Widząc gigantyczne ilości czarnych kropek wiedział, że nie będzie w stanie uratować tych, którzy zabrali się za kopanie tunelu. Warknął cicho i przeklął w myślach, nie spuszczając z wzroku ze zbliżającego się zagrożenia. Dopiero po chwili cicho odetchnął i zamknął oczy przygotowany na najgorsze...
Ale zagrożenie minęło. Otworzył ślepia mrugając ze zdziwieniem, gdy wszystkim ukazała się dość... niecodzienna scena. Dwójka nieznanych im smoków, najwyraźniej skłócona, zaczęła się bez żadnych oporów lać na oczach wszystkich zebranych.
Tkwił tak przez dłuższą chwilę, nie za bardzo mając pomysł na to za co powinien się zabrać. Większość zebranych zareagowała podobnie, ale po jakimś czasie zdecydowała się podjąć jakieś działania w celu rozdzielenia smoków – a on nie. Wciąż gapił się na nich z lekko przekrzywionym łbem, starając się pojąć o co tu w ogóle chodzi.
Słysząc niektóre słowa zebranych, dotyczące duszków czy innych, ważnych istot poczuł niezwykłe zaciekawienie dotyczące nieznajomych mu smoków. Z lekką niepewnością postawił krok do przodu, a za nim kolejny i kolejny, aż w końcu zbliżył się dostatecznie blisko walczących.
Wtedy otworzył szeroko ślepia i obniżył łeb, wpatrując się prosto w nich, ignorując ich trwającą bójkę i smoki, które próbowały coś z tym zrobić. Próbował wypatrzeć jakiekolwiek znaki odróżniające te stworzenia od innych smoków... czy naprawdę one mogły być tak "ważne" jak to przed chwilą usłyszał?
Znaleziono 74 wyniki
- 09 cze 2018, 18:16
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XII
- Odpowiedzi: 162
- Odsłony: 10870
- 05 cze 2018, 21:49
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XII
- Odpowiedzi: 162
- Odsłony: 10870
Odsunął pierzaste skrzydło od drobnego ciała pisklęcia, spoczywającego na plecach nieznajomego złotołuskiego, po czym wycofał się kilka kroków, posyłając szybkie spojrzenie starszemu. Lazur jaskrawych ślepi spotkał się na krótką chwilę z błękitem oczu wodnego adepta, po czym zaczął patrolować okolicę, starając się ocenić obecną sytuację. Macek już nie było – ale inne zagrożenia nadal pozostały.
Z każdą chwilą czuł, jak jego ciało słabnie, a umysł przestaje pracować jak należy. Powoli zaczynał zbliżać się do wcześniejszego stanu, lecz czuł wyraźną różnicę – nie było to spowodowane użyciem nieznanej mu mocy, a... zwyczajnym brakiem powietrza. Łapy lekko drżały, a sam smok uparcie starał się złapać oddech, choć nie było to proste.
Wtedy jego ślepia wyłapały pisklę, które odkryło sposób na uratowanie całej obecnej tu grupy. Prawdopodobnie natychmiast by tam ruszył, gdyby przy okazji nie dostrzegł kolejnego... zagrożenia? Nie wiedział czym mogą być idące w ich stronę, czarne stworzenia, ale nie oczekiwał nic dobrego. Spojrzał jeszcze raz na złotołuskiego, po czym ruszył w stronę smoków podkopujących się pod barierą.
Czuł jak jego kończyny powoli odmawiają posłuszeństwa, ale wiedział, że wkrótce się to poprawi. Był w nieodpowiednim stanie żeby brać pod swoją opiekę omdlałe pisklęta, mógł im wyrządzić jeszcze więcej szkody, a były tu obecne inne smoki, które były w stanie się nimi zaopiekować. On miał inne zadanie – stanął plecami do smoków próbujących przedostać się za barierę, po czym lekko rozłożył skrzydła, a jego ślepia wypatrywały nadchodzących "kropków". Ktoś musiał stać na straży i pilnować tych, którzy starali się utworzyć drogę do wyjścia, a gdyby jakieś zagrożenie się do nich przedostało – mogłyby się zacząć kolejne problemy. Sam nie miał zbyt wiele siły żeby zabrać się za podkop, dlatego stał i czujnie wypatrywał nadchodzących zagrożeń, gotowy żeby ostrzec innych, gdy sytuacja zrobi się niepewna.
Z każdą chwilą czuł, jak jego ciało słabnie, a umysł przestaje pracować jak należy. Powoli zaczynał zbliżać się do wcześniejszego stanu, lecz czuł wyraźną różnicę – nie było to spowodowane użyciem nieznanej mu mocy, a... zwyczajnym brakiem powietrza. Łapy lekko drżały, a sam smok uparcie starał się złapać oddech, choć nie było to proste.
Wtedy jego ślepia wyłapały pisklę, które odkryło sposób na uratowanie całej obecnej tu grupy. Prawdopodobnie natychmiast by tam ruszył, gdyby przy okazji nie dostrzegł kolejnego... zagrożenia? Nie wiedział czym mogą być idące w ich stronę, czarne stworzenia, ale nie oczekiwał nic dobrego. Spojrzał jeszcze raz na złotołuskiego, po czym ruszył w stronę smoków podkopujących się pod barierą.
Czuł jak jego kończyny powoli odmawiają posłuszeństwa, ale wiedział, że wkrótce się to poprawi. Był w nieodpowiednim stanie żeby brać pod swoją opiekę omdlałe pisklęta, mógł im wyrządzić jeszcze więcej szkody, a były tu obecne inne smoki, które były w stanie się nimi zaopiekować. On miał inne zadanie – stanął plecami do smoków próbujących przedostać się za barierę, po czym lekko rozłożył skrzydła, a jego ślepia wypatrywały nadchodzących "kropków". Ktoś musiał stać na straży i pilnować tych, którzy starali się utworzyć drogę do wyjścia, a gdyby jakieś zagrożenie się do nich przedostało – mogłyby się zacząć kolejne problemy. Sam nie miał zbyt wiele siły żeby zabrać się za podkop, dlatego stał i czujnie wypatrywał nadchodzących zagrożeń, gotowy żeby ostrzec innych, gdy sytuacja zrobi się niepewna.
- 03 cze 2018, 11:33
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XII
- Odpowiedzi: 162
- Odsłony: 10870
Zatrzymał się u boku złotołuskiego samca, którego zapach wskazywał na to, że pochodzi ze stada Wody. Było to miejsce w którym powinien czuć się najbezpieczniej, biorąc pod uwagę, że nieznajomy jak do tej pory opiekował się pisklętami ze swojego stada, a Tial jakby nie patrzeć – rangowo nadal nie był adeptem.
Przymrużone ślepia spojrzały w stronę macek, co chwilę skupiając się także na reszcie osobników, które starały się z nimi walczyć najróżniejszymi sposobami. Używali głównie magii, do której on nie miał dostępu, a i tak przyprawiała go o ból łba, gdy tylko znalazła się w pobliżu niego. Kaszlnął cicho i wziął głębszy oddech – nadal nie czuł się najlepiej, a z tego co zdążył zauważyć – nie był z tym jedyny. Inni też zaczęli mieć z tym problem i jeśli nie uda im się stąd uciec to wszyscy zostaną skazani na łaskę nieznanej im mocy – najwyraźniej wrogiej i morderczej.
Kątem oka zauważył pisklę zsuwające się z grzbietu Słonecznego Kolca. Nie do końca wiedział jak zareagować z takiej sytuacji – nie znał tych smoków i nie czuł się w żaden sposób zobowiązany do tego żeby im pomagać, nawet jeśli byli z jego stada. Ale z drugiej strony sytuacja wymagała poświęceń – a w tym przypadku to nie było zbyt dużo.
Nie był już najmniejszym i najsłabszym smokiem – mimo rangi, wielkością był już adeptem zbliżającym się do wieku dorosłego. Dlatego zbliżył się do Słonecznego i dość sporym, pierzastym skrzydłem postarał się podeprzeć pisklę leżące na jego grzbiecie, tak, żeby nie upadło boleśnie na ziemię zaraz obok nich. W miarę możliwości spróbował z powrotem "wsunąć" Morana na plecy adepta.
Zaobserwował w międzyczasie jak niektóre smoki, nie posiadające umiejętności korzystania z magii, walczyły z mackami. Zwyczajne podmuchy wiatru spowodowane ruchami skrzydeł... już wiedział co będzie musiał zrobić gdy znajdzie się w niebezpieczeństwie. Dlatego jak już udało mu się uporać z pisklęciem, stanął w gotowości z lekko uniesionymi skrzydłami, przygotowany na to żeby odpędzić zbliżające się macki przy ich pomocy.
Przymrużone ślepia spojrzały w stronę macek, co chwilę skupiając się także na reszcie osobników, które starały się z nimi walczyć najróżniejszymi sposobami. Używali głównie magii, do której on nie miał dostępu, a i tak przyprawiała go o ból łba, gdy tylko znalazła się w pobliżu niego. Kaszlnął cicho i wziął głębszy oddech – nadal nie czuł się najlepiej, a z tego co zdążył zauważyć – nie był z tym jedyny. Inni też zaczęli mieć z tym problem i jeśli nie uda im się stąd uciec to wszyscy zostaną skazani na łaskę nieznanej im mocy – najwyraźniej wrogiej i morderczej.
Kątem oka zauważył pisklę zsuwające się z grzbietu Słonecznego Kolca. Nie do końca wiedział jak zareagować z takiej sytuacji – nie znał tych smoków i nie czuł się w żaden sposób zobowiązany do tego żeby im pomagać, nawet jeśli byli z jego stada. Ale z drugiej strony sytuacja wymagała poświęceń – a w tym przypadku to nie było zbyt dużo.
Nie był już najmniejszym i najsłabszym smokiem – mimo rangi, wielkością był już adeptem zbliżającym się do wieku dorosłego. Dlatego zbliżył się do Słonecznego i dość sporym, pierzastym skrzydłem postarał się podeprzeć pisklę leżące na jego grzbiecie, tak, żeby nie upadło boleśnie na ziemię zaraz obok nich. W miarę możliwości spróbował z powrotem "wsunąć" Morana na plecy adepta.
Zaobserwował w międzyczasie jak niektóre smoki, nie posiadające umiejętności korzystania z magii, walczyły z mackami. Zwyczajne podmuchy wiatru spowodowane ruchami skrzydeł... już wiedział co będzie musiał zrobić gdy znajdzie się w niebezpieczeństwie. Dlatego jak już udało mu się uporać z pisklęciem, stanął w gotowości z lekko uniesionymi skrzydłami, przygotowany na to żeby odpędzić zbliżające się macki przy ich pomocy.
- 31 maja 2018, 19:41
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XII
- Odpowiedzi: 162
- Odsłony: 10870
Niewielkie ciało drżało, a myśli wciąż były w rozsypce, bez żadnej możliwości żeby ponownie złożyć się do kupy. Oddychał ciężko, a jego ślepia wciąż były mocno zamknięte. Jedna z łap powędrowała w stronę łba, żeby go okryć, podczas gdy ogon owinął się wokół tylnej nogi i lekko zacisnął, granatową kitą osłaniając część uda. Niech to się już skończy, niech to się już skończy...
Cisza. Zszokowany otworzył ślepia, nie będąc pewien tego, co tak naprawdę się wydarzyło. Wszystko ustało? Jego życzenie spełniło się tak szybko? Wszystko zaczęło ponownie łączyć się w całość – drżące ciało powoli zaczynało się uspokajać, a myśli ponownie zaczęły łączyć się ze sobą, sprawiając, że wcześniej powstały chaos przestawał istnieć. Do nozdrzy dotarł wyraźny zapach krwi. To nie był koniec.
Zacisnął mocno szczęki, zdając sobie sprawę z tego, że dalej tkwi w dokładnie takiej samej sytuacji. Uniósł do góry szyję razem z obolałym łbem, ignorując zawroty które ani na chwilę nie przestawały go męczyć. Czuł dziwne mrowienie w łapach, ścisk w żołądku – a to wszystko spowodowane nieznaną mu mocą. Ciekawość, która jej dotyczyła, wręcz zabijała go od środka.
Warknął i szarpnął łapami, gwałtownie je prostując. Wbił szpony w ziemię dla utrzymania równowagi i przymrużył ślepia pochylając łeb, starając się ustabilizować, doprowadzić do stanu w którym będzie mógł cokolwiek zrobić. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę kto wcześniej wytrącił go z równowagi. Dojrzał także ranę na jego cielę i nieco się zmieszał.
– Dlaczego? – rzucił szybko w stronę czerwonołuskiego.
Ale tak naprawdę nie oczekiwał od niego żadnej odpowiedzi. Miał zamiar od razu działać... ale co on tak naprawdę chciał zrobić? Wokół panował chaos – wszyscy starali się ukryć, korzystali z pomocy starszych smoków, część piskląt panicznie biegała dookoła, a inni atakowali się nawzajem.
Wziął głębszy oddech, próbując ustalić jakiś plan działania.
Zrobił kilka drobnych kroków do tyłu, po czym sprawnie się obrócił i ruszył w stronę innych smoków. Bystre ślepia wypatrzyły osobnika wyróżniającego się złocistą łuską, którego wyraźny zapach rodzinnego stada, dawał mu do zrozumienia, że jest to smoki z którymi powinien współdziałać – nawet jeśli czuł się z tym nieswojo i nie miał do niego krzty zaufania.
Ale co innego miałby zrobić w takiej sytuacji?
Cisza. Zszokowany otworzył ślepia, nie będąc pewien tego, co tak naprawdę się wydarzyło. Wszystko ustało? Jego życzenie spełniło się tak szybko? Wszystko zaczęło ponownie łączyć się w całość – drżące ciało powoli zaczynało się uspokajać, a myśli ponownie zaczęły łączyć się ze sobą, sprawiając, że wcześniej powstały chaos przestawał istnieć. Do nozdrzy dotarł wyraźny zapach krwi. To nie był koniec.
Zacisnął mocno szczęki, zdając sobie sprawę z tego, że dalej tkwi w dokładnie takiej samej sytuacji. Uniósł do góry szyję razem z obolałym łbem, ignorując zawroty które ani na chwilę nie przestawały go męczyć. Czuł dziwne mrowienie w łapach, ścisk w żołądku – a to wszystko spowodowane nieznaną mu mocą. Ciekawość, która jej dotyczyła, wręcz zabijała go od środka.
Warknął i szarpnął łapami, gwałtownie je prostując. Wbił szpony w ziemię dla utrzymania równowagi i przymrużył ślepia pochylając łeb, starając się ustabilizować, doprowadzić do stanu w którym będzie mógł cokolwiek zrobić. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę kto wcześniej wytrącił go z równowagi. Dojrzał także ranę na jego cielę i nieco się zmieszał.
– Dlaczego? – rzucił szybko w stronę czerwonołuskiego.
Ale tak naprawdę nie oczekiwał od niego żadnej odpowiedzi. Miał zamiar od razu działać... ale co on tak naprawdę chciał zrobić? Wokół panował chaos – wszyscy starali się ukryć, korzystali z pomocy starszych smoków, część piskląt panicznie biegała dookoła, a inni atakowali się nawzajem.
Wziął głębszy oddech, próbując ustalić jakiś plan działania.
Zrobił kilka drobnych kroków do tyłu, po czym sprawnie się obrócił i ruszył w stronę innych smoków. Bystre ślepia wypatrzyły osobnika wyróżniającego się złocistą łuską, którego wyraźny zapach rodzinnego stada, dawał mu do zrozumienia, że jest to smoki z którymi powinien współdziałać – nawet jeśli czuł się z tym nieswojo i nie miał do niego krzty zaufania.
Ale co innego miałby zrobić w takiej sytuacji?
- 28 maja 2018, 21:21
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Kanion Szeptów
- Odpowiedzi: 834
- Odsłony: 104399
Mimo, że Kanion Szeptów nie należał do najczęściej odwiedzanych miejsc wśród terenów Wolnych Stad, to tym razem bystre oko mogło dostrzec wydłużoną, lekko połyskującą sylwetkę, która momentami przenikała wśród gęstej mgły. Gad poruszał się zwinnie, płynnie podążając przed siebie, nie zwracając uwagi na niesprzyjający teren i wiatr, który delikatnie poruszał błękitnymi piórami, które przyozdabiały skrzydła osobnika. Długa sylwetka wyginała się, zawijała niczym u węża, ale to nie zdawało się sprawiać mu żadnego problemu – w ciągu wielu księżyców zdążył przyzwyczaić się już do swojej odmiennej budowy. Czarne szpony cicho stukały o kamienną posadzkę, podczas gdy niewielkie pióra cicho szeleściły, zakłócając panującą do tej pory ciszę.
Oddychał szybko, a z każdym ruchem jego klatki piersiowej, wszystkie łuski pokrywające jego ciało odbijały światło, mieniąc się całą paletą kolorów. Gdzieniegdzie można było dostrzec fiolet, podczas gdy w innym miejscu panował błękit, który po kilku chwilach mieszał się z granatem. A całość otulona chłodną, białą mgłą.
Zatrzymał się zaraz przy skraju kanionu. Łeb zawisł nad przepaścią, szpony wbiły się w skałę. Kilka drobnych kamieni z cichym stuknięciem odbiło się od kamiennej ściany i spadło w nicość.
Otworzył pysk, wypuszczając z niego chłodne powietrze, które przemknęło wśród śnieżnobiałej mgły. Spoglądał przez chwilę w dół kanionu, żeby po chwili lekko unieść wzrok i lazurowymi ślepiami obejrzeć cały teren dookoła. Błękitne źrenice lekko się zwęziły, a szpony zacisnęły jeszcze mocniej.
Miejsce nie sprawiało pozytywnego wrażenia. Mgła ograniczała widoczność, upadek z kanionu byłby równoznaczny ze śmiercią. Porywisty wiatr momentami sprawiał, że łapy traciły równowagę, a nierówny teren także był problemem.
Ale on czuł się tutaj bezpiecznie. Nie odczuwał żadnego zagrożenia – nie było tu nikogo, kto mógłby mu zrobić krzywdę. I to wystarczało.
Oddychał szybko, a z każdym ruchem jego klatki piersiowej, wszystkie łuski pokrywające jego ciało odbijały światło, mieniąc się całą paletą kolorów. Gdzieniegdzie można było dostrzec fiolet, podczas gdy w innym miejscu panował błękit, który po kilku chwilach mieszał się z granatem. A całość otulona chłodną, białą mgłą.
Zatrzymał się zaraz przy skraju kanionu. Łeb zawisł nad przepaścią, szpony wbiły się w skałę. Kilka drobnych kamieni z cichym stuknięciem odbiło się od kamiennej ściany i spadło w nicość.
Otworzył pysk, wypuszczając z niego chłodne powietrze, które przemknęło wśród śnieżnobiałej mgły. Spoglądał przez chwilę w dół kanionu, żeby po chwili lekko unieść wzrok i lazurowymi ślepiami obejrzeć cały teren dookoła. Błękitne źrenice lekko się zwęziły, a szpony zacisnęły jeszcze mocniej.
Miejsce nie sprawiało pozytywnego wrażenia. Mgła ograniczała widoczność, upadek z kanionu byłby równoznaczny ze śmiercią. Porywisty wiatr momentami sprawiał, że łapy traciły równowagę, a nierówny teren także był problemem.
Ale on czuł się tutaj bezpiecznie. Nie odczuwał żadnego zagrożenia – nie było tu nikogo, kto mógłby mu zrobić krzywdę. I to wystarczało.
- 27 maja 2018, 22:57
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XII
- Odpowiedzi: 162
- Odsłony: 10870
Nie odwracał wzroku nawet na krótką chwilę. Zmęczonym, pustym wzrokiem obserwował każdą scenę jaka odgrywała się zaraz przed nim – oglądał jak runa przemieszcza się z miejsca w którym się znajdowała, dryfowała w powietrzu bez najmniejszych problemów... aż w końcu zatrzymała się na białych łuskach jednej ze smoczyc.
Serce wężowego zabiło szybciej. Znał ją. On ją znał! To była Rek!
Lekko otworzył pysk, jakby przygotowując się do krzyku, ale z gardła młodzika nie wydobył się żaden dźwięk. Podłużne ciało zadrżało, a przez jego pysk przemknął cień szoku i zdezorientowania... choć co czuł tak naprawdę? Czy smoczyca, której nie widział od tak dawna mogła mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie? Czy... ktokolwiek miał dla niego jakiekolwiek znaczenie?
Już od dawna zdawał sobie sprawę, że każdy, kto choćby na moment zagości w jego sercu, w końcu zniknie. Wciąż tkwiła na nim trwała, niezmywalna blizna, pozostawiona po ranie wyrytej mu przez ojca. "Nigdzie się nie wybieram". "Pozostanę w swojej grocie na terenach wspólnych". Z pyska skrajnego wydobyło się ciche parsknięcie a kąciki ukształtowały się w niewielki, krzywy uśmiech. Dlaczego miałby na to, żeby ktokolwiek doprowadził go do takiego stanu?
Lecz mimo to wciąż rządziła nim pewna ciekawość. Spojrzenie lazurowych ślepi spotkało się z szarą barwą mgły, która najwyraźniej zaczęła zbliżać się w jego stronę. Cofnął łeb, mrużąc oczy w geście lekkiego zainteresowania, a końcówka jego ogona zaczęła drgać na boki.
Wtedy dotarła do niego ta moc. Całe jego ciało drgnęło, a świat przed jego oczami delikatnie zawirował, gdy poczuł obecność zbliżającej się do jego maddary. Pierwszy raz miał z nią jakąkolwiek styczność. Wziął głębszy oddech i zrobił kilka kroków do tyłu, starając się ustać na wyprostowanych łapach. Poczuł jak robi niedobrze, słabo, miał wrażenie, jakby za chwilę miał upaść i prawdopodobnie już nigdy więcej nie wstać... ale to wszystko jeszcze bardziej wzmagało jego ciekawość. Czym to jest? Dlaczego sprawia, że czuje się w ten sposób? Co się stało... z Rek?
Zacisnął zęby i ruszył ponownie przed siebie. Otworzył szeroko ślepia, w których nie było widać nawet krzty strachu. Podniósł lewą, przednią łapę do góry i rozcapierzył palce, żeby skierować jeden z błyszczących szponów w stronę macki, tak jakby chciał się z nią zetknąć. Pazury u drugiej łapy mocno wbił w ziemię, starając się utrzymać równowagę. I czekał...
Aż został wytrącony z równowagi. Czerwonołuski smok wskoczył przed niego, zasłaniając go swoim skrzydłem, co sprawiło, że fioletowołuski gwałtownie wycofał się do tyłu. Zakaszlał cicho i pochylił łeb, starając się złapać oddech, a wszystkie poprzednie odczucia wróciły. Szpony oderwały się od ziemi, co sprawiło, że cała reszta fioletowego cielska znalazła się na ziemi.
Coś w nim pękło. Cała pewność siebie, ciekawość... Wszystko zniknęło. Zamiast tego przybył strach. Kolejne, nowe emocje i odczucia, które zaczęły targać niewielkim, drobnym ciałem wężowatego.
Młodzik przyciągnął kończyny do siebie i lekko zwinął całe ciało, które następnie przykrył błękitnym skrzydłem. Skulił się i zamknął ślepia, starając się ignorować wszystko co działo się dookoła niego.
To było takie... dziwne. Tak bardzo chciał żeby już się skończyło.
Serce wężowego zabiło szybciej. Znał ją. On ją znał! To była Rek!
Lekko otworzył pysk, jakby przygotowując się do krzyku, ale z gardła młodzika nie wydobył się żaden dźwięk. Podłużne ciało zadrżało, a przez jego pysk przemknął cień szoku i zdezorientowania... choć co czuł tak naprawdę? Czy smoczyca, której nie widział od tak dawna mogła mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie? Czy... ktokolwiek miał dla niego jakiekolwiek znaczenie?
Już od dawna zdawał sobie sprawę, że każdy, kto choćby na moment zagości w jego sercu, w końcu zniknie. Wciąż tkwiła na nim trwała, niezmywalna blizna, pozostawiona po ranie wyrytej mu przez ojca. "Nigdzie się nie wybieram". "Pozostanę w swojej grocie na terenach wspólnych". Z pyska skrajnego wydobyło się ciche parsknięcie a kąciki ukształtowały się w niewielki, krzywy uśmiech. Dlaczego miałby na to, żeby ktokolwiek doprowadził go do takiego stanu?
Lecz mimo to wciąż rządziła nim pewna ciekawość. Spojrzenie lazurowych ślepi spotkało się z szarą barwą mgły, która najwyraźniej zaczęła zbliżać się w jego stronę. Cofnął łeb, mrużąc oczy w geście lekkiego zainteresowania, a końcówka jego ogona zaczęła drgać na boki.
Wtedy dotarła do niego ta moc. Całe jego ciało drgnęło, a świat przed jego oczami delikatnie zawirował, gdy poczuł obecność zbliżającej się do jego maddary. Pierwszy raz miał z nią jakąkolwiek styczność. Wziął głębszy oddech i zrobił kilka kroków do tyłu, starając się ustać na wyprostowanych łapach. Poczuł jak robi niedobrze, słabo, miał wrażenie, jakby za chwilę miał upaść i prawdopodobnie już nigdy więcej nie wstać... ale to wszystko jeszcze bardziej wzmagało jego ciekawość. Czym to jest? Dlaczego sprawia, że czuje się w ten sposób? Co się stało... z Rek?
Zacisnął zęby i ruszył ponownie przed siebie. Otworzył szeroko ślepia, w których nie było widać nawet krzty strachu. Podniósł lewą, przednią łapę do góry i rozcapierzył palce, żeby skierować jeden z błyszczących szponów w stronę macki, tak jakby chciał się z nią zetknąć. Pazury u drugiej łapy mocno wbił w ziemię, starając się utrzymać równowagę. I czekał...
Aż został wytrącony z równowagi. Czerwonołuski smok wskoczył przed niego, zasłaniając go swoim skrzydłem, co sprawiło, że fioletowołuski gwałtownie wycofał się do tyłu. Zakaszlał cicho i pochylił łeb, starając się złapać oddech, a wszystkie poprzednie odczucia wróciły. Szpony oderwały się od ziemi, co sprawiło, że cała reszta fioletowego cielska znalazła się na ziemi.
Coś w nim pękło. Cała pewność siebie, ciekawość... Wszystko zniknęło. Zamiast tego przybył strach. Kolejne, nowe emocje i odczucia, które zaczęły targać niewielkim, drobnym ciałem wężowatego.
Młodzik przyciągnął kończyny do siebie i lekko zwinął całe ciało, które następnie przykrył błękitnym skrzydłem. Skulił się i zamknął ślepia, starając się ignorować wszystko co działo się dookoła niego.
To było takie... dziwne. Tak bardzo chciał żeby już się skończyło.
- 27 maja 2018, 18:52
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XII
- Odpowiedzi: 162
- Odsłony: 10870
Obudził się.
Lazurowe ślepia powoli się otworzyły, patrolując najbliższe otoczenie młodego gada. Giętki ogon płynnie zamiótł ziemię, sprawiając, że drobinki kurzu i pyłu uniosły się do góry, podczas gdy reszta fioletowego cielska delikatnie drgnęła. Sam "pisklak" westchnął cicho, gdy dotarło do niego gdzie i dlaczego się znajduje.
Rozprostował krótkie łapy, a czarne szpony przejechały po podłożu, pozostawiając za sobą niewielki, ledwie widoczny ślad. Nadeszła odpowiednia pora żeby się ruszyć, więc nie miał zamiaru marnować więcej czasu. Powoli się podniósł, ignorując ból który męczył jego sztywne, nieprzyzwyczajone do chodu kończyny, po czym powoli powlókł się przed siebie.
Ale nie bez celu. Nieznajomy głos wskazywał mu drogę.
Nieprzytomne ślepia pusto wpatrywały się w jeden punkt, a sam gad zdawał się być jakby oderwany od rzeczywistości. Jedynie łapy prowadziły go naprzód, stawiając powolne, ale pewne kroki, a długi ogon sunął za nim, pozostawiając ślad wśród piachu i ziemi. Klatka piersiowa poruszała się powoli, a płytki oddech sprawiał wrażenie jakby miał za chwilę całkowicie zamilknąć -ale mimo to trwał dzielnie.
Zamruczał cicho, gdy pojedyncze promienie Złotej Twarzy spotkały się z jego łuskami. Te zalśniły, ukazując całą paletę barw, od granatu, poprzez fiolet, dochodząc aż do błękitu, który mieszał się z różem. Najróżniejsze odcienie łączyły się ze sobą, tworząc piękną mozaikę kolorów, która w postaci małych, mocno lśniących łuseczek pokrywała całe, długie ciało wężowego. Aż dziwne, że pomimo tak długiego czasu nie utraciły swojego blasku.
Mimo, że droga zajęła mu bardzo dużo czasu, udało mu się dotrzeć na miejsce w porę. Niczym duch przechodził wśród nieznanych mu smoków, nie zwracając na nich najmniejszej uwagi, samemu starając się także nie przykuwać niczego spojrzenia. W końcu nawet nie było tu nikogo kogo zna, a nikt inny nie powinien interesować się jego losem.
Przysiadł gdzieś z boku, poprawiając nieco zbyt długą, niebieską grzywę, po czym skupił swoje spojrzenie na nieznanym mu znaku, który najwyraźniej był tym, co go tutaj zawołało.
Lazurowe ślepia powoli się otworzyły, patrolując najbliższe otoczenie młodego gada. Giętki ogon płynnie zamiótł ziemię, sprawiając, że drobinki kurzu i pyłu uniosły się do góry, podczas gdy reszta fioletowego cielska delikatnie drgnęła. Sam "pisklak" westchnął cicho, gdy dotarło do niego gdzie i dlaczego się znajduje.
Rozprostował krótkie łapy, a czarne szpony przejechały po podłożu, pozostawiając za sobą niewielki, ledwie widoczny ślad. Nadeszła odpowiednia pora żeby się ruszyć, więc nie miał zamiaru marnować więcej czasu. Powoli się podniósł, ignorując ból który męczył jego sztywne, nieprzyzwyczajone do chodu kończyny, po czym powoli powlókł się przed siebie.
Ale nie bez celu. Nieznajomy głos wskazywał mu drogę.
Nieprzytomne ślepia pusto wpatrywały się w jeden punkt, a sam gad zdawał się być jakby oderwany od rzeczywistości. Jedynie łapy prowadziły go naprzód, stawiając powolne, ale pewne kroki, a długi ogon sunął za nim, pozostawiając ślad wśród piachu i ziemi. Klatka piersiowa poruszała się powoli, a płytki oddech sprawiał wrażenie jakby miał za chwilę całkowicie zamilknąć -ale mimo to trwał dzielnie.
Zamruczał cicho, gdy pojedyncze promienie Złotej Twarzy spotkały się z jego łuskami. Te zalśniły, ukazując całą paletę barw, od granatu, poprzez fiolet, dochodząc aż do błękitu, który mieszał się z różem. Najróżniejsze odcienie łączyły się ze sobą, tworząc piękną mozaikę kolorów, która w postaci małych, mocno lśniących łuseczek pokrywała całe, długie ciało wężowego. Aż dziwne, że pomimo tak długiego czasu nie utraciły swojego blasku.
Mimo, że droga zajęła mu bardzo dużo czasu, udało mu się dotrzeć na miejsce w porę. Niczym duch przechodził wśród nieznanych mu smoków, nie zwracając na nich najmniejszej uwagi, samemu starając się także nie przykuwać niczego spojrzenia. W końcu nawet nie było tu nikogo kogo zna, a nikt inny nie powinien interesować się jego losem.
Przysiadł gdzieś z boku, poprawiając nieco zbyt długą, niebieską grzywę, po czym skupił swoje spojrzenie na nieznanym mu znaku, który najwyraźniej był tym, co go tutaj zawołało.
- 04 mar 2018, 15:53
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Szczelina w dolinie
- Odpowiedzi: 150
- Odsłony: 15243
O dziwo Tial długo się nie zastanawiał, tylko posłusznie wykonał polecenie. Znów pobiegł miękko stawiając każdy krok, a cichy stukot pazurów o kamienną posadzkę rozchodził się echem po całej grocie. Przebierał łapami na zmianę, z każdą chwilą nabierając coraz więcej pędu i choć jego bieg nie należał do najlepszych to z czasem wychodziło mu to coraz lepiej.
Ostrożnie uniósł niewielkie, pierzaste skrzydła, które do tej pory spoczywały przy jego bokach. Delikatnie je rozprostował, nieprzyzwyczajony do wykonywania za ich pomocą zbyt dużej ilości ruchów, po czym zgodnie z instrukcją, delikatnie nimi machnął, nie zatrzymując się nawet na moment. Nie wyszło mu to najlepiej i prawie doprowadziło do utraty równowagi, lecz poczuł delikatną zmianę. Odrobinę przyśpieszył i jeśli wystarczająco dużo potrenuje to w przyszłości powinno być dużo lepiej.
Następnie przeszedł do zakrętów. Musiał okrążyć swojego ojca, więc i wykorzystać poznane wcześniej umiejętności. Wyginanie długiego, wężowego ciała nie należało do najprostszych, ale musiał się do tego przyzwyczaić. Skrzydła powróciły do boków, a samczyk delikatnie wygiął ciało, razem z ogonem, a pysk skierował w stronę w którą chciał pobiec. Chwilę później musiał wykonać kolejny zakręt, dlatego po prostu powtórzył te czynności z jak największą dokładnością, przykładając uwagę do każdego, nawet najdrobniejszego ruchu. Nie chciał popełnić błędu, bo mogłoby to być równoznaczne z upadkiem czy zrobieniem sobie krzywdy.
Znów rozprostował podłużne ciało i wsłuchał się w kolejne polecenie. Skrzydła, które do tej pory tkwiły przy bokach przycisnęły się do nich jeszcze mocniej, a uniesiony wysoko łeb obniżył się razem z szyją. A łapy wciął pracowały.
W ten sposób młody poruszał się jeszcze szybciej. Czuł wyraźną różnicę między zwykłym chodem a biegiem. Łapy, które do tej pory zamiennie stykały się z ziemią poruszały się w nieco inny sposób, sprawiając, że młody praktycznie podskakiwał, momentami całkowicie odrywając się od ziemi.
Gdy tylko dotarł do wskazanego kamienia, ponownie spróbował zakręcić, chcąc okrążyć swój "cel". Przy tym sposobie biegu zdawało się to być nieco cięższe, ze względu na prędkość jaką udało mu się osiągnąć. Kiedy wygiął ciało, jego łapy przejechały po ziemi, sprawiając, że prawie utracił równowagę i wylądował na kamiennej powierzchni, lecz udało mu się ją odzyskać w ostatniej chwili. Odrobinę zwolnił, dając sobie trochę czasu, po czym znów ruszył z nadzieją, że przy kolejnej próbie pójdzie mu lepiej – i tak się stało. Tym razem nie popełnił poprzedniego błędu i udało mu się odpowiednio wykonać ćwiczenie.
A wtedy zaczął hamować, aż w końcu całkowicie się zatrzymał i usiadł na ziemi. Westchnął cicho i spróbował uspokoić przyśpieszony oddech. Był zmęczony.
Ostrożnie uniósł niewielkie, pierzaste skrzydła, które do tej pory spoczywały przy jego bokach. Delikatnie je rozprostował, nieprzyzwyczajony do wykonywania za ich pomocą zbyt dużej ilości ruchów, po czym zgodnie z instrukcją, delikatnie nimi machnął, nie zatrzymując się nawet na moment. Nie wyszło mu to najlepiej i prawie doprowadziło do utraty równowagi, lecz poczuł delikatną zmianę. Odrobinę przyśpieszył i jeśli wystarczająco dużo potrenuje to w przyszłości powinno być dużo lepiej.
Następnie przeszedł do zakrętów. Musiał okrążyć swojego ojca, więc i wykorzystać poznane wcześniej umiejętności. Wyginanie długiego, wężowego ciała nie należało do najprostszych, ale musiał się do tego przyzwyczaić. Skrzydła powróciły do boków, a samczyk delikatnie wygiął ciało, razem z ogonem, a pysk skierował w stronę w którą chciał pobiec. Chwilę później musiał wykonać kolejny zakręt, dlatego po prostu powtórzył te czynności z jak największą dokładnością, przykładając uwagę do każdego, nawet najdrobniejszego ruchu. Nie chciał popełnić błędu, bo mogłoby to być równoznaczne z upadkiem czy zrobieniem sobie krzywdy.
Znów rozprostował podłużne ciało i wsłuchał się w kolejne polecenie. Skrzydła, które do tej pory tkwiły przy bokach przycisnęły się do nich jeszcze mocniej, a uniesiony wysoko łeb obniżył się razem z szyją. A łapy wciął pracowały.
W ten sposób młody poruszał się jeszcze szybciej. Czuł wyraźną różnicę między zwykłym chodem a biegiem. Łapy, które do tej pory zamiennie stykały się z ziemią poruszały się w nieco inny sposób, sprawiając, że młody praktycznie podskakiwał, momentami całkowicie odrywając się od ziemi.
Gdy tylko dotarł do wskazanego kamienia, ponownie spróbował zakręcić, chcąc okrążyć swój "cel". Przy tym sposobie biegu zdawało się to być nieco cięższe, ze względu na prędkość jaką udało mu się osiągnąć. Kiedy wygiął ciało, jego łapy przejechały po ziemi, sprawiając, że prawie utracił równowagę i wylądował na kamiennej powierzchni, lecz udało mu się ją odzyskać w ostatniej chwili. Odrobinę zwolnił, dając sobie trochę czasu, po czym znów ruszył z nadzieją, że przy kolejnej próbie pójdzie mu lepiej – i tak się stało. Tym razem nie popełnił poprzedniego błędu i udało mu się odpowiednio wykonać ćwiczenie.
A wtedy zaczął hamować, aż w końcu całkowicie się zatrzymał i usiadł na ziemi. Westchnął cicho i spróbował uspokoić przyśpieszony oddech. Był zmęczony.
- 04 mar 2018, 15:26
- Forum: Cmentarz
- Temat: Kurhany Pamięci
- Odpowiedzi: 534
- Odsłony: 82028
Oczekujące spojrzenie nie spotkało się z żadną odpowiedzią. Ślepia otworzyły się szerzej, ukazując w pełni okazałości jaskrawe, zwężone źrenice, które śledziły każdy ruch odchodzącego samca. Każdy, pojedynczy krok, który postawił oddalając się od kurhanu.
Mogłoby się zdawać, że po jasnofioletowym, pokrytym drobną, błyszczącą łuską policzku, spłynęła niewielka, ledwie widoczna łza. Ale Nurt nie był w stanie tego dostrzec.
Tkwił z lekko otwartym pyskiem od momentu w którym ostatni raz zawołał swojego ojca. Całe ciało powoli znieruchomiało, końcówka ogona przestała nerwowo drżeć, a oczy cały czas wpatrywały się w jedno i to samo miejsce z tym samym, oczekującym spojrzeniem.
Mimo, że do młodego dotarło to, co właśnie się wydarzyło, wciąż zdawał się z tym walczyć. W samym środku jego serca i jego umysłu odbywała się zacięta bitwa – bitwa między rzeczywistością, a cichą nadzieją, do której nigdy w życiu by się nie przyznał. Bo to uraziłoby jego dumę, prawda? A nie mógł pozwolić na to, że starszy z nim "wygrał".
Nawet jeśli to miało być ich ostatnie spotkanie.
Małe, wydłużone ciałko lekko się poruszyło. Delikatnie drgnęło. Zaczęło się od chudych, kościstych, żeby przejść kolejno przez długi tułów i smukłą szyję aż do trójkątnego łba i samej końcówki ogona. Młody zaczął się trząść. Mocno zacisnął szczęki i zamknął ślepia, podjął próbę pozbycia się wszelkich myśli, które doprowadziły go do tego stanu.
A to jedynie sprawiało, że czuł się jeszcze gorzej.
Kompletnie zignorował odpowiedź Złocistego. W tym momencie jego słowa kompletnie go nie obchodziły. Skupił się na jednym wydarzeniu, które bez żadnych zahamowań niszczyło jego umysł. Rozdzierało kawałek po kawałku, miażdżyło, deptało, żeby koniec końców spalić je żywym ogniem aż zostanie jedynie pył. A potem jedynie nicość.
Aż nastał moment, gdzie to wszystko się skończyło.
Młody płynnie uniósł łeb, biorąc głęboki oddech. Chłodne powietrze wypełniło jego płuca, a ciało lekko zadrżało. Mimo to, zaczął się uspokajać. Łapy znów zamarły, a ogon ponownie zaczął lekko się kołysać na boki. Nurt był w stanie usłyszeć jedynie ciche westchnięcie.
Tial spojrzał na niego spod lekko pochylonych powiek. Skierował ku niemu beznamiętne spojrzenie, pozbawione jakichkolwiek emocji. Brak smutku, złości, szczęścia. Jedynie pustka, skryta w jaskrawych źrenicach wyróżniających się na czerni.
Ruszył przed siebie, stawiając niewielkie, ale płynne kroki, jednocześnie delikatnie kołysząc się na boki. Nie spuszczał wzroku z złotołuskiego smoka, który w tym momencie stał się obiektem zainteresowania młodego. Bo Rhae już tutaj nie było.
– Chcę – krótko odpowiedział na wcześniejszą propozycję starszego smoka.
Powoli kiwnął podłużnym łbem w odpowiedzi na jego słowa, po czym ruszył jego śladem. Do nowego domu.
Mogłoby się zdawać, że po jasnofioletowym, pokrytym drobną, błyszczącą łuską policzku, spłynęła niewielka, ledwie widoczna łza. Ale Nurt nie był w stanie tego dostrzec.
Tkwił z lekko otwartym pyskiem od momentu w którym ostatni raz zawołał swojego ojca. Całe ciało powoli znieruchomiało, końcówka ogona przestała nerwowo drżeć, a oczy cały czas wpatrywały się w jedno i to samo miejsce z tym samym, oczekującym spojrzeniem.
Mimo, że do młodego dotarło to, co właśnie się wydarzyło, wciąż zdawał się z tym walczyć. W samym środku jego serca i jego umysłu odbywała się zacięta bitwa – bitwa między rzeczywistością, a cichą nadzieją, do której nigdy w życiu by się nie przyznał. Bo to uraziłoby jego dumę, prawda? A nie mógł pozwolić na to, że starszy z nim "wygrał".
Nawet jeśli to miało być ich ostatnie spotkanie.
Małe, wydłużone ciałko lekko się poruszyło. Delikatnie drgnęło. Zaczęło się od chudych, kościstych, żeby przejść kolejno przez długi tułów i smukłą szyję aż do trójkątnego łba i samej końcówki ogona. Młody zaczął się trząść. Mocno zacisnął szczęki i zamknął ślepia, podjął próbę pozbycia się wszelkich myśli, które doprowadziły go do tego stanu.
A to jedynie sprawiało, że czuł się jeszcze gorzej.
Kompletnie zignorował odpowiedź Złocistego. W tym momencie jego słowa kompletnie go nie obchodziły. Skupił się na jednym wydarzeniu, które bez żadnych zahamowań niszczyło jego umysł. Rozdzierało kawałek po kawałku, miażdżyło, deptało, żeby koniec końców spalić je żywym ogniem aż zostanie jedynie pył. A potem jedynie nicość.
Aż nastał moment, gdzie to wszystko się skończyło.
Młody płynnie uniósł łeb, biorąc głęboki oddech. Chłodne powietrze wypełniło jego płuca, a ciało lekko zadrżało. Mimo to, zaczął się uspokajać. Łapy znów zamarły, a ogon ponownie zaczął lekko się kołysać na boki. Nurt był w stanie usłyszeć jedynie ciche westchnięcie.
Tial spojrzał na niego spod lekko pochylonych powiek. Skierował ku niemu beznamiętne spojrzenie, pozbawione jakichkolwiek emocji. Brak smutku, złości, szczęścia. Jedynie pustka, skryta w jaskrawych źrenicach wyróżniających się na czerni.
Ruszył przed siebie, stawiając niewielkie, ale płynne kroki, jednocześnie delikatnie kołysząc się na boki. Nie spuszczał wzroku z złotołuskiego smoka, który w tym momencie stał się obiektem zainteresowania młodego. Bo Rhae już tutaj nie było.
– Chcę – krótko odpowiedział na wcześniejszą propozycję starszego smoka.
Powoli kiwnął podłużnym łbem w odpowiedzi na jego słowa, po czym ruszył jego śladem. Do nowego domu.
- 22 sty 2018, 18:27
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Wypalona plaża
- Odpowiedzi: 756
- Odsłony: 119422
//Żyję ;_;
Płynął. Nie robił tego jak wyszkolony smok, ale też odstawał od innych piskląt uczących się tej umiejętności – oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Dla smoka wężowego woda była naturalnym środowiskiem, miejscem, gdzie czuł się najlepiej – i Tial, mimo północnych genów, był idealnym przykładem.
Łapy utrzymywały tempo, dzielnie walcząc z oporem wody. Mimo, że z początku mogło się to zdawać odrobinę ciężkie, ciesz w końcu poddała się pod naporem młodego i pozwoliła mu swobodnie się poruszać.
Jednak pływanie przed siebie nie było wystarczające. Musiał dowiedzieć się więcej, nauczyć czegoś nowego, co pozwoli mu czuć się jeszcze lepiej, swobodniej. Śledził wzrokiem każdy ruch jasnołuskiej smoczycy, zapamiętywał go w swoim niewielkim łebku, żeby później jak najdokładniej go odwzorować, nie odstawać pod żadnym względem. Jej pomoc także okazała się być niezwykle przydatna. Młody po wygięciu ogona ułożył ciało w łuk, co pozwoliło mu wykonać delikatny i płynny zakręt.
To pozwoliło mu zrozumieć na czym to wszystko polega. Zmrużył na moment ślepia i gdy jego ruch znów się unormował i pozwolił mu płynąć w prostej linii, ponownie wygiął ogon, tym razem własnymi siłami. Jego ciało delikatnie skręciło w drugą stronę, a łapy nie przestawały się poruszać nawet na krótką chwilę.
Dopiero po chwili się wyprostowało, a dokładnie to samo zrobił jego ogon. Pisklę delikatnie ruszyło skrzydłami, poprawiając je na powierzchni wody – i ruszyło dalej. Nie miało najmniejszego zamiaru przestać.
Płynął. Nie robił tego jak wyszkolony smok, ale też odstawał od innych piskląt uczących się tej umiejętności – oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Dla smoka wężowego woda była naturalnym środowiskiem, miejscem, gdzie czuł się najlepiej – i Tial, mimo północnych genów, był idealnym przykładem.
Łapy utrzymywały tempo, dzielnie walcząc z oporem wody. Mimo, że z początku mogło się to zdawać odrobinę ciężkie, ciesz w końcu poddała się pod naporem młodego i pozwoliła mu swobodnie się poruszać.
Jednak pływanie przed siebie nie było wystarczające. Musiał dowiedzieć się więcej, nauczyć czegoś nowego, co pozwoli mu czuć się jeszcze lepiej, swobodniej. Śledził wzrokiem każdy ruch jasnołuskiej smoczycy, zapamiętywał go w swoim niewielkim łebku, żeby później jak najdokładniej go odwzorować, nie odstawać pod żadnym względem. Jej pomoc także okazała się być niezwykle przydatna. Młody po wygięciu ogona ułożył ciało w łuk, co pozwoliło mu wykonać delikatny i płynny zakręt.
To pozwoliło mu zrozumieć na czym to wszystko polega. Zmrużył na moment ślepia i gdy jego ruch znów się unormował i pozwolił mu płynąć w prostej linii, ponownie wygiął ogon, tym razem własnymi siłami. Jego ciało delikatnie skręciło w drugą stronę, a łapy nie przestawały się poruszać nawet na krótką chwilę.
Dopiero po chwili się wyprostowało, a dokładnie to samo zrobił jego ogon. Pisklę delikatnie ruszyło skrzydłami, poprawiając je na powierzchni wody – i ruszyło dalej. Nie miało najmniejszego zamiaru przestać.
- 22 sty 2018, 18:14
- Forum: Cmentarz
- Temat: Kurhany Pamięci
- Odpowiedzi: 534
- Odsłony: 82028
Nie otrzymał jeszcze odpowiedzi od złotołuskiego, ale za to jego uwagę znów zwrócił ojciec. Młody zmrużył ślepia, jednocześnie kierując wzrok w stronę wężowatego i prychnął, gdy usłyszał nieprzychylny komentarz na swój temat. Nigdy mu się to nie podobało i nie sądził żeby kiedykolwiek miało się to zmienić.
Wcześniej otrzymał od ojca "rozkaz", że ma trzymać się z "wujkiem"... czyli kompletnie nieznajomym mu smokiem. Nie brzmiało to zachęcająco, ale jednocześnie młodego kusiła chęć poznania nowych rzeczy, a złotołuski zdawał się posiadać pewną wiedzę na ich temat. Dlatego Tial zdecydował się zaryzykować i posłuchać rady ojca. Niewielkimi, niepewnymi krokami ruszył w stronę Przywódcy Wody, żeby w pewnym momencie się zatrzymać pomiędzy obydwoma dorosłymi smokami.
Długi ogon zakołysał się na boki, gdy do uszu dotarło pożegnanie Rhae. Pisklak zamknął ślepia i mruknął coś pod nosem, jakby podirytowany i zażenowany całą sytuacją, po czym jedynym, sprawnym ruchem obrócił się z powrotem. Skierował się w stronę ojca i otworzył oczy, posyłając mu chłodne spojrzenie szafirowych źrenic.
– Zhangbèi – powiedział głośniej niż zazwyczaj, tak, żeby ojciec był w stanie go usłyszeć.
I nie zrobił nic więcej – stał w miejscu, wpatrując się w ojca wyczekująco. Naprawdę miał zamiar tak po prostu odejść i go zostawić? Nie podobało mu się to.
Wcześniej otrzymał od ojca "rozkaz", że ma trzymać się z "wujkiem"... czyli kompletnie nieznajomym mu smokiem. Nie brzmiało to zachęcająco, ale jednocześnie młodego kusiła chęć poznania nowych rzeczy, a złotołuski zdawał się posiadać pewną wiedzę na ich temat. Dlatego Tial zdecydował się zaryzykować i posłuchać rady ojca. Niewielkimi, niepewnymi krokami ruszył w stronę Przywódcy Wody, żeby w pewnym momencie się zatrzymać pomiędzy obydwoma dorosłymi smokami.
Długi ogon zakołysał się na boki, gdy do uszu dotarło pożegnanie Rhae. Pisklak zamknął ślepia i mruknął coś pod nosem, jakby podirytowany i zażenowany całą sytuacją, po czym jedynym, sprawnym ruchem obrócił się z powrotem. Skierował się w stronę ojca i otworzył oczy, posyłając mu chłodne spojrzenie szafirowych źrenic.
– Zhangbèi – powiedział głośniej niż zazwyczaj, tak, żeby ojciec był w stanie go usłyszeć.
I nie zrobił nic więcej – stał w miejscu, wpatrując się w ojca wyczekująco. Naprawdę miał zamiar tak po prostu odejść i go zostawić? Nie podobało mu się to.
- 13 sty 2018, 15:00
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Wypalona plaża
- Odpowiedzi: 756
- Odsłony: 119422
Młody był w stanie dokładnie zaobserwować każdy ruch smoczycy wykonany pod wodą. Błyszczące ślepia na moment zatrzymały swój wzrok na jej łapach, żeby pozwolić młodemu odwzorować to samo, co robiła Rek.
Tial nie przestawał się poruszać. Kończyny przyzwyczaiły się już do oporu stawianego przez wodę i mimo, że nie zatrzymywały się od dłuższego czasu to młody nie odczuwał zmęczenia. Czuł się tak, jakby znajdował się w wodzie od wyklucia, jakby nie było to dla niego nic nowego. Zamruczał zadowolony, po czym przeszedł do kolejnego "ćwiczenia".
Mimo, że nie do końca wiedział jak odpowiednio poruszać się pod wodą, udało mu się do tego dojść. Znów ruszył łapami, ale tym razem zgarniał wodę za siebie a nie pod. Podobnie jakby chodził, jednak jego łapy nie dotykały żadnej powierzchni. Zamiast tego jedynie walczyły z oporem wody, pozwalając młodemu powoli się przemieszczać, a to zdawało się być wygodniejsze niż poruszanie się na lądzie, gdzie wydłużone ciało często sprawiało mu problemy. Tutaj było... po prostu lepiej.
Tial nie przestawał się poruszać. Kończyny przyzwyczaiły się już do oporu stawianego przez wodę i mimo, że nie zatrzymywały się od dłuższego czasu to młody nie odczuwał zmęczenia. Czuł się tak, jakby znajdował się w wodzie od wyklucia, jakby nie było to dla niego nic nowego. Zamruczał zadowolony, po czym przeszedł do kolejnego "ćwiczenia".
Mimo, że nie do końca wiedział jak odpowiednio poruszać się pod wodą, udało mu się do tego dojść. Znów ruszył łapami, ale tym razem zgarniał wodę za siebie a nie pod. Podobnie jakby chodził, jednak jego łapy nie dotykały żadnej powierzchni. Zamiast tego jedynie walczyły z oporem wody, pozwalając młodemu powoli się przemieszczać, a to zdawało się być wygodniejsze niż poruszanie się na lądzie, gdzie wydłużone ciało często sprawiało mu problemy. Tutaj było... po prostu lepiej.
- 12 sty 2018, 23:21
- Forum: Cmentarz
- Temat: Kurhany Pamięci
- Odpowiedzi: 534
- Odsłony: 82028
Tialdreith nie był już aż tak małym pisklęciem jak mogłoby się wydawać. Mimo, że nie należał do zbyt rozmownych, to zdążył już pojąć sens większości smoczych słów, dlatego rozmowa dwójki smoków była dla niego w sporej części zrozumiała. O ile ich słuchał.
Sam początek mu umknął. Widok nowych rzeczy wystarczył żeby odwrócić jego uwagę, co sprawiło, że poczuł się odrobinę zagubiony. Pomimo tego, że rozumiał słowa, to nie był w stanie określić o co dokładnie chodziło w całej dyskusji. Warknął zirytowany, spoglądając na samców.
Przekrzywił łeb, słysząc komentarz złotołuskiego na swój temat i lekko zmrużył ślepia, kierując ku niemu zaciekawione spojrzenie. Nie do końca rozumiał co Wodny miał na myśli – w końcu młody nie miał żadnego powodu żeby się przejmować. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo na temat "przenosin" nie miał najmniejszego pojęcia.
Dopiero słowa ojca sprawiły, że w łebku samczyka zaświeciła się lampka. Coś tu było... nie tak. Dlaczego ten nieznajomy, dziwnie pachnący smok miał być jego... "wujkiem"? Co to w ogóle miało znaczyć? Posłał ojcu poddenerwowane spojrzenie, a ogon zaczął gwałtownie poruszać się na boki, na samą myśl o tym, że Duży znowu robi coś, co młodemu nie pasowało. A na dodatek sam ma zamiar zostać tam gdzie był wcześniej. Tial spodziewał się, że Rhae może za nim nie przepadać (z wzajemnością) ale żeby aż w takim stopniu?
W młodym, niewielkim łebku pisklęcia powstała wręcz wybuchowa mieszanka uczuć. Złość, spowodowana decyzjami wężowego, połączona ze smutkiem, którego źródła nie był w stanie określić nawet sam Tial. Znajdował się tam też lęk przed tym, co miało się wydarzyć, ale też i ciekawość, chęć żeby poznać to, co ma napotkać. Samczyk miał ochotę rzucić się z pazurami na ojca, a później położyć się na ziemi i zacząć płakać, a następnie uciec gdzieś z rykiem. Albo zrobić to wszystko na raz. Po prostu zapaść się pod ziemię i na chwilę przestać istnieć.
Z tego stanu na szczęście został wyrwany przez złotołuskiego, który odpowiedział na jego pytanie w zdecydowanie bardziej rozbudowany sposób niż ojciec. Młody pokiwał głową, śledząc wzrokiem nagrobki o których mówił Szlachetny i starał się zapamiętać jak najwięcej, przyjąć jak największą ilość informacji. Mimo, że jeszcze nie rozumiał pojęcia śmierci, czy "odejścia" to czuł, że może to być coś niezwykle istotnego. Był zadowolony, że jego ciekawość została na ten moment zaspokojona... ale jednocześnie pojawiło się więcej pytań.
– Imiona... chcę je poznać – powiedział stanowczo – Chcę się nauczyć. Te znaki. I wtedy poznać imiona.
Kiwnął łebkiem, gdy skończył mówić, jakby potwierdzając swoje własne słowa. Następnie obrócił głowę, a szafirowe ślepia zetknęły się z błękitem oczu złotołuskiego samca.
– Nauczysz mnie? – zadał krótkie pytanie.
Nurt był dla Tialdreitha kimś nowym, kompletnie nieznanym. Mimo to jego postawa nie wzbudzała w młodym strachu, ale też nie pozwalała mu zaufać.Nie podobała mu się wizja tego, że miałby z nim odejść... ale być może w tym momencie złotołuski miał okazję wykazać się przed młodym samczykiem.
Sam początek mu umknął. Widok nowych rzeczy wystarczył żeby odwrócić jego uwagę, co sprawiło, że poczuł się odrobinę zagubiony. Pomimo tego, że rozumiał słowa, to nie był w stanie określić o co dokładnie chodziło w całej dyskusji. Warknął zirytowany, spoglądając na samców.
Przekrzywił łeb, słysząc komentarz złotołuskiego na swój temat i lekko zmrużył ślepia, kierując ku niemu zaciekawione spojrzenie. Nie do końca rozumiał co Wodny miał na myśli – w końcu młody nie miał żadnego powodu żeby się przejmować. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo na temat "przenosin" nie miał najmniejszego pojęcia.
Dopiero słowa ojca sprawiły, że w łebku samczyka zaświeciła się lampka. Coś tu było... nie tak. Dlaczego ten nieznajomy, dziwnie pachnący smok miał być jego... "wujkiem"? Co to w ogóle miało znaczyć? Posłał ojcu poddenerwowane spojrzenie, a ogon zaczął gwałtownie poruszać się na boki, na samą myśl o tym, że Duży znowu robi coś, co młodemu nie pasowało. A na dodatek sam ma zamiar zostać tam gdzie był wcześniej. Tial spodziewał się, że Rhae może za nim nie przepadać (z wzajemnością) ale żeby aż w takim stopniu?
W młodym, niewielkim łebku pisklęcia powstała wręcz wybuchowa mieszanka uczuć. Złość, spowodowana decyzjami wężowego, połączona ze smutkiem, którego źródła nie był w stanie określić nawet sam Tial. Znajdował się tam też lęk przed tym, co miało się wydarzyć, ale też i ciekawość, chęć żeby poznać to, co ma napotkać. Samczyk miał ochotę rzucić się z pazurami na ojca, a później położyć się na ziemi i zacząć płakać, a następnie uciec gdzieś z rykiem. Albo zrobić to wszystko na raz. Po prostu zapaść się pod ziemię i na chwilę przestać istnieć.
Z tego stanu na szczęście został wyrwany przez złotołuskiego, który odpowiedział na jego pytanie w zdecydowanie bardziej rozbudowany sposób niż ojciec. Młody pokiwał głową, śledząc wzrokiem nagrobki o których mówił Szlachetny i starał się zapamiętać jak najwięcej, przyjąć jak największą ilość informacji. Mimo, że jeszcze nie rozumiał pojęcia śmierci, czy "odejścia" to czuł, że może to być coś niezwykle istotnego. Był zadowolony, że jego ciekawość została na ten moment zaspokojona... ale jednocześnie pojawiło się więcej pytań.
– Imiona... chcę je poznać – powiedział stanowczo – Chcę się nauczyć. Te znaki. I wtedy poznać imiona.
Kiwnął łebkiem, gdy skończył mówić, jakby potwierdzając swoje własne słowa. Następnie obrócił głowę, a szafirowe ślepia zetknęły się z błękitem oczu złotołuskiego samca.
– Nauczysz mnie? – zadał krótkie pytanie.
Nurt był dla Tialdreitha kimś nowym, kompletnie nieznanym. Mimo to jego postawa nie wzbudzała w młodym strachu, ale też nie pozwalała mu zaufać.Nie podobała mu się wizja tego, że miałby z nim odejść... ale być może w tym momencie złotołuski miał okazję wykazać się przed młodym samczykiem.
- 12 sty 2018, 22:59
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Wypalona plaża
- Odpowiedzi: 756
- Odsłony: 119422
Ciężko było określić uczucie, które rządziło pisklęciem w tym momencie. Mieszanka ciekawości, zainteresowania, ale też i strachu sprawiała, że młody czuł się zagubiony i jednocześnie pełen determinacji żeby odkrywać wszystko, czego jeszcze nie miał okazji doświadczyć. A jedną z tych rzeczy była właśnie umiejętność, którą starała mu się przekazać jasnołuska smoczyca.
Poruszanie się w wodzie według jego odczuć było... dziwne. Specyficzne. Różniło się od poruszania na lądzie. Brakowało łaskoczącej w łapy trawy, czy lepkiego błota. Zamiast tego była... ciecz. Chłodna, bezbarwna, "uginająca" się pod wpływem każdego ruchu pisklęcia, ale jednocześnie też lekko je krępująca. Z jednej strony mogła wydawać się przyjazna i bezpieczna, z drugiej sprawiała wrażenie jakby w każdej chwili była w stanie pochłonąć go w całości, wciągnąć prosto w otchłań, z której już nie będzie w stanie się wydostać. A Tialdreith mimo to wciąż czuł potrzebę żeby ją odkryć.
Cichy szept, który dotarł do jego uszu, nieco złagodził strach, który do tej pory odczuwał. Nawet jeśli woda mogłaby być niebezpieczeństwem, to jego chwilowa "opiekunka" była strażnikiem, chroniącym go przed możliwym zagrożeniem. Nie musiał się niczego obawiać, wystarczyło tylko słuchać poleceń.
Mimo, że większość słów była dla niego jeszcze nic nie znaczącym bełkotem, to dotarło do niego co powinien zrobić. Tkwiące nieruchomo chude łapy w końcu zaczęły się poruszać. Powoli, delikatnie, starając się pokonać opór wody, co nie okazało się aż tak ciężkie jak na początku. Kierowały się ku górze, żeby później opaść w dół i powtórzyć czynność. Młody zmrużył ślepia, starał się wczuć w to co robi – i rzeczywiście to poczuł. To uczucie, unoszenie się w wodzie... było całkiem przyjemne. Pomimo tego, że był po części smokiem północnym i ta cząstka mogła sprawić, że woda byłaby czymś czego szczerze by nienawidził... to ta część, która odpowiadała za smoka wężowego najwyraźniej dominowała. Przebywał w tym środowisku od niezbyt długiego czasu, a już czuł się dobrze, tak jakby znalazł się w miejscu do którego pasuje, mimo, że nawet nie potrafił się w nim odpowiednio poruszać.
Niewielkie, pierzaste skrzydła rozłożyły się na wodzie, a ogon ustawił się z tyłu, żeby uniknąć zderzenia z łapami, które nie przestawały się poruszać ani na chwilę. Ruchy cały czas były spokojne, wykonywane w stałym tempie. Młody znów otworzył ślepia i skierował wzrok w stronę Rek, oczekując na dalsze polecenia. Chciał wiedzieć więcej.
Poruszanie się w wodzie według jego odczuć było... dziwne. Specyficzne. Różniło się od poruszania na lądzie. Brakowało łaskoczącej w łapy trawy, czy lepkiego błota. Zamiast tego była... ciecz. Chłodna, bezbarwna, "uginająca" się pod wpływem każdego ruchu pisklęcia, ale jednocześnie też lekko je krępująca. Z jednej strony mogła wydawać się przyjazna i bezpieczna, z drugiej sprawiała wrażenie jakby w każdej chwili była w stanie pochłonąć go w całości, wciągnąć prosto w otchłań, z której już nie będzie w stanie się wydostać. A Tialdreith mimo to wciąż czuł potrzebę żeby ją odkryć.
Cichy szept, który dotarł do jego uszu, nieco złagodził strach, który do tej pory odczuwał. Nawet jeśli woda mogłaby być niebezpieczeństwem, to jego chwilowa "opiekunka" była strażnikiem, chroniącym go przed możliwym zagrożeniem. Nie musiał się niczego obawiać, wystarczyło tylko słuchać poleceń.
Mimo, że większość słów była dla niego jeszcze nic nie znaczącym bełkotem, to dotarło do niego co powinien zrobić. Tkwiące nieruchomo chude łapy w końcu zaczęły się poruszać. Powoli, delikatnie, starając się pokonać opór wody, co nie okazało się aż tak ciężkie jak na początku. Kierowały się ku górze, żeby później opaść w dół i powtórzyć czynność. Młody zmrużył ślepia, starał się wczuć w to co robi – i rzeczywiście to poczuł. To uczucie, unoszenie się w wodzie... było całkiem przyjemne. Pomimo tego, że był po części smokiem północnym i ta cząstka mogła sprawić, że woda byłaby czymś czego szczerze by nienawidził... to ta część, która odpowiadała za smoka wężowego najwyraźniej dominowała. Przebywał w tym środowisku od niezbyt długiego czasu, a już czuł się dobrze, tak jakby znalazł się w miejscu do którego pasuje, mimo, że nawet nie potrafił się w nim odpowiednio poruszać.
Niewielkie, pierzaste skrzydła rozłożyły się na wodzie, a ogon ustawił się z tyłu, żeby uniknąć zderzenia z łapami, które nie przestawały się poruszać ani na chwilę. Ruchy cały czas były spokojne, wykonywane w stałym tempie. Młody znów otworzył ślepia i skierował wzrok w stronę Rek, oczekując na dalsze polecenia. Chciał wiedzieć więcej.
- 09 sty 2018, 21:00
- Forum: Cmentarz
- Temat: Kurhany Pamięci
- Odpowiedzi: 534
- Odsłony: 82028
Ciekawość, która rodziła się w małym łebku wciąż narastała i narastała. Każde wyjście z groty było dla niego czymś nowym, dotychczas niespotkanym i niezwykle interesującym. Szeroko otwarte ślepia obserwowały otaczający je świat i starały się pochłonąć jak najwięcej. Jak najwięcej informacji, odczuć... wszystkiego, czego tylko się dało.
Nawet przez chwilę nie pomyślał o tym jaki mógłby być cel ich wspólnego wyjścia, ale jego uwadze nie umknął pośpiech ojca, który dodatkowo go pogonił. Cicho westchnął i przyspieszył kroku, ciągnąc swoje długie i już nieco podrośnięte cielsko, za starszym samcem. Ale wciąż obserwował otaczające ich tereny.
Aż w końcu dotarli do celu. Gdy tylko spojrzenie pisklęcia zostało skierowane na kurhan, młody stanął jak oczarowany i mogłoby się zdawać, że cała reszta świata przestała mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie.
Nie zwrócił uwagi na ryk ojca, nie zwrócił uwagi na przybycie złotołuskiego i ich rozmowę. Całą jego uwagę pochłonęły runy, litery, którymi były pokryte nagrobki. Nie znał ich znaczenia, ale wiedział, że jakieś mają. Coś takiego nie mogłoby się tu znajdować tak po prostu.
– Co to jest? – spytał po prostu, wcinając się w rozmowę dwóch smoków.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że dzieje się tutaj coś istotnego.
Pokręcił łbem na boki, odrywając się od swoich zamyśleń i przekrzywił głowę, wbijając pełne zainteresowania spojrzenie w złotego smoka. Kolejny starszy, który różnił się od innych, dotychczas spotkanych. Mimo, że Złota Twarz kryła się za chmurami, to drobne łuski mimo to lśniły pod wpływem słabego światła i przykuwały uwagę młodzika. Jego bystremu spojrzeniu nie umknęły też "dodatki" w postaci naszyjnika, czy pióra doczepianego przy rogu. To wszystko było... nowe.
Niepewnie kiwnął łbem na przywitanie, mimo, że nieznajomy znajdował się tu od kilku dobrych minut.
Następnie skierował pytające spojrzenie w stronę ojca, jakby domagając się odpowiedzi na poprzednio zadane pytanie jak i tłumaczeń co do tego wszystkiego co tutaj się działo. Urywki rozmowy tkwiły w jego łebku, ale nie był w stanie poskładać tego w całość.
Nawet przez chwilę nie pomyślał o tym jaki mógłby być cel ich wspólnego wyjścia, ale jego uwadze nie umknął pośpiech ojca, który dodatkowo go pogonił. Cicho westchnął i przyspieszył kroku, ciągnąc swoje długie i już nieco podrośnięte cielsko, za starszym samcem. Ale wciąż obserwował otaczające ich tereny.
Aż w końcu dotarli do celu. Gdy tylko spojrzenie pisklęcia zostało skierowane na kurhan, młody stanął jak oczarowany i mogłoby się zdawać, że cała reszta świata przestała mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie.
Nie zwrócił uwagi na ryk ojca, nie zwrócił uwagi na przybycie złotołuskiego i ich rozmowę. Całą jego uwagę pochłonęły runy, litery, którymi były pokryte nagrobki. Nie znał ich znaczenia, ale wiedział, że jakieś mają. Coś takiego nie mogłoby się tu znajdować tak po prostu.
– Co to jest? – spytał po prostu, wcinając się w rozmowę dwóch smoków.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że dzieje się tutaj coś istotnego.
Pokręcił łbem na boki, odrywając się od swoich zamyśleń i przekrzywił głowę, wbijając pełne zainteresowania spojrzenie w złotego smoka. Kolejny starszy, który różnił się od innych, dotychczas spotkanych. Mimo, że Złota Twarz kryła się za chmurami, to drobne łuski mimo to lśniły pod wpływem słabego światła i przykuwały uwagę młodzika. Jego bystremu spojrzeniu nie umknęły też "dodatki" w postaci naszyjnika, czy pióra doczepianego przy rogu. To wszystko było... nowe.
Niepewnie kiwnął łbem na przywitanie, mimo, że nieznajomy znajdował się tu od kilku dobrych minut.
Następnie skierował pytające spojrzenie w stronę ojca, jakby domagając się odpowiedzi na poprzednio zadane pytanie jak i tłumaczeń co do tego wszystkiego co tutaj się działo. Urywki rozmowy tkwiły w jego łebku, ale nie był w stanie poskładać tego w całość.
- 09 sty 2018, 20:10
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Wypalona plaża
- Odpowiedzi: 756
- Odsłony: 119422
Pod wpływem spojrzenia samicy czuł się odrobinę... niekomfortowo? Nie był do niego przyzwyczajony. Całkiem różniło się od spojrzenia ojca, w którym nie znajdowało się aż tyle ciepła i serdeczności. A Tialdreith był jeszcze pisklęciem i większość uczuć była dla niego dziwna i niezrozumiała – dlatego prawdopodobnie trochę się ich obawiał.
Woda także nie sprzyjała. Wiele nowych, nieznanych czynników wpływało w tym momencie na pisklę, które nie czuło się do końca pewnie. Tial był zagubiony w tym wszystkim, co dało się rozpoznać po jego zdezorientowanym spojrzeniu, w którym znajdowała się tez nutka strachu. Mimo to oddychał spokojnie, a jego ślepia zamknęły się na kilka sekund, żeby pozwolić mu oderwać się od tego wszystkiego na krótki moment. Musiało mu to wystarczyć.
Powoli ruszył do przodu pod wpływem uspokajającego głosu samicy. Nie znał jej, ale sama jej postawa, jej głos, spojrzenie... były dla niego nowe, obce, ale jednocześnie sprawiały, że podświadomie jej ufał. Wiedział, że nie ma zamiaru zrobić mu krzywdy, a nawet jeśli, to po cichu liczył, że duży jednak na coś się przyda i przyjdzie mu z pomocą. Mimo wszystko wolał żeby tak się nie zdarzyło, bo sam nie był do końca pewien jak jego ojciec się zachowa.
Błękitne ślepia cały czas obserwowały taflę wody, podczas gdy reszta ciała powoli zanurzała się w cieczy. Westchnął cicho, gdy zaczął odczuwać jak powoli traci grunt pod nogami. Poruszanie się w wodzie było... dziwne. Ale przyjemne. Młody bał się nowych rzeczy, odczuć, ale jednocześnie je lubił i chciał poznawać. Dlatego tym razem nie miał zamiaru się cofać, a jedynie brnąć przed siebie i zaufać jasnołuskiej.
I w końcu dotarł do miejsca, gdzie jego łapy nie dotykały już ziemi. Drobne ciało unosiło się na wodzie z pomocą Rek. Młody uniósł łeb i wbił w nią zaciekawione spojrzenie. Co dalej?
Woda także nie sprzyjała. Wiele nowych, nieznanych czynników wpływało w tym momencie na pisklę, które nie czuło się do końca pewnie. Tial był zagubiony w tym wszystkim, co dało się rozpoznać po jego zdezorientowanym spojrzeniu, w którym znajdowała się tez nutka strachu. Mimo to oddychał spokojnie, a jego ślepia zamknęły się na kilka sekund, żeby pozwolić mu oderwać się od tego wszystkiego na krótki moment. Musiało mu to wystarczyć.
Powoli ruszył do przodu pod wpływem uspokajającego głosu samicy. Nie znał jej, ale sama jej postawa, jej głos, spojrzenie... były dla niego nowe, obce, ale jednocześnie sprawiały, że podświadomie jej ufał. Wiedział, że nie ma zamiaru zrobić mu krzywdy, a nawet jeśli, to po cichu liczył, że duży jednak na coś się przyda i przyjdzie mu z pomocą. Mimo wszystko wolał żeby tak się nie zdarzyło, bo sam nie był do końca pewien jak jego ojciec się zachowa.
Błękitne ślepia cały czas obserwowały taflę wody, podczas gdy reszta ciała powoli zanurzała się w cieczy. Westchnął cicho, gdy zaczął odczuwać jak powoli traci grunt pod nogami. Poruszanie się w wodzie było... dziwne. Ale przyjemne. Młody bał się nowych rzeczy, odczuć, ale jednocześnie je lubił i chciał poznawać. Dlatego tym razem nie miał zamiaru się cofać, a jedynie brnąć przed siebie i zaufać jasnołuskiej.
I w końcu dotarł do miejsca, gdzie jego łapy nie dotykały już ziemi. Drobne ciało unosiło się na wodzie z pomocą Rek. Młody uniósł łeb i wbił w nią zaciekawione spojrzenie. Co dalej?
- 09 sty 2018, 19:52
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Szczelina w dolinie
- Odpowiedzi: 150
- Odsłony: 15243
Łatwo można było zauważyć, że świeżo wykluty pisklak nie był zachwycony pomysłami swojego ojca. Od czasu do czasu posyłał mu poirytowane spojrzenie, które wyrażało całe, zgromadzone w rogatym łebku niezadowolenie spowodowane "treningiem". Dopiero co musiał męczyć się ze skorupą jaja, a już łaził jak głupi po jaskini, bo jakiemuś staruchowi tak się podobało. Ile jeszcze będzie musiał z nim wytrzymać?
Ciche mruknięcie wydobyło się z gardła młodego, podczas gdy do jego uszu trafiały kolejne, niezrozumiałe wyrazy i dźwięki. Powoli kiwał łbem dając znak, że przynajmniej słucha tego, co mówi wężowy, po czym siłą dedukcji doszedł do wniosku, że chyba znowu musi iść z powrotem przez całą grotę. Ugh.
Stawiał kolejne kroki, tym razem już sprawniej, nie brakowało mu też pewności siebie. Mimo to wciąż był daleko od ideału, co wprowadzało go w lekkie zakłopotanie i poirytowanie, które usilnie starał się zignorować. Oddychał spokojnie, podczas gdy jego ślepia spoglądały na teren przed nim, który na szczęście był pozbawiony wszelkich przeszkód. Ot, zwykła, twarda i zimna podłoga jaskini. Charakterystyczny stukot rozchodził się echem po grocie, przy każdym zetknięciu pazurów młodego z podłożem. Polubił ten dźwięk.
Pilnował każdego swojego kroku, mimo, że poruszał się znacznie szybciej niż wcześniej. Drobne łapki lekko odbijały się od ziemi, podczas gdy niewielkie ciałko delikatnie podskakiwało. Jego długość raczej nie sprzyjała w tej nauce, bieg był po prostu... niewygodny. Tym bardziej, że młodzik jeszcze nie do końca rozumiał jaką pozycję powinien przybrać.
Dopiero pomoc ojca była w stanie coś zdziałać. Jak zwykle, z grymasem niezadowolenia na pysku, młody pozwolił żeby rodzic "ustawił" go tak jak trzeba. Cicho prychnął, dając dużemu do zrozumienia, że wcale tego nie potrzebował i na pewno poradziłby sobie sam.
I teraz, gdy czuł się już odpowiednio przygotowany, był w stanie ruszyć na kolejną "wędrówkę". Po jaskini znów rozległ się echem dźwięk pazurków stykających się z twardym podłożem, gdy młody z całkiem zadowalającą prędkością mknął przed siebie. Tym razem nie przykuwał już większej uwagi do każdego kroku, pozwalał myślom zająć się czymś kompletnie innym, podczas gdy łapy prowadziły go do celu.
A tam się zatrzymał i odwrócił krótki łeb w stronę ojca, który mógł zauważyć, że wyraz pyska młodego nieco się rozpogodził. Ciekawe na jak długo.
Ciche mruknięcie wydobyło się z gardła młodego, podczas gdy do jego uszu trafiały kolejne, niezrozumiałe wyrazy i dźwięki. Powoli kiwał łbem dając znak, że przynajmniej słucha tego, co mówi wężowy, po czym siłą dedukcji doszedł do wniosku, że chyba znowu musi iść z powrotem przez całą grotę. Ugh.
Stawiał kolejne kroki, tym razem już sprawniej, nie brakowało mu też pewności siebie. Mimo to wciąż był daleko od ideału, co wprowadzało go w lekkie zakłopotanie i poirytowanie, które usilnie starał się zignorować. Oddychał spokojnie, podczas gdy jego ślepia spoglądały na teren przed nim, który na szczęście był pozbawiony wszelkich przeszkód. Ot, zwykła, twarda i zimna podłoga jaskini. Charakterystyczny stukot rozchodził się echem po grocie, przy każdym zetknięciu pazurów młodego z podłożem. Polubił ten dźwięk.
Pilnował każdego swojego kroku, mimo, że poruszał się znacznie szybciej niż wcześniej. Drobne łapki lekko odbijały się od ziemi, podczas gdy niewielkie ciałko delikatnie podskakiwało. Jego długość raczej nie sprzyjała w tej nauce, bieg był po prostu... niewygodny. Tym bardziej, że młodzik jeszcze nie do końca rozumiał jaką pozycję powinien przybrać.
Dopiero pomoc ojca była w stanie coś zdziałać. Jak zwykle, z grymasem niezadowolenia na pysku, młody pozwolił żeby rodzic "ustawił" go tak jak trzeba. Cicho prychnął, dając dużemu do zrozumienia, że wcale tego nie potrzebował i na pewno poradziłby sobie sam.
I teraz, gdy czuł się już odpowiednio przygotowany, był w stanie ruszyć na kolejną "wędrówkę". Po jaskini znów rozległ się echem dźwięk pazurków stykających się z twardym podłożem, gdy młody z całkiem zadowalającą prędkością mknął przed siebie. Tym razem nie przykuwał już większej uwagi do każdego kroku, pozwalał myślom zająć się czymś kompletnie innym, podczas gdy łapy prowadziły go do celu.
A tam się zatrzymał i odwrócił krótki łeb w stronę ojca, który mógł zauważyć, że wyraz pyska młodego nieco się rozpogodził. Ciekawe na jak długo.
- 29 gru 2017, 13:09
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Wypalona plaża
- Odpowiedzi: 756
- Odsłony: 119422
Pisklę powoli pokiwało łbem, gdy usłyszało imię jasnołuskiej samicy. Było to dla niego kolejne nowe, nieznane wcześniej słowo, które postarało się zapamiętać. W końcu nie było takie trudne – Rek. Skoro był w stanie zapamiętać swoje, to to też nie powinno być większym problemem.
Otworzył szerzej ślepia, śledząc każdy ruch samicy. Obserwował jak wchodzi do jeziora, a popiół, który do tej pory pokrywał jej lśniące łuski, powoli znikał, gdy tylko stykał się z chłodną wodą. Nigdy do tej pory nie korzystał z bezbarwnej cieczy w taki sposób – wiedział, że można nią ugasić pragnienie, ale nie znał żadnych innych zastosowań. Zamrugał, po czym powoli się podniósł, a długi ogon przesunął się po ziemi, sprawiając że pył kolejny raz zawisł w powietrzu, żeby ponownie osiąść na łuskach i piórach skrajnego. Jednak teraz już się tym nie przejmował.
Zrobił kilka niewielkich kroków w stronę jeziora, po czym wlepił spojrzenie jasnych ślepi w taflę wody. Zastygł na chwilę na widok swojego własnego odbicia, które delikatnie się zniekształcało pod wpływem każdego ruchu wykonanego przez samicę. Zmrużył ślepia, a w jego łebku zrodziła się irytacja spowodowana tym, że odbicie nie było stałe. Każdy, nawet najmniejszy czynnik był w stanie je zniekształcić, zniszczyć. A jemu się to nie podobało.
Po krótkiej chwili ponownie ruszył przed siebie, a gdy jedna z jego łap znalazła się w jeziorze, drgnął lekko nieprzyzwyczajony do zetknięcia z wodą. Skrzywił się nieco, gdyż ciecz była chłodna i przebywanie w niej nie należało do najprzyjemniejszych, ale nie potrzebował dużo czasu żeby się przyzwyczaić. Nie śpiesząc się zbytnio cały czas brnął przed siebie, a pył, który do tej pory zalegał na jego ciele, powoli znikał, odkrywając jedynie lśniącą, drobną łuskę, która po krótkim zastanowieniu mogła kojarzyć się ze skórą węża. Połyskiwała delikatnym fioletem, który gdzieniegdzie przechodził w szarość, żeby w innym miejscu mienić się błękitem i granatem. Woda, która w tym momencie pokrywała jego skórę dodatkowo spotęgowała ten efekt.
O ile na łuskach wyglądało to ciekawie, to z piórami było już gorzej. Już na pierwszy rzut oka można było ujrzeć, że młodzik nie był zadowolony, gdy jego skrzydła zanurzyły się w wodzie. Pióra zmokły i stały się cięższe, skrzydła były jeszcze niewygodniejsze niż zwykle. Mruknął, po czym z braku innych możliwości po prostu rozłożył je po bokach, kładąc je na tafli wody tak, żeby mogły się swobodnie na niej unosić. I tak były już mokre, więc nie robiło mu to różnicy.
Gdy na jego ciele nie pozostała nawet odrobina popiołu, młodzik uniósł łeb, posyłając samicy zaciekawione spojrzenie. Cienki ogon powoli kołysał się na boki, tworząc niewielkie fale na powierzchni wody.
Otworzył szerzej ślepia, śledząc każdy ruch samicy. Obserwował jak wchodzi do jeziora, a popiół, który do tej pory pokrywał jej lśniące łuski, powoli znikał, gdy tylko stykał się z chłodną wodą. Nigdy do tej pory nie korzystał z bezbarwnej cieczy w taki sposób – wiedział, że można nią ugasić pragnienie, ale nie znał żadnych innych zastosowań. Zamrugał, po czym powoli się podniósł, a długi ogon przesunął się po ziemi, sprawiając że pył kolejny raz zawisł w powietrzu, żeby ponownie osiąść na łuskach i piórach skrajnego. Jednak teraz już się tym nie przejmował.
Zrobił kilka niewielkich kroków w stronę jeziora, po czym wlepił spojrzenie jasnych ślepi w taflę wody. Zastygł na chwilę na widok swojego własnego odbicia, które delikatnie się zniekształcało pod wpływem każdego ruchu wykonanego przez samicę. Zmrużył ślepia, a w jego łebku zrodziła się irytacja spowodowana tym, że odbicie nie było stałe. Każdy, nawet najmniejszy czynnik był w stanie je zniekształcić, zniszczyć. A jemu się to nie podobało.
Po krótkiej chwili ponownie ruszył przed siebie, a gdy jedna z jego łap znalazła się w jeziorze, drgnął lekko nieprzyzwyczajony do zetknięcia z wodą. Skrzywił się nieco, gdyż ciecz była chłodna i przebywanie w niej nie należało do najprzyjemniejszych, ale nie potrzebował dużo czasu żeby się przyzwyczaić. Nie śpiesząc się zbytnio cały czas brnął przed siebie, a pył, który do tej pory zalegał na jego ciele, powoli znikał, odkrywając jedynie lśniącą, drobną łuskę, która po krótkim zastanowieniu mogła kojarzyć się ze skórą węża. Połyskiwała delikatnym fioletem, który gdzieniegdzie przechodził w szarość, żeby w innym miejscu mienić się błękitem i granatem. Woda, która w tym momencie pokrywała jego skórę dodatkowo spotęgowała ten efekt.
O ile na łuskach wyglądało to ciekawie, to z piórami było już gorzej. Już na pierwszy rzut oka można było ujrzeć, że młodzik nie był zadowolony, gdy jego skrzydła zanurzyły się w wodzie. Pióra zmokły i stały się cięższe, skrzydła były jeszcze niewygodniejsze niż zwykle. Mruknął, po czym z braku innych możliwości po prostu rozłożył je po bokach, kładąc je na tafli wody tak, żeby mogły się swobodnie na niej unosić. I tak były już mokre, więc nie robiło mu to różnicy.
Gdy na jego ciele nie pozostała nawet odrobina popiołu, młodzik uniósł łeb, posyłając samicy zaciekawione spojrzenie. Cienki ogon powoli kołysał się na boki, tworząc niewielkie fale na powierzchni wody.
- 28 gru 2017, 16:51
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Wypalona plaża
- Odpowiedzi: 756
- Odsłony: 119422
Skupiony na swoim dotychczasowym zajęciu nie zwrócił większej uwagi na to, że ktoś się do niego zbliża. Popiół i to, co dało się z nim zrobić wydawało się być bardziej interesujące niż cała reszta rzeczy w jego otoczeniu. Lekko drgnął gdy usłyszał obcy głos i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że zdążył odpłynąć w swoich własnych myślach... a to mogło się źle skończyć. Ale czego można oczekiwać po tak młodym pisklęciu?
Tial zmrużył ślepia, jednocześnie odwracając łeb w stronę jasnołuskiej. Poruszył nosem, a do jego nozdrzy dotarł zapach przypominający ten sam, co miał popiół... ale nie tylko. Była to mieszanka różnych zapachów, których nie znał młody. Irytowało go to.
Jego uwagę zwróciły też delikatnie połyskujące łuski Ognistej, mimo bladego światła Słońca, kryjącego się za szarymi chmurami. Spodobały mu się, zapewne ze względu na to, że pierwszy raz ujrzał smoka o tak jasnych barwach... i właściwie pierwszy raz zobaczył smoka, który nie był jego ojcem.
Samotnik rozprostował krótkie łapki i zrobił niewielki krok w stronę nieznajomej, podczas gdy błękitne źrenice nie spuszczały z niej wzroku. Był zbyt zainteresowany spotkaniem z nową osobą, żeby zwracać uwagę na cokolwiek innego.
Przechylił łeb na bok, starając się zrozumieć jej słowa, ale nic z tego. Był młody i nie rozumiał jeszcze zbyt wiele, ale na szczęście samiczka zdecydowała się użyć słowa, które pisklak już znał. A przynajmniej kojarzył na tyle dobrze żeby wiedzieć o co chodzi.
Wyciągnął do góry długą szyję i szybko rozejrzał się po otoczeniu, aż w końcu zatrzymał wzrok na jednym punkcie w oddali.
– Zhangbèi – powiedział, gdy usłyszał słowo "tata". Jednocześnie wskazał szponem w stronę krzewów, w których skrywał się Rhaegranthur.
No cóż... nie był mistrzem kamuflażu, a jego błyszczące łuski były widoczne wśród prawie łysych gałązek krzewu. A na dodatek młody był całkowicie świadomy tego, że ojciec musi być w pobliżu, co też było ułatwieniem.
Pochylił z powrotem łeb i znów przekrzywił go w stronę samicy, tym razem przystawiając szpon do swojej pieri.
– Tial-dre-ith – odpowiedział powoli po dłuższej chwili, przykuwając dużą uwagę do tego, żeby wypowiedzieć swoje imię najdokładniej jak potrafił.
Po czym usiadł zadkiem na pyle, sprawiając że ten uniósł się do góry, ponownie pokrywając nie tylko futro wężowego, ale także i jego pióra, na co zareagował niezadowolonym mruknięciem. Następnie znów uniósł przednią łapę, tym razem wskazując pazurem w stronę nieznajomej.
Tial zmrużył ślepia, jednocześnie odwracając łeb w stronę jasnołuskiej. Poruszył nosem, a do jego nozdrzy dotarł zapach przypominający ten sam, co miał popiół... ale nie tylko. Była to mieszanka różnych zapachów, których nie znał młody. Irytowało go to.
Jego uwagę zwróciły też delikatnie połyskujące łuski Ognistej, mimo bladego światła Słońca, kryjącego się za szarymi chmurami. Spodobały mu się, zapewne ze względu na to, że pierwszy raz ujrzał smoka o tak jasnych barwach... i właściwie pierwszy raz zobaczył smoka, który nie był jego ojcem.
Samotnik rozprostował krótkie łapki i zrobił niewielki krok w stronę nieznajomej, podczas gdy błękitne źrenice nie spuszczały z niej wzroku. Był zbyt zainteresowany spotkaniem z nową osobą, żeby zwracać uwagę na cokolwiek innego.
Przechylił łeb na bok, starając się zrozumieć jej słowa, ale nic z tego. Był młody i nie rozumiał jeszcze zbyt wiele, ale na szczęście samiczka zdecydowała się użyć słowa, które pisklak już znał. A przynajmniej kojarzył na tyle dobrze żeby wiedzieć o co chodzi.
Wyciągnął do góry długą szyję i szybko rozejrzał się po otoczeniu, aż w końcu zatrzymał wzrok na jednym punkcie w oddali.
– Zhangbèi – powiedział, gdy usłyszał słowo "tata". Jednocześnie wskazał szponem w stronę krzewów, w których skrywał się Rhaegranthur.
No cóż... nie był mistrzem kamuflażu, a jego błyszczące łuski były widoczne wśród prawie łysych gałązek krzewu. A na dodatek młody był całkowicie świadomy tego, że ojciec musi być w pobliżu, co też było ułatwieniem.
Pochylił z powrotem łeb i znów przekrzywił go w stronę samicy, tym razem przystawiając szpon do swojej pieri.
– Tial-dre-ith – odpowiedział powoli po dłuższej chwili, przykuwając dużą uwagę do tego, żeby wypowiedzieć swoje imię najdokładniej jak potrafił.
Po czym usiadł zadkiem na pyle, sprawiając że ten uniósł się do góry, ponownie pokrywając nie tylko futro wężowego, ale także i jego pióra, na co zareagował niezadowolonym mruknięciem. Następnie znów uniósł przednią łapę, tym razem wskazując pazurem w stronę nieznajomej.
- 28 gru 2017, 16:21
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Szczelina w dolinie
- Odpowiedzi: 150
- Odsłony: 15243
Przeżuwał resztki mięsa, podczas gdy jego ojciec znów coś do niego mówił – a do małego łebka nie trafiały praktycznie żadne informacje, bo czego można oczekiwać po tak młodym pisklęciu? Nie potrafił mówić, nie znał też znaczenia żadnych słów, więc do jego uszu trafiały jedynie pozbawione jakiegokolwiek sensu dźwięku. No, może mógł się nieco sugerować tonem jakim mówił Rhae – i wychodziło na to, że to coś ważnego. Ale co z tego, skoro młody i tak nie wie co?
Pionowe źrenice na moment powędrowały do góry, skupiając swój wzrok na płomieniu, na który wcześniej nie zwróciły uwagi. Mały na moment przerwał jedzenie i zaczął obserwować magiczny twór z zainteresowaniem. Niezwykle zaciekawiło go to, jak płomyczek rozświetla całą grotę, w czego efekcie nie muszą siedzieć w ciemności.
Ale mimo wszystko jedzenie okazało się bardziej interesujące, dlatego Tial zaraz wrócił do posiłku, a zaraz po tym jak skończył, powoli wstał i zamruczał zadowolony. Najchętniej poszedłby spać.
Jedyny problem w tym momencie tkwił w tym, że duży najwyraźniej nadal nie zamierzał dać mu spokoju. Młody przymrużył oczy, spoglądając na starszego z lekkim znudzeniem, ale tym razem przyłożył większą wagę do wypowiadanych przez niego słów. Być może coś tam zostało w tym małym, głupim łebku, być może zapamiętał jakieś pojedyncze słowo lub mniej więcej zrozumiał co znaczy... ale jakoś nie śpieszyło mu się do tego żeby któreś z nich powtórzyć.
Polecenie wydane przez samca też raczej nie zostało zbyt dobrze zrozumiane i gdyby nie to, że zdecydował się wskazać na oddalony od nich kamień to młodzik w życiu nie domyśliłby się o co mu chodzi. Przez chwilę pomyślał, wpatrując się w ojca, po czym doszedł do wniosku, że tym razem łaskawie go posłucha i nie będzie z nim "walczyć". Odwrócił się w stronę swojego "celu", po czym zaczął dreptać w jego stronę. Powoli, niezgrabnie, najpierw lewa łapa, potem prawa i od nowa. Długie ciało niezbyt mu w tym pomagało, tak samo ogon, który jak na złość nie chciał trzymać się z tyłu, bo uznał, że dużo wygodniej będzie mu pod łapami pisklęcia. Mimo to młody usilnie go pilnował i starał się nie popełnić żadnego błędu – no bo w końcu nie może się tak po prostu potknąć i pozwolić żeby duży to zobaczył! Pewnie znowu poczuje się lepszy, a do tego nie można dopuścić. A to, że jest większy też nie oznacza, że może się tak czuć. Niech tylko poczeka aż Tial urośnie!
Wracając do pisklęcia, gdy tylko poczuło się nieco pewniej, przyśpieszyło kroku. Stawiało na przemian łapy, cicho stukając pazurami o podłogę jaskini. Ogon mimowolnie zaczął lekko kiwać się na boki, ale przynajmniej nie dotykał ziemi. A skrzydła, które wcześniej zwisały mu po bokach, prawie ciągnąc się po ziemi, nieco uniósł żeby go nie spowalniały, choć nadal nie wiedział co ma z nimi zrobić. I w ten sposób dotarł do kamienia, obok którego stanął, będąc niezwykle zadowolonym z samego siebie.
Pionowe źrenice na moment powędrowały do góry, skupiając swój wzrok na płomieniu, na który wcześniej nie zwróciły uwagi. Mały na moment przerwał jedzenie i zaczął obserwować magiczny twór z zainteresowaniem. Niezwykle zaciekawiło go to, jak płomyczek rozświetla całą grotę, w czego efekcie nie muszą siedzieć w ciemności.
Ale mimo wszystko jedzenie okazało się bardziej interesujące, dlatego Tial zaraz wrócił do posiłku, a zaraz po tym jak skończył, powoli wstał i zamruczał zadowolony. Najchętniej poszedłby spać.
Jedyny problem w tym momencie tkwił w tym, że duży najwyraźniej nadal nie zamierzał dać mu spokoju. Młody przymrużył oczy, spoglądając na starszego z lekkim znudzeniem, ale tym razem przyłożył większą wagę do wypowiadanych przez niego słów. Być może coś tam zostało w tym małym, głupim łebku, być może zapamiętał jakieś pojedyncze słowo lub mniej więcej zrozumiał co znaczy... ale jakoś nie śpieszyło mu się do tego żeby któreś z nich powtórzyć.
Polecenie wydane przez samca też raczej nie zostało zbyt dobrze zrozumiane i gdyby nie to, że zdecydował się wskazać na oddalony od nich kamień to młodzik w życiu nie domyśliłby się o co mu chodzi. Przez chwilę pomyślał, wpatrując się w ojca, po czym doszedł do wniosku, że tym razem łaskawie go posłucha i nie będzie z nim "walczyć". Odwrócił się w stronę swojego "celu", po czym zaczął dreptać w jego stronę. Powoli, niezgrabnie, najpierw lewa łapa, potem prawa i od nowa. Długie ciało niezbyt mu w tym pomagało, tak samo ogon, który jak na złość nie chciał trzymać się z tyłu, bo uznał, że dużo wygodniej będzie mu pod łapami pisklęcia. Mimo to młody usilnie go pilnował i starał się nie popełnić żadnego błędu – no bo w końcu nie może się tak po prostu potknąć i pozwolić żeby duży to zobaczył! Pewnie znowu poczuje się lepszy, a do tego nie można dopuścić. A to, że jest większy też nie oznacza, że może się tak czuć. Niech tylko poczeka aż Tial urośnie!
Wracając do pisklęcia, gdy tylko poczuło się nieco pewniej, przyśpieszyło kroku. Stawiało na przemian łapy, cicho stukając pazurami o podłogę jaskini. Ogon mimowolnie zaczął lekko kiwać się na boki, ale przynajmniej nie dotykał ziemi. A skrzydła, które wcześniej zwisały mu po bokach, prawie ciągnąc się po ziemi, nieco uniósł żeby go nie spowalniały, choć nadal nie wiedział co ma z nimi zrobić. I w ten sposób dotarł do kamienia, obok którego stanął, będąc niezwykle zadowolonym z samego siebie.












