Samotna Skała

Miejsce, gdzie stosunki, niegdyś przyjacielskie, pełne miłości, zmieniły się diametralnie. Teraz jest to teren, gdzie bezbronny, młody smok może czuć się najmniej bezpiecznie.
Cień Kruka
Dawna postać
Vanora Żywiołowa
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1593
Rejestracja: 06 lis 2016, 15:07
Stado: Umarli
Płeć: Samica
Księżyce: 35
Rasa: Skrajny
Partner: Khuran Mściwy

Post autor: Cień Kruka »

A: S: 1| W: 2| Z: 1| M: 4| P: 2| A: 1
U: B,L,P,A,O,MO,MP,Kż,Skr,Śl,M: 1| MA: 2
Atuty: Wytrwały; Szczęściarz; Nieugięty;

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Samica nie wydawała się w żaden sposób poruszona jej obecnością; fascynujące. Nie widziała w niej zagrożenia, ani ofiary... Więc co? Jej umysł tego nie zdradzał, zwłaszcza że Moc okazała się mieć i tutaj granicę.
Ucisk na skronie, silny, nieprzyjemny. Mimo prób nie mogła przebić się do tej części umysłu samicy, która odpowiadała za świadomość. Nie mogła jej schwycić, a każda próba zniszczenia bariery skutkowała falą bólu.
Rozluźniła lekko pętlę, czując, że jest podtrzymywana i z drugiej strony. Głębiej wejść nie mogła – chyba, że dopuszczona.
Kopiując to, co instynktownie czuła po drugiej stronie, wzniosła podobną barierę. Osłoniła jedynie tę część, która zawierała jej tożsamość; choć zbyt wiele tej tożsamości nie było. Tylko tyle, by przypadkiem tamta przez tą kruchą więź, która się między nimi utworzyła, nie przejęła kontroli nad umysłem Sześć.
Ledwie zdołała to zrobić, napłynęły obrazy.
Eliana. Nie numer, imię. Dowód siły, zasług. Obdarzona imieniem, zdolna do walki, przynależąca. Mająca wartość.
Alfa. Nieznane pojęcie tłumaczyła pośrednio wizja. Dominująca nad wieloma. Prowadząca stado. Stado, nie jednostkę. Duży sojusz, duże pomaganie. Czy więc też duże niebezpieczeństwo, do którego trzeba pomagania?
Cień. Duże pomaganie po ciemku. Dominująca Nad Wieloma tylko w nocy. Gdy światło, duże pomaganie śpi.
Lecząca. Bez sensu, bez logiki. Złamana łapa to słabość, krew, pożywienie. Leczenie niesie zagrożenie. Zdrowy silny, ranny słaby. Słaby smaczny. Zdrowy niebezpieczny.
Przez chwilę trawiła informacje. Pochłaniała nową wiedzę, zapamiętywała. Potem, z namysłem, przygotowywała własny przekaz.

Dużo smoków w rzędzie, wszystkie w wieku pisklęcym. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć. Sześć. Szósta z kolei. I wiele, wiele po niej. Sześć. I jej obraz, dla upewnienia.
Smoki z rzędu znikają. Ubywa ich, aż Sześć zostaje sama.
Smocze czaszki. Wiele smoczych czaszek, usypanych bezładnie w stos i na nim ona. Ostatnia.
I ostatnia wizja, tym razem dynamiczna. Kamienny kolec wbijający się w smoczą szyję. Ona ucztująca na świeżym mięsie. Księżyc i słońce u góry, obok siebie. Najsilniejsza. O każdej porze.


Wyraz jej pyska nie zmienił się. Nie drgnął ani jeden mięsień, gdy przesyłała trzy wizje, które jej zdaniem najlepiej opisywały to, kim była. Nie umiała przekazać dźwięków; znała ich zbyt niewiele. Jednak (przynajmniej jej zdaniem) dźwięki nie były potrzebne.

Licznik słów: 352
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek
#c3dada_#ffffff_#9b9aa1_#8eaaff
Żetony: 0x platyna, 0x złoto, 0x srebro, 0x brąz
MG miesiąca: grudzień, luty
Lisia Kita
Dawna postać
Eliana Wiatrołapa
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1377
Rejestracja: 01 mar 2015, 17:24
Stado: Umarli
Płeć: Samica
Księżyce: 44
Rasa: Skrajny
Opiekun: Szydercze Licho
Mistrz: Zaranna Iskra; Światłość Erycala
Partner: Tembr Ognia+

Post autor: Lisia Kita »

A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: B,L,Pł,A,O,W,Kż,MA,MO,Skr,Śl: 1| MO,MP: 2| Lecz: 3
Atuty: Ostry Wzrok; Szczęściarz; Skupiona
Czułam delikatne poruszenie w umyśle, na tyle na ile docierały do mnie przesyłane przez "więź" odczucia.
Wszak nie mogłam ich sama wyczytać, póki nie popłynęły przez mentalną linę. Zauważyłam jednak, że smoczyca obserwuje; uczy się. Dostrzegając w moim umyśle bariery, sama postawiła własne, co wyczułam, gdy próbowałam delikatnie wybadać granice, które mi wyznaczyła.
Ciekawe. Nawet bardzo.
Dlaczego odnosiłam wrażenie, że nie jest taka, jak reszta? Była nie tylko obca, ale i nie mogła pochodzić stąd. Dzika, nieokiełznana, niczym zwierzę.
Kiedy napłynęły obrazy, przyjmowałam je, chcąc zrozumieć. Patrzyłam cały czas na białofutrą, zwłaszcza w jej dziwaczne, ale piękne dwukolorowe ślepia. Było w nich coś niepokojącego, może dlatego, iż chociaż dostrzegałam cień inteligencji, w dużej mierze widziałam tylko czysty instynkt. Niezrozumienie.
Szósta... byłaś Szósta. Sześć, to twoje imię? – mruknęłam, myśląc jednocześnie, jakie to dziwne. Numer, miast imienia. Czy ktoś ą skrzywdził?
Ten stos czaszek i ona na nim. Jako ostatnia, ta która przezyła. Skojarzenie było proste. Na to ostatnie zas uśmiechnęłam się.
Przez więź chciałam sprostować to, co musiała źle odczytać.
Zasięgnęłam z jej obrazów. Słońce i księżyc u góry. Razem. W dole zaś grupa smoków, przypominająca cienie, na ich czele ja. Grupa. Cień. Silni o każdej porze. Nazwa; Cień. Grupa i Cień, jako imię.
Zaraz potem wyobraziłam sobie kolejne trzy grupy. Nad jedną płonął Ogień. Drugą grupę otaczał dźwięk kapiącej wody, deszczu, który zebrał się w kulę. Woda. Trzecia grupa zaś znajdowała się w otoczeniu lasu. Wokół nich spiętrzyła się Ziemia. A obok moja grupa, jako Cienie.
Czy zrozumie, iż chcę jej przekazać, że są cztery stada o innych nazwach? Nie byłam pewna. Nie miałam doświadczenia w porozumiewaniu się w ten sposób.
Mimo to, gdy przesyłałam jej każdy z tych obrazów, akcentowałam je słowami.
Ogień. Woda. Ziemia. Cień. Stada. – przerwałam następnie, mrugając powiekami, a poprzez więź przepłynęły uczucia ciekawości. Ale i zapytania, które zdawało się pytać: skąd jesteś?

Licznik słów: 309
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek
Tęcze nie rozświetlają nieba, dopóki nie pada deszcz,
a świece po prostu nie będą świecić dopóki się nie zapalą.

Obrazek
..Ostry wzrok dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na wzroku .

..Szczęściara 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w
wyprawie/misji/polowaniu łowcy/1 etapie leczenia.


..Skupiona -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół.


GŁOS POSTACI MOTYW MUZYCZNY KARTA KOMPANA

.......W:1 | Z:2 | P:2.......Śl,Skr:1 | A, O:2
Cień Kruka
Dawna postać
Vanora Żywiołowa
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1593
Rejestracja: 06 lis 2016, 15:07
Stado: Umarli
Płeć: Samica
Księżyce: 35
Rasa: Skrajny
Partner: Khuran Mściwy

Post autor: Cień Kruka »

A: S: 1| W: 2| Z: 1| M: 4| P: 2| A: 1
U: B,L,P,A,O,MO,MP,Kż,Skr,Śl,M: 1| MA: 2
Atuty: Wytrwały; Szczęściarz; Nieugięty;
Uszy samicy drgnęły lekko, gdy padła znajoma głoska. Sześć. Tak określała ją matka, tak ona sama siebie określała.
Ogon zamiótł lekko ziemię; nie ze zdenerwowania jednak, a z ekscytacji. Udało jej się nawiązać nić porozumienia z dziwną samicą Dominującą Nad Wieloma Elianą.
Może nawet jej nie zje? Byłoby szkoda, w każdym razie tak od razu. Przecież może ją zjeść później, następnym razem. I raczej w momencie, gdy ziemię oświeca Straszliwa Jasność, żeby Wielu nie próbowało zjeść jej.

– Sześć, Sześć – powtórzyła.
Znać było po głosie, że nie była przyzwyczajona do wymawiania głosek. Wyraźnie jednak znała to słowo; odbijało się echem od przykurzonych już wspomnień z pisklęcych dni, przywodziło na myśl czasy gdy Matka zjawiała się regularnie, a szansa na otrzymanie imienia była realna, osiągalna.
Wyczuwając drganie więzi, która połączyła ich umysły, samica przymknęła lekko ślepia, skupiając się na obrazach.
Cztery sojusze. Cztery razy Wielu. Wielu po ciemku, ale też za dnia. Wielu jak pada. Wielu jak ciepło. I Wielu jak rosną drzewa. Cztery wielkie pomagania, cztery wielkie zagrożenia.
I ciekawość, ciekawość Dominującej Nad Wieloma.

– Eeń. – podjęła marną dosyć próbę powtórzenia jednego z dźwięków, tego, który Eliana przyporządkowała do Wielu, nad którymi Dominowała.
Otworzyła ślepia, sięgając do Źródła. Tym razem nie tworzyła metafor. Postawiła na dosłowność, chcąc zaspokoić ciekawość samicy. Lokalizacja dawnej kryjówki nie miała już znaczenia – przecież jedzenie się skończyło, Sześć nie zamierzała tam wracać.

Bieg, długi bieg na południe, wciąż na południe. Porzucony obóz. Wszyscy odeszli. Brak woni, śnieg skrył ślady. Martwa pustka, ani śladu życia dookoła. Wejście do jaskini, na śniegu świeże ślady. Jeden komplet łap, jej własny. Zakręt korytarza, większa komora. Sterta kości, smoczych, pisklęcych kości, ogryzionych do czysta. Kąt jaskini, kawałek w miarę płaskiego podłoża. Strzęp bliżej nieokreślonej skóry, silny zapach Numeru Szóstego. Legowisko.

Jej ogon lekko zamiótł śnieg, ponownie. Na pysku odmalował się namysł. Mogła zapytać o cokolwiek, o wszystko, lub o nic. Lecz jak wybrać z potoku informacji te kluczowe? Jak zdecydować, które informacje musi zdobyć teraz, a które ma szanse uzupełnić później?

Przywołała obraz Wielu, otaczających Elianę. Tuż obok nich postawiła Wielu w lesie. W wizji kazała jednemu Stadu Wielu zaatakować i pożreć drugie Stado Wielu, do ostatniego kawałeczka mięsa. Następnie do wizji dołączyła uczucie ciekawości. Czy właśnie dlatego Wielu było razem Stadem? Żeby zjeść innych Wielu?

Licznik słów: 378
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek
#c3dada_#ffffff_#9b9aa1_#8eaaff
Żetony: 0x platyna, 0x złoto, 0x srebro, 0x brąz
MG miesiąca: grudzień, luty
Lisia Kita
Dawna postać
Eliana Wiatrołapa
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1377
Rejestracja: 01 mar 2015, 17:24
Stado: Umarli
Płeć: Samica
Księżyce: 44
Rasa: Skrajny
Opiekun: Szydercze Licho
Mistrz: Zaranna Iskra; Światłość Erycala
Partner: Tembr Ognia+

Post autor: Lisia Kita »

A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: B,L,Pł,A,O,W,Kż,MA,MO,Skr,Śl: 1| MO,MP: 2| Lecz: 3
Atuty: Ostry Wzrok; Szczęściarz; Skupiona
Zastrzygłam uszami w kierunku smoczycy, kiedy pobudziłam jej ekscytację. Wymówiła swoje imię, potwierdzając tym samym moje domysły. Jednak zastanawiałam się w jakimś świecie musiała żyć, gdzie nie było słów, nie było porozumieniać, a za to były numery oraz dziki instynkt, bez rozwijania się w społeczność. Gdzie smok pożerał smoka.
Wzdrygnęłam się wewnętrznie na tą myśl, jednocześnie współczując gładkobokiej smoczycy. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że z czegoś ją ograbiono, ale czy kiedyś zrozumie, że może żyć inaczej?
Pozwoliłam jej przekazom przypływać przez mój umysł. Na wpół przymknęłam powieki, chłonąc wrażenia, które do mnie docierały. Chłód, pustka, cisza. Sterta kości, zapach Sześć.
A potem wizja walczących stad, ciekawość.
Zamrugałam powiekami, błyskając jarzącą się czerwienią mocy mieniącą się w moich ślepiach. To pytanie było podchwytliwe, bo miało w sobie spore ziarnko prawdy, chociaż pierwotnie nie o to chodziło, prawda?
Przesłałam zatem kolejne obrazy:

Cztery stada. Każde na innym płacie terenu. Po środku Cień. Zapachy idące liniami, oddzielające granice stad. Cały teren zaś otoczył okrąg mieniącej się mocy. Za nimi pojawiły się bezskrzydłe bestie, drapiące w zasłonę. Walczące między sobą i próbujące dostać się do środka.
Cztery stada kryjące się przed Wielkim Zagrożeniem. A następnie Wielki skalny Gigan idący w kierunku terenu, gdzie znajdowali się członkowie wszystkich Stad.


Przerwałam na chwilę przekaz, bo i nie wiedziałam, co było dalej. Odetchnęłam, patrząc w lico białofutrej.

Cztery stada o różnych temperamentach. Woda, spokojni, zdystansowani. Ziemia chadzająca między drzewami, podziwiająca parkę jeleni, sądzący nowe młode drzewka. Ogień, temperamentny, walczący. I Cień przemykający na skraju, obserwujący pozostałych.
Wizja zmieniła się. Nagle pojawiła się w niej sylwetka Sześć, jak podchodzi do Cienistych i sama staje się Cieniem. Ciekawość, czy chcesz być jedną z nas? Uczucie przynależności i bezpieczeństwa. Reszta cieni odgradzająca Sześć od watahy wilków. Sześć jedząca powalonego żubra. Sześć w otoczeniu Cieni. Bezpieczna.


Przekrzywiłam głowę na bok.
Chcesz być cieniem?

Licznik słów: 304
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek
Tęcze nie rozświetlają nieba, dopóki nie pada deszcz,
a świece po prostu nie będą świecić dopóki się nie zapalą.

Obrazek
..Ostry wzrok dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na wzroku .

..Szczęściara 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w
wyprawie/misji/polowaniu łowcy/1 etapie leczenia.


..Skupiona -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół.


GŁOS POSTACI MOTYW MUZYCZNY KARTA KOMPANA

.......W:1 | Z:2 | P:2.......Śl,Skr:1 | A, O:2
Cień Kruka
Dawna postać
Vanora Żywiołowa
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1593
Rejestracja: 06 lis 2016, 15:07
Stado: Umarli
Płeć: Samica
Księżyce: 35
Rasa: Skrajny
Partner: Khuran Mściwy

Post autor: Cień Kruka »

A: S: 1| W: 2| Z: 1| M: 4| P: 2| A: 1
U: B,L,P,A,O,MO,MP,Kż,Skr,Śl,M: 1| MA: 2
Atuty: Wytrwały; Szczęściarz; Nieugięty;
Również zastrzygła uszami, odtwarzając wiernie gest Dominującej Nad Wieloma, czytając w nim (lub też pragnąc czytać) bliźniacze zadowolenie z nawiązania komunikacji. Nie mogła przeoczyć faktu, że choć obie należały do tego samego gatunku, różniło je więcej, niż łączyło. Ten obcy, regularnie zalewany promieniami słonecznymi świat znacznie się różnił od jaskini, w której spędziła większość życia. Nie umiała ocenić, czy to dobry, czy zły znak.
Otworzyła umysł na kolejną porcję wizji, badając z zaciekawieniem i ekscytacją każdy przepływający przez jej świadomość obraz, każde uczucie.
Wielkie Zagrożenie. To umiała zrozumieć, wszak jej życie zależało od walki z większymi i mniejszymi zagrożeniami. I cztery stada, cztery razy po Wielu. Razem może zdolni pokonać Wielkie Zagrożenie, odgrodzone Mocą. A jednak siedzący w swoich kątach obszaru otoczonego Mocą, osobno. Nie walczący ze sobą, jedynie tworzący linię zapachem: mający dużo mięsa? Dość wiele, by nie było potrzeby zjadać pozostałych Wielu?
Wielkie Kamienne Zło. Może dlatego Wielu nie zjadało się nawzajem. Może czekali na Wielkie Kamienne Zło, całkiem rozsądnie odkładając zjadanie się nawzajem na później?
Zauważyła spojrzenie Dominującej Nad Wieloma Eliany w przerwie między wizjami. Nie była pewna, co może oznaczać, nim przez jej umysł nie przepłynęły kolejne obrazy.
Cztery razy Wielu, każde stado z innym temperamentem. To tłumaczyło, dlaczego nie żyli razem; sojusze zwykle tworzyły się tam, gdzie podobieństwa. Sześć rozumiała o dziwo całkiem sporo, dopasowując nowe informacje do już posiadanych, po smoczemu inteligentna, choć nie posiadająca dość wiedzy, by ta przeważyła nad instynktem.
Zmiana wizji. Propozycja... Kusząca propozycja, choć zawierająca czynniki obce, to jasna w swym przekazie.
Sześć długo siedziała w bezruchu. Trawiła nowe dane, rozważała. Nawet ona rozumiała, że taka oferta nie jest czymś bez znaczenia. Bezpieczeństwo, pożywienie... To było ważne, a Dominująca Nad Wieloma oferowała jej to i mogła zapewnić.
Ale... Sześć po raz pierwszy od wielu księżyców musiała myśleć nieco szerzej.
Sięgnęła do Źródła jakby z wahaniem, niepewna jak Eliana zareaguje na odpowiedź.

Dwa smoki, leżące obok siebie; biały i czarny. Ona i samiec. Bezpieczeństwo. Samiec, większy, pokryty mocną łuską, o kolczastym grzebieniu na grzbiecie, szarobłękitnych oczach i niebieskich końcach skrzydeł. Uczucie zaufania, przynależności, przywiązania. Zapach samca, taki, jakim go poczuła po raz pierwszy; przesiąknięty ziołami i krwią.

Spojrzała badawczo na Dominującą Nad Wieloma Elianę. Należała już... A choć nie było ich wielu, starała się w wizji pokazać, jak bliski jest jej czarny samiec.
Nie miała pojęcia, że Eliana zna jej samca doskonale.
Tknięta nagłą myślą, ponownie sięgnęła do Źródła, by pokazać kolejny obraz.

Znów dwa smoki, czarny i biały, ona i samiec. Naprzeciwko nich Cień. W wizji smocza para podeszła do stada i zmieniła się w Cienie. Ciekawość. Nie jestem sama. Przyjmiecie więcej smoków?


Czekała na odpowiedź, nerwowo zamiatając śnieg końcem ogona. Czy dla nich dwojga znajdzie się dość miejsca i tego dziwnego, nieznanego mięsa?

Licznik słów: 454
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek
#c3dada_#ffffff_#9b9aa1_#8eaaff
Żetony: 0x platyna, 0x złoto, 0x srebro, 0x brąz
MG miesiąca: grudzień, luty
Lisia Kita
Dawna postać
Eliana Wiatrołapa
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1377
Rejestracja: 01 mar 2015, 17:24
Stado: Umarli
Płeć: Samica
Księżyce: 44
Rasa: Skrajny
Opiekun: Szydercze Licho
Mistrz: Zaranna Iskra; Światłość Erycala
Partner: Tembr Ognia+

Post autor: Lisia Kita »

A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: B,L,Pł,A,O,W,Kż,MA,MO,Skr,Śl: 1| MO,MP: 2| Lecz: 3
Atuty: Ostry Wzrok; Szczęściarz; Skupiona
Stałam na tej nieszczęsnej skale czując, jak mroźny wiatr owiewa moje ciało. Podmuchy świszczały w szczelinach skał, zawodząc, niczym dusze potępieńców. Mgliste obłoki zasnuwały nasze pyski. Wokół zapadła ciemność późnego wieczora, a niebo przesłoniła dodatkowa warstwa chmur, która nie dopuszczała najmniejszego światła oczu przodków, a co dopiero sierpu księżyca. Biały puch wirował między nami, osiadając na naszych ciałach.
Szelest błon rozbrzmiał w moich uszach, gdy poprawiłam ułożenie skrzydeł po bokach, przesuwając torbę ozdobiona mieniącymi się zielenią oraz niebieskim piórami harpii. Wewnątrz zaszemrały przygniecione wonne zioła, których zapach uleciał przez klapę.
Widziałam, jak smoczyca się namyśla, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z inteligentnym osobnikiem swojej rasy, po prostu nieobytym z normami społecznymi.
Musiała wychować się w zdziczałej grupie, nie chciałam nawet myśleć, że mogła być ofiarą jakiejś wynaturzonej hodowli, wszak wiedziałam, co dwunogi potrafiły czynić z podobnymi mi. Przygarnęłam Retha, którego matkę zabili ludzie.
Odetchnęłam, gdy w mojej głowie znowu rozbłysły obrazy. Sylwetka Sześć i...
Khuran?!
Nawet nie wiedziałam, że moje zdumienie przepłynęło przez łączącą nas magiczną więź.
Kurna, ty szczwany lisie! Pomyślałam, kręcąc w rozbawieniu głową.
Myśl, że mój brat znalazł sobie... kim właściwe Sześc dla niego była? Jeżeli dobrze interpretowałam, to kimś w rodzaju partnerki. Ta myśl była nieco konfundująca, a jednak cieszyłam się w głębi serca, że mój brat znalazł kogoś z kim może dzielić życie. Tym bardziej pragnęłam, aby gładkoboka zasiliła szeregi mojego stada, nie chciałam, aby Khurana rozdzielało coś z partnerką, tak jak mnie rodzielało Stado z Juglanem.


Stos zwierzęcych skór. Legowisko. A na nim kilka smoczych jaj, lśniących w półmroku jaskini podpieranej skalnymi kolumnami. Z pierwszego piaskowego jaja, które rozpękło się w mak, wyszła malutka złota samica. Ja. Z drugiego popielatego zaś wypadł ciemny samczyk o błękitnych oczach. Idealna, chociaż malutka, kopia samca, którego przedstawiła Sześć. Brat. Rodzina.
Zaraz potem obraz się przekształcił. Znowu widniałam w nim ja na tle reszty Cieni. U mojego boku, chociaż nieco dalej, stał czarny samiec z niebieskimi znaczeniami. Khuran. Drugi po mnie. Zastępca. Brat.


Miałam nadzieję, że Sześć zrozumie ten przekaz. To, że Khuran jest już Cieniem, a zatem nie musi się o niego martwić.
Khuran jest moim bratem. Moim Zastępcą, Sześć. – przemówiłam dodatkowo licząc, że jeżeli smoczyca będzie dostatecznie czesto słuchała słów popieranych magicznymi obrazami, oswoi je na tyle, aby chociaż podstawowo władać naszym językiem – opanuje go. Była mądra, mogła się tego nauczyć, a tym samym jej egzystowanie w Stadzie powinno być nieco łatwiejsze w przyszłości.

Licznik słów: 405
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek
Tęcze nie rozświetlają nieba, dopóki nie pada deszcz,
a świece po prostu nie będą świecić dopóki się nie zapalą.

Obrazek
..Ostry wzrok dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na wzroku .

..Szczęściara 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w
wyprawie/misji/polowaniu łowcy/1 etapie leczenia.


..Skupiona -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół.


GŁOS POSTACI MOTYW MUZYCZNY KARTA KOMPANA

.......W:1 | Z:2 | P:2.......Śl,Skr:1 | A, O:2
Cień Kruka
Dawna postać
Vanora Żywiołowa
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1593
Rejestracja: 06 lis 2016, 15:07
Stado: Umarli
Płeć: Samica
Księżyce: 35
Rasa: Skrajny
Partner: Khuran Mściwy

Post autor: Cień Kruka »

A: S: 1| W: 2| Z: 1| M: 4| P: 2| A: 1
U: B,L,P,A,O,MO,MP,Kż,Skr,Śl,M: 1| MA: 2
Atuty: Wytrwały; Szczęściarz; Nieugięty;
Sześć poruszyła lekko nosdrzami, łapiąc zapach ziół. Wydał jej się ciekawy; przypominał nieco woń czarnego samca, choć nie do końca. Tamten też pachniał ziołami, jednak raczej palonymi, niż świeżymi. Widząc niespokojny ruch Dominującej Nad Wieloma Eliany, zasiliła większą ilością Mocy twór, który ją ogrzewał, robiąc kilka ostrożnych kroków w stronę samicy, by również ją objęło przyjemne ciepło.
Gdyby ktoś ją spytał, czemu to robi, nie umiałaby zapewne odpowiedzieć. Nawet, gdyby umiała tworzyć skomplikowane wypowiedzi. Z jakiegoś powodu czuła, że komfort Dominującej Nad Wieloma ma znaczenie. I zapewne w swoim czasie zdoła uzasadnić jakoś, dlaczego tak uważała; nawet z tak niewielką wiedzą była zdolna do analizy swoich zachowań. Póki co jednak po prostu działała. Eliana mogła poczuć przyjemne ciepło, przenikające jej łuski, a swoje źródło mające w drganiach Mocy otaczających Sześć.
Czując zdumienie Dominującej Nad wieloma, położyła uszy płasko na łbie. Doświadczenie szeptało jej, że odczuwanie zdumienia łączy się z nowościami, te zaś często bywają zagrożeniem. Jednak... Co mogło zdumieć złotą samicę? Fakt, że Sześć nie była zupełnie sama? Istnienie czarnego samca, który już na pierwszy rzut oka wyglądał na sprawniejszego, groźniejszego?
Nie spuszczała dwubarwnych ślepi z pyska Dominującej Nad Wieloma, niewiele pojmując z zakresu smoczej mimiki, licząc jednak, że jakimś gestem zdradzi swoje ustosunkowanie do sytuacji. Jeśli będzie trzeba, Sześć gotowa była walczyć o swojego samca.
A potem napłynęły obrazy, zostawiając po sobie równie wiele pytań, jak odpowiedzi. Pierwsza część wizji wydała się białej samicy niezrozumiała, skłoniła do lekkiego przechylenia łba w lewo. Sugerowała informację nową, sprzeczną z posiadaną! Smoki przecież nie wykluwały się z jajek; jajka służyły do jedzenia. Smoki wpadały z ogólnie rozumianego Zewnątrz, brały się ze światła i były wrzucane w ciemność przez samicę nazywającą się Matką. Zjadła w ciągu życia kilka jajek i w żadnym nie było smoka...
Druga część była bardziej przejrzysta. Jej czarny samiec również Dominował Nad Wieloma, ale Eliana dominowała nad nim. I on również posiadał imię... Był bardzo wartościowym smokiem, silnym, mającym znaczenie, więc nie powinno jej to dziwić, jednak budziło słabe, kłujące niczym drzazga w łapie, uczucie zazdrości. Czy i jej uda się kiedyś zasłużyć na imię? Jak miałaby to zrobić, skoro Matka przepadła? Może Wielu Zwanych Cieniem miało własną Matkę?
Tak wiele pytań, które chciałaby zadać... Lecz najpierw należało udzielić odpowiedzi. W końcu na to czekała Dominująca Nad Wieloma, prawda?
Przełknęła ślinę, starając się sformułować wyjątkowo długą jak na nią wypowiedź. Wydawało jej się, że taka forma, bardziej skomplikowana, przypadnie do gustu Elianie.

– Sześć esz eeń. Esz Khhh. – powiedziała, unosząc ostrożnie uszy, spoglądając wyczekująco na złotołuską samicę.
Nim zaleje ją pytaniami i kolejnymi wizjami, chciała zobaczyć jej reakcję. W końcu, jak by nie patrzeć, sprawa była dużo poważniejsza od ostatecznego rozstrzygnięcia pochodzenia smoków, czy nawet od imienia.

Licznik słów: 449
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek
#c3dada_#ffffff_#9b9aa1_#8eaaff
Żetony: 0x platyna, 0x złoto, 0x srebro, 0x brąz
MG miesiąca: grudzień, luty
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »

A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Tealeen była z pewnością przeszczęśliwa z wyjścia ojca. Lód spodziewał się zastać po powrocie wszystko w stanie niemal idealnym… poza roztarciem kurzu lub drobnym kamyczku pozostawionymi celowo tuż przy krawędzi naczyń z odczynnikami. Poza kilkoma nowymi gwiazdami na pierścieniu wokół wielkiego wahadła, oczywiście domalowanymi bez jego zatrzymania. Poza…
  Na szczęście przygotował jej kilka zagadek zapisanych na ścianie, co tak uwielbiała i celowo dobrał substancje, które pozostały w zasięgu pisklęcia. Pewnie nawet nie zastanie jej w grocie pod koniec, czego nieszczególnie się obawiał. Młódka znała granice bezpieczeństwa, a granatowołuski byłby skończonym hipokrytą, gdyby zakazywał wędrówek swemu pisklęciu. Przecież będąc w jej wieku spływał sobie Naksarą i Tyralem na Tereny Wspólne, wprost przez tereny Cienia.
  Zaś dwa księżyce później poznał Dar Tdary. Wspinając się z pokaźnym ładunkiem na szczyt Samotnej Skały miał faktyczną nadzieję, że wężowy odpowie na jego prośbę. Ich ostatnie spotkania zaczynały przybierać nieco inny wydźwięk. Szponem w arterię była ze wszech miar, i obiektywnie dla wszystkich żałosna historia spadającego meteorytu i gnoma Kjella. Czy to jakaś cicha rywalizacja, która urosła pomiędzy nimi, choć wprost żaden z naukowców nie przyznawał się do niej, czy może to Dar zapominał się, że spotyka od dawna dojrzałego smoka a nie małego Kobalta? Może jeszcze jakaś przyczyna tkwiła u samego Remedium, której teraz nie potrafił sprecyzować?
  Dociągnął ostatni węzeł, sprawdził raz jeszcze całe rzemienno-roślinne olinowanie i zepchnął drewnianą platformę w dół, nawet nie spoglądając, jak ta spada. Doskonale wiedział w końcu, że zatrzyma się tuż ponad ziemią, na niewielkim wypłaszczeniu pomiędzy kamiennymi kolcami. I że nikogo tam obecnie nie ma. Pośrodku od razu rozpalił ognisko, kolejną konstrukcją poszerzył nieco przestrzeń na szczycie Samotnej Skały i bez obaw stanął na drewnianych żerdziach sterczących nad przepaścią. Obok ogniska leżała miska, bynajmniej nie pusta- niepozorne naczynie z czerwonawej gliny, z pokaźnym rubinem w środku połyskującym, jak mniemał, smakowicie dla żywiołaka.
  Już dawno temu miał ochotę powitać w ten sposób Lothrica, tym razem był w tym jeszcze dodatkowy cel. Otóż miska była przez Uzdrowiciela wypalana długo i starannie, w niesamowicie wysokiej temperaturze. Bodaj całe tereny Wody i część wspólnych przekopane w poszukiwaniu tej charakterystycznej, metalicznej gliny, dodatek pyłu ze smoczej kości, piec stworzony z maddary i doskonalony przez księżyce. Przyszedł czas na test ostateczny, czyli głód ognistego muflona.
  Na starej, połatanej po wielokroć torbie już rozłożyły się pokotem cztery mieszki z różnymi herbatami. Jedna z nich dojrzewała pod kamienną prasą od czasu gdy Ziemny zasugerował fermentację naparów i efekt wywarty na korzennej mieszance był wspaniały. Mocny, torfowy, łyskał ciężkimi barwami ostatnich promieni Złotej Twarzy, niczym słońce umierające w naczyniu. A jednak ostatnią gamą w posmaku była jakaś zamaskowana wcześniej słodycz. Ta herbata niemal uosabiała wężowego Uzdrowiciela. Druga fermentowała podobnie długo, lecz pośród liści bogatej mieszanki ziół, pośród których dominowała mięta i ostre ziarna pieprzowe, pod ciężarem jagody wpuszczały swe soki. Trzecia była ostatnim zapasem herbaty z pory Liściastych Dywanów, opartą o kandyzowany miodem czarny bez. Ostatni mieszek krył w sobie mocno pachnące cytrusami liście, dające niemal przeźroczysty wodnisty napar. Nic bardziej mylnego, gdyż ten był prawdziwie ostry, kwaśny a nawet słony, co było zasługą krótkotrwałego kwaśnięcia w morskiej wodzie. Kobalt nie poznał dotychczas przyczyny tego zjawiska, ale rzeczona mieszanka momentalnie potrafiła wyciągnąć smoka z najgorszego marazmu psychicznego. Poza tym, na swój sposób była smaczna. Duże naczynie wypełniło się wodą wyciągniętą ze skały, i czysta ciecz o mineralnym posmaku już oczekiwała tylko na rozpalenie pod nią ognia, napełnienie jednej z paru czarek i przemianę w napar.
  To wszystko było jednak tylko dodatkiem. Mieli z Darem ważniejsze kwestie do załatwienia niż miska czy herbaty, jakkolwiek ważne by to nie były zagadnienia. Bledły one przy powadze głównej kwestii, nic zaś nie sprzyjało tak dobrze tego typu sprawom, jak cofnięcie się na grunt pewników w ich znajomości. Wspomnienie otoczonej maddarą łapy Uzdrowiciela chwytającej we wzajemnym uścisku przedramię granatowego podrostka; pamiętał je doskonale- od samego pewnego gestu, przez głębokie zadowolenie z poznania kogoś tak wartościowego, po uczucie potencjału drzemiącego we współpracy ich dwójki. Wydaje się, że nieważne, które z nich pierwsze by się narodziło ani ile księżyców by ich dzieliło, na swój sposób Kobalt i Yisheng byli zbyt podobni, by na siebie nie trafić. Ot, choćby ze względu na okazjonalnie malownicze konsekwencje nieudanych eksperymentów.
  Sięgając po tą świadomość Lód splótł przekaz właściwy temu, jak ich spotkania wyglądać powinny i niejednokrotnie wyglądały: poważne spojrzenia, chłodne głosy, a pod tym wszystkim nieco więcej alegorii w słowach, półuśmiechy i pomocne łapy, nie tylko w badaniach. ~ Darze, świat pozostawił mnie z jedynym słusznym wyborem Mistrza. I jest tylko jeden smok, który mógłby dokończyć podstawy mojej nauki. ~ oboje wiedzieli, że leczenie jest tematem, który nigdy nie będzie miał końca. Nie raz temat ten wracał w ich dyskusjach, gdy rozważali rozwój chorób w czasie, odporność dzisiejszych smoków na zarazy, których nie uświadczyli od pokoleń. W przekazie zawarte było miejsce, informacja o czekającej na wężowego platformie z przeciwwagą prowadzącą na szczyt Skały oraz pewna doza.. troski. Bowiem pamiętał zgorzknienie starego druha. Muflon zaś zobaczył rubin. I dwa inne kamienie szlachetne czekające jako wyprawka na drogę.
  Lód zaś, swoim zwyczajem, zamiast przysiąść stał ciągle w gotowości- doskonale widoczna z daleka sylwetka tkwiła z pochylonym łbem, kreśląc szponem na kamieniu jakieś runy i wzory geometryczne, w których dowodów rozmaitych twierdzeń doszukiwać się mógł poza nim tylko jeden smok.

Licznik słów: 868
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Dar Tdary
Dawna postać
Nie lubi Cię
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1591
Rejestracja: 09 wrz 2016, 16:57
Stado: Ziemi
Płeć: Samiec
Księżyce: 104
Rasa: Skrajny
Mistrz: Feeria

Post autor: Dar Tdary »

A: S: 3| W: 3| Z: 4| M: 5| P: 3| A: 2
U: B,A,O,W,Śl,Skr,Kż,M: 1 | Pł,MP,MO: 2 | MA: 3
Atuty: Ostry węch, Szczęściarz, Mistyk, Wybraniec bogów, Opiekun
-Szlag mnie za chwilę trafi, ile razy mogę prosić by...
chrypiący głos samca potoczył się po względnie pustej grocie. Długie cienie tańczące na ciemnych ścianach od licznych pochodni, szumiący cichutko błękitny strumyk, stara brązowa wierzba, ani nawet trzaskający ogniem muflon nie zwrócili uwagi na poirytowane odgłosy jakie wydawał z siebie smok. Ostatnimi czasy Dar coraz częściej prowadził ze sobą dywagacje na temat różnych spraw. Spalone zioła, wybuchy, brak na niebie tej małej czerwonej gwiazdy która przecież jeszcze niedawno na nieboskłonie była... sporo było rzeczy o które mógł mieć pretensje. Pretensje do siebie i całego świata. Lothric przywykł już do tych wybuchów, z resztą sam je pochwalał. Natura ognia miała przecież w sobie wiele emocji i wybuchy były tylko jedną z nich. Czyżby więź aż tak mocno wpływała na oba stworzenia? Muflon na pewno czuł się silniejszy przy Darze, bardziej się starał i wiedział, że ma dla kogo żyć. Uzdrowiciel z kolei... otrzymał dzięki swoim własnym staraniom coś co mogło służyć za rodzinę, kogoś bliskiego. Kogoś kto rozumiał go bez słów.
Umysł Remedium dotknął ich obu.. Dar zatrzymał się w pół nerwowego kroku po jaskini z kolei Lothric uniósł rogaty łeb ku górze.
-Wiem co mu obiecałem, a ja słowa nie rzucam na wiatr.
warknął ni to do siebie ni to do ognia. Muflon uśmiechnął się i przeciągnął z cichym jękiem. Czas w drogę! Samiec nie omieszkał rzecz jasna wziąć ze sobą paru nieodłącznych rzeczy. Torba z dzika zapełniła się mieszankami ziół, fajkami oraz szkicami jakie zrobił podczas badania "groty" meteorytowego gnoma. Spojrzał również na dwa meteoryty której nadal spoczywały w jego kolekcji. Westchnął ciężko, ale nie wziął ich ze sobą. Miski, tłuczki, a nawet marynowane korzonki trafiły do ciemnej sakwy. Lothric uderzył racicą w ziemię i ruszyli.
W trakcie drogi fajka którą otrzymał od swego młodziutkiego jeszcze wtedy ucznia wsunęła mu się do pyska. Zioła, płomyk z grzywy muflona, wszystko to również przylewitowało do samca... maddara miała swoje plusy. Mocny dym suszonych korzeni wypełnił powietrze wokół uzdrowiciela i takim sposobem znaleźli się przygotowanej kładce.
Remedium najpierw poczuł dym dopiero później ujrzał znajomy granatowy łeb mistrza. Zaczerwienione ślepia, chyba tylko to zdradzało iż coś było na rzeczy. Z kolei muflon jak to zwykle miał w zwyczaju zabeczał dumnie i wypuścił dym z nozdrzy. Podszedł do Remedium i swoim nienaturalnie ciepłym ciałem otarł się o ramię samca. Tyle jeśli chodzi o powitania bo przecież czekała go uczta! Do kroćset turzych odchodów, jeszcze nigdy nikt nie wyprawił mu takiej niespodzianki! Podbiegł do rubinu i zaczął go lizać niczym kopytne zaintrygowane kawałkiem soli.
Dar skinął powoli łbem i skrzywił się lekko.
-Rozumiem, że naukę chcesz zacząć od pozbycia się "tego".
obaj chyba doskonale wiedzieli o cóż mogło chodzić. Odłażąca łuska nie była wcale w tak złym stanie jak u większości smoków. Remedium mimo wszystko wiedział jak o siebie zadbać, ale leczenie samego siebie maddarą? To już przechodziło umiejętności niejednego uzdrowiciela.
-Najpierw zaraza potem reszta.
rzucił pod nosem, a kolejny kłąb dymu opuścił jego pysk. Bez słowa zrzucił swoją torbę na ziemię i wyciągnął zeń dwie gałązki lawendy. Później się rozliczą... czarna, połyskująca miska przyjęła do swego wnętrza chłodną wodę z bukłaku. Ogień na ognisku był jak znalazł i nie trzeba było kłopotać muflona zajętego oblizywaniem rubinu. Miska zawisła na płomieniami i czekała tam, aż powierzchnia cieczy nie zacznie bulgotać. Samiec za pomocą maddary przywołał ugotowaną wodę do siebie i wrzucił doń gałązki lawendy. Przykrył naczynie płaskim, obsydianowym kamieniem i zaczekał chwilę podczas której obejrzał kilka miejsc do których Remedium nie miał jak się dostać. Granatowołuski sam mógł już sięgnąć po lekarstwo kiedy to Dar dotknął jego ramienia. Znajoma maddara wpłynęła bez przeszkód do ciała smoka i zaczęła proces leczenia. Wszelkie ogniska choroby zostały odnalezione i zniszczone. Organizm oczyszczony, a łuska zaczęła powoli swoją regenerację zastępując tą uszkodzoną chorobą. Doprawdy podstawy uzdrowicielstwa.
Dzięki temu jednak mogli przejść do innych tematów.

Licznik słów: 635
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek

# Ostry węch #
Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
# Szczęściarz #
Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na 2 tygodnie
# Mistyk #
+1 sukces do ataku magicznego raz na walkę
# Wybraniec bogów #
+1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji
# Opiekun #
-2 ST dla kompana

~ Lothric (80ks) R.I.P. Best friend forever~

Naładowany Kryształ Ideału/ Gladiatora


Głos Daru || Muzyka Daru | złoty dublon 03.19, srebrny 06.19, 07.19, 08.19, 09.19 || Dialogi #789aa0
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »

A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Zakończył linijkę symboli słysząc turkot mechanizmu prostej kładki wznoszącej Dar Tdary na szczyt Samotnej Skały. Dowód przerwany pod koniec mógł zaczekać sobie do ich rozstania, w końcu nauka nie zwykła dbać o czas tak, jak żywi. Lód zaczynał się już zastanawiać, czy milczenie starszego Uzdrowiciela oznacza odmowę, więc czując wiercący nozdrza aromat palonych korzeni zmrużył lekko ślepia w zadowoleniu, chyląc łeb na powitanie.
  Musieli przedstawiać sobą ciekawy obraz- wężowy kiwający powoli własnym łbem, z krzywym wyrazem pyska, naprzeciw niego powietrzny z głębszym ukłonem i gasnącym półuśmiechem, po powitaniu muflona; stojący wraz z rzeczonym żywiołakiem ognia na jedynym wzniesieniu w okolicy. Duet niebieskich grzyw, w którym czasem ciężko stwierdzić, czy wiatr wiał dla nich w tą samą stronę, czy przeciwną.
  – Byłbym wdzięczny. Twój syn jeszcze nie opanował leczenia. – nie wiedział co prawda, czy Dar kiedykolwiek poznał Marduka, lecz w każdym wypadku Ziemny otrzyma zapewne przy okazji trochę nowych informacji… a Lód pozna może obecny nastrój Mistrza. Było coś w poczciwym, sztywnym Uzdrowicielu, co niepokoiło Remedium. Może to były przekrwione ślepia… a może jeszcze wspomnienia znad Krateru. Zachował jednak to dla siebie, oddalając obawy. Zbyt mało, by wyciągać wnioski, mówił sobie. Z Ziemnym najlepiej było zazwyczaj zaczekać; w końcu był typem smoka, do którego przemawiają fakty. Lód więc miał zamiar zaczekać, trzymać łapę na pulsie, jeśli będzie trzeba. I albo niech coś się wydarzy, albo niech zielonołuski sam dostarczy faktów w inny sposób.
  Zabił w sobie niechęć i sięgnął po przygotowany przez Dar napar z lawendy. Na wszystko, co niepojęte, jak on nie cierpiał tego mdlącego, duszącego zapachu. Cóż, cena skutecznego leczenia. Szkieletowa maddara która przeniknęła jego ciało również nie świadczyła o zmianach. Jeśli coś się działo z Darem, zmiana dotychczas nie sięgnęła źródła – Dziękuję Ci. Herbaty? Nie mam tym razem co prawda ciał do badań, ale w jednym z mieszków jest mieszanka, która dojrzewała od tamtego czasu. – wskazał woreczek czubkiem ogona, czyszcząc miskę, w której zostało mu podane lekarstwo. Obrzucił zainteresowanym spojrzeniem Lothrica. Na razie nowa terakota wytrzymywała żar prawdziwego żywego ognia, mimo całkiem zapalczywego traktowania rubinu muflonim językiem. Pytanie, czy nie stanie się krucha po tym wszystkim, tutaj jednak dochodziły intrygujące własności pachnącej krwią czerwonawej gliny. Poza tym dotychczas nie zdarzyło się Kobaltowi widzieć pożywiającego się żywiołaka, więc obserwacja niosła sama w sobie czystą przyjemność nowego doświadczenia.
  Odstawiwszy uzdrowicielskie naczynie Daru do wyschnięcia, wspomniał jeszcze pewną historię. Otóż Dar odkrył kiedyś, że obsydian jest nietrwały. Przypadkowym efektem jednego badania niejako przyspieszył proces starzenia się skały, dając ich dwójce sposobność do obserwacji jak szklisty minerał przeistacza się w zwykłą szarą skałę. Gorzej jednak, że skała po przemianie była żałośnie porowata, a ofiarą całości była jedna z misek wężowego, z resztą bliźniacza do tej tutaj. Nawet nie mogli później określić, jak szybko zachodzi ów proces w sposób naturalny wiedząc tylko, że istnieje. Eksperymentu już później nie zdołali powtórzyć, co skończyło się na próbach stworzenia języka do opisu tworów z maddary. Tego z kolei nie zdołali ukończyć, choć w późniejszym czasie Lód stworzył kompletny pisemny dialekt. W zasadzie powinien spisać jego strukturę i przekazać wreszcie kopię Darowi. Zapewne Ziemny dokończył tworzenie go po swojemu, ale zawsze byłoby mu łatwiej przebić się przez archiwum swego ucznia, gdyby coś Wodnemu coś się stało. Co do samej miski zaś- ciekawe, czy obecnie używany obsydian został poddany jakimś modyfikacjom, czy poszukiwania wyższych celów sprawiły, że ta naukowa obsydianowa drobnostka została bez odpowiedzi.
  Naraz Remedium spoważniał doszczętnie, przenosząc wzrok wprost na swego Nauczyciela – Darze, wiesz już, jaki był powód tego spotkania. Nie brakuje mi praktyki, a źródło i łapy wyćwiczyłem blisko granic smoczych możliwości. Podziel się więc proszę ze mną ostatnią częścią swej wiedzy, żebym mógł być Tobie równy w sztuce uzdrowicielskiej. – mowa może nieco pompatyczna, ale ich dwójka oddawała się czasem takim celebrom. Dla Kobalta zaś chwila należała do najważniejszych, co w tej chwili wyraźnie rysowało się na jego pysku, niestłumione przez częste dlań kontrolowanie mimiki. Jeśli wcześniej zdawało się, że bardziej intensywnie nie mógł już spoglądać na starszego smoka, to właśnie zadał temu kłam, wwiercając się spojrzeniem jeszcze mocniej, głos zaś nabrał takiej powagi, że usadziłby w miejscu stado rozjuszonych dzików – Darze, chcę, żebyś wiedział jeszcze jedno. Zawsze będę dumny z faktu, że zostałem Twoim uczniem. I bez względu na historie, obecne lub przyszłe, traktuję tytuł Mistrza poważniej, niż obecnie jest to w zwyczaju wśród smoków. Wciąż pamiętam wszystko co Ci mówiłem, wręczając fajkę którą właśnie palisz… przyjacielu. Choć lubił grać w gry słowne z wężowym, kiedyś przynajmniej z wzajemnością, to jednak w pewnych kwestiach wolał być bezpośredni. Taka łzawa ułomność, emocjonalna skaza. Niemniej cenił ją sobie, bowiem bywała przydatna i była nieomylnym śladem po Wędrowcu. Cuchnący ziołowymi wyciągami Uzdrowiciel z Ziemi był zaś tym szczególnym smokiem, któremu Kobalt byłby w stanie powiedzieć praktycznie wszystko nawet mając podejrzenie, że zostanie to wykorzystane przeciw niemu. Tego jednak nawet się nie spodziewał. Najbardziej abstrakcyjne scenariusze w jego łbie, ostatnio uwzględniające nawet próbę zabójstwa z łap Zimy poprzez grupę piskląt z Ognia, nie uwzględniały zamierzonego szponu w plecy od Mistrza. Co najwyżej jego przywary jak popędliwość badawczą, choć to wynikało już bardziej z troski o wężowego.
  – Poszukiwałem kogoś, kto mógłby stanowić obiekt do naszych ćwiczeń, ale niestety nie znalazłem chętnego. – zmiana tematu i pytające spojrzenie. Mogliby co prawda operować na tworach maddary Dara, lecz w kwestii samego organizmu żywy obiekt byłby po prostu niezastąpiony. Tutaj zaś przecież będzie mowa o próbie opanowania najwyższego stopnia w doczesnych metodach leczenia.

Licznik słów: 899
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Dar Tdary
Dawna postać
Nie lubi Cię
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1591
Rejestracja: 09 wrz 2016, 16:57
Stado: Ziemi
Płeć: Samiec
Księżyce: 104
Rasa: Skrajny
Mistrz: Feeria

Post autor: Dar Tdary »

A: S: 3| W: 3| Z: 4| M: 5| P: 3| A: 2
U: B,A,O,W,Śl,Skr,Kż,M: 1 | Pł,MP,MO: 2 | MA: 3
Atuty: Ostry węch, Szczęściarz, Mistyk, Wybraniec bogów, Opiekun
Kłęby aromatycznego dymu, smug które odurzyłyby każdego przeciętnego smoka dały ukraść się powiewom wiatru. Ciepłe jęzory Złotej Twarzy tudzież ognistej kuli jak lubił ją nazywać Dar, lizały ich grzbiety w przyjemny sposób. Miła odmiana po krótkich dniach trwających podczas pory Białej Ziemi. Mina starego uzdrowiciela nie zmieniła się wcale nawet kiedy dowiedział się dość istotnej informacji o swoim pierworodnym. Lothric zastrzygł uszami przekrzywiając główkę na bok, jego wzrok oddawał głębokie zainteresowanie i zaskoczenie zarazem. Remedium powoli chyba przestawał skupiać wzrok już tylko na swoim mistrzu, o ileż łatwiej było spoglądać na zwierciadło jego emocji. Czy jednak zwierciadło było tu odpowiednim słowem skoro nie przybliżało ani nie wyolbrzymiało odczuć? Kiedyś trzeba będzie opracować inną nazwę niż "powiększacz".
Mistrz, ojciec, uczeń i syn, czyż nie było to dość niebanalne połączenie? Samiec uniósł wyżej dumny prawie zawsze pysk i przymknął z lekka ślepia. Wiatr znów szarpnął błękitną oraz granatową grzywą, prawie zgasił też oba ogniska na co smoki usłyszały niezadowolenie beczenie.
-Jeśli będzie choć w połowie tak dobry jak w połowie ty jesteś jak ja to nawet coś z niego będzie.
rzucił niby poważnym tonem jednak zdradził go delikatny uśmieszek. Czyż trzeba było więcej słów ponad drobny, niewinny żarcik jakim czasem się raczyli. Ktoś siedząc z boku mógłby złapać się za głowę czemuż dwaj poważni naukowcy, przyjaciele, tak bardzo czasem się obrażali. Małe móżdżki nie rozumiejące gier słownych.
Skinął łbem usłyszawszy propozycje dotyczącą herbaty. Cierpki, gorzki smak naboju napawał go spokojnością umysłu i w dodatku pobudzał kreatywne wątki. Zioła w fajce może i pomagały, ale dość często potęgowały uczucie senności po wypaleniu całej sakwy. Remedium już dawno nauczył się, że jeśli mistrz na ich rytualne spotkania odbywające się co drugą kwadrę księżyca, przynosił pełen woreczek fajkowego ziela... kończyło się to okrywaniem go skórą baranią w chłodne noce, bądź dokańczaniem rozpisek kiedy jeszcze nie dochodziło do niego chrapanie.
-Co jakiś czas dorabiam nowe naczynia, mieszanka żelaza z miedzią daje całkiem interesujące efekty.
skomentował widząc wzrok ucznia padający niemo na suszące się miseczki. Zbyt wiele czasu strawili na uzyskaniu czegoś trwalszego by zupełnie zapomniał o tych eksperymentach. Choć mieszanki ziół i mapa nieba pochłonęły go bez reszty nie zapomniał i o innych rytuałach rozpieszczających umysł.
Uniósł nieznacznie łapę do góry chcąc przerwać młodszemu mówcy.
-Potrafiłeś całkiem nieźle wleźć mi na odcisk, ale oto nastał dzień próby mój uczniu. Dzień w którym przestanę być mistrzem.
powiedział dość dosadnie oddając wzrok Remedium jednak w nieco inny sposób. Dar przymknął do połowy złociste ślepia skrywając niemal całkowicie czerwień jaka je toczyła. Patrzył na niego poważnie zupełnie odcinając się teraz od Lothrica który spokojnie lizał otrzymany prezent. Muflon nie przejął się tym, ten moment był ważny i inny... nie zamierzał się weń wtrącać jak na przykład podczas kłótni z Feerią.
Uzdrowiciel pamiętał doskonale co mówił wtedy Remedium, jego jedyny prawdziwy... syn. Marduk nigdy ci nie dorówna, wiesz o tym. Zdawał się mówić jednak nikomu nie było dane odczytać tych słów.
-Obiekt do ćwiczeń tym razem wyznaczę ja. Stajesz się trzecim najpotężniejszym uzdrowicielem Wolnych Stad, to ważna funkcja którą postrzegają za taką nie tylko smoki z naszych własnych stad. Test i ćwiczenia nie mogą być byle jakie tak więc pozwoliłem sobie na sprowadzenie tu jednego z przywódców.
Muśniecie umysłu upewniające się gdzie wezwany przez niego smok się znajdował. Wyliczenie w czasie... i powinna tu za chwilkę wylądować akurat na moment gdy Dar skończy mówić. Wyczucie musiało być esencjonalne by otrzymać odpowiedni efekt czyż nie?
-Serce Płomieni zaufała mi i zgodziła się być naszym obiektem, masz więc w łapach życie Ognia mój uczniu.
rzucił kiedy samica stała już pośród nich. Dar nie miał pojęcia o ich zażyłości, był obserwatorem ale nie cechowała go ta zdolność detektywistyczna niczym Remedium. Ziemny wolał zagadki medyczne ponad społeczne tajemnice i romanse.
-Przywódczyni Ognia coś dolega, znajdź to i usuń zanim ja będę musiał to uczynić.
powiedział poważnie i postawił coś czego wcześniej nie wykorzystywał podczas ich spotkań. Zapewne Wodny eksperymentował już z podobnymi rzeczami, ale nie wszystko przecież musieli o sobie wiedzieć. Na kamieniu obok herbat, ziółek i tabaki wylądowała klepsydra ze złocistym piaskiem.
Serca otrzymała od Daru pewną paczuszkę opakowaną w skórę nie żyjącego już smoka oraz żołądek kozy. Paczka była tak wytrzymała by wytrzymać kwasy żołądkowe ich gatunku rzecz jasna. Ważniejsze jednak to co było w paczuszce. Cztery szyszki chmielu oraz trzy nasiona lulka. Taka dawka mogła spokojnie wprowadzić Serce w śpiączkę, więc lepiej było nie bagatelizować sprawy.
-Opisz co widzisz, wytłumacz jak działa, czemu mamy mało czasu, jak to usunąć i... chyba nie muszę ci tłumaczyć metodyki.
skinął łbem.
Przywódczyni Ognia została poinformowana iż w środku znajduje się duża dawka melisy i nic poza tym. Któż nie będący Żerem zgodziłby się na połknięcie chmielu... z drugiej strony był tu przecież Dar. Miał ze sobą "czas", wiedział kiedy wkroczyć jeśli Remedium zawiedzie chociaż w to wątpił.
Presja czasu, powaga zabiegu... Ziemny chciał zobaczyć jak uczeń reaguje na szok Serca, na stres, wszystko to było ważne podczas leczenia innych smoków. Gdybyż tylko wiedział kim dla siebie była czy jest ta para.

Licznik słów: 827
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek

# Ostry węch #
Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
# Szczęściarz #
Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na 2 tygodnie
# Mistyk #
+1 sukces do ataku magicznego raz na walkę
# Wybraniec bogów #
+1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji
# Opiekun #
-2 ST dla kompana

~ Lothric (80ks) R.I.P. Best friend forever~

Naładowany Kryształ Ideału/ Gladiatora


Głos Daru || Muzyka Daru | złoty dublon 03.19, srebrny 06.19, 07.19, 08.19, 09.19 || Dialogi #789aa0
Różany Kolec
Dawna postać
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 590
Rejestracja: 15 gru 2018, 0:35
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 19
Rasa: Północny
Opiekun: Czyżby Krągła?

Post autor: Różany Kolec »

A: S: 1| W: 1| Z: 2| M: 2| P: 1| A: 1
U: B,L,Pł,W,MO,MA,MP,Skr,Śl,M: 1
Atuty: Zręczny; Szczęściarz;
Ktoś, kto znał wątpliwą zażyłość między przywódczynią Ognia a podstarzałym już uzdrowicielem Ziemi, mógł zdziwić się temu, że przystała na jego pomysł. Serce jednak, skłonna była przydać się nie tyle samemu Darowi (choć właściwie nie miała nic przeciw niemu), ale swojemu partnerowi. W pewnym sensie zaaranżowana sytuacja była nawet formą wyrazu ostatecznego zaufania. Połknęła przecież coś, co Remedium będzie musiał wyciągnąć z jej trzewi. Dosłownie się przed nim otworzy. Dosadniej już się nie dało. Dlatego właśnie, wezwana wylądowała pomiędzy parą uzdrowicieli.
Pazury północnej wczepiły się w skaliste podłoże, wdzierając się zgrzytem w poszum składanych skrzydeł. Nie wydawała się chora, tym bardziej, że trzymała się prosto, jej futro lśniło, a na pysku błąkał się delikatny uśmiech zadowolenia. Może miała tylko lekkie mdłości, kiedy organizm zaczynał reagować na niestrawną, obcą rzecz w jej żołądku, ale nic poza tym. To akurat uznawała za zupełnie normalne.
Darze, Remedium. – Kiwnęła głową najpierw starszemu uzdrowicielowi, a potem Kobaltowi. Do tego ostatniego jednak, uśmiechnęła się chytrze i mrugnęła porozumiewawczo okiem. Wyraz jego pyska był przecież bezcenny. – Jestem gotowa – oznajmiła, cofnąwszy się tak, by mieć wystarczająco miejsca na swobodne położenie się. Legła na boku, głowę opierając na jednej z nielicznych kęp traw, która wyrosła pomiędzy skałami. – Daj z siebie wszystko. – Jej łagodny głos musnął jaźń Lodu. Ufała mu niemal bezgranicznie, czego doskonały dowód teraz dawała. Poza tym, naprawdę nie sądziła, by któryś z uzdrowicieli chciał zrobić jej krzywdę. A jeśli... cóż. Wolała o tym nie myśleć.

Licznik słów: 244
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
~~~
I. Zręczny – na stałe +1 do zręczności.
II. Szczęściarz – w przypadku braku sukcesów podczas rozsądzania akcji lub rzutu na Wytrzymałość Atut zamienia ten wynik na 1 sukces. Do użycia raz na dwa tygodnie.

~~~
Motyw Rożka
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »

A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Lód miał niejedną kwadrę, by opanować strategiczne ustawianie się w obecności Daru i Lothrica. Obaj w polu widzenia, wzrok padający na Mistrza bądź zamyślony, zagubiony w przestrzeni… wciąż jednak mogący odczytać mimikę żywego ognia, którą czysty żywioł aż wypalał mu na źrenicy. Zaiste ci, którzy znali Uzdrowiciela Ziemi bliżej mogli wynieść z jego więzi z żywiołakiem równie wiele, co on sam. Ruchy Lothrica, czasem subtelne, czasem brutalne lecz zawsze nagłe- bez odpowiedniej uwagi można było oddać się ich obserwacji na tyle, że uciekałyby te bardziej niejasne przekazy słane przez wężowego smoka.
  Na przykład żadna ekspresja muflona nie zastąpi słownego przytyku, czy lekkodusznego chwytania wiatru w grzywę, który Dar chował skrzętnie jako trzecią warstwę za uśmieszkiem, za pozorną wieloznacznością słów, wreszcie za dumą w postawie. Och, duma była prawdziwa, lecz prawdziwą odpowiedzią na rozwiązanie sporu była ta ukryta wiadomość, że Uzdrowiciel nie jest dumny wyłącznie z siebie. Lód mrugnął, przekrzywiając nieco łeb. Detektyw nie zakrywał ślepi zewnętrzną parą powiek znajdując się w towarzystwie, więc ów zdawałoby się naturalny odruch zarezerwowany był dlań jako szczególny symbol potwierdzenia.
  Smocza kość, drobna glinka, sproszkowany granit, ściśle kontrolowana temperatura i długi czas.– odparłby, ale pozostawił temat naczyń za nimi. Było to zagadnienie znoszące urwanie wątku, w przeciwieństwie do tego, który właśnie nadciągał klarownie jak letni przybój oceanu. Dar nie negowałby bezmyślnie słów swego ucznia twierdzącego, że Ziemny mistrzem nigdy być nie przestanie.
  I faktycznie, w jego działaniach kryło się nawet więcej dalekowzroczności, niż wężowy sam mógł wiedzieć. Czy to jakiś siódmy zmysł, czy jeno zwykły przypadek- nieistotne. Tchnienie Zimy faktycznie mogła nacieszyć się widokiem Remedium skamieniałego na kształt nacieku skalnego, które z takim zapałem badał po jaskiniowych labiryntach. Nawet wiecznie poruszający się ogon i łeb zamarły, nawet wiatr jakby mniej szarpał błękitnym włosiem. Drgnęła ciemna łuska pod złotym okiem, objawiając jakiś mięśniowy tik.
  Miał pokroić swoje Serce.
  Cóżeś nawarzył, Darze? Ziemny mógł podobnie słusznie sycić się wrażeniem, jakie wywołał. – Oczywiście. – ot, cała odpowiedź. Zdobył się tylko na uprzejmy ukłon, jaki winien by był Przywódcy w takich okolicznościach, ale nie odpowiedział wprost na jej sygnały. Może tylko nieco miększym błyskiem w badawczym spojrzeniu…
  …bowiem Lód już czuł, jak spływa nań spokój właściwy czasom leczenia. Wyjść poza wszelkie uczuciowe narośle i stanąć odartym jak po świeżej wylince umysłem przeciw zagadnieniu- tutaj wszystko musiało stanowić cel do odnalezienia przyczyn wytrącających organizm z równowagi i niwelacji ich. Czasomierz Daru odpowiadał na oko niespełna dwóm na sto części odchylenia na okręgu wedle miary czasu przyjętej przez Remedium. Sunąc łapą od karku aż po ogon odkrył zaraz przyczynę tego interwału. Ruch zatrzymał się gwałtownie na wysokości żołądka, gdzie Uzdrowiciel Wody odnalazł to, czego istnienia już podejrzewał.
  Pacjentka leżała w warunkach nie zaburzających leczenia, jej ułożenie ciała na tyle naturalne, że dałoby się tym wytłumaczyć uspokajający się rytm organizmu… gdyby nie tempo, w jakim biologia osiągnęła wyciszenie po przed chwilą ukończonym locie. Nieciężko było to wyłapać już na wstępie, skoro Lód niemal odruchowo starał się zawsze utrzymywać choć parę wiązek maddary wczepionych do właściwych nerwów pacjenta, nadzorując te sygnały, które w zwyczajnych warunkach sięgały wyłącznie smoczej podświadomości. Najgorsze tutaj było jednak to, co stwierdziłby początkujący kleryk: pakunek w żołądku, sączący powoli przez koźli żołądek substancje zielne do przewodu pokarmowego smoczycy był zbyt duży, a teraz i zesztywniały od kwasów żołądkowych, by usunąć go przez przełyk. Na dodatek błony śluzowe górnych dróg oddechowych przechwyciłyby niemało z lulkowej i chmielnej esencji. Pięciu skomplikowanych i nieodmiennie bezbłędnych zaklęć by potrzeba, żeby zastosować do tego przypadku metodę inną, niż dostęp bezpośredni.
  Remedium nie wycofywał maddary z organizmu pacjentki, otaczając pakunek błoną spowalniającą przepuszczanie, by kupić sobie czas na wyjaśnienia i preparacje. Nie mógł zastosować pełnej błony, gdyż po jej zdjęciu do żołądka trafiłby gwałtowny zastrzyk skondensowanych kwasowych dekoktów z ziołowej mieszanki Wielkiego Snu. – Nieszkodliwe dawki lecznicze chmielu oraz lulka czarnego – celowo sięgnął po tradycyjne nazwy ziół w ich smoczym języku. Aby dać pacjentce poczucie, że ma kontrolę nad sytuacją, niż straszyć poprzez stosowanie obcych jej terminów, jakby wyraźnie coś ukrywał. Mógł tutaj wykorzystać znajomość charakteru smoczycy: Przywódczyni Ognia mogła czasem lubić wygodne kłamstwa, ale wedle doświadczeń Kobalta nie przepadała za półprawdą. Ułożył drugą przednią łapę przy pysku samicy. Lekkie dodanie otuchy i zapewnienie znajomym zapachem, barwą i łuską, lecz bez wchodzenia w rejon gierek. Bezsprzecznie nie mógł sobie teraz na to pozwolić.
  Oczywiście wciąż kontynuował wypowiedź – zawinięte w żołądek przeżuwacza oraz smoczą skórę. Niestrawne, ale kwas żołądkowy stopniowo wyciąga mieszankę usypiającą organizm. Serce Płomieni nie zginie od niej, ale dzięki ich wzajemnej interakcji usnęłaby na wiele księżyców. – łapa Uzdrowiciela spoczywała pewnie na boku smoczycy, lekko acz stanowczo utrzymując ją w miejscu na wypadek, gdyby jednak zdarzył się nadmiar reakcji. Świedomie jednak uniknął słowa „śpiączka”. Może i dlatego, że sam miałby problem z pozostaniem chłodnym w obliczu tego słowa. Niebieskołuski zniżył pysk na wysokość Serca i spojrzał poważnie w jej ślepia – Proszę Cię, leż spokojnie. Wyciszony organizm wolniej pobierze następne dawki ziół. Ja natomiast wiem, co robić. Nie bój się niczego, co powiem. – dokończył z naciskiem i strzelił krótko językiem, starając się wychwycić nastrój pacjentki z jej zapachu na równi z napięciem mięśni. Jeśli było trzeba, sięgnął maddarą i wyciszył nadmierne zdenerwowanie, które mogłoby przyspieszać akcję serca, więc i cały metabolizm.
  – Mamy mało czasu, ponieważ działanie w przeciwieństwie do uwalniania nie jest tak stopniowe. Będzie jeszcze mniej, gdy kwas wytrawi wewnętrzną warstwę zawiniątka. Nie mogę wydobyć go przez przełyk, oczywiście – nie przerywając wypowiedzi stuknął wyważonym ruchem szpona w bok własnego nozdrza, sugerując kwestię przyswajania przez błony śluzowe. Na dłuższe wyjaśnienia, dlaczego ślepa ścieżka jest ślepa szkoda czasu, w końcu rozmawia ze znawcą smoczej anatomii, zioła tymczasem wciąż działają, mimo jego maddarowej błony – muszę otworzyć żołądek Serca Płomieni. Zarazem jak najmniej wpłynąć na stan jej organizmu, odchył w każdą stronę to wzmocnienie działania już przyswojonej dawki substancji. Związek psychiki z rytmem biologicznym. – w trakcie gdy mówił, kawałek drewna z jednej z jesionowych żerdek został wycięty maddarą i z podobnych przyczyn począł wytaczać się w gładki, zaoblony po obu końcach walec. Strużyny leciały w dół, targnięciami wietrznego łba ciskane na kamienne kolce kłębiące się pod Samotną Skałą.
  Teraz w miarę, jak kończył wypowiedź, Uzdrowiciel podjął się czegoś znacznie więcej. Od razu zaczął działać. Jego rzeczowe syknięcia nabrały nieco nieobecnego tonu – Nie mogę użyć ziół przeciwbólowych czy nasennych, prawie wszystko wzmocni działanie nasenne, a tasznik działa zbyt miejscowo. Jemioła oraz owoc kaliny – w tym momencie ze starej, znoszonej torby wypłynęły dobrze odmierzone dawki wspomnianych surowców. Porcja gałązek jemioły od razu trafiła na świeżą wodę oddzieloną ze świeżej porcji przygotowanej na herbatę. Za jakiś czas czwarta część wraz z odrobiną ziela zostanie oddzielona do osobnej miski by doszła do formy gęstego wywaru samotnie, trzy zaś części wzmocni przygotowana kalina, czyniąc jeszcze gęstszy dekokt przeznaczony do wypicia. Wszystko dochodziło powoli na ognisku płonącym pośrodku, odciążając źródło Kobalta dla ważniejszych celów.
  ~ Darze, wiesz że muszę Cię prosić o zgaszenie fajki. Twoje mieszanki pogorszą sytuację. ~ sięgnął do Mistrza niewyczuwalnie dla Serca, by pozwolić Uzdrowicielowi na zachowanie pełni swej dumy. W ostateczności stanowił on w tej chwili nie tylko biernego obserwatora, ale i trzeci czynnik, siłą rzeczy w pewnym stopniu zaburzający sytuację. Gdyby Ziemny nie zareagował, jego fajka „sama” by wygasła. Ot, płaski krążek z maddary ściśle blokujący dostęp tlenu do żaru. Dyskretne i skuteczne, tak że sytuacja wciąż będzie znana tylko wężowemu.
  Remedium kreował zaś we łbie coraz dokładniejszy model sceny, a tysięczne sploty jego źródła zwiedzały tak znane już ciało samicy, poszukując pewnych określonych nerwów. Wtedy to odkrył drobny zbitek życia w jej ciele i dowiedział się, że poza Sercem dzierży w łapach również ich potomków. Niesamowicie na dodatek rzadkich, zarodek nie zdążył do końca jeszcze się rozdzielić, lecz już wyraźnie tworzył trzy komplety listków. Małe życie może obumrzeć, choćby Ziemny przerwał w razie porażki Wodnego i uratował Ognistą. Przełykając ten fakt jakby był tym i tylko tym: faktem właśnie, Lód kontynuował mrukliwą przemowę:
  – jemioła przyda mi się na samo rozcięcie, później intensywna mieszanka przeciwkrwotoczna wytrąci dodatkowo organizm z marazmu i spowolni wchłanianie resztek chmielu i lulka. Ale co najważniejsze – sieć sond, gęsta jak nigdy, odnalazła wreszcie w rdzeniu kręgowym właściwe połączenia – Serce, rozluźnij mięśnie. Obróć się na grzbiet i nie ruszaj się. – wyrzekł, przykładając dla niepoznaki czubek szpona do podbrzusza samicy, gdy ta odsłoniła je przed nim. Zaklęcie było uodpornione na ruchy ciała, ale i tak nie dał Jej nawet jednego uderzenia serca namysłu, nim przeciął nerwy.
  …
  Rozmyślał nad tym od wielu księżyców. Dokonywał pierwszych weryfikacji na ostatnim, niewyklutym potomku z pierwszego miotu, czasem próbnie sunął maddarą po nerwach pacjentów, teraz jednak miał styczność z żywym, ukształtowanym organizmem któremu faktycznie to uczynił. Poniekąd nadawała się najlepiej ze wszystkich smoków na pierwszy raz, gdyż jej organizm znał lepiej nawet od własnego. Przerwanie precyzyjnie wybranych kilku połączeń nie powodowało najmniejszych zmian w podstawowej dynamice ciała jak akcja serca, oddychanie czy ruch jelit, lecz pozbawiało smoka wszelkiego czucia od wysokości klatki piersiowej w dół.
  To niesamowite, ile treści czasem zabiera opisanie krótkich odcinków czasu. Trzecia część klepsydry nie zdążyła się jeszcze przesypać, a Remedium mógł otwierać smoczycę – Nic nie poczujesz, ale chwyć to drewienko w szczęki. Jeśli coś by Ci przeszkadzało, wyżywaj się na nim. – nie bez powodu oparł łapę o pierś smoczycy tam, gdzie wciąż funkcjonował jej zmysł dotyku. Nie bez powodu prosił ją o pomoc. Niech pacjentka czuje, że wciąż ma nad wszystkim kontrolę: zarówno ona jak i on. Jesionowe drewno mogła zaś sobie żuć do woli, przy jego charakterystyce nie skończy z paszczą pełną drzazg. Na dodatek skrzętne zatajenie przed Przywódczynią Ognia tego, co właśnie jej uczynił, powinno oddalić od niej panikę. Uzdrowiciel zachowywał się przecież jakby wszystko miał pod kontrolą, a zarazem wyraźnie dał znać, że samica nic nie poczuje. Była to najlepsza taktyka znana Remedium: nie przemilczeć tego, co pacjent odczuwa zmysłami, lecz omijać mówienie o tajemnicach swej sztuki. Nie z dumy, lecz dla uniknięcia lęku, jaki rodzi smocza niewiedza w zetknięciu z faktami – A teraz bez ruchów. – mówił, odmierzając już szponami właściwy punkt na ciele.
  Prawą łapą przesunął w górę podbrzusza, jakby je masował. W rzeczywistości ów zdecydowany nacisk przesunął nieznacznie jelita. Siła na tyle niewielka, by nie zwiększać ciśnienia w otrzewnej , bo jeszcze skończyłoby się na zbieraniu wątpi z posadzki. Przelewające się w jamie ciała wnętrzności były ciągle kontrolowane źródłem na równi z dotykiem Uzdrowiciela, i pozwoliły oddzielić maddarową błoną otrzewną wokół żołądka od pozostałej jej części. Błona ta była wielowarstwowa, każda warstwa miała za zadanie oddzielać się w miarę postępów i obejmować kolejne poziomy rozcięcia, zmniejszając krwotok, zapobiegając mieszaniu się płynów i wylewaniu się ich. Kwasy żołądkowe mieszające się z płynem otrzewnej i krew dostająca się do żołądka nie byłyby wskazanym scenariuszem.
  Woda przemyła podbrzusze, po nim natarcie gęstą zawiesiną z jemioły i ostrzony regularnie na diamencie szpon u lewej łapy wykonał jedno proste cięcie wzdłuż łączenia mięśni brzusznych, otwierając przed Remedium wnętrze Przywódczyni Ognia. Prosty parawan z maddary już w tej chwili oddzielał ich dwójkę od powiewów wiatru. Na szczęście nie padało dziś w najmniejszym stopniu a wiatr na tej wysokości nie niósł pyłów, skała na której się znajdowali była zaś gładka i czysta. Owad również nie latały na jałową Samotną Skałę. Oczywiście Lód nie omieszkał zawczasu umyć własnych łap, to stanowiło już od dawna jego nieodłączny nawyk.
  Rozcięcie musiało być dość duże, by zmieścić przez nie wydobywane zawiniątko, a wszelkie późniejsze poprawki byłyby gorsze na wielu płaszczyznach, niż jedno poprawnie wykonane cięcie. Remedium zdał się nie tylko na intuicję, lecz kilka prób, które wcześniej wykonał w wyobraźni bazując na pamięci dotyku związaną z uciskaniem łapą po podbrzusza samicy oraz układem sond magicznych. Ten moment był więc powtórzeniem kroków w pewnym sensie już uczynionych. Za fioletowym ostrzem podążała rzecz jasna jedna z warstw maddarowej błony, wraz z jemiołą powstrzymując krwotok.
  Dalej rozcięcie żołądka. W tym momencie Kobalt zmodyfikował właściwości bariery wcześniej stworzonej wokół skórzanego zarodka śpiączki. Stała się prawdziwie nieprzepuszczalną, gładką bańką. Trzecią warstwę błony (druga tworzyła zabezpieczoną jamę w otrzewnej) Lód trzymał już w pogotowiu, by natychmiast zabezpieczyć nią soki rozciętego organu. Właśnie ze względu na czas, a także na możliwość wykorzystania zmysłu dotyku, wszystkie cięcia wykonywał łapą, nie źródłem. Stosowanie naraz wielu precyzyjnych, niezmiernie abstrakcyjnych bądź szalenie intuicyjnych zaklęć, a przy tym choćby zabezpieczanie otwartego ciała pacjentki przed podmuchami wiatru w pewnym momencie mogłoby odbić się tragicznie na jakości efektów pracy maddary. Z resztą cóż to za uzdrowiciel, który nie potrafi operować własnymi łapami w harmonii ze źródłem? Źródło i kończyny powinny być jednakowo wprawne i zdolne do współpracy, gdy ich możliwości się pokrywają.
  Z rozciętego więc organu za sprawą takiej właśnie synchroniczności nie miała się uronić na zewnątrz ani kropla żółci. Ostrożnie przesuwając w przestrzeni barierę otaczającą zawiniątko, Remedium usunął je wpierw z organu, następnie przez jamę podbrzusza na zewnątrz. Z nabożną bezdźwięcznością skóra opadła na nagą skałę, ale przecież to była dopiero połowa sukcesu. Naprawa wyrządzonych szkód będzie równie żmudna, gdy wziąć pod uwagę, że całkiem dużo esencji ziołowej już wtedy krążyło po ciele Ognistej. Nawiasem mówiąc, zawiniątko zostało odłożone poza zasięg wzroku pacjentki oraz w takim punkcie, by wiatr zwiewał zapach z dala od jej nosa. To byłby zaiste nieodpowiedni moment na odruchy wymiotne.
  Zregenerowanie tak czystego rozcięcia tkanek było samo w sobie zagadnieniem elementarnym, co stanowiło istotne ułatwienie. Lód przez absolutnie cały czas trwał przyssany do układów ciała Serca całą siecią połączeń. Trochę jak pijawka odbierał organizmowi jego sygnały, badając tym stan smoczycy, dosłownie wyłapując go własnym umysłem, w zamian jednak karmił wewnętrzne receptory kopiami sygnałów pochodzących z własnego ciała. Ponieważ był obecnie w pełni zdrowia i pracował w spokojnym skupieniu, tak samo i pacjentka powinna trwać w takim stanie. Oczywiście, czasem należało dokonać modyfikacji, tutaj jednak Uzdrowiciel działał intuicyjnie posiłkując się do tego własna podświadomością, gdyż i o procesach nie w pełni przeanalizowanych, a czysto sensorycznych była mowa. W tym wszystkim chodziło wyłącznie o to, by omijać odruchy obronne organizmu smoczycy na zmiany, jakie wywołało rozcięcie brzucha; by zachować jak najbliższe normie rytmy procesów biologicznych.
  Gdy żołądek znów był cały i opuścić go mogły korzenie uzdrowicielskiej maddary, pacjentka otrzymała do wypicia oczekujący już w gotowości dekokt z jemioły i owoców kaliny. Przecięty brzuch trochę przeszkadzał w przełykaniu, ale z pomocą Remedium nie było to niemożliwe. Cały czas jego źródło stało na straży w przełyku smoczycy, żeby uniknąć najmniejszej szansy zadławienia i kasłania. Fakt, że Serce nie miała obecnie czucia w torsie nie oznaczał, że gwałtowne skurcze mięśni obeszłyby się bez konsekwencji.
  Regeneracja otrzewnej również nie przysparzała większych problemów. Najwięcej uwagi wymagało rozcięcie samych mięśni, gdyż przebiegało na ich zejściu i brak uwagi przy pobudzaniu tkanek do ponownego wzrostu mógł skutkować w przyszłości przepukliną. Nieodpowiednia rekonstrukcja wytworzyłaby również napięcia krzyżowe między włóknami mięśniowymi, a w konsekwencji ból przy spięciach brzucha i obniżenie siły torsu. Wraz z tkanką odrastały naczynka krwionośne, dalej odtworzyła się cienka warstewka tłuszczu, wreszcie sama skóra. W tym przypadku Lód zadbał o to, by nie pozostawić blizny na ciele. Nawet nie chodziło tutaj o fakt pracy nad własną partnerką, lecz o uniknięcie powstania takiego zgrubienia w miejscu, gdzie poddawane jest stałemu naprężaniu. Blizna więc powstała doprawdy nieznaczna i nawet ona wchłonęła się po chwili uważnego dozowania maddary.
  Pozostało odtworzyć nerwy przecięte w rdzeniu kręgowym. Kobaltowe źródło poruszyło swe ażurowe ciało i opadło na kręgosłup pacjentki niezwykle gęstą siecią. Już kilkukrotnie zdarzało mu się zastępować tymczasowo cudze nerwy ich iluzorycznymi kopiami, tutaj również sięgnął po tą sztukę. Stworzenie dostatecznie złożonych maddarowych nerwów nie było tak prostym zadaniem szczególnie, gdy łączy się nimi fragmenty tak aktywne jak rdzeń kręgowy. – Spójrz, gdzie i jak cię dotykam i powiedz, czy czujesz to poprawnie. – uprzejme, poważne polecenie towarzyszyło powolnemu sunięciu łapy przez brzuch i łapy smoczycy, kontrolnych dźgnięć szponem w ogon czy w któryś ze stawów. Odnalazłszy w ten sposób poprawną kombinację (czy raczej- upewniwszy się, że pamięć go nie zawiodła i dobrze zapamiętał przebieg tych ścieżek) Remedium mógł dokonać ponownego scalenia nerwów. – Wstań teraz, proszę. Powoli i ostrożnie. Przejdź parę kroków, wsłuchaj się we własne ciało i powiedz mi, czy wszystko jest dobrze. – w pierwszej fazie był ciągle w pogotowiu na wypadek wszelkich gwałtownych ruchów ciała, jeśli jednak wszystko jak na razie wskazywało na pozytywny wynik leczenia, Lód oparłby łapę na barku Serca i przez czas jakiś wsłuchiwał się w rytm jej ciała, badając obecny stan tak ciała po rozcięciu, jak i obecnych efektów działania ziół.
  – Jeszcze tylko spożyj to. Żuj powoli, połknij dopiero gdy w pysku będziesz miała wodnistą papkę. – wyrzekł, podając kapelusz muchomora. Wyborny detoks, równie dobrze powinien zneutralizować doszczętnie mieszankę chmielu i lulka. Przy okazji osłabi też działanie leku przeciwkrwotocznego, to jednak nie miało prawa stanowić jakiegokolwiek problemu na obecnym etapie. Teraz dopiero pozwolił sobie wreszcie na jeden wyraźny gest wobec niej.
  Samotna Skała uroniła pod swe skalne łapy jedną herbacianą łzę, gdy Kobalt szybkim ruchem opróżnił własną czarkę. Zaraz już była przepłukana, napełniona na nowo wirującym na wodzie suszem. Świeży, rześki aromat i kwaśny smak zaprawiony słodyczą jasnego miodu nie dość, że psychicznie poprawią stan Tchnienia nie interferując z ziołami leczniczymi, to jeszcze niosły parę dodatkowych znaczeń. Choćby niewielkie naczynko, z którego Lód podjął słodki syrop- jakimś cudem ocalały z wichury, która dopadła ich dwójkę na Wzgórzu. Stał też obok i na tyle blisko, że jeśli chciała, Zima mogła się bez problemu wesprzeć na jego boku, skoro jedną łapę może mieć zaraz zajętą. Skłoniwszy przed nią łeb podał ciemnozielone naczynko z symbolem pokrzywy – Dziękuję za zaufanie, Przywódczyni Ognia. – za wyrażenie zgody na takie działanie należał się bezwzględny szacunek. Przychodzić jako ranny to rzecz prosta, dawać się zatruć by stać się obiektem nauk- zupełnie odmienna.
  Wziąwszy pojedynczy, głęboki wdech by otrząsnąć się do końca z leczniczego transu, Kobalt spojrzał na swego Mistrza.

Licznik słów: 2928
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Dar Tdary
Dawna postać
Nie lubi Cię
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1591
Rejestracja: 09 wrz 2016, 16:57
Stado: Ziemi
Płeć: Samiec
Księżyce: 104
Rasa: Skrajny
Mistrz: Feeria

Post autor: Dar Tdary »

A: S: 3| W: 3| Z: 4| M: 5| P: 3| A: 2
U: B,A,O,W,Śl,Skr,Kż,M: 1 | Pł,MP,MO: 2 | MA: 3
Atuty: Ostry węch, Szczęściarz, Mistyk, Wybraniec bogów, Opiekun
Dym z fajki zdawał się bawić z wiatrem unoszony jego siłą, wyginając się w fantazyjne wstęgi. Podobnie jak i grzywy spotkanych tu na Samotnej Skale trzech smoków. Cisza jaka zamarła między nimi była inna niż ta przed burzą. Dar nie zwracał większej uwagi na obiekt eksperymentu który załatwił niemal w ostatniej chwili. To pysk Remedium interesował go najbardziej... obydwaj mieli już w łapach życie przywódców swych stad. Szabla jak i Gorycz nosiły na sobie ślady zarówno łap starszego jak i młodszego uzdrowiciela. Z Sercem rzecz miała się zgoła inaczej, była w ślepiach Daru obca lecz nie samotna. Oczywiście iż wyczuł w niej drugie życie, czyż stawka dzięki temu nie podwajała się znacznie? Siedział i pykał fajkę słuchając słów ucznia, nie komentując ich jednak. Poproszony o zgaszenie swego nałogu uczynił jak go proszono i zamiast tego ujął w łapy czarkę herbaty.
Operacja, mniej istotne emocje Zimy oraz pulsujące żyły pod łuskami Remedium. Tak, tego chciał doświadczyć Dar... walki ucznia z przeszkodą i uciekającym czasem. Milczał.
Stary samiec uśmiechnął się do młodych i skinął lekko łbem przywódczyni Ognia.
-Kolejny do grona. Następnym razem Pani, jak to mają w zwyczaju mawiać ludzie, przybądź do mnie bądź mego ucznia bo udowodnił on iż zna się na swoim fachu równie dobrze co Feeria i Dar Tdary.
widział na jej ciele znaki źle zaleczonych ran. Ciekawy który patałach tego dokonał, tchórz Biel czy narcyz Światłość. Zmarszczył lekko nos na samą myśl o nich, a słowa które wypowiedział uznał za pożegnanie. Zaczekał więc aż samica oddali się nieco od dwójki uzdrowicieli.
-Nie było to jedyne twe zadanie jak się domyślasz, wszakże pragniesz być najlepszy.
Dar uniósł w górę swą łapę, granatowe szpony błysnęły w świetle Złotej Twarzy, długie i twarde jak przystało na smoki górskie. Ostawił czarkę z ciepłą jeszcze herbatą i wbił szpony w odwrócona ku górze drugą przednią kończynę. Ciało po drugiej stronie było pokryte delikatniejszymi łuskami które z łatwością ustąpiły pod smoczymi pazurami. Samiec skrzywił się, zacisnął jednak mocno zęby i nabrał powietrza w płuca. Taka rana była trywialna... dosięgnął tętnic, nagły ruch nadgarstka i nim Remedium wyrwał szpony z rany jeśli w ogóle próbował, ta otwarła się paskudnie na długość całego przedramienia. Poszarpane krawędzie, spływająca raźno krew, a czas płynął nieubłaganie zabierając po cichu życie mentora.
-Ostateczny test, jeśli go oblejesz Wolne Stada zostaną wystawione na... na pastwę nieudolnego medyka.
warknął czując dojmujący ból.
Dosyć dziwny pomysł, ale któż mu zabroni dziwaczeć na starość. Sam Lothric z kolei zabeczał żałośnie i zaczął łazić w kółko. Nic, a nic nie podobał mu się plan towarzysza... oczywiście ten mimo wykrwawiania się wysłał mu uspokajające myśli, ale sam fakt zerwania więzi napawał muflona strachem. Nie chciał znów być "wolnym", chciał pomagać i dumać nad gwiazdami razem z Darem. Pić herbatę Remedium i podkradać obydwu kamienie... jak zawsze.

Licznik słów: 461
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek

# Ostry węch #
Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
# Szczęściarz #
Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na 2 tygodnie
# Mistyk #
+1 sukces do ataku magicznego raz na walkę
# Wybraniec bogów #
+1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji
# Opiekun #
-2 ST dla kompana

~ Lothric (80ks) R.I.P. Best friend forever~

Naładowany Kryształ Ideału/ Gladiatora


Głos Daru || Muzyka Daru | złoty dublon 03.19, srebrny 06.19, 07.19, 08.19, 09.19 || Dialogi #789aa0
Remedium Lodu
Dawna postać
Szalony Geniusz
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 791
Rejestracja: 27 lip 2018, 9:10
Stado: Umarli
Płeć: Samiec
Księżyce: 50
Rasa: Skrajny
Opiekun: Wędrówka Słońca*
Mistrz: Dar Tdary
Partner: Serce Płomieni

Post autor: Remedium Lodu »

A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: Pł,W,B,L,Śl,Skr,Kż,MO,M,A,O: 1| MA,MP: 2| Lcz: 3
Atuty: Ostry Węch, Szczęściarz, Skupiony, Wybraniec Bogów
  Wbił spojrzenie ciężkie od wdzięczności wprost w ślepia Zimy, gdy ich opuszczała. Spotkają się niebawem, był tego pewny. Odciągnie ją za to na cały dzień. Popływają, pospacerują, polatają, będzie jej słuchał cały czas i opowiadał jej cały czas. Odwdzięczy jej się jeszcze za to na każdy sposób, jaki sobie zażyczy, ale nie teraz. Teraz był inny czas, więc mógł tylko zasiać ziarno obietnicy w swoim Sercu.
  Dar zaś nigdy nie przestanie go zaskakiwać- błysnęło mu w czaszce po raz pierwszy. Kolejny do grona. Jedno, w gruncie rzeczy nie aż tak powalające, choć nietrywialne i bardzo niezwykłe leczenie i już? Co prawda zadanie, które przed chwilą wypełnił, jak i słowa Daru jakby coś w nim… odblokowały. Przyniosło mu nowe doświadczenie uzdrowicielskie, to z pewnością, ale również pewność siebie. Zwykle miał uczucie lawirowania po meandrach i rozgałęzieniach systemu zbyt rozległego, by go ująć w całości.
  Nigdy tej całości nie ujmował. Teraz wciąż tak było, ale pogodził się z faktem, że zawsze tak będzie. Że uzdrawianie to nie sztuka widzenia wszystkiego, lecz wyboru najważniejszych celów, ustalania priorytetów i radzenia sobie z ich konsekwencjami. Zamiast starać się popłynąć naraz wszystkimi odnogami, nie bał się już wybrać drogi w labiryncie, jakim był smoczy organizm- tkwiąc przyłączonym tak mocno do układów Serca zorientował się, że wiele z najważniejszych, a fundamentalnych rzeczy dawniej wymagających dodatkowej dozy skupienia, obecnie czynił podświadomie i odruchowo, koncentrując wysiłki na pierwotnym problemie. To nie jest prosta lekcja, gdy masz kompulsywną potrzebę obserwacji absolutnie całego otoczenia.
  Wciąż jednak miał uczucie, że to podejrzanie niewiele. Jakby umknęła w tym wszystkim jeszcze kwintesencja sztuki leczniczej. W porządku, już teraz miał wprawę i doświadczenie, ale wzniesienie się na pewien poziom nie mogło przecież ograniczać się do nabrania samej tylko pewności siebie!
  Dar zaś nigdy nie przestanie go zaskakiwać- błysnęło mu w czaszce po raz drugi. Dar Tdary, smok poszukujący ścieżki ku nieśmiertelności, otwierający sobie tętnicę. Lód nie rzucił się by go powstrzymywać, choć musiał zagryźć szczęki żeby być w stanie stać tylko w miejscu i patrzeć. Rana mogła wyglądać niepozornie- ot, przedramię. Gdyby jednak coś takiego miało miejsce w pojedynku, ranny najpewniej nie miałby szans doczekać uzdrowiciela. Rozcięcie dużej tętnicy wzdłuż było gorsze od amputacji, bo mięśnie otaczające naczynia krwionośne na takiej długości nie miały szansy zawęzić drogi upływu krwi. Tak się nie walczyło; tak się popełniało skuteczne samobójstwa.
  Warknął krótko pod nosem, w odpowiedzi na słowa Mistrza. Jasna tętnicza krew chlusnęła jak woda ze źródełka, barwiąc miedziany napar w czarce wężowego, samoistnym mieszaniem barw odmierzając krótki zapas czasu. Lód pochwycił samca maddarą i szybkim ruchem obrócił całego na grzbiet, by łapa znalazła się w górze. Ciało prosto, łeb odchylony by ułatwić oddychanie. Ogonem złapał i oplótł mocno kończynę, usztywniając ją w pozycji pionowej i zapewniając ścisłe przeniknięcie się barier magicznych. W tym układzie ciśnienie opadło spowalniając (wciąż potężny) upływ krwi- parę cennych i jakże dosłownych uderzeń serca więcej, które wystarczyły by stworzyć, a później stopniowo ulepszyć zastępczą tętnicę z maddary, jednocześnie jak najszybciej powstrzymać przedostawanie się drobnych odłamków łusek w głąb ciała. Sztuczka, która nie mogła trwać wiecznie, ale pozwalała chociaż opanować gorącą sytuację.
  ~ Lothric! ~ przekaz mentalny mógłby obudzić zmarłego, ale jak inaczej przemówić do żywego ognia, jak nie przesyconym emocjami, płomiennym okrzykiem? ~ Siadaj koło ognia i milcz! Spalisz mi zioła, to Dar zdechnie za moment! ~ dwie przypalone uzdrowicielskie torby, czarki po leczeniu Zimy potłuczone racicami, ta w której leżał rubin chyba w ogóle spadła ogony w dół na ziemię. Susz herbaciany hajcował się jak najęty i tylko właśnie gruba skóra toreb, w których obaj uzdrowiciele przechowywali zioła ocaliły drogocenną zawartość przed chwilą Lothricowego załamania. Nie na długo jednak, jeśli ów się nie opamięta.
  Mając zabezpieczony dostęp do ziół, jeszcze przed ich podaniem pobudził główną tętnicę do zasklepienia. Bez przygotowań, bez niczego. Lepiej jest radzić sobie z konsekwencjami zakażenia i później poprawić tą prowizoryczną pracę, niż słuchać, jak serce klika w piersi wężowego pompując jeden jedyny raz powietrze z braku cieczy. Pozwoliło to również znacznie odciążyć z zaklęcia umysł i ruszyć dalej, teraz bowiem miał znacznie prostszy twór do podtrzymania.
  Co do samej rany- nie bez powodu warknął, gdy Ziemny zabrał się do dzieła. Zapewne celowo nie obmył nawet dobrze szponów po przybyciu, na dodatek w przedramię wbił dokładnie ten, którym miał w zwyczaju poprawiać ziołowy susz w fajce. Oczywiście, choć twardy mentalnie, Dar wojownikiem nie był, więc otwarcie tętnicy zwieńczył zgrabny i cokolwiek bezwładny zjazd szponu po kości łapy. Miękisz ciała rozpuchł przecudnie wzdłuż rozcięcia, prezentując wszystkie swe wdzięczne warstwy. Lekcja anatomii doktora Tdara, obraz na ślepiach, koloryzowane. W każdym bądź razie Remedium, odruchowo obserwując smoki w swym otoczeniu, spodziewał się tych rezultatów jeszcze nim wcielono je w życie. Tętnica z maddary wypuściła korzenie by odessać z ciała resztki z fajki wężowego, nim podejrzane substancje przedostaną się dalej. Przyswajane przez krwioobieg rozniosłyby się po organizmie obszerniej niż spalane, skutecznie uniemożliwiając użycie większości ziół. Prognozowany skutek rzeczonego scenariusza: zgon.
  Wygrzebał z torby ostatnią miskę. Stary, dobry, zaufany granit, dla którego wiecznie szukał alternatyw. Nawet nie miał pokrywki, tą bowiem Lothric zdążył kopnąć w przepaść. Na początek chmiel. Gdyby zareagował choć trochę później, upływ krwi byłby zbyt wielki by pozwolić sobie na takie działanie, teraz jednak mógł spokojnie podać napar obniżający ciśnienie krwi i spowalniający akcję serca, gdy pacjent zapada powoli w sen. O tak, powoli- cztery szyszki zostały rozrzedzone, żeby zdążyć z podaniem następnych dekoktów i nie utrudniać sobie życia transportowaniem lekarstw do żołądka śpiącego. Z Darem przynajmniej nie musiał się przejmować brakiem posłuszeństwa jako pacjenta, więc tylko pomógł mu wypić, unosząc łeb wężowego i wspierając go z tyłu przednimi łapami. Pokaźne poroże samca drapało uzdrowiciela po piersi, łapach, momentami zaś równie szyi wpijając się boleśnie, ale nie czyniąc szkód ponad porysowane łuski.
  Niektóre zioła można było bezpiecznie łączyć w jeden dekokt, wystarczyło pilnować stężenie i uwzględniać osłabiony organizm rannego. Po chmielu więc był czas na wywar z topoli i jemioły, uzupełniony delikatną lawendą. Część jemioły gotowała się osobno, zawieszona w sferze wody wprost w powietrzu- ta była przeznaczona do wysmarowania rany, dopełniając przeciwkrwotocznego działania naparu. Topola tłumiła szok organizmu jednocześnie regulując działanie chmielu, zaś lawenda zapobiegała powstawaniu w organizmie stanów zapalnych, których zarzewie mogło przedostać się do krwi. Katamu raczy wiedzieć, co znajdowało się w ziemi po której stąpał smok w drodze na Czarne Wzgórza.
  Nawłoć i macierzanka, zmiażdżone i połączone z gęstym wywarem jemioły pokryły oczyszczone zranienie chłonnym, lepkim okładem. Lód odwijał ogon, nakładając sumienną porcję na zranienie, szczególnie w miejscu pierwotnego wbicia szponu i szczególnie poszarpanych obszarów rany. Celowo pochwycił dłuższe gałązki macierzanki oraz listki nawłoci zaopatrzone w większe ogonki, by uzyskany okład zawierał wiele roślinnej włókniny i był w stanie wytrzymać wciąż niemały upływ krwi. Na koniec ponownie owinął łapę własnym ogonem, pierwszy zawój na łokciu zaciskając mocniej.
  Źródło Kobalta poruszyło się większą częścią, sięgając do organizmu pacjenta podobnie jak wcześniej- by nasłuchiwać jego rytmów, by szukać niezgodności, by planować działania i jednocześnie działać. Wspomógł działanie dezynfekujące nawłoci, jednocześnie w paru miejscach układu krwionośnego stawiając filtry usuwające lekkie skażenie, jakie wcześniej spowodował zasklepiając nieoczyszczoną tętnicę. Teraz również poprawił tą prowizoryczną pracę: skrupulatnie i precyzyjnie odbudowując jej ścianki, szyjąc na nowo wcześniej słabo odtworzoną tkankę. Od razu wzmocnił i zabezpieczył układ krwionośny warstwą mięśni które zrosły się- uporządkowane i zręczne jak dawniej, przerośnięte drobnymi naczynkami włosowatymi i gęstą siateczką nerwów właściwą tak wprawnej łapie.
  Stawem łokciowym, a ściślej- grupą rozciętych ścięgien zajął się dopiero, gdy cieniutka warstewka tłuszczu okryła wstępnie żywe mięso. Teraz mógł splatać na nowo włókna na stawie i wykręcać go na różne sposoby, badając naprężenia. Sam pacjent nie doświadczy z początku wszystkich imperfekcji, gdy przez świadomość wciąż pełga fantomowe wspomnienie bólu, a znów: leczona była łapa uzdrowiciela, więc liczyła się najwyższa wierność pierwotnego układu ścięgien. Do bardzo drobnych różnic Dar z czasem przywyknie, ale już do tego czasu Lód mógłby mieć pośrednio na sumieniu jakieś newralgiczne omsknięcie się łapy Ziemnego podczas leczeń. Szabli, na przykład. Nieudolne zszywanie stawu pewnego samca, czyli jak zabiłem własną matkę.
  Na deser pozostawił sobie paskudnie rozwleczoną skórę w okolicy podstawy szponów Tdara. Nie chodziło tutaj nawet o estetykę efektu końcowego, lecz o fakt, że obecnie matnia jednego ze szponów znajdowała się na wierzchu i brak odpowiedniej odbudowy skutkowałby jego obumarciem i wypadnięciem, albo w najlepszym wypadku podatnością na zakażenia.
  Choć przez cały ten czas miał kontakt z sygnałami biegnącymi przez rdzeń kręgowy pacjenta, to zregenerowawszy skórę i łuski jeszcze dłuższy czas trwał w ciszy, wsłuchując się w organizm. Spokojny puls utracił tej szczególnej leniwości powodowanej przez chmiel, przechodząc do rytmu właściwego dla czystego snu. Jego siła również powoli przyrastała, gdy Kobalt sączył z wolna energię wprost do szpiku kostnego, przyspieszając uzupełnianie krwi. Skończył.
  Siedział jeszcze jakiś czas, oddychając niemal równie powoli co sam śpiący. Może nawet wolniej. Wreszcie spojrzenie nieomylnie sięgnęło czarki z herbatą, której miedziany kolor pogłębił teraz dodatek smoczej krwi. Lód przełknął ślinę i cisnął zawartość przed siebie, aż soki roślin i smoczy rozwinęły się w świetle słońca w płynny miraż, by skończyć straceńczym rozbryzgiem gdzieś w dole. Nieważne gdzie, byle dalej od spragnionego pyska. Zerknął na Lothrica i posłał muflonowi uspokajający uśmiech, lekko kiwając łbem. W tej chwili jednak, szczerze powiedziawszy, mięśnie trzeszczały sucho usiłując przybrać właściwy dla tej ekspresji kształt.
  Bowiem do Remedium dotarło, co wcześniej mówił Dar. Dopełnił nauki i nie było już umowy, która ich pętała. Mistrz przekazał mu wszystko, co umiał i już po leczeniu Tchnienia usadził na równi z samym sobą. Ale… czy w tej chwili nie obdarzył go zaufaniem? Mieli z tym ostatnio spore problemy, ale teraz wężowy leżał bez przytomności, kamień wokół zaś płonął od rdzy z resztek życia, które usiłowało z niego wyciec. Które sam z siebie wydusił, oddając się w łapy Kobalta.
  Odprężył się, podszedł i impulsem wybudził starego przyjaciela. Pierwsze, co ów zobaczył po przebudzeniu było wlepione w niego spojrzenie złotych ślepi, które jak lustra odbijały w sobie równie złote ślepia Daru. Otaczał je zaś całkiem naturalny, pełny uśmiech Remedium, z zaciśniętymi wargami i odsłoniętymi kłami w kącikach pyska.
Żartowaliśmy kiedyś sobie, że ty poszukujesz nieśmiertelności, a ja niemożliwego. Ale wiesz, Darze… jesteś niemożliwy. – wyrzekł, pomagając wstać towarzyszowi.

Licznik słów: 1663
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek Ostry Węch Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
Szczęściarz Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/1 etapie leczenia
Skupiony -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół
Wybraniec bogów +1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji

══════════ Muzyka ══════════
Co jest na powierzchni
Co tkwi pod spodem

════════ Teczka Postaci ════════
Dar Tdary
Dawna postać
Nie lubi Cię
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 1591
Rejestracja: 09 wrz 2016, 16:57
Stado: Ziemi
Płeć: Samiec
Księżyce: 104
Rasa: Skrajny
Mistrz: Feeria

Post autor: Dar Tdary »

A: S: 3| W: 3| Z: 4| M: 5| P: 3| A: 2
U: B,A,O,W,Śl,Skr,Kż,M: 1 | Pł,MP,MO: 2 | MA: 3
Atuty: Ostry węch, Szczęściarz, Mistyk, Wybraniec bogów, Opiekun
Płomienie buchnęły podobnie jak krew z rany mistrza. Kozioł uderzył racicami o kamienie na których stał posyłając iskry na wszystko co znajdowało się wokół niego. Nie obchodziło go nic ani nikt zwłaszcza Remedium którego przecież lubił. Języki ognia tańczyły na ciele żywiołaka który stał teraz w swej naturalnej formie przed obydwoma smokami. Zniekształcony ryk jaki wydobył się z piersi stworzenia nie przypominał beczenia muflona.. z resztą jeśli poświęcić by tylko chwilę na analizę zaistniałej sytuacji, żywiołak był oddzielnym gatunkiem, tylko pożyczał sobie wygląd innych stworzeń. Fajkowe zioła, susz herbaciany i powierzchnia toreb z roślinność zajęły się ogniem. Jeśli tak dalej pójdzie to i sierść smoków stanie w płomieniach.
Prysznic jaki sprawił kompanowi Remedium nie do końca był w stanie zgasić płomienie, ale sprawił iż poziome, czarne kreski gdzie w głowie żywiołaka zwróciły się w kierunku uzdrowiciela. Usłyszał go i warknął wypuszczając z nozdrzy kolejne jęzory płomienia. Pokręcił się w kółko, ale w końcu stanął na krawędzi grani i patrzył w milczeniu gdzieś w dal. Teraz wyglądał jakby ktoś rozpalił ognisko w granicy skały, niepokojące, drżące i patrzące na świat czarnymi węglami.
Dar posłusznie padł na ziemię wyciągając łapę ku górze. Jakiś piękny widok, błękitne niebo i te sprawy... ale chwila, przecież miał być nauczycielem w całej tej sytuacji, nie workiem mięsa, kości i krwi. Tlen uciekający wraz z juchą wcale nie pomagał zebrać myśli. Spojrzał z wysiłkiem na ucznia.
-Wiesz, że zawsze postrzegałem cię synem?
odezwał się jakby gadali sobie przy herbacie nad pieczenią z sarny. Skup się stary capie, przecież nie to chciałeś powiedzieć. Co z faktem iż uczeń zdecydowanie zbyt wolno rzucił miskę z wodą na ogień? Do tego trzeba było maddary. W kogo łapy on się oddał?! Irytacją starał się pobudzić łeb do analizy.
-Jedyny smok który potrafi widzieć ponad...
warknął nie wiadomo czy bardziej do siebie czy też do ucznia. Chmiel. Zna ten zapach więc organizm zdziałał automatycznie. Zdrową łapą machnął tak silnie, że miseczka z nasennym środkiem rozbiła się o ziemię.
-Jeśli jeszcze raz... podczas mi coś na sen... postaram się byś nigdy... nigdy więcej nie mógł trzymać w łapach... utensyliów uzdrowicielskich...
warknął łapiąc z trudem oddech, lecz wzrok Daru był śmiertelnie poważny. Ciekawa groźba jak na kogoś kto za chwilę miał się przekonać czy bogowie istnieli czy też nie. Musiał być przytomny i będzie o to walczył. Musiał widzieć co podaje i jak działa Remedium. Jakim byłby nauczycielem gdyby tego nie kontrolował?! Co jakiś czas tracąc przytomność oceniał co robił uczeń.
-Mniej zioła...
-Mocniej zaciśnij.
-Mhhrr...
i tym podobne niezwykle ciekawe komentarze, chociaż tak po prawdzie były przecież zbyteczne. Dar starał się jednak zachować świadomość która czasem mu uciekała. Na sam koniec faktycznie pierwszym co ujrzał były złote ślepia przyjaciela. Zerkał na niego jakby nigdy nic.
-Nieźle mi idzie nieprawdaż.
odpowiedział podczas gramolenia się z pomocą na równe łapy. Lothric niemal od razu wystartował do smoków i uderzył rogatym łbem w pierś Daru przy okazji zasypując go milionem myśli na raz. Nadal był zły, ale jego wygląd temu przeczył. Płomyki pełgały tylko po jego grzbiecie jak zazwyczaj. Uzdrowiciel natomiast zwalił się jak kłoda na ziemię po trafieniu i ledwo co łapał dech. Żywiołak usiadł sobie dumnie obok Remedium i zamachał kitą na boki. Teraz byli już kwita.
Ty mały...
Samiec znów starał się powstać czując potężnego krwiaka rozlewającego mu się po piersi. Gdzieś tam głęboko... rozumiał, ale przecież nie zamierzał tego przyznać otwarcie.

Licznik słów: 559
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
Obrazek

# Ostry węch #
Dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na węchu
# Szczęściarz #
Odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na 2 tygodnie
# Mistyk #
+1 sukces do ataku magicznego raz na walkę
# Wybraniec bogów #
+1 sukces do akcji raz na walkę/polowanie/raz na tydzień w leczeniu/raz na dwa tygodnie w polowaniu łowcy/misji
# Opiekun #
-2 ST dla kompana

~ Lothric (80ks) R.I.P. Best friend forever~

Naładowany Kryształ Ideału/ Gladiatora


Głos Daru || Muzyka Daru | złoty dublon 03.19, srebrny 06.19, 07.19, 08.19, 09.19 || Dialogi #789aa0
ODPOWIEDZ

Chcesz dołączyć do gry?

Musisz mieć konto, aby pisać posty.

Rejestracja

Nie masz konta? Załóż je, aby do nas dołączyć!
Zapraszamy do wspólnej rozgrywki na naszym forum.
Rozwiń skrzydła i leć z nami!

Zarejestruj się

Logowanie

Wróć do strony głównej