OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Obcy głos kompletnie znikąd poderwał Zgniłą z zielonej trawy. Natychmiast rozejrzała się dookoła, jednak zobaczyła tylko niewielkiego, północnego smoka. Bardzo młody, pewnie niedawno był jeszcze małym pisklakiem. Nie brzmiał i nie wyglądał groźnie, ale przybył nie wiadomo skąd... Albo to ona wpadła w trans. Powinna się bardziej koncentrować na swoim otoczeniu.– Nie wiesz, co to maddara? Gdzieś ty się wychował, tam gdzie ja? – zaśmiała się gorzko – To magia, którą każdy smok posiada w środku. Można nauczyć się nad nią panować, gdy odnajdziesz ją w sobie i zmusisz do posłuszeństwa. Łatwo opanować podstawy, ale tylko nieliczni osiągają mistrzostwo. Z resztą, po co ja to mówię... Na pewno twoi rodzice dawno ci już to wytłumaczyli. – westchnęła, po czym coś ją tknęło – nie pachniesz żadnym Stadem. Skąd ty właściwie jesteś i gdzie są twoi rodzice? Pozwalają ci na chodzenie po terenach wspólnych i rozmawianie z nieznajomymi? – przyjrzała mu się podejrzliwie. Czyżby natrafiła na jakiegoś uciekiniera? Musi wiedzieć, do kogo do odstawić, by przetrzepał mu zadek za narażenie się na niebezpieczeństwo. W końcu, jakie miał szanse na to, że Zgniła nie zrobi mu krzywdy? Przecież jest dziwnym smokiem, który włada najwyraźniej niezrozumiałą dla niego mocą. To zwyczajna niefrasobliwość!