógł polegać? Bał się sprawdzać i nie czuł się jeszcze na to gotowy...

A więc była siostrą Rasha... tak, to miało sens i wyjaśniało podobieństwa, a także bliskie relacje. Jednak charaktery mieli... tak bardzo inne...
Pokręcił ponownie pyskiem na boki, znowu jakby słowa to było dla niego za wiele, po chwili się jednak przemógł.
— Nie odwalił nic, a na pewno nie mi. Nie rozmawiamy ze sobą od... jakiegoś czasu. Oraz się nie widujemy. Obawiam się również, że wtedy Twój brat nie mówił o mnie. Nie przepadaliśmy zbytnio za sobą. Chyba że narzekał... wtedy bardzo prawdopodobne, że jednak coś o mnie napomknął. — Przyznał i nikły, nostalgiczny uśmiech wymalował się na jego pyszczku. Co za dziecinada... tęsknił za czasami kiedy jego największym zmartwieniem był ten Baran. Jakoś wszystko było wtedy łatwiejsze.

Podał samicy kawałeczek drewna.
— Może chciałabyś spróbować? — Zaproponował. — W przeciwieństwie do kwiatów zostaje na dłużej. A to też ciekawe zajecie. — Uśmiechnął się lekko, choć chyba powinien być bardziej ostrożny. To nadal rodzina Rashki! Jednak wydawała się taka wrażliwa i delikatna... rodzina też potrafi się od siebie różnić.

Dolina Paproci
autor: Melancholijny Kaprys
23 cze 2025, 17:45
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Ustronie
Odpowiedzi: 653
Odsłony: 97241

Ustronie

Jego niezbyt ważne zajęcie zostało zakłócone przez samicę z Ziemi. Oh... samicę, którą już raz widział. W obecności Rasha. Zlustrował ją spojrzeniem. Nie wiedział, co dokładnie ją łączyło z północnym. Białe futro, podobne kształty pyska. Czyżby byli spokrewnieni?
Lustrował ją tak spojrzeniem, bez namysłu i dopiero kiedy do niego dotarły słowa wcześniej wypowiedziane przez Ziemie, ocknął się jak poparzony.
— Ah... nie, skąd. Nie przeszkadzasz. — Zapewnił i podniósł się na przednich łapach.
— Najpiękniejsza Łuska, kleryk ze stada Słońca. — Skinął lekko pyszczkiem, również się przedstawiając.

Nie wydawała się chcieć go zjeść, czy nie pałała do niego nienawiścią. Wygląda na to, że jeśli byli spokrewnieni, to osobowość mieli kompletnie różne... jak i Rash zapewne nic o nim nie mówił swoim bliskim. No tak... czemu by miał?
Zauważył, że Dolina z zaciekawieniem przyglądała się temu, co robi. Sam zerknął na niedokończoną rzeźbę.
— To nic takiego, w taki sposób trochę próbuje uciec od myśli. Nie zawsze się udaje. — Wytłumaczył, jakby zbrodnią było rzeźbienie w drewnie, a może po prostu Uzdrowicielka sama lubiła ten sposób spędzania czasu? Albo była pod wrażeniem jego techniki.

— Czy przypadkiem może... znasz Rashediaha? — Widział ich razem, wiedział, że się znali. Wydawało mu się, że mogli być spokrewnieni, ale nie było to tak oczywiste. Może łączyło ich coś innego.

Dolina Paproci
autor: Melancholijny Kaprys
23 cze 2025, 17:23
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 487
Odsłony: 68099

Cicha Jaskinia

Zmrużył ślepia, zauważając jego spojrzenie na sobie, a zaraz po tym słysząc słowa, jak zawsze pełne nienawiści i pogardy, którą odczuwał do kleryka. Czemu? Chyba już dawno o tym nie rozmyślał. Kiedyś często się zastanawiał, jednak nigdy nie potrafił wywnioskować, co takiego sprawiało, że pałali do siebie taką niechęcią, zupełnie jakby coś się wydarzyło między nimi, jakby się zdradzili, zabili sobie siostrę, matkę, cokolwiek. Nie wydarzyło się jednak nic takiego. Dziecinna próba podtopienia? Wpadnięcie podczas biegu i przefikołkowanie odległości ogona? To nie były sytuacje, które mogłyby wzniecić taką nienawiść. Dawno już nie analizował ich znajomości, nie próbował jej ratować, zrozumieć. Nie było sensu skoro sam Rash zakończył ich... co tak właściwie? Skoro nie wrogość, nie przyjaźń, to czym byli i co zakończyli? Chyba najważniejsze było to, że się skończyło, czymkolwiek by to nie było.

Westchnął ciężko, jakby na starcie zmęczony bezsensownością konwersacji, jaka za chwilę będzie miała miejsce.
— Poczujesz się lepiej, jeśli się przywitam, Rashka? — Odparł po dwóch uderzeniach serca, jakby bijąc się z myślami czy tego za moment nie pożałuje.
Obserwował go uważnie, na ile był w stanie go dostrzec w półmroku jaskini. Trzepnął uchem, słysząc o nowej stadnej, jakby wcale nie chciał o niej rozmawiać. Nie polubił się z nią zbytnio. Nie obchodziła go, on nie obchodził ją, jak i nie wchodzili sobie w drogę. Cóż miałby o niej powiedzieć północnemu? Jego wstrzemięźliwość co do odpowiedzi poskutkowała dalszymi słowami Baraniego, na które tym razem, szczerze parsknął śmiechem i posłał mu dość lekceważący uśmiech.
Ty tak na poważnie? Jakby spojrzeniem chcąc mu zadać to pytanie.
Pokręcił pyszczkiem rozbawiony na boki.
— Ilu poznałeś z mojego stada? Naprawdę myślisz, że wszyscy są tam tacy sami? Nawet ja nie pasuję do obrazu typowego smoka słońca. — Stwierdził, choć nie miało to najmniejszego znaczenia. Był to temat, który musiał sam ze sobą przeanalizować. Nie pasował. Czuł to od maleńkości. Nie był wystarczający, a mimo to nikt go nie wygonił, a ona? Posiadała krew smoków z tego stada. On był kompletnym przybłędą, a mimo to musiał się powstrzymywać, aby nie powiedzieć, co o niej myśli.
— Rytm ją przyjął do stada, ale nie mam pojęcia czy posiada partnera, czy też nie, jeśli o to pytasz. — Rzucił bardziej kąśliwie. Czy o tym teraz będą rozmawiać? O jakiejś samicy i o tym, że jest chłodna, zimna jak lód i interesuje Rasha, który równie nie ma w sobie odrobiny ciepła?
Zrobił taktyczne trzy kroki do tyłu, gdy ten zaczął się do niego zbliżać.
— Pobijesz mnie, bo samica, która cie interesuje nie wybrała Ziemi, tylko Słońce? —

Barani Kolec
autor: Melancholijny Kaprys
22 cze 2025, 21:13
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Ustronie
Odpowiedzi: 653
Odsłony: 97241

Ustronie

Skrzydła ponownie zaniosły go na tereny wspólne, gdzie wylądował już nieco zmęczony lotem. Z gracją i delikatnością położył zgrabne łapy na ziemi. Jego stan nie był najlepszy, w jakim był, dlatego też słabł dużo szybciej, niż powinien. Chwilę mu zajmie, zanim wróci do pełni sił, niestety odejście Tuiego nie przyspieszy tego procesu, a wręcz przeciwnie.
Szedł spokojnym krokiem, znajdując sobie akceptowalne miejsce do przysiądnięcia i odpoczęcia. Nigdzie mu się zresztą nie śpieszyło. Nie dzisiaj. Wiedział jednak, że jeśli niczym się nie zajmie, jego myśli ponownie go dobiją i zmiażdżą, a tego nie potrzebował.
Wyjął z torby drewienko znalezione jakiś czas temu i z pomocą maddary zaczął rzeźbić, wykonując spokojne i dokładne cięcia. Niespecjalnie to jednak pomagało. Nie sprawiało mu to takiej przyjemności jak kiedyś. Było to jednak jedyne zajęcie, które mógł mieć przy sobie. Dopiero po chwili zaczął się wkręcać, zaczynając sobie również nucić pod nosem. Nie było to dobre lekarstwo. Przykryje swoje zmartwienia, będzie je ignorował i uciekał od problemów, nawarstwiając je. Nic go jednak nie nauczyło, jak i sam nie nauczył się na błędach.

Dolina Paproci
autor: Melancholijny Kaprys
22 cze 2025, 20:49
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 487
Odsłony: 68099

Cicha Jaskinia

Ostatnimi czasy mocno unikał kontaktu ze smokami. Przyjmował chorych, leczył i starał się być użyteczny stadu, ale jeśli chodziło o bliskich, unikał kontaktu i często zbywał jakieś głębsze rozmowy. Z całych sił starał się wmawiać sobie, że jest dobrze, że nic mu nie jest. Nawet nie rozumiał, czemu tak bardzo wzbraniał się przed pomocą od przyjaciół, rodziny. Wypadałoby, chyba żeby wiedział, co mu dolega, zanim zacznie się skarżyć, ale chyba miał problem ze zlokalizowaniem problemu. Może dlatego, że nie było to takie oczywiste? Tak długo starał się być samowystarczalny, radzić sobie ze swoimi problemami samemu, aby go chwalili za to, jaki zaradny i bystry był. Zdolny i samodzielny. Idealny, bezproblemowy syn. Nigdy nie chciał nikomu sprawiać kłopotu. Nie łączyły go więzy krwi z żadnym ze stadnych. Żył, bo ktoś zdobył się na akt dobroci. Jak mógłby w takim układzie robić problemy?

Był ogromnie wdzięczny Mackonurowi i traktował go jak ojca, jednak presja, ambicje, które na siebie nałożył, były wysokie. A mimo to okazały się niewystarczające. Nie mógł powiedzieć, że nie miał przyjaciół, którzy by go nie szanowali, jednak w oczach całej reszty był nikim. Więc skąd miał mieć pewność, że nie szanowali go z czystej sympatii? Nie znaczył nic w tym świecie. Nie odwdzięczył się niczym za podarowanie mu szansy.

Nocami coraz częściej wędrował i przesiadywał na terenach swojego stada, Ziemi czy na wspólnych. Tak było i tym razem. Nie chciał się nikomu pokazywać, dopóki nie wróci do dawnego siebie. Żeby przynajmniej przed innymi nie pokazywać, jak żałosny był i jak żałośnie się czuł.

Nie dane mu było jednak siedzieć w spokoju, gdyż jakiś potargany przez życie osobnik wybrał sobie tę samą miejscówkę co i on. Nie był to też byle kto, ale niezwykle znajomy nieznajomy.
Rash musiał go nie zauważyć, co ułatwiało sprawę. Schował swoje rupiecie do torby. Nie chciał podchodzić i zaczynać rozmowy, wiedział, że to bez sensu. Zwłaszcza z nim. Niestety Barani nie był jedynym, z którym bardzo nie chciał rozmawiać. Mieli udawać, że się nie znają, ale ostatnio jakoś wojownik zapomniał o własnych słowach. Był teraz zajęty swoimi czaszkami. Nadal nie rozumiał, czemu dalej trzymał tą, którą księżyce temu dostał od północnego. Powinien był ją wyrzucić dawno temu.

Barani Kolec
autor: Melancholijny Kaprys
27 maja 2025, 16:29
Forum: Świątynia
Temat: Plac przed świątynią
Odpowiedzi: 1922
Odsłony: 121490

Plac przed świątynią

// inny czas

Jemiołuszek również wybrał się do świątyni, aby złożyć podarunek Sennah. Ponoć tak wypadało. Bogini wydawała się dość sympatyczna, choć niespecjalnie miał okazję ją poznać. Nie miał świetnych relacji z Bogami jak Hektyczny, jeśli nie przyjmą darów, bądź przyjmą i nie dostanie błogosławieństwa na wyprawę, trudno. Najwyżej zdechnie i nie wróci. Nie bał się takiej ewentualności, był ostatnimi czasy zbyt zmęczony na to. Przyłapywał się na marzeniu o smoczym śnie, zupełnie jakby na to zachorował, ale coś uparcie trzymało go na jawie.
O wyprawie w świat myślał od maleńkości, jednak kiedy przyszedł ten czas, kiedy w końcu miał z kim wyruszyć nie czuł się tak podekscytowany jak przypuszczał. Miał jednak jeszcze chwilę aby pozbierać się w sobie, żeby nie psuć wyprawy przyjacielowi. Oczywiście nie wiedział, że ten weźmie ze sobą dodatkowego towarzysza.

— Witam, przyniosłem drogocenne kamienie, podobno szlachetne... — Wyciągnął trzy kamienie z torby i się rozejrzał, jakby upewniając się, że nikt go nie słyszy. Co za wstyd...
— Mam nadzieję, że tyle wystarczy i będą w porządku... i tobie, albo wam się spodobają... — Czy powinno się mówić jakieś modły? Mniejsza... jesli trzeba było, to ich nie potrafił, ale Rai by mu powiedział, gdyby tak było. Położył kamienie szlachetne przy piedestale i ponownie się rozejrzał.
— To chyba wszystko...? Będę leciał. — Rzucił i szybko wybiegł ze świątyni, jeszcze ktoś pomyśli że gada sam ze sobą!

// malchit, erytryn, nefryt za dziś (27.05)
autor: Melancholijny Kaprys
21 maja 2025, 2:40
Forum: Wewnętrzna Jaskinia
Temat: Popękany Obsydian
Odpowiedzi: 68
Odsłony: 3808

Popękany Obsydian

Uśmiechnął się delikatnie i ciepło, zupełnie jakby dotknęło go poczucie nostalgii, ta beztroska, czysta, prosta chęć poznawania historii, wiedzy na różne tematy. Tęsknił za tym coraz bardziej. Może kiedyś na nowo tego doświadczą, choć była to złudna wiara…
— Z pewnością od razu odezwę się do ciebie. Choć szczerze wątpię, że znajdę temat ciekawszy od bogów… no a na nawrócenie się dla mnie chyba już i tak za późno. — Stwierdził krótko i spojrzał na posąg, ponownie popadając w drobne zamyślenie o bogach. Widział ich, wiedział, że byli raczej dobrzy, a przynajmniej taki obraz starali się kreować, jednak no właśnie… za mało o nich wiedział, aby mieć bardziej klarowną opinię na ich temat. Wrócił spojrzeniem na przyjaciela i lekko się zaskoczył jego słowami. Czy Hektyczny był odludkiem? Zapadła cisza, którą nie tyle bał się przerwać, co nie widział powodu, aby to robić. Była to pusta myśl, którą nie wiedział, jak odebrać. Czekał spokojnie, aż mglisty rozwinie to, co chciał powiedzieć.
Nawet kiedy ten skończył, nie rozumiał, skąd się wziął ten jego wybuch, czym sobie zasłużył na to, że Hektyczny mówił do niego takim tonem? Powiedział coś nie tak? Zamrugał zaskoczony, jeszcze przez moment mieląc jego słowa, po czym cicho westchnął.

— Jeśli dwójka czarodziejów zrobiła coś takiego, to kwestia ich własnej głupoty i niedojrzałości. Nie możesz się tym przejmować, czy cię polubią, czy nie… to też nieistotne. Po to jest ten czas, aby jako adept sprawdzić się w danej ścieżce. To normalne, że nie zawsze pierwszy wybór jest trafny i się to zmienia. Stado Mgieł to rzeczywiście… wydaje się… trudne miejsce, ale są tam też smoki, które są ci bliskie. Zmiana rangi to nie zdrada, nie mogą cię za coś takiego wyrzucić czy skrzywdzić. Nie możesz się na mnie złościć, że cię nie rozumiem… nigdy nie byłem w mgłach i nie wiem, jak to wszystko tam wygląda od środka… zresztą nikt nie zostanie zrozumiany, jeśli sam o tym nie powie. Nie czytam w myślach… — westchnął znowu i zerknął w bok. Sam był zmęczony, rozdrażniony, załamany sobą. Borykał się z własnymi myślami i potknięciami. Wiedział, że Hektyczny ma gorzej, chciał mu jakoś pomóc, ale nie było to oczywiście proste.
— Jakbym mógł, to bym się z tobą zamienił na stada. Mnie bogowie i tak nie lubią, więc mógłbym sobie iść do tych całych Mgieł, a ty byś więcej czasu spędzał wśród smoków, które tak jak ty… mają jakieś powiązania z bogami. — Wymamrotał, choć były to tylko mrzonki. Nawet jeśli by było to możliwe, to wiedział, że Hektyczny i tak miałby wiele oporów i by się nie zgodził.

Późniejszy problem przy tym wszystkim wydawał się dużo mniejszy. Jakby rozmawianie z zaklętym bożkiem w innym bożku nie było już aż takim utrapieniem, jak problemy nastolatków.
— Jak chcesz, ja mogę zapytać. No, a raczej mógłbym, gdyby szanse na to, że mi się objawi, były większe…

Hektyczny Kolec
autor: Melancholijny Kaprys
14 maja 2025, 17:28
Forum: Wewnętrzna Jaskinia
Temat: Popękany Obsydian
Odpowiedzi: 68
Odsłony: 3808

Popękany Obsydian

Można by pomyśleć, że Toshihr oszalał, zginąć w poszukiwaniu wiedzy, dlaczego? W jakim celu? Czy było to warte zachodu? Jemiołuszka oczywiście w pierwszym momencie zdziwiła te pewna postawa i determinacja, ale szybko się rozpłynęło. Nie pomyślał również ani na moment, że Hektyczny postradał zmysły, bo przecież wcale tak nie było, co więcej miał trochę racji i kleryk go rozumiał, bardzo dobrze. Mimo tego, że jego szukanie wiedzy, póki co opierało się głównie na leczeniu i dopracowaniu tej sztuki, inne rzeczy również były dla niego istotne i chciał dążyć do poznania prawdy.

— Rozumiem. Gdybyś dalej potrzebował pomocy i towarzystwa do wspólnego zdobywania wiedzy, możesz się zawsze do mnie odezwać. — Rzucił jedynie, choć wiedział, że nie był mu potrzebny i ich dawne plany o wspólnych wyprawach szybko przeobraziły się w samotne zagłębianie się w różne tematy. Głównie boskie, ale Rairish miał ogromne szczęście, bogowie go polubili i chętnie się pojawialiby z nim pomówić. A bogowie ponoć byli wszechwiedzący, więc rolą Jemiołuszka pozostało jedynie słuchanie o jego odkryciach, bo sam czym by mógł się pochwalić? Nie dowiedział się niczego, co byłoby interesujące dla mglistego adepta. Był bezużyteczny. Najgorszy. Przeklęty.
Skrzywił się lekko na własne myśli, które huczały mu w głowie, zaraz jednak skupił się na przyjacielu i jego słowach. Ten wydawał się mieć również wyjątkowo niskie mniemanie o sobie… westchnął cicho.
— To wcale nie jest dla ciebie jedyna droga, ale moim zdaniem również… najciekawsza. Bicie się dla samego bicia jest żałosne i wolałbym uciec niż zostać czarodziejem czy wojownikiem. Polowania są tak samo… nie dla mnie. Nie potrafię. A prawdziwa miłość? Nie istnieje… chociaż myślę, że jeśli któryś z naszej dwójki miałby ją znaleźć, pewnie byłbyś to ty. A jeśli nie, to i tak niczego nie tracisz. To jednak nie znaczy, że nie masz miejsca na wolnych stadach. Tak samo sprawdziłbyś się w roli uzdrowiciela, jak i piastuna. Jeśli nie czujesz się dobrze walcząc, nie musisz tego robić… a szukanie wiedzy jest świetne w każdym wydaniu, ale nie rób tego z myślą, że to twoja jedyna droga... — Westchnął cicho, wypuszczając ciężko powietrze. Kiedy byli pisklakami, jakoś wszystko wydawało się prostsze. Nic dziwnego to nie było, zapewne chwilę im zajmie, zanim się odnajdą w prawdziwym świecie, już nie pod opieką i troską opiekunów, choć tej dwójce wydaje się, nie zrobi to aż tak wielkiej różnicy.

Przeniósł spojrzenie na wielki kamień i wysłuchał ponownie Rairisha, tym razem dając mu już powiedzieć wszystko, nawet kiedy ten zamilkł na moment. Opowieść o Tarramie, którą przedstawił mu adept, również nie sprawiła, że kleryk poczułby nienawiść do tego boga. Rzeczywiście wydawał się być zwyczajnie skrzywdzony, stąd ta nienawiść. Zawiesił spojrzenie na skale i westchnął cicho, szukając w sobie jakiejś iskry, jakiejś więzi z bogami, ale czuł pustkę. Położył łapę na piersi i ponownie się zamyślił, jakby dalej starał się odnaleźć jakąś ciągotę do bogów. Zaraz wrócił jednak na ziemie. Może potrzebował czasu, albo zwyczajnie nie było mu to pisane...
— Szkoda, że nie masz możliwości z nim akurat pomówić, skoro to bóg z którym czujesz największe powiązanie. Chyba, że jest jakaś szansa na to? — Zapytał zaciekawiony. Sam się niestety nie orientował. Nawet nie wiedział czym, lub kim był Erycal

Hektyczny Kolec
autor: Melancholijny Kaprys
09 maja 2025, 2:15
Forum: Wewnętrzna Jaskinia
Temat: Popękany Obsydian
Odpowiedzi: 68
Odsłony: 3808

Popękany Obsydian

Parsknął rozbawiony, słysząc jakoby Hektyczny Kolec, we własnej osobie miałby nie mieć z kim rozmawiać. Dobre sobie! Pokręcił pyszczkiem na boki, było to na swój sposób zabawne. Wiele słów przychodziło mu na myśl, by jakoś odbić żart, jednak sobie odpuścił.
— W porządku, w takim razie postaram się nie zapaść w żaden sen. — Mruknął, choć oczywiście wpływu na to nie miał. Sam również jakoś musiał sobie poradzić kiedy jego przyjaciel spał. Ledwo się obudził, a właściwie zrobił więcej niż Jemiołuszek przez cały ten czas, co oczywiście niewyobrażalnie go bodło i kłuło. Zastygł, tylko co takiego go paraliżowało i uniemożliwiało dalsze szukanie wiedzy i rozwój? Gdzie się podział ten mały, radosny i ambitny młodziak?

Nie zamierzał jednak psuć atmosfery własnymi, nic nieznaczącymi rozterkami. Siedział i w spokoju z nutką zainteresowania słuchał Toshiego. Zerknął w dół, widząc, jak Hektyczny zaczyna coś skrobać pazurem w ziemi, rysując i opowiadając. Zmrużył nieco ślepia, czy miał go już za takiego imbecyla, że wydawało mu się, że potrzebuje rysunków pomocniczych? Wypuścił powietrze nosem, przy dłuższym wydechu, ale zaraz postarał się wrócić na ziemię. Spojrzał ponownie na Hektycznego. Chyba by tak o nim nie pomyślał… prawda? Na pewno zwyczajnie znowu myśli za dużo… niepotrzebnie. Skupiał się na nieistotnych rzeczach, a mglisty zdaje się, wpadł na całkiem ciekawą teorię. Słuchał jej więc uważnie. Sam nie miał za wiele okazji na rozmowy z bogami. Raz tylko, przez zwykły przypadek. Na pewno gdyby był wtedy sam, nic takiego by nie miało miejsca.

Gdy Hektyczny podzielił się z nim swoimi przemyśleniami, nastała chwila ciszy, Jemiołuszek sam musiał przemyśleć taką wizję, która oczywiście była piękna i obiecująca, ale jednak to nadal jedynie teoria, która wymagała głębszego zbadania. Na pewno nie było to proste.

— To rzeczywiście mogłoby tak wyglądać. No albo po prostu bogowie to byty na zupełnie innym poziomie niż my… gdyby jednak boskość była do zdobycia ot tak, po przebudzeniu boskiej cząstki, to raczej w interesie bogów leżałoby nie dopuścić takich jak my do tej wiedzy. — Wymamrotał zerkając na wielki kamień znajdujący się za Rairishem. Rzeczywiście, ciekawe miejsce wybrał na tego typu rozmowę. Cóż jeśli to tylko teoria, żaden z bogów nie powinien ich nawidzić. Również niby nie znajdowali się blisko żadnej podobizny boga, lecz dalej byli w świątyni.

Spojrzał z powrotem na Hektycznego i westchnął ponownie.
— Tylko… jeśli będziesz chciał się w to zagłębić, to najpewniej rozzłościsz bogów. Znaczy… nie wiem, ale tak mi się wydaje. No i czy jesteś na to gotów? — Zapytał. Sam z chęcią by spróbował, choć znaleźć coś na ten temat, ale jego relacja z bogami była zupełnie inna niż ta Toshiego.

Hektyczny Kolec
autor: Melancholijny Kaprys
08 maja 2025, 0:02
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Szczelina w dolinie
Odpowiedzi: 150
Odsłony: 15100

Szczelina w dolinie

Uśmiechnął się pod nosem, słysząc jego nastawienie do poznawania przyjaciół Jemiołuszka. Wiedział, że ten chętnie ich pozna i oczywiście się nie zawiódł.
— Prawda, jesteś całkiem młodzieżowy tato. — Mruknął lekko rozbawiony, ale oczywiście bardzo pozytywnie. Kochał Mackonura, mimo że zdecydowanie czasami mówił szalone rzeczy. Miał nadzieję, że kiedyś opowie mu o nich więcej. Kto wie, może jedynie wydawały się szalone, bo właśnie nie był jeszcze w to wszystko wtajemniczony? Kleryk tego nie wykluczał. — Jesteś też zabawny, no i bardzo dużo wiesz. A to tylko początek twoich zalet, więc wcale mnie nie dziwi, że moi znajomi chcą cię poznać. — Uśmiechnął się do Axarusa, zaraz sobie siadając, by mogli na spokojnie porozmawiać.

Zamienił się w słuch, kiedy ten zaczął mu wszystko opowiadać i tłumaczyć pozwalając mu powiedzieć wszystko, co chciał i jak raz nie wcinał się w zdania. Padło bardzo dużo informacji, borsucze geny, inny adoptowany syn Mułek, zakazana nekromancja, mroczne układy… było tego sporo. Uśmiechnął się ciepło i skinął lekko pyszczkiem, na znak, że przyjął informacje.
— Ja też nie przestanę postrzegać cię jako tatę. Jednak byłem ciekawy, nie tylko nie jestem podobny, ale w przeciwieństwie do was niezbyt mogę spędzać czas pod wodą, co za tym idzie też z wami… — Przyznał, ale nie mógł też narzekać. Poznał sporo sympatycznych smoków dzięki temu. — No ale też cię kocham i dziękuję, że mi powiedziałeś… domyślam się, że nie było to proste. — Dodał, jeszcze zatrzymując na moment spojrzenie w jednym punkcie. Cóż, dowiedział się właśnie, że jego matka nie żyje. Nie wiedział, jak się z tym czuje, nie wiedział, co ma o tym myśleć i z pewnością będzie musiał to przetrawić na spokojnie, już sam. Nie było potrzeby kłopotać tym kogokolwiek niepotrzebnie. Było to coś, co musiał przetrawić sam.

— Chciałbym, żebyś mnie potem zabrał na cmentarz. — Wrócił spojrzeniem na Mackonura. — A jak będziesz gotowy, możesz mi opowiedzieć o swoich borsuczych genach. To też całkiem ciekawe, w końcu borsuki też nie są za bardzo wodnymi stworzeniami, więc z nimi już mam trochę więcej wspólnego. Wskrzeszanie też brzmi ciekawie... — Rzucił pół żartem, ale zdecydowanie był ciekawy, co tatko miał przez to na myśli.
— Mogę też dać znać znajomym, że jesteśmy na miejscu i czekamy. — Uśmiechnął się i jeśli Axarus nie miał nic przeciwko, wysłał wiadomość mentalną do kolegów co by przyszli poznać jego tatke.

Mackonur
autor: Melancholijny Kaprys
07 maja 2025, 0:06
Forum: Wewnętrzna Jaskinia
Temat: Popękany Obsydian
Odpowiedzi: 68
Odsłony: 3808

Popękany Obsydian

Jemiołuszek był zaintrygowany słowami, jakimi Hektyczny pożegnał go, gdy się rozchodzili, chwilę po przebudzeniu przyjaciela. Nie myślał o tym zbyt dużo, ta zapowiedź dużo mówiła za siebie i wiedział, że mglisty wszystko mu wyjaśni. Zapowiadało się na dobre wieści, zupełnie jakby zostanie bogiem, było możliwe i dla zwykłych, przyziemnych smoków.
Czy naprawdę chciał wznieść się w boskość, by być z resztą bóstw ramię w ramię? Ciężkie pytanie, z pewnością by nie potrafił na nie odpowiedzieć. Jeszcze te naście księżycy temu, bez wahania by odpowiedział, że tak. Ostatnimi czasy jednak... nie czuł się bliski temu tematowi. Miał bardzo skomplikowaną relację z bogami, gdzie skomplikowanie szło z jednej strony. Bogowie z pewnością niespecjalnie się nim przejmowali. Zapewne szybko zapominali o jego egzystencji. Ta myśl, którą sobie wmawiał mocno, przemawiała za tym, że wcale nie chce poświęcać czasu istotom, dla których nic nie znaczył. Choć te myśli były mocno destrukcyjne dla samego Jemiołuszka.
Zdawał sobie po części sprawę, że niekoniecznie musiała być to prawda, zupełnie jakby resztki rozsądku do niego przemawiały, dlatego starał się nie obierać żadnej ze stron i poczekać na więcej wiadomości, rozmów, dał sobie przestrzeń na obserwację, by podjąć słuszna decyzje.
Po spacerze, pełnym gdybań i przemyśleń, dotarł na miejsce, gdzie czekał już na niego Toshi. Uśmiechnął się do niego i przysiadł sobie obok.
— Cześć, widzę, że czujesz się już nieco lepiej. To dobrze. — Kiwnął lekko pyszczkiem. — Może teraz przyjdzie na mnie pora, bym zapadł w smoczy sen. — Mruknął pół żartem, ale cóż, mieli przecież lepsze tematy.
— Dobra, więc? Podobno coś ciekawego na temat bogów się dowiedziałeś. — Rzucił i pozwolił mu się rozglądać.

Hektyczny Kolec
autor: Melancholijny Kaprys
06 maja 2025, 0:25
Forum: Skały Pokoju
Temat: Spotkanie 11
Odpowiedzi: 151
Odsłony: 5463

Spotkanie 11

Zachichotał rozbawiony na wspomnienie Kraksi ciągniętej przez Torę, które wymalowało mu się przed oczyma. Zabawne to było, czerwonołuska zdecydowanie nie ułatwiała życia wojownikowi, a jemu to się chyba z jakiegoś dziwnego powodu podobało. Dorośli byli tacy niepoważni… mimo tego lubił z nimi spędzać czas.

Gdy temat przeszedł na bogów, sam zerknął w stronę dwójki boskich istot. Sam dalej nie wiedział, co miał o nich myśleć, miał mocno… mieszane uczucia na chwilę obecną. Wiedział, że Hektyczny był z nimi ogromnie zżyty i mocno wciągnął się w wiedzę o nich. Skoro bogowie wiedzieli wszystko, to fajnie by było z nimi porozmawiać. Jednak intuicja mu podpowiadała, że z nim bogowie nie będą tak chętnie rozmawiali, jak z Toshim. Nigdy nie będzie wystarczający, choć nie miał jeszcze nawet okazji spróbować. Bogów było sporo, może akurat któryś by polubił, akurat jego?

Zerknął w stronę Hektycznego i całej zgrai. Rash na moment zniknął, ale szybko dostrzegł, że większa samica go zgarnęła nieco na bok. Wyglądała nieco podobnie do niego… pokręcił szybko pyszczkiem na boki, przeganiając zaraz myśli, które nie powinny mieć miejsca.

Co go to obchodzi?

On i tak go nie zna.

Zapomniał o nim.

Przywitała ich Lilia, której posłał ciepły, przyjazny uśmiech i skinął jej pyszczkiem.
— Cześć Lilia, miło cię znowu widzieć. — Powiedział do siostry, choć widział, jak mocno spięta była. Miał nadzieję, że w ich towarzystwie poczuje się, choć odrobinę pewniej.

Udany Połów Gadzi Szał Lilia Wodna
autor: Melancholijny Kaprys
04 maja 2025, 14:07
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Pisklęca równina
Odpowiedzi: 697
Odsłony: 104371

Pisklęca równina

Ucieszył się na zgodę adepta, na pewno będzie zabawnie, wspólnie wybrać się na wyprawę. W końcu co mogło pójść nie tak? Co prawda miał nadzieję, że Hektyczny i być może Koszmarny wybiorą się z nimi, ale gdyby z jakiegoś powodu nie mogli, nie będzie zmuszony rezygnować, bo Słówko mu obiecał pomóc! Dla pewności również popyta słonecznych, czy zgodziliby się w razie czego wybrać z nim.

— Świetnie! Więc jesteśmy umówieni, a jak w ostatniej chwili zrezygnujesz... — Zmrużył ślepia, próbując spiorunować go spojrzeniem, choć cienki i wątły kleryk musiał wyglądać komicznie, niżeli strasznie i przerażająco. — To pewnie będzie mi całkiem przykro. — Westchnął teatralnie, ale nic takiego nie powinno mieć miejsca. Nawet jeśli, to coś wymyśli. Będzie przygotowany na wszystko.

— Cieszę się, że jesteś taki pewny siebie! Nie mogę się doczekać zobaczenia ciebie w akcji! — Uśmiechnął się znowu beztrosko.

— Dobrze, będę już leciał. Miło było cię poznać, Kaniuk! Do zobaczenia wkrótce. Daj znać, jeśli usłyszysz o jakieś wspaniałej podróży! Bądź wyczekuj wiadomości ode mnie. Zgadamy się i wyruszymy! — Puścił mu oczko i podekscytowany myślą o tym, że jego wyprawa za tereny Wolnych Stad była już tuż tuż, potruchtał w stronę swojego obozu, oczywiście w głowie zaczynając planować już najmniejszy detal wyprawy, co powinni ze sobą zabrać, jak powinni się przygotować. Być może uda im się wyruszyć na jakąś misję w jakimś celu? Już nie mógł się doczekać!

//zt
Jedno Słowo

Wyszukiwanie zaawansowane