OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Nathi rzadko już pozostawał w grocie. Pierwsze księżyce po opuszczeniu Cienia tak właśnie wyglądały. Całkowite załamanie, niepowstrzymany smutek i tysiące pytań, które zadawał światu, a na które świat nie chciał mu odpowiedzieć. Zapewne dlatego, bo sam nie znał na nie odpowiedzi, albo, czego Słowo się obawiał, odpowiedzi wcale nie istniały. Bo dlaczego zakłada się, że każde pytanie musi mieć odpowiedź?Teraz jednak nie leżał w ciemności bez ruchu. Chodził po wzgórzach i lasach, odwiedzał potoki i jeziora. Znał Tereny Wspólne być może najlepiej pośród żyjących smoków, poznając każdy ich zakamarek. Nie szukał tam jednak ani towarzysza bezsensownych rozmów, ani nie chodził tam po to, by podziwiać widoki. Również nie po to, by tam myśleć. Nowe pytania wciąż do niego przychodziły, jak przez całe życie. Niegdyś z nimi walczył, poszukiwał odpowiedzi, ale teraz je odrzucał. Nauczył się nie wpuszczać ich przez bramy umysłu, które to powoli zamykał. Rozmyślanie nie miało już celu, skoro nie zrobi z niego użytku. Nie oszuka śmierci. Nie wymyśli sposobu na nieśmiertelność. Czy w ogóle jej chciał?
Był stary. Wszystkie stawy mu chrzęściły, chude, słabe łapy ledwo go utrzymywały, a okropna, z dawna niewyleczona rana na pośladku sprawiała, że kulał i odczuwał ból przy każdym kroku. Ale wciąż maszerował. Dlaczego? Nie wiedział. Tego pytania również do siebie nie dopuścił. Wędrował, żeby nie leżeć. I żeby nie siedzieć, nie obciążać rany. Wędrował prawdopodobnie bez celu. Wędrował, bo niewiele już mógł zrobić.
Wędrował, by nogi doprowadziły go w końcu przed oblicze Aterala.
Było już późne popołudnie. Czarne cienie zdawały się przestać walczyć z białym światłem, które zmieniło się teraz w ciepłą żółć. Przejścia zdawały się być łagodne, miękkie, by za kilka godzin połączyć się w ciemność nocy.
Jego spękane od chodzenia pazury stukały cicho o chłodną skałę. Zdawać by się mogło, że zaraz całkiem się rozlecą. Szedł przez kamieniste wzgórza, zmierzając powoli ku swojej grocie. Poza pojedynczym rubinem i resztką mięsa nic w niej jednak nie trzymał. Mógł położyć się w dowolnym miejscu Terenów Wspólnych i je nazwać domem. Co za różnica?
Zatrzymał się.
Kilka ogonów przed nim stała jego córka. Jedna z prawdopodobnie dwójki jego dzieci, które się od niego nie odwróciły, nie pałały do niego nienawiścią. Już go kiedyś odwiedziła. Wiedziała, gdzie mieszka, ale Nathi nie śmiał przypuszczać, że przyszła właśnie do niego. Zapewne znalazła się tu przypadkiem, chcąc pospacerować, może odpocząć po ciężkim dniu. Tymczasem spotkała starego samca, żałosny wrak smoka, na którego patrzenie musiało być istną męką.
Spojrzał na nią bez wyrazu, ale nie podszedł, ani też się nie odezwał.