Znaleziono 122 wyniki

autor: Brak Słów
30 mar 2016, 0:50
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podnóże Skał
Odpowiedzi: 566
Odsłony: 80496

Z radością przyjęła przytulenie Kruka, wtulając czoło w jego bark na krótką chwilę, drobnym gestem przyjmując jego gest. A potem co? A potem się jej przypomniało skrzydło Nadeithscallieth, które ją tak chroniło przed zimnem, gdy była zupełnie malutka. Wsparła się więc ramieniem o Kruczopiórego, nie uznając tego za nic dziwnego. Ot, coś co lubiła.
Nawet, gdy smok kontynuował swój pesymistyczny wywód, uśmiech błądził po kącikach pyska samiczki, a ona cała zdawała się promienieć.
Wrzos dała Krukowi dokończyć swą wypowiedź, nim sama wypowiedziała choć słowo. Popatrzyła najpierw na deszcz, zastanawiając się nad jego wypowiedzią. Bo czemu to nie było takie proste? Czemu świat w ogóle chciał coś ukrywać, czemu miał być zawiły? Po co obchodzić łąkę naokoło, gdy ją można przebiec na wskroś? To, co mówił, było dla niej oczywistą oczywistością – a prawda o świecie, którą jej przedstawił – mniej. Nie znała działania świata i przyjęła jego zawiłość jako nową informację, która mieszała jej w łebku i nie dawała się ogarnąć.
Czemu smoki komplikują sobie świat? – spytała w końcu, dublując pytanie zadane sobie w myślach.
Smok spojrzał w górę, a że ona mu się uważnie przyglądała, zauważyła, że coś powie. więc poczekała jeszcze, cichnąc. I, jak do tej pory unosiła tylko kąciki pyska, tak teraz pokazywała cały garnitur swoich białych kiełków, które wyglądały na pisklęce, nie pasując do jej nastoletnich już proporcji. Bokiem szyi i łba obiła się zadziornie o bark i szyję Kruczopiórego, wydając z siebie dźwięk podobny do pojedynczej nuty śmiechu.
Ha! Pewnie że zostaniesz – powiedziała mu, wesoło zarzucając łbem. – Jeszcze będzie z ciebie Kruczy Płomień. Może nawet wyjdzie, że nie będziesz musiał nic nikomu udowadniać. No bo, jakbyś może pogadał z innymi o Absurdzie, to by pewnie wyszło, że i oni go nie lubią.
Kwitując, zelżała ze swym uśmiechem, przekrzywiając na bok łepek.
A kim on jest w sumie? Tak z rangi i w ogóle? To rodzina czyjaś?
autor: Brak Słów
30 mar 2016, 0:22
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Grota za wodospadem
Odpowiedzi: 717
Odsłony: 102746

Brakującej nie zajęło długo, żeby się zjawić. Od najmłodszych lat uczyła się zwalczać swoje wrodzone lenistwo i stawiała sobie cele wysoko – to też i zawsze była praktycznie na czas.
Jej pojawienie się przed grotą obwieścił podmuch wiatru wywołany trzepotem skrzydeł przy lądowaniu, który rozbryzgał silniej lecące z wodospadu krople. Młodej widocznie strach był obcy. Nawet gdy zbierało się na burzę, Brakującej to nie przeszkadzało, by latać sobie wysoko. Ot, zwyczajnie szybszy sposób transportu!
Wkrótce zza wodospadu wyłonił się brązowy, nakrapiany brzegami pyszczek, w którym osadzone były dwa zielone ślepia intensywnie badające grotę. Gdy dostrzegły Mirandeartha, kąciki pyska uniosły się, odsłaniając w wesołym uśmiechu garnitur białych, wyglądających jeszcze dość pisklęco ząbków. Nie pasowało to do jej zgoła nastoletnich proporcji ciała.
Hej ci!– zawołała, podchodząc do czarnołuskiego samca. – Chciałeś się uczyć czegoś, nie? – upewniła się, siadając przed młodszym kolegą.
autor: Brak Słów
29 mar 2016, 18:10
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Szumiąca polana
Odpowiedzi: 763
Odsłony: 117471

Wyczulona Wrzos obawiała się najgorszego. Ostatnimi czasy było niebezpiecznie – miała styczność z krwiożerczą mgłą, a w pozornie bezpiecznej, uzdrowicielskiej grocie napadła ją nie mniej krwiożercza wywerna. Węszyła za niebezpieczeństwem.
A tu... ten zapach! Taki słodki, taki oderwany od rzeczywistości! Zupełnie coś innego, niż się samiczka spodziewała. Zaczęła wodzić nosem za dziwną wonią, gdu usłyszała głośny głos.
Podskoczyła, zaskoczona. Przecież się rozglądała! Przecież tu nikogo nie było! Robiąc głupią, pisklęco zaskoczoną minę, jeszcze energiczniej rozglądała się na wszystkie strony.
Kim jesteś? – spytała w końcu, a w jej głosie wybrzmiało silne zaskoczenie wymieszane z niepokojem.
autor: Brak Słów
29 mar 2016, 10:17
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podnóże Skał
Odpowiedzi: 566
Odsłony: 80496

Zaśmiała się lekko na uwagę o odwadze. No ba! Ona była odważna, a przynajmniej tak o sobie myślała. Chociaż Subtelny jej powiedział, że to z głupoty, co ciągle się jej kołatało z tyłu łba, to ciągle była dumna z takiej swojej cechy, którą uważała za szlachetną.
Mimo to bez przeszkód mentalnych skinęła Kruczemu ze zrozumieniem łbem i ruszyła za nim, aby razem z nim szukać schronienia przed deszczem, po drodze odwzajemniając jego uśmiech lekkim uniesieniem kącików pyska.
Zwykle tak nie chodziła, zwykle w ogóle nie chodziła, tylko truchtała – więc musiała teraz myśleć o swoich krokach, by utrzymać wolne tempo u boku Kruczopiórego. Szła z nim prawie ramię w ramię, może z pół kroku w tył, aby pozwolić mu prowadzić.
"Ważne" – pomyślała sobie, gdy Kruk westchnął, ale nic nie powiedziała. Jedynie słuchała, wodząc wzrokiem za jego wzrokiem, też spoglądając na burzowe chmury i błyski. Powietrze zdawało się jej być dziwnie ciężkie. Czy tak zawsze jest przed burzą?
Ciągle patrzyła na Kruczopiórego i widać było, jak czeka na wypłynięcie z jego pyska kolejnych słów, które łapała nadstawionymi w jego kierunku uszami. Jej ekspresja, dotąd neutralna, nabrała lekko zmartwionej barwy, gdy wyszedł temat Dynamiki. Ależ ona ją znała. Kiedy była bardzo, bardzo mała... Ona ją znalazła na Wspólnych terenach. I choć nie było jej dane jej dobrze poznać, gdyż matka ją przyłapała na wymknięciu się z obozu, to i tak czuła względem niej sympatię.
To dlatego jej tak dawno nie widziałam... – szepnęła w przerwie między słowami Kruczego.
Widać było, jak smętne myśli biegną po jej łebku i ulatniają się dość szybko, gdy czarnołuski kontynuował opowieść. Trzeba się było skupić.
Jej łeb unosił się i opuszczał wraz z łbem Kruczego, a i krótko odwzajemniła jego uśmiech, gdy nadmienił o niej. Nie skomentowała tego, nie wywlekła na wierzch swojego tematu, by rozwiać wątpliwości. Był to temat na kiedy indziej.
Wraz z rozwijającą się opowieścią Kruczego o Absurdzie, jej pyszczek coraz bardziej się marszczył. Co rusz, to gorzej. Już gdy usłyszała, jak się zachował w nauce, mlasnęła z niesmakiem – bo jak on mógł? Przecież nauka jest świętością! Czy to tylko wrażenie łaknącej wiedzy Wrzos?
Podążając za zapraczającym gestem, Brakująca schroniła się przed deszczem, który już zdążył się rozpadać. Przestrzeń pod wnęką była dość mała, ale mimo że młodej brakowało jeszcze do sklepienia, położyła się na piasku, jakby chciała ograniczyć zajmowane przez siebie miejsce. Położyła się dość blisko Kruka – ledwie kilka szponów dzieliło jej ramię od czarnych łap czarodzieja. Nie zadzierała nań łebka, tylko patrzyła w dal, naśladując samca. Oddychała głębiej, delektując się zimnym, wilgotmym i świeżym powietrzem, które jej było dopełnieniem do kruczych słów.
Nastała w końcu dłuższa cisza, mącona tylko odgłosami burzy. Wrzos patrzyła teraz badawczo na Kruka. Nie umiała rozgryźć jego miny, jego myśli – jak się czuł, co mu tam w głowie siedziało. Nie była najlepszą iterpretatorką. Westchnęła ciężej, wypuszczając powili powietrze przez nos.
Czy inni nie widzą, że Absurd jest głupi? – spytała. – Brzmi jak bardzo nieogarnięty smok. Nie myślisz, że jego słowo liczy się mniej niż twoje? No bo ty jesteś taki, no... rzetelny. I miły. A on taki nie jest, prawda?
Przerwała na chwilę, mlaskając z niezadowoleniem na swój dobór słów. Strasznie trudno jej było się wyrazić o sprawie tak abstrakcyjnej, jak międzysmocze relacje. Opuściła łeb, by spojrzeć na swoje przednie łapki, które wyciągała przed sobą.
Nie spędziłam pewnie z tobą tyle czasu, co twoje stado spędziło, ale no... No ja już myślę, że się nadajesz. Byłbyś bardzo dobrym Przywódcą. A oni z tobą żyją i tego nie widzą? Muszą widzieć. To widać przecież.
Złożywszy łeb na swoich łapkach, w które się dotąd wpatrywała, zerknęła kątem ślepia na czarnego smoka. Kolejna próba odczytania go poszła na marne. Ach, była w tym taka słaba... Wysunęła w jego stronę bliższe skrzydło, na wpół złożone, by lekko trącić nadgarstkiem bark Czarodzieja.
Hej, o czym myślisz? Martwisz się? – spytała go z pewną dozą ciekawości, a jej słowa zostały lekko przytłumione przez ułożenie pyska.
autor: Brak Słów
28 mar 2016, 13:29
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Wysepka
Odpowiedzi: 711
Odsłony: 103974

Młoda niekoniecznie była przyzwyczajona do tego, że ktoś jej nie odpowiadał na pytania. A do tego mówił mniej od niej! Zawsze wszyscy byli tacy rozgadani, a Wrzosek miała czego słuchać. A teraz... Pytanie? Na pytanie? Przekrzywiła na bok łepek, nim odparła:
Ale to ja pytałam! ... No a ja to tylko na chwilę. Widziałam się ze znajomymi i było mi tu po drodze.
Więc i mimo wszystko odpowiedziała mu na pytanie. Nie lubiła pozostawiać pytań odłogiem, zwłaszcza, kiedy odpowiedź była tak prosta.
Ciągle przyglądała się ślepiom Szkarłatu. Co tam w nich siedziało? Nachalne spojrzenie samiczki zdawało się chcieć przejrzeć jego łeb na wylot, ani na chwilę nie opuszczając się, nie zerkając nigdzie indziej. Miała dość neutralną ekspresję i tylko nutka ciekawości prześwitywała rozszerzone z lekka oczy i nastawione uszka. Nawet, gdy siadała na ziemi, jej łeb zdawał się nie ruszać. Wolnymi, spokojnymi ruchami posadziła zadek na ziemi i owinęła łapy ogonem, skrzydła składając mocno z tyłu ciała, tak, że pierś automatycznie się jej wypychała do przodu i cała wyglądała jak naprężona struna.
Brakująca Łuska, Cień – przedstawiła się też lakonicznie.
autor: Brak Słów
28 mar 2016, 12:00
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Wysepka
Odpowiedzi: 711
Odsłony: 103974

Gdy się już napatrzyła na piękny, szarzejący w oddali horyzont, pobiegła oczami w górę, by obejrzeć niebo. Tak, jak Kruczopióry jej powiedział – wkrótce będzie burza. Tego samego dnia zmoczył ją wcześniej magicznym deszczem i postraszył magicznym piorunem, więc wiedziała, czego się spodziewać.
Zataczając łbem zabawne półkole od brzegu, przez niebo aż po wyspę, przekręciła szyję i całą siebie, coby móc spokojnie pójść wgłąb owej wysepki. Ciągle miała na ustach jakiś taki dziecinny uśmiech, a i z zachowania nie różniła się przecież wiele od pięcioksiężycowego pisklaka.
Ale coś zwróciło jej uwagę. Czerwień. Czerwień, która w naturze oznaczała zagrożenie, którą zwierzęta się popisywały przed samicami, która ostrzegała o jadzie, którą rośliny wabiły owady... Był to krzykliwy znak otoczenia, który naturalnie zwracał uwagę.
A okazało się, że to otoczenie wcale nie było. Wrzos zawiesiła zaskoczone, zielone ślepka na nieznajomej sylwetce. Cofnął się jej przy tym trochę łeb, ot, ze zdziwienia, że go wcześniej nie widziała, ale zamiast się zatrzymać przyspieszyła jeszcze kroku.
Cześć ci – przywitała się krótko, z przyjaznym uśmiechem na pyszczku. – Nie wracasz do obozu przed burzą? – zagadnęła, mierząc obcego wzrokiem.
Gdy się tak doń zbliżała, uczuła, iż jest to samiec. I to najpewniej z Wody. Przystanęła w taktowny ogon od niego, wlepiając ślepia w jego ślepia, ewidentnie czekając na odpowiedź.
autor: Brak Słów
28 mar 2016, 10:20
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podnóże Skał
Odpowiedzi: 566
Odsłony: 80496

Wrzos na jego przewrót oczami odpowiedziała tylko lekkim wzruszeniem ramionami, uśmiechając się z lekka zadziornie. Nie powiedziała nic, ale jej wzrok mówił dużo. No bo co? Taki Czarodziej miałby sobie nie poradzić ze zwykłą, niedużą dziurą? I mała, słaba fizycznie adeptka miałaby mu pomagać w tej sprawie? Wrzos pomyślała sobie, że to zabawne, więc na dokładkę parsknęła śmiechem, nim odparła:
To gratuluję tobie też!
Głos miała serdeczny, bez kszty kpiny, której by się można było spodziewać po tym śmiechu.
A potem poleciało pytanie, którego nie lubiła. Ach, marzenia! Czy ten uparty Ognisty zawsze musiał pytać o marzenia? Wpatrywała się w niego uważnie, śledząc zmiany na pysku.
Nie – odparła krótko, ale szybko dodała jeszcze: – No, może ewentualnie pierwszy raz walczyłam na poważnie. Ale nie wiem czy to marzenie. Ale ty weź lepiej opowiedz, co "nieważne"? Kto cię rozzłościł? Czym? – sypnęła pytaniami jak z rękawa.
Gdy tak pytała, widać było, że coś by jeszcze powiedziała, ale ją łatwo powstrzymać w mowie. A teraz uczuła wilgoć z tyłu łba. Zamilkła, spoglądając w górę, jak z chmury lecą na nią malutkie, dziwnie równe, a zarazem chaotyczne krople wody. Miała wyprany z emocji wyraz pyska, jakby zapomniała ubrać na siebie ekspresji.
Nigdy nie widziałam deszczu – stwierdziła trochę ciszej, ale bez żalu w głosie. – I ziemia też jest pierwszy raz bez śniegu. Wcześniej nie widziałam brązowo-zielonego lasu. Ale się nie boję burzy! – przyznała dodatkowo, trochę żywszym głosem.
Ale ciągle brzmiała... obojętnie. Bo i burzy się nie bała, ale co z tego, gdy deszcz rozpuści resztki śniegu, odkryje błoto i mech, pozwoli drzewom się zazielenić – a ona zostanie biała jak śnieg, odkryta, bez kamuflażu?
autor: Brak Słów
28 mar 2016, 9:35
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Szumiąca polana
Odpowiedzi: 763
Odsłony: 117471

Brakująca zdała się popaść w jeszcze większą konfuzję. Przypatrywała się młodemu z trochę głupią miną, jakby jej właśnie powiedział, że księżyc jest słońcem, a słońce księżycem. Zajęło jej znaczącą chwilę, by ogarnąć myśli i odpowiedzieć czarnołuskiemu.
No... tak. Jestem z Cienia, a co? – spytała, nie do końca rozumiejąc sens dopytywania się.
Nie rozumiała, że nie każdy nos jest tak wrażliwy jak jej i niektórzy mogą mieć zwyczajnie problem z ot, takim na przykład rozpoznaniem Stada. A Wrzos czuła dużo więcej – bo i gdy była tak blisko, uczuła dobrze znaną woń. Ach, toż to zapach Nadeithscallieth! Czyżby to jej potomek? Kontynuowała wypowiedź jakimś takim pogodniejszym tonem.
Jesteś trochę mały na samotność w tej okolicy. Umiałbyś się obronić przed drapieżnikiem? Wbrew pozorom dużi ich tutaj! A, jesteś możeeeee...
Jej wypowiedź ucichła stopniowow w przeciągniętej głosce. Zamknęła pysk, poważniejąc nagle.Coś było nie tak. Zmarszczyła brwi, wyraźnie okazując swoje zmartwienie.
Jej uważne, zaniepokojone ślepia uniosły się wyżej i zaczęły biegać po okolicy, przypatrując się drzewom i ziemi. Kilkukrotnie pociągnęła też nosem, który nastawiła na wiatr, aby się upewnić, że w powietrzu wiszą zapachy tylko ich dwójki.
Aby Mira nie przeszkodził jej pytaniem, uniosła do swego pyska palec przedniej łapy i złożyła go nań, dając mu znak, by pozostał cicho. Nie chciała, by zagłuszył przypadkiem jakiś dźwięk z okolicy, którego nasłuchiwała.
A czego? Sama nie wiedziała. Była strasznie ciekawa, ale czuła się też zgoła niepewnie. Do tej pory to co najwyżej ona była tą pozostającą w ukryciu...
autor: Brak Słów
26 mar 2016, 19:02
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podnóże Skał
Odpowiedzi: 566
Odsłony: 80496

No cześć – odpowiedziała mu.
Mówiąc to, podkuliła pod zadek swój biały ogonek i usiadła sobie na nim, żeby nie ziębić tyłka. Mimo tego śmiesznego precedesu grzbiet i szyję trzymała wyprostowane, naprężone jak struna, a łeb sięgał przez to nieznacznie wyżej. Ot, lubiła się nie-garbić. Przy okazji można było zauważyć, że jest już sporo większa i sięga Krukowi prawie do połowy szyi.
Samiczka wydawała się też niewzruszona całą akcją, jak i nadmienieniem Kruczego o pomocy. Ona? Pomagać? W sumie to nawet nie wpadła na to, bo gdzieżby ją tam ktoś kiedykolwiek prosił o pomoc!
Mogłeś pytać, to bym pomogła – powiedziała na tyle wesoło, że gdyby ktoś to uznał za głupotę, mógłby to przyrównać do żartu. – Ciebie też miło widzieć. U mnie w sumie to najwięcej o tym... e, no, muszę znaleźć jakiegoś centaura i wziąć ogon. Szaleństwo chce, żebym mu go pokazała, to mnie zrobi Łowcą. A, no, a ja i mój brat adeptami jesteśmy już. Nazwałam się Brakująca, ale możesz mnie nazywać Wrzos – opowiedziała mu rozwlekle, niejednokrotnie zacinając się w mowie, szukając słów. – A u ciebie? Coś nowego?
autor: Brak Słów
26 mar 2016, 18:16
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Wysepka
Odpowiedzi: 711
Odsłony: 103974

Dopiero co nauczyła się latać, a już się próbowała aktywnie w nowej zdolności. Tym razem niskim lotem, nad samą wodą, skierowała się na wysepkę, którą wcześniej widziała z brzegu, ale nie mogła się doń dostać, gdyż za daleko jej było popłynąć. Lecąc, nie omieszkała zamoczyć sobie w wodzie pazura czy dwóch, w wesołej, dziecinnej popisówce rozbryzgując wodę na wszystkie strony świata.
Leciała już stabilnie. Lisi ją dobrze nauczył panować nad swoim lotem.
Zbliżywszy się do brzegu, wyciągnęła w przód łapki i wylądowała miękko, w wolnym tempie, zaczynając od tylnych łapek, które postawiła jeszcze w płytkiej wodzie, ledwie moczącej końcówki jej palców. A razem z przednimi łapami skrzydła opuściły się i złożyły elegancko przy bokach. Widać było po Wrzosie, jak bardzo dba o każdy najmniejszy szczegół, jakby była w jakimś konkursie.
A ona tak dla siebie. Dla zabawy. Zaśmiała się głośno do siebie figlarnie, niczym psotne pisklę, a jej śmiech rozszedł się bezwstydnym echem po okolicy. Zwróciła łeb ku brzegowi, by móc teraz podziwiać widok z tej nieznanej jej jeszcze perspektywy.
autor: Brak Słów
26 mar 2016, 18:06
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Szumiąca polana
Odpowiedzi: 763
Odsłony: 117471

Wrzos jak zwykle, mając to w zwyczaju od najmłodszych księżyców, patrolowała dziarskim krokiem wspólne tereny. Bardzo lubiła tutaj łazić – kręciły się tu najróżniejsze smoki – różnych ras, różnych stad, w różnym wieku i wymiarze. I miały tak skrajnie różne charaktery! Jako że to tutaj poznała swoich przyjaciół, wędrowała sobie tutaj ciągle w poszukiwaniu nowych znajomości i, tak jak kiedyś szukała nauki, teraz zwyczajnie błądziła. Pisklęcy nawyk jej nie przeszedł.
Jak zawsze, jej łapy były lekko zgięte, a mimo szybkiego kroku stąpała dość cicho, gotowa w każdym momencie przypaść do ziemi i rozpocząć polowanie. Ale nie tym razem.
Ujrzała śród podszytu przebłysk jakiegoś dziwnego koloru. Ach, złoto? Tutaj? Z zaciekawieniem przyjrzała się obiektowi, który okazał się być śpiącym podrostkiem. Pewnie to jeszcze pisklę...
Podchodząc do niego, nie kryła się, gdyż do smoków zawsze podchodziła od frontu i otwarcie. Jej kroki ostrzegły widocznie nieznajomego, który uniósł łeb i rzucił pytanie.
Ach? – zdziwiła się lekko nagłością pytania, ale odpowiedziała szybko i z uśmiechem – Brakująca Łuska jestem.
I nie powiedziała nic więcej o sobie, prócz imienia.
Przedstawiając się, zatrzymała się w miejscu, by przyłożyć sobie łapę do piersi. Nie rzuciła pytania zwrotnego o imię, uznając, że to się rozumie samo przez się.
Co tu tak sam śpisz? Zimno jest – powiedziała, widocznie bardziej zainteresowana celem niż jestestwem.
autor: Brak Słów
26 mar 2016, 17:28
Forum: Skały Pokoju
Temat: Mgła
Odpowiedzi: 93
Odsłony: 4984

I nawet młoda Wrzos nie omieszkała się tu pojawić. Fatum, którego w sumie nie znała nawet jeszcze z imienia, zasugerował, by mała podążyła za nieznanym rykiem. A ona ze wzruszeniem ramionami podążyła za nim, pozwalając prowadzić, poddając się zarówno jego sugestii, jak i swojej własnej ciekawości.
Na polankę u podnóży skał przybyła rozglądając się tak, jakby właśnie miała przed sobą miejsce cudu. Po części była to nawet prawda, gdyż była tu tylko raz i tym jednym razem spotkała trójkę smoczych bogów we własnych osobach... A przynajmniej tak to wyglądało! Może to był sam Ateral?
Porzuciła swoje myśli, gdy weszła między smoki. Rozglądała się pobieżnie po pyskach, rozpoznając kilkoro z nich jako znajomych, innych znając ledwie z widzenia. Wesoło kiwała łebkiem w kierunku każdego znajomego, gdy tylko udało się jej złapać zeń kontakt wzrokowy.
A potem stanęła blisko tego, który wydawał się zwołać zebranie. Pachniał Wodą. Ach, przecież go już widziała! Rozmawiał wtedy z Szaleństwem, gdy ona była na patrolu. Ale nie znała jego imienia ni rangi.
Usiadła więc na ziemi, wlepiając ślepia w samca. Po co ich wołał?
autor: Brak Słów
26 mar 2016, 17:03
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podnóże Skał
Odpowiedzi: 566
Odsłony: 80496

Pech chciał, że na Terenach Wspólnych zawsze było komu coś zobaczyć. A i, jak to często bywało, była to Wrzos, która niezwykle rzadko zaglądała do swej groty sypialnej, cały czas patrolując tereny swego stada i Wspólne, które już wszystkie znała jak własną kieszeń.
A teraz wracała akurat z nauki z Lisim, musząc przedreptać przez całe Bliźniacze Skały, by się zbliżyć choć trochę do swoich cienistych terenów. Truchtała dziarsko, z wysoko podniesionym łbem, wielce zadowolona z nowo zdobytej umiejętności. I znajomości. Lis był w końcu całkiem fajny.
Wtem, idąc w lekkim obniżeniu terenu, usłyszała jakiś hałas. Zatrzymała się gwałtownie, na wpół zgiętych łapach, momentalnie nadstawiając uszu i zaczynając przeczesywanie terenu wzrokiem. To musiało być coś większego! Mogła też ewentualnie spaść skądś hałda topniejącego śniegu... Ale nie, nie. Wrzos lubiła odnajdować takie niespodzianki, w postaci różnych zwierząt i smoków, że nie dopuszczała nawet do siebie myśli, iż mogła by to być przyroda nieożywiona.
Ale była w dołku. Nic nie widziała. A hałas był krótki i nie do końca wiedziała, skąd dobiegł.
Powoli więc przeniosła ciężar swojego ciałka na tylne łapki i jak królik zaczęła się z wolna unosić na nich, podpierając z tyłu ogonem. Powoli wyłaniała się z nisko położonej ścieżynki i lustrowała wszystko, by w końcu...
Zadek. Czarny zadek. Jakiś znajomy ten zadek.
Widząc już, że to smok, przyspieszyła swoje ruchy i wyskoczyła z dołka. Idąc żwawo ku smokowi, już zaczynała podłapywać ognistą woń. Zanim jeszcze doń dotarła czy połączyła zapach z osobą, smok wygramolił się już z dziury i Wrzos z miejsca go rozpoznała.
Kruczopióry! – zakrzyknęła wesoło, wyraźnie miło zaskoczona. – Co ci? – spytała, oglądając jego wymorusane łapy z uśmiechem na pysku.
Nie skomentowała jakoś specjalnie komizmu sytuacji. Po prostu szczerzyła kiełki, uznając sprawę za dość normalną – ją samą pewnie nie raz by się dojrzało w gorszych pozach i sytuacjach!
autor: Brak Słów
26 mar 2016, 16:30
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 77342

Mimo, że nie patrzyła na swego nauczyciela, a jedynie przed siebie, jej uśmiech zdradzał, iż słuchała Lisich pochwał. Wyglądała na wielce zadowoloną z powodu jego wiadomości, która płynąc jej do łba płynęła dalej w świadomość, miło łechtając ego i wypełniając dumą.
Ale nie skupiała się na tym miłym uczuciu w piersi. Równo zataczała skrzydłami w powietrzu dwie pochyłe w przód, symetryczne względem siebie elipsy. I słuchała go, oczywiście – było to automatyczne. Już się tak nauczyła słuchać, gdy miała ledwie kilka księżyców, że gdy miała jednego nauczyciela i jedno zadanie – całe jej skupienie owijało się wokół tego konkretnego tematu.
Polecenia brzmiały sensownie. Nie spodziewała się jednak, że wypróbuje je tak wcześnie. I to jeszcze okraszone "orientuj się" – przywołując jej obraz Karrenthara zionącego ogniem w jej brązowy pyszczek. Poczuła się, jakby nadchodził atak.
Jako, że wciąż patrzyła przed siebie, szybko wyłapała wzrokiem przeszkodę. Zauważyła też, że owy pniak chylił się czubkiem w lewo, sprawiając, że skręt w lewo był niemożliwy. Bo i wtedy musiałaby podnieść skrzydło od tej strony – i co? Nadziałaby się nań prostopadle!
Pozostał jej więc równoległy do pnia przechył, by przelecieć tuż nad nim. Po jednym mocniejszym uderzeniu skrzydeł w dół uniosła się nieznacznie wyżej, po czym od razu przechyliła ciało. Prawe skrzydło powędrowało niżej, nieco pod poziom barku, ale wciąż w pełni rozpostarte – jakby je zatrzymała w pół wymachu. Ramię skrzydła przechyliło się też lekko do dołu, aby powietrze ciągle zostawało wciągane pod skrzydło, ale też i nad nie – jakby chciała z tej strony z lekka zwolnić.
Lewe skrzydło z kolei pozostało w pozycji zupełnie przeciwnej, bo choć zupełnie rozczapierzone, to pozostawało sporo powyżej poziomu barków, a i jego grzbiet zagarniał powietrze całkowicie pod siebie. Całe jej ciało podążyło za tym manewrem, a świat przechylił się w jej ślepiach, gdy tak opuszczał się jej prawy bok.
Jej niepewność w powietrzu zdradzał głównie ogon, który dla utrzymania równego lotu wykonywał czasami dość gwałtowne, korygujące ruchy – a i jej łapki czasami nie mogły się powstrzymać od drgnięcia, jakby chciały wesprzeć Wrzos o niewidzialną podporę, nieprzyzwyczajone do bycia nieużywanymi. Samiczka starała się je jednak trzymać bardzo blisko tułowia, gdyż takie wcześniej dostała polecenie.
Gdy już przeleciała nad pniakiem i zrozumiała, jak skręcać, zaczęło w niej kiełkować nowe ziarenko samozadowolenia. Ale nie podlała go, widząc, jak wyrasta przed nią cały szereg kolejnych przeszkód... Wiedziała już, co robić.
Nie zdążyła nawet wyprostować przed głazem lotu – mogła tylko się ratować, odbijając w przeciwnym kierunku. Machnęła równo oboma skrzydłami, aby utrzymać wysokość, po czym obniżyła na wpół złożone lewe skrzydełko, gdy prawe już wisiało wysoko w momencie przygotowania do wymachu. Cały manewr trwał uderzenie serca – przemknęła blisko głazu i już wiosłowała kończynami lotnymi na powrót, by się wyprostować i odzyskać pełną kontrolę. Pracowała głównie ogonem, ale kręgosłup grzbietu też zdawał się raz po raz przemieszczać nieznacznie, jak to robią smoki balansujące na gałązkach.
A potem były sople. Przeraziła się trochę ich ogromem i materiałem, z jakiego były, bo półprzezroczysty lód zawsze mylił oczy i mieszał w głowie. Tu zaczęła szybować przez zupełne rozpostarcie skrzydeł równo na boki, tworząc największą możliwą powierzchnię lotną. A to ledwie przygotowanie! Chciała się powstrzymać od wznoszących wymachów, aby przy soplach opadać trochę przy ich pokonywaniu, bo im niżej, tym były cieńsze, dając smoczycy więcej miejsca do manewrów.
Wleciała między pierwsze dwa sople z mocnym przechyłem w lewo. Była zmuszona w pewnych momentach lekko podwijać palce skrzydeł, by nie zahaczyć o żaden z tworów Lisa. Coraz kolejne sople wymagały na niej coraz dziwniejszych, gwałtownych przechyłów o różnym łuku i sile – tak, że młoda mogła się poczuć, jak sowa w gęstym lesie. Ale jakoś jej to nie cieszyło, a i ruchy miała dość niepewne i drgała czasami przez obawę straty kontroli, więc gdy minęła ostatni sopel i mogła wyrównać spokojnie lot i machnąć skrzydłami parę razy, poczuła dużą ulgę.
Wleciała na ścieżkę. W mig pojęła, po co była – przecież zielone pyłki same z siebie nie są zielone ani nie ustawiają się w linię! Spokojnym, równym lotem leciała kilka szponów ponad ścieżką, ślepiami już wypatrując w niej dalszych zmian. O, zakręt!
Prawe skrzydło opadło niżej a lewe uniosło synchronicznie, dużo pewniejszym ruchem, niż wcześniej przy soplach. Teraz już nie było przeszkód, na które by się mogła wpakować! Widząc, jak gwałtownie biegnie skręt, wygięła swoje przechylone ciało w łuk zgodny z jego krzywizną. Mniej-więcej w jego środku wypadło jej, że teraz, aby utrzymać rytm i wysokość, powinna uderzyć skrzydłami – a że coś jej podpowiedziało, że to jej jeszcze pomoże skręcić, machnęła nimi pod skosem, którym leciała, jakby dalej odpychając się w prawo. Kończyny szybko powróciły do poprzedniego ułożenia, a wraz z prostowaniem ścieżki zaczęły też wracać do poziomego ustawienia. Ogon jej na chwilę odpadł w prawo, by zniwelować pęd pchający ją dalej w tym kierunku, po czym szybko wrócił na swoje miejsce równo za nią.
autor: Brak Słów
25 mar 2016, 21:46
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 77342

Przy każdej dramatycznej pauzie Lisiego Wrzos robiła ten specyficzny ruch łbem, który się robi, gdy ktoś rzuci niespodziewany komentarz. Ogólnie pisklak wyglądał na bardzo wciągniętego w pokazową scenę nauki latania, traktując ją jak nie tylko źródło informacji, ale i przy okazji nawet ciekawą opowieść. Nie jest to coś, co by się opowiadało młodszym do snu – ale Wrzosowi i tak wydało się niezwykle ciekawe!
Kiedy Lis dreptał tak i raz po raz odwracał się w różnych kierunkach, Wrzos chodziła za nim, na wpół świadomie go naśladując. Dopiero kiedy pojawiła się przed nią zielona kreska, zorientowała się w swoim ustawieniu i uświadomiła sobie, że trzeba o nie zadbać. Wtedy to dopiero się ustawiła bokiem do rudego, już gnąc łapki do biegu...
Co? – rzuciła ciekawsko, z automatu, słysząc liskowe "no tak".
Kiedy nadeszło wytłumaczenie, pospiesznie kiwnęła na nie łebkiem, nie tracąc czasu na słowne potwierdzenia. Po prostu odwróciła się do startu i... wystartowała.
Pobiegła truchtem, nie za szybko, ale też nie za wolno – zdecydowanie prędzej od swojego zwyczajowego truchciku. Utrzymując swoją pozę biegacza, poczyniła tylko jedną różnicę – rozłożyła skrzydła. Wpierw po prostu przestała je przyciskać do żeber, jak to zwykle robiła, aby bujały się luźno w połowicznym złożeniu. A potem na poważnie już rozpostarła ramiona na boki, trochę w górę, rozczapierzając wszystkie palce aby napiąć błonę. Tak rozłożone skrzydełka poprowadziła energicznym ruchem w dół, prowadząc je od ramienia, tak, aby powietrze kierowało się do dołu, ale też trochę do tyłu i nie uciekało jej spod powierzchni lotnej. Złożyła je do boków, uniosła na wpół złożone – i jeszcze raz!
Nim się obejrzała, straciła grunt pod łapami. Zamiast paniki dostała potężny zastrzyk adrenaliny, który zdusił jej strach i dodatkowo podpowiadał, co robić.
Opuszczony w biegu łeb wyciągnęła mocniej do przodu, aby razem z tułowiem i ogonem utworzył jej mniej-więcej prostą linię. W końcu miała być jak strzała! Łapy też w tym celu schowała, gdy tylko po jednym z wierzgnięć uczuła, że już nawet nie muska o śnieg. Wszystkie cztery kończyny przytuliły się ciasno do jej brzucha, tak, jak to robiła przy pływaniu "krokodylem".
Ruchy skrzydeł, gdy już nabrały rytmu i wyrównały się instynktownie dzięki drobnym manewrom ogona i dostosowaniu napięcia mięśni do każdego momentu wymachu, stały się dla niej prawie naturalne. Trochę przestała o nich myśleć – zdziwiło ją tylko, jak te ruchy wymogły na niej, by oddychała do taktu. Skrzydła w górze – wdech! Skrzydła w dole – wydech! I leciała tak sobie, powoli acz systematycznie zwiększając wysokość lotu.

Wyszukiwanie zaawansowane