A: S: 1| W: 1| Z: 1| I: 1| P: 1| A: 1
U: L,MP,MO,MA,M: 1| B,Śl: 2| S,W,Skr: 3| O,A: 4
Atuty: Ostry wzrok; Oporny magik; Tancerz; Wybraniec bogów; Furia Niebios
Nathi doskonale zdawał sobie sprawę z odpowiedzi Kiary. Spodziewał się, że zechce go pomścić. Żałował tylko, że sam nie mógł już tego zrobić. Czarodziej niehonorowo wykorzystał przewagę nad starcem wiedząc, że nie poniesie żadnych konsekwencji. Sam Słowo również miał takie podejrzenia. Nie mógł wiedzieć, że spotka jeszcze kiedyś własną córkę i że ta wciąż będzie po jego stronie. Miał tylko nadzieję, że Ognisty zapłaci nie tylko powierzchownymi ranami, ale i kalectwem. Najlepiej śmiercią. Poniżył go, zaatakował i opluł wielokrotnie. Również wtedy, gdy drzewny leżał półprzytomny.
Ledwo powstrzymał uśmiech słysząc zaprzeczenie Apokalipsy. "Nie". Proste słowo, prawdopodobnie jedno z pierwszych trzech, jakie uczy się pisklę. Najbardziej jednoznaczne, najbardziej bezpośrednie. Wojowniczka usiłowała zatrzymać nią samą śmierć, a jej zdecydowany ton głosu mówił, że jest to możliwe. Jeśli Ateral gdzieś tu czyhał, to z całą pewnością zatrzymał się na ułamek sekundy, jakby nie będąc pewnym, czy oby na pewno chce się na to zdecydować akurat teraz.
Spojrzał jeszcze raz na całą sylwetkę smoczycy. Jeśli można było powiedzieć, że był dumny z któregoś ze swoich dzieci, to wskazałby Kiarę. Nawet mimo jej odmowy zostania przywódczynią i zaprzepaszczenia jego ambicji, odebrania mu ostatniej nadziei. Czy zdawała sobie sprawę z tego, że to głównie przez nią odszedł ze stada? Że mógł umrzeć szczęśliwy wśród rodziny obserwując, jak Kiara gromadzi siły, jednoczy Cień z Ogniem, wyrusza na bitwę i po pokonaniu Życia i Wody dokonuje ekspansji terytorialnej? Mógł być z niej dumny, bo miała honor, siłę, inteligencję. Dlaczego więc nie chciała zostać przywódczynią?
Zostawił ten temat już dawno temu. To była przeszłość. Teraz była teraźniejszość. Później... Dla niego nie istniała już przyszłość. Później będzie martwy.
– Dobrze – zgodził się. – Nie umrę dzisiaj – stwierdził z całą stanowczością, na jaką było go stać.
Nachylił się powoli nad mięsem, biorąc jeszcze jeden kęs.
– Chciałbym ci coś dać – powiedział nagle. – A właściwie dać na przechowanie, żebyś wręczyła to mojemu następnemu wnukowi. Pierwszemu, jaki się wykluje – pominął kwestię, że nie był jej biologicznym ojcem. Czasem lepiej było o tym zapomnieć; w końcu była jego córką. – Nie jest to nic specjalnego. Drobiazg, kamień szlachetny, zwykły rubin. Ale to jedyne, co mi zostało. Nie mam nic więcej – stwierdził, choć nie był z tego powodu jakoś nadzwyczaj smutny. Nie potrzebował skarbów. Co miał za nie kupić? Być może w ten sposób ktoś go zapamięta. Może wnuczek przyjdzie kiedyś na grób dziadka, wspominając swoją pierwszą naukę wykupioną u Nauczyciela za ten właśnie rubin i rzuci krótkim "dziękuję"? Może ktoś jeszcze kiedyś o nim pomyśli pozytywnie? Na starość się ponoć dziecinniało. Miało prostsze cele, mniej rzeczy potrzebowało się do szczęścia.
Dzieciństwa Nathiego nie można było nazwać szczęśliwym. Nie miał przyjaciół i wcale nie uszczęśliwiały go małe rzeczy. Zawsze miał wielkie ambicje. Może teraz nadeszła ta chwila? Na proste życzenie – wdzięczność potomka.
– Rubin leży w lewym kącie groty pod najwyższym z Czarnych Wzgórz, tym naprzeciwko wejścia. Ukryty pod skórami. Czy mogłabyś go tutaj przynieść? Ja w tym czasie spróbuję zjeść tego nieszczęsnego bizona. Wolałbym, żeby cię przy tym nie było... – mruknął, co mogło być całkiem zrozumiałe biorąc pod uwagę jego pierwszy kęs. Jadł bardzo nieporadnie, jakby zapomniał, jak to się robi. Chciało mu się płakać. Był to żałosny widok i wolałby, żeby Kiara nie musiała na to patrzeć. Żeby zajęła się czymś innym – poszukiwaniem rubinu. Przyniesie go tutaj, a Nathi będzie miał pewność, że jego ostatnie życzenie zostanie spełnione.
Zaczęło padać.
Dodano: 2016-07-11, 02:33[/i] ]
Nathi nie odesłał Kiary po rubin dlatego, bo wstydził się przy niej jeść.
Nie zrobił tego również po to, aby upewnić się, czy oby na pewno dostanie kamień w swoje łapy.
Wysłał ją do swojej groty dlatego, bo musiał umrzeć. Czuł to już od kilku minut. Z początku lekkie zawroty głowy, silniejsze pieczenie ran i ból skręcający mu wszystkie organy wewnętrzne. Ból serca, blizn, mięśni, kości. Dzielnie to ukrywał. Miał nadzieję przeczekać to, skończyć rozmawiać z Kiarą, pójść gdzieś na wzgórze, może nad rzekę, położyć się i zasnąć.
Teraz wiedział, że nie wytrzyma. Nagły chłód, jakby Ateral dyszał mu za plecami. Mógłby przysiąc, że słyszał czyjść oddech. Czuł na sobie cudze spojrzenie. Bóg śmierci, czy obłęd starca?
Gdy tylko Apokalipsa zniknęła za jednym ze wzgórz, lecąc śpiesznie, łapy się od nim ugięły. Zupełnie, jakby przez ten cały czas wykorzystywał całą pozostałą mu siłę woli, by utrzymać się na łapach. W jednej chwili jakby cała ta siła z niego uleciała. Nikogo w pobliżu nie było, ale on poczuł na grzbiecie ogon Aterala. Silne uderzenie od góry, powalające go na glebę. Bóg milczał. Może go tu nie było? Może to było szaleństwo? Nathi nie wiedział. Nie zastanawiał się nad tym.
– Uch – jęknął przy nagłym kontakcie z podłożem. Pod siłą upadku jego szczęka się zamknęła, a drobne ząbki wbiły się w jęzor. Nie poczuł bólu, jedynie smak krwi, która to pociekła teraz śpieszną strużką po podbródku. Tuż obok tej zwierzęciej, żubrzej, po zjedzonym przed chwilą posiłku.
Przewrócił się bezwładnie na bok. Zakaszlał, zwracając w części spożyte mięso. Najwidoczniej organizm nie chciał go już przyjąć. Było za późno.
Kwas, który wypalił mu przed kilkoma księżycami dziurę na pośladku na nowo się odezwał, zasyczał. Jakby przez cały czas tam siedział, w skórze, w mięśniu, a teraz ulotnił się z parą. Czy to możliwe, czy znowu miał zwidy? A może to znów bóg śmierci się nim bawił?
– Aaach – zamknął ślepia i wygiął do tyłu kręgosłup i szyję. Bolało. Z trudem otworzył głeboko zapadnięte oczy. Całe przekrwione, dziwinie mocno pieczące. A przecież nic mu w nie nie dolegało.
Czy oby na pewno? W kwiecie jego wieku doszło między nim, a Dwuznaczną Aluzją do starcia. Niehonorowego, w którym Cienista złamała dane słowo i zaatakowała jego gardło. W innym pojedynku z nią zraniła go w ślepia i gdyby nie udana interwencja uzdrowiciela Słowo mógłby pozostać niewidomy przez dłuższy okres swojego życia.
Padł na niego cień. Świat na około niego był rozmazany przez łzy i zmrużone powieki, a jednak jedną postać widział wyraźnie. Stała tuż przed nim, jak żywa, jak realna. To ona zasłaniała mu światło. Czy była zjawą, czy jego wyobrażeniem, czy jeszcze żyła i postanowiła go odwiedzić – nie wiedział. To właśnie fioletowołuska samica, jego przeciwniczka, rywalka.
Nic nie mówiła. Uśmiechała się tylko. Szyderczo szczerzyła śnieżnobiałe kły. Nie ruszała się, nie oddychała, nie mówiła. Stała i patrzyła na jego półmartwe ciało, niczym złowroga rzeźba. Delektujący się widokiem śmierci padlinożerca.
Pierwsza z trzech par, które go nawiedziły. Zło i Prymitywność. Zło z Prymitywności i Prymitywność ze Zła. Po prostu. Bez celu, bez ambicji, bez pomysłu, bez sensu. Bez uczuć, bez honoru, bez szacunku, bez zastanowienia. Istota stworzona nie do życia, a do uniemożliwiania go innym. Może i byłaby cennym narzędziem do likwidowania innych szkodliwych jednostek, ale była zbyt nieokiełznana na stanięcie się narzędziem. Nie smok, a bestia. Smoki składały się ze zwierzęcych instynktów i zarazem inteligencji. Niekompletna. A jednak przeszkoda.
Aluzja była jedynie przedstawicielką całej takiej masy. Cienistych i Równinnych. Jednej z przeszkód do osiągnięcia ideału. To mu najbardziej przeszkadzało. Że jego przeszkoda nie uniemożliwia mu działania dlatego, bo nie chce, żeby plan się ziścił; uniemożliwia mu to, bo do tego jest stworzona. Do niszczenia. Im, Stwórcom, zawsze było trudniej.
Poczuł ból głowy. Magiczna siła naciskała na jego skronie coraz to mocniej i mocniej, rozsadzała go od wewnątrz. Ankaa zniknęła, a Nathi zamknął ślepia. Wtem cała kula ziemska przyspieszyła, kręcąc się z niebywałą prędkością. Starzec czuł, że aby się utrzymać, nie oderwać się od podłoża i nie wylecieć w przestrzeń kosmiczną, musi chwycić się gruntu pod stopami. Tak też zrobił, wbił pazury głęboko w błotnistą ziemię.
Deszcz się nasilił. Gdzieś w tle błysnął piorun, a jego złowrogie grzmienie dotarło do uszu drzewnego niespełna dwa uderzenia słabego serca później. Woda lunęła z ukosa niemal podwajając swoją siłę i uderzając niczym grad w bok leżącego.
– Woda znów zabierze ci Życie – usłyszał znajomy głos. Ból łba nie ustępował, a Nathi rozwarł delikatnie ślepia jakby starając się odnaleźć rozmówcę. Stał blisko. W przeciwieństwie do fioletowej wojowniczki poruszał się, oddychał. Miedzianołuski spoglądał na niego z wyższością. – Znów przegrałeś – szepnął Ciche Wody.
Przywódca Wody przedstawiał kolejną parę. Inteligencję i Przebiegłość. Chodzący fałsz. Aktora, który chciwie pragną władzy, a gdy już ją dostał udawał. Udawał całe życie dobrego, troskliwego opiekuna, przywódcę. A gdy wracał do ciężkim dniu do groty chichotał złowieszczo. W przeciwieństwie do pierwszej z par on był w pełni świadomy tego, co uczynił. Odrzucił większe dobro dla własnych celów, dla nakarmienia swojej próżnej, egoistycznej duszy.
Obraz czarodzieja rozpłynął się z deszczem. Nathi wypluł z pyska nadmiar wody. Poczuł, jak zapada się pod ziemię. Wszędzie naokoło było błoto. Umierał brudny i lepki, jak świnia. Maź ta po zetknięciu z wciąż jeszcze świeżymi ranami pobudziła je na nowo. Zaczęły piec, palić jak ogień. Mimo wody, mimo deszczu, Nathi się palił. Widział płomienie i własne, zwęglające się ciało.
Poczuł, jak między jego oczy uderza gęsta ciecz. W pierwszej chwili pomyślał, że to kolejne z milionów kropli deszczu, ale ta była zbyt duża i dziwnie ciepła. Czuł, jak spływa mu wzdłuż łuku brwiowego, znajdując w końcu wgłębienie w czaszce i powoli posuwająca się ku gałce ocznej. Wojownik uniósł łeb wyżej, starając się dostrzec, skąd owa substancja pochodzi.
Stał nad nim ten młody Ognisty. Kruczopióry? Nie był pewien. Zrozumiał, że właśnie w niego splunął, że tym była zagadkowa ciecz.
Młodość i Głupota. Nowe pokolenie kroczących przed siebie głupców. Pędzących z uniesionymi w górę łbami, pewnych siebie, dumnych i przekonanych o tym, że świat należy do nich. Czy nie widzą przepaści? Nie widzą. Przecież nie spoglądają w dół.
Kruczopióry nie rezprezentował tylko Kruczopiórego. Bez względu na to, co sobie myślał, takich jak on były dziesiątki. Jednakowych. Nie poznał go zbyt dobrze, ale nie musiał. Wiedział, z kim ma doczynienia. Zamiast niego mógł widzieć teraz jeden z wielu innych jednakowych, szarych pysków. To nie miało znaczenia. Byli wielogłową hydrą.
Zbuntowani, wielcy, ambitni i głupi. Zanim się obejrzą ich młodość przeminie, a oni wszyscy będą zdychać w błocie.
Zagrzmiał kolejny piorun, jeszcze bliżej, a Nathi jęknął z bólu, jakby starał się go przekrzyczeć. Już się nie palił. Teraz był zimny jak lód. Zaczął się trząść. Niemal nie czuł łap. Poruszył skrzydłem i szybko tego pożałował. Bół przebiegł przez całe ciało. Wszystkie rany, stare i nowe blizny pulsowały. Przekrzykiwały się. Słyszał setki wołających go głosów. Pysk wykręcił się w grymasie bólu. Smok załkał. Nie wytrzymał. Łzy poleciały. Gęsty potok. Chciał do ciepłej groty. Zapragnął świeżego mięsa. Nie. Nie. Nawet nie tego chciał. Zwyczajnie pragnął odejść. Umrzeć, ale nie w ten sposób. Położyć się na łące i zasnąć.
– Pomocy – wychrypiał. Słowo Prawdy, leżący w błocie, pełny ran, zakrwawiony i cały się trzęsący wołał o pomoc. Nieugięty pękł. Szkoda tylko, że nikt nie słyszał słabego starczego głosu wśród szumu wiatru i ulewy.
– Pomocy – powtórzył błagalnie. – Boli. Uzdrowiciela – załkał.
– Zdrajca – usłyszał.
– Kłamca – powiedział inny głos.
– Tyran.
– Manipulator.
– To nie wojownik.
– To nie smok.
Głosów przybywało. Słyszał kroki. Stukot wielu par łap. Ze wszystkich stron. Otaczały go. Szły po niego.
Pod łapami plątało się niewielkie białe pisklę. Jego brat, Tethi. Patrzyło teraz nienawistnie, otwierając paszczę pełną długich, gotowych do zabicia kłów. Milczało. Tylko patrzyło na swojego oprawcę, gotów do zemsty.
Niegdyś ciepłe, matczyne spojrzenie Mruczącej Łuski wyrażało dezaprobatę i zawód. Stojąca u jej boku młoda Nuta też nie patrzyła przychylnie.
Złudzenie Życia zawarczał gniewnie. "Nigdy się nie nauczysz, Nathi".
Zza białofutrego wyłonił się Oko Zmierzchu. Syknął z nienawiścią, gotów do ataku.
Cieniści szli razem, nieokiełznani, wyrywając się i szczerząc kły. Uśmiech Cienia, Dwuznaczna Aluzja, Spojrzenie Mroku, Pierwotny Instynkt, Koszmarny Kolec, Nieokiełznany Kolec, Szaleństwo Cieni, Czerwień Kaliny, Migotliwa Aura. Nieco z tyłu szła Łagodna Łuska, która miała w oczach jedynie żal.
Gałązka Jaśminu przekręciła łeb, jakby zastanawiając się, co o tym myśleć.
Jesień Bzów otoczona była Kaszmirowym i Oczywistym. Adepci, bo takimi ich zapamiętał Słowo, patrzyli po sobie, zerkając na mistrza z zawodem w oczach, ale i gniewem. Sama Jesień sprawiała wrażenie ledwo powstrzymującej się od wybiegnięcia przed wszystkich i zadania mu rany jako pierwsza.
Lodowym wzrokiem obrzucał go stojący obok Bezchmurne Niebo. Iskra Nadziei zdawała się przyjąć nastawienie partnera.
Gdzieś dalej zamajaczyli nawet Zwiastująca Łuska i Czerwony Kolec, jego niedoszli sojusznicy z czasów wczesnej młodości.
Płomień Pustyni nie wyglądała na świadomą wydarzenia, w którym brała udział, ale podążała za Runą Ognia, Pożeraczem Księżyca, Nadchodzącą Wichurą, czy wyrywającym do przodu Kruczopiórym. Z boku stał uśmiechnięty Jad Duszy, który najwyraźniej czerpał z marszu na Słowo rozrywkę.
Były też dwie Ogniste, z którymi Nathi kłócił się tak bardzo przed wojną z ich stadem, wiele księżyców temu. Niepamięć Świtu i Odmienna Łuska. Były zirytowane, jakby dyskusja dopiero co się skończyła. Jakby wojna miała się dopiero zacząć.
Z drugiej strony stała Woda. Jej przywódca, widziany już przed chwilą Ciche Wody. Tym razem bardziej powściągliwy, otoczony Bezkresną Galaktyką i Paraliżującą Łuską, tą młodą samicą, nowym pokoleniem stada, które nic jeszcze nie rozumiało, Zgniłą Łuską, a także Podszeptem Szaleństwa i stojącą u jego boku... Ulotne Wspomnienie, zwana później Zorzą Północy. Matką jego dzieci. Zdrajczynią, która nie zawahała się, by go wykorzystać. Przymknęła ślepia, jakby nie chciała na niego patrzeć lub jakby starała się skumulować maddarę do przeprowadzenia ataku.
Ich dzieci. Shiro, Noxlyn, Nixlun, Naxis. Wieczne Ukojenie spoglądał na ojca spod swojej kościanej maski ze smutkiem. Chór Światła pokręcił łbem wzdychając teatralnie.
Kiara, teraz Jeździec Apokalipsy, którą przecież przed chwilą widział miała w ślepiach ból. Zawiódł ją, nie podołał wyzwaniu, jakim było ojcostwo. Bez patrzył, jakby nieco zawiedziony faktem, że to tego żałosnego starca słuchał. Wrzos patrzyła niepewnie to na brata, to na ojca. Truskawka wychyliła się z grzbietu Kiary, marszcząc pyszczek.
Było ich dużo więcej. Setki. Nie wszystkich rozpoznawał z pysków. Niektórych znał tylko z widzenia. Niektórych był pewny, że nigdy nie widział.
Smoki oblazły go i zaczęły wyrywać kłami kawałki mięsa. Każdy wziął tylko jeden i odszedł. Nathi krzyczał z bólu. Niektórzy szarpali go czerpiąc przyjemność z zadawanego Nathiemu bólu, inni traktowali to jako przykry obowiązek, gryząc tylko odrobinę i szybko odchodząc.
Machnął ogonem rozbryzgując naokoło błoto. Wił się jak żmija schwytana przez węża i krzyczał, jakby wizja była realna i naprawdę rozrywano go na strzępy.
Płakał i ciężko dyszał, nie mogąc znieść bólu. Serce biło mu szybciej i szybciej. Ostatnie szare pisklaki obgryzły ostatnie kości i szybko pomknęły do rodziców. Nasycone ucztą smoki odeszły i zniknęły, rozpływając się w powietrzu.
– Choć – powiedział zmaterializowany znikąd Ateral. Nathi otworzył szeroko ślepia, a gdy oddech przyspieszył tak, że nie dało się szybciej, a bicie serca brzmiało jak stukot kopyt stada koni...
Piorun w tle.
I cisza.
Nic.
Żałował, że urodził się w świecie, w którym bóg musiał umrzeć w nędzy, a niegodne życia istoty mieszkały z całymi rodzinami w ciepłych grotach udając szczęśliwe. Były niczego nieświadome. Nie wiedziały, że właśnie odszedł smok idealny. Jedyny, który byłby w stanie zmienić ich życia na lepsze. Ten, którym wzgardzono. Jedyny smok o czystym sercu. Ostatni przedstawiciel stada Ziemi, które teraz oficjalnie można było uznać za nieistniejące.
Ciało starca przestało się poruszać. Powieki opadły. Klatka piersiowa już się nie podniosła. Ogon się uspokoił. Zwłoki coraz bardziej zagłębiały się w błoto.
To był koniec Słowa Prawdy.
Licznik słów: 2499
Po co kłamać, skoro wystarczy mówić prawdę,
by nam nie uwierzono?
Atuty:
Ostry wzrok – wszystkie testy percepcji na polowaniu oparte na danym zmyśle (wzrok) mają dodatkową kość.
Oporny magik – kiedy smok jest atakowany magią, atakujący ma dodatkowe +1 do ST.
Tancerz – raz na walkę smok ma 1 dodatkowy sukces do obrony fizycznej. Dodatkowo raz na miesiąc podczas modlitwy w świątyni otrzymuje dar od swojego patrona.
Wybraniec bogów – smok ma dodatkowy 1 sukces przy rzutach na dowolnie wybraną przez siebie akcję raz na pojedynek, misję czy polowanie.
Furia Niebios – przeciwnik smoka zostaje zraniony raną lekką przez jeden z naturalnych czynników (np. piorun). Można użyć raz na walkę/bitwę/polowanie (co 2 tygodnie w przypadku łowcy i uzdrowiciela na wyprawie).
Inne ujęcia Słowa: Z avatara By Płowy By Rudy By Uśmiech Cienia By Aluzja