Znaleziono 3 wyniki

autor: Błękitny Kolec
10 cze 2015, 21:37
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Samotny pagórek
Odpowiedzi: 636
Odsłony: 85897

Gdyby nie był tak skupiony na przyglądaniu samicy, pewnie zaśmiałby się nad jej reakcjami. Nie serdecznie, ale nieprzyjemnie, jakby z wyższością, ponieważ jego śmiech niezależnie od sytuacji tak właśnie brzmiał. Ale aktualnie nawet nie myślał o rozbawieniu, które uderzało w tył łba, irytując i przypominając o swojej obecności. Zignorował je całkowicie.
Mimo wszystko kąciki jego paszczy uniosły się leciutko w paskudnym uśmieszku.
Pierwszy szok minął. Zwłaszcza, że samiczka nie tylko potrafiła mówić, była smokiem, to jeszcze w miarę logicznie odpowiadała na pytania. Na pewno zachowywała się logiczniej od niego. Ale nie miał zamiaru przepraszać za swój nietakt. Nawet mu to przez łeb nie przeszło.
Na jej pierwszą odpowiedź skinął jedynie lekko łbem i powrócił do przyglądania się jej. Pewnie miała w sobie mało genów futrzaków i ptaków, bo futra wcale nie było tak dużo, a pióra pojawiły się tylko na ogonie i skrzydłach. Na samym początku myślał, że to choroba, coś w rodzaju grzybicy, która objawia się futrem i piórami, ale potem dowiedział się, że to faktycznie tylko... geny. Aż mu było trochę szkoda istotki, która przed nim stała. Że też jakieś smoki chciały obdarzyć swoimi brzydkimi genami swoje dziecko. Skoro wiedziały, jak to się skończy, nie powinny w ogóle płodzić potomstwa. Przynajmniej według Błękitnego.
Rozbawienie wolno wkradało się do jego umysłu, coraz głębiej. Zwłaszcza, gdy widział dalsze działania samicy. Bała się go? Widział, jak jej mięśnie napięły się, jakby gotowe do skoku. Albo ucieczki. Ciekawe, jak zakończyłaby się taka potyczka. W końcu Błękitny był niczym pisklak, który dopiero wyszedł ze swojej bezpiecznej skorupki i uczył się, jak poruszać kończynami, aby nie plątały się o siebie. Futrzasta, paradoksalnie, miałaby pewnie nieco większe szanse. Albo nawet dużo większe szanse. Nie podobało mu się to. Zdawał sobie z tego sprawę, jednak nie wpływało to na jego pozycję i wyższość, którą wręcz emanował. Czuł się pewnie.
Jego uśmiech jedynie powiększył się na kolejne pytanie samicy. Tym razem był znacznie szerszy; rozbawiony, ale w wyjątkowo paskudny sposób.
Białe kły zalśniły.
Bawił się wyśmienicie. Oby tylko druga strona odpowiadała tak, jak chciał. I oby nikt nie popsuł tej zabawy. Tylko, że... paradoksalnie sam chciał ją zaraz zepsuć. A przynajmniej wiedział, że jego akcje mogą doprowadzić do tego, że cały plan legnie w gruzach. Co się wtedy stanie? Zostanie wyśmiany? Czy uda mu się obrócić wszystko w żart? I czy będzie miał wystarczająco skruchy, aby przyznać się do błędu?
Nigdy. Oby plan wypalił.
Nie był optymistą, raczej realistą. Oceniał swoje szanse marnie. Będzie się musiał bardzo postarać. Tak naprawdę bardzo, cholernie bardzo.
Wolno wdychał powietrze, by wypuszczać je z cichym świstem przez nozdrza.
Po chwili wyraz jego pyska nieco się zmienił. Delikatnie, wolno zbliżył łeb w kierunku szyi samicy. Dotknął pyskiem zlepionego w strąki futra, przejechał łuskami po jej łuskach. Język z cichym sykiem wydostał się z pyska, posmakował powietrze będące blisko samicy.
– Faktycznie, pachniał podobnie do Ciebie. – szepnął cicho, miękko, a wciąż utrzymujący się na jego pysku nieprzyjemny uśmiech dodał słowom inny wydźwięk. Mówił z wyraźną, udawaną troską, za którą kryło się rozbawienie.
Powrócił do poprzedniej pozycji, siedząc przed samicą. Jego mięśnie były napięte, gotowe do skoku, do którego wyraźnie się szykował, ustawiając tylne łapy nieco bardziej z tyłu. Wolno. Spokojnie.
Żółte ślepia rzucały w przestrzeń rozbawione iskierki znad lekko uniesionych kącików ust. Jednak w tym spojrzeniu było coś, co sprawiało, że rozumiało się zamiary smoka. I bynajmniej nie były one przyjazne.
– Ciekawe, czy biegasz tak szybko jak on. – wymruczał cicho; był skupiony, gotowy do rzucenia się w pościg i poprawienia postawy, gdy tylko będzie musiał to zrobić. Panował nad nerwowym ogonem, który chciał uderzać o ziemię, panował nad pazurami, które już miały wybijać rytm. Był zestresowany, jednak cały stres został w środku, okryty warstwą pewności siebie i wyższości, porządnie ukryty i zupełnie niewidoczny na zewnątrz. Bardzo o to dbał. Najmniejsze okazanie słabości mogło zniweczyć wszystkie jego plany i doskonale zdawał sobie sprawę. Musiał być całkowicie skupiony na tym, co robił, inaczej wszystko weźmie w łeb... tak, musiał się skupić.
autor: Błękitny Kolec
09 cze 2015, 19:44
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Samotny pagórek
Odpowiedzi: 636
Odsłony: 85897

Nie kojarzył zapachu mokrego futra i pierza. Na pewno był on inny, jednak również wszystkie inne zapachy były inne, więc trudno było wychwycić ten jeden, który mógłby wydawać się podejrzany. Irytowało go to, jednak w pewnym sensie, podświadomie, sam chciał się tak narażać. Nie wiedział, jak pachną drapieżniki. Nie rozglądał się. Gdyby jeden z nich się zbliżał, nawet by tego nie zauważył. Ale miał znacznie więcej szczęścia.
Był właśnie zajęty zastanawianiem się, co będzie od teraz jadł i wspominaniem smoku ryb, których być może już nigdy nie zazna, gdy... coś czerwonego nagle przebiegło tuż przed nim. Niemal nie był zdziwiony. Pewnie jakaś samotna rybka właśnie uciekała, bo spłoszył ją, zbyt nieostrożnie płynąc, młócąc wodę zbyt mocno i... zaraz.
Nagle wciągnął głośno powietrze. Myśląc, że jest pod wodą na chwilę przestał oddychać w taki sposób, jaki powinien na lądzie. Zakaszlał, raz, drugi, trzeci. Tak, musi się do tego przyzwyczaić. Oby przez sen mu się tak nie zdarzyło... chociaż chciałby mieć takie dobre, miłe sny o morzu.
Nie, nie chciałby. Musi przestać o tym myśleć...
Na szczęście teraz znalazł dobry odpowiednik. Mógł zacząć zastanawiać się, co się stało. Najszybciej odpowiedź zyskałby, po prostu odwracając łeb, więc to też zaraz zrobił.
Żółte ślepia omiotły spojrzeniem całą sylwetkę... samicy, która się przed nim znajdowała. Tak, samicy. Ale nie był pewien, czy smoka. I jeśli już, to nie wiedział, z jakiego stada. Nie z Ognia, nie z Życia, więc pewnie... z Cienia. Tak, pewnie tak. Uh, naprawdę dziwne mieli tutaj te nazwy.
Zmrużył ślepia. Wolne Stada chyba nigdy nie przestaną go zadziwiać. Zdążył już zobaczyć smoka z futrem, widział obóz smoków nad wodą, widział ich życie bez ryb i bez wody innej niż pitna... ale takiej mieszanki jeszcze nie widział.
Na jego pysku nie malowało się zdegustowanie, które odczuwał, a zainteresowanie. Trochę zbyt duże. Ślepia rozszerzyły się, łeb lekko przekrzywił, gdy Błękitny zbliżył się do stworzenia.
– Mówisz. – powiedział lakonicznie. Samica uśmiechała się, miała więc całkiem rozbudowaną mimikę. Inne zwierzęta jej aż takiej nie miały. I mówiła. Miała łuski. Musiała być smokiem. Wszystko na to wskazywało, ale... miała też pióra. I futro.
O, wszyscy bogowie morza, odpowiedzcie na wezwanie swojego sługi i raczcie odpowiedzieć mu na pytanie... co się odpieprza na tych cholernych Wolnych Stadach?!
Logika, Feanh'een, logika. Skoro są tutaj futrzaki, to muszą się mieszać. A jak się mieszają, to powstają takie... wynaturzenia.
– Jesteś... smokiem? – w żółtych ślepiach cały czas odbijało się zaintrygowanie. Długie łapy poniosły samca jeszcze odrobinkę bliżej smoczycy. Patrzył na nią z góry, chociaż wcale nie był wiele większy.
Nie rozumiał, że tutaj smok z futrem i piórami był czymś całkowicie normalnym. Dla niego cały czas zieleń była nienormalna, powietrze i jego opór były nienormalne, wszystkie zapachy dookoła... wszystko inne, a jeśli inne to i nienormalne.
Poza tym samiczka interesowała go z jeszcze jednego powodu. Była mokra. Jej futro schło, podobnie pióra. To znaczy, że niedawno pływała. To znaczy, że umiała pływać. No bo chyba się nie utopiła? Nie wyglądała też na poturbowaną. Poza tym, nie pływała w morzu, tylko w jakiejś innej wodzie. Nie czuł od niej charakterystycznej soli.
Nie podobało mu się to, co działo się nad wodą. Ale nie miał się gdzie podziać. Wrócić nie mógł. Pozostało... przyzwyczaić się. Nawet, jeśli widok futrzastego smoka nie mieścił mu się we łbie. Gdyby ktoś kilka księżyców wcześniej powiedział mu o takim stworzeniu, pewnie by go wyśmiał. Gdyby ktoś w ogóle opowiedział mu o tym wszystkim, co dzieje się nad powierzchnią wody... ciekawe, czy wtedy by go wyśmiał, czy byłby tym wszystkim zainteresowany? Nawet teraz nie był pewien, co w nim wygrywało: tęsknota za wodą, gdy widział nowe rzeczy, zaintrygowanie z tegoż samego powodu czy zdegustowanie innością nowego świata. Raczej wszystkie te trzy uczucia po prostu się w nim łączyły, a zwycięstwa jednego z nich nigdy nie były trwałe, tylko zależały od sytuacji i humoru samca.
autor: Błękitny Kolec
09 cze 2015, 18:26
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Samotny pagórek
Odpowiedzi: 636
Odsłony: 85897

Dzika Puszcza w jakimś stopniu należała do terenów stada Życia, nie ma się więc co dziwić, że często smoki z tegoż właśnie stada mogły się tutaj zjawiać. Nikogo nie powinien więc dziwić widok jeszcze jednego.
Chociaż ciężko było go skojarzyć z Życiem. Jeszcze nie pachniał tak, jak reszta stada. Wciąż bardziej czuć było od niego morze i piach niż typowe dla Życia wonie. Nie podobało mu się to. Zapach przypominał mu o tym, co zostawił za sobą, a wspomnienia były wciąż zbyt żywe, zbyt bolały...
Wyprawy takie jak ta miały pomóc zapomnieć, ale działały wręcz odwrotnie. Mógł wtedy pobyć sam, skupić się na swoim wnętrzu, przemyśleć wszystkie sprawy... ale jego umysł wciąż był pełen tylko jednego tematu. Nie mógł skupić się na niczym innym, jego myśli wciąż wracały do jednego punktu. Nie mógł odnaleźć ukojenia.
Złość zaczynała wolno uderzać w drzwiczki do jego serca. Jedno uderzenie, drugie. Chwila przerwy.
Wróciła niespodziewanie, silnie napierając. Wpadła do środka i zaczęła się kotłować, kontrolować ciało Błękitnego. Nie mógł dłużej tego wytrzymać.
Ryk wypłoszył ptaki z najbliższych drzew.
Szedł teraz znacznie szybciej, łapy mocno uderzały o ziemię. Ogon wysoko, łeb nisko. Patrzył na wszystko spode łba. Musiał gdzieś się wyżyć. Musiał.
Odwrócił się, stanął przodem do drzewa. Jego ciało trzęsło się. Najpierw delikatnie, jednak z każdym momentem drgawki były coraz silniejsze.
Głupia rodzina. Głupie zwyczaje. Głupia niecierpliwość. Głupie morze!
Jedna myśl była opatrzona jednym uderzeniem ogona. Nie, nie w drzewo. W ziemię. Pomimo tego, że był w stadzie tak krótko wiedział, że próba zniszczenia roślin mogła być czymś bardzo idiotycznym przy tych wszystkich smokach.
Małe, żółte ślepia zwęziły się. Ograniczenia. Nic, tylko ograniczenia. Wszędzie.
Czy pamięta, jak się lata? Co prawda to nie było to samo, co pływanie, ale zawsze jakiś zamiennik. W wodzie czuł się wolnym. Lot to marna iluzja tego uczucia, ale lepsze było to od ciągłego stania wśród tych nowych barw.
Nadal nie przyzwyczaił się do tego, jak bardzo świat na powierzchni różni się od tego pod wodą. Tęsknił do wszechobecnego błękitu, tęsknił do widoku słońca jako małej, jasnej plamki, tęsknił do piachu, tęsknił do pływania wśród ławic ryb... Zaraz.
Co on będzie tutaj jadł?
Wciągnął wolno powietrze. Czuł nieznajome zapachy. Nigdy wcześniej nie miał możliwości ich czuć. Były... zupełnie inne od tych, które znał.
Dziwne, jak szybko złość z niego wyparowała. Wpływ miało na to pewnie także powietrze, którym nadal zdarzało mu się zachłysnąć i które ostudzało jego chęć robienia czegokolwiek. Zresztą, był pewien, że gdyby znowu dał się ponieść, jak kilka dni wcześniej... jedynie się wygłupi. Nie, nikt go nie widział. Wygłupił się przed sobą. Kończyny teraz były już lepiej przygotowane do nagłych skoków, biegu i tego typu rzeczy, jednak wcześniej, gdy ledwo wyszedł z wody.
Nie był już na terenach Życia. Ale widział je z pagórka, na który przed chwilą wszedł.
Musiał przyznać, że ten świat był bardzo intrygujący. I zdarzało mu się być pięknym.
Z nieprzeniknionym wyrazem pyska wpatrywał się na wschód; gdzieś tam leżał obóz Życia... jego nowy dom. Chyba nigdy się tak naprawdę do końca do tego nie przyzwyczai.

Wyszukiwanie zaawansowane